
~Prolog~
Daniel Białecki mknął starą ciężarówką po pogrążonej w ciemnościach nocy autostradzie. Kiwał się na trzeszczącym siedzeniu w rytm starego przeboju Queen’u: „Under Pressure”. Jednak po chwili radiowa muzyka umilkła, a zastąpiły ją głośne trzaski.
– Cholerna burza – mruknął Daniel postukując w głośniki z nadzieją, że w ten sposób radio znów zadziała. Warknął, gdy jego działania nie przyniosły rezultatu.
Późna pora nie służyła jego samopoczuciu. Ręce, już prawie bezwładne, z ledwością trzymały kierownicę. Daniel sięgnął po butelkę i pociągnął solidny łyk lodowatej i orzeźwiającej coli.
– Uff…Od razu lepiej – westchnął.
Nagle w radiu odezwał się cichy kobiecy głos:
Pogodę na Mazowszu będzie kształtować przemieszczający się z północnego zachodu na wschód front atmosferyczny niosący ze sobą ulewne deszcze. Przewidujemy silne opady na terenie całej Polski. Nie wykluczone burze. Przejaśniać zacznie się dopiero jutro popołudniu. Temperatura przewidywana na sobotę to od dwudziestu czterech stopni w okolicach Krakowa do nawet trzydziestu na zachodzie kraju.
– A to ciekawe – pomyślał Daniel gapiąc się na uderzające w szybę krople deszczu. – To chyba pierwszy raz, kiedy sprawdziła im się pogoda. – Zażartował.
Tymczasem z głośników popłynął głos innego spikera:
No dobra, to teraz zwalniamy nieco tempo, bo za chwilę usłyszycie ‘What a wonderful world’ Louisa Armstronga.
Gdy tylko głos umilkł kabinę ciężarówki wypełniła cicha muzyka.
I see trees of green... red roses too
I watch 'em bloom... for me and for you
And I think to myself... what a wonderful world.
– No nie, tylko nie to…– westchnął Daniel zagryzając kanapkę. Zerknął na leżącą na siedzeniu pasażera mapę, by zorientować się ile jeszcze mu zostało drogi.
– No dobra… Jeszcze dwie godziny…
Tymczasem monotonną jazdę przerwała cicha melodia wydobywająca się z kieszeni koszuli Daniela. Mężczyzna wygrzebał telefon i odebrał go. Usłyszał podenerwowany głos swojego znajomego, Piotra Chodorskiego.
– Daniel… – wyszeptał, lecz jego głos zakłóciły trzaski i głośne szmery.
– Słucham?! Piotrek?! Możesz mówić głośniej? Słabo cię słyszę!
Zakłócenia trwały jeszcze parę sekund, a potem nagle ustały.
– Jesteś tam? – wyszeptał Piotr.
– Jestem, jestem – odparł Daniel. – Chyba mam słaby zasięg, bo na jakimś odludziu jestem. Słuchaj… możesz zadzwonić później? – dodał szybko. – Teraz prowadzę. Za jakieś dwie godziny będę…
Wypowiedź przerwał mu ochrypły głos Piotra.
– Słuchaj mnie uważnie i nie zadawaj pytań, szkoda czasu. Ci goście z ASAC-u to oszuści. Słyszałem jak mówią o jakimś zamachu, nie wiem, o co chodzi, ale oni coś knują…
Daniel uśmiechnął się delikatnie.
– O nie Piotrek. Nie dam się wrobić w kolejny twój świetny żart. Raz ci się udało, ale teraz…
– Zamknij się i słuchaj – przerwał gwałtownie Piotr. – Musisz jechać na policję. To nie jest żaden żart. Mówię serio. Wiem, co słyszałem.
Daniel zamarł na chwilę. Po tonie głosu swojego przyjaciela wywnioskował, że sytuacja wygląda na poważną.
– Kurde… nie ma tu policji… – odparł nerwowo rozglądając się po drogowskazach. – A co się właściwie dzieję? Gdzie jesteś?
– Nie wiem… cholera… wygląda to na jakiś hangar. Ci goście też tu są. Przywlekli mnie tu żebym im wszystko wyśpiewał o naszej firmie. – odparł. – Czekaj spróbuję stąd zwiać – dodał szybko Piotr odkładając słuchawkę.
– Piotrek! Nie wyłączaj się! – krzyknął, ale nie otrzymał odpowiedzi. Odetchnął z ulgą, gdy się zorientował, że połączenie nie zostało przerwane. Trzymał kurczowo słuchawkę mocno przyciśniętą do ucha, aby wszystko dokładnie słyszeć. Nagle zorientował się, że rozwinął prędkość stu dziesięciu kilometrów na godzinę. Szybko zdjął nogę z gazu. I wtedy usłyszał w telefonie głośne dźwięki trzaskającego drewna.
Serce Daniela zapulsowało szybciej.
– Piotrek?! – krzyknął.
W tym momencie usłyszał w słuchawce donośny, męski głos.
– Szefie! On wieje!
– Co?! Cholera jasna, łapcie go! Szybko, szybko! Ruszać się!
Potem dało się słyszeć jęki i pojedyncze trzaski łamanego drewna.
– A dokąd to się pan Piotr wybierał? – zapytał nagle z irytacją jeden z mężczyzn.
Piotrek nie odpowiadał.
– No dobra, Antoni, rusz swój leniwy tyłek i sprawdź, co z naszym gościem. Jakoś niemrawo wygląda.
Zapanowała chwila ciszy…
– Wszystko z nim w porządku. Poobijał się lekko o palety, ale może gadać. No i trochę go zamroczyło, to tyle. Eee…Tom, możesz już go puścić. Da radę stać na własnych nogach.
Potem przemówił kolejny mężczyzna.
– Ale z ciebie pierdoła. Jak już chciałeś zwiać, to mogłeś to zrobić dyskretnie, a nie rozwalając po drodze stos palet. No Dobra, zostawcie go. Chodźcie teraz tutaj, musimy coś obgadać – zawołał towarzyszy.
Daniel czuł się, jakby był razem z Piotrkiem w tym hangarze, ale słyszał tylko niektóre słowa wypowiedziane przez okupantów jego kolegi. Po trwającym kilka chwil milczeniu, jeden z nich znowu się odezwał:
– No dobra… Układ jest prosty. Albo gadasz nam wszystko o swojej firmie, albo… albo kulka w łeb.
– Chrzańcie się – mruknął Piotr, spluwając pod nogi tajemniczym mężczyznom, a oni ryknęli śmiechem.
– Ho, ho, ho, Piotruś zgrywa bohatera. Ciekawe jak długo wytrzyma…
– Eee… Szefie!!! – wrzasnął nagle jeden z mężczyzn
– Czego znowu?
– Tu leży komórka!
– Cholera jasna! Antoni, sprawdź to – polecił.
Daniel zamarł… Poczuł, że nogi mu drętwieją i zsuwają się z pedałów.
I hear babies cry...... I watch them grow
They'll learn much more.....than I'll never know
And I think to myself .....what a wonderful world
– Ktoś jest na linii… – powiedział cicho Antoni.
– Oh, dawaj mi to. Kim jesteś? Gadaj!
Daniel milczał jakby ktoś skleił mu usta. Postanowił udawać, że nie słyszy tych głosów w słuchawce. Zaraz znikną… spokojnie… tylko spokojnie – pomyślał.
– No, już! Gadaj, albo on zginie!
Argument wydał się Danielowi mocny, dlatego znalazł w sobie resztki odwagi i odezwał się cicho:
– Daniel Białecki…
– Aaa… To ty… – odpowiedział i odłożył na chwilę słuchawkę, kierując się do swoich towarzyszy – To Białecki. Z nim nie będzie problemu. Przecież… on jest już wyeliminowany…
Daniela zmroziło. Wyeliminowany… Cokolwiek to znaczyło, nie brzmiało zbyt dobrze.
– Szefie, ale on mógł wszystko usłyszeć i komuś przekazać.
– Racja Antoni, nie pomyślałem o tym.
– Zapewne zadzwonił do Anny – zasugerował Antoni.
Daniela całkowicie zatkało. Skąd oni wiedzą o mojej żonie? – pomyślał. Przez głowę przelatywało mu mnóstwo pytań, które chciałby zadać tajemniczym mężczyznom, ale nie zdobył się na odwagę, aby powiedzieć, choć słowo.
– Racja. Przecież, do kogo innego mógłby zadzwonić? Biedny, samotny Daniel. Ma tylko Annę – zadrwił.
– No i ten jego synalek, jak mu tam? – mruknął Antoni.
– Zdaję mi się, że Adam.
– Odwalcie się od mojej rodziny! – wrzasnął Daniel.
– O, nie denerwuj się. Nie musisz… No cóż… w takim razie, wygląda na to, że musimy rozprawić się także z Anną i Adamem – odparł. – To będzie łatwizna. – Dodał.
Daniel wsłuchiwał się dokładnie w to, o czym dyskutują mężczyźni, jednak rozumiał tylko niektóre słowa. Potem dało się słyszeć wyraźny głos:
– A jego… Jak mu tam?
– To Piotr Chodorski – odparł tajemniczy, niski głos.
– A tak, Piotrek… – powiedział i zamilkł na chwilę – Zabić go.
Po tych słowach Daniel usłyszał w słuchawce krzyki swojego przyjaciela a potem huk. Instynktownie oderwał słuchawkę od ucha i rzucił ją na siedzenie pasażera. Próbował się uspokoić, jednak z marnym skutkiem. O co chodziło jego przyjacielowi? Jaki zamach? I kim byli ci mężczyźni? Te i inne pytania przelatywały mu przez głowę, jednak nie marnował czasu, aby próbować na nie odpowiedzieć. Nerwowo zaczął rozglądać się po drogowskazach. Postanowił skręcić za dwieście metrów i pojechać do najbliższego miasta na policję. Po kilku sekundach z mroku wyłonił się zjazd z autostrady. Daniel wcisnął pedał hamulca, aby prawidłowo wejść w zakręt, ale nic się nie działo. Nerwowo uderzał nogą w hamulec, lecz pojazd nadal pędził z pełną prędkością. Mężczyzna skręcił kierownicą, próbując wrócić na autostradę, ale było już za późno. Potem wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Ciężarówka przewróciła się na śliskiej jezdni i zsunęła z drogi, a Danielem rzuciło jak zwykłą, szmacianą lalką.
Yes I think to myself .......what a wonderful world.