"Pełnia" [psychologiczny]

1
Rozdział Pierwszy: 52
WWW Wczesne godziny poranne mają w sobie coś z magii. Obudziłem się czując jej zapach na pościeli. Była obok, nadająca ciepło mojej chłodnej sypialni.
Głowa pobolewała z lekka. Piłem? Odpowiedź nasunęła się sama, gdy zwróciłem uwagę na 3 puste butelki po winie stojące w salonie.
Przede mną kolejny dzień pozbawiony obowiązków, planów, celu. Nie zrobię nic co w jakikolwiek sposób zostanie zauważone, docenione, bądź zapamiętane. Poczucie beznadziei docierało do mnie nieco zbyt często. Wymagałem od życia by uczyniło mnie kimś wielkim nie majac chyba nawet prawdziwych aspiracji. Bo co jakbym już został doceniony? Pewnie to samo, ale wizja bycia kimś jest wyolbrzymiona w mojej głowie. W życiu musisz zawsze być kimś. Piekarzem, mechanikiem, kelnerem, prawnikiem. Ja przynajmniej starałem się nie wpasowywać w żadne z typowo zawodowych wcieleń.
Postanowiłem włączyć laptopa I zacząłem pisać. Gdy umysł jest zmęczony jest w stanie skoncentrować się tylko na czynnościach abstrakcyjnych I wyłączyć wszelkie inne funkcje – tak przynajmniej było w moim wypadku. Zmęczenie chciał nie chciał pomagało mi w pisaniu.
Spała obok mnie. Wyglądała naprawdę pięknie I niewinnie. Nie wiedziałem jeszcze co dokładnie mam o niej myśleć, i co jest właściwym by poczuć. Wciąż była w mojej głowie I odpowiadała mi niemalże pod każdym względem – to było pewne.
Nawet jej imię było piękne. Cudownie było je wymawiać informując innych że nie mam czasu, bo się z nią widzę. Byłem dumny że mam kogoś takiego jak ona, a ta cała banda nieudaczników nie może sobie na to pozwolić. Mogli tylko trzepać pamięciówkę wyobrażając sobie seks z nią na wszelkie sposoby.
To chyba źle, że zdarza mi się traktować kobietę jako dodatek do własnej osoby, uzupełniający ją, dodający uroku, niczym element ubioru. Ale jeśli już tak myślę, zdarza się to tylko w publicznych miejscach. W domu i na co dzień potrzebuję kogoś naprawdę wyjątkowego, nie mylić z wyjątkowo piękną ozdobą.
Opłynęła kolejna godzina przed laptopem, a ani jedno słowo nie pojawiło się na ekranie.
Wspominałem dzisiejszy wieczór, chwilę gry wstępnej gdy chciałem popieścić jej sutki językiem. Bardzo się temu opierała. Byłem zaskoczony. Wszystkie kobiety to lubią, a nawet ona nigdy nie narzekała, a wręcz przeciwnie dawała mi do zrozumienia ze z owego zabiegu czerpie przyjemność. -Nigdy ci to nie przeszkadzało, co jest teraz? - wyszeptałem do jej ucha.
- Zbliża się okres I jestem jakaś taka wyczulona.
-I jak to wtedy odbierasz? – zapytałem. -Jest to tak intensywne, że aż bolesne. Po chwili dodała: Gdy robi mi się to w takim momencie, to odczuwam ogromną potrzebę bycia samą. “Przynajmniej wiem jak można się jej szybko pozbyć, gdy zaistnieje taka potrzeba” - pomyślałem.

***

WWW Gdybym potrafił poświęcić jeden dzień w tygodniu, by po prostu siedzieć przed laptopem I pisać nie zważając na opływający czas, na zmarnowane minuty, godziny mógłbym tworzyć bardzo efektywnie. Aktualna technika pisania 'z doskoku' jest moją naturalną, ale jednocześnie nie nadającą się do tworzenia rzeczy spójnych I występujących jako długie formy. Tyłek zaczyna boleć od siedzenia, znużenie uderza do głowy już po 30 minutach. Nie zrozumie ktoś kto nie pisze jaka to męka tworzyć a jeszcze większa unikać klawiatury. Charles Bukowski kazał wyryć na swoim nagrobku cytat: 'Don't Try' – I miał rację jakkolwiek by tego wieloznacznego frazesu nie interpretować.
Pragnę pisać, wydawać, żądam tantiemów I wiernych czytelników a sam nie wiem co chcę im powiedzieć. Czy mam w ogóle jakieś przesłanie? Czy czuję to, o czym oni chcą czytać?
Gdy powieki zaczęły ciążyć mi jeszcze bardziej wstałem, poszedłem do kuchni zaparzyć sobie kubek mocnej, czarnej kawy. Zapaliłem papierosa I postanowiłem spróbować raz jeszcze.

***

WWW Deszcz dzwonił o zewnętrzny parapet mojego pokoju. Spóźniała się. Pewnie już w ogóle nie przyjdzie. Ta piękna kobieta w czerwonym płaszczu, która tak zawróciła mi w głowie poprzedniego wieczora.
A tak bardzo się starałem. Pierwszy raz od trzech miesięcy odkurzyłem dywan, powycierałem kurze i posprzątałem łazienkę. Zrobiłem też specjalne zakupy. Z siatek wyłaniała się szyjka butelki dobrego wina, truskawki, przednia kawa, dwie paczki Marlboro light, oraz balsam do masażu.
Postanowiłem tez ugotować coś wyjątkowego, w tym wypadku była to rumieniąca się już w piekarniku Mousaka – grecka zapiekanka z bakłażana, mięsa mielonego, papryki zalana beszamelem I zasypana serem żółtym.
Deszcz dzwonił, dzwonek milczał. Czas płynął bardzo powoli. Każda minuta rozciągnięta niczym godzina, nie mogłem zdjąć oczu z zegarka. Dlaczego akurat na niej mi tak zależy? Co w niej takiego wyjątkowego?
Lekko się obawiałem. Ostatni raz gdy przeżywałem taką fascynację kobietą nie skończyło się to dobrze zarówno dla niej jak I dla mnie.
Usłyszałem pukanie. Lekkie, niepewne, ciche. Zszedłem w dół wąskich schodów I szarpnąłem za klamkę, zamknięte na klucz. -Chwila, muszę poszukać klucza, daj mi dwie minuty! - krzyknąłem. Że też w takim momencie to musiało się zdarzyć. Myślałem o niej stojącej na deszczu I czekającej aż otworzę. Zrzuciłem książki z biurka, wywaliłem śmieci spod łóżka klucza wciąż nie było. W końcu zajrzałem za telewizor I leżał tam nieświadomy powagi sytuacji otwieracz drzwi wejściowych – zbawiciel! Zbiegłem na dół włożyłem go do dziurki I szybko otworzyłem drzwi. -Hej. Wejdź do środka na pewno jest ci zimno.- uśmiechnąłem się I zaprosiłem to zjawiskowe piękno do środka. Co za nogi, sylwetka, styl. I te czarne włosy spływające aż do samego pasa. Tak bardzo chciałem zatopić w nich swoje dłonie.
Kolejny dzień wyrwany z życia, po to by zadowolić się smakiem cipki I dotykaniem cudzego ciała. Jakie to płytkie, jakie to pozbawione wszelkich wartości ideologicznych. Jednakże piękne , i wyniesione na piedestał. Jak to się stało, że pierwotna potrzeba zdobywania zaczęła odgrywać w mojej głowie rolę tak istotną, nieadekwatną zupełnie do treści. Czy uczyniłem sens życia z pieprzenia? Chyba nie. To tylko co jakiś czas staje się moim priorytetem.
-Dawno się nie widzieliśmy. Siadaj, naleję ci wina. Różowe, pasuje do truskawek. – powiedziałem przyjaźnie.
Uśmiechnięta I milcząca siadła za stołem patrząc mi w oczy. -Jestem tak wycieńczona tą przeprowadzką że sobie nie wyobrażasz.
-Przeprowadzką?” -zapytałem polewając truskawki bitą śmietaną.
-Tak. Nie pamiętasz jak wspominałam ci o tym tamtej nocy w klubie?
-A tak, tak pamiętam.- zaimprowizowałem. Tak naprawdę w ogóle nie obchodziła mnie dyskusja z nią. Czułem jakby każde słowo mogło zepsuć jej wizję, którą zbudowałem w wyobraźni. Lepiej, żeby siedziała taka uśmiechnięta. Delektowała się winem I owocami, a potem oddała się w moje ręce. Niepotrzebnie wypowiadane słowa mogły wszystko popsuć. Mogły objawić mi jej duszę, może prostą, głupią, obrzydliwą i do niczego.
-Proszę. Truskawki gotowe - podałem jej talerz. Podziękowała I zajęła się powolną, bardzo erotycznie wyglądającą konsumpcją. Potem zaserwowałem danie główne, pod którego była wielkim wrażeniem. Szybko też przysunęliśmy się do siebie bliżej na sofie. Dotyk kolana, następnie wewnętrznej części uda, podwinięcie jej zwiewnej sukienki. Pierwszy pocałunek. Niewiele jest rzeczy piękniejszych. Ta niepewność o bycie przyjętym. Pragnienie by druga osoba poczuła to samo co my. Nadzieja. To wszystko tworzy niezwykły zestaw doznań. Nieważne z kim. Z księżniczką, czy zwykłą kurwą – wrażenia zawsze są wspaniałe.
Chwyciłem jej nadgarstki i cisnąłem nią na sofę. Zerwałem z niej sukienkę, rozrywając rozporek. Zębami zdjąłem majteczki. Zostawiłem stanik i buty na obcasie, bo tworzyły przyjemną dla oka kombinację. Czerwień zawsze działała na mnie seksualnie.
Była ciasna i wilgotna, delikatnie zająknęła gdy pierwszy raz go w nią wsunąłem. Czułem jej podniecenie, gdy łapczywie dotykała mojego ciała. Pieściłem jej piersi przez stanik, potem go z niej zerwałem. Sutki były drobne i delikatnie różowe, mocno nabrzmiałe. Lizałem je i lekko podgryzałem. Potem była na górze cała spocona i bardzo zmotywowana by robić to mocno i szybko, prosto do orgazmu.
Dłonie wsadziła w swoje włosy i zaczęła się nimi bawić, wciąż skacząc na mnie w górę i w dół, tak że dwie piersi uderzały o siebie rytmicznie.W pewnym momencie wzięła silny zamach, ścisnęła dłoń w pięść i uderzyła mnie z całej chyba siły w nos. Poczułem ciepłą krew lejącą się do moich ust. Zerwałem się gwałtownie z sofy, tak że moja kochanka spadła z hukiem na podłogę.
-Co ty kurwa wyprawiasz?! - zapytałem zszokowany stojąc na baczność i wycierając nos z krwi lejącej się strumieniem z mojego nosa.
-Ale... ja nie miałam zamiaru zrobić tego tak silnie. Chciałam poczuć że dominuję, rozumiesz prawda?.
-Nie – odpowiedziałem i wyszedłem do łazienki. Po przemyciu nos wyglądał normalnie, jeszcze nie był spuchnięty. Aczkolwiek poprzez jej głupi wybryk straciłem jakąkolwiek chęć na to by zrobić to z nią ponownie, a nawet porozmawiać. Gdy zszedłem na dół była już w bieliźnie. Patrzyła na mnie wzrokiem pełnym skruchy i nie wiedziała chyba co ma powiedzieć. Podniosłem bokserki i zarzuciłem je szybko na siebie.
-Ok Jessica, Penelope, Monica czy jak ci tam. Wszystko popsułaś, wieczór był super ale się skończył. Do zobaczenia kiedyś.
-Ale jak możesz tak mówić, przecież możemy spróbować raz jeszcze, ja naprawdę nie chciałam tak mocno - gdy to mówiła poszedłem do kuchni sięgnąć po butelkę Jim Beama. Pociągnąłem spory łyk, spojrzałem na nią wzrokiem pełnym pogardy i złości i poszedłem na górę. Zamknąłem się w łazience na klucz i zacząłem brać prysznic, popijając co chwilę whisky prosto z butelki. Gdy zszedłem na dół już jej nie było. Zostały tylko truskawki z bitą śmietaną, mousaka, i niedopite wino. Co zrobić. Popsuła mi wieczór na który tak wyczekiwałem. Popsuła swój wizerunek w mojej głowie. A mogło być tak cudownie.
Ubrałem się ciepło, wziąłem parasol pod pachę i wyszedłem do pobliskiego baru. „Old Turkey” - bo tak ów bar się nazywał, znajdował się na rogu ulic Charles'a i Winstona. Mało zachęcający szyld prezentujący mało okazałego indyka, w mało okazałych kolorach, odganiał zapewne większość klienteli i zostawiał miejsce i swobodę dla tych najbardziej zdesperowanych, by szybko strzelić kielicha.Zająłem krzesło przy barze tuż obok jegomościa w brudnym garniturze uszytym na miarę kogoś innego. Poczułem zapach nieumytego ciała pocącego się czystym alkoholem.
- Whisky na lodzie - powiedziałem do barmana i szybko otrzymałem szklaneczkę złocistego płynu. Zapaliłem papierosa i zrelaksowałem się.
-Derreck - powiedział facet siedzący obok i wyciągnął brudną dłoń.
-Miło mi - powiedziałem i odwróciłem głowę.
-Masz papierosa? - zapytał. Wyciągnąłem jednego z paczki i położyłem na barze. Robiłem wszystko by nie nawiązać kontaktu wzrokowego. Nie ma nic gorszego jak nawiązanie kontaktu wzrokowego z menelem. Znajdzie wtedy w tobie kompana i jak zacznie gadać, to nie zaznasz spokoju przez kilka następnych godzin, chyba ze wyjdziesz z baru. Na to zupełnie nie miałem ochoty. Deszcz rozpadał się ostatecznie, a do centrum było dobre trzydzieści minut drogi spacerem. Nie lubiłem taksówek, więc jedyne co mi zostało to ta speluna tuż obok domu.
Dokąd zmierzałem? To było pytanie na które nigdy nie potrafiłem sobie odpowiedzieć. Pewnie nie byłem w tym sam, tylko taki jak większość. Tyle dobrego, i tyle złego zarazem. Dobrego, bo większość nie umiała sobie na to pytanie odpowiedzieć. Złego, bo zawsze wolałem patrzeć na siebie jak na indywidualistę.
Nie jestem wspaniały, mam wiele wad, aczkolwiek towarzyszy mi ciągłe poczucie bycia ponad tym wszystkim. To chyba dobrze, że je mam. Studiuję prawo w Wielkiej Brytanii, co tak dobrze o mnie świadczy w oczach sąsiadów. Tak naprawdę nie robię wiele poza piciem, i przygodnym seksem. Od czasu do czasu sięgnę po książkę.
Język angielski i manipulacja ludźmi to, to co zawsze wychodziło mi w życiu najlepiej. Słuchając jazzu sączącego się z głośników zacząłem rozważać co stało się kilka dni temu.
Zostawiłem swoją kobietę. Byłem z nią w związku przez około dwa lata. Mieszkała w Polsce, ja w Anglii, widywaliśmy się często, często też ją zdradzałem. Jednakże darząc miłością nieprzerwaną. Każdego razu gdy udawałem się z inną do łóżka. Najczęściej przygodną kobietą gdzieś z dyskoteki tłumaczyłem się teorią potrzeby fizycznej, którą sam stworzyłem, i wciąż zajmuję się jej rozbudowywaniem.
W tej to teorii mężczyźni zachowali znacznie więcej cech zwierzęcych, i prymitywnych instynktów niż kobiety. One natomiast rozwinęły zmysł uczuciowy. U nas potrzeba seksu jest motywowana pociągiem czysto fizycznym, potrzebą wyładowania. U kobiet natomiast musi istnieć jakieś uczucie które dopiero budzi pociąg fizyczny.
Ciągle darząc moją dawną wybrankę uczuciem i pieprząc inne, bazując na tej teorii mogłem być pewien, że nie zdradzam jej, a moje wewnętrzne poczucie moralności może spać spokojnie. Nie wiem jak na tą teorię zapatrują się psycholodzy, jedyne co mogę powiedzieć to, że bywa użyteczna.
Poprosiłem o jeszcze jedno whisky, tym razem bez lodu. Wypiłem je jednym haustem, zarzuciłem kurtkę i nie rozkładając parasola wyszedłem z baru prosto w ulewę. Powolnym krokiem ruszyłem z powrotem do mieszkania.
Samochód wjechał w kałużę koło której przechodziłem i cała jej zawartość znalazła się na moim ubraniu. Nie przejmując się tym szedłem dalej, aż ujrzałem lampę oświetlającą numer 52. przykręcony do drzwi frontowych mojego mieszkania. Wszedłem do środka. Nie zapalając światłaUdałem się bezpośrednio do sypialni na piętrze. Zdjąłem z siebie przemoczone,brudne ciuchy i rzuciłem się na trzeszczące od ciągłego użytku łóżko. Zasnąłem szybko i bez zastanowienia.
Poranek był zimny, tak bardzo, że mój oddech tworzył parę przy każdym wydechu. Nikt z moich współlokatorów nie pomyślał o włączeniu pieca na noc.
Gdy poszedłem do kuchni, by zjeść śniadanie zdałem sobie sprawę, że lodówka jest pusta bardziej niż można się było spodziewać. Po piętnastu minutach w brudnym dresie, powyciąganej koszulce, z podkrążanymi oczami i zmierzwiony włosem byłem już w supermarkecie.
Wszystkie te produkty znajdujące się na półkach. Najdroższe, najbardziej jakościowe towary stoją zawsze na wyciągnięcie ręki. Po taniochę trzeba się schylać. Chcesz taniej? Ukłoń się, bądź gorszy od tego który po prostu wyciąga rękę po to co najlepsze.
Setki plakatów informujących o promocjach. Tysiące produktów, które można okazyjnie wyrwać. Kocham tą ułudę. Czego nie są w stanie wmówić nam specjaliści od merchandisingu? Udało im się nawet przekonać nas, że bzdury takie jak telenowele, teleturnieje, czy inne telegówno, to coś, co chcemy i uwielbiamy oglądać.
-Tylko jedenaście procent tego co kupujemy w supermarkecie to produkty które chcieliśmy nabyć. Co z resztą? Czysta manipulacja- powiedział mężczyzna w białym garniturze stojący obok mnie. Czyżby moje zażenowanie było widoczne, aż tak bardzo że przyciągnęło do siebie inną zażenowaną duszę?
- Ciekawe - odpowiedziałem -Ale nie ze mną te numery. Ja po prostu przychodzę z ograniczonym budżetem i szperam na każdej dolnej półce, by uzbroić się w tygodniowy zapas śmieci zapychających żołądek . Chyba, że zdarza się jakaś randka, wtedy konieczność popycha mnie do większych inwestycji.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem. Zdjął prostokątne okulary o ciemnoniebieskich szkłach i spojrzał na mnie sympatycznie, wyciągając przy tym dłoń. - Gordon. Miło mi poznać kogoś, kto nie przyjmuje tego całego kłamu, a stara się, jak wierzę dostrzec rzeczywistość.
Gordon wyglądał na faceta po pięćdziesiątce. Nieskazitelnie zaczesane włosy, siwo – czarny zarost zapuszczony w lekką brodę, oraz ciemnozielone oczy, które wydawało się należały do kogoś kto sporo przeżył, i potrafiłby wiele nauczyć niejednego, młodszego od siebie. Nauczyć, bądź zmanipulować.
Jego biały garnitur był zapewne szyty na miarę, leżał na nim idealnie. W ręku trzymał czarny neseser, wykonany z krokodylej skóry, bądź jej imitacji – nie znam się na tym wystarczająco dobrze, by określić bez dotykania.
– Od razu mówię, że nie mam zamiaru nic od pana kupować, brać udziału w jakiejkolwiek promocji, ani poznawać prawdziwego oblicza Boga. Chyba, że Bóg ten jest namacalny, ma naprawdę długie nogi, niezgorsze piersi, i świetnie robi laskę – powiedziałem, po czym odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w kierunku wyjścia.
Puste mieszkanie. Nie wiem, gdzie podziali się wszyscy znajomi. Mogłem zagadać do tego świra w supermarkecie. Może nie był aż taki zły.

***

WWW Życie stawia nas przed różnymi wyborami. Często to pomiędzy czym, a czym podejmujemy decyzję to wybór mniejszego bądź większego zła. Niestety.
Siedząc samotnie w salonie, zaczytywałem się w niesamowitej prozie Huntera S. Thompsona i jego Strachu i Obrzydzeniu w Las Vegas. Aż miałem ochotę zarzucić trochę tego, bądź owego.
Nalałem sobie jednak tylko szklaneczkę whisky bez lodu, z odrobiną wody.
Każdy ma jakaś taką myśl, która trzyma nas przy życiu. Mnie trzymała perspektywa ukończenia studiów i znalezienia pracy, która będzie sprawiać mi przyjemność. Tak się przynajmniej łudziłem. Gdyby nie to, że studiuję popadłbym w niebywałą stagnację. Bezsens zniszczyłby mnie od środka i nie odzyskałbym już szczęścia. Dzięki temu, że wiedziałem, że to nie potrwa wiecznie mogłem bez skrupułów taplać się w bezsensie i robić wszystko to co sprawiało mi przyjemność. Moje życie nie musiało być poukładane. Stan bałaganu i wiecznej spontaniczności nie miał być wieczny – byłem usprawiedliwiony. Co trzymało przy życiu innych? Ludzi którzy pracowali w fabrykach. Ciemnych i dołujących, takich w jakich i ja pracowałem, żeby utrzymać się na uniwerku i spłacić kartę kredytową. Może perspektywa wybudowania domu? Kupna samochodu? Jak mogli nie rozumieć, że to wszystko bzdura? Każdy moment kiedy zaspokajamy jedną z tego rodzaju potrzeb budzi w nas następną i następną. W konsumpcjonizmie nie ma szczęścia ostatecznego. Są tylko momenty, szybko kończące się i popychające nas w sidła kolejnego pożądania. To jak seks. Choć nie wiadomo jak byśmy się starali nigdy nie nadymamy się wystarczająco, tak by mieć dosyć na resztę życia. Może po konkretnym maratonie rżnięcia odpuścimy sobie na jeden, dwa dni. Ale tylko do momentu aż zobaczymy piękną kobietę uśmiechającą się do nas z okładki magazynu, bądź do chwili aż jakiś film podsunie nam kolejną fantazję.
Siedziałem tak, aż usłyszałem dźwięk odebranejwiadomości e-mail dochodzący z głośników mojego laptopa. To była Caroline. Kobieta, z którą pracowałem jakiś czas temu w restauracji. Znudzona i zmęczona swoim życiem kelnerka. Gdy byliśmy ze sobą bliżej bardzo dobrze rozumieliśmy swoje podobne wtedy potrzeby i zaspokajaliśmy je nawzajem. Ja dawałem jej towarzystwo i wysłuchiwałem użalań. Ona zapewniała mi jedne z najwspanialszych orgazmów jakie kiedykolwiek przeżywałem. Chciała bym ją odwiedził. Rok szkolny nie zaczął się jeszcze. Pracy nie miałem zamiaru jeszcze szukać. Pieniędzy wystarczało mi jeszcze na następny miesiąc. Bez zastanowienia poszedłem na przystanek i wsiadłem do autobusu zatrzymującego się w dzielnicy w której mieszkała Caroline.
Kilka przystanków przed jej domem, gdy tak sobie jechałem niespodziewający się żadnego niezwykłego zdarzenia do środka wsiadła Ona.
Długa bluzka w kolorze typu 'pantera' zakrywała jej górę I biodra. Nigdy ich nie lubiłem. Tego zwierzęcego wzoru, kojarzył mi się ze starszymi kobietami mającymi manię na punkcie seksu i noszenia puszystych kapci. Jednakże ona wyglądała w niej naprawdę piorunująco.
Czarne leginsy idealnie pasowały do tego ubioru I podkreślały jej długie I niesamowicie zgrabne nogi. Nosiła także wiązane sandały z brązowej skóry. Pierwsze o czym pomyślałem to chęć wymasowania jej pięknych stóp.
Włosy spływały aż do pasa I co najgorsze zasłaniały profil jej twarzy, której nie byłem w stanie w ogóle dostrzec. Minęła mnie I do moich nozdrzy wdarł się zapach perfum. Naomi Campbell? Prawdopodobnie Cat Deluxe, zawsze bardzo je lubiłem I z pewnych względów darzyłem sentymentem. Ten słodki zapach melona, frezji, fiołków oraz vanilii. Bardzo erotyczny – kuszący poprzez niewinność.
Mgnieniem oka zauważyłem także długą czerwoną różę, którą trzymała w dłoni.
Usiadła z tyłu i facet idący za nią rozpoczął płytką rozmowę na temat skąd jest I co robiła w jego mieście. Prawdopodobnie kolega tego kogoś kto wręczył jej różę.
Studentka. Pojechała tam żeby się uczyć do egzaminu. Jest zaskoczona stanem dróg i problemami z komunikacją miejską. Ma ciężką torbę pełną książek których w końcu nie użyli, bo było śmiesznie i dobrze się bawili, przez co zapomnieli o nauce.
Te i inne bzdury wymawiane jej anielskim głosem towarzyszyły mi przez połowę podróży. Rozmawiała tak z nim, bo nie był wystarczająco inteligentny by pobudzić ją do dyskusji na ciekawsze tematy. Może po prostu wiedziała, że gdyby była prawdziwą sobą I tak nie zrozumiałby ani słowa z tego o czym lubi rozmawiać.
Jechałem myśląc wciąż jak piękna może być. Czy odwzajemni uśmiech, którym planowałem ją obdarzyć? Czy może da mi znać że chciałaby bym spytał się jej o numer?
Jej przystanek – powiedziała 'na razie' współpasażerowi i zaczęła posuwać się w kierunku wyjścia. Minęła mnie odwrócona tyłem, nie mogłem nie docenić kształtu jej pośladków. Powiedziała ciepłym głosem 'do widzenia' kierowcy I wyszła. Bus ruszył I już miałem zobaczyć jej twarzy gdy torebka, którą trzymała wyślizgnęła się z jej rąk. Pochyliła się po nią, ruszający pojazd minął ją pochyloną do ziemi, a czarne włosy zawiały na jej twarz.
Kolejna której nigdy nie spotkam. Może właśnie ona była ta której szukam. Tą cudowną duszą ukrytą gdzieś w jednym z tych szeregowców, zamieszkałych głównie przez kurwy, ćpunów i klasę robotniczą. Zawsze podobała mi się idea poszukiwania róży na śmietniku.
Caroline. Nasza znajomość trwała dość długo, aż w pewnym momencie bez słowa wyszedłem. Teraz minął rok i wracam ponownie. Widziałem ją czekającą na przystanku. Piękne ciemnobrązowe włosy rozwiewane przez wrzesniowy wiatr, popołudniowe słońce bawiące się ich barwą – prezentowała się jak żywy ekspresjonizm. Gdybym umiał malować to właśnie taką scenę utrwaliłbym na płótnie jako pierwszą. Może właśnie ze względu na brak polotu nie zostałem obdarzony talentem malarskim.
- Caroline, miło cię znów widzieć – powiedziałem, a Caroline przytuliła się do mnie. Perfumy których używała nie uległy zmianie, wciąż ten sam zniewalający zapach bergamotki i malin.
- Cześć, brakowało mi ciebie, ale nie umiałam się przekonać i odezwać. Aż do dzisiaj. - powiedziała, a jej twarz zrobiła się nieco bardziej pochmurna. Odpaliłem papierosa – zajęcie się czymś rozładowywało napięcie, nadawało niewygodnej sytuacji odrobiny rozluźnienia.
- Zmarnowaliśmy trochę czasu bez siebie, w ramach wynagrodzenia zapraszam cię do klubu. - na jej twarzy zarysował się delikatny uśmiech. Dziewczyna zawsze kochała taniec i dobrą zabawę, w gównianych popowych rytmach. Mi też czasem sprawiało to przyjemność.
- Pojedziemy moim autem? - zapytała. Zawsze lubiłem jej dwuosobowego kabrioleta mini, więc odpowiedź była oczywista. Kiwnąłem głową uśmiechając się szeroko.
- Ale ty prowadzisz, ja mam zbyt dużą ochotę na Martini, a teraz chodź wejdziemy do mnie bo muszę się przebrać – powiedziała. Po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku swojego domu.
Była cicha, i zamknięta w sobie. W klubie tańczyliśmy, uśmiechała się. Jednakże czułem, że coś się zmieniło przez ten rok kiedy jej nie widziałem. Nie odpowiadała na pytania tak jak kiedyś. Nie dzieliła się tym co czuje, oraz swoimi poglądami na różne tematy. Wszelkie kwestie intymne dotyczące sfery uczuciowej stały się stuprocentowym tabu, którego nie dało się z nią poruszyć. Zmieniała temat, bądź udawała że pytania nie było.
-Ktoś poza mną skrzywdził cie tego roku? - zapytałem. -Mhm - przytaknęła. - Unikasz spojrzenia, wciąż masz głowę w chmurach. Jesteś szczęśliwa?
-Średnio.
-Chciałbym żebyś była bardzo, daj mi tylko wskazówkę I zrobię co w mojej mocy. Nawet napiszę ci wiersz, choć nie pisałem ich już od jakiegoś czasu - gdy to powiedziałem zaśmiała się z wdzięcznością.
Cały rok się nie odzywałem, aż zacząłem o niej na nowo myśleć. W sumie to wracała do mojej głowy dosyć często. Wciąż jednak była praca, obowiązki, głowa zajęta innymi rzeczami, i uczucie rosnącego skrępowania. Powstawał mur, z dnia na dzień coraz trudniejszy do przebicia, ze względu na brak kontaktu.
“Ciekawe co słychać u mojej małej Alicji w Krainie Czarów?” - zastanawiałem się przed snem. Lubiłem o niej myśleć jako bohaterce książki Carolla. Miała w sobie radość odkrywania życia jaka towarzyszyła Alicji, ale jednocześnie ogromną obawę, żeby się nie poparzyć.
A teraz coś w niej pękło. Bardzo chciałbym to zmienić. Na nowo podarować jej prawdziwą radość i uśmiech.
Jest niby zwykłą dziewczyną. Choć w sumie czy istnieje takie pojęcie jak zwykła? Lubi fotografię, i często wykonuje zlecenia fotograficzne przesyłane jej przez różnorodnych interesantów. Imponuje mi to. Wreszcie ktoś kto jest w czymś dobrym. Ma pasję. To dzisiaj rzadkie, przynajmniej w otoczeniu w którym zazwyczaj się obracam. Ludzie po prostu są. Pozbawieni pasji, energii, zainteresowań. Żyją jakby ich nie było. A ona ma pasję. To świadczy o czymś wiekszym. Nie żeby było mi łatwo zaimponować, bo nie jest.
Czemu w takim właśnie środowisku sie obracam? Może lubię się czuć lepszy, może innego nie ma, nie wiem. Prawdopodobnie najzwyczajniej nie dostrzegam że jestem taki sam, albo i gorszy od tych wszystkich ludzi, których przekreślam nie poznając wystarczająco blisko.
Caroline pociągnęła łyk Martini i spojrzała mi ponownie w oczy. Lubiłem ich ciemnozieloną barwę. Podobne do moich, jednak nieco bardziej 'kocie' I intrygujące. Złapałem jej dłoń, chłodną I lekko wilgotną. Chwilę potem zaczęliśmy się całować, jej język miał posmak pitego wcześniej alkoholu, podobało mi się.
Skończyliśmy nasze napoje, i poszliśmy do auta. Jechaliśmy szeroką dwupasmową drogą. Odwoziłem ją do domu. Było ciemno, droga przed nami pusta, dobrze oświetlona. Lubię jeździć w takich warunkach. Powietrze rozwiewało jej włosy, a dłoń wystawiała za szybę cabrioleta, i falowała nią w powietrzu.
-Chcesz zobaczyć moje cycki? - zapytała. -Pewnie – odpowiedziałem.
-To sobie zobacz – uśmiechnęła się i figlarnie przejechała językiem po swoich pełnych ustach pomalowanych mocną, czerwoną szminką.
Zsunąłem jej białą bluzkę, aż dwoje drobnych, ale jędrnych I kształtnych piersi wyskoczyło na światło nocy. Były piękne I zadziałały na mnie tak silnie, że chciałem ją mieć. Tu i teraz, w tym dwuosobowym samochodzie, nie zjeżdżając nawet na pobocze.
Szybkim ruchem dłoni z powrotem ukryła je w staniku, przykryła bluzką. Nacisnąłem mocniej pedał gazu i skręciłem w wąską uliczkę – skrót prowadzący do jej osiedla.
Po jakimś czasie podjechałem pod kamienicę usytuowanę nie gdzie indziej ale naprzeciwko cmentarza. - Wejdziesz? - zapytała. Wszedłbym, ale widziałem że jest zmęczona, i chyba ma trochę dosyć mojego towarzystwa, choć nigdy nie powiedziałaby mi tego w twarz. Zaparkowałem samochód tam gdzie poprosiła i poszedłem na przystanek.
Po chwilach takich jak ta. Gdy spędzałem czas z ludźmi. Mniejszą, bądź większą grupą czułem się jakbym był tylko turystą z kraju Samotność. Każdy żył wśród swoich znajomych, spędzali razem czas, pracowali, integrowali się na wszelakie sposoby. Ja zawsze pojawiałem się w tych grupkach, a potem znikałem. Raz byłem tu, drugi raz tam. A na koniec samotnie grzałem ławę czekając na transport do domu, bądź otwierałem drzwi wyjściowe jakiejś kobiecie której nigdy więcej już nie zobaczę. Potem usuwałem numer telefoniczny jej, oraz jej znajomych z którymi mnie zapoznała i wszystko na nowo było takie samo. Poranny autobus podjechał wypełniony ludźmi jadącymi do pracy. Dołączyłem do nich, i po trzydziestu minutach znów stałem pod drzwiami numer pięćdziesiąt dwa.

2
Odpowiedź nasunęła się sama, gdy zwróciłem uwagę na 3 puste butelki po winie stojące w salonie.
słownie: trzy
Zszedłem w dół wąskich schodów I szarpnąłem za klamkę,
Zszedłem wąskimi schodami (wiadomo, że schodzi się w dół)
Dlaczego zapisujesz i jako I? Czyżbyś miał nawyk z angielskiego?
Potem zaserwowałem danie główne, pod którego była wielkim wrażeniem.
Ale koślawe zdanie. Może lepiej:
Potem zaserwowałem danie główne, które wywarło na niej wrażenie.
Byłem z nią w związku przez około dwa lata.
dwóch lat.
Rok szkolny nie zaczął się jeszcze. Pracy nie miałem zamiaru jeszcze szukać. Pieniędzy wystarczało mi jeszcze na następny miesiąc.
wiadomo

Oj, tekst jest mocarny. Uwielbiam bohaterów awanturników płynących pod prąd, buntowników z powodami. Tu pokazałeś cząstkę siebie, ale zrobiłeś to subtelnie. Gdy bohater zaczyna wywód o ludzkości i sądzę, że zaraz zacznie nudzić, wszystko okazuje się być uzasadnione i logicznie wplata się w ramy opowiadanie - nadaje mocny rys tej postaci, tworzy jego niepowtarzalny charakter. Sceny seksu poprowadziłeś nader skromnie, ale to wyłącznie plus, a numer z pięścią podziałał na mnie tak samo jak na bohatera! Doskonały fragment o życiu, celowości postępowań, samotności i szacunku. Chociaż facet jest racjonalny do stopnia irracjonalności, ma nad wszystkim kontrolę. To lubię.
Masz zmysł do przedstawiania cech ludzkich i spostrzeżeń - to rzadka cecha, ale bardzo pożądana w prozie.

Z błędów.. to przecinki i czasami zaimków za dużo. Odnośnie przecinków, to tekst cierpi na ich ustawiczny brak - zapoznaj się z zasadami, tymi podstawowymi. I wszystkie spójniki i zapisuj małą literą. Tekst bardzo mi się podobał!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
KamilEm pisze:Była obok, nadająca ciepło mojej chłodnej sypialni.
Jak można nadawać ciepło sypialni? Przydawać może? Ale też niezbyt zgrabnie brzmi...
KamilEm pisze:Wymagałem od życia by uczyniło mnie kimś wielkim nie majac chyba nawet prawdziwych aspiracji.
Aaa, przecinki!
KamilEm pisze:Bo co jakbym już został doceniony? Pewnie to samo, ale wizja bycia kimś jest wyolbrzymiona w mojej głowie.
Nie rozumiem tych zdań. Bo co by się stało/ co by to oznaczało, gdybym już został doceniony? O to chodziło? Musiałam czytać trzy razy, żeby się w końcu domyślić. Drugiego zdania mimo wysiłków nie potrafię zrozumieć... :P
KamilEm pisze:Ja przynajmniej starałem się nie wpasowywać w żadne z typowo zawodowych wcieleń.
Hmmm. Chce być doceniony, ale uważa, że typowo zawodowa droga do tego nie prowadzi? Nie widzę w tym za bardzo logiki. Moim zdaniem właśnie na odwrót, jeśli jesteś docenianym prawnikiem czy pisarzem, czy politykiem czy astronomem, to właśnie wtedy jakoś się realizujesz, a twoje życie ma sens.
KamilEm pisze:Nie wiedziałem jeszcze co dokładnie mam o niej myśleć, i co jest właściwym by poczuć.
A to jest "przeniesionym" wprost z języka rosyjskiego. Co powinienem czuć?
KamilEm pisze:Wciąż była w mojej głowie I odpowiadała mi niemalże pod każdym względem
Hehe, z tego co wiem (młodzi) faceci tak właśnie zazwyczaj definiują miłość. :D
Nawet jej imię było piękne. Cudownie było je wymawiać informując innych że nie mam czasu, bo się z nią widzę. Byłem dumny że mam kogoś takiego jak ona
Byłoza się wkradła.
KamilEm pisze: Mogli tylko trzepać pamięciówkę wyobrażając sobie seks z nią na wszelkie sposoby.
:D Nie wiedziałam, że istnieje takie określenie. :D (Człowiek się uczy całe życie.)
KamilEm pisze:To chyba źle, że zdarza mi się traktować kobietę jako dodatek do własnej osoby, uzupełniający , dodający uroku, niczym element ubioru.
Ok, o który z tych dwóch rzeczowników chodzi? Bo mnie wyszło, że osoba narratora stanowi dodatek do ubioru kobiety. Logiczny galimatias.
KamilEm pisze:do zrozumienia ze z owego zabiegu czerpie przyjemność
Zabiegu? ;D
KamilEm pisze:Gdybym potrafił poświęcić jeden dzień w tygodniu, by po prostu siedzieć przed laptopem I pisać nie zważając na opływający czas,
Płynący.
KamilEm pisze:Aktualna technika pisania 'z doskoku' jest moją naturalną, ale jednocześnie nie nadającą się do tworzenia rzeczy spójnych I występujących jako długie formy.
Jest jego naturalną czym? Naturalną potrzebą? Naturalną zgryzotą?
A może (nabieram podejrzeń, że tak jest) stworzyłeś właśnie kolejny piękny rusycyzm?
W ogóle całe zdanie to okropny potworek.
Technika pisania z doskoku przychodzi mi naturalnie, ale jednocześnie nie nadaje się do pisania długich, spójnych form.
KamilEm pisze:Gdy powieki zaczęły ciążyć mi jeszcze bardziej wstałem,
Jak można wstać jeszcze bardziej?
Ok, zaczynam być zgryźliwa. ;)
KamilEm pisze:Deszcz dzwonił o zewnętrzny parapet mojego pokoju.
Pokoje nie mają parapetów. Okna za to zazwyczaj tak a i owszem. :)
KamilEm pisze:Postanowiłem tez ugotować coś wyjątkowego, w tym wypadku była to rumieniąca się już w piekarniku Mousaka – grecka zapiekanka z bakłażana, mięsa mielonego, papryki zalana beszamelem I zasypana serem żółtym.
Po pierwsze musaka. (Potrawa jest faktycznie przepysznościowa, ale nie znowu taka wyjątkowa, aby pisać jej nazwę wielką literą i to jeszcze z obcą pisownią.) Po drugie, przepis wydaje mi sieraczej zbędny, bo każdy chyba wie co to musaka. Po trzecie "z bakłażanami, mięsem mielonym, papryką, polana beszamelem i posypana serem żółtym."
KamilEm pisze:Deszcz dzwonił, dzwonek milczał.
Aliteracja, ale bardzo ładna. :)
KamilEm pisze:nie mogłem zdjąć oczu z zegarka.
O hesus maria, to zakrawa na makabrę! ;D Oderwać oczu od wskazówek zegarka?
KamilEm pisze: Ostatni raz gdy przeżywałem taką fascynację kobietą nie skończyło się to dobrze zarówno dla niej jak I dla mnie.
Przeczytałam "przeżuwałem". O_O Ogólnie nie można nikogo przeżywać. Ani fascynującej kobiety, ani nikogo innego też nie.
KamilEm pisze: Lekkie, niepewne, ciche.
W tym wypadku lekkie = ciche.
KamilEm pisze:leżał tam nieświadomy powagi sytuacji otwieracz drzwi wejściowych – zbawiciel!
Łom?
KamilEm pisze:Jakie to płytkie, jakie to pozbawione wszelkich wartości ideologicznych.
Albo wszelkich wartości albo wszelkiej ideologii (idealizmu?). "Wartości ideologiczne" to brzmi jak wyjęte z Marksa tudzież polskiego sejmu, Boże uchowaj nas przed takimi zwrotami w prozie!
KamilEm pisze:-Dawno się nie widzieliśmy. Siadaj, naleję ci wina. Różowe, pasuje do truskawek. – powiedziałem przyjaźnie.
Uśmiechnięta I milcząca siadła za stołem patrząc mi w oczy. -Jestem tak wycieńczona tą przeprowadzką że sobie nie wyobrażasz.
-Przeprowadzką?” -zapytałem polewając truskawki bitą śmietaną.
Te truskawki i bita śmietana w ogóle mi nie pasują, bo:
- Jeśli dziewczyna jest miła fajna i porządna, od razu zajarzy o co biega i cała ta akcja wyda jej się grubymi nićmi szyta, grubiańska i ogólnie mało wyrafinowana;
- a jeśli przyszła tylko się pobzykać, to nie ma ochoty zawracać se głowy truskawkami, tylko od razu przejść do rzeczy;
- w obydwu przypadkach, jeśli ma choć minimalny zmysł estetyczny, będzie pogardzać tego typu wyświechtanymi filmowo/serialowymi schematami.
KamilEm pisze:Podziękowała I zajęła się powolną, bardzo erotycznie wyglądającą konsumpcją. Potem zaserwowałem danie główne, pod którego była wielkim wrażeniem.
Nosz kurde, błędy językowe sprawiają, że styl robi się mocno "Zmierzchowy". Nie wiem jak w jednym zdaniu można zestawić "erotyczny" z "konsumpcją"! No i zamiast tego napisz po prostu: Była pod wielkim wrażeniem.
KamilEm pisze: Ta niepewność o bycie przyjętym.
Straszny odczasownikowy rzeczownik, który wprowadza nam atmosferę prosto z jakiegoś urzędu.
KamilEm pisze:Ta niepewność o bycie przyjętym. Pragnienie by druga osoba poczuła to samo co my. Nadzieja. To wszystko tworzy niezwykły zestaw doznań. Nieważne z kim. Z księżniczką, czy zwykłą kurwą – wrażenia zawsze są wspaniałe.
No, nie wiem czy noc z damą negocjowalnego afektu rzeczywiście powoduje taką moc doznań. Aczkolwiek ekspertem nie jestem, z ich usług nie korzystałam...
KamilEm pisze:Była ciasna i wilgotna, delikatnie zająknęła gdy pierwszy raz go w nią wsunąłem.
Jęknęła. Zająknąć można się, ale brzmi to zupełnie inaczej.
KamilEm pisze:Pieściłem jej piersi przez stanik, potem go z niej zerwałem.
Nie dość że sukienka poszła w pizdu, to teraz jeszcze stanik.
KamilEm pisze:W pewnym momencie wzięła silny zamach, ścisnęła dłoń w pięść i uderzyła mnie z całej chyba siły w nos
Ha! No się wzięła kobita i zdenerwowała, nie dziwota.
KamilEm pisze:Zerwałem się gwałtownie z sofy, tak że moja kochanka spadła z hukiem na podłogę.
Mniej zmierzchowo będzie brzmiało, jeśli napiszesz "zrzucając ją na podłogę".
KamilEm pisze:-Co ty kurwa wyprawiasz?! - zapytałem zszokowany stojąc na baczność i wycierając nos z krwi lejącej się strumieniem z mojego nosa.
To w ogóle jest niepotrzebne, stać na baczność oznacza pewną postawę, której bohater w tym momencie raczej nie przyjął.
KamilEm pisze:Zamknąłem się w łazience na klucz i zacząłem brać prysznic, popijając co chwilę whisky prosto z butelki.
I weź tu z takim seks uprawiaj.
Ubrałem się ciepło, wziąłem parasol pod pachę i wyszedłem do pobliskiego baru. „Old Turkey” - bo tak ów bar się nazywał, znajdował się na rogu ulic Charles'a i Winstona.
To jest klisza stylistyczna, która przywodzi mi na myśl bajki dla dzieci.
KamilEm pisze:Pewnie nie byłem w tym sam, tylko taki jak większość.
Kolejne niechlujne zdanie. Ty wiesz co miałeś na myśli, ale ja muszę przedzierać się przez Twoje skróty myślowe, przez co przyjemności z lektury niet.
KamilEm pisze:Nie jestem wspaniały, mam wiele wad, aczkolwiek towarzyszy mi ciągłe poczucie bycia ponad tym wszystkim. To chyba dobrze, że je mam. Studiuję prawo w Wielkiej Brytanii, co tak dobrze o mnie świadczy w oczach sąsiadów.
-Trochę za daleko od siebie.
-Jakich sąsiadów? Bohatera? Skoro są jego sąsiadami, to też mieszkają w Uk, więc całość zaczyna wyglądać bez sensu. Skoro mieszkają w Polsce to nie są jego sąsiadami, więc całość zaczyna wyglądać tym bardziej kuriozalnie.
KamilEm pisze:Najczęściej przygodną kobietą gdzieś z dyskoteki tłumaczyłem się teorią potrzeby fizycznej, którą sam stworzyłem, i wciąż zajmuję się jej rozbudowywaniem.
Straszliwe pomieszanie czasów.

Ok, dość błędów. Zauważyłam, że im dalej w las, tym błędów i niechlujności więcej, każde zdanie można by było poprawić. Za dużo słów i dziwnych konstrukcji, raz dajesz za dużo imiesłowów, innym razem niepotrzebnie stwarzasz z czasowników rzeczowniki. Konstruujesz jakieś dziwne potworki typu te wartości ideologiczne albo wewnętrzne poczucie moralności (chodzi o sumienie?). Nie ma czegoś takiego, moralność to abstrakt, nie można mieć jej poczucia. Masz problemy z kolokacją, frazeologią (mieć głowę w chmurach = marzyć, a nie być pogrążonym w myślach) i ogólnie z obyciem językowym. Jednocześnie widać u Ciebie dużą intuicję w stosowaniu zwrotów czy fraz, ale bardzo często cię ona zawodzi. Z jednej strony tworzysz sugestywny obraz, a z drugiej pełno w nim brzydkich plam, dysonansów i czasem nawet niezamierzonego komizmu. Tak jakbyś dużo czytał i umiał posługiwać się słowem - ale nie po polsku.

Fabuła mi się podobała. Bohater ma w sobie coś prawdziwego, a jego poczucie wyższości i samotności jest wzruszająco autentyczne. Każdy to w którymś momencie czuje, ale mało komu starcza odwagi, by się do tego przyznać - nawet przed samym sobą. Uważałabym jednak z komunikowaniem światu prawd typu: konsumpcjonizm jest bez sensu, bo to zakrawa trochę na truizm. No i Twoje bohaterki nie są zbyt autentyczne... chociaż nie wiem, to Brytyjki, nie znam ich obyczajów.
Podobało mi się ułożenie poszczególnych scen, to że nie wyjaśniasz wszystkiego od razu, ale zabrakło chyba jakiegoś konkretnego pomysłu na całość. Bohater spotyka różne kobiety i tyle. Intrygi brak, ot co. ;)

Generalnie ciekawy tekst. Dawno nie czytałam czegoś w sumie ładnego, ale napisanego tak straszliwym językiem. ;)
A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”