Literatura i alternatywne formy wydania

1
Malika Edit: Wątek został podzielony. Początek dyskusji tutaj: http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopi ... 0946#80946

Przypatruję się dyskusji ze sporym zainteresowaniem, ponieważ kwestie w niej poruszane są niezwykle istotne zarówno dla osób, które chciałyby coś wydać, jak i dla tych, które debiut w tzw. "normalnym" wydawnictwie mają już za sobą.

Nie udało mi się dostrzec w postach Navajero chociażby krztyny złośliwości i całkowicie zgadzam się z tym, co napisał, ale to tak tylko na marginesie. Warto je brać pod uwagę.

Z własnego doświadczenia mogę dodać, że rozumiem osoby, które chcą pokazać światu efekt swojej, ciężkiej przecież, pracy. Sam zastanawiałem się, czy tego nie zrobię, jeśli moja pierwsza ksążka nie znajdzie uznania w oczach wydawców. Szkoda byłoby mi wyrzucić wszystko do śmieci, więc - chociażby dla własnej satysfakcji - rozważałem wydanie jej w systemie POD.

Z perspektywy czasu chciałbym zwrócić uwagę na jedną, dość istotną - jak sądzę - kwestię. Chodzi o pracę z profesjonalnym redaktorem. Jeśli wydaje się za własne pieniądze, zwykle jest tak, że te sprawy redakcyjne mogą być traktowane nieco po macoszemu. Natomiast profesjonalnego redaktora często nie widziało się nawet na oczy i nie ma co liczyć na taryfę ulgową. Jeśli zwraca on uwagę na jakieś błędy, to jest to sygnał do zmiany. Jeśli nie, to jest to powód do sporej satysfakcji.

Oczywiście, jeśli ktoś traktuje sprawę zupełnie hobbystycznie, to nie ma problemu. Jeśli natomiast chciałoby się poprawiać warsztat, to ciężko to robić bez konsultacji z prawdziwym fachowcem.

Osobiście zachęcam do próbowania w wydawnictwach, które ryzykują pieniądze, czas i doświadczenie. Nakład 300 egz. jednak znacznie różni się od tego co najmniej dziesięciokrotnie większego. Myślę, że to samo tyczy się satysfakcji z wykonanej roboty.
Ostatnio zmieniony ndz 19 wrz 2010, 16:43 przez Stefan Darda, łącznie zmieniany 1 raz.
Strona autorska: www.stefandarda.pl
Strona na portalu Facebook: http://www.facebook.com/pages/Stefan-Da ... 1627153398

2
Las: moje gratulacje z tytułu wydania książki. Życzę, by Twoja nowa przygoda rozwijała się jak najpomyślniej.

W systemie POD widzę dwa najważniejsze kluczowe punkty:

poziom redakcji tekstów (zaznaczam od razu, że nie wiem jaki jest)

i

kanał dystrybucji.

Jeżeli poziom redakcji będzie profesjonalny i rozwiną kanały dystrybucyjne przez księgarnie, to pomysł POD jest strzałem w dziesiątką i będzie rajem dla debiutantów.


Co do wcześniejszych wypowiedzi to: problemem debiutantów nie jest raczej odrzucanie tekstów ale najczęściej kompletny brak odpowiedzi ze strony "narmalnych" wydawnictw.

Argument, że w systemie POD czytelnicy mogą nie dostrzec dobrego tekstu w zalewie chłamu jest cienki jak czar Tuska. To samo można powiedzieć o "normalnym" systemie wydawniczym. I w księgarniach zdarzało mie się kupować (dawniej, bo dziś jestem już ostrożny) książki, które prosiły się o rzut o ścianę.

Co do kwestii czucia się zdołowanym, kiedy przyszłoby zainwestować ok. 1200 złotych we własną twórczość, to można powiedzieć, że faktycznie, system POD jest nie dla takich. Funkcjonuje raczej dla ludzi, którzy wierzą, że albo samo wydanie jest warte takich pieniędzy, albo, że one im się zwrócą.

Ijeszcze jedno. Podstawowa różnica między oboma systemami wydawniczymi polega na tym, że sito (przesiew) w systemie normalnym jest przed debiutem a w systemie POD po debiucie. W związku z tym zauważyłem regułę, że debiutanci (w sensie: po debiucie) najczęściej reagują na PODa elergicznie. Działa machanizm: ja się namęczyłem, w stu wydawnictwach mi odrzucali (jeżeli w ogóle raczyli się odezwać), cała sprawa (od skończenia opka do wydania) trwała trzy lata a tu napisze taki jeden z drugim tekst i mu wydają z marszu. Szlag by to trafił.

Powyższe nie dotyczy starych wygów, którzy debiutowali lata temu i którzy mają na rynku ugruntowaną pozycję. Tu raczej zdania są podzielone i przeważają racjonalne i wyważone argumenty.

Osoby przed debiutem w znakomitej większości są do PODa nastawione przychylnie. Od postawy cielęcego zachwytu po postawę: "obiecujące, pożyjemy, zobaczymy..."

I jeszcze jedno co znaczą litery: POD?
"Karły mi nie imponują. Widziałem większych..." J. Tuwim

3
emigrant pisze:Jeżeli poziom redakcji będzie profesjonalny i rozwiną kanały dystrybucyjne przez księgarnie, to pomysł POD jest strzałem w dziesiątką i będzie rajem dla debiutantów.
Coś takiego już jest, pisałem o tym w innym wątku. Ale nie za tysiąc złotych, tylko za 10 tysięcy (nakład tysiąc egzemplarzy 200-stronicowej książki). http://www.fortunet.eu/ - w Empiku jest ponad sto pozycji tego wydawnictwa (Poligraf).
emigrant pisze:Co do wcześniejszych wypowiedzi to: problemem debiutantów nie jest raczej odrzucanie tekstów ale najczęściej kompletny brak odpowiedzi ze strony "narmalnych" wydawnictw.
Nie widzę tego, zobacz chociażby, jak trudno niektórym autorom przyjąć krytykę ich dzieł tu na forum w weryfikacji. Jeśli masz na myśli jakieś opinie o tekście, to wydawnictwa zapakowałyby się w niekończącą się wymianę korespondencji z autorami.
http://www.nowy-swiat.pl/ns/?page_id=18 pisze:Nie każdy maszynopis znajduje uznanie; nawet nie jeden na dziesięć. Mniej więcej – choć nie jest to regułą – jeden na sto.
Czyli na każdą wydaną książkę musieliby napisać 99 recenzji. A jeśli chodzi Ci o zdawkowe "nie jesteśmy zainteresowani" to podobny problem występuje także po udziale w castingach lub przy szukaniu pracy. Dopilnowanie, aby każdy otrzymał odpowiedź, oznacza jakieś tam koszty, z których większość wydawców rezygnuje. Oczywiście, że wydawnictwa powinny odpowiadać na każdą propozycję wydawniczą. Do tego drogi powinny być niedziurawe, służba zdrowia bez kolejek, a politycy zachowywać się z godnością.
emigrant pisze:Argument, że w systemie POD czytelnicy mogą nie dostrzec dobrego tekstu w zalewie chłamu jest cienki jak czar Tuska. To samo można powiedzieć o "normalnym" systemie wydawniczym. I w księgarniach zdarzało mie się kupować (dawniej, bo dziś jestem już ostrożny) książki, które prosiły się o rzut o ścianę.
Użyłeś słowa-klucza: zdarzać się. Zwykłemu wydawnictwu zdarzy się wpadka, POD-owi zdarzy się bestseller. Jednak zanim do tego dojdzie, czytelnicy mogą się zrazić do wydawnictwa, podobnie jak dajmy na to do Constaru ;) Jesteś pewien, że to nie pogrąży dobrej pozycji? Ja nie jestem. Nie znaczy to, że na pewno nie uda się jej przebić, ale może być to trudniejsze.
emigrant pisze:Działa machanizm: ja się namęczyłem, w stu wydawnictwach mi odrzucali (jeżeli w ogóle raczyli się odezwać), cała sprawa (od skończenia opka do wydania) trwała trzy lata a tu napisze taki jeden z drugim tekst i mu wydają z marszu. Szlag by to trafił.
Uważam inaczej, działa tu zasada: jak debiutant nauczy się dobrze pisać, to go wydadzą wszędzie. Może to jednak zostać odczytane jako protekcjonalne w ustach pisarza. Początkujący pisarze nie mają na tyle dystansu do swoich dzieł, aby przyjąć taką krytykę. Więc pisarze po debiucie piszą to nieco delikatniej. Dodatkowo Twoją pracę ocenia ktoś z zewnątrz, zawodowiec i jest gotowy w nią zainwestować.
emigrant pisze:co znaczą litery: POD?
To skrót od print on demand, druk na życzenie.

4
Do ponownego udzielenia się na forum zachęciły mnie ostatnie głosy. Przez ostatnie dni miałem w sobie wielki smutek spowodowany odwiedzinami na weryfikatorium. Nie chodzi o to, że szukałem, a nie znalazłem poklasku i pocieszenia (jak to tutaj pisano wprost), ale o olbrzymi zawód. Wszedłem tutaj, gdyż potrzebowałem podładować akumulatory, nabrać w płuca świeżego powietrza, napełnić się nowym zapałem. Pomyślałem sobie, to chyba będzie najlepsze miejsce – pełno pisarzy, tych początkujących i o ugruntowanej pozycji, dobrych, lepszych i niesamowitych. Zamiast tego jednak na dzień dobry, chociaż nikt nie przeczytał ani jednego zakochanego słowa mojej powieści, dostaję garść szykan, szyderstw, agresję i frontalny atak nakierowany na obóz POD.

Nie twierdzę, że Las Dusz okaże się sukcesem, być może będzie zupełnie odwrotnie i pogodzę się z tym bez problemu. Pragnę tylko, by to czytelnicy o tym zdecydowali, a nie redaktorzy.

Bardzo rzadką wątpię w to, co robię, a Wam udało się wzbudzić we mnie niepewność. Gratuluję. Pomyślcie jaką krzywdę możecie wyrządzić tym, którzy szukają wsparcia, bo nie są pewni swojego daru, talentu. Nie mówicie, że była to normalny wymiana poglądów (dopiero ostatnie posty ją do tego zbliżyły). Każdy człowiek o średniej inteligencji zrozumie intencje piszących w tym wątku.

Wysłałem swoją propozycję wydawniczą do 5 wydawnictw (Wab, Prószyński, Rebis, Zysk i jakieś tam jeszcze). Oczywiście olali mnie. Ponieważ jestem w miarę zamożny, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce (jak zawsze w swoim życiu). Dlatego wybrałem Radwana, tylko i wyłącznie dlatego.

Co do kwestii samofinansowania. Jestem fanem sportu i wiem dokładnie, że Małysz, Kubica, Kowalczyk, Korzeniowski, Jędrzejczak i wielu innych musieli sami wykładać na swój sprzęt i treningi. Inni, jak Klose, Podolski czy „Tiger” Michalczewski wyjechali za granicę, by mieć szansę zaistnieć. Takie mamy realia. Czas najwyższy zrozumieć, że na szczyt prowadzi bardzo wiele dróg. Nie tylko ta wybrana przez Was. A początki zawsze bywają trudne – Radawan działa praktycznie od maja tego roku, więc czego się spodziewacie? Ogólnopolskiej reklamy i sieci dystrybucji? Zejdźcie na ziemię. Dla autorów to też jest wielkie wyzwanie, ale i przygoda jednocześnie. W naszych książkach pewnie znajdziecie wiele błędów redakcyjnych, ale wierzę , że z każdą wydaną książką będzie lepiej. Szczególnie, że system POD daje możliwość nanoszenia poprawek nawet po wydaniu książki.

Tony, nie siej zamętu. W Radwanie nie chodzi o 10 tyś. złotych, ale o maks 2,5tyś (dla 400 stronnicowej książki). A Twoje słowa, że jak debiutant jest dobry, to wydadzą go wszędzie, brzmią mniej więcej w stylu: w Polsce drogi nie są dziurawe, w służbie zdrowia nie ma kolejek, a politycy zachowują się z godnością.

5
las dusz s=Z tą krytyką na forum przesadziłeś. Czytałam twoje posty i one tak jak innym wydały się delikatnie mówiąc nieadekwatne do treści. Po prostu spokojniej czytaj co się do ciebie pisze, ochłoń a na pewno treść do ciebie trafi i zauważysz, że nikt cię nie obrażał.
A Stefan Darda napisał dobrze: każdy tam skieruje swoje kroki, gdzie mu będzie wgodnie (chodzi mi o wydawnictwa). :D
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

6
las dusz pisze:Tony, nie siej zamętu. W Radwanie nie chodzi o 10 tyś. złotych, ale o maks 2,5tyś (dla 400 stronnicowej książki).
Gdybyś przeczytał mojego posta niewyrywkowo i bez uprzedzenia, to zauważyłbyś, że przy 10 tysiącach złotych pisałem o innym wydawnictwie - podałem linka do marki a nawet w nawiasie podałem nazwę. I mam wrażenie, że podobnie traktujesz wszystko, co nie jest tu po Twojej myśli, wypierasz to ze świadomości zastępując swoim wyobrażeniem dyskusji.

7
spójrz na temat tego wątku. Poza tym podawanie takich informacji w takim miejscu i w takiej formie zazwyczaj nazywa się maniupulacją

9
Las, tu bedzie ci ciężko nas przekonać... Rozumiem, że chciałeś opublikować efekty swojej pracy - to przecież normalne. Lecz większość z nas uważa, że nad tekstem trzeba siedzieć tak długo, aż tradycyjne wydawnictwo zechce go przyjąć. Ty wybrałeś inaczej, takie twoje prawo.

A wszyskim, którzy planują wydać coś w POD polecam lekturę Wahadła Foucolta :-)

10
rzecz w tym, że ja nie chciałem nikogo do niczego przekonywać, ale porozmawiać o literaturze i alternatywnych możliwościach jej wydawania.

"nad tekstem trzeba siedzieć tak długo, aż tradycyjne wydawnictwo zechce go przyjąć" - i tu pojawia się zgrzyt. Co to jest dobry tekst? Jakie kanony należy przyjąć? Mam wrażenie, że gdyby Coben (jeden z moich ulubionych pisarzy) urodził się w Polsce, pewno kręciłby gdzieś śruby w warsztacie samochodowym, przerzucał stosy papierów przy biurku lub robił cokolwiek innego poza pisaniem. Dlaczego? Bo używa on prostego języka, bez skomplikowanych konstrukcji językowych. U nas natomiast redaktorzy w pierwszej kolejności patrzą na tekst od strony technicznej (mówiąc nieco złośliwie: im więcej przecinków w zdaniu, tym lepiej). Wpierw ważna jest forma, potem treść - dlatego pewnie 3/4 powieści jest o niczym. Sam Pilch powiedział, że brakuje nam historii, gdzie bohater przebywa drogę od punktu A do punktu B i przeżywa konkretne przygody. Jeśli już taka powieść jest, to 90% zawiera się w fantastyce (pewnie dlatego ten gatunek jakoś sobie jeszcze radzi).

Dla mnie najważniejsza jest treść, oczywiście przy zachowaniu dobrego poziomu technicznego. A takie prace nie mają szans u redaktorów. Jeśli już biorą propozycję wydawniczą do ręki, nie czytają oni bowiem całości, tylko kilka fragmentów. Spodobają się, idą dalej. Jednak, aby się spodobać muszą być wyjątkowe techniczne i tak oto zaklęty krąg, który wyrzuciłby Cobena poza świat literatury, zamyka się.

11
las dusz pisze:Sam Pilch powiedział, że brakuje nam historii, gdzie bohater przebywa drogę od punktu A do punktu B i przeżywa konkretne przygody.
Pilch jest tu idealnym przykładem braku takich historii - genialnie napisane setki stron... o niczym. ;)
las dusz pisze:Dla mnie najważniejsza jest treść, oczywiście przy zachowaniu dobrego poziomu technicznego.
A dla mnie to brzmi jak niezła ściema i usprawiedliwianie braku umiejętności technicznych.

[ Dodano: Sob 18 Wrz, 2010 ]
A tak w ogóle Andrzej gdzieś wkleił stronkę ze świetnymi wywiadami z pisarzami fantastyki. Czytałem z Grzędowiczem. Porusza kwestie, o których piszesz. Polecam.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

12
"A dla mnie to brzmi jak niezła ściema i usprawiedliwianie braku umiejętności technicznych"

zadziwiasz mnie. Jeżeli brak umiejętności technicznych oznacza sprzedaż milionów egzemplarzy swojej powieści na całym świecie, to ja chcę być cieniasem w stylu Cobena, o Brownie nie wspomnę. Zresztą (choć tu nie jestem pewien, bo czytałem tylko fragmenty Harrego), Rowling również nie komplikuje swojego tekstu, lecz używa łatwostrawnych form językowych.
Po przetłumaczeniu większości polskich tekstów na języki obce, powstaje jeden wielki bełkot, którego nikt poza nami nie rozumie. Myślę, że tutaj leży przyczyna niepowodzeń polskiej literatury na świecie - przerost formy nad treścią.
W dobie popkultury, fast foodów szybkich samochodów i jeszcze szybszego seksu, ludzie chcą czegoś co się łatwo czyta, a nie tekstów dla studentów polonistyki - a właśnie tych drugich szukają redaktorzy. Oczywiście one też są potrzebne, by podtrzymać nasz język dla przyszłych pokoleń, ale niech Pilch czy Kuczak się tym zajmują i wystarczy.
Można szlifować warsztat w nieskończoność, tylko po co? Osobiście jak biorę książkę z takimi zawijasami językowymi, odkładam ją bardzo szybciutko na półkę księgarni. Zanim kończę zdanie, muszę wrócić do jego początku, by zrozumieć o czym mówi koniec. Masakra jakaś.
Prosta (choć nie prostacka!) forma językowa oraz niesamowicie wciągająca i interesująca fabuła - to jest mój przepis na dobrą książkę. Takich pozycji szukam na spokojne wieczory, by się zrelaksować i dać odpocząć mózgownicy. Nie wymyśliłem sobie tego stylu , lecz zaczerpnąłem od zachodnich prozaików.
Żeby była jasność - nie przekonuję nikogo do swojego, tylko dzielę się własną wizją pisarstwa.

13
las dusz pisze:Myślę, że tutaj leży przyczyna niepowodzeń polskiej literatury na świecie - przerost formy nad treścią.
W dobie popkultury, fast foodów szybkich samochodów i jeszcze szybszego seksu, ludzie chcą czegoś co się łatwo czyta, a nie tekstów dla studentów polonistyki - a właśnie tych drugich szukają redaktorzy.
Tak, chyba to nie ten watek, ale nie mogę sie powstrzymać, by nie rzucić kilka słów. Mój drogi, to że literatura polska w swym najlepszym wydaniu (nie tylko literatura bo i film) jest niesprzedawalna na zachodzie to wina spłycenia umysłowego ludzi zachodu nie nasza. Jak do tej pory (i chwała im za to) najlepsi nasi twórcy piszą dla ludzi z intelektem, a nie dla podawania prostych faktów w kolorowej wersji.
Z jednej strony piszesz, że pisanie o twoje hobby i starasz sie pisać coś pozytecznego dla czytelników, a z drugiej chcesz być drugim Brownem- i tu pytam czy ty wiesz co własciwie chcesz?
las dusz pisze:Prosta (choć nie prostacka!) forma językowa oraz niesamowicie wciągająca i interesująca fabuła - to jest mój przepis na dobrą książkę. Takich pozycji szukam na spokojne wieczory, by się zrelaksować i dać odpocząć mózgownicy. Nie wymyśliłem sobie tego stylu , lecz zaczerpnąłem od zachodnich prozaików.
Pogodzić ogień z woda, gdybyś tego dokonał byłbyś geniuszem. Pustosłowie, które nam serwują pisarze zachodu ( nie mówie o wyjątkach - ale te potwierdzają regułe) powoduja, że takie pozycje jak "Zmierzch" wśród niewyrobionych czytelników jest lekturą na czasie - i takiej lektury chcesz dla Polaków? Za Piłsudzkim powiem: ja wysiadam w czasie tej jazdy na swoim przystanku.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

14
Ja nie chcę być Brownem, ale chciałbym, by jeden z Was, polskich pisarzy był. Gdy następnym razem angol zapyta mnie jakich znanych rodaków mam na świecie, chciałbym móc powiedzieć coś więcej, niż Kopernik, Wałęsa i Jan Paweł 2... sorry, jeszcze Kubik (angielska wersja Kubicy).
Poza tym Brown pisze coś pozytywnego dla czytelników - sam fakt, że czytają, jest już wielkim sukcesem.
Co do spłycenia umysłowego, stoisz przed bardzo prostym wyborem: albo pisać dla wszystkich i przekazywać im swoje wartości, starać się ich zmieniać, albo pisać dla studentów polonistyki i zapaleńców podobnych do siebie. Lepiej, żeby czytali Zmierzch, niż nic. Może następnym krokiem będzie bardziej wymagająca technicznie lektura. Bo zapewniam Cię, po polskie dzieła nie sięgną.

Film polski w najlepszym wydaniu? Znaczy się jaki? Bo to, co kręcimy jest rozumiane wyłącznie przez nas. Puściłem raz angolowi film polski (z napisami oczywiście). W miejscach, gdzie ja zanosiłem się śmiechem czy podejmowałem refleksję, on patrzył na mnie jak na kosmitę. Kompletnie nic nie rozumiał, bo rozumieć nie mógł. Trzeba żyć w polskiej rzeczywistości, by pojąć nasze filmy. Musiałem mu po kolei wytłumaczyć, to wtedy mniej więcej zajarzył co i jak.

15
Jedziesz tak potwornymi uproszczeniami i stereotypami rodem z głupich dowcipów, że nie wytrzymałem, wybacz.

Albowiem, odnosząc się jedynie do drobnej kwestii, którą podniosłeś:
las dusz pisze:Film polski w najlepszym wydaniu? Znaczy się jaki? Bo to, co kręcimy jest rozumiane wyłącznie przez nas. Puściłem raz angolowi film polski (z napisami oczywiście). W miejscach, gdzie ja zanosiłem się śmiechem czy podejmowałem refleksję, on patrzył na mnie jak na kosmitę. Kompletnie nic nie rozumiał, bo rozumieć nie mógł. Trzeba żyć w polskiej rzeczywistości, by pojąć nasze filmy. Musiałem mu po kolei wytłumaczyć, to wtedy mniej więcej zajarzył co i jak.
Człowieku, Angole mają swoich rozbawiaczy, my mamy swoich. Ale co do poważnych filmów, wybacz, opowiadasz po prostu bzdury, żeby nie napisać dosadniej. My mamy Kutza i śląską trylogię, ale oni mają choćby Kena Loacha i jego filmy w rodzaju "Kesa". My mamy np. Jana Jakuba Kolskiego, ale oni mają Petera Greenawaya. Chcesz mi w twarz powiedzieć, że przeciętny Angol, z którymi rozmawiasz, rozumie np. "Zet i dwa zera" albo "Księgi Prospera", a nie rozumie "Pograbka"?

Ręce opadają, jak się czyta twoje wizje pisarstwa czy różnic kulturowych. Pisz i wydawaj, powodzenia, ale przynajmniej nie utrwalaj nieprawdziwych a szkodliwych stereotypów, dobra?
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wydawnictwa”