I gra muzyka

1
Witam serdecznie. : )
Przekleństw nie ma, raz pojawił się wyraz, który word uznał, za wulgarny. Zaczyna się na D, a kończy na A i ma cztery litery. ;P
Wstawiony tekst jest fragmentem opowiadania, ani z początku, ani z końca - ot, środek mniej więcej.
Pozdrawiam i życzę miłego czytania. Mam nadzieję, że miłego.

____


Kiedy Azaron odzyskał wzrok, miał pewność tylko co do jednego - to nie było to miejsce, w którym znajdował się jeszcze przed chwilą. Prawdopodobnie nie była to nawet Saphra. Bo skąd, do licha, w Saphrze trawiaste wzgórza?
Rozejrzał się uważnie, niemiłosiernie zdziwiony. Zamiast tumanów kurzu, do których przywykł, ze wszech stron otaczały go łąki. Sam stał mniej więcej w połowie zbocza jakiegoś niezbyt wysokiego wzniesienia, u którego podnóża spostrzegł drewnianą chatę. Nie to zainteresowało go jednak najbardziej. Jego uwagę zwróciły przede wszystkim dwie strzeliste, białe wieże, górujące ponad koronami drzew porastających pagór.
Mając do wyboru niezachęcająco wyglądającą, małą i, jak się zdawało, opuszczoną chatę, oraz skrytą między drzewami tajemnicę, siepacz szybko zadecydował, w którą stronę bardziej go ciągnie. Niewiele myśląc zaczął wspinaczkę.
Nie uszedł nawet kilku kroków, kiedy jego wzrok przykuło jeszcze coś. Coś, czego wcześniej nie zauważył, a był to dość istotny szczegół. Niespełna dwadzieścia kroków na lewo od Azarona, tym samym wzgórzem wspinał się jeszcze ktoś. Młodzian, ubrany w ekstrawagancką czerwono-zieloną, strzelistą tiarę, szarą, lnianą koszulę i sięgające do połowy łydki błękitne portki. Wyglądał jak idiota. I tak też się zachowywał.
Wspinał się, kompletnie nie zwracając uwagi na otoczenie. Głowę trzymał wysoko zadartą, wpatrując się w płynące niebem obłoki. Co jakiś czas sięgał machinalnie do ust i umieszczał w nich kolejne ziarenko z trzymanego w drugiej dłoni słonecznika, po czym spluwał łupką. Miał coś wetknięte za spodnie, jednak z tej odległości Azaron nie był w stanie dostrzec, co to takiego.
W oddalonym o tysiące mil lesie Shym’a’shym pączkowały akurat cztery piękne jaskółki, kiedy znajdujący się na zboczu skrytobójca złożył dłonie w tubę, przytknął je sobie do ust i krzyknął:
- Ej, ty tam!
Poskutkowało. Młodzian w ekscentrycznym kapeluszu przystanął i rozejrzał się, w poszukiwaniu źródła głosu. Kiedy jego wzrok padł na Azarona, uśmiechnął się szeroko i podbiegł do długowłosego.
- O ja, o ja! – był wyraźnie podekscytowany. – Nie spodziewałem się, że kogoś tutaj spotkam!
- Gdzie?
- No, tutaj. – Chłopak zatoczył ręką półokrąg, wskazując, jakie „tutaj” ma na myśli. Wyglądał naprawdę młodo. Jeden z tych, którzy nie muszą jeszcze martwić drapiącym zarostem i mogą sobie pozwolić na dziury w spodniach.
- To wiem – Azaron nie krył zażenowania. – Ale gdzie my jesteśmy?
- No, tutaj… - Młody był nieco zbity z tropu bezsensownością postawionego przed nim pytania. Już sposobił się, aby po raz wtóry ruchem ramienia wskazać mężczyźnie otaczający ich krajobraz, tamten machnął jednak tylko ręką i mruknął:
- Dobra, nieważne. – Przez kilka chwil panowało niezręcznie milczenie, które Azaron przerwał kolejnym pytaniem: - Powiedz mi w takim razie, dokąd idziesz?
- Tam. – Chłopak spojrzał znacząco w kierunku szczytu wzniesienia. Siepacz odetchnął głęboko, policzył w duchu do dziesięciu i dopiero wtedy skomentował:
- Dobra… A jak masz na imię?
- Tutam. – Tego było już za wiele. Siepacz wybuchnął gromkim śmiechem i przez łzy wyjawił Tutamowi, jak nazywają jego. Ta znajomość od samego początku zakrawała o absurd.
- Nie rozumiem, co w tym śmiesznego – dodał chłopak, kiedy Azaron już się trochę uspokoił. – Jestem Tutam i jestem bardem, wielce mi zabawne. – Wykonał lekki, mimowolny ruch w kierunku przedmiotu wetkniętego w spodnie i dopiero wtedy siepacz zdał sobie sprawę, że to fujarka.
- O, grajek. Weź no zagraj coś, umilisz nam podróż; bo, zdaje się, idziemy w tym samym kierunku. Tam, znaczy się – dodał po chwili, parskając. Zaraz jednak spoważniał, widząc reakcję chłopaka, który miast sięgnąć po instrument, spochmurniał.
- W tym cały kram, że nie jestem w stanie nic zagrać…
- Toś dupa, nie bard – wciął mu się w pół słowa Azaron.
- Daruj sobie, dosyć już się nasłuchałem. Ale to nie moja wina, jeszcze miesiąc temu byłem naprawdę dobry. A potem jakoś tak… no, ten, przestałem być dobry.
- Nawet na niby? – wtrącił się znowu siepacz.
- Co?
- No, nie jesteś już dobry nawet na niby? Wiesz, wtedy byłeś dobry naprawdę… - Widząc niezrozumienie na twarzy Tutama, zrezygnował. – Nie zawracaj sobie głowy. Mów dalej.
- Po prostu mi przeszło, tak wiesz, jak ręką odjął. Wziąłem do ust fujarkę i nie byłem w stanie nic zagrać. Myślałem, że to chwilowy kryzys, ale ciągnęło się i ciągnęło, więc poszedłem do wróżki. Gapiła się w tą swoją kryształową kulę w nieskończoność. Myślałem, że już nic z tego nie wyjdzie, a zapłatę wzięła z góry, więc zrezygnowany chciałem wyjść, ale wtedy doznała olśnienia, czy jak tam wróżki działają. No i kazała mi tutaj przyjść, żeby odzyskać talent.
- Tutaj, czyli…? – Siepacz spróbował po raz kolejny pociągnąć chłopaka za język.
- No, tu gdzie jesteśmy.
Długowłosy przewrócił oczami i westchnął. Znów zapanowało nieprzyjemne milczenie, przerywane tylko podejmowanymi od czasu do czasu przez Tutama próbami zaintonowania czegoś. Nie szło mu ni w ząb, miał rację. W końcu, kiedy byli już niemal u szczytu pagóra, Azaron powziął ostatnią próbę dowiedzenia się, w co został wpakowany przez Malkoma.
- Dobra, młody, słuchaj. Wiem doskonale, że jesteśmy tu. Wiem też, że kilka chwil temu byliśmy tam, a za następne kilka będziemy jeszcze gdzie indziej, na przykład tam. – Każde „tu” i „tam” wskazywał dłonią, a w jego ruchach dało się dostrzec frustrację. – I naprawdę cholernie się z tej wiedzy cieszę, jestem ci niezmiernie wdzięczny, że uświadomiłeś mnie w kwestii tak kluczowej dla mojej dalszej egzystencji, ale daruj sobie łaskawie te gadki o „tu” i „tam” i powiedz mi po prostu, co to za miejsce, do kogo leziesz po ten swój zakichany talent i czego się po tym kimś można spodziewać?
Tutam przez kilka chwil wpatrywał się w siepacza oniemiały. Życie najwyraźniej nie nauczyło go jeszcze, że kiedy ktoś pokroju Azarona zaczyna być sarkastyczny, należy albo współpracować, albo brać nogi za pas. Wyglądało na to, że zamierzał znów uraczyć rozmówcę jakąś bezsensowną gadką, zrezygnował jednak, na widok jego miny; ta nie wróżyła nic dobrego.
- Dobra już, dobra. Myślałem, że wiesz. To nie jest miejsce, w które zapuszcza się ot tak. – Azaron obdarzył go morderczym spojrzeniem, jasno nakreślającym jego podejście do takich wstępów. Tutam speszył się na moment, zaraz jednak podjął, przechodząc do sedna. – Między drzewami są pałace, albo jeden pałac, sam nie wiem. A w nich mieszka grupka bogów, ale nie wszyscy, bo by się nie pomieścili. Rhinafen i nie wiem, którzy jeszcze. Mnie interesuje tylko on, bo to od niego mam dostać z powrotem mój talent.
- Widzisz? Jak chcesz, to potrafisz – pochwalił chłopaka Azaron.
Weszli do lasu.
Ostatnio zmieniony pt 15 lip 2011, 22:32 przez Barnej, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Kiedy Azaron odzyskał wzrok, miał pewność tylko co do jednego - to nie było to miejsce, w którym znajdował się jeszcze przed chwilą.
nie było to miejsce, w którym znajdował się jeszcze przed chwilą.
siepacz szybko zadecydował, w którą stronę bardziej go ciągnie.
Nie pasuje tutaj owa decyzja. Jedna z tych rzeczy go pociąga, ale wcale nie dlatego przecież, że tak zadecydował. To tak, jakbyś powiedział: mężczyzna spojrzał na dwie dziewczyny i szybko zdecydował, w której z nich się zakocha. Więc albo zadecydował, w którą stronę pójdzie, albo zdał sobie sprawę, w którą stronę bardziej go ciągnie.
Nie uszedł nawet kilku kroków, kiedy
Aliteracja.
Nie uszedł nawet kilku kroków, kiedy jego wzrok przykuło jeszcze coś. Coś, czego wcześniej nie zauważył, a był to dość istotny szczegół. Niespełna dwadzieścia kroków na lewo od Azarona, tym samym wzgórzem wspinał się jeszcze ktoś.
Powtórzenia.
Zbyt ospały ten fragment. Mężczyzna nagle coś widzi i też tak powinno to zabrzmieć, a ty niepotrzebnie się nad tym rozpisujesz. To, że wcześniej tego nie widział jest zupełnie zbędną informacją. Samo użycie słowa „nagle”, zastąpiłoby całe to zdanie.
- Ej, ty tam!
Poskutkowało. Młodzian w ekscentrycznym kapeluszu przystanął i rozejrzał się, w poszukiwaniu źródła głosu. Kiedy jego wzrok padł na Azarona, uśmiechnął się szeroko i podbiegł do długowłosego.
Niepotrzebnie informujesz wprost o tym, co wynika z tekstu i jest zupełnie widoczne (pierwsze zaczernienie) oraz logiczne (drugie zaczernienie).
Jeden z tych, którzy nie muszą jeszcze martwić drapiącym zarostem
Nie muszą się martwić.
- Tutam. [X]– Tego było już za wiele. Siepacz wybuchnął gromkim śmiechem i przez łzy wyjawił Tutamowi, jak nazywają jego.
Masz tutaj wypowiedź jednego bohatera i reakcję drugiego, co powinieneś rozdzielić akapitem
Ta znajomość od samego początku zakrawała o absurd.
Zakrawa na absurd
Wykonał lekki, mimowolny ruch w kierunku przedmiotu wetkniętego w spodnie
Niedbały może? Wydaje się bardziej trafne.
- Daruj sobie, dosyć już się nasłuchałem. Ale to nie moja wina, jeszcze miesiąc temu byłem naprawdę dobry. A potem jakoś tak… no, ten, przestałem być dobry.
- Nawet na niby? – wtrącił się znowu siepacz.
Stoją i rozmawiają, jeden mówi swoje, a drugi na to swoje, niezupełnie więc się wtrącił. Wtrącić się mógł w monolog pierwszego, przerwać mu w pół zdania.
Gapiła się w tą swoją kryształową kulę w nieskończoność.
W tĘ swoją kryształową kulę.
Przez nieskończoność, może? Unikniesz brzydkiego powtórzenia „w”.
- Dobra już, dobra. Myślałem, że wiesz. To nie jest miejsce, w które zapuszcza się ot tak. – Azaron obdarzył go morderczym spojrzeniem, jasno nakreślającym jego podejście do takich wstępów. Tutam speszył się na moment, zaraz jednak podjął, przechodząc do sedna. – Między drzewami są pałace, albo jeden pałac, sam nie wiem. A w nich mieszka grupka bogów, ale nie wszyscy, bo by się nie pomieścili. Rhinafen i nie wiem, którzy jeszcze. Mnie interesuje tylko on, bo to od niego mam dostać z powrotem mój talent.
Masz brzydką manierę wtrącania reakcji jednego bohatera w wypowiedź drugiego, przez co robi się mętlik. Należałoby to uporządkować, najlepiej za pomocą akapitów.
Tutam speszył się na moment, zaraz jednak podjął, przechodząc do sedna.
Podjął co? Coś się tutaj zjadło.


Podobało mi się, przede wszystkim ze względu na historię, naprawdę ciekawa sprawa. Podobały mi się także opisy, dość ładnie radzisz sobie ze słowem, trochę przegadujesz, ale w odniesieniu do podawania informacji, czasem niepotrzebnie o czymś wspominasz.

Niestety dialogi nie są najlepsze. Wypowiedzi bohaterów są sztuczne, papierowe. Sami bohaterowie tacy się przez to wydają. Powinieneś się głównie teraz na tym skupić. Lekarstwo, rzecz jasna: dużo, dużo czytać, skupiając się na scenach, w których prowadzony jest dialog. Przyglądaj się im dokładnie, nie bój się rozkładać ich na czynniki pierwsze. To żmudne, wiem, ale niestety trzeba do tego przysiąść i się z tym uporać.

3
Też mi się podobało. ;)

Momentami naprawdę zabawne. :D

Z uwag: w pierwszej części tekstu występują cosie i ktosie.
Barnej pisze:coś. Coś, czego wcześniej nie zauważył, a był to dość istotny szczegół. Niespełna dwadzieścia kroków na lewo od Azarona, tym samym wzgórzem wspinał się jeszcze ktoś


Takie zestawienia źle działają na moją wyobraźnię...za długo przed oczami mam czarną plamę ;)

4
Śliczne dzięki za opinie, cieszę się, że nie jest tragicznie. ; )
mamika6 pisze:Przez nieskończoność, może? Unikniesz brzydkiego powtórzenia „w”.
Z jednej strony uniknę powtórzenia, z drugiej jest to wypowiedź postaci, a nie narracja. Miały być dialogi naturalne, a w języku mówionym takie coś jest na porządku dziennym. Może i jest to bard, ale wtedy gadał tak sobie o, po godzinach, więc no. : )
mamika6 pisze:Podjął co? Coś się tutaj zjadło.
Bo ja wiem, czy zjadło. Raczej uczyniło skrót myślowy, być duży może. Wyszedłem z założenia, że speszył się -> przerwał wypowiedź -> ogarnął się -> podjął przerwaną wypowiedź.

Co do reszty moich potknięć - dzięki za znalezienie i wytknięcie.

5
- No, tutaj. – Chłopak zatoczył ręką półokrąg, wskazując, jakie „tutaj” ma na myśli. Wyglądał naprawdę młodo. Jeden z tych, którzy nie muszą jeszcze martwić drapiącym zarostem i mogą sobie pozwolić na dziury w spodniach.
Uhm, masz opis ruchu, i ten ruch wygląda młodo? Trzeba tę informację umieścić w innym miejscu (może z przodu? Albo po ruchach i wypowiedzi?).

Podobało mnie się. Bardzo dobrze poukładana narracja, pełni życia bohaterowie, ciekawie dobrane narzędzia w postaci wstawek o ruchach i minach (tak, ci ludzie żyją!), a do tego bardzo naturalne dialogi. Przyznam, że czytałem jednym tchem, jakbym otworzył książkę dobrego autora. Komplement? Owszem. Niestety, wszystkie te uwagi dotyczą stylu, ponieważ nic nie mogę powiedzieć o fabule. Nawet jak na fragment wyrwany gdzieś ze środka, wprowadzenie od razu pozwoliło na wgryzienie się w tekst. Dobra robota. Błędów mniejszych lub większych wypisywać nie będę, gdyż tekst leży tak długo, że ho ho!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”