Nie czepiać się stylu Grzędowicza z "Pana Lodowego Ogrodu". Czytam wszystkich autorów, próbuję różnych styli, zgapiam, uczę się. Wszystko w celu ćwiczenia.
===
Solaris
WWWOczy mi się kleją. Bolą. Powieki opadają samoistnie. Ocieram je wierzchem dłoni, mrugam kilka razy. Ostrość wraca.
WWWTe same bloki, te same wieżowce. Ta sama czteropasmówka i ten sam przystanek. Ci sami licealiści, skracający sobie drogę przez pas zieleni. Jeden pęka, biegnie na około, przez oddalone dziesięć metrów przejście, na którym kwitnie zielone światło.
WWWSolaris staje. Licealista biegnie. Zdąży.
WWWNie ominie go kartkówka ze stolic.
WWWJaka szkoda.
WWWWieje wiatr. Czuję perfumy. Kobiece. Zmysłowe. Ładne.
WWWDziewczyna obok mnie. Stoi bokiem, prezentuje swój piękny profil. Zerka.
WWWLepiej odwrócę wzrok.
WWWWiatr wieje.
WWWSolaris wpływa w zatoczkę, drzwi syczą. Piętnastka. Mogę wsiadać.
WWWŚrednio pełny. Dobrze. I tak nie miałem zamiaru siadać.
WWWKasuję bilet, trwa to długo, bo obraz mi się rozmazuje, a koordynacja wzrokowo-ruchowa wciąż śpi.
WWWŁadna dziewczyna siedzi obok kasownika, spogląda na mnie badawczo. Powoli wkładam bilet w otwór, rozlega się zgrzyt. Czego one chcą, do cholery? Że stanę obok nich i zacznę szalenie błyskotliwą i jakże urzekającą dyskusję o pogodzie? Że będę szczerzył kły i nawijał o niczym? Że w pewnym momencie spytam, czy może byśmy gdzieś czasem wyszli?
WWWŻeby odpowiedziała, że nic z tego? Albo dała fałszywy numer?
WWWO, nie. Niedoczekanie.
WWWSzaro. Pochmurno. Lekko wieje. Jest chłodno, ale nie zimno. W sam raz na jesienną kurtkę.
WWWMam fajną jesienną kurtkę.
WWWStaję dokładnie pomiędzy drzwiami przy kierowcy i tymi środkowymi. Najlepsze miejsce. Głupi ludzie wolą okupować okolice kasownika, tłoczyć się przy drzwiach. Młodzież licealna nie pomyśli, by przesunąć się bardziej na środek, coby umożliwić swobodne poruszanie się ludziom, którzy dopiero co wsiadają. O, nie. Lepiej jest być szturchanym. I słuchać cichutkich i nieśmiałych „przepraszam”. Szkoda, że nie wsiadła jakaś staruszka z pretensjami do całego świata. Czasem bywa zabawnie.
WWWNa „czwórce” przy oknie siedzą trzy dziewczyny. Koleżanki, bo rozmawiają. Temat rozpływa się w chrzęście opon. Ale ta po lewej, siedząca przodem do mnie jest ładna. Taka normalna, przeciętna, o niewielkim makijażu na króciutkich rzęskach. Taka, którą można bez obaw wysłać na imprezę i nie bać się, że zaleje się w trupa i obudzi rankiem nie wiedząc, gdzie jest, co się stało, jak się tu znalazła i czym jest to palące uczucie w dole brzucha. I gdzie u licha jest jej bielizna.
WWWTaka, która pozostanie wierną żoną i wspaniałą kochanką. Taka, która pozostanie towarzyszką na całe życie.
WWWOczywiście bez choćby odrobiny talentu kucharskiego.
WWWNie można mieć wszystkiego.
WWWSpogląda na mnie.
WWWLepiej odwrócę wzrok.
WWWSolaris sunie jak motorówka w Miami. Automatyczna skrzynia biegów spisuje się znakomicie, zawieszenie współgra z okropnym stanem tutejszej infrastruktury. Można nawet puścić cię rurki, celem podrapania w nos.
WWWZa trzema koleżankami siedzi rudowłosa, tyłem. Twarz w okno, zupełnie jakby chciała tam coś wypatrzyć. Włosy proste jak miecze, nie odstaje nic. Gładkie, puszyste. Ładne.
WWWDokładnie za nią siędzi chłopak. Kurtka już chyba zimowa, podszywana plastikowym futerkiem. Mam podobną. Włosy krótkie, na żel. Mi się nie chciało żelować. Okulary. Ja noszę tylko do komputera. Uczy się. Pewnie klasówka z majzy. Albo ze stolic.
WWWNa miłość Boską, ja się chyba nigdy w życiu nie uczyłem!
WWWSolaris zawija do portu, zatrzymuje się gładko i płynnie. Nawet nie szarpło. Drzwi z sykiem się otwierają, nowa fala imigrantów zalewa pokład. Wchodźcie, wchodźcie. Przeciskajcie się, dużo miejsca. I, na Boga, nie szturchajcie mnie!
WWWKtoś mnie szturcha. Słyszę ciche „przepraszam”. Odwracam się. Jakiś metal. Dłuższe włosy, trochę już strąki, tygodniowy zarost. Na plecaku naszywka Nirwany. I Metaliki.
WWWDobre zespoły. Szkoda, ze się skończyły.
WWWPuszczam go.
WWWDrzwi się zamykają. Rejs trwa.
WWWPodchodzi jakiś dziadek, szturcha mnie. Czego, znowu?
WWWAha.
WWWBlokuję wolne miejsce.
WWWAleż proszę uprzejmie.
WWWStaruszek siada. Chyba jednym półdupkiem, bo ramię wystaje mu na pół łokcia.
WWWPierdolę. Nie przesuwam się. Solaris skręca, pochylam się do przodu, wadzę jajami o wystające ramię. Trudno. Chcesz siedzieć, musisz cierpieć.
WWWNa przejściu dla pieszych stoi dziewczyna. Ładna. Czarnowłosa. Najprawdopodobniej farbowana. Gapi się w telefon, zupełnie jakby leciał tam najnowszy film z tym Robertem Patisonem, czy jak mu tam.
WWWPatrzę na nią. Poczuła to, unosi głowę.
WWWSolaris pomknął dalej.
WWWMijam szpaler drzew, z nudów liczę latarnie.
WWWJeden.
WWWDwa.
WWWTrzy.
WWWZaraz zasnę.
WWWOsiem.
WWWDziewięć.
WWWO, stacja benzynowa!
WWWJedenaście.
WWWDwanaście.
WWWPrawym pasem mknie polonez, w środku kwiat młodzieży w liczbie czterech. Zjeżdżają na stację, rura wydechowa rzyga czarnymi kłębami spalin. Młodzież najwyraźniej dobrze się bawi, przez otwarte okno z szybkością jastrzębia wylatuje opróżniona butelka tyskiego. Ląduje w trawie.
WWWChciałbym mieć samochód. I prawo jazdy.
WWWŚwiatła. Solaris skręca w prawo, wadzę jajami o staruszka. Zaraz się zdenerwuję.
WWWRuda odwraca wzrok od szyby, spogląda w drugą stronę.
WWWKrzywię się z niesmakiem. Tak piękne włosy, a tak cholernie brzydka twarz. Już nigdy więcej nie będę oceniał w ciemno. Pierwsze złudzenie może być mylne.
WWWTa dziewczyna obciągała mi już w mojej wyobraźni druta.
WWWTeraz mam za swoje.
WWWPrzystanek. Kolejny port kosmiczny. Misja Solaris 15 zawinęła do portu, zapraszamy na pokład kolejną watahę dziwnie wyglądających kosmitów. Część wchodzi, część wyłazi, część wprost ucieka.
WWWPo co ten pośpiech? Policja Międzygalaktyczna ma pełne ręce roboty. Patrole ścigają przemytników szmuglujących kokę z kolonii Złotej Wstęgi na Terrę 25 w podsektorze „Karavia”.
WWWSolaris rusza. Spoglądam na wierną kochankę. Ma ładną, szalenie miłą twarz, delikatną. Ładne oczy, błyszczące, pełne ognia, żaru, namiętności.
WWWNie uśmiechaj się. Błagam.
WWWBo bez ciebie umrę.
WWWCygan kupuje bilet. Coś nieprawdopodobnego. Wysoki, dobrze ubrany, przystrzyżony, ogolony, pachnący na cały autobus, wyrzeźbiona klata, wyprostowana postura. Spogląda na mnie tymi swoimi czarnymi jak noc oczami.
WWWIdzie do mnie.
WWWRozglądam się za bronią. W plecaku nie mam nic prócz dokumentów, w kieszeni tylko komórka i portfel. Rurki, której się trzymam, nie urwę. Do stu diabłów! Musi tu być coś, co nadaje się do bicia!
WWWKrólestwo z butelkę!
WWWCygan mija mnie obojętnie.
WWWSolaris sunie lotem szybowym. Światła. Na przejście wdziera się chmara przechodniów. Taksuję ich, szczególną uwagę zwracając na ładne dziewczyny.
WWWDominują krótkie, jesienne kurteczki i obcisłe spodnie, czasem legginsy. Nie za zimno na legginsy?
WWWPrzystanek. Liceum medyczne, Liceum numer 1 i 2. Licealiści desantują się na chodnik. Karny szyk, marsz do szkoły! Naprzód, nie bać się cienia! Na zatracenie i po koniec świata! Śmierć, śmierć, śmierć!
WWWRobi się luźniej. Daję za wygraną, dziadek wydaje się lubić dotyk moich jąder. To oburzające.
WWWZaraz mój przystanek. Cygan dziwnie się na mnie patrzy. Oddam mu komórkę i wyjdę. I tak mało kto do mnie dzwoni.
WWWJeszcze tylko krótki drift przez plac Słowiański, symbol jakże pięknej przyjaźni polsko-radzieckiej. Wysiadam. Cygan nie żąda telefonu.
WWWPod stopami chodnik. Wiatr uderza mi w twarz. Jest przyjemnie.
WWWO, kurwa.
WWWNauczycielka polskiego, wicedyrektor szkoły mojej dawnej szkoły i pierdolona pani komisarz zadająca upierdliwe pytania na ustnej maturze z polaka.
WWWSwoją drogą zdałem.
WWWZauważyła mnie? Powiedzieć „dzień dobry”?
WWWPoszła. Zwalniam kroku, idę za nią, daję się porządnie wyprzedzić.
WWWNie widziała mnie. Uff.
WWWStaję na przejściu. Czerwone. Solaris, którym przyjechałem, staje po mojej lewej stronie.
WWWPo drugiej stronie staje dziewczyna. Taksuję ją podejrzliwie. Średni wzrost, niezły tyłek, choć trochę zbyt duży, talia dokładnie skryta pod fioletową kurteczką.
WWWI twarz. Boże, jaka ona jest szpetna!
WWWTu już nie wystarczą same harpuny. Trzeba to zabić ogniem.
WWWO wilku mowa. Rozlega się głośny klakson, później wycie syren. Straż pożarna. Prują na pełnej kurwie, kierowca chyba to pierdoli i zdejmuje kominiare, bo jego kretyńską twarz wykrzywia grymas przerażenia.
WWWJest zielone. W głowie rozbrzmiewają mi słowa mojego ojca.
WWW „Nigdzie nie jest napisane, że pojazdowi uprzywilejowanemu TRZEBA ustąpić. Jest tylko, że POWINNO SIĘ”.
WWWNie chce mi się ustępować miejsca. Mam zielone, psiakrew!
WWWChociaż z drugiej strony waszka g za sterami kilkunastotonowego stara z wielką drabiną i kompanią strażaków na pokładzie...
WWWCzekam. Jak się nie dostanę do urzędu przed ósmą, to mi łeb urwą. A urzędników nie będzie interesować, czy mnie wóz strażacki rozsmarował na asfalcie. Ustawa jest ustawa.
WWWWóz przejechał, za nim następny. Wszystko ucicha, samochody wciąż jednak stoją jak struchlałe koty. Przechodnie nie idą.
WWWChrzanione stado gęsi.
WWWRuszam pierwszy. Za mną rusza reszta. Pionier, zdobywca, konkwistador. Wódz stada, prawdziwy samiec alfa, kurwa wasza mać.
WWWSzpetna mnie wyprzedza, idzie dokładnie przede mną. Każe podziwiać całkiem kształtne pośladki, merda kuperkiem.
WWWNie mój typ. Ale doceniam starania.
WWWZaraz, zaraz...
WWWO, nie.
WWWJa ją znam.
WWWTo jest chyba dziewczyna kumpla. Pokazał mi wczoraj zdjęcie. Mówił, że na żywo wygląda znacznie lepiej.
WWWNo jasne.
WWWAle nie mówcie mu. Chłop w gruncie rzeczy poczciwy, ale potrafi wyzwać na solo nawet najlepszego kumpla. Dlatego już nie jesteśmy najlepszymi kumplami.
WWWPrzechodzę przez skwer Orląt Lwowskich.
WWWKim u licha były Orlęta Lwowskie?
WWWNie wiem. Ale na środku placu postawili im wieżę, a na wieży ogromny krzyż. Na cokole płaskorzeźba jakiegoś króla, trudno stwierdzić jakiego. Śląski orzeł na tarczy. Cholera wie, co to za koleś. Po drugiej stronie tablica z jakimś napisem. Nie chce mi się czytać.
WWWUrząd już blisko. Ciągną tłumnie, sznureczek bezrobotnych, zupełnie jak ja. Bez wykształcenia, bez przyszłości. Bez niczego.
WWW „Wejście do pokoju 7A po prawej”, mówi tabliczka na głównych drzwiach. Biała strzałka pokazuje kierunek, na wypadek, gdyby ktoś nie umiał czytać.
WWWJuż blisko. Zbliża się kres mej wędrówki, za chwilę poznam swoje przeznaczenie.
WWWCzeka mnie teraz godzinna rozmowa z jakimiś dwoma urzędniczkami. Nuda. Zupełnie jak w szkole. Dam znać, co z tego wyniknie.
WWWMiło się z wami gadało. Przynajmniej się rozbudziłem.
WWWTrzymajcie się!
Solaris [raczej miniatura, obyczaj]
1"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons