Szedł trasą zieloną. Mocno skrzypiący wózek zdradzał, że to już ostatni z dzisiejszych postojów. Nazwę trasy wyznaczał kolor kontenerów. Był bezdomnym- od dziesięciu lat. To już dziesięć lat! Jeżeli ktoś porównuje codzienne życie: praca, dom, szkoła itd. do dżungli, to jego życie przypominało pustynie, gdzie człowiek zdany jest tylko na siebie. Walczył. Codziennie zmieniał trasę wygrzebując puszki, butelki i wszystko inne mające jakiej kolwiek wartość, by później sprzedać za marne grosze w zaznajomionych punktach skupu. Kiedyś był kimś! Inżynierem! A dziś? Lewy but wymagał natychmiastowego kontaktu z klejem, broda była znacznie za długa a ubranie przesiąknięte potem. Lubił tę trasę, na niej wózek zawsze stawiał przyjemny opór. Jeżeli przy ostatnim kontenerze mu się poszczęści zdoła odłożyć na klej. Myśl ta spowodowała szeroki uśmiech na jego zniszczonej twarzy. Dzisiejsza trasa kończyła się na studenckim osiedlu. Wśród młodych studentów miał wieluprzyjaciół. Zbierali dla niego puszki i butelki, które odbierał raz w tygodniu.To dopiero za dwa dni. Trudno i tak opłacało się zajrzeć do tego kontenera- swoje buty znalazł właśnie tutaj.
Dotarł na miejsce.
Ból w lewej ręce pojawił się niespodziewanie. To dobry znak-pomyślał. Bardzo dobry. Połamana na budowie kończyna nigdy nie przypominała osobie bez przyczyny, zawsze zwiastowała zmiany. Ostatnio tak wyraźny ból odczuwał przy narodzinach syna.
Wskoczył do kontenera. Mimo upływu lat wciąż wyczulony byłna zapachy. Poczuł odór alkoholu wymieszany z zapachem dań na wynos.Najbardziej z życia pod „gołym niebem” nie znosił grzebania w śmieciach, za każdym razem dostawał dreszczy. Niestety robił to kilka razy dziennie. Przez dziesięć lat nie znalazł innej recepty na przeżycie. Kilka butelek, dwie puszki, metalowy pręt to za mało na naprawę obuwia. Szukał dalej przeczuwał, że gdzieś w tym kontenerze zagrzebana jest jego szansa. Czuł się jak chłopiec,który szuka skrzyni ze skarbem i mimo iż ta nie istnieje z uporem śledzi mapę szukając miejsca, w którym popełnił błąd. Przekopując się przez resztkę warzywno-owocowej kolacji znalazł swoją skrzynie, a w zasadzie worek. Przyśpieszone bicie serca przyniosło miłe uczucie podniecenia. Jak dawno nie przeżywał czegoś tak wspaniałego. Odkopał worek. Z kieszeni wyciągnął scyzoryk. Delikatnie wbił czubek ostrza przecinając wzdłuż folię.
Mylił się. Dotkliwy ból obudził go 26 marca 1991 o szóstej trzydzieści rano. Jego syn nie wrócił z imprezy. Tego ranka jego życie zmieniło się w pasmo nieszczęść. Niebieski nylon odsłonił kolejne z nich.
2
Zaczyna się ciekawie.
Właściwie najlepszy jest koniec fragmentu. Naprawdę ładnie wkręca w klimat.
Trochę kuleje warsztat: miejscami styl, miejscami zwykła poprawność.
No i literówka. Grrr... Nie lubię takich literówek - wyeliminowałoby je nawet głupie przejrzenie tekstu w głupim Wordzie. Na przyszłość zrób chociaż podstawową korektę!
Poza tym "wyczulony" i "poczuł" zaraz w następnym zdaniu gryzą się.
Ufff, jeśli chodzi o błędy, to dobrze, ze tekst nie jest dłuższy. Natomiast jeśli chodzi o fabułę, to chętnie przeczytałabym coś dalej.
Dobre wprowadzenie, według mnie. Zachęca, widać potencjał pomysłu. I właściwie klimat i bohatera też ładnie kreujesz.
Tylko mordujesz wszystko błędami. Na dodatek takimi, które jedna korekta by wychwyciła.
Ostro popracuj nad stylem i... pisz dalej.
Pozdrawiam,
Ada
Właściwie najlepszy jest koniec fragmentu. Naprawdę ładnie wkręca w klimat.
Trochę kuleje warsztat: miejscami styl, miejscami zwykła poprawność.
Dla mnie zdanie nielogiczne. Dlaczego skrzypienie (jadącego) wózka miałoby zdradzać, że TO (właściwie co, jak on idzie z tym wózkiem, a nie stoi) już ostatni postój.Mocno skrzypiący wózek zdradzał, że to już ostatni z dzisiejszych postojów
przed myślnikiem spacjaBył bezdomnym- od dziesięciu lat
Ze trzy razy musiałam przeczytać to zdanie. Gubią się podmioty (w momencie "to jego życie" wydaje się, że to tego kogoś, a nie bezdomnego). Trzeba by to jakoś podzielić, uporządkować. Brzydkie jest też użycie skrótu "itd." - wywalić.Jeżeli ktoś porównuje codzienne życie: praca, dom, szkoła itd. do dżungli, to jego życie przypominało pustynie, gdzie człowiek zdany jest tylko na siebie.
przecinek po "inne" (ale ogólnie iterpunkcja leży, więc nie będę z nią walczyć - musisz się po prostu tego poduczyć), ale co ważniejsze "jakąkolwiek"!wszystko inne mające jakiej kolwiek wartość
to raczej mocno subiektywna uwaga, ale to "znacznie" strasznie mnie tu razi.była znacznie za długa
Raczej "ta myśl" i może "wywołała" zamiast "spowodowała" brzmiałoby lepiej.Myśl ta spowodowała szer
powtórzenie. I tu od razu zarzut do pierwszego akapitu - jak dla mnie za często powtarza się słówko "trasa".Dzisiejsza trasa kończyła się na studenckim osiedlu. Wśród młodych studentów miał wieluprzyjaciół.
No i literówka. Grrr... Nie lubię takich literówek - wyeliminowałoby je nawet głupie przejrzenie tekstu w głupim Wordzie. Na przyszłość zrób chociaż podstawową korektę!
z kontekstu na pierwszy rzut oka wynika, że pomyślał to bólTo dobry znak-pomyślał
o sobienie przypominała osobie
aliteracjazawsze zwiastowała zmiany.
lepiej by było: "wciąż był wyczulony na zapachy"wciąż wyczulony byłna zapachy.
Poza tym "wyczulony" i "poczuł" zaraz w następnym zdaniu gryzą się.
Powtórzeniezapachy. Poczuł odór alkoholu wymieszany z zapachem
Tutaj znowu błąd interpunkcji czyni to zdanie koślawym.Czuł się jak chłopiec,który szuka skrzyni ze skarbem i mimo iż ta nie istnieje z uporem śledzi mapę szukając miejsca, w którym popełnił błąd.
Nie rozumiem, dlaczego to akurat bicie serca przynosi uczucie podniecenia. To raczej znalezisko. A zwykle mocne, szybkie bicie serca jest objawem, ewentualnie skutkiem podniecenia.Przyśpieszone bicie serca przyniosło miłe uczucie podniecenia.
Ufff, jeśli chodzi o błędy, to dobrze, ze tekst nie jest dłuższy. Natomiast jeśli chodzi o fabułę, to chętnie przeczytałabym coś dalej.
Dobre wprowadzenie, według mnie. Zachęca, widać potencjał pomysłu. I właściwie klimat i bohatera też ładnie kreujesz.
Tylko mordujesz wszystko błędami. Na dodatek takimi, które jedna korekta by wychwyciła.
Ostro popracuj nad stylem i... pisz dalej.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
3
Oj, słabo. Pomijając błędy ortograficzne, przecinki i niechlujność w przygotowaniu tekstu, to fragment jest o niczym. Niby jest bezdomny, ale narracja nie ma spójności - i wyraźnie widać, że nie jest co część większej całości, tylko pospieszny zapis myśli. Książki to odróżnia od takich fragmentów, że narrator pokazuje jakiś krótki etap nawet w małym fragmencie - często nawet czuć, że coś było wcześniej, i coś jest po tym. A w ukazanym fragmencie wyczułem wielkie nic przed, i nic po. Najsłabiej wypadła plastyka - nie zwracasz uwagi ani na otoczenie, ani na człowieka. Jedynie, co widziałem przed oczami, to stary but wymagający kleju, ale pewnie nie o to chodziło. Mnie się nie podobało.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.