Diabeł [fantasy/dramat]

1
[Początek powieści, która opisuje relacje człowieka z samym Diabłem.]


Prażące słońce zmusiło go do zmrużenia oczu. Nienawidził tegorocznego czerwca, który obecnie nie rozpieszczał nikogo, żar dosłownie lał się z nieba. Pogoda odbierała chęci na robienie czegokolwiek, najlepszym rozwiązaniem było zaszycie się w łóżku i przeczekanie ukropu w zaciszu domowym. Jedyną rozsądną porą zdawała się być noc, kiedy za oknami panowały ciemności i znośna temperatura. Dzisiejszy dzień był szczególnie wycieńczający, powietrze wyjątkowo suche a każda próba wyjścia na zewnątrz kończyła się udarem słonecznym, lub w najlepszym wypadku silnymi zawrotami głowy. Ethan planował spać aż do zmierzchu, ale niefortunnie obudził się przed czasem i leżał teraz z kwaśną miną oraz zimnymi okładami na głowie. Przeklinał w myślach wszystkich entuzjastów 'letniego szaleństwa'.Tęsknił za jesienną szarugą, zimową depresją wszystkich dookoła, kiedy on właśnie przeżywał najlepsze chwile w roku. Czy istniało coś piękniejszego od długich, mroźnych nocy i śnieżnych wypraw w najgłębsze leśne zakamarki? Szczerze w to wątpił. Niestety nie był upoważniony do władania nad zjawiskami atmosferycznymi a nie przegrzał się na tyle, aby dopuścić się wywoływania deszczu. Sprawa była boleśnie klarowna, musiał to wszystko przeczekać, jakkolwiek irytujące było.
Generalnie nie należał do ludzi przyjaźnie nastawionych do świata. Wielu starało mu się wpajać śmieszne poglądy, które traktowały o tym, że każdy dzień to coś wyjątkowego, niezapomnianego i nieodzyskiwalnego. Stek bzdur, tyle miał do powiedzenia w tej kwestii. Ile chwil w życiu było godnych zapamiętania? Zapewne nie wliczały się w nie tysiące straconych godzin na uczelniach, w mało satysfakcjonującej pracy, stanie w korkach, użeranie z otaczającą zewsząd szarą masą i tym podobne przypadki. To oni tworzyli sobie iluzję tego, że są szczęśliwi z tym co mają na wyciągnięcie ręki. A co takiego mają? Sztywne schematy, których desperacko się trzymają, byle tylko nie zburzyć swojej pozornej harmonii. Otaczająca rzeczywistość jest po to by ją modelować na własny, niepowtarzalny sposób; każdy jest kowalem własnego losu. Ileż rozrywki na co dzień dostarczały mu osoby, które oszukiwały siebie samych i na siłę starały się udowodnić, jak cudowny żywot prowadzą. Tylko gdzie w tym miejsce na fantazje, odkrywanie nowych horyzontów, dążenie do doskonałości? Przeciętny konsument unikał rozważań na podobne tematy, bo to wprowadzało chaos do jego zamkniętego na nowości umysłu. Pojawiał się cień zwątpienia, podważał słuszność własnych decyzji. To właśnie są ludzie, nic więcej jak tylko podążanie za stadem. To nie jego bajka, on szukał złotego środka w najlepszym wydaniu, jego priorytety nie miały nic wspólnego ze stabilizacją; to była czysta abstrakcja.
Odkąd pamiętał, marzyło mu się dokonanie czegoś wyjątkowego, podniecającego i zapierającego dech w piersiach zarazem. Fascynowały go wszelakie religie i to, jak zmieniały się wierzenia na przestrzeni lat. Tajemnice ludzkiego umysłu to coś, co starał się dogłębnie poznać i znaleźć racjonalne wytłumaczenie, czemu świat to nic więcej, jak tylko błędne koło. Dlaczego gatunek ludzki jest tak podatny na manipulacje i skąd biorą się ludzie, którzy umieją sterować innymi w tak prosty i genialny sposób. Sam był doskonałym manipulatorem i rzadko znajdował godnego rozmówcę. Zazwyczaj kończyło się na tym, że jeśli wdawał się w kimś w dysputę, zaginał go takim argumentem, że zamykał mu tym usta. Irytowało go to. On po prostu wykorzystywał mądrości wyczytane z wielu książek, poznawał poglądy swoich przodków i dopasowywał je do teraźniejszości. Oczywiście oczytanie nie gwarantowało sukcesu, należało posiadać własny rozum, ale z tym nie miał najmniejszego problemu. 'Wiem,że nic nie wiem', to najlepiej opisywało jego odczucia względem własnej osoby. Zatrważający był fakt, że choćby całe życie poświęcił na zagłębianie się w tajniki wszechświata, choćby był najinteligentniejszą istotą na ziemskim globie, to i tak odczuwałby pustkę. Miliony pytań codziennie przewijały się w jego głowie, ale nauczył się nad tym panować i obrał sobie jasny cel, będzie tłumić tępotę. Uważał się za Mesjasza XXI wieku; wieku komercji i zastoju intelektualnego. Czasami żałował, że nie urodził się pięć stuleci wstecz, ale szybko pocieszał się faktem, że w obecnych czasach, przy tak rozwiniętej technologii, możliwości jest wiele – trzeba tylko odpowiednio je wykorzystać.
Jeśli chodzi o stosunki międzyludzkie, to świadomie nie zamykał się na społeczeństwo. Wiedząc, że ma do czynienia z idiotą, nie wykładał mu tego od razu na tacy. Lubił stwarzać pozory neutralnie nastawionego i choć w środku aż się w nim gotowało, to zgrabnie zasłaniał się ironią, która była jego ulubioną bronią. Taki biedak nawet nie zdawał sobie sprawy, że jest wyśmiewany, ale to już nie był problem. Ethan wśród znajomych, a raczej osób z którymi był zmuszony spędzać czas na wykładach, był respektowany. Ludzie zdawali sobie sprawę, że nie warto z nim zaczynać, jeśli nie ma się nic konstruktywnego do powiedzenia. Natomiast jeśli dana osoba posiadała elementarną wiedzę i miała IQ nieco ponad przeciętną, to starał się to doceniać. Było całkiem spore grono w jego otoczeniu, które może nie lubił, ale tolerował i czasem pozwalał sobie na małe odstresowanie w postaci wypadu do knajpy i poruszaniu nieco bardziej przyziemnych tematów. Nie robił tego jednak za często.
Zupełnie inaczej wyglądała jednak jego relacja z dwoma najlepszymi przyjaciółmi. Tak, zdecydowanie mógł ich tak nazywać. Przez dwadzieścia lat swojego życia zdążył poznać się na ludziach w sposób pozwalający na wstępną weryfikację; innymi słowy umiał dobierać osoby, które spędzały z nim wiele czasu. Wbrew temu, co sądził o gatunku ludzkim jako ogóle, jeśli już kogoś dopuścił do siebie i wiedział, że jest z nim na dobre i na złe, traktował to bardzo poważnie. Brian Thompson i Louis Nishimura to osoby, z którymi dzielił najlepsze chwile a było ich całkiem sporo. Fortunnie się złożyło, że kiedy spotkali się w liceum, od razu wyczuli tę nić porozumienia, chęć zawojowania światem. Łączyło ich coś jeszcze; coś, co dla przeciętnego śmiertelnika wydawało się być chore i sprzeczne z ogólnie przyjętymi normami – wszyscy troje interesowali się satanizmem.
Nie miało to żadnego tła emocjonalnego, zarówno Ethan jak i jego przyjaciele byli ateistami, nie wierzyli w żadne siły nadprzyrodzone. Dla nich liczyła się tylko nauka i na wszystkie cuda świata starali się znajdować racjonalne wytłumaczenia. Bardziej od strony duchowej fascynowało ich samo zjawisko Szatana, wykreowanego przez ludzi, wszelkie rytuały z tym związane. Literatura w tej tematyce zajmowała honorowe miejsca na ich półkach. Ethan lubował się w mitologiach starożytnych Egipcjan, Greków, Rzymian, kochał mitologię słowiańską i celtycką, jednak największą zagadką pozostawał dla niego chrześcijanizm i co za tym idzie, satanizm. Bawiło go również, że z pozoru wydawał się tylko znużonym i inteligentnym studentem, który nosił się na czarno i miał swój własny świat, w rzeczywistości było jednak zupełnie inaczej. Po zmroku stawał się panem i władcą, guru wszystkich gothów i innych odmieńców zamieszkujących Liverpool; ludzi poszukujących swojego własnego 'ja' poza granicami norm.
Swoją mroczną stronę zaczął odkrywać w granicach dwunastu lat. Z początku było to tylko niewinne słuchanie cięższych zespołów i stopniowe wymienianie garderoby na coraz odważniejsze stroje. Rodzice nie protestowali, uznali to za normalny etap w życiu przeciętnego nastolatka, który miał to do siebie,że był przejściowy. Jak się później okazało, czerń zakorzeniła się w jego życiu na dobre i stała nieodłącznym elementem. Matka, Kendra Boyle, zadbana kobieta po czterdziestce, od dawna nie miała dobrych stosunków z synem, ale kiedy dowiedziała się, że jest on stałym bywalcem The Cavern, po prostu spakowała walizki i wróciła do rodzinnej Walii. Ojciec nie wytrzymał długo sam na sam z, w jego mniemaniu, ekscentrycznym Ethanem i pół roku później dołączył do żony. Najbardziej deprymował go fakt, że syn drwił z niego na każdym kroku a on nie mógł zdobyć się na ciętą ripostę. Dorobił się majątku, miał wysoką pozycję adwokata, był dobry w swym zawodzie, ale nic ponadto. Był klasycznym przypadkiem człowieka stojącego w miejscu, który dotarł do pewnego momentu w życiu i nie zamierzał zrobić już nic więcej. To zabiło ich relacje na dobre, poróżniły ich odmienne poglądy na świat i nie mogli żyć pod jednym dachem. W momencie wyjazdu ojca Ethan właśnie kończył liceum i wybierał się do colleage'u studiować historię. Nie wiązał z tym absolutnie swojej przyszłości, nie widział siebie w roli nauczyciela, czy wykładowcy; robił to z czystej pasji, miał nadzieję,że zostanie zaskoczony faktami, z którymi się jeszcze nie zapoznał. Jak bardzo się mylił, przekonać miał się już pół roku później. Sztywne monologi, wypowiadane bez cienia zainteresowania tematem, które powtarza się niezmiennie od kilkudziesięciu lat. To wszystko dawno już opanował; to było dostępne w zasięgu ręki, wystarczyło tylko trochę poszukać. On oczekiwał ciekawostek z ust osób posiadających dyplom; osób, które mają sporą część życia za sobą. Ile on będzie miał do powiedzenia za kilkadziesiąt lat, przecież to się w głowie nie mieściło. Niestety, słuchając profesorów widział w nich tylko pracowników University of Liverpool – odpracować swoje, wyjść z uczelni i zacząć życie po pracy. Zero pasji zawodowej, nie tego oczekiwał, rozczarowanie dopadło go boleśnie i pogłębiało się z każdym kolejnym dniem. Jedna wielka farsa, to właśnie myślał o całej społeczności studenckiej, która nie miała w sobie za grosz pasji, jedynie chęć zrobienia kariery stawała się priorytetem. Wszystkie bezbarwne osobistości, z którymi na co dzień miał styczność sprawiały, że znienawidził to miejsce równie szybko, jak się tam dostał. Rozpracował tych ludzi w mgnieniu oka, bo owszem, może na pierwszy rzut oka mogli wydawać się ciekawi, mający coś do powiedzenia, ale to było tylko złudzenie, marna przykrywka. Na chwilę obecną kończył właśnie pierwszy rok i miał nieodparte wrażenie, że był to rok zmarnowany. Poważnie zastanawiał się nad tym, czy rzucić studia, ale Louis i Nathaniel skutecznie odciągali go od podjęcia tej decyzji.
The Cavern. Rzesze turystów oblegały ten obskurny pub każdego lata, ale zazwyczaj po drugiej w nocy dawna siedziba Beatelsów pustoszała. Wtedy wkraczali tam fascynaci ciężkich brzmień, wszystkiego co brudne i kontrowersyjne, zazwyczaj odziani w czarne, skórzane płaszcze, lateksy i inne wymyślne stroje. To było ulubione miejsce Ethana, tam wypadał z przyjaciółmi niemal każdego wieczora. Czasem działał bardziej, czasem tylko siedział w zacisznym kącie i ironicznie się uśmiechał, ale zdecydowanie odpowiadało mu towarzystwo tak nietypowych ludzi zamkniętych w jednym miejscu.
Ostatnio zmieniony pt 06 lip 2012, 17:03 przez osoroshii, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Nienawidził tegorocznego czerwca, który obecnie nie rozpieszczał nikogo
Skoro tegoroczny, to obecnie, bo przecież nie w przyszłym roku – wyciąć. Rozumiem, że tylko we dnie jest gorąco, w nocy nie, ale to akurat nie ma nic do rzeczy.
Jedyną rozsądną porą zdawała się być noc, kiedy za oknami panowały ciemności
„Panowały ciemności” to niepełna forma związku frazeologicznego egipskie ciemności i jest błędem. Więc albo panowały egipskie ciemności, albo panowała ciemność.
Zazwyczaj kończyło się na tym, że jeśli wdawał się w kimś w dysputę, zaginał go takim argumentem, że zamykał mu tym usta.
Zagięcie kogoś czymś jest równe zamknięciu mu tym ust, więc nie „że”.

Fajnie i poprawnie budujesz zdania, pod względem technicznym tekst czyta się gładziutko, nie zgrzyta, nie jęczy, ani nie wydaje innych odpychających dźwięków - przynajmniej nie za bardzo.
Ten początek też zapowiada opowieść jako ciekawą, zainteresowałaś mnie tekstem i z chęcią poznałabym fabułę, ale fragment ten cierpi na jej chroniczny brak - ugryzłaś sprawę w niewłaściwy sposób.
Tekst jest zwykłą rozprawką na temat bohatera - jednolitym, zbitym zbiorem słów o nim - i z tego powodu ciężkim do przełknięcia. Lepiej dać czytelnikowi poznać bohatera, pokazując jego zachowanie/reakcje na zdarzenia, o których chcemy czytać, ale żeby była „reakcja”, najpierw musi być „akcja”, a w twoim tekście nie ma z tego nic.
Czytelnik pewnie przez to przebrnie, jak i ja przebrnęłam, ale pod koniec będzie miał lekko skrzywioną minę. Tekst powinien być interesujący od pierwszego zdania, nie ma, że od piątej strony.
Pomysły masz, potrafisz panować nad słowem, zastanów się tylko nad zmianą sposobu opowiadania historii.

3
Dziękuję bardzo za opinię, miło wiedzieć, że nie jest ze mną tragicznie.
Generalnie postawiłam sobie za cel zrobić z tego powieść, więc nie sądzę, że zacznę w ten sposób, bo to się nadaje do podzielenia na części i powstawiania gdzieś między właśnie fabułę. Głównie zależało mi na sprawdzeniu, czy mój styl pisania jest do przełknięcia. Pomysły są, jednak wiadomo, zwerbalizowanie ich nie będzie już takie proste. Za kilkanaście dni umieszczę właściwą akcję, zobaczymy co z tego będzie.
Pozdrawiam!

4
zimnymi okładami na głowie
Raczej na czole.
'letniego szaleństwa'
Poprawne cudzysłowie stosowane w Polsce wygląda tak: „ ”
najgłębsze(przecinek) leśne zakamarki
do władania nad zjawiskami atmosferycznymi
Do objęcia władzy nad zjawiskami, ale władania zjawiskami(bez nad)
manipulacje i skąd biorą się ludzie, którzy umieją sterować innymi w tak prosty(przecinek) i genialny sposób
Przecinek stawiamy przed powtórzonym spójnikiem.
z dwoma najlepszymi przyjaciółmi
Tylko jeden może być najlepszy.
najlepsze chwile(przecinek) a było ich całkiem sporo
wszyscy troje interesowali się satanizmem
Cała trójka/wszyscy

Pierwsza część tekstu mówiąca o tym, że nienawidzi lata itp ma się nijak do późniejszej części. W połowie tekstu myślałem, że coś mi się pomyliło i znowu czytam tę samą linijkę tekstu(coś w stylu ja wiem, oni nie, ja wiem, oni są głupi, ja naprawdę nie wiem, ale oni i tak są głupsi ode mnie)i tak przewijało się do końca tekstu.

PS. Jeśli porównujesz Satanistów do osób słuchających ,,cięższej" muzyki to gratuluję wiedzy.

5
osoroshii pisze:... ludzi poszukujących swojego własnego 'ja' poza granicami norm. Swoją mroczną stronę zaczął odkrywać w granicach dwunastu lat. Z początku było to tylko niewinne słuchanie cięższych zespołów i stopniowe wymienianie garderoby na coraz odważniejsze stroje.
1. Jak swoje to wiadomo, że własne.
2. Powtórzenie zaimka.
3. "w granicach 12 lat" - Jakoś niezręcznie to brzmi. Granica, to coś zamkniętego, a tobie raczej chodziło a to, że w okolicy tego wieku...
4. "cięższe zespoły" - tzn. co? Waga ciężka czy muzyka ciężka - ale jaka to jest? Tyle nazw na określenie muzyki - choćby metal... Trochę to stereotypem zaleciało - sataniści i cięższa muzyka, a nie jedzą kotów?
5. "odważniejsze stroje" - znaczy jakie? różowe obcisłe body? lateksowe majtasy?
osoroshii pisze:Ile on będzie miał do powiedzenia za kilkadziesiąt lat, przecież to się w głowie nie mieściło.
Nie rozumiem logiki.
Ile on będzie miał do powiedzenia za kilkadziesiąt lat? i drugą część wywalić albo:
W głowie mu się nie mieściło, ile on będzie miał do powiedzenia za kilkadziesiąt lat!
Nie wiem jednak, czy o taką myśl ci chodziło.
osoroshii pisze:Niestety, słuchając profesorów widział w nich tylko pracowników University of Liverpool – odpracować swoje, wyjść z uczelni i zacząć życie po pracy.
Sam widzisz powtórzenia.
osoroshii pisze:Zero pasji zawodowej, nie tego oczekiwał, rozczarowanie dopadło go boleśnie i pogłębiało się z każdym kolejnym dniem.
Proponuję: Zero pasji zawodowej! Nie tego oczekiwał...
Nie czytało się wcale tak rewelacyjnie! Niektóre zdania bym porozbijała na mniejsze całości.
I zalatuje mi tu stereotypami! A strasznie nie lubię tego aromatu!
Pozdrawiam!
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron