Zwłoki [Monolog]

1
Cześć!

Postanowiłem pochwalić się takim oto "czymś".

Jest to takie mini opowiadanie pierwszoosobowe(jak dla mnie jedynie treningowe). Można by powiedzieć że monolog. Trochę jest powtórzeń wyrazów ale... a zresztą sami zobaczcie.

Mam cichą nadzieje że się spodoba. :)

Zwłoki

Szedłem jak zwykle co rano do osiedlowego sklepu po małe zakupy. Głodny byłem. Kupiłem co trzeba i wyszedłem. Już wracałem. W krzakach coś się ruszało. Jak zauważyłem to nie było coś, to był ktoś. Jakaś zakapturzona postać. Tak! Ubrana w czarną bluzę z kapturem i jeansy. Wysoka i barczysta dosyć. Mężczyzna. Na mój widok zaczął się oddalać. Znaczy się uciekł...uciekać zaczął. Zaniepokoiło mnie to trochę. Coś tam jeszcze było. Tak jakby tamten gość coś zostawił. Może jakiś skarb, pomyślałem. Mówię sobie podejdę, zobaczę. A co mi szkodzi. I poszedłem. Nogi się pode mną ugięły! Nie wiedziałem czy sam mam zacząć wiać, krzyczeć czy wymiotować na chodnik. Wybrałem to trzecie. Na szczęście praktycznie nic nie zwróciłem. Byłem jeszcze dosyć pusty. Bez śniadania znaczy się. Tylko ten odruch wymiotny mnie trochę zbałamucił. Rzęzić jakoś zacząłem, dziwnie... aż się popłakałem, znaczy się łzy mi poleciały, same. Patrze sobie, zwłoki. Zwłoki! O jakie fajne znalezisko! Mówię sobie, nie będę tak stał jak ten głupi bo pomyślą jeszcze że to moja robota. Ogarnąłem się jakoś. Zadzwoniłem na policję. Przyjechali, zrobili oględziny, mnie przesłuchali Powiedzieli żebym się zgłosił jutro na komendę to spiszą dokładny protokół. Poszedłem. Bardzo miło, sympatycznie, wesoło było nawet. Na stolę leżały ciastka na takim białym talerzyku to zjadłem sobie jedno. Tylko niewygodnie mi było potem mówić bo rodzynka mi wlazła między zęby, cholera mała jedna. Pomyślałem że nie będę jej wysysać bo to trzeba by było usta robić w taki dzióbek i jeszcze policjant mógłby pomyśleć że mu ślę buziaki. Pyta się mnie czy znam „Jesiona”, odpowiedziałem że nie. A potem czy rozpoznałbym tego człowieka co ja go tam spotkałem na miejscu zdarzenia, to ja mu na to, że to mógłby być każdy, nawet on bo z postury taki jakiś podobny. To on do mnie żebym go nie prowokował bo mnie zamknie na czterdzieści osiem godzin i się skończy. No to zamilkłem. Tak w zasadzie to nie miałem już więcej nic do dodania, zeznałem jak było, ze szczegółami. Zapytałem czy mogę już iść do domu. To on się na to pyta czy nie życzyłbym sobie ochrony. To mówię, że w związku z całym tym zajściem przydałaby się. Dał mi numer telefonu do takiej jednej zaprzyjaźnionej firmy, co parę miesięcy tamu ochraniała jeszcze komisariat. Powiedział że fachowcy. Podziękowałem, wyszedłem, wróciłem do domu, zadzwoniłem, powiedziałem dzień dobry, przedstawiłem się, nazywam się tak i tak i powiedziałem po krótce co się stało. To ta pani co odebrała telefon mówi żebym się nigdzie nie ruszał to chłopaki zaraz po mnie przyjadą. Pomyślałem sobie, fajnie, będę miał ochronę... profesjonalna taką. Nie minęło pól godziny a już byli! Oboje ubrani na czarno słuchajcie, w skóry i okulary słoneczne. Powiedzieli że pojadę z nimi bo już mają przygotowaną dla mnie kwaterę. Myślę sobie, faktycznie, znają się na robocie. Jechaliśmy taką czarną Beemwicą z przyciemnianymi szybami. Słuchajcie, czułem się normalnie jak jakiś Niemczycki! Wjechaliśmy w las, to jeden się odzywa, mówi, że już nie daleko. No i faktycznie daleko nie było. Stanęliśmy na takiej małej polanie, a tam już był srebrny Mercedes, naokoło którego widziałem czterech gości z łopatami. Powiedziałem, cześć chłopaki, to oni na to... no cześć. Kazali mi pójść za tego Mercedesa gdzie był już wykopany dół. To mówili żebym szybko do niego wskoczył to mnie zakopią i już żaden bandyta mnie nie znajdzie. No to jak tak to dobrze, powiedziałem. Wskoczyłem szybko do tego dołu, czy doła, przepraszam nie wiem jak to się poprawnie mówi, nie jestem zbytnio oczytanym człowiekiem żebym znał się wszystkich słowach... a oni zaczęli mnie przysypywać piachem. Aaa... czekajcie! Zanim mnie zaczęli tym piachem przysypywać, to jeden powiedział, że za usługę należy się tysiąc złotych To ja się pytam jak to tysiąc. No to on mi wylicza, że robocizna, że to że tamto, nie wspominając już o benzynie i opłaceniu ludzi. To mówię dobra, jak mus to mus. Wyciągnąłem z portfela tego tysiaka i dałem się w końcu zakopać.
Chciałbym się czymś popisać.

Re: Zwłoki [Monolog]

2
RalEndil pisze:Szedłem jak zwykle co rano do osiedlowego sklepu po małe zakupy. Głodny byłem. Kupiłem co trzeba i wyszedłem. Już wracałem. W krzakach coś się ruszało. Jak zauważyłem to nie było coś, to był ktoś.
hehehehe, jak w horrorach z lat 70 :-D
ktoś albo coś.
booooo!!
Jakaś zakapturzona postać. Tak!
cieszę się razem z tobą, serio!
nie używaj "jakiś, jakaś" etc. jesli absolutnie nie jest to niezbędne w tekście, bo raz, ze nic nie wnoszą, dwa że informują czytelnika, ze brak ci wyst ilości wyrazów do opisania o czym myślisz.
Ubrana w czarną bluzę z kapturem i jeansy. Wysoka i barczysta dosyć. Mężczyzna. Na mój widok zaczął się oddalać. Znaczy się uciekł...uciekać zaczął. Zaniepokoiło mnie to trochę.
mnie by zaniepokoiło, gdyby szedł w moim kierunku, no, ale co ja wiem o barczystych, zakapturzonych tajemniczych porzucaczach zwłok :-D
Coś tam jeszcze było. Tak jakby tamten gość coś zostawił. Może jakiś skarb, pomyślałem. Mówię sobie podejdę, zobaczę. A co mi szkodzi. I poszedłem
z bogiem.


nie podoba mi się.
rozumiem, to taki "niby" nonszalancki styl "niby" potocznego języka, ale to wygląda, jakbys usiadł i zapisał, co ci do łba wpadło, bez żadnej koncepcji, co się ma dziać z bohaterem, bez edycji, korekty jakiejkolwiek.

interpunkcyjnie też nie najlepiej, gubisz przecinki, kropki, gdzie ewidentnie zdanie się skończyło, bo nowe zaczynasz od wielkiej litery.
Pyta się mnie czy znam „Jesiona”, odpowiedziałem że nie. A potem czy rozpoznałbym tego człowieka co ja go tam spotkałem na miejscu zdarzenia, to ja mu na to, że to mógłby być każdy, nawet on bo z postury taki jakiś podobny.
z postury podobny do każdego, tak?
nom, teraz jasne.

btw - "pyta się mnie"??
fascynujące.
Podziękowałem, wyszedłem, wróciłem do domu, zadzwoniłem, powiedziałem dzień dobry, przedstawiłem się, nazywam się tak i tak i powiedziałem po krótce co się stało.
jak dzięcioł.
stuk
stuk
stuk

takie coś koledze mozna opowiedzieć, a i to trzeba powoli, zeby sie słuchający nie zacukał w zawiłościach autorskiego gonu myśli.
Stanęliśmy na takiej małej polanie, a tam już był srebrny Mercedes, naokoło którego widziałem czterech gości z łopatami.
się chłopaki rozprzestrzenili i stanęli naokoło.

nie wiem, czym jest ten monolog - snem, opowiedzianym koledze?
relacją?
napisany potocznym językiem, ciężko się czyta jako dzieUo literackie.

czymkolwiek by był, jest strasznie słaby nie tylko ze względu na brak akapitów, ale też dlatego, ze całosc monologu - mam wrażenie - ucieszy jedynie jego twórce.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

4
Chciałem by tekst sprawiał wrażenie "knajpiarnianej opowiastki".

Bardzo cenna uwaga na temat słowa "jakiś".

Może ktoś jeszcze zechce zweryfikować mój tekst.
Zapraszam. :)
Chciałbym się czymś popisać.

5
wróciłam postaram się cos więcej skrobnąć.
Szedłem jak zwykle co rano do osiedlowego sklepu po małe zakupy
Podkreślone - jak zwykle czyli wystarczy samo rano, bez co.
szedłem jak zwykle rano...
RalEndil pisze:Znaczy się uciekł...uciekać zaczął
tu bym zmieniła kolejność, bo co najpierw uciekł, a później zaczął uciekać?
RalEndil pisze:To ta pani co odebrała telefon mówi żebym się nigdzie nie ruszał to chłopaki zaraz po mnie przyjadą.
tu powtórzenie, moim zdaniem zupełnie nie potrzebne. Nic nie wnosi.
RalEndil pisze:Oboje ubrani na czarno słuchajcie, w skóry i okulary słoneczne.
Obaj - chłopaki czyli obaj. Oboje = chłopak + dziewczyna.
RalEndil pisze:Powiedziałem, cześć chłopaki, to oni na to... no
Totalna totanina! Powiedziałem: "cześć chłopaki, oni na to ..."
RalEndil pisze:No to jak tak to dobrze, powiedziałem. Wskoczyłem szybko do tego dołu, czy doła, przepraszam nie wiem jak to się poprawnie mówi, nie jestem zbytnio oczytanym człowiekiem żebym znał się wszystkich słowach... a oni zaczęli mnie przysypywać piachem. Aaa... czekajcie! Zanim mnie zaczęli tym piachem przysypywać, to jeden powiedział, że za usługę należy się tysiąc złotych To ja się pytam jak to tysiąc. No to on mi wylicza, że robocizna, że to że tamto, nie wspominając już o benzynie i opłaceniu ludzi. To mówię dobra, jak mus to mus. Wyciągnąłem z portfela tego tysiaka i dałem się w końcu zakopać.
Policz w tym dłuższym fragmencie ile razy występuje "to". Rozumiem, że celowo go używasz ale wiesz co za dużo to...
Pozdrawiam
http://atl-niekadyjestrainmanem.blogspot.com/

6
Rozumiem zamysł tego tekstu, ale takie zabiegi jakie tu są zastosowane nie należą do moich ulubionych. Ale muszę przyznać, w kilku miejscach mnie rozbawił. Mogłeś pójść bardziej w tym kierunku.

7
Tekst który zaprezentowałem był dla mnie ćwiczeniem narracji pierwszoosobowej i muszę się wam przyznać, że faktycznie, nie przyłożyłem się do jego edycji. Natomiast miało to po części swój cel. Chciałem zobaczyć ile otrzymam "jobów" za "takie" niechlujne wykonanie. Byłem ciekaw, czy zostanę totalnie zmieszany z błotem, czy też kochane starszeństwo jedynie pogrozi mi palcem. Muszę przyznać że jestem mile zaskoczony. Bardzo, rzeczowa, krytyka.

Więcej nie będę publikował czegoś co nie zostało przeleżane, oraz uprzednio kilkanaście razy poprawione.

Dzięki za wskazówki. :)

PS.

Dobrze że chociaż okazał się zabawny.
Ha ha... Takie małe (Pseudo)Literackie jajco.
Chciałbym się czymś popisać.

8
Szedłem jak zwykle co rano do osiedlowego sklepu po małe zakupy. Głodny byłem. Kupiłem co trzeba i wyszedłem. Już wracałem.
To jest zbędne - za to powinno tu się znaleźć "wracałem, jak co rano..." Dlaczego?
Bo zauważył ruch gdy wracał.
A potem czy rozpoznałbym tego człowieka co ja go tam spotkałem na miejscu zdarzenia, to ja mu na to, że to mógłby być każdy, nawet on bo z postury taki jakiś podobny.
bardzo fajny tekst - trafny!

Ogólnie to słabe - nawet jak na barową opowiastkę, jest przegadane. Historia, chociaż krótka, jest nijaka tak na prawdę - bo nie ma w niej nic ciekawego, a końcówka rozczarowuje. Nie podobało mi się.
Przecinków w tym opowiadanku brakuje - i nie usprawiedliwia tego forma. To są błędy. Popracuj nad nimi.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9
Barowa opowiastka? Nie wyszło. Jest nudne i męczące - po prostu. No może poza paroma zdaniami, ale to niestety za mało.

Taka luźna, zabawna opowieść do piwa powinna mieć jakiś charakter. Narrator powinien mieć charakter. Ale nie buduje się go tylko niestarannością wypowiedzi i brakiem interpunkcji (zwłaszcza nie tym drugim). To pierwsze może być dodatkiem, budować klimat razem z odpowiednio dobranymi słowami, zaakcentowaniem pewnych scen, przebiegnięciem nad innymi. Zmianami dynamiki, optyki, wplatanie uczuć, dygresji.
A Tobie wyszło trochę takie jednostajne klepanie. Szkolne streszczenie opowiadania.

Gdyby treść wydobyć spod formy, to nawet można by się uśmiechnąć. "Kryjówka" - całkiem zabawny motyw. ;)

Z konkretną łapanką nie będę walczyć. Raz, że po Isce i Ravvie zostałyby mi pewnie same przecinki :P, a dwa, że sam piszesz, że nie zadbałeś o korektę, więc nie ma co tracić czasu (nie wiem, co byś sam wyłapał, a jakie błędy "na serio" robisz).

I to chyba wszystko, co mogę o tym tekściku powiedzieć. Nie podobało mi się z powodu formy i słabej narracji. Masz nad czym pracować, a ja mam nadzieję, że będą z tego jakieś efekty.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”