Krach! - Odgłos niszczonej wybuchem gąsienicy oznaczał że paroczołg już nie przejedzie nawet jednej dziesiątej imperialnej mili.
-No to koniec. - Stwierdził Rendry, operator karabinu maszynowego. Stanowisko Rendry'ego znajdowało się na szczycie głównej wieżyczki, więc doskonale widział hyphdriański granat niszczący gąsienice paroczołgu.
Pojazd przejechał jeszcze kilka imperialnych stóp, po czym ostatecznie stanął.
Poruszający się na sześciu, bądź ośmiu nogach (Rendry nie mógł dokładnie zobaczyć bowiem stwór przebierał nimi dość szybko) Hyphdrianin przebiegł przed unieruchomionym paroczołgiem. Rendry oddał krótką serię z karabinu. Hyphdrianin błyskawicznie odskoczył i schował się za leżącym w pewnej odległości głazem.
Dwie stopy imperialne pod stanowiskiem Rendry'ego znajdowała się kabina dowódcy paroczołgu. Gdyby nie 5 calowy pancerz operator karabinu usłyszał by serie elektrycznych pisków - dowódca próbował skontaktować się radiotelegrafem z oddalonym sztabem. Było to bardzo trudne bowiem Hyphdrianie zagłuszali łączność radiową.
Rendry ujżał w odległości pół mili jednego dużego Hyphdrianina otoczonego grupką mniejszych. Mniejsze wyglądały z tej odległości jak stado maleńkich pajączków mimo iz tak naprawdę miały 15 stóp wysokości. Duży był większy od paroczołgu i przypominał ciemnozielonego żółwia z wysuwającą się wypustką na grzbiecie.
Operator karabinu z tej odległości nie mógł dostrzeć szczegółów ale wiedział ze szkoleń że takie wypustki są rodzajem organicznego działka potrafiącego z niezwykłą precyzją wystrzeliwać zdolne przebić każdy pancerz pociski na odległość do dwóch mil.
-Cholera! - zaklął Rendry. Zrozumiał że nic już nie uratuje paroczołgu i jego załogi. Tylko on - jako że jego stanowisko umożliwiało szybkie opuszczenie skazanego na zagładę pojazdu miał szansę uciec. Błyskawicznie wyskoczył z wieżyczki na kadłubie. Pobiegł w kierunku znajdujących się nieopodal zarośli - niezbyt gęstych ale dających minimalne ukrycie. Nagle usłyszał krótki świst a potem głośną ale jakby jakoś przytłumioną eksplozję...
* * *
Paroczołg trafił pocisk rozrywający - przebił pancerz i rozerwał pojazd od środka. Nikt wewnątrz nie miał nawet teoretycznej możliwości przeżyć. Rendry rozejrzał się dookoła. Hyphdrianie byli stosunkowo daleko. Inne paroczołgi z jego oddziału zostały zniszczone bądź gdzieś uciekły. Był prawdopodbnie jedynym żywym człowiekiem w okolicy. Dodatkowo zbliżał się wieczór.
-Kurczę, trzeba będzie gdzieś przenocować, a później znaleźć jakiś sposób na dostanie się do Iharytu. - Szepnął Rendry spoglądając na znikające za zachodnim horyzontem słońce.
Hyphdrianie najwyraźniej uznali bitwę za wygraną i teraz opuszczali pobojowisko maszerując w stronę majaczącego na horyzoncie lasu.
Rendry rozejrzał się dokoła. Widział tylko szarawe bryły jakiś zabudowań na południu, w odległości kilku mil. Prawdopodobnie to jedna z wielu opuszczonych w czasie wojny wiosek. Możliwe że da się tam przenocować.
Sprawdził odruchowo kaburę – cholera! Broń została w paroczołgu. Popatrzał na płonący wrak. - Na bank nawet nóż bojowy z hartowanej stali stopił się.
Miał za to lornetkę - używaną do obserwacji ze stanowiska operatora karabinu. Próbował używając jej dostrzec jakieś szczegóły w zabudowaniach na południu ale ponieważ słońce coraz bardziej chowało się za horyzontem - nie zobaczył za dużo.
Jedyny ocalały członek załogi ruszył przez zarośnięte nieużytki w stronę opuszczonej wioski.
* * *
Kiedy doszedł do zabudowań wioski nabrał pewności że była opuszczona od co najmniej kilku lat. Większość okien była powybijana. Przydomowe ogródki pokrywały chwasty wysokie na kilka stóp. Powyważane tu i ówdzie drzwi dowodziły działalności szabrowników. Rendry musiał przyznać że wykazali się odwagą wchodząc na tak silnie przez Hyphdrian infiltrowany teren.
Mimo swojej odwagi szabrownicy nie obłowili się - decyzję o ewakuacji wioski podjęto odpowiednio wcześnie i mieszkańcy zdążyli wyprowadzić się ze swoim dobytkiem - zaglądając przez wybite okna można było zobaczyć co najwyżej pojedyncze stoły i krzesła.
Rendry dostrzegł znajdującą się w środku wioski budowlę nieco większą od przeciętnych domostw. Kiedy podszedł bliżej stwierdził że to nie domostwo a budynek podzielony na dwie niezależne części, pomalowane na nieco inne kolory, z oddzielnymi wejściami. Na fasadzie wisiały nieco podrdzewiałej tabliczki. Nad pierwszymi, wyważonymi drzwiami:
SOŁECTWO TOHRES
BIURO CZYNNE W GODZINACH 9-15
Nad drugimi, również wyważonymi:
KOMBINAT ROLNICZY TOHRES Sp z.o.o
SIEDZIBA ZARZĄDU.
-Tohres. A więc tak się nazywa a właściwie nazywała ta wioska. - Stwierdził Rendry. Chwilę się zastanawiał do której z dwóch części budynku wejść. W końcu wybrał byłe biuro sołtysa. Uznał że być może sołtysowi nie chciało się ewakuować państwowego mienia.
Wnętrze budynku było jednak wyraźnie splądrowane. Znalazł tylko duży, niski stół, nieopróżniony kosz na śmieci na środku jednego z pomieszczeń i wejście do piwnicy.
Piwnicę postanowił zbadać jutro - może znajdzie coś do jedzenia? Jakieś konfitury, może konserwy? Stół mógł stanowić namiastkę łóżka – na pewno lepsze to od spania na podłodze.
Wyciągnął niewielką latarkę z kieszeni munduru i świecąc sobie rozpakował opakowanie z "żelazną racją" – niewielką ilością żywności jaka jest elementem wyposażenia każdego imperialnego żołnierza.
-Człowiek bez jedzenia daleko nie zajedzie - Wymamrotał Rendry. Wypił kilka łyków z wojskowego bukłaku jaki był dołączony do żelaznej racji - Hyphdrianie często zatruwali zbiorniki wodne aby odciąć imperialne wojska od wody pitnej, więc każdy żołnierz nosił taki zapas wody.
W czasie posiłku przypomniał sobie o koszu na śmieci w jednym z pomieszczeń. Chyba widział tam jakąś gazetę.
Jak tylko skończył posiłek (część racji zostawił "na wszelki wypadek") poszedł do pomieszczenia z koszem i wyciągnął gazetę.
"
IHARYCKI DZIENNIK
Numer MMLV 20 marca 1208 rok Ery Imperialnej
"
-Teraz mamy rok 1219. Więc chyba od 11 lat jest opuszczona ta wioska. - Pomyślał Rendry. - Zapewne ewakuacja miała miejsce w czasie tej serii Hyphdriańskich ataków co wstrząsnęły wtedy tymi rejonami Imperium.
* * *
Nie było łatwo zasnąć a co dopiero wyspać się na stole pełniącym funkcje łóżka. Więc Rendry wstał obolały razem z pierwszym brzaskiem. Jedyny ocalały członek załogi zniszczonego paroczołgu zjadł parę kęsów żelaznej racji jako "śniadanie". Ponieważ jego uwagę od kwestii pragnienia skutecznie odwracała kwestia zbadania piwnicy, postanowił ugasić pragnienie dopiero wtedy gdy stanie się nieznośne. Musiał oszczędzać wodę.
Sforsowanie nieco spruchniałej klapy w podłodze nie było za trudne. Parę kopnięć załatawiło sprawę. Po stromych drewnianych schodkach zszedł Rendry oświetlając drogę latarką.
Chociaż klapa od strony sołtysa nie była naruszona to piwnica była także splądrowana. Obie części budynku miały jedną, dużą wspólną piwnicę oddzieloną jedynie metalową siatką - poprzecinaną w wielu miejscach przez szabrowników którzy dostali się najwyraźniej od strony zarządu spółki.
W części "sołtysowej" były drewniane szafki. Pełne głównie starych (i z pewnością zepsutych) konfitur i kurzu. Po podłodze walało się dużo śmieci. Jakieś zardzewiałe rurki,puste butelki, deski połamane.
"Jestem na styku polityki i biznesu" - pomyślał żartobliwie Rendry przechodząc do części "zarządowej". Tu jego uwagę zwrócił leżący na jednej z szaf jakiś biały rulon. Okazał się być mapą!
-Mapa z przed reformy administracyjnej Imperium z 1189. Ktoś ją tu wywalił po reformie. Zapewne kupił nową - Domyślił się Rendry zapoznając się z treścią mapy przy pomocy latarki.
Wrócił do biura sołtysa by zapoznać się z treścią mapy. Co prawda granice prowincji były nieaktualne ale miasta i wioski raczej się nie przesunęły. Nie licząc tych opuszczonych. Znalazł Tohres i uzywając skali obliczył odległość do Iharytu.
-Około trzydziestu mil imperialnych. Dobry piechór przeszedł by ten dystans w jeden dzień. Ale jestem czołgistą. - Ze smutkniem stwierdził Rendry. Ponadto wiedział że Iharyt jest oblegany przez Hyphdrian. W końcu jego odział paroczołgów miał pomóc oblężonemu miastu.
Przez chwilę rozważał czy nie wrócić do bazy w stolicy prowincji skąd wyruszyli. Ale to było ponad sto mil imperialnych. Uznał że lepiej spróbować się dostać do Iharytu. Chociaż szanse na przedostanie się do oblężonego miasta były minimalne - bez odpowiedniego zapasu żywności szanse na dostanie się do stolicy prowincji były jeszcze mniejsze.
Nagle poczuł mocne uderzenie w tył głowy i stracił świadomość...
* * *
Kiedy odzyskał świadomość stwierdził że jest skrępowany jakimś powrozem. Otworzył oczy. Znajdował się w jakimś pomieszczeniu. Zapewne w którejś z chat wioski. Chata była dość dobrze wyposażona. Znajdowało się tu łóżko i stół. A także biblioteka z mnóstwem książek.
-Ju-sz si-ee obucile-s? Mhussialhem tsze thym oghluszyć- Rendry usłyszał jakiś głos zza pleców. Stanął przed nim Hyphdrianin trzymający w łapie drewnianą pałkę.
Hyphdrianin miał sześć nóg i korpus podobny do ludzkiego z dwoma łapami przypominającymi ręce i pyskiem na szczycie korpusu przypominającym nieco ludzką twarz.
Większość Hyphdrian nie jest tak podobna do ludzi. Hyphdrianie umieją świadomie zmieniać swój kształt i wielkość aby dostosować się do wykonywania różnych zadań. Ta zdolność pozwala dokonać kompletnej metamorfozy, ale zajmuje od kilku miesięcy do nawet kilku lat. Zależnie od stopnia zmiany. Są więc Hyphdrianie-żołnierze z organicznymi działkami bedącymi integralną częścią ich ciała, Hyphdrianie-lekarze z kończynami zakończonymi szponami w różnych kształtach - pełniącymi funkcje narzędzi chirurgicznych - Rendry widział takich Hyphdrian-sanitariuszy opatrujących swoich rannych pobratymców w czasie bitew. Są nawet Hypdrianie-kombajny rolnicze z naturalnie wykształconymi narzędziami rolniczymi.
Hyphdrianie wyposażeni w twarzopodobne pyski i zdolność do używania ludzkiego języka zajmowali się przesłuchiwaniem ludzkich jeńców wojennych. Rendry widząc przed sobą takiego Hyphdrianina zrozumiał że znalazł się w hyphdriańskiej niewoli. Zresztą Hyphdrianin który przed nim stał starał się dość szczególnie upodobnić do człowieka bowiem miał na swoim korpusie narzuconą ludzką koszulę.
-Neee martf sje Nhyc thy nhe shlophe zvegho. - Nawet pysk w formie twarzy nie dawał Hyphdrianinowi możliwości poprawnego artykułowania głosek ludzkiego języka. - Chtesz phyź? - Spytał się Hyphdrianin i podsunął pod nos Rendry'emu szklanke wody. Rendry'emu bardzo chciało się pić. Od wczoraj wypił tylko kilka łyków z manierki. Resztę zostawił na "czarną godzinę".
-Jha nee jesdem hyphdrianin. Tfo iesthem ale nje jesthem. - Hyphdrianin mimo dość dobrej znajomości ludzkiego języka miał kłopoty z prawidłową wymową.
-Jak to nie jesteś? - Zdziwił się Rendry.
-Jeestem. Allle nee thag jhak mhysliśś.
-A jak?
-Ja nee jestem phrawhźiwy Hyphdrianin. Ja uczekłem z mojego bhathalionu. Jha llubje lući i lućką tzywilizacje. Ja nee chcec whalczyć z lućmi. ja cchcec zzyć z ludchmi. Ja chciec iść dho lhudzi ale lhudzie sthelali do mhnie myśhląć żem ja jesthem whróg. Ale jha nee chcec ich zhabyjać. Jha wiec ucciec dho thej ophusczhonej whioski. Thu byc ophuszczonna sskhola. Z phodrecznhikami. Jha nauczhyc she czchytac lhudzhki jhezyk. I photem jha znhalazlem ghramhofon z nhagranymi khsiaszhkami. I jha nhauczhylem szhe whymowhy.
Rendry po dalszej rozmowie zrozumiał że rozmawia z kimś na kształt... hyphdriańskim dezerterem! O ile to co mówił Hyphdrianin jest prawdą (tj nie jest jakąś sztuczką) to był on kiedyś zwykłym hyphdrianinem-żołnierzem. Ale zaczął interesować się ludzką kulturą. Jego batalion brał udział w atakach na Imperium 10 lat temu. Został jednak rozbity przez imperialnych grenadierów. Przeżyło tylko kilka Hyphdrian. Wszyscy z wyjątkiem jednego wycofali się. Hyphdrianin zamiast wrócić do swoich pobratymwców, postanowił wykorzystać okazję by dowiedzieć się czegoś więcej o ludziach.
Skrył się na terenie jednej z miejscowości opuszczonych przez ludzi w związku z nasilającymi się atakami hyphdrian.
Kierowany swoją fascynacją ludzką cywilizacją Hyphdrianin wędrował między opuszczonymi wioskami zbierając wszystko co związane z ludźmi.
Używając Hyphdriańskiej zdolności do metamorfozy upodobnił się (najbardziej jak to możliwe) do człowieka. Wykształcił tors, ręce i twarz-pysk. Jego broń organiczna zanikła.
W jednej z opuszczonych chat zorganizował sobie mieszkanko wzorowane na ludzkim. Używając znalezionych książek i płyt gramofonowych z nagraną ludzką literaturą, poczynając od pozycji przeznaczonych dla dzieci a kończąc na literaturze naukowej opanował stopniowo ludzki język. Przybrał sobie ludzkie imię. "Thomhas" co było jego wymową imienia "Tommas".
Rendry'ego trochę dziwiło że pasja Hyphdrianina była tak silna że zdecydował się porzucić własną rasę i przez 10 lat żyć w samotności poznając ludzką kulturę. Ale w końcu psychika Hyphdrian różni się od ludzkiej. Rendry zrozumiał, że taki Hyphdrianin-dezerter jeszcze się nie zdarzył w historii wojny imperium z Hyphdrianami. Jedyni żywi Hyphdrianie w rękach Imperium to byli jeńcy wojenni. Ale nie byli oni skłonni do współpracy i często popełniali samobójstwa.
Taki Hyphdrian-dezerter w zamian za rodzaj "azylu" w ludzkiej cywilizacji mógłby dostarczyć wielu informacji na temat tajemniczej bądź co bądź cywilizacji Hyphdriańskiej.
Rendry wiedział że jeśli dostarczy Hyphdrianina żywego do jakiejkolwiek placówki Imperium - awans go nie ominie.
* * *
Rendry kończył jeść konserwę. Thomhas znalazł ich dość dużo. W czasie dwudniowego pobytu w kryjówce hyphdriańskiego dezertera udało mu się zdobyć jego zaufanie. Rozwiązał Rendry'ego w zamian za opowieści o ludzkiej cywilizacji. Rendry godzinami mu opowiadał o miastach, pociągach parowych, swojej służbie w armii i radiotelegrafach.
-Słuchaj, czy nie chciałbyś żyć wśród ludzi. Mógłbym ci to załatwić. Musiałbyś w zamian pomóc Imperialnemu Wywiadowi zdobyć infromacje o waszej cywilizacji. - Rendry nie był pewien czy zgodzi się na to jego hyphdriański rozmówca.
-Nnnaphrawhde? A so mmam szropyć?
-Musimy dostać się do jakiegoś miasta. Zamieszkałego. Sprawdziłem mapę. Teoretycznie Igaryt jest najbliżej ale są tam duże siły Hyphdrian. Ty może byś się jakoś prześliznął, ale ja raczej nie mam szans.
-Wjęć sco rhobhymi?
-Musimy wrócić do Nahotwo - stolicy prowincji. Są tam koszary mojego oddziału. Jednak jest to jakieś 100 mil imperialnych stąd. Jednak z zapasami żywności jest to droga możliwa do przebycia. Zajmie nam to najwyżej pięć dni. A może i nawet trochę mniej.
* * *
Wyruszyli o świcie. Ruszyli starą, nieużywaną od lat drogą. Zabrali zapas konserw i wody pitnej.
Po paru godzinach marszu natrafili na tabliczkę z informacją:
"Igaryt - 40 m.i
Nahotwo - 80 m.i
"
Tabliczka była nieco pordzewiała na krawędziach ale całkowicie czytelna.
Pod wieczór rozbili obóz. O ile obozem można nazwać prowizoryczny namiot ze starych kocy.
Kiedy Hyphdrianin otwierał konserwę Rendry nagle usłyszał znajomy odgłos.
-To silnik! Silnik paroczołgu! Nasi tu gdzieś są! - Włączył latarkę i zaczął nią wymachiwać - Tutaj tutaj.
Po chwili zza zakrętu wyjechał paroczołg. Thomhas przyglądał mu się ukryty pod kocem. Wiedział że załoga pojazdu może uznać go za wroga.
Otworzyła się klapa na kadłubie paroczołgu. Jednocześnie zapalił się silny reflektor z przodu oświetlając teren.. Wychylił się meżczyzna, najwyraźniej dowódca pojazdu.
-A ty co tu robisz? Jesteś szabrownikiem co nie wie jak do domku wrócić? - Wykrzyknął
-Może uciekł z domu? Ja też kiedyś chciałem uciec jak miałem naście lat. Ale ojciec wybił mi to z głowy paskiem - Włączył się drugi żołnierz, wychylający się z drugiego otworu w pancerzu.
-Nie! Jestem czołgistą. Z 59 imperialnej dywizji pancernej w Nahotwo. Mój paroczołg został zniszczony! Tylko ja przeżyłem!
-Piędziesiątkadziewiątka? Wyście mieliście jechać do Igaritu ale was chyba rozbili. Wskakuj - zmieścisz się.
-Ale ja nie jestem sam.
-Mówiłeś że tylko ty przeżyłeś - Głos dowódcy czołgu stał się podejrzliwy.
-Zaraz wam go pokażę. Tylko nie strzelajcie do niego. Chodź! Możesz wyjść.
Z pod koca wyszedł Hyphdrianin
-O kurcze... - Dowódca był wyraźnie zdziwiony. - I on czemu tak stoi. Nie wiem. Nie ucieka? Nie strzela?
-Bo to Hyphdriański... dezerter. Chce z nami współpracować.
-Tho phlawdha – Potwierdził Thomhas.
-Kurczę jeszcze o takiej sytuacji nie słyszałem. Muszę powiadomić radiotelegrafem dowódctwo.
EPILOG:
*Rendry został odznaczony Imperialnym Orderem i awansował na stopień oficerski.
*Thomhas jako pierwszy Hyphdrianin w historii otrzymał obywatelstwo imperium i został pracownikiem jednego z wojskowych instytutów badawczo-wywiadowczych. Podobnie jak Rendry, również jemu przyznano Imperialny Order.
2
Źle zapisujesz dialogi, „stwierdził” jest atrybutem mowy, a takie zapisujemy od małej litery, podobnie jak rzekł, powiedział, mruknął, warknął, krzyknął itd., a wypowiedzi bohatera nie kończymy wtedy kropką.-No to koniec. - Stwierdził Rendry
„Pewna odległość” jest określeniem nic nie mówiącym, to może być równie dobrze daleko, jak i blisko – takie „nic”, więc lepiej albo rzeczywiście nic nie wspominać, albo powiedzieć konkretniej: blisko, obok, niedaleko, daleko...Hyphdrianin błyskawicznie odskoczył i schował się za leżącym w pewnej odległości głazem.
Liczby zapisujemy słownie.Gdyby nie 5 calowy pancerz operator karabinu usłyszał by serie elektrycznych pisków - dowódca próbował skontaktować się radiotelegrafem z oddalonym sztabem.
Usłyszałby.
Przykład narratora wszechwiedzącego. Bohater nie wie, że dowódca usiłuje się z nim skontaktować, więc nie wspominamy o tym. Mówimy tylko to, co widzi i słyszy główny bohater, a przynajmniej kiedy robimy identyfikację z nim, tak jak tutaj.
UjRZał.Rendry ujżał w odległości pół mili jednego dużego Hyphdrianina otoczonego grupką mniejszych. Mniejsze wyglądały z tej odległości jak stado maleńkich pajączków mimo iz tak naprawdę miały 15 stóp wysokości.
Operator karabinu z tej odległości nie mógł dostrzeć
Powtórzenia. Swoją drogą, pełno ich w całym tekście.
Ujrzał dużego Hyphdrianina wystarczy, wiadomo, że jednego, nie kilku.Rendry ujżał w odległości pół mili jednego dużego Hyphdrianina otoczonego grupką mniejszych.
Brakuje powietrza w płucach, by przeczytać to zdanie. Nawet nie chodzi o to, że jest za długie, raczej o ilość podanych w nim informacji. Można to rozbić.Operator karabinu z tej odległości nie mógł dostrzeć szczegółów ale wiedział ze szkoleń że takie wypustki są rodzajem organicznego działka potrafiącego z niezwykłą precyzją wystrzeliwać zdolne przebić każdy pancerz pociski na odległość do dwóch mil.
Operator karabinu nie mógł dostrzec szczegółów – wystarczy, w domyśle, dlatego, że znajduje się dość daleko.
Nie „jakoś”, po prostu przytłumioną - głośną, ale jakby przytłumioną eksplozję.Nagle usłyszał krótki świst a potem głośną ale jakby jakoś przytłumioną eksplozję...
Rozrywający pocisk rozerwał – brzydko. Razi tutaj ilość słów od litery „p”.Paroczołg trafił pocisk rozrywający - przebił pancerz i rozerwał pojazd od środka.
Jakichś.Widział tylko szarawe bryły jakiś zabudowań na południu
Cały fragment od dywizu (który powinien być myślnikiem, gdyby tylko miał tutaj rację bytu) usunęłabym. Nic nie wnosi, jest raczej oczywiste i niepotrzebnie rozpycha tekst.Miał za to lornetkę - używaną do obserwacji ze stanowiska operatora karabinu.
Próbował przez nią dostrzec, zwyczajnie.Próbował używając jej dostrzec jakieś szczegóły w zabudowaniach
Nadmiar czasownika „być”.Kiedy doszedł do zabudowań wioski nabrał pewności że była opuszczona od co najmniej kilku lat. Większość okien była powybijana.
Aliteracja.Powyważane tu i ówdzie drzwi dowodziły działalności szabrowników.
Szyk: Rendry musiał przyznać, że wykazali się odwagą, wchodząc na teren tak silnie infiltrowany przez Hyphdrian.Rendry musiał przyznać że wykazali się odwagą wchodząc na tak silnie przez Hyphdrian infiltrowany teren.
To wygląda na relację wszystkowiedzącego narratora. Lepiej tę informację podać poprzez bohatera: bohater zagląda przez okna, widzi wnętrze budynków i wyciąga wnioski.Mimo swojej odwagi szabrownicy nie obłowili się - decyzję o ewakuacji wioski podjęto odpowiednio wcześnie i mieszkańcy zdążyli wyprowadzić się ze swoim dobytkiem - zaglądając przez wybite okna można było zobaczyć co najwyżej pojedyncze stoły i krzesła.
Rendry dostrzegł znajdującą się w środku wioski budowlę nieco większą od przeciętnych domostw. Kiedy podszedł bliżej stwierdził że to nie domostwo a budynek podzielony na dwie niezależne części, pomalowane na nieco inne kolory, z oddzielnymi wejściami. Na fasadzie wisiały nieco podrdzewiałej tabliczki.
Te ostatnie „nieco” to już w ogóle przesada – podrdzewiała tabliczka, po prostu.
Mógł mieć nadzieję, nie uznać, skoro "być może" „Uznać” to to samo co „dojść do wniosku”Uznał że być może sołtysowi nie chciało się ewakuować państwowego mienia.
Tak, wyraźnie - został tylko stół i kosz na śmieci. Wyciąć.Wnętrze budynku było jednak wyraźnie splądrowane.
Rozpakować opakowanie – brzydko. Konkretniej, co z nim zrobił: rozdarł, rozwinął...Wyciągnął niewielką latarkę z kieszeni munduru i świecąc sobie rozpakował opakowanie
W czasie posiłku przypomniał sobie o koszu na śmieci w jednym z pomieszczeń. Chyba widział tam jakąś gazetę.
Jak tylko skończył posiłek (część racji zostawił "na wszelki wypadek") poszedł do pomieszczenia z koszem i wyciągnął gazetę.
Pokraczny fragment, głównie przez te powtórzenia.
-Teraz mamy rok 1219. Więc chyba od 11 lat jest opuszczona ta wioska. - Pomyślał Rendry.
To jest myśl, więc bez półpauzy. Kursywa, cudzysłów, albo zwyczajnie z „pomyślał” po przecinku:
Bla bla bla, pomyślał Rendry.
Już wcześniej było o tym, że stół ma mu posłużyć za łóżko – wyciąć.Nie było łatwo zasnąć a co dopiero wyspać się na stole pełniącym funkcje łóżka.
SprÓchniałej. Do niczego ci wyraz "za". Wyciąć.Sforsowanie nieco spruchniałej klapy w podłodze nie było za trudne.
Szyk: Rendry zszedł po stromych schodkach, latarką oświetlając drogę.Po stromych drewnianych schodkach zszedł Rendry oświetlając drogę latarką.
Połamane deski.Po podłodze walało się dużo śmieci. Jakieś zardzewiałe rurki,puste butelki, deski połamane.
-Mapa z przed reformy administracyjnej Imperium z 1189. Ktoś ją tu wywalił po reformie.
Sprzed reformy.
Nie wiadomo, kiedy ją ktoś wywalił.
Zapoznaje się z jej treścią, a potem idzie do biura, aby zapoznać się z jej treścią. No nie wiem.Zapewne kupił nową - Domyślił się Rendry zapoznając się z treścią mapy przy pomocy latarki.
Wrócił do biura sołtysa by zapoznać się z treścią mapy.
Siękoza.
PiechUr. Przeszedłby.Dobry piechór przeszedł by ten dystans w jeden dzień.
Kolejny, suchy, pozbawiony emocji opis, który nie pozwala mi wczuć się w sytuację. A może by tak:Kiedy odzyskał świadomość stwierdził że jest skrępowany jakimś powrozem. Otworzył oczy.
Poczuł w nadgarstkach palący ból, głowa huczała mu, jakby zaliczył wszystkie bary, a nogi zdrętwiały tak, że kiedy się poruszył, przeszyło je milion lodowatych igieł, czy coś.
-Ju-sz si-ee obucile-s? Mhussialhem tsze thym oghluszyć- Rendry usłyszał jakiś głos zza pleców. Stanął przed nim Hyphdrianin trzymający w łapie drewnianą pałkę.
Z drewnianą pałką w łapie. - będzie żwawiej.
Usłyszał głos za plecami, lub dobiegł go zza pleców.
Nie pisz, że jakiś głos, napisz jaki on był - konkrety.
Usłyszał ten głos i co? Przeraził się? Zbladł? Włosy stanęły mu dęba? Czuł coś w ogóle?
Unikamy rymów w prozie.Kierowany swoją fascynacją ludzką cywilizacją
Zbędny zaimek, wiadomo, że swoją - wyciąć.
Dlaczego miałaby być nieczytelna, skoro tylko pordzewiała na krawędziach? Była pordzewiała tylko na krawędziach i przez to całkowicie czytelna.Tabliczka była nieco pordzewiała na krawędziach ale całkowicie czytelna.
Facet wrzeszczy, nie ma co żałować wykrzykników.-To silnik! Silnik paroczołgu! Nasi tu gdzieś są! - Włączył latarkę i zaczął nią wymachiwać - Tutaj tutaj.
Mam wrażenie, że jest to jakiś bolesny skrót opowiadania, warto by je rozpisać. Finał był, bo jakiś być musiał, ale on nie jest dobry, jest nijaki, ot, taka sobie prosta historyjka, a szkoda, bo widać w tekście, że masz wyobraźnię, trzeba ją było tylko wysilić.
Tekst cierpi też, niestety, na brak emocji. Bohater żadnych nie posiada, a i we mnie nic żadnych emocji nie wzbudziło. Trochę mi było obojętne, co się stanie z bohaterem, i ogólnie, co się stanie dalej, pewnie dlatego, że i bohaterowi było to obojętne, tak przynajmniej wyglądało.
Od strony technicznej nie jest najlepiej, błędów cała masa. Szczególnie rażą powtórzenia, błędy ortograficzne, zbędne zaimki, źle zapisujesz dialogi, niemal nie używasz przecinków. Słowa „Hyphdrianin” i „imperialny” pojawiło się tyle razy, że starczyłoby na całą powieść. Buduj tekst tak, aby jak najmniej używać tych wyrazów.
Bolało także częste określanie odległości na podstawie mil czy stóp. Za każdym razem trzeba było zmrużyć oczy i spróbować sobie tę odległość wyobrazić. A chodzi o to, żeby wywołać w wyobraźni czytelnika obraz jak najgładziej. Łatwiej jest zobaczyć coś co leży blisko, niż coś co jest oddalone o cztery stopy. Imperialne do tego.
Ale muszę Cię też pocieszyć. W tekście jest coś fajnego, na pewno jest potencjał, więc warto się nim zająć. Pousuwać błędy, rozpisać, dodać emocji, określić cel bohatera i rzucać mu kłody pod nogi, żeby miał jak najtrudniej – to z kolei pomoże wywołać emocje w czytelniku. Bohaterowie też powinni mieć jakiś charakter, Twoi nie mają żadnego. No i finał, dobrze gdyby czekała tam jakaś niespodzianka.
3
Rozumiem, że paroczołgi to lekkie, lotne i bardzo precyzyjne pojazdy, skoro są w stanie trafić w pocisk rozrywający? Jeśli nie, źle skonstruowane zdanie.Paroczołg trafił pocisk rozrywający
Paroczołg został trafiony pociskiem rozrywającym
Powtórzenie, do tego niepotrzebne dookreślanie. Wszyscy wiemy do czego służy lornetka, nie trzeba wyjaśniać.Miał za to lornetkę – używaną do obserwacji ze stanowiska operatora karabinu. Próbował używając jej dostrzec jakieś szczegóły w zabudowaniach
Miał za to lornetkę. Wyjął ją i próbował dostrzec jakieś szczegóły w zabudowaniach…
Powtarzasz informacje. To zdanie (nie wspomnę już o ilości nagromadzonych przymiotników) jest zbędne. To, że:Jedyny ocalały członek załogi ruszył przez zarośnięte nieużytki w stronę opuszczonej wioski.
- był ostatnim członkiem załogi
- wioska opuszczona
już wiemy, bo wspominałeś o tym wcześniej.
- pola były zarośnięte i nieużywane
to jest znowu nielogiczne. Toczyła się tam wojna, a przynajmniej walka, przejechało (bo rozumiem, że czołgi nie latały) tamtędy co najmniej kilka czołgów, więc ziemia byłaby raczej poorana, nie nietknięta.
Dwa: określanie bohatera jedynym ocalałym członkiem załogi zamiast przybliżać do niego czytelnika, powoduje dystans, który narzuca sam autor.
Opowieść, żeby spodobała się czytelnikowi, oprócz dobrej historii, musi mieć bohatera, do którego czytający zapała jakimś uczuciem: nienawiścią, miłością czy choćby sympatią, ale musi w jakiś sposób przejąć się jego losami.
Powtórzenie.Domyślił się Rendry zapoznając się z treścią mapy przy pomocy latarki.
Wrócił do biura sołtysa by zapoznać się z treścią mapy.
Te opuszczone wioski też się raczej nie przesunęły, co najwyżej mogły przestać istnieć.Co prawda granice prowincji były nieaktualne ale miasta i wioski raczej się nie przesunęły. Nie licząc tych opuszczonych.
Piechurpiechór
Tekst śmiało mógłby robić za streszczenie, koncept. W obecnej formie jest nieciekawy. Bez emocji, płaski bohater, któremu wszystko idzie gładko, spotyka spacyfikowanego obcego i dalej wędrują razem, szczęśliwe docierając do końca, gdzie czeka ich sowita nagroda…
Świat nie jest taki kolorowy, a już ten owładnięty wojną tym bardziej.
„Wojna światów” – pierwsze nasunęło mi się na myśl, kiedy opisałeś obcych na pajęczych nogach, a potem scena z „Toy Story” – głowa lalki na szkielecie pająka, kto widział, ten skojarzy. Wynikło to zapewne z niezbyt zgrabnego opisu obcych. Pozostawiłeś zbyt dużo dla mojej wyobraźni. Wszystko tam było „jakieś”, „jakby” i „niby”, więc nie dało obrazu, a kazało go sobie budować na podstawie strzępów, ale to może tylko moje odczucie.
Jak dla mnie, historia oklepana do granic możliwości, schematyczna – nie zaskakujesz niczym, nawet opisem obcej cywilizacji.
Wyobraźnię masz, ale teraz trzeba ją skierować na właściwe tory. Pracuj nad emocjami w tekście i nie kondensowaniem akcji na kilku stronach.
Pozdrawiam
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.