
Kawka
Echo przeszłości
Echo przeszłości
Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia”
~Ron Pearlman
nie widaćZgasiłem papierosa o ścianę.
W powietrzu wciąż unosił się charakterystyczny zapach deszczówki i wilgotnej trawy. Były to już jednak ostatnie pozostałości po ulewie, która jeszcze nie tak dawno przeszła nad Otrębusami. Teraz słońce chowało się za nagimi szkieletami budynków, nadając niebu krwistoczerwonej barwy.
niewidaćChciałbym w tym momencie móc powiedzieć, że zachodowi towarzyszył świergot ptaków, że coraz mniej ludzi wychodziło na ulicę, że miasteczko powoli kładło się do snu.
nie widać Byłoby to kłamstwo, gdyż coś, co jest martwe, nie może zasnąć.
niewidaćPokręciłem głową zrezygnowany.
Niedopałek cisnąłem na ziemię, wgniotłem butem i ruszyłem w drogę powrotną do obozowiska, gdzie siedziała reszta.
niewidać„Resztę” stanowiły dwie dziewczyny i pies, który przybłąkał się do nas jakiś tydzień temu. Nadałem mu ksywę Zbawca, bo gdyby nie on, to chyba bym w pewnym momencie strzelił sobie w głowę. Bo widzicie, owe Białogłowy, z którymi miałem wątpliwą przyjemność podróżować od miesiąca, doprowadzały mnie na skraj rozpaczy. Może i były ładne, ale uwierzcie mi, nawet kobieta z figurą modelki może wykończyć mężczyznę jeśli jest jędzą. Nie wiem, czy to poprawne określenie, ale tylko to słowo przychodzi mi do głowy, gdy o nich myślę.
niewidaćPo wojnie, która ostatnio wywróciła świat do góry nogami, wszystkiego nagle zaczęło brakować. A to jedzenia za mało, a to wody pitnej, a to nie ma gdzie się umyć i wskaźnik higieny leci w dół. Za nim oczywiście poleci też wskaźnik śmiertelności, ale to akurat mnie obecnie nie interesuje.
niewidaćDobiło mnie natomiast narzekanie na brak kosmetyków. Klaudia i Ewa, bo tak mają na imię, za nic nie mogły się przyzwyczaić do swojego smrodu. Tłumaczyłem im, że to zapach ciała i muszą do niego przywyknąć do czasu, aż dotrzemy do centrum handlowego. One oczywiście swoje. Obgadywały mnie, rzucały złe spojrzenie, niekiedy pyskowały.
niewidaćAle to ja miałem strzelbę i to ja rozdawałem karty.
Zdawały sobie doskonale z tego sprawę. Beze mnie nie miałyby co jeść, w końcu pełniłem rolę myśliwego.
niewidaćCo do broni, to znalazłem ją w ruinach domu niedaleko nasypu kolejowego. Nie powiem, byłem zaskoczony, ale fakt, że mieszkała tam kiedyś patologiczna rodzina jakoś to tłumaczył. Osobiście jednak stawiałbym, że po prostu doszło do potyczki między dwiema wrogimi grupami i jeden z walczących przyjął na klatę za dużo ołowiu. Cóż, taki jest ten świat. Grunt, że mieliśmy amunicję.
niewidaćZerknąłem na zegarek. Było już grubo po ósmej, więc pewnie towarzystwo jest głodne jak diabli.
niewidaćAkurat zobaczyłem ogień, który rozpaliliśmy w obozowisku na starym parkingu szkolnym. Odetchnąłem z ulgą, widząc, że moim podopiecznym nic się nie stało. Może za nimi nie przepadałem, ale przynajmniej nie chcieli mnie obrabować i zostawić w rowie, a to już coś.
- Hej! – krzyknąłem już z daleka, podnosząc broń do góry. – Kawka wraca z łupem!
niewidaćUśmiechnąłem się do siebie, widząc jak Zbawca zrywa się z ziemi i biegnie w moim kierunku.
- Masz żarcie?! – rozległ się krzyk od strony obozu. – Gdzieś ty się szlajał tak długo, co?!
niewidaćTak. Oto powitanie godne bohatera i jedynego żywiciela.
- Mam, mam! – przewiesiłem dubeltówę przez ramię, po czym wyciągnąłem ze skórzanej torby bochen chleba i butelkę wody. Miałem jeszcze trochę mięsa i paczkę chipsów, ale to wolałem zostawić na deser.
-To daj, przynajmniej wrzucimy coś na ruszt – powiedziała Ewa, wychodząc z namiotu, który zabraliśmy z ruin mojego domu. – Boże, nawet nie wyobrażasz sobie, jaka jestem głodna.
- Nie muszę sobie wyobrażać, słonko, bo sam to czuję bardzo dobitnie.
niewidaćDziewczyna prychnęła i odwróciła się, by wyjąć ze swojego plecaka noże oraz talerze. Mimowolnie zmierzyłem ją spojrzeniem. Tak, trzeba jej przyznać, że była naprawdę ładną dziewczyną. Długie, kruczoczarne włosy, spływające falą za ramiona, duże ciemne oczy. I do tego tak figura... Klaudia z kolei włosy miała koloru ciemnego blondu, tęczówki zaś były barwy szmaragdowej.
niewidaćKrótko mówiąc – dwa śliczne opakowania, które nie miały absolutnie nic w środku.
Podrapałem psa za uchem i wyjąłem z kieszeni telefon, by po raz kolejny przeczytać ostatniego sms-a, którego dostałem na pięć minut przed tym, jak padła cała sieć.
„Zaczęło się”
niewidaćIstotnie, zaczęło... Ale co? Wiem, coś się kończy, coś zaczyna, ale co konkretnie? Czy ludzkość doszła do takiego etapu, że była gotowa na kolejny skok? Sądząc po tym, co obecnie przedstawiała aglomeracja warszawska, ten skok zakończył się efektownym spieprzeniem się na glebę.
niewidaćZ zamyślań wyrwał mnie głos Klaudii:
- Ty, Kawka, przestań myśleć i siadaj. Jedzenie ci zaraz ucieknie.
niewidaćPotrząsnąłem głową i spojrzałem na nią.
- Co? A, jedzenie, faktycznie.
niewidaćUsadowiłem się na kocu naprzeciwko dziewczyn i zaatakowałem mój kawałek suchego chleba z animuszem małego dziecka. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo głodny jestem.
niewidaćZjedliśmy więc kolację, co jakiś czas wymieniając kilka zdań. Potem nakarmiłem Zbawcę i położyliśmy się spać.
.....
niewidaćKopnął mnie zaszczyt pełnienia warty.
Stałem przy ognisku i rozglądałem się niespokojnie. Noc zawsze była dla mnie paskudną porą. A te noce, które panowały obecnie, mogły ci odgryźć kawałek nogi. Ściskałem więc tą moją nieszczęsną strzelbę i modliłem się, żeby obyło się bez niemiłych niespodzianek. Do dziś się udawało, dlaczego więc miałoby się nie udać kolejny raz?
niewidaćW tym momencie od strony lasu dobiegł mnie trzask. Cichy, prawie niezauważalny, ale jednak. Pies, dotychczas spokojnie leżący pod moimi nogami, zerwał się z ziemi, jeżąc sierść.
- Kto tam idzie? – zawołałem, mając nadzieję, że się przesłyszałem. Przeliczyłem się.
- Kto tam idzie? – zawołałem, mając nadzieję, że się przesłyszałem. Przeliczyłem się.
- Spokojnie, chłopcze, my tylko z wizytą przyjacielską – gdy usłyszałem chrapliwy głos, mało co nie upuściłem broni na ziemię. – Wiesz, podróżujemy tak sobie i zauważyliśmy cię, to pomyśleliśmy...
- Ilu was jest?
- Całkiem sporo, młody.
- Konkretnie.
niewidaćRozległo się westchnięcie, a za nim jeszcze kilka innych. Poczułem pot spływający po karku.
- Z ośmiu, więc lepiej odłóż tą strzelbę, bo raz, nie sądzę, żeby się przydała, a dwa, wątpię, żeby pomogła – głos zbliżył się. Jeszcze chwila i będę mógł namierzyć tego cholernego brodacza (tak go sobie wyobrażałem – niski brodacz z gałązkami wplecionymi we włosy) i ustawić go na miejscu.
- To pokażcie się, skoro przychodzicie z wizytą przyjacielską. Ale uprzedzam, że nie mam nic do jedzenia. Wszystko poszło w pięć minut – ostatnie zdanie wypowiedziałem z zażenowaniem. Dziewczyny może i miały figurę, ale także i apetyt.
niewidaćZ mroku wyłoniło się osiem postaci
Zaniepokoiło mnie to, że wszyscy byli uzbrojeni. Większość co prawda w broń białą, ale wydawało mi się, że ich „lider” ma także pistolet schowany do kabury.
niewidaćIch lider istotnie był brodaczem.
Spojrzał na mnie swoimi ciemnymi jak węgiel oczyma i zmierzył, jak potencjalnego przeciwnika. Domyślam się, że dubeltówka znacznie podniosła moje statystyki, dlatego trzymałem ją wysoko. Tak, żeby widział odciągnięte kurki.
- Młodzieńcze, jak cię nazywają? – spytał spokojnie, jednocześnie idąc powoli w moim kierunku.
- Kawka. Bądź łaskaw stać w miejscu, bo inaczej będę zmuszony poczęstować cię ołowiem. A tego nie chcemy, prawda?
- Nie, oczywiście, że nie... Kawka to pseudonim, czy nazwisko? – nieznajomy kiepsko udawał zainteresowanie. – Bo domyślam się, że rodzice nie dali ci tak na imię. A właśnie, gdzie oni są? W namiocie? Wystawili cię na wartę?
- A gdzie twój samochód, Johny? Wydaje mi się, że miałeś niezłego mercedesa – spytałem napastliwym tonem.
niewidaćBrodaty zamrugał, nie rozumiejąc mojego pytania. Jego kompani również wyglądali na zaskoczonych.
- Chłopcze, czy nie podwędziłeś ze sklepu także trochę wódki? Bo pieprzysz jak narąbany.
- I kto to mówi? Ja się tylko dostosowuję do twojego poziomu.
- Wybacz, ale chyba nie rozumiem – mężczyzna chyba kiwnął głową, lecz nie miałem co do tego pewności.
- Moich rodziców sprzątnął wybuch jednego z tych uroczych wielkanocnych jajek, które amerykanie tak hojnie zrzucali z nieba.
- A więc kto jest w namiocie?
niewidaćPrzekląłem się w myślach. Tego mi tylko brakowało. Żeby ośmiu facetów dorwało się do dwóch bezbronnych dziewczyn na terenie byłej placówki oświaty.
- To nie twój interes, kapujesz? – spytałem siląc się na uprzejmy ton. – Jesteście przy moim obozie, więc mam prawo do prywatności.
- Kapuję, kapuję... Konkretny z ciebie facet, Kawka i bardzo dobrze, bo nikt ci nie obrobi dupy za twoimi plecami.
- Dzięki. Jeśli chcecie czegoś do jedzenia, to radzę iść pod „Warusa”. Typki z Wolności się tam rozbiły i prowadzą coś w rodzaju marketu. Ceny mają z kosmosu, ale możecie się potargować.
- Byliśmy już u hipisów, ale nie mają interesującego nas towaru... Chłopcze, uspokój psa.
niewidaćPogłaskałem warczącego Zbawcę po łbie.
- Nic wam nie zrobi... Na razie. A czego szukacie?
niewidaćTym razem to jeden z kompanów lidera odpowiedział na moje pytanie.
- Nie twój interes, kolego. Bronek, zjeżdżamy stąd. Gówniarz nie ma tego, co nas interesuje.
niewidać„Gówniarza” puściłem mimo uszu.
Brodacz patrzył na mnie posępnie, jakby się nad czymś zastanawiając. Staliśmy tak może minutę, zanim zabrał ponownie głos.
- Dobra, to my idziemy... Uważaj na siebie, Kawko.
niewidaćMężczyźni zaczęli się wtapiać mrok panujący w gęstwinie leśnej jeden po drugim. I być może daliby mi spokój, gdyby w tym momencie z namiotu nie wyszła Klaudia i nie spytała głośno:
- Kawka, z kim gadasz?
niewidaćNa moment wszystko zamarło. Puściłem w myślach wyjątkowo barwną wiązankę pod adresem blondynki i myślę, że gdyby obelgi mogły zadawać ból, toby dziewczyna wyleciała w powietrze.
- Z nikim – uciąłem jej cicho, dając do zrozumienia, żeby właziła do namiotu. Teraz jednak, było już po wszystkim.
niewidaćZ mroku ponownie wyłonił się brodacz.
- Ej, młody, nie mówiłeś nam, że towarzyszy ci koleżanka. Chłopaki!
- Morda w kubeł, bo ci ją rozpierdolę! – krzyknąłem, mierząc w niego z dubeltówy. - Zabieraj swoich czterdziestu rozbójników i jazda mi stąd do waszego pieprzonego disneylandu! Zrozumiano?!
- Ho, ho, ho, jaki groźny – lider dalej szedł niewzruszony. Uśmiechał się wyjątkowo paskudnie. – Wiesz, młody, masz wyjątkowo ładną koleżankę. Dała ci?
- Dupku, mam dwadzieścia lat i jeśli myślisz, że nie będę ci w stanie...
niewidaćLider machnął ręką. Jego kompani zaczęli otaczać obóz.
- Czy masz dwadzieścia, czy sto dwadzieścia, to już nie...
niewidaćPociągnąłem oba spusty jednocześnie.
Lufy splunęły ogniem i ołowiem w kierunku brodacza, zamieniając jego głowę w bezładną mieszaninę krwi, kości i kawałków mózgu. Korpus stał na równych nogach jeszcze przez sekundę, a potem zwalił się na brudny asfalt, szybko barwiąc go na czerwono.
- Zbawca, bierz skurwysynów! – wrzasnąłem, dobiegając do zwłok lidera. Kątem oka zobaczyłem, że mężczyźni rzucili się w moim kierunku. Nie miałem więc czasu do stracenia. Cisnąłem strzelbę na bok i wyjąłem z kabury pistolet brodacza. Wymierzyłem w kierunku nadbiegających i to ich na chwilę powstrzymało. Potem usłyszałem skowyt psa.
niewidaćOdwróciłem się i tu popełniłem błąd. Za moimi plecami stało jeszcze dwóch bandytów. Jeden z nich za pomocą siekiery odrąbał pokaźny kawałek czaszki zbawcy, drugi zaś dopadł już do namiotu.
- Nie! – krzyknąłem i wycelowałem w niego pistoletem. Miałem już zamiar nacisnąć spust, gdy nagle przed oczyma wybuchła mi oślepiająca gwiazda bólu. Poczułem ból rozchodzący się od krzyża we wszystkie strony. Zrobiłem jeden krok i przewróciłem się na ziemię.
niewidaćŚwiat zaczął wirować. Wszelkie odgłosy dobiegały mnie jak zza grubej ściany.
Podniosłem głowę i zobaczyłem, jak bandyci wywlekają z namiotu obie dziewczyny i zaczynają je rzucać między sobą.
niewidaćKawka, dupku, zrób cooooś...
Jakieś dwa metry przede mną leżał pistolet. Podnieść go? Jezu, gdyby ten świat tak nie wirował!
niewidaćZacząłem się powoli czołgać, starając się nie stracić przytomności. Musieli mnie jakoś feral...
niewidaćEwa krzyknęła, gdy jeden z oprawców zaczął ją obmacy...
Boli Chryste Boli nie damradyzemdleję...
niewidaćSięgam po pistolet. Czuję pod dłońmi zimną stal. Chcę go podnieść w tym momencie czyjaś stopa zakuta w ciężkie buty przydeptuje mi dłoń. Rozlega się trzask i to bynajmniej gałązki w lesie.
niewidaćKlaudia, te skurwysyny dobierają się do Klaudii...
Zaczynam odpływać...
NIE!
Jeszcze tylko ten pistolet...
- Kawka! – ktoś mnie woła, ale kto?
niewidaćWidzę, jak jeden z mężczyzn zagląda mi w oczy, przysłaniając cały widok. Jego spojrzenie jest puste, nie przypomina spojrzenia inteligentnego Homo Sapiens, którym przecież podobno jest.
- Pozdrów Bronka, gówniarzu.
niewidaćZdążyłem pomyśleć o olbrzymiej tarczy słońca chowającej się za nagimi szkieletami budynków i o zapachu wilgotnej trawy po burzy
Potem już nie musiałem myśleć o niczym.
Kanie 21:40 - 23:40