Marcin Szylko - Kolacja

1
K O L A C J A

Światło żarówki zalewa siedzących przy stole. Spływa po leniwych powiekach, kapie na kamienne policzki i zsuwa się cicho po wyblakłych ubraniach. Twarze pozostają nieruchome, jedynie żuchwy równomiernie mielą znajdujący się na talerzach posiłek. Światło niekiedy przygasa, ich twarze nigdy się nie rozjaśniają. Bo nie ma pieniędzy.
Jej ręce szybko wędrują od talerza do ust. I od ust w kierunku talerza. Wcześniej wyjmowały garnki z kredensu i obierały kartofle. Przestawiały też słoiki w piwnicy ale tam zamiast podłogi jest gruba warstwa szlamu po powodzi. Nikt tego nie sprząta. Na remont i tak nie ma pieniędzy. Jej ręce znają wszystkie zakamarki tego domu. Chowają w nich różne przedmioty i z nich wyciągają w zależności od potrzeb. A kiedy nikt nie patrzy, zastanawia się, czy oni sobie poradzą, gdyby jej zabrakło.
Jego ręce są zniszczone i starsze niż nieruchoma twarz. Niektóre palce bardziej żółte od pozostałych, oprócz papierosów trzymają w ciągu dnia maszynkę do golenia, narzędzia, długopis oraz łyżkę. Czasem na chwilę wyjmują z kieszeni pieniądze, które już tam nie wracają, choć przez całe życie jego ręce starają się, aby pieniądze wędrowały w odwrotnym kierunku. Palce odliczają dziesiątki, dwudziestki oraz setki, przekazują je w zamian za prąd, gaz, wodę i mieszkanie. Kiedy nikt nie patrzy, zapalają kolejnego papierosa w oknie i próbują odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego inni mają lepiej.
Ręce dziewczyny, która jest ich córką, mają pomalowane paznokcie i skórki obgryzione niemal do krwi. Prawa wędruje od talerza do ust i z powrotem, lewa nie rozstaje się ani na moment z telefonem. W ciągu dnia wielokrotnie piszą te same słowa na urzędowym papierze i wkładają je do różnych kopert. Potem na poczcie odliczają dziesiątki na znaczki i żegnają koperty znikające w czerwonej skrzynce. Dopóki nie będzie pieniędzy tak musi być dzień po dniu. Telefon milczy podczas posiłku. Ręce dziewczyny pozostają spokojne pomimo poobgryzanych skórek. A kiedy nikt nie patrzy w nocy zapalają światło w łazience i długo trzymają lustro przed nieruchomymi oczami. Przesuwają lustro niżej wzdłuż ciała, czasem rozchylają brzegi nocnej koszuli, unoszą lekko obie piersi i zatrzymują lustro na kilka minut. Wtedy nie myślą o życiu gdzie nie ma pieniędzy i zastanawiają się czy oni sobie bez niej poradzą.
Jej usta milczą. On nie lubi wysłuchiwać skarg, a nic innego nie przychodzi jej do głowy. Gdyby przynosił do domu coraz mniej pieniędzy, na pewno jej usta zadałyby pytanie, potem następne. Lub gdyby przyniósł nagle znacznie więcej, niż normalnie. A tak nie muszą pytać o nic. Lecz, kiedy nikt nie patrzy, jej usta wędrują wraz z ciałem do kuchni i odczytują szeptem jedyny list, jaki chowa w jednej z szafek pod ceratą. Czasem jej ręce wycierają wtedy powieki.
Jego usta napchane jedzeniem nie za bardzo wiedzą, co mogłyby powiedzieć. Gdyby jedzenie okazało się gorsze niż zwykle, może odezwałyby się, lub gdyby uznały, że jedzenie jest wyjątkowo dobre. Jedzenie jednak napotyka na wielkie trudności, aby po trzydziestu latach być wyjątkowe. Zresztą, na wyjątkowe jedzenie po prostu nie ma pieniędzy. Jego usta mogłyby poskarżyć się, że nie ma jak naprawić dachu, uszkodzonego pzez wichurę i że podczas burzy woda zalewa poddasze, ale milczą wytrwale, gdyż jej usta nie wspominają nic o powodziowym szlamie w piwnicy. Kiedy nikt nie widzi, jego usta zaciągają się kolejnym papierosem, a choć mają wtedy szansę, nie potrafią zebrać się na słowa.
Usta dziewczyny mówią nocą do lustra w łazience. Pozostawiają na nim modlitwy od których jest im lżej. Mówią do szyby w oknie samotnego pokoju i do każdej wysyłanej koperty, mówią wszystko to, czego nie słychać od nich w czasie posiłku. Mogłyby wyrzucić z siebie jedno drugie i trzecie ale szkoda bo jak oni sobie z tym poradzą. I tak nie ma pieniędzy. Kolacja nie jest od mówienia. Swiatło żarówki zalewa siedzących przy stole, przygasa jedynie, gdy pod lampą przelatują marzenia. Wspólna kolacja spaja i cementuje rodzinę cementową formą w cementowej kuchni.

2
Ze spraw formalnych :

- zauważyłam kilka niedociągnięć interpunkcjnych;

-
szylek pisze:zapalają światło w łazience i długo trzymają lustro przed nieruchomymi oczami. Przesuwają lustro niżej wzdłuż ciała, czasem rozchylają brzegi nocnej koszuli, unoszą lekko obie piersi i zatrzymują lustro na kilka minut. Wtedy nie myślą o życiu gdzie nie ma pieniędzy i zastanawiają się czy oni sobie bez niej poradzą.
ręce mogą zapalać, trzymać, przesuwać, rozchylać, unosić, ale ręce nie mogą mysleć o życiu, ani o niczym innym, nie mogą też zastanawiać się.

Aura smutnego zadumania nad życiem, ulotnymi i nieuchwytnymi nastrojami ludzi dotchniętych powodzią, zabieganych, zatroskanych o byt, pozostawionych samym sobie - jest bardzo czytelna. To taka smutna codzienność, przytłaczającą ciężarem trosk i pesymizmu, od której płakać się chce i której beznadzieję doskonale oddaje ostatnie zdanie twojej miniaturki : "Wspólna kolacja spaja i cementuje rodzinę cementową formą w cementowej kuchni.".
Bardzo aktualne w treści i ciekawa forma wypowiedzi.

4
To ja, zupełnie nieprzygotowany, z jedną radą - poprawiając tekst, ucinaj zbędne opisy, dialogi, no wszelakie zbitki słów i ich pochodne. W wypadku opowiadania, ksiażki, w każdym razie czegoś poważniejszego, rozleglejszego o 10%, jak pisze King.
Tu powinieneś podejść do sprawy podobnie, a z dziesięciu procent zrobić być może pięć, może mniej. Coś ci pokaże już na wstępie:
szylek pisze:Jej ręce szybko wędrują od talerza do ust. I od ust w kierunku talerza. Wcześniej wyjmowały garnki z kredensu i obierały kartofle. Przestawiały też słoiki w piwnicy ale tam zamiast podłogi jest gruba warstwa szlamu po powodzi. Nikt tego nie sprząta.
Z jakiego powodu właśnie te fragmenty? Raz, że nic nie wnoszą (pierwszy, drugi); dwa, że rozpychają tekst informacjami, które czytelnik sam sobie doda (drugi); i trzy: niejako powtarzają treść sąsiedniego zdania (trzy).

Gwoli ścisłości powiem, jak wyczuć, czego trzeba się pozbyć - kasuj to, co nie jest częścią historii; domysły autora, niedomówienia, przesadnie rozległe opisy etc. Na tym wszystkim każdy polegnie. A krytycy rzecz jasna, oczywiście odnajdą tu zaminowany ładunek, bo jakby inaczej.

5
A ja bym raczej napisała - to można. Ponieważ jak widzisz w tym przypadku - każdy ma inne zdanie. Wg Ciebie trzeba, wg mnie nie trzeba. A dla mnie ocena czyjejś pracy powinna wyglądać "można by to zrobić tak i tak" a nie "musisz to zmienić, trzeba to zmienić". To od autora zależy jakim stylem pisze i jakiego języka używa, do nas należy tylko podanie mu jakiś ewentualnych wskazówek nad którymi może się zastanowić, ale ja akurat (powtarzam - ja) nie uznaję oceniania tekstu w stylu "to MUSISZ zmienić".
[img]http://literka.xaa.pl/images/rangi/banner1.png[/img]

6
Zgadzam się, że nie jest to typowy styl pisania króykich opowiadań. Chodziło mi bardziej o uchwycenie nastroju chwili niż ukazywanie treści, akcji, itp. Niemniej dziękuję za rzeczowe uwagi, bardzo mi sie przydadzą.

7
Jej ręce znają wszystkie zakamarki tego domu. Chowają w nich różne przedmioty i z nich wyciągają w zależności od potrzeb. A kiedy nikt nie patrzy, zastanawia się, czy oni sobie poradzą, gdyby jej zabrakło.
tu ładnie piszesz o rękach jako narzędziach pracy, ale, tak jest jedno ale... nagle przeskakujesz na kobietę i ten przeskok jest zbyt gwałtowny - natychmiast wybija z rytmu.
Jego ręce są zniszczone i starsze niż nieruchoma twarz. Niektóre palce bardziej żółte od pozostałych, oprócz papierosów trzymają w ciągu dnia maszynkę do golenia, narzędzia, długopis oraz łyżkę. Czasem na chwilę wyjmują z kieszeni pieniądze, które już tam nie wracają, choć przez całe życie jego ręce starają się, aby pieniądze wędrowały w odwrotnym kierunku.
w tym akapicie brak logiki - piszesz o życiu, prawda? Bohater pragnie mieć pieniądze, aby je wydawać, więc powyższe jest nieco źle zobrazowane. Dla mnie status materialny objawia się możliwością wyciągania pieniędzy z portfela. Dlatego tutaj ewidentnie rozminąłeś się z myślą.
Palce odliczają dziesiątki, dwudziestki oraz setki, przekazują je w zamian za prąd, gaz, wodę i mieszkanie. Kiedy nikt nie patrzy, zapalają kolejnego papierosa w oknie i próbują odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego inni mają lepiej.
Czasem bywa tak, że w długim zdaniu, rozwleczonej myśli metaforycznej podmiot ucieka. I to jest ten przykład - palce nie mogą tu myśleć - palce są elementem w procesie myślenia i tak należałoby to nakreślić, przy użyciu twojego stylu.

Ze spraw technicznych, to przecinki sprawiają ci kłopot (spory, nawet bardzo). Dwukrotna lektura ugruntowała mnie w przekonaniu, że obcuję z małym dziełem dojrzałego obserwatora, który smutnie snuje opowieść nie o ludziach, a o elementach ich życia. Tych małych, niby nic nie znaczących a jednak stanowiących życie, te prawdziwie, od którego nie ma ucieczki. Ta szara codzienność, powielanie czynności i ręce (tu występujące jako element komunikacji z czytelnikiem, ale też pośrednio decydują o tym, kim jest ich właściciel - vide skórki, vide papieros, vide garnki). Świetny tekst, ale w dwóch miejscach jest ewidentny błąd, ale nic to, bo po prostu trudno go dostrzec. Ogólnie, świetny tekst, ale przecinków brak. Tekst jest dojrzały, bogaty w warstwy emocjonalne i czytało się doskonale.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

8
Tekst wydał mi się mocno poetycki. Przynajmniej bardziej z poezją kojarzy mi się taki emocjonalny, głęboki styl, dziwna perspektywa i personifikacje. Tak, wiem, że takie rzeczy można też robić w prozie (jak widać), ale to takie pierwsze odczucie.
Po co o tym piszę?
Cóż, żeby zastrzec, że większość moich zarzutów będzie wynikała pewnie z tego, że do mnie poetyckość nie trafia. Nie wiem... Nie ten poziom wrażliwości, cokolwiek?

Twój tekst mnie znużył, zmęczył. Drażniły mnie te myślące, zastanawiające się itp. ręce i usta. Dla mnie ręce mogą robić, dotykać itp... A nie myśleć. Problemy z interpunkcją są spore, ale żeby je stwierdzić musiałam akurat spojrzeć na tekst drugi raz. Po prostu lektor w mojej głowie czytał słowa w jednym tempie, bez akcentów, pauz i jakiejkolwiek emfazy. Stąd pewnie znudzenie.

Na plus zapisuję pochylenie się nad problemem i rzeczywiście głębokie, emocjonalne opisanie go. Były zdania, słowa, które mnie ujęły. Chociażby to:
Usta dziewczyny mówią nocą do lustra w łazience. Pozostawiają na nim modlitwy od których jest im lżej.
Dla mnie Twój styl był trochę monotonny, ale na swój sposób ładny.

Trudno mi wystawić jednoznaczną ocenę. Nie spodobało mi się, ale doceniam pewne elementy tekstu.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”