Prolog
7 sierpnia 1983
Na skalistej pustyni żar piekł niemiłosiernie. Temperatura w cieniu - o ile znalazło się gdzieś cień - wynosiła prawie czterdzieści stopni Celsjusza, na słońcu było o wiele goręcej. Wokół, aż po horyzont rozciągał się monotonny widok piaskowych skał, nie rosły tu rośliny, a zwierzęta wychodziły jedynie nocą.7 sierpnia 1983
W jednej ze skalistych jaskiń, gdzie skwar nie był tak dokuczliwy, siedział mężczyzna. W ręce trzymał medalion z wizerunkiem kobiety dosiadającej pegaza- skrzydlatego konia. Obok niego leżała stara pożółkła już ze starości kartka, zapisana cała fantazyjnie ozdobionymi łacińskim literami. Była to przepowiednia jednego z najpotężniejszych magów starożytnych Entonesa. Głosiła ona, że: "Kiedy magowie znajdą drogę do innego wszechświata, złamią barierę, której nikomu nigdy nie udało się pokonać dadzą początek nowej erze. Erze w której magowie będą rządzić całym Torosem. Jednak droga do tej władzy będzie trudna. Dwie strony dążące do tego samego celu, dwie sekty magów skłócone ze sobą, będą walczyć aż jedna z nich osiągnie cel. Zdobędzie władzę i zniszczy przeciwnika".
Mężczyzna wpatrywał się w medalion swymi czarnymi oczami. Na twarzy jego malowało się skupienie, myśli z zawrotną szybkością przepływały przez umysł geniusza. Szukał wskazówek, czegokolwiek… czegoś co inni przeoczyli. "Rozwiązanie musi istnieć" - przez głowę przemknęły mu jego własne słowa głoszone z takim uporem. Wiele czasu poświęcił już tej sprawie, lecz wciąż wierzył, że znajdzie rozwiązanie.
W jaskini nagle pojawiła się młoda kobieta, jej przybyciu towarzyszył szum który nawet w tej przeraźliwej pustynnej ciszy był ledwie słyszalny. Miała na sobie długą, białą suknię przepasaną srebrnym pasem. U jej boku widniał niemal przezroczysty miecz, zdawało się, że wykonany jest on z jednego kawałka diamentu- a może tak właśnie było. Jasne, rozpuszczone włosy sięgały do pasa. Jej uroda była z pewnością ponadprzeciętna, rysy twarzy delikatne, a cera blada. Mężczyzna zauważył ją i wstał. Był wysoki, ubrany w białe szaty. Kontrastowały one z czarnymi włosami i ciemnymi oczami.
– Kiedy w końcu zrozumiesz,- ton głosu kobiety nie wróżył nic dobrego- że nic nie znajdziesz. Przejścia do innych wszechświatów nie istnieją! Tylu już próbowało i nic nie znaleźli.
– A przepowiednia. Jak możesz nie wierzyć w przepowiednię Entonesa?- Spytał mężczyzna.
– Gdyby przejście istniało ktoś by je znalazł. Ty sam Weronie siedzisz tu już pół roku i co? Twoje poszukiwania są bezowocne. Pomóż bratu utrzymać bezpiecznie przejście do dalszej części Torosu. – Jasnowłosa piękność była wyraźnie przeciwna zajęciu Werona.
– Zrozum kochanie to ważne. Jestem naprawdę blisko, bliżej niż ktokolwiek inny.– Jego głos był stanowczy.
– Dobrze, ale wracaj od czasu do czasu do domu. Dzieci za tobą tęsknią.
– Spokojnie skarbie, gdy tylko skończę to wrócę, obiecuję – Weron podszedł do ukochanej i pocałował ją w policzek – idź już.
Spojrzał jej w oczy, a ona bez słowa odwróciła się i zniknęła. Mag zabrał się z powrotem do pracy. Czuł, że jest blisko, bardzo blisko. Bezgłośnie wypowiadał słowa, splatał zaklęcia, które miały mu pomóc. Pół godziny później wyczerpany, lecz dumny z siebie mag, otwierał potężnym zaklęciem portal do innego wszechświata. Bez namysłu sięgną po leżący nieopodal miecz i przeszedł przez portal.
Przepowiednia zaczęła się spełniać, ale minie jeszcze dwadzieścia pięć lat zanim magowie z Ziemi zawładną Torosem.
W tym samym czasie w ciemnym rogu niewielkiej słabo świetlonej celi siedziały dwie skulone postacie. Młoda czarodziejka Hereńska bezskutecznie próbowała powstrzymać łzy spływające po policzkach. Pierwszy raz w życiu płakała. Potworność sytuacji dopiero teraz dotarła do niej z całą swą siłą. Mocniej wtuliła się w ciało obejmującego ją mężczyzny.
– Oni nie mogą tego zrobić – wyszeptała.
– Teraz to już nie ma znaczenia – odparł ochrypłym głosem mężczyzna.
Z jego czarnych oczu emanował dziwny spokój, blada twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Patrzył na swoją partnerkę i delikatnie gładził ja po czarnych włosach. Próbował uspokoić ją swoim dotykiem, to jednak pogarszało tylko sytuację. Drżące ciało kobiety na próżno szukało ukojenia. Obwiniała się o wszystko, ukochany mężczyzna ponosił teraz konsekwencje jej własnych nieprzemyślanych czynów.
– To moja wina, ja cię do tego nakłoniłam. – wbiła wzrok w kamienną posadzkę ciasnego pomieszczenia. Po chwili dodała załamującym się głosem – To ja zasługuję na śmierć, nie ty. – słowa te z trudem wypowiedziane wywołały u niej kolejne łzy.
– Dobrze wiesz, że i tak bym to zrobił. Podjęliśmy słuszną decyzję.
W korytarzu rozległ się odgłos kroków spotęgowany przez akustyczne właściwości kamienia pokrywającego ściany i podłogę. Ciało Senry zadrżało. Zamknęła oczy modląc się do mistycznych mocy o siłę. Ile by dała za cofnięcie czasu do tego momentu gdy podjęła decyzję o przyłączeniu się do nie swojej wojny.
Kroki kata rozbrzmiewały coraz bliżej.
Senra poczuła na swych ustach ciepły oddech ukochanego. Namiętny pocałunek przerwał dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Silna ręka Niewymownego zmusiła skazańca do wstania. Wstała nie wypuszczając swojej dłoni z jego. Zakapturzona postać niemego kata odepchnęła czarodziejkę w kąt celi. Siła z jaką jej ciało uderzyło w ścianą zwaliła ją z nóg.
Pozbawiona mocy, wiedziała że nie ma już szansy na ucieczkę. Więzienie znajdowało się kilka pięter pod ziemią i było dobrze strzeżone. Teraz nawet jeden Niewymowny pokonałby ją z łatwością.
Podniosła się, patrzyła w oczy skazanego mężczyzny, gdy ten był wyprowadzany z celi. Podziwiała go, nawet w tej chwili zachowywał spokój. Nie bał się śmierci. Senra nie była tak odważna, strach paraliżował ją, stała teraz niezdolna do najmniejszego ruchu.
– Ganosie! – bezsilny krzyk odbił się echem po więziennych pomieszczeniach.
Ciężkie drzwi celi zamknęły się. Gdy Senra straciła ukochanego z oczu bezwiednie osunęła się na ziemną posadzkę i gorzko zapłakała. Z czasem potok łez osłabł, w końcu w oczach czarodziejki widać było tylko bezdenną rozpacz po utracie ukochanego.
Siedziała pogrążona we wspomnieniach gdy w korytarzu znów rozległy się kroki. Podniosła głowę czekając na tego, kto postanowił zejść do głębokich lochów. Staną przed nią niski mężczyzna, jego długa czarna broda zasłaniała podbródek i szyję. Pod kremową szatą połyskiwał krótki sztylet. Dotychczas darzyła tego człowieka głębokim szacunkiem. Lecz teraz nienawidziła go z całego serca.
– Rada postanowiła uwolnić cię i przywrócić ci moc – oznajmił – Jeśli jednak znów postanowisz pomóc niemagicznym konsekwencje zostaną wyciągnięte. Twoje członkostwo w radzie magicznej zostało zawieszone, wątpię czy kiedykolwiek do niej wrócisz.
Czarodziejka niezbyt przejęła się wydaleniem z rady. Wypuszczono ją z celi i pozwolono wrócić do siebie. Jak w transie pokonała schody prowadzące do nadziemnej części pałacu, wiedziona instynktem dotarła do swoich pokoi.
Bezładne, ogarnięte dziwnym bólem ciało Senry opadło na fotel stojący w rogu obszernej sali. Straciła poczucie czasu, zdawało jej się, że wokół stało się bardziej szare i przygnębiające. Po jej policzku stoczyło się kilka łez.
Z transu wyrwał ją głos mężczyzny:
– Czemu płaczesz? – spytał Wernon
– Kim ty jesteś? – widok obcego zdenerwował czarodziejkę – Co robisz w moich komnatach?
Mag zaczął opowiadać nieznajomej o tym, ze pochodzi z innego wszechświata. Czarodziejka z zainteresowaniem słuchała o świecie, w którym magiczni żyją wśród zwykłych ludzi, ukrywając swoją moc. Obraz niesamowitego świata jaki nakreślił jej mag, pozwolił chociaż na chwilę oderwać się od bolesnych wydarzeń.
Weron skończył swoją opowieść i ponowił swoje pytanie.
– Więc czemu płakałaś?
Po chwili namysł Senra postanowiła zaufać magowi.
– Skazali na śmierć mojego ukochanego. Egzekucja pewnie się już odbyła – głos czarodziejki załamał się – nie pozwolili mi patrzeć… i tak bym pewnie nie mogła – jej wargi lekko drżały gdy mówiła.
Wernon spojrzał na nią pytającym wzrokiem, zanim jednak zdążył spytać otrzymał odpowiedź.
– Była wojna. Wpływowy magnat postanowił podbić kontynent i narzucić ludności swoje panowanie. Gdybym nie poprosiła Ganosa o pomoc… – Czarodziejka przerwała na chwilę – Użyliśmy magii by powstrzymać armię tyrana. Radzie się to nie spodobało, szybko dowiedzieli się, że to Ganos utworzył zaklęcie. Postanowili go ukarać – Senra nie była już w stanie mówić.
Weron delikatnie objął czarodziejkę ramieniem alby dodać jej otuchy.