Witam,
oto fragment mojego nowego opowiadania. Mam nadzieję, że będzie lepszy niż Angel.
WWWTik tak. Tik tak. Olbrzymie zegary zawieszone na ścianie niekończącej się wieży tykały miarowo. Czas siedział w olbrzymim fotelu na środku pokoju. Opierał się o puchowe poduchy, przykryty był ciepłym kocem. Ze znudzeniem obserwował, jak Szesnasta kłania mu się i odchodzi w stronę swego pokoju. Z lewej nadciągała już Osiemnasta. Usiadła na niskim krzesełku znajdującym się obok fotela. Wygładziła szafirową sukienkę i zanurzyła się w lekturze opasłej księgi, odnalezionej w przepastnej Bibliotece Amat. Siedemnasta już od przeszło dwudziestu minut sprawowała pieczę nad Ziemią. Wiercąc się, leżała na brzuchu na jednej z chmur i patrzyła przez lunetę. Ludzie byli nudni aż do bólu. Czas westchnął głęboko i zerknął do swojej czary. Znajdująca się w niej ciecz zabulgotała cicho. Nic się nie działo. Zero wojen. Zero jakiś pomniejszych konfliktów. Zegary wydały z siebie sześć uderzeń. Osiemnasta dostojnie wstała ze swojego krzesełka, włożyła księgę pod ramię i wyszła przez szerokie drzwi. Chłopiec dobrze wiedział, że z jej stróżowania nici, bo znowu wróci do czytania. Godziny były takie przewidywalne. Do Sali wparowała Siedemnasta. Wyglądała jak kloszard.
- A tobie co się stało? – zapytał Czas, spoglądając na nią mimochodem.
- Dużo roboty, proszę szefa. Ale mamy wszystko pod kontrolą! – zapewniła cienkim głosem. Nie znosił jej sposobu bycia i czasami miał ochotę ją zwolnić.
- Co na przykład? – wypytywał dalej.
- Musiałam pomóc kobiecie w ciąży. Gonili ją jacyś faceci. Ale już jest wszystko w porządku.
WWWCzas pochylił się do przodu, nagle zainteresowany wieściami Siedemnastej. Dziecko. Ucieczka. Ktoś mu już kiedyś o czymś takim opowiadał. Z zamyśleniem oparł głowę na rękach.
- Jak nazywa się ta kobieta?
- Północ.
WWWChłopiec zachłysnął się powietrzem. Ona była w ciąży? Dawno jej nie widział. Kiedy szła na posterunek, na ogół spał. Albo jechał do swojej siedziby na prowincji. W tym momencie przypomniał sobie starą legendę.
- Gdzie jest?
- Tego nie wiem – odparła Siedemnasta. – Pomogłam jej, ale nadszedł koniec mojej zmiany, więc wróciłam tutaj.
- Coś ty najlepszego narobiła! – wrzasnął i popatrzył na nią mrożącym krew w żyłach wzrokiem. Lecz na Godzinie nie robiło to najmniejszego wrażenia. Wyjęła z kieszeni poplamionych dżinsów gumę do żucia i irytująco powoli wyjęła jeden listek.
- Chcesz? – Uniosła paczuszkę do góry. Wyrwał go jej i cisnął na drugi koniec pomieszczenia. – Co to za zachowanie? Trzeba było powiedzieć, że nie chcesz – powiedziała z oburzeniem i wyszła.
WWWChłopiec zeskoczył ze swego fotela i zawołał jednego ze służących. Do pokoju wbiegł niski człowieczek w idealnie dobranym garniturze. Pozbawionymi tęczówek oczami lustrował swojego pana. Oblizał popękane cienkie wargi.
- Tak, panie? – spytał donośnym głosem.
- Dzwoń do mojej siostry. Przekaż, że za chwilę u niej będę. Powiedz, że TO się zaczęło.
WWWNiski człowieczek ukłonił się głęboko, równocześnie oddalając się do pokoju Telefonistki. „Co się zaczęło?” – zapytał siebie samego, ale po chwili myśl ta wyleciała z jego głowy. Nie miał czasu na myślenie. Musiał wykonywać rozkazy.
WWWZajmowanie się Upadłym Światem należało do obowiązków Przestrzeni już od dawna. Nienawidziła tej pracy tak samo jak ludzi, którzy niemalże codziennie przychodzili do niej ze swymi problemami. Nawet najmniejsza kłótnia z sąsiadem wydawała się być dla nich wielką aferą. A poza tym byli strasznie denerwujący. Jednakże tak naprawdę śmiertelnikom wcale nie chodziło o rozwiązywanie ich przyziemskich rozterek. Głupcy wciąż łudzili się, że kiedyś zobaczą Boga. „Na razie muszę wystarczyć im ja” – pomyślała Przestrzeń i zerknęła do swojej szklanej kuli, by zobaczyć, co się dzieje w Upadłym Świecie. Ludzie zajmowali się swoimi sprawami, jak Pan Bóg im przykazał. Upadli siedzieli w domach, by ukryć się przed ostrym blaskiem Słońca. Zarządczyni rozumiała ich bardzo dobrze. Nawet tu, w pałacu na górze Amat, dało się odczuć okropny upał.
WWWKtoś nieśmiało zapukał do olbrzymich drzwi sypialni. Przestrzeń wyrwała się z zamyślenia. Wygładziła swoją suknię, przeczesała palcami śnieżnobiałe włosy i zezwoliła służącej na wejście. Kobieta uchyliła drzwi, zatrzymała się na progu i drżącym głosem przekazała, że brat najjaśniejszej pani za chwilę przybędzie i mówi, że TO się zaczęło. Służąca wycofała się na korytarz, nisko pochylona i onieśmielona. Dziewczyna podeszła do toaletki i spojrzała w lustro. Z niechęcią wlepiła wzrok w swoje odbicie. Po chwili uśmiechnęła się drapieżnie. Ktoś musiał siać postrach i ustawiać wszystkich do pionu. A ona nadawała się do tego najlepiej.
WWWCzas wszedł do pokoju bez pukania. Uścisnął siostrę na powitanie. Piekielne bliźnięta. Zesłano ich tutaj, by sprawowali pieczę nad nieudolnymi istotami, niepotrafiącymi sobie dać rady z byle jakim kłopotem. Wciąż oddawano im cześć. Ludzie byli wdzięczni za to, że ktoś się nimi opiekował. Wszystko od stuleci biegło bez zakłóceń. Czas i Przestrzeń trwali w niezmienionej postaci i mieli nadzieję, że tak będzie już zawsze.
WWWTelefonistka siedziała w swoim małym pokoju wypełnionym aparatami telefonicznymi. Ciągle ktoś dzwonił z jakąś sprawą. Kobieta nie miała czasu nawet na zjedzenie porządnego posiłku. Ze zniecierpliwieniem czekała na zmienniczkę. Zerknęła na zegar stojący na zagraconym biurku. Dwudziesta trzecia czterdzieści pięć. Jeszcze tylko piętnaście minut. Pociągnęła łyk kawy z nadtłuczonego kubka. „Muszę kupić nowy” – pomyślała, podnosząc słuchawkę najbliższego telefonu.
- Słucham?
- Pan wzywa cię do siebie zaraz po pracy – poinformował ją zniekształcony głos jednego ze służących Czasu.
- Po co?
- Nie wiem. Po prostu masz przyjść – powiedział i zaraz się rozłączył.
- Czyli dzisiaj się nie wyśpię – rzekła na głos. Była cholernie zmęczona, miała nadzieję na długi sen, ale widocznie nie było jej to pisane. Zegar wybił północ. Telefonistka podniosła się z krzesła, wymieniła jakieś uwagi ze zmienniczką i wyszła z Siedziby Posłańców. Szła długim mostem w stronę Wieży Czasu. Już z daleka było widać jej zarys. Wykonane z granitu ściany odbijały światło gwiazd. Szczyt wieży znikał wśród ciemnych chmur. Miejsce to emanowało jakąś magią, tajemniczością. Telefonistka kochała tę wieżę i lubiła być tu wzywana, jednakże nie o tej porze i nie w tym stanie. Ale jak mus to mus. Podeszła do kamiennych wrót i wymówiła hasło. Wejście otwarło się z cichym jękiem, ukazując początek dobrze oświetlonego korytarza. Białe świece unosiły się pod sufitem, płonąc jasnym płomieniem. Zafascynowana ostatnimi czasy książkami o Harrym Potterze kobieta od razu skojarzyła sobie światło w korytarzu z oświetleniem w Hogwarcie. Z odrętwienia wyrwało ją poszturchiwanie w ramię. Automatycznie spojrzała w dół i ujrzała dziewięcioletnią dziewczynkę o dużych błękitnych oczach okalanymi długimi rzęsami i jasnobrązowych włosach ściętymi na pazia.
- Kim jesteś? – zapytała Telefonistka.
- Nazywam się Victoria. Mam cię zaprowadzić do Pana.
WWWKobieta posłusznie ruszyła za dzieckiem. Nie rozumiała, po co przysłali jej eskortę. Dobrze wiedziała, gdzie mieszczą się pokoje Czasu. Widocznie coś się tu zmieniło.
WWWDziecko zerkało z zaciekawieniem na Telefonistkę. Dużo tu o niej mówiono. Victoria wyobrażała ją sobie jako olbrzymkę o ohydnej twarzy i wielkich mięśniach. A tu takie rozczarowanie. Kobieta była dosyć wysoka, miała delikatne rysy twarzy. Dziewczynka spojrzała na jej ręce. Delikatne dłonie… Czy ktoś taki mógł zabijać?
- Jesteśmy na miejscu.
WWWDwóch strażników zerknęło na dziecko, ukłoniło się, po czym jeden z nich uchylił drzwi komnaty. Victoria weszła pierwsza do środka. Czas wrócił już od Przestrzeni, która, zabierając ze sobą tylko dwie pokojowe i tragarza, wyjechała do posiadłości w tzw. Dziewiątym Kręgu – najlepszej dzielnicy Upadłego Świata. Chłopiec wrócił na swoje stanowisko na tronie i oddał się ponurym rozmyślaniom o nadchodzącej przyszłości. Na nowo przybyłe nawet nie zwrócił uwagi. Dopiero Victoria przywołała go do rzeczywistości, głośno odchrząkując. Gdy spojrzał w dół, dziewczynka lekko popchnęła Telefonistkę w jego stronę. Kobieta wykonała tradycyjny ukłon, po czym zapytała, dlaczego została wezwana.
- Musisz wyruszyć do Piątego Kręgu. Tam masz odnaleźć Północ i jej dziecko.
- Zabić?
- Nie… Albo – chłopiec zawahał się przez chwilę – Północ możesz zabić, dziecko ma dotrzeć tu żywe.
- Tak jest, panie – szepnęła i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Po przejściu kilku metrów zatrzymała się. Usłyszała, że ktoś za nią podąża. Wysunęła z prawego rękawa sztylet. Chowając broń za sobą, ze spokojem odwróciła się na pięcie. Odetchnęła z ulgą, widząc przed sobą Victorię.
- Co się stało? – zapytała.
- Mam ci dać broń i mapę.
WWWKobieta skinęła głową i ponownie ruszyła za dzieckiem. Jednakże tym razem skręciły w prawą odnogę korytarza, tym samym docierając do wnęki, w której stał wykonany z białego marmuru pomnik Czasu, dzierżącego klucz do bramy miasta. Dziewczynka stanęła na palcach, by dosięgnąć wyciągniętej dłoni pomnika, która służyła za wajchę. Posąg cofnął się. Oczom przybyszek ukazały się kamienne schody prowadzące w dół. Powiew chłodnego powietrza sprawił, że ogień płonący w pochodniach przyczepionych wzdłuż stopni zadrżał. Mała przewodniczka z wyjątkową pewnością siebie ruszyła w dół. Telefonistka była zdziwiona. Już od dawna pracowała dla Czasu i myślała, że zna każdy kąt w tej wieży. Ale pozory mylą.
WWWNie mogła się już doczekać momentu przemiany. Każda, nawet najmniejsza cząstka ciała wołała o wolność. Podano jej pistolet, lecz nie przyjęła go. Victoria popatrzyła na nią z wyrazem zdziwienia na twarzy.
- Daj mi tylko jakiś miecz. Dobrze zaostrzony. Ten mój sztylet ma już swoje lata…
WWWPodczas gdy dziewczynka podeszła do długiej półki w poszukiwaniu odpowiedniej broni, kobieta ubrała buty przeznaczone do chodzenia po śniegu, ocieplaną futrem kurtkę z miękkiej skóry oraz gogle, by uchronić oczy przed mocno zacinającym śniegiem, który nagle spadł w Ósmym, Siódmym i Szóstym Kręgu. W Upadłym Świecie na ogół było gorąco, lato panowało cały rok. Wszyscy zdziwili się nagłym nadejściem zimy, ale po tygodniu szok minął, a ludzie przyzwyczaili się do tego, że dzień w dzień świat jest skuty lodem. Szczerze powiedziawszy oszronione szyby oraz pokryte mrozem obumarłe drzewa wyglądały całkiem ładnie. Ale Upadli nie potrafili zachwycać się pięknem. Dla nich liczyło się tylko czynienie Zła lub ponura egzystencja.
WWWZaopatrzona w plecak pełen jedzenia i miecz z wygrawerowanym na nim swoim imieniem, wyszła przed wrota Wieży Czasu. Już miała ruszyć długim mostem w stronę Nocnego Portu, gdy usłyszała, że ktoś ją woła. W oknie stał Czas.
- Blood! – wrzasnął. – Masz tylko dwa tygodnie na wykonanie zadania.
WWWKiwnęła głową, pomachała mu na pożegnanie i biegiem ruszyła do Portu, gdzie czekał na nią statek, którym miała dostać się do Piątego Kręgu. Znajdując się blisko celu, odczuła nagły wzrost temperatury. Ciepłe powietrze owionęło jej twarz i poczuła, że na statku dokona się przemiana. Nie mogła się jej doczekać. Uwielbiała czuć moc płynącą w żyłach, lecz tylko w wyjątkowych sytuacjach budziła ją z uśpienia. Ostatni raz miało to miejsce dziesięć lat temu, kiedy to Blood została wysłana do Pierwszego Kręgu, ponieważ chłopi, a raczej niewolnicy sprowadzeni z Wyższych Sfer, wszczęli bunt. Zabiła wszystkich. Od tamtej pory siała postrach, buntów już nie było. Wśród chłopów krążyła legenda o Potworze z Kręgów. „Jaki tam ze mnie potwór” – myślała, wchodząc powoli po trapie. Na pokładzie czekał na nią zaprzyjaźniony od lat Kapitan Green.
- Witaj, złotko – przywitał ją z uśmiechem na ustach. – Gdzie dziś płyniemy?
- Do Piątego.
- Dobrze, za chwilę wyruszamy. Powiedz mi – szepnął do niej z nagłym zainteresowaniem – przemienisz się na statku?
- Tak, spokojnie. Nie rozwalę go. Postaram się kontrolować.
WWWGreen pokiwał wyrozumiale głową. Przez chwilę stał w zamyśleniu, gładząc swoją sięgającą pasa siwą brodę.
- Jeśli chcesz, to mam opancerzoną kabinę. Mogę cię tam umieścić – rzekł nagle, z napięciem oczekując na odpowiedź. Znał możliwości Blood. Trudno się dziwić temu, że był zestresowany i po prostu bał się.
- Dobrze. Tylko przenieś mi tam łóżko.
WWWPierwsza fala przybyła o pierwszej w nocy. Moc napłynęła do serca wraz z krwią. Kobieta spadła z łóżka, targana konwulsjami. Nagle zaczęła krzyczeć jak ktoś, kto bardzo cierpi. Przerażona załoga chciała biec do kabiny i ratować pasażerkę, ale Kapitan uspokoił ich ruchem dłoni i wyjaśnił, że właśnie tak wygląda przemiana w Invidia.
WWWBlood wiła się na podłodze. Czuła, że ogień trawi ją od środka. Zaczęła błagać o litość. Bała się, że za chwilę spali się, że nikt jej nie uratuje. Pożar minął szybko. Przyszedł spokój i chłód. Owinął się wokół nóg, dotarł do tułowia i wniknął do mózgu. „Obudź się, kochanie” – szepnął głos w głowie kobiety. Nagle podniosła się z podłogi i zaczęła oceniać straty. No tak, z łóżka zostało tylko kilka desek, pierze z poduszek wirowały w powietrzu, podłoga nadawała się tylko do wymiany, lustro zostało rozbite na kawałeczki. Blood sięgnęła po średniej wielkości odłamek szkła. Dawno tak nie wyglądała… Białe, mocne baranie rogi po obu stronach głowy, czarne, sięgające ramion włosy i ten błysk w ciemnych oczach. Chciało jej się krwi. Chciała kogoś zabić. Potrzeba była wielka. W końcu należała do gatunku Invidia. Z zabiciem kogoś nie miała problemu. Przecież wystarczyło tylko złapać któregoś idiotę z załogi i… Stop. Obiecała Kapitanowi, że nikogo nie skrzywdzi. Piąty Krąg był już całkiem blisko.
- Ląd! – wrzasnął marynarz siedzący w bocianim gnieździe.
WWWKobieta zdziwiła się. Minęły trzy dni. Przemiana jeszcze nigdy nie trwała tak długo. Na ogół wszystko kończyło się w jedną noc. Zwaliła wszystko na dość długie tkwienie w uśpieniu i wyszła na pokład. Tam czekał na nią Green ze szklaneczką szkockiej w dłoniach.
- Ładnie dziś wyglądamy – stwierdził, lustrując Blood od stóp do głów. – Dawno cię takiej nie widziałem. Moi chłopcy nie oderwą od ciebie wzroku.
- Bardzo się wystraszyli? – zapytała, sięgając po trunek.
- Na początku trochę się bali, a później chcieli biec na ratunek.
WWWKobieta roześmiała się. Wyobraziła sobie, jak ci słabi Upadli próbują przywiązać ją do łóżka.
WWWStatek dopłynął do portu. Invidia zeszła na ląd i zapatrzyła się w zieloną i nieprzystępną ścianę lasu. Głęboko wciągnęła powietrze w płuca, zwietrzyła zapach zwierzyny. Dobrze ukryła broń, sprawdziła sznurówki w butach i przeszła obok pierwszych drzew.
Mleczna mgła szybko otuliła cały las. Kobieta wzniosła oczy ku niebu. Gwiazdy odbiły się w granatowych tęczówkach.
- Blood – szeptały drzewa.
- Blood – szumiało północne morze.
- Blood – odezwał się głos w głowie Invidia.
- Zamknij się – odwarknęła i oparła dłoń na klindze miecza.
Od dłuższego czasu czuła, że ktoś za nią idzie. Sprawnie wspięła się na drzewo i przykucnęła na gałęzi. Z mgły wyłoniła się sylwetka wilka. Czarna sierść zalśniła w świetle księżyca. W żółtych oczach żarzyły się niewielkie iskry. Białe kły czekały tylko na to, by wbić się w czyjeś ciało. Zwierzęciu towarzyszył cichy, nieprzyjazny pomruk. „Nawet się nie zmęczę” – pomyślała. Na jej twarzy zagościł ironiczny uśmiech. Ofiara zbliżała się do drzewa. Raz po raz przystawała w miejscu, poszukując zapachu nowej zdobyczy. Blood przygotowała się do skoku; miecz trzymała w obu dłoniach. „Trzy, dwa, jeden…”
Wilk zawył przeciągle. Ciemnoczerwona krew zaczęła wylewać się z jego boku. Zwierzę konało w męczarniach. Nie mogła na to patrzeć. Zadała ostateczny cios prosto w serce. Nagle usłyszała płacz dziecka. Powoli podniosła się z klęczek i rozejrzała się po okolicy. Kwilenie dobiegało zza dosyć dużego krzewu. Chowała się za nim kobieta z zawiniątkiem w rękach. Z przerażeniem wpatrywała się w to monstrum z baranimi rogami.
- Północ? – zapytał potwór. Kobieta skinęła głową. – To świetnie.
WWWNawet nie bolało. Miecz wbił się w serce. Północ wydała z siebie ostatnie tchnienie i osunęła się na pokrytą zeschłym listowiem ziemię. Blood sięgnęła po zawiniątko, odchyliła skrawek koca i jej oczom ukazało się blade niemowlę o czerwonych oczach. Charakterystyczne cechy Upadłych. Łatwe zadanie. Dotrzeć, znaleźć, zabić, zabrać. Powoli wracała na łódź. Dziecko, które okazało się być dziewczynką, gaworzyło coś pod nosem. Kobieta na chwilę rozczuliła się nad niemowlakiem, ale szybko wróciła do dawnej siebie. Z niesmakiem na twarzy dotarła na statek. Oddała dziecko zdziwionemu Kapitanowi, który kazał zanieść je w bezpieczne miejsce i nakarmić. Sam zaś pociągnął Blood do swojej kajuty i ze wściekłością trzasnął drzwiami.
- Nie mówiłaś, że tu chodzi o niemowlę! – wrzasnął, kierując się do okna.
- Green, nie przesadzaj – mruknęła, gdy już wygodnie usadowiła się w fotelu pod ścianą. – Wiele razy przewoziliśmy żywy towar.
- Ale nie Bogu ducha winne dziecko.
- Wydziwiasz i tyle. Zlecenie to zlecenie. Poza tym w Wieży Czasu dobrze się tą małą zajmą.
- No ja mam nadzieję. Bo jak nie, to sobie z nimi pogadam.
Blood uśmiechnęła się ciepło do przyjaciela i ziewnęła głośno.
- Nie dasz im rady – szepnęła, zamykając oczy. Zapadła w głęboki sen.
KILKA LAT PÓŹNIEJ
WWWPociąg jadący w stronę Pierwszego Kręgu pędził coraz szybciej. Pokryty brudem maszynista dokładał węgla do pieca. Był jednym z nielicznych demonów zatrudnianych przez władze Ósmego Kręgu. Z radością wspominał dzień, w którym wybrano go na maszynistę. Początkowo wzbudzał rozbawienie, a czasem niechęć wśród reszty personelu. Trzy pary rogów, dwa rzędy ostrych zębów i wyłupiaste wodniste oczy wyglądały komicznie w połączeniu z drobną wychudzoną sylwetką. Zero nawet nie spoglądał w lustro. Zdawał sobie sprawę ze swojej odmienności, ale wciąż miał nadzieję na odnalezienie prawdziwego przyjaciela.
– Cześć, demonku – powiedział znajomy kobiecy głos. – Daleko jeszcze?
WWWMaszynista odwrócił się w stronę wyjścia z lokomotywy. W progu stała Nox – podopieczna dwóch zarządców miasta. Piastowała stanowisko głównego transportera. Jej błękitne włosy przybrudziły się od pyłu węgielnego. Czerwone oczy bacznie obserwowały ruchy maszynisty.
– Za chwilę dojedziemy – sapnął.
WWWNa horyzoncie pojawił się zarys stacji kolejowej. Na peronie czekała banda niewolników pilnowanych przez grubego strażnika. Barczyste demony, tak bardzo różniące się od Zera, poruszały mocnymi łańcuchami w takt sobie tylko znanej melodii. Zero patrzył na pobratymców bez żalu. W ciągu paru lat spędzonych na wolności zgotowali mu piekło, o którym nie potrafił zapomnieć.
– Dojechaliśmy – szepnął, próbując usunąć sprzed oczu obraz przykrych wspomnień.
WWWNox wyskoczyła z pociągu. Nienawidziła Pierwszego Kręgu i śmierdzących demonów raz w tygodniu sprowadzanych do Siódmego Kręgu – dzielnicy niewolników – na pewną śmierć. Ale taką przydzielono jej pracę. Albo czyszczenie ścieków, albo transport. Stanowczo wolała to drugie. Zdążyła przywyknąć do zatęchłej atmosfery tego miejsca. Poza tym robota wcale nie była taka trudna. Wsiąść do pociągu, pojechać do Pierwszego, odebrać „przesyłkę”, wrócić i zdać raport. Opanowała to do perfekcji. Z zamyślenia wyrwało ją poszturchiwanie. Spojrzała w dół. Ogromnymi zielono błękitnymi oczami wpatrywało się w nią ludzkie dziecko.
– Co to, do cholery, ma być?! – wrzasnęła z oburzeniem i wzięła malucha na ręce. – Skąd tu się wzięła ta dziewczynka?
WWWZ mgły wyłonił się strażnik. Ciągnąc za sobą niewolników, człapał w stronę głównego transportera. Był naprawdę obleśny. Pot zalewał jego twarz; wielkie krople wpadały do małych świdrujących oczu. Spod kaftana wylewały się fałdki tłuszczu, w skórzanych butach zdarły się już podeszwy. Nox zatkała nos, gdy mężczyzna podszedł bliżej.
– A bo jo wim – wydukał strażnik. – Pałęto sie tu takie cuś. Co jo mom z tym zrobić?
– Nic, nieważne. – Transporter stanęła na pierwszym stopniu prowadzącym do wagonu. – Towar zapakowany?
– Ano, zapakowany. U nos nie trza tyla czekać. Musi ino jeszcze pokwitować – wysapał z trudem, po czym podał dziewczynie kartkę i obgryzione pióro.
WWWNa dany znak Zero wprawił pociąg w ruch. Wydostali się z Pierwszego Kręgu. Dostarczyli niewolników do Siódmego, szybko wrócili do Ósmego. Demon z ulgą wciągnął w płuca czyste powietrze. Pokochał tę dzielnicę. Mimo że w nikim nie wzbudzał sympatii i był samotny, czuł się tu jak w domu.
WWWNox znalazła w kieszeni obdartych spodni dziecka niewielki kartonik. Mun Kainz. Dziewczyna domyśliła się, że to musi być imię i nazwisko tej małej.
- Skąd ty się tam wzięłaś, hm? – zapytała, patrząc na siedzącą na niewygodnym siedzeniu zgubę.
WWWPociąg wtoczył się na Główną Stację. Głośny pisk oznajmił koniec jazdy. Nox westchnęła cicho i pociągnęła Mun za sobą. W lokomotywie siedział Zero. Niespecjalnie spieszyło mu się do pustego chłodnego mieszkania. Tak bardzo chciał kogoś mieć, ale nie zanosiło się na to, by nagle na horyzoncie pojawił się jakiś współlokator.
- Możesz się zająć tym dzieckiem przez jakiś czas?
WWWDemon został wyrwany z zamyślenia. Nox stała dokładnie nad nim i uporczywie się w niego wpatrywała. Aż się speszył i zaczerwienił. Miał nadzieję, że w ciemnościach nie widać rumieńców. Zza transportera wychynęła na oko dwuletnia dziewczynka. Miała rude włosy spięte w dwa kucyki i wielkie oczy, którymi wodziła po całym pomieszczeniu.
- Eee – zaczął bardzo elokwentnie Zero. – A dlaczego jej ze sobą nie weźmiesz?
- Bo nie chcę, żeby Czas się o niej dowiedział. Nie wiem nawet, skąd ona się tam wzięła.
WWWMaszynista przekrzywił głowę. W sumie mógłby się zaopiekować dzieckiem przez jakiś czas. Ale pracował prawie cały dzień.
- Jakoś się to załatwi. Dostaniesz urlop czy coś – odparła szybko Nox. Widocznie bardzo jej zależało na dobrej opiekunce.
- No dobrze – mruknął, ciesząc się wewnątrz perspektywą długiego wypoczynku.
WWWGdzieś za horyzontem chowało się Słońce. Hell Town nawiedził mrok.
WWWCzas siedział w fotelu i z zamyśleniem wyglądał przez okno. Czuł negatywne wibracje. Coś było nie tak. Bardzo nie tak. Godziny przewijały się jedna przez drugą. Oddawały ten sam służalczy ukłon. Składały podobny raport. Ruda, blondynka, brunetka. Przefarbowana na niebiesko, zielono, nawet fioletowo. Jednym słowem: nudy. Codziennie to samo. Chłopiec był wykończony.
WWWDo komnaty wtoczyła się Siedemnasta. Ta też wyglądała tak samo jak zawsze. Wyłączając to, że zrobiła sobie kolorowego irokeza.
- Uszanowanie, Szefunciu – palnęła. Zionęło od niej alkoholem. Świetnie, na domiar złego zaczęła pić. Czas skrzywił się z niesmakiem i skrył twarz za delikatnym materiałem narzuty.
- Co słychać? – zapytał. Starał się wdychać jak najmniej powietrza. Dobrze, że przynajmniej okna były otwarte.
WWWNie odpowiedziała. Straciła równowagę i runęła na ziemię. Przybrała malowniczą pozę, leżąc na chłodnej marmurowej posadzce. Leżało się wygodnie, więc ani myślała wstawać. Zaczęła nawet protestować, gdy dwóch strażników wywlokło ją w stronę prywatnych apartamentów Godzin. Trzeba będzie ją w końcu zwolnić. Już i tak za bardzo jej pobłażał. To, że jej rodzina w jakimś stopniu była z nim powiązana, nie oznaczało, że ma tolerować takie zachowaniu. Zbyt długo przymykał oko na jej głupie wyskoki.
WWWChłopiec zgiął się w pół, poczuwszy nagły ból w klatce piersiowej. Miał dreszcze. Zyskał pewność, że coś się zmieniło… Czas przemógł się i wyprostował. Nie chciał, by ktoś widział tę chwilę słabości. „Trzeba poinformować Przestrzeń” – pomyślał. Natychmiast przywołał jedną ze swych służących.
- Wyślij kogoś do mojej siostry – rzucił władczym tonem. – Ma jej przekazać, że spotkamy się w naszym domu na prowincji.
WWWKobieta ukłoniła się i wybiegła z komnaty. Chłopiec głośno wciągnął powietrze. Ból znów dał o sobie znać.
[...]
2
W ogóle śmieszna sytuacja. Siedzi sobie koleś, wśród urządzeń mierzących jego upływ. Coś jak człowiek w szpitalu podłączony do kardiografów, ekg, eeg i tych wszystkich usb-mp3.Tik tak. Tik tak. Olbrzymie
zegary zawieszone na ścianie
niekończącej się wieży tykały
miarowo. Czas siedział w
olbrzymim fotelu na środku
pokoju
Teraz zestawiamy z:Ludzie byli nudni aż do bólu. Czas
westchnął głęboko i zerknął do
swojej czary. Znajdująca się w
niej ciecz zabulgotała cicho. Nic
się nie działo. Zero wojen. Zero
jakiś pomniejszych konfliktów.
Dla nich liczyło się tylko
czynienie Zła lub ponura
egzystencja.
Niekonsekwencja miażdży umysł czytelnika.
Nadmiar przymiotników. Opasły, przepastny, napuszony styl.Wygładziła szafirową sukienkę i
zanurzyła się w lekturze opasłej
księgi, odnalezionej w
przepastnej Bibliotece Amat.
Technicznie jesteś Dirkiem Kuytem, tylko nie potrafisz się znaleźć w odpowiednim miejscu i czasie, literackiego pola karnego. Absolutne nadmiary zdań prostych, czynią cholerne zgrzyty. Tekst się zacina, tnie, brakuje płynności. To jest ulep kiepskich konstrukcji gramatycznych. Co do wytłuszczeń. Wychodzi tu metafora o znaczeniu: kobieta długo dobrze wyglądała i w końcu, pisząc kolokwiakwialnie, się posypała. Czas użyty pod koniec cyt. nie pasuje do Czasu, jako bohatera tego opowiadania. Stworzyłaś dwie na maksa abstrakcyjne postaci: Czas i Przestrzeń. Sądziłaś, że wyjdzie coś świeżego i oryginalnego. Efekt okazał się kuriozalny. Ale spoko, temu pomysłowi sprostałaby może hybryda Kanta-Dostojewskiego- E. Alaina Poe.Czas się o niej
dowiedział. Nie wiem nawet,
skąd ona się tam wzięła.
Maszynista przekrzywił
głowę. W sumie mógłby się
zaopiekować dzieckiem przez
jakiś czas. Ale pracował prawie
cały dzień
Szkic świata przedstawionego jest największą porażką tego tekstu. Ok opisy może w prozie niefantastycznej, gdzie nie tworzy się świata prawie od podstaw, nie mają dużego znaczenia jednak to opowiadanie JEST fantastyką. Przecież można tworzyć dwu, trzy przymiotnikowe, lapidarne i dowcipne slajdy, które czytelnika rozwalą a nie powalą do wyra. Twoje są powalające.Szła długim
mostem w stronę Wieży Czasu.
Już z daleka było widać jej zarys.
Wykonane z granitu ściany
odbijały światło gwiazd. Szczyt
wieży znikał wśród ciemnych
chmur. Miejsce to emanowało
jakąś magią, tajemniczością
Magia i tajemniczość? Krańcowa mdła łatwizna. Kelner, wiadro!
Nie znam się na mandze/anime, widziałem raptem kilkanaście seriali. Ale te wielkie oczy! Opowiadanie jest szeregiem zapożyczeń: plastyka Wolf's Raina, elementy Berserka (a może Obcego? Telefonistkę zagra Sigourney Weaver?). Z innych popkulturowych beczek: metafizyka na silniku Matrixa, tło społeczne na matrycy Nowego Wspaniałego Świata, harrypotterowska wrażliwość w konstrukcji postaci, architektura świata (zjeb**na fatalnym opisem) w klimacie steampunkowym (eklektyzm, mieszanie porządków: statki kosmiczne, lunety, telefonistki, barokowe suknię w sąsiedstwie jeansów i miętowej gumy do żucia). I te postacie: Czas, Przestrzeń, Godziny (czy ich zróżnicowane charaktery mają jakiś wpływ czy związek z fabułą, systemem filozoficznym świata przedstawionego?). Nie, nie, pretensjonalne, kiczowate, tonące w intelektualnym długu, gów*o. 2.1 na 10.0. Radzę ciężej pracować.Miała
rude włosy spięte w dwa kucyki
i wielkie oczy
[ Dodano: Czw 08 Lip, 2010 ]
*sąsiedztwie i suknie.
[ Dodano: Czw 08 Lip, 2010 ]
* postaci.
3
Chłopiec zachłysnął się powietrzem. Ona była w ciąży? Dawno jej nie widział. Kiedy szła na posterunek, na ogół spał. Albo jechał do swojej siedziby na prowincji. W tym momencie przypomniał sobie starą legendę.
jeśli piszesz, że przypomniał sobie legendę, to aż się prosi ją przytoczyć. W każdym razie czytelnik odbiera wrażenie, że ona zaraz zostanie przytoczona. Bo jeśli nie, to po co to w ogóle pisać? Jeśli nie ma tej legendy, to to zdanie jest zbędne. :bball:
jeśli piszesz, że przypomniał sobie legendę, to aż się prosi ją przytoczyć. W każdym razie czytelnik odbiera wrażenie, że ona zaraz zostanie przytoczona. Bo jeśli nie, to po co to w ogóle pisać? Jeśli nie ma tej legendy, to to zdanie jest zbędne. :bball:
4
polishbritpoper pisze:W ogóle śmieszna sytuacja. Siedzi sobie koleś, wśród urządzeń mierzących jego upływ. Coś jak człowiek w szpitalu podłączony do kardiografów, ekg, eeg i tych wszystkich usb-mp3.Tik tak. Tik tak. Olbrzymie
zegary zawieszone na ścianie
niekończącej się wieży tykały
miarowo. Czas siedział w
olbrzymim fotelu na środku
pokoju
Teraz zestawiamy z:Ludzie byli nudni aż do bólu. Czas
westchnął głęboko i zerknął do
swojej czary. Znajdująca się w
niej ciecz zabulgotała cicho. Nic
się nie działo. Zero wojen. Zero
jakiś pomniejszych konfliktów.
Dla nich liczyło się tylko
czynienie Zła lub ponura
egzystencja.
Niekonsekwencja miażdży umysł czytelnika.
Tylko że w pierwszej sytuacji chodzi o zwykłych ludzi, a w drugiej o Upadłych. Taki tyci szczegół. ^ ^
Faktycznie, muszę popracować nad opisami miejsc. Dzięki za pomoc.
9
Z reguły zegar ma dwanaście godzin, a doba dwadzieścia cztery, tyle że jako tako, każda z godzin dwa razy w ciągu doby 'zalicza' zmianę – to tak na chłopski rozum. Zdziwiło mnie takie nazewnictwo godzin, dla mnie sprawia wrażenie błędu autora. Jeśli było zamierzone, to nie zostało to wystarczająco zaakcentowane.Szesnasta kłania mu się i odchodzi w stronę swego pokoju.
Wyskakujesz tutaj z wiekiem 'Czasu' jak filip z konopi. Dla mnie czas sam przez się jest stary, a tym stwierdzeniem wybita zostałam z rytmu, jakbym przeoczyła wcześniej jakąś postać. Dobrze byłoby zaznaczyć, że czas jest dokładnym przeciwieństwem tego co zna czytelnik.Chłopiec dobrze wiedział,
Nie jestem pewna, czy można na kogoś spoglądać mimochodem, zerknąć tak, ale spoglądanie to już dłuższa czynność i kłóci się z definicją słowa, że robi się coś 'przy okazji'. A zresztą, w zdaniu powyżej dość dokładnie opisane zostało jak wyglądała godzina, kiedy wpadła do komnaty. Przy użyciu jednego słowa (kloszard), fakt, ale na cały obraz składa się dość dużo szczegółów, na które musiał Czas (bo to z jego punktu patrzymy przecież) zwrócić uwagę.- A tobie co się stało? – zapytał Czas, spoglądając na nią mimochodem.
Uooo, powiało sztampą jak z taniego horroru. Staraj się nie używać wyświechtanych zwrotów (sama się na tym czasem przyłapujęCoś ty najlepszego narobiła! – wrzasnął i popatrzył na nią mrożącym krew w żyłach wzrokiem.

[1]Błędna odmiana – uniosła paczuszkę, a Czas wyrwał go? Poza tym, zbędny zaimek.- Chcesz? – Uniosła paczuszkę do góry. Wyrwał[1] go jej i cisnął na drugi koniec pomieszczenia. (...)
WWWChłopiec zeskoczył [2]ze swego fotela i zawołał jednego ze służących.
- Tak, panie? – [3]spytał donośnym głosem.
[2]Kolejny zbędny zaimek, trochę ich w całym tekście jest.
[3]Wiadomo, że skoro spytał, to wydobył z siebie głos. Niepotrzebne rozpychanie i sztuczność. Lepiej: spytał głośno.
Używasz zaimków dzierżawczych tam, gdzie powinny być zaimki osobowe.po chwili myśl ta wyleciała z jego głowy.
Tutaj: po chwili myśl ta wyleciała mu z głowy.
Chyba miało być przyziemnych.ich przyziemskich rozterek.
Skoro ktoś pukał, to skąd nagle zrobiła się służącą? Zbyt duży skrót myślowy, bo ja nie wiem, że Przestrzeń wie, że to służąca jest.Ktoś nieśmiało zapukał do olbrzymich drzwi sypialni. Przestrzeń wyrwała się z zamyślenia. Wygładziła swoją suknię, przeczesała palcami śnieżnobiałe włosy i zezwoliła służącej na wejście.
W całej tej scenie ktoś wyłączył dźwięk, wiesz? Piszesz o odbieraniu dzwoniącego telefonu, ale nie wspominasz, że dzwonił. Jest o wymianie uwag ze zmienniczką, ale nie ma nawet szmeru, kiedy weszła.Jeszcze tylko piętnaście minut. Pociągnęła łyk kawy z nadtłuczonego kubka. „Muszę kupić nowy” – pomyślała, podnosząc słuchawkę najbliższego telefonu.
- Słucham?
- Pan wzywa cię do siebie zaraz po pracy – poinformował ją zniekształcony głos jednego ze służących Czasu.
- Po co?
- Nie wiem. Po prostu masz przyjść – powiedział i zaraz się rozłączył.
- Czyli dzisiaj się nie wyśpię – rzekła na głos. Była cholernie zmęczona, miała nadzieję na długi sen, ale widocznie nie było jej to pisane. Zegar wybił północ. Telefonistka podniosła się z krzesła, wymieniła jakieś uwagi ze zmienniczką i wyszła z Siedziby Posłańców.
Zbyt dużo krótkich zdań i zamiast stworzyć zgrabny opis miejsca akcji, rzucasz strzępy, które czytelnik sam musi składać w jeden obraz. Dwa – błąd logiczny. Skoro ściany odbijały światło gwiazd, to niebo musiało być czyste, a więc szczyty nie mogły znikać wśród ciemnych chmur.Szła długim mostem w stronę Wieży Czasu. Już z daleka było widać jej zarys. Wykonane z granitu ściany odbijały światło gwiazd. Szczyt wieży znikał wśród ciemnych chmur. Miejsce to emanowało jakąś magią, tajemniczością.
Wiadomo, że skoro płonęły, to płomieniem. Mała zmiana przymiotnika na przysłówek i od razu lepiej: Białe świece unosiły się pod sufitem, płonąc jasno.Białe świece unosiły się pod sufitem, płonąc jasnym płomieniem.
Ale naplątałaś w tym fragmencie...[1]Zafascynowana ostatnimi czasy książkami o Harrym Potterze kobieta od razu skojarzyła sobie światło w korytarzu z oświetleniem w Hogwarcie. [2]Z odrętwienia wyrwało ją poszturchiwanie w ramię. Automatycznie spojrzała w dół i ujrzała [3]dziewięcioletnią dziewczynkę o [4]dużych błękitnych oczach okalanymi długimi rzęsami i jasnobrązowych [3a]włosach ściętymi na pazia.
[1]Zbędnie przypominasz, że Telefonistka jest kobietą, wiemy to już. Poza tym, czy aby na pewno kojarzyła oświetlenie? Może lepiej atmosfera, wnętrze? Taki opis jest sztuczny i niewiarygodny, przynajmniej dla mnie.
[2]Nie mogła spojrzeć w dół, skoro poszturchiwano ją w ramię – część ręki od stawu barkowego do łokcia – czyli dość wysoko, żeby w pierwszym momencie spojrzeć w bok. No i dlaczego odruchowo? Gdyby została pociągnięta za ramię, tudzież łokieć, to patrzenie w dół byłoby prawidłową reakcją.
[3]Co z wyglądu dziecka zdradziło jego wiek? Nie można tego bez problemu określić na pierwszy rzut oka, szczególnie u dzieci, których rysy czy inne szczegóły nic nie zdradzają. Mogła co najwyżej wyglądać na około dziewięcioletnie dziecko.
[3a]Z tych samych powodów, z których nie da się tak łatwo określić wieku dziecka, nie można bez problemu stwierdzić płci, szczególnie, że tu dodałaś szczegół, który nie określa jednoznacznie, a wręcz zaprzecza że to była dziewczynka (krótko ścięte włosy zamiast bujne loki, warkocze, kucyki, itp.).
[4]Podkreślone słowa zostały źle odmienione: o błękitnych oczach → jakich → okalanych rzęsami i o jasnobrązowych włosach → jakich → ściętych na pazia.
Zbędne, skoro weszła, to nie na zewątrz.Victoria weszła pierwsza do środka.
Aliteracja.Na nowo przybyłe nawet nie
Zatrzymała się, bo usłyszała, że ktoś za nią idzie, czy tak po prostu? I skąd zdenerwowanie, przecież dopiero parę metrów od tronu odeszła? Dziwna reakcja.Po przejściu kilku metrów zatrzymała się. Usłyszała, że ktoś za nią podąża. Wysunęła z prawego rękawa sztylet. Chowając broń za sobą, ze spokojem odwróciła się na pięcie. Odetchnęła z ulgą, widząc przed sobą Victorię.
Mało prawdopodobne. Żeby obrócić się na pięcie, trzeba się 'zamachnąć', zrobić zwrot z werwą, więc spokój odpada.Chowając broń za sobą, ze spokojem odwróciła się na pięcie.
Tu masz zachwianie czasowe. Na początek zielona ściana lasu, co sugeruje co najmniej dzień, a potem nagle gwiazdy odbite w tęczówkach...Invidia zeszła na ląd i zapatrzyła się w zieloną i nieprzystępną ścianę lasu. Głęboko wciągnęła powietrze w płuca, zwietrzyła zapach zwierzyny. Dobrze ukryła broń, sprawdziła sznurówki w butach i przeszła obok pierwszych drzew.
Mleczna mgła szybko otuliła cały las. Kobieta wzniosła oczy ku niebu. Gwiazdy odbiły się w granatowych tęczówkach.
Szedł sobie obok, dotrzymując mu kroku? Koślawo to wyszło.Zwierzęciu towarzyszył cichy, nieprzyjazny pomruk.
Te informacje nijak mają się do początku akapitu, a i później nie wnoszą nic do opowiadania. Jeśli chcesz wrzucać takie informacje o bohaterach, przygotuj dla nich grunt wcześniej, wzmiankuj chociaż, że był samotny, albo cokolwiek.Zdawał sobie sprawę ze swojej odmienności, ale wciąż miał nadzieję na odnalezienie prawdziwego przyjaciela.
Szybko poszło. Za szybko jak na maszynistę, który w trakcie podjazdu do stacji raczej powinien był skupić się na ciut ważniejszych rzeczach. Dobrze byłoby wtrącić tu co nieco z pracy maszynisty, tak dla smaczku tylko i przeplatać wspomnieniami.Na horyzoncie pojawił się zarys stacji kolejowej. Na peronie czekała banda niewolników pilnowanych przez grubego strażnika. Barczyste demony, tak bardzo różniące się od Zera, poruszały mocnymi łańcuchami w takt sobie tylko znanej melodii. Zero patrzył na pobratymców bez żalu. W ciągu paru lat spędzonych na wolności zgotowali mu piekło, o którym nie potrafił zapomnieć.
– Dojechaliśmy – szepnął,
Pierwsze pogrubienie – znowu zaimek dzierżawczy zamiast osobowego. Reszta – wyobrażając to sobie, widziałam krople wielkości piłek do ping ponga, wpadające do oczu.Pot zalewał jego twarz; wielkie krople wpadały do małych świdrujących oczu.
Albo zaznacz, że Zero myślał na głos, albo dodaj, że kobieta wyczytała w jego twarzy wahanie/wątpliwości, bo teraz masz dziurę informacyjną.Maszynista przekrzywił głowę. W sumie mógłby się zaopiekować dzieckiem przez jakiś czas. Ale pracował prawie cały dzień.
- Jakoś się to załatwi. Dostaniesz urlop czy coś – odparła szybko Nox. Widocznie bardzo jej zależało na dobrej opiekunce.
Dodaj, że narzutę miał na kolanach, albo gdzieś, bo tak to pojawia się z powietrza.skrył twarz za delikatnym materiałem narzuty.
Pomysł świetny, ale wykonanie mocno kuleje. Zaciekawiłaś mnie historią, bohaterami, którzy są 'jacyś', z krwi i kości, różni, ale używasz tak wielu skrótów myślowych, że zbyt często gubisz czytelnika. Trzeba wyważyć ilość podawanych informacji, żeby nie potraktować czytelnika zbyt ogólnikowo, albo – popadając w kolejną skrajność – jak niedomyślnego człeczynę.
Potrafisz kilkoma zdaniami nakreślić indywidualność postaci, dzięki czemu czytelnik od razu wie, kto jest kim – bardzo dobrze.
Ale na minus i to dość spory zasłużył brak opisów miejsc. No i mam wrażenie, że skupiłaś się tylko na jednym zmyśle – wzroku – a tekst potrzebuje i zapachów i dźwięków.
Warsztatowo musisz jeszcze dużo nadrobić, ale pomysł jest – moim zdaniem – bardzo dobry.
Powodzenia w dalszym pisaniu!
Pozdrawiam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.
10
Nie mógłby po prostu zaczerpnąć powietrza?Reen pisze:Chłopiec zachłysnął się powietrzem.
ją.Reen pisze:Uniosła paczuszkę do góry. Wyrwał go jej i cisnął na drugi koniec pomieszczenia.
Tylko że wtedy zabrzmi paskudnie - wyrwał ją jej. Trzeba to zmienić.
To również jakaś postać?Reen pisze:Telefonistka siedziała w swoim małym pokoju wypełnionym aparatami telefonicznymi. Ciągle ktoś dzwonił z jakąś sprawą. Kobieta nie miała czasu nawet na zjedzenie porządnego posiłku. Ze zniecierpliwieniem czekała na zmienniczkę. Zerknęła na zegar stojący na zagraconym biurku. Dwudziesta trzecia czterdzieści pięć. Jeszcze tylko piętnaście minut.
W świecie, gdzie godziny są postaciami, nie możesz używać normalnych określeń czasu.
wiadomoReen pisze:Kobieta była dosyć wysoka, miała delikatne rysy twarzy. Dziewczynka spojrzała na jej ręce. Delikatne dłonie…
wystrzegaj się skrótówReen pisze:wyjechała do posiadłości w tzw. Dziewiątym Kręgu
to kto w końcu?Reen pisze:ponieważ chłopi, a raczej niewolnicy sprowadzeni z Wyższych Sfer, wszczęli bunt.
Podobno ta przemiana to dla niej nie pierwszyzna, więc czemu się tak boi? czemu błaga o litość? i kogo właściwie?Reen pisze:Blood wiła się na podłodze. Czuła, że ogień trawi ją od środka. Zaczęła błagać o litość. Bała się, że za chwilę spali się, że nikt jej nie uratuje.
Opis wstawiony tylko po to, żeby jakiś opis był. Na logikę: kapitan, który dobrze zna zachowanie bohaterki podczas przemiany, boi się pozostawić ją na, powiedzmy, pokładzie, obiecuje umieścić ją w "opancerzonym pomieszczeniu", w którym zostawia lustro...Reen pisze:Nagle podniosła się z podłogi i zaczęła oceniać straty. No tak, z łóżka zostało tylko kilka desek, pierze z poduszek wirowały w powietrzu, podłoga nadawała się tylko do wymiany, lustro zostało rozbite na kawałeczki.
Paskudny opis, zły, zły! Wyzuty z wszelkich emocji i obrazów.Reen pisze:Blood przygotowała się do skoku; miecz trzymała w obu dłoniach. „Trzy, dwa, jeden…”
Wilk zawył przeciągle. Ciemnoczerwona krew zaczęła wylewać się z jego boku. Zwierzę konało w męczarniach. Nie mogła na to patrzeć. Zadała ostateczny cios prosto w serce.
Pomysł jest fajny. Realizacja - fatalna. Dlaczego?
Bo nie poświęcasz uwagi miejscom. Nie opisujesz ich tak, jak by na to zasługiwały. Postacie są niekonsekwentne w swoim zachowaniu. Telefonistka tuż po przemianie - chcę krwi, chcę krwi, złapię kogoś z załogi! Wychodzi do kapitana i pyta: bardzo się wystraszyli?
Dlaczego akurat telefonistka jest tą agentką do zadań specjalnych? Najlepsza w swoim fachu, dostaje trudną misję zabicia Północy. Siada na statek, płynie, wysiada w lesie, spotyka kobietę, pyta kim jest, ona mówi że Północ, więc ją zabija. To jest za proste, nieprzekonujące!
Dzieci, stanowiące "eskortę" - żebyś choć wyjaśniła, czemu miałyby być silniejsze od potencjalnego wroga...
Zdziwienie telefonistki, kiedy w zamku znalazło się przejście, którego nie znała - to tylko wytwór chwili, żebyś mogła czymś zapchać tekst. Ty nie analizujesz charakteru bohaterów przed napisaniem. Wypisujesz takie cechy, jakie na daną chwilę Ci akurat pasują.
Nie dokończyłaś wątku, co z tym dzieckiem się dalej stało. A jeśli dokończeniem było owo "dwuletnie dziecko", po co adnotacja "Kilka lat później"? Kilka lat to nie dwa.
Wszystko wydaje mi się być wymyślone po najmniejszej linii oporu. Imię "Blood". Ekstrawagancja bohaterek, polegająca na... zmianie koloru włosów. Porównanie do Hogwartu - nie możesz o tym pisać w świecie, gdzie nie żyła J. Rowling!
Podsumowując: wykonanie bardzo, bardzo złe. Chociaż pomysł był dobry, naprawdę. Wyczuwam wielkie aspiracje do pisania wielkich dzieł, ale warsztat jeszcze na to nie pozwala. Czytaj dużo, zwłaszcza przyglądaj się konstrukcji opisów. I trzymaj się bardziej logiki.
Pozdrawiam.