
_____To była kolejna deszczowa sobota. Deszcz leniwie bębnił o szyby i stukał w blaszany parapet. Siedziałem wtedy przy biurku wsłuchany, pogrążony w myślach. Ciśnienie było zbyt niskie, a może za wysokie, nie wiem, nigdy się na tym nie znałem. Byłem humanistą, jedyne co wtedy widziałem to szarość. Ciężkie, deszczowe chmury, smugi na szybach i ściany, dawno nie odmalowane, bardziej szare, niż białe. Oraz ja. Pochylony, słuchający skrzypiącej podłogi, od czasu do czasu bębniący palcami o blat. Ach, tak i jeszcze brzoza. Rośnie za oknem do dziś. Wówczas krople kapały na liście, spływały po gałęziach, wzbudzały przyjemny szelest. Odgłos deszczu, miarowy, lecz nie jednostajny. Odgłosy starego domu. To wszystko wokół było jak sen. Wtedy postanowiłem, że się do Ciebie odezwę.
_____To było kolejne wiosenne popołudnie. Stałem pośród oparów delikatnej mgły, starając się Ciebie wypatrzeć. Lekko dżdżyło, kiedy wyłoniłaś się nagle z jednej z alejek. Byłaś ubrana w biały płaszcz, powitałaś mnie uśmiechem. Zakochałem się w tym uśmiechu. Od pierwszej chwili, kiedy Cię ujrzałem. Uśmiechałaś się przy każdej okazji. Wiedziałem, że jesteś tą jedyną. Najwspanialszą na świecie. Ale nie dałaś mi tego powiedzieć. Unikałaś komplementów. W głębi ducha cieszyłem się z kiepskiej pogody, miałem nadzieję, że zechcesz stanąć blisko mnie pod moim wielkim, brunatnym parasolem. Ale Ty twierdziłaś, że nie pada na tyle mocno, żeby rozkładać parasol. Spytałem, czy jest Ci zimno. Przytaknęłaś. Chciałem otulić Cię moim płaszczem, lecz odmówiłaś. Chciałem Cię przytulić, lecz odskoczyłaś w tył obdarowując mnie swoim uśmiechem. Traktowałaś to jak zabawę. Od początku trzymałaś mnie w pewnym dystansie, nie pozwalałaś za bardzo się zbliżyć. Byłaś niedostępna. Jednak byłaś blisko. Zawsze byłaś.
_____To było kolejne spotkanie, lecz już nie takie jak kiedyś. Jak zwykle zjawiłaś się, obdarowując mnie swoim uśmiechem. Podeszłaś tanecznym krokiem. Po raz kolejny powiedziałem Ci, że Cię kocham, po prostu, bez ubierania tego w piękne słowa. Odpowiedziałaś smutnym uśmiechem. Pochyliłaś się, chciałaś dotknąć mego policzka, jednak wiedziałaś, że nie możesz. Ze smutkiem spoglądałem na Ciebie, kiedy odchodziłaś. Miałem nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Chciałem, abyś znowu mnie odwiedziła, kolejnej nocy i każdej następnej. Teraz słowa nie były nam już potrzebne. Rozumieliśmy się bez nich. Kochałem Cię całym sobą. Jednak dystans się powiększył.
_____To był wtorek, dokładnie pamiętam ten dzień. Było ciepło, bezwietrznie, świeciło słońce. Odeszłaś bez wyjaśnienia. To nie był dobry dzień. Pełen smutku, łez i uczucia pewnej pustki. Jasność za oknem krzyżowała się z ponurą szarością moich uczuć. Od tamtej pory wszystko zbladło i nawet do teraz nie odzyskało swych poprzednich kolorów. Znowu siedzę przy biurku, jednak wokół panuje cisza. Słońce prawie już zaszło, pokój powoli pogrąża się w półmroku. Zamykam oczy i o niczym nie myślę. Czekam tylko z nadzieją. Czekam, aż znów do mnie przyjdziesz.