Nasze spotkania

1
Nasze spotkania
   Znów mnie odwiedzasz, ubrana w zwiewną kwiecistą sukienkę. Kosmyk blond włosów przysłania ci zawadiacko policzek i uśmiechasz się, że niby to nie dla mnie. Lubię, kiedy przychodzisz i cieszy mnie każda chwila spędzona z tobą. Jak zawsze zbliżysz się, zmrużysz oczy i spytasz, czy możesz posprzątać. Twoje oczy błyszczą wtedy jakimś nieuchwytnym żarem, ogniem dającym ciepło każdemu kto cię spotka. Od zawsze lubiłaś pomagać.
   Pamiętam, jak zobaczyłem cię po raz pierwszy w parku, przy wesołym miasteczku. Stałaś w kolejce za watą, trzęsąc się z zimna, a ja, oparty o barierki łypałem na ciebie jak na zjawisko pogodowe. Wyszłaś z szeregu, stanęłaś przede mną i zapytałaś „Co się tak patrzysz?”. Odpowiedziałem bez namysłu, a jakże szczerze: jesteś piękna!
I wtedy zaproponowałaś, abyśmy poszli na spacer. Kroczyłem obok ciebie jak oczarowany, wsłuchując się w twoje słowa, spijając je z ust. Miałaś takie plany, że wydałem się nikim przy tobie. Będę kardiologiem – wybiegałaś w przyszłość, jak w coś zupełnie pewnego. Później opowiadałaś, jakie to mam ciekawe serce – nic z tego nie rozumiałem.
   Posmutniałaś? Wiesz, że cię kocham. Ciesz się, proszę, że te nasze spotkania mamy. Ja się cieszę. Uśmiechnęłaś się znowu. Kocham twoje usta i oczy nawet gdy jesteś zatroskana.
Kiedyś, chyba na pierwszej randce, powiedziałem ci, że jesteś moim aniołem. Rozbawiona tymi słowami chichotałaś pół godziny a później mnie pocałowałaś – byłem wtedy w niebie. Do teraz pamiętam smak tego pocałunku. Przypominasz to sobie? Widzę te płomyki tańczące w źrenicach, ten żar. Chyba nie smucisz się? Nie płacz...
   Pewnie zaraz pójdziesz, a ja zostanę sam. Zawsze, kiedy zbierasz się do wyjścia, na twarzy widzę tysiące emocji, grymasów, których nie mogę opisać, ale kojarzą mi się z jednym... Pochylasz się nade mną, płaczesz, raz śmiejesz się, raz płaczesz – widzę jak starasz się, ale nie zejdziesz ze mnie. Czuję twoje ręce na piersi i jest mi tak dobrze, tak błogo... Dla ciebie to smutne wspomnienie, dla mnie, cudowne...
   Idź już. Nie żałuj. Do zobaczenia następnego, pierwszego jedenastego.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

2
Najlepsza z twoich miniaturek moim zdaniem. Przynajmniej mi się najbardziej podoba.
Bardzo dobrze dawkowałeś informacje, co było tutaj chyba megaważne.
Można się ehm położyć i trochę podumać po przeczytaniu tego tekstu.

Brawo.

3
Martinius pisze:Stałaś w kolejce za watą, trzęsąc się z zimna, a ja, oparty o barierki łypałem na ciebie jak na zjawisko pogodowe.
Hm. Albo to poetyka absurdu, albo imponujący babol. Wyobraźmy to sobie: stoi kobiecina w kolejce, a przed nią wielka wata. A on łypie (Łypie? Ja bym gały wytrzeszczała...) jak na zjawisko pogodowe. Czyli jak? Jak na piorun? Jak na deszcz? Jak na płatek śniegu? Bardzo osobliwa scenka, nie powiem... :)
Martinius pisze:widzę jak starasz się, ale nie zejdziesz ze mnie.
Wlazła nań? Tego pierwszego jedenastego to się tam raczej coś stawia, pochylić się, owszem można, uklęknąć nawet, ale wleźć - jakoś tak nie uchodzi chyba? Chyba, że czegoś nie rozumiem.

Poza tymi dwoma elementami podobało mi się - fajny nastrój.

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

4
Martinius pisze:a ja, oparty o barierki łypałem na ciebie jak na zjawisko pogodowe.
Oj, pojechałeś. Patrzy na nią jak na powódź? :)
Martinius pisze:Pochylasz się nade mną, płaczesz, raz śmiejesz się, raz płaczesz

Poza tym, fajne. Klimat jest. Aczkolwiek już w połowie domyślałem się, że koleś odwalił kitę, a ona odwiedza go na cmentarzu. Tzn. to była jedna z wersji, które mi się wyświetliły, więc nie było zaskoczenia na końcu. Aczkolwiek dupy nie urywa. Powinieneś zrobić jakieś podwójne zaskoczenie na końcu. ;) Fajnie, że pierwszego listopada, bo to dodaje smutku - w końcu odwiedza go tylko raz w roku.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

5
Nie lubię miniatur, więc nie ma się co przejmować, że nie chwalę. Ładnie i zgrabnie napisane.

Osobiście średnio w moim guście, trochę bym to skróciła. Ale za to podobało mi się ostatnie zdanie.

Re: Nasze spotkania

6
Od jakiegoś już czasu czytam forum i jestem pełen podziwu dla przenikliwości autora tej miniaturki, a dodatkowo uwielbiam utworki w takim klimacie.
Tym bardziej ... zdziwiłem się.
Jeśli jest to próbka warsztatu to przepraszam, że się ważyłem odezwać - technicznie chyba dobrze - a jakże by inaczej. W każdym razie, nie godny jestem komentować ;-)
Jeśli chciałeś coś przekazać, to czuję się zobowiązany ...

Jest obraz dziewczyny, wspomnienia z wesołego miasteczka, ale dalej już niewiele widzę.
Martinius pisze:Pochylasz się nade mną, płaczesz, raz śmiejesz się, raz płaczesz
Nie pasuje mi to. Zresztą cały akapit jest "trudny" i umożliwia (chyba) różną interpretację.
Martinius pisze:Zawsze, kiedy zbierasz się do wyjścia
Data sugerowała, że są na cmentarzu ("wyjścia" mi nie pasuje). Zresztą dowiaduję się tego dopiero na koniec, a do tego czasu nie mam punktu zaczepienia. Przez większość utworu staram się gdzieś ją sobie wyobrazić i nic. Jeśli takie było założenie autora, to ryzykowne.
Martinius pisze:widzę jak starasz się, ale nie zejdziesz ze mnie

Jeśli to walka o jego życie to dlaczego "ale"? I czemu czas przyszły?
Martinius pisze:pierwszego jedenastego
Dopiera po dłuższej chwili zrozumiałem o co chodzi (wolałbym pierwszego listopada). I nie mogłem uwierzyć, że to tak. To bardziej rozczarowanie niż zaskoczenie. Piszesz, że "Znów mnie odwiedzasz", a nagle ... że dopiero za rok. Zresztą, kto sprząta grób pierwszego listopada.

Aż prosi się, by odpowiedzieć dlaczego go sprząta? Byli rodziną? Jak długo to już trwa? (wyobraziłem ją sobie jako młodą osobę, ale mam wątpliwości).

Te plany bycia kardiologiem - Dziwne w tym miejscu. Czy to sugestia, że w chwili jego śmierci już nim była?

Jeszcze kilka szczegółów bym zmienił:
Martinius pisze:jesteś piękna!
Dałbym w cudzysłów, konsekwentnie jak „Co się tak patrzysz?”
Martinius pisze:Widzę te płomyki tańczące w źrenicach, ten żar. Chyba nie smucisz się? Nie płacz...
Od nowego akapitu.

7
Nie mogę powiedzieć, że miniatura jest świetna, bo to nie ta kategoria. Ona jest... no właśnie. Chyba każdy odczytuje ją po swojemu i też tak ją odbiera – według tego co czuje i z czym mu się kojarzy. Zresztą to akurat widać w komentarzach. Nie zgodzę się z większością wypowiedzi kolegi powyżej, ale cóż – kwestia interpretacji. Ja zrozumiałam niemal wszystko i tych kilka niedopracowanych zdań mi nie przeszkadzało. Tak jak schodzenie z niego. Nigdy nie dotykaliście nagrobka, żeby choć raz jeszcze poczuć się bliżej - jakaś namiastka fizyczności - osoby, której już nie ma? Moja babcia do dziś tak żegna się z dziadkiem, chociaż minęło już prawie dwadzieścia lat...
Cóż, ja zrozumiałam, ale może patrzę poza tekst i widzę coś, czego nie ma. Nie wiem.

eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.

8
Martinius, "oparty o barierki łypałem na ciebie jak na zjawisko pogodowe"
Chyba wiem o co chodzi w tym zdaniu. Mimo wszystko radziłbym je zmienić np na takie;
"oparty o barierki patrzyłem na ciebie jak na zjawisko zagubione w deszczowej aurze."
Bardziej pasuje do atmosfery tej miniatury.
Lubię takie klimaty. Trochę w stylu A.Rudnickiego, tylko bardziej "porwane". Trochę za krótkie, ale mimo to, dobre
prawda jest zawsze subiektywna
-----------------------------------------------------------
prawda pierwsza: przyjemność, kiedy staje się obowiązkiem przestaje być przyjemnością
prawda druga: obowiązek połączony z przyjemnością jest masochizmem, cokolwiek to słowo znaczyć by miało
prawda trzecia: zamiast kropki lepiej postawić wielokropek

9
Łypanie kojarzy mi się z wrogim, pełnym odrazy spojrzeniem.
Ale tak poza tym... podoba mi się jak diabli.
Styl, język. Wszystko. <3
'A cup of tea, my dear?'

10
Jak zawsze zbliżysz się, zmrużysz oczy i spytasz, czy możesz posprzątać.
Zorientowałam się, że to zdanie, mniej lub bardziej, dotyczyć będzie całego sensu miniatury. Moim zdaniem psuje cały efekt, bo zamiast zagłębić się w tekst i pozwolić mu się porwać do samej końcówki, która powinna mnie zaskoczyć, przez cały czas uparcie próbowałam tę informację do czegoś dopasować. Nie powiem, że domyśliłam się zakończenia, jednak kiedy je już poznałam, nie byłam zbyt zaskoczona.

Całość jednak jest bardzo wdzięczna, urzekła mnie subtelność tego tekstu - nie ckliwość, ale właśnie subtelność. Granica, według mnie, jest niezwykle cienka, ale Tobie udało się jej nie przekroczyć. Podobało mi się. Głównie ze względu na klimat, niesamowity i trochę niepokojący.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”