______Świtało. Wznoszące się słońce stopniowo zalewało okolicę pomarańczowym blaskiem. Wahania temperatury w tej okolicy przypominały klimat pustyni. Niedawno temperatura nie przekraczała zera, za godzinę lub dwie wzrośnie o co najmniej dwadzieścia stopni, w południe upał będzie nie do wytrzymania. Nie miało to jednak większego znaczenia, ponieważ nie pozostało tu zbyt wiele istnień, które musiałyby przejmować się gorącem. Wokół rozciągał się krajobraz zrównanego z ziemią miasta, sterty gruzu ciągnące się kilometrami, zardzewiałe szkielety wieżowców, wraki samochodów, nieliczne, powykręcane i sczerniałe drzewa – całość składała się na nie kończący się obraz zniszczenia i dziwnej pustki. Oprócz wiatru świszczącego wśród ruin i osypujących się kamieni nie dało się słyszeć żadnego innego dźwięku. Od miesięcy nie odezwał się tu żaden ptak, nie zabrzęczał choćby jeden owad. To kwitnące niegdyś miasto stało się nieprzyjazne dla życia. W tym miejscu świat umarł.
______Promienie słońca dotarły do wnętrza pozbawionych dachu ruin niewielkiego sklepu, którego wszystkie cztery ściany cudem ocalały i stanowiły skuteczną ochronę przed mroźnym wiatrem w nocy i napierającymi chmurami pyłu w dzień. W kącie zachrzęściły odłamki, kiedy mężczyzna w średnim wieku budził się i wygrzebywał spod fałd długiego, szarego od kurzu, płaszcza. Nazywał się Jan Adamski, trzy miesiące wcześniej opuścił swój osobisty schron, kiedy skończyła mu się żywność i od tamtej pory krążył po ruinach miasta starając się jakoś przetrwać.
______Jan wstał, rozprostowując zesztywniałe członki, naciągnął mocniej skórzane rękawiczki bez palców, otulił się płaszczem i skrzyżował ręce na piersi, po czym wziął kilka wdechów świeżego, choć suchego i pełnego, pyłu powietrza. Odruchowo przymknął załzawione oczy, gdy w jego kierunku wiatr wzbił niewielki obłok kurzu. Bez przerwy wiało, więc tumany nigdy nie opadały. Jan zakaszlał sucho i splunął. Zaczynał obawiać się o stan swoich płuc. Tymczasem chłód poranka zaczął dawać o sobie znać. Targany dreszczami, zaczął pocierać zziębnięte ręce, by choć trochę się ogrzać. Zeszłego dnia skończyły mu się zapasy i poważnym problemem okazać się mogły wysiłki związane z poszukiwaniem żywności lub chociażby wody. Poprzednio obie te rzeczy znalazł w pozostałościach po jakimś większym supermarkecie, kiedy po kilkugodzinnych trudach udało mu się wygrzebać spod gruzu odrobinę nadających się jeszcze do spożycia produktów. Woda z puszki miała paskudny smak, jednak nie spowodowała u niego wymiotów czy biegunki. Szczelne opakowania spełniały swoją rolę. Teraz jednak pozbawiony był jakichkolwiek racji żywnościowych. Rozejrzał się, by wybrać najdogodniejszy kierunek swej niekończącej się wędrówki przez obumarły świat.
______Od opuszczenia schronu nie spotkał drugiego człowieka, ani choćby zwierzęcia, czy jakiegokolwiek innego śladu życia. Z nostalgią przypominał sobie świat przed katastrofą, normalne życie, skupione wokół typowych problemów przeciętnego człowieka: pracy i rodzinie. To dziwne, jak łatwo może zmienić się czyjeś podejście do życia. Niegdyś kłopoty w pracy albo zmienne nastroje żony były dla niego największymi problemami, często narzekał na swoje życie. Nazywał je „ciężkim”, czasem nawet karą za zapomniane grzechy. Teraz, miesiące po kataklizmie, rozumiał, że takie właśnie życie, żywot przeciętnego, szarego człowieka z typowymi problemami był darem od losu. Było za późno na zmianę swojego nastawienia, utracił swoją szansę, choć wcześniej nawet nie zdawał sobie sprawy z jej istnienia. Pozostały mu tylko sterty gruzu, kurz, palące słońce i wspomnienia…
______Dokładnie pamiętał to popołudnie, kiedy nagle na wszystkich programach telewizyjnych i w każdej audycji radiowej podawano ten sam komunikat, czy raczej polecenie: „Wprowadzono stan wyjątkowy. Obywatele zobowiązani są jak najszybciej udać się do miejsca zapewniającego maksimum bezpieczeństwa”. Rząd nie powiadomił ludzi o żadnym konkretnym zagrożeniu, nie podał żadnych instrukcji. Nakazano tylko ukrycie się i oczekiwanie kolejnych informacji. Jan udał się wówczas do rodzinnego schronu. Jego żona razem z dziesięcioletnią córką były wówczas na zakupach w centrum miasta. Miał nadzieję, że były bezpieczne. Potem nastąpił wstrząs, tylko jeden, a po nim długa cisza. Nie był pewien, ile czasu spędził w schronie. Według planów, zapasy miały wystarczyć na wyżywienie jego rodziny przez dwa miesiące. Lecz był sam, dodatku starał się je zużywać w miarę oszczędnie. Przez cały ten czas nie nadeszły żadne wiadomości. Radio milczało, choć każdego dnia oczekiwał jakiegoś komunikatu. W końcu zapasy się skończyły.
______Jego wzrok spoczął na wysokich ruinach – niewątpliwych pozostałościach po luksusowych wieżowcach. Kiedyś marzył, żeby tu zamieszkać. Jeśli dobrze się pamiętał było to niegdyś prężnie rozwijające się nowoczesne osiedle, odgrodzone od reszty miasta dwu i pół metrowym ogrodzeniem, przeznaczone tylko dla najbogatszych mieszkańców. Siedziba elity, z dala od brudnych ulic i pospólstwa. Prawie jak bogowie na Olimpie. Dawniej pieniądze pozwalały ludziom odciąć się od smutnej rzeczywistości. Cóż, nie pozwoliły im odciąć się od kataklizmu. Śmierć, wojna i natura nie widzą różnicy w biednym i bogatym. Król, czy żebrak, każdy kiedyś umrze. Różnica polega tylko na dacie.
______Przez myśl przeszły mu nagle wspomnienia dawnych plotek, związanych z tym miejscem. Ponoć było tu wszystko, od mini fabryk po schrony przeciwatomowe. Ta myśl dodała mu otuchy. Być może znajdzie tam żywność, w końcu w skład osiedla wchodziły podobno prywatne magazyny produktów spożywczych. Ruszył bez zwłoki w kierunku ponurych pozostałości. W głębi duszy miał nadzieję na spotkanie innych ludzi, choć gdzieś w głębi czuł, że bogaci skąpcy, którzy tu kiedyś mieszkali, raczej niechętnie udzieliliby mu pomocy.
______W ciągu niecałej godziny dotarł na miejsce. Stał pośród kilkunastometrowych szkieletów żelbetonowych konstrukcji urywających się nagle, jak gdyby resztę budowli oderwała jakaś nadprzyrodzona siła. W międzyczasie skaleczył się nieznacznie w nogę, w trakcie przechodzenia przez pozostałości po słynnym ogrodzeniu z cegieł i drutu kolczastego. Ot, zwykłe draśnięcie, jednak już po chwili zaczęło go mocno piec. W tych warunkach nietrudno o zanieczyszczenie rany pyłem. Przystanął i rozejrzał się w poszukiwaniu potencjalnego miejsca, w którym mógłby odnaleźć coś do jedzenia. Jego uwagę przykuł odsłonięty fragment jakieś większej budowli o owalnych, gładkich ścianach prawie w całości przysypaną przez pozostałości przewróconego wieżowca. Ochoczo ruszył, nieznacznie kuśtykając, by z bliska przyjrzeć się swemu odkryciu. Nie zawiódł się. Odsłonięty fragment istotnie przypominał ułamek większej budowli, która prawdopodobnie była wejściem do schronu dla ludności cywilnej. Niestety całość była z każdej strony przysypana kilkumetrową warstwą gruzu. Samo dotarcie do ziemi wymagałoby od niego wiele wysiłku, a nie był w stanie przewidzieć, w którym miejscu znajdzie wrota. Perspektywa daremnych wysiłków sprawiła, że odrzucił od siebie pomysł mozolnego przebijania się pod powierzchnię gruzu w prawdopodobnie bezowocnych poszukiwaniach. Zapewne jednak nie był to jedyny schron w okolicy. Przy odrobinie szczęścia odnajdzie kolejny i być może wówczas łatwiej będzie mu odnaleźć wejście. Nie tracąc czasu zasunął się niezgrabnie z pozostałości po wieżowcu i ruszył na poszukiwania. Chwilę później, gdy wychodził zza rogu jednego ze zniszczonych budynków, dostrzegł w oddali kolejny o owalnym kształcie, prawie nie tknięty przez kataklizm. Nadal nie dostrzegał śladu człowieka, lecz i tak było to dla niego pokrzepiające odkrycie. Z szybciej bijącym sercem, bez wahania pobiegł w jego kierunku, nie zważając na wzrastający ból w nodze i gorączkowo zaczął rozglądać się za wejściem. W końcu odnalazł je: potężne, stalowe wrota, które z łatwością mogłyby przepuścić samochód ciężarowy, sprawiały wrażenie groźnych i broniących wstępu do innego, jakby magicznego świata. Albo do Hadesu. Kiedyś wspaniałe, teraz przykryte grubą warstwą pyłu i w wielu miejscach porysowane. Równoległe zadrapania przywiodły mu na myśl wściekłego trzygłowego Cerbera, rzucającego się z furią na wszystko w zasięgu wzroku. Kątem oka dostrzegł po prawej stronie nagły ruch i usłyszał basowe warczenie, jakby wydobywające się z trzech pysków. Odruchowo cofnął się i upadł, gdy potknął się o kamień. Spojrzał ze zgrozą w kierunku dźwięku oczekując widoku trzech par przekrwionych ślepi, lecz dostrzegł tylko strzęp materiału falujący na wietrze. Nie słyszał już warczenia, lecz tylko swój własny, przyspieszony oddech.
______Jan odetchnął i zaczął powoli uspokajać, jednocześnie przyglądając się grubej warstwie kurzu wyściełającej ziemię otaczającą wrota. Nie było na niej widać śladu, który mogłyby pozostawić otwierane wrota. Jeśli w środku ktoś rzeczywiście jest, od dawna nie wyszedł na zewnątrz. Niepewnie zbliżył się i zapukał w stalowe wrota. Zorientował się, że tak słabe pukanie nikogo nie zaalarmuje, było to jednak echo jego starych nawyków, jeszcze sprzed kataklizmu, ot zwykła, codzienna czynność, zupełnie jak pukanie do drzwi sąsiada. Zdumiał się, gdy uświadomił sobie własną bezmyślność. Samotna i ponura egzystencja powoli zaczynała odciskać na nim swoje piętno. Brak kontaktu z innymi ludźmi sprawiał, że zaczynał tworzyć wyimaginowane zdarzenia, coraz częściej też zdarzało mu się przemawiać do rzeczy martwych, zupełnie jak do ludzi. Świadomość pogarszającego się stanu psychicznego na chwilę zaprzątnęła jego umysł i nieprzyjemnie ścisnęła żołądek. Zaczynał bać się, że skończy na pustkowiu, pogrążony w delirium, nie będąc w stanie prawidłowo o siebie zadbać. Przepędził jednak smutną wizję i wziął głęboki wdech. Cofnął się o krok, wziął zamach i z całej siły zaczął walić pięścią we wrota, wzbudzając dźwięk przypominający stłumione bicie dzwonu. Przestał dopiero, gdy opadł z sił. Chciał mieć pewność, że ktoś go usłyszy. Nie zanotował jednak żadnej reakcji. Po kilku chwilach bezowocnego oczekiwania przylgnął do wrót i zaczął je bacznie oglądać, zastanawiając się w jaki sposób się otwierają. Ostatecznie zdecydował się pchnąć je do wewnątrz. Z wysiłkiem udało mu się utworzyć niewielką szparę, przez którą natychmiast zajrzał. Nie dostrzegł jednak nic, gdyż w środku schronu panowała ciemność. Ponownie naparł na wrota, aż udało mu się otworzyć je na tyle, by móc przecisnąć się do środka. Wychudzona sylwetka znacząco w tym pomogła. Gdy znalazł się wewnątrz, dopiero po kilku minutach jego wzrok przyzwyczaił się do mroku na tyle, by mógł się rozejrzeć. Po podłodze walało się kilka pudeł i mosiężnych rur. Poza tym było tu pusto. Na środku dostrzegł jednak schody, a za nimi korytarz prowadzący pod ziemię. Zszedł kilka stopni i spróbował zajrzeć w głąb korytarza, jednak panująca tam ciemność nie pozwalała niczego dostrzec. Odnalazł włącznik i po kilku bezskutecznych próbach udało mu się włączyć światło, poprzedzone złowrogim brzęczeniem wielkich generatorów, gdzieś spod podłogi. Powoli ruszył w głąb korytarza, który cały czas opadał, aż w końcu wypoziomował się i ukazał rząd niewielkich pomieszczeń leżących blisko siebie.
______Jan zadrżał widząc zużyty, niegdyś elegancki but. Podniósł go i, przyciskając do piersi niczym największy skarb, ruszył wzdłuż rzędu pomieszczeń, bacznie się rozglądając. Znajdowało się tu wiele pudeł zawierających odpadki, a także kilka pustych szaf i kilka wielkich, opróżnionych pojemników na wodę. W końcu dotarł do przedostatniego pomieszczenia i zastygł w bezruchu. Zobaczył leżącą twarzą do podłogi wysoką postać ubraną w podniszczony mundur wojskowy. Nie mogąc wydobyć żadnego dźwięku ze ściśniętego napięciem gardła, wsadził but pod pachę i klasnął w celu zwrócenia uwagi tajemniczej osoby. Ta jednak nawet nie drgnęła. Odrzucił but, następnie powoli podszedł i przykucnął przy postaci. Delikatnie złapał ją za ramię, które wydało mu się nienaturalnie wychudzone i powoli zwrócił jej oblicze w swoją stronę. Odskoczył ze zgrozą i upał tuż obok, wycofując się na oślep. Oddychał z trudem i serce łomotało mu w piersi. Leżący na podłodze człowiek okazał się wysuszonym szkieletem. Nie tego oczekiwał. Spojrzał wzdłuż oświetlonego bladą poświatą korytarza i wyczuł widmo śmierci unoszące się nad tym miejscem. Wydało mu się, że cienie zaczynają się dziwnie wydłużać i zwracać w jego kierunku. Zacisnął powieki i powoli policzył w myślach do pięciu. Szok powoli zaczął z niego uchodzić, gdy nagle usłyszał strzęp rozmowy, czy raczej niewyraźny odgłos dwóch słów wypowiedzianych za drzwiami ostatniego pomieszczenia. Powoli powstał, okrążył trupa, nacisnął klamkę i zajrzał do wnętrza oświetlonego słabą poświatą migających nierównomiernie lamp. Było to pomieszczenie pełniące funkcję sypialni. Wewnątrz znajdowało się kilkanaście łóżek polowych. Na większości znajdowały się, przykryte cienkimi kocami, kolejne szczątki ludzi, którzy niegdyś się tu schronili. Usiadł na podłodze i przywarł plecami do ściany, następnie spuścił głowę i zamknął oczy. Nie chciał dociekać tego, co się tu wydarzyło. Nie było to dla niego ważne. Poczuł, że z wolna opuszcza go nadzieja, która dotąd trzymała go przy życiu. To nic, pomyślał, być może oni po prostu mieli pecha…
______Apatia towarzyszyła mu już od dłuższego czasu. Początkowy wstrząs spowodowany upadkiem cywilizacji stopniowo przeminął i zastąpiony został wolą przetrwania, skupioną wokół zaspokajania największych potrzeb: głodu i pragnienia. Ostatnie szczątki człowieczeństwa zachował dzięki nadziei na lepsze jutro i występujących coraz częściej urojeń. Jak dotąd nic nie zapowiadało poprawy jego sytuacji. Znalezisko, którego przed chwilą dokonał, także utwierdziło go w przekonaniu, że nie ma już żadnej nadziei na poprawę losu.
______Ponownie usłyszał jakieś słowo. Podniósł głowę i spojrzał w głąb pomieszczenia. Wydało mu się, że jedna z postaci zmieniła pozycję. Zacisnął powieki i zaczął liczyć do pięciu, lecz zanim skończył usłyszał cichy płacz dziecka. Nie otwierając oczu, wstał i skierował się do wyjścia. Płacz dochodził z odległego kąta pomieszczenia. Pozwolił sobie na szybki rzut okiem, jednak nie dostrzegł nic oprócz cienia. Zaczął się wycofywać, gdy coś gwałtownie poruszyło się po jego lewej stronie. Nie odwracając się, zaczął biec ku wyjściu. Płacz przemienił się w rozpaczliwy krzyk, a wrażenie pościgu towarzyszyło mu aż do stalowych wrót. Wypadł na zewnątrz i nie zatrzymywał się, póki nie oddalił się od schronu na odległość kilkuset metrów. Usiadł na ziemi, żeby zebrać siły i ochłonąć. Stwierdził, że musi omijać ciemne miejsca, gdyż wydawały się nasilać występowanie omamów. Zastanowił się nad swoją pozycją i uznał, że znajdował się na skraju miasta. Postanowił je w końcu opuścić, choć wątpił w odnalezienie pożywienia poza nim. Miał jednak dosyć oglądania miejsc, które kiedyś tętniły życiem. Perspektywa bycia jedynym mieszkańcem stała się dla niego zbyt przytłaczająca.
______Przemierzył ruiny największych budynków i przystanął, gdy nagle w oddali mignęła mu barwa zieleni. Ponownie zamknął oczy, lecz kiedy znów je otworzył nadal ją dostrzegał. W pośpiechu ruszył w jej kierunku, modląc się, by nie było to kolejne przywidzenie, ominął ostatnie pozostałości po mniejszych budynkach i wyszedł poza miasto. Rozciągała się przed nim połać spękanej ziemi i wysuszonych roślin, jednak w oddali nadal majaczyła kropka o zbawiennym, zielonym kolorze. Pozbawiony większych przeszkód pobiegł w jej kierunku, ignorując ból nogi. Po chwili dotarł na miejsce – oazę zieleni pośród jałowej pustyni. Znajdowało się tu kilka większych krzewów oraz jedno drzewo o wysuszonych, lecz wciąż zielonych liściach. Większą część tego miejsca porastały białe i bladożółte grzyby. Porastały prawie całą ziemię i skupiały się wokół jednego skrawka ziemi. Na strudzonym obliczu Jana pojawił się z dawna nie goszczony uśmiech, gdy do niego podszedł i dostrzegł przed sobą niewielkie źródełko czystej wody. Jak szalony, przypadł do ziemi i zanurzył usta w letnim płynie. Z powodu sąsiedztwa grzybów woda przybrała gorzkawy smak, jednak nie był wybredny, zdusił też nagły przebłysk instynktownego strachu przed zatruciem. Po zaspokojeniu pragnienia usiadł i rozejrzał się. Stopniowo uśmiech znikł z jego twarzy. Dostrzegł, że oaza, w której właśnie się znajdował zajmowała do niedawna większy obszar. Tymczasem teraz było to tylko odrobina roślinności, otoczona zewsząd suchymi konarami sterczącymi w górę oraz, przypominającymi miotły, pozostałościami po krzewach. Również źródło znajdowało się w miejscu przypominającym niewielki dół. Jan domyślał się, co to oznacza – źródło stopniowo wysychało.
______Rośliny otaczające Jana od dłuższego czasu wykazywały oznaki odwodnienia. Oaza była na skraju obumarcia i bezpowrotnego wtopienia się w monotonny krajobraz. Mężczyzna leżał na ziemi, powtarzając do siebie szeptem zdanie o umierającym świecie i zaniku nadziei. Nie zauważył, kiedy czyste dotąd niebo wypełniło się ciemnymi chmurami. Nie zwrócił nawet uwagi na zanik palących promieni słońca. Kiedy poczuł, że coś drobnego kapnęło mu na czoło, uznał to odczucie za kolejny omam. Otworzył oczy dopiero, gdy kropla trafiła go w brew i spłynęła do oczodołu. Pierwszy raz od miesięcy miasto nawiedził deszcz. Ciemnoszare obłoki zakryły słońce, a po chwili strugi deszczu opadły na wysuszoną ziemię. Kropla po kropli niosły ze sobą nowe życie. Jednak dla Jana przynosiły coś o wiele ważniejszego – nową nadzieję.
Dziękuję za cierpliwość i proszę o krytykę

______