Ostatnia Twierdza [thriller/fantasy]

1
Tekst zawiera wulgaryzmy


- Oni już tu są! – Zabrzmiał zatrwożony kobiecy głos. – Wściekli już tu są!
WWWNad miastem zawisły ogromne grafitowe obłoki, zwiastujące cierpienie, mrok i koniec.
WWWSzaleńcze wrzaski wystarczyły, by zniszczyć wszelką nadzieję obrońców Twierdzy. Z gardeł setki Wściekłych wydobywały się potężne fale dźwiękowe. Decybele niszczyły narządy słuchu obrońców. Błony bębenkowe pękały z trzaskiem, z ich uszu lały się strugi krwi, obrońcy padali na ziemię jak rażeni piorunem. Wrzeszczeli, skomleli, łkali. Nikt nie był w stanie ich usłyszeć; z czasem sami przestali słyszeć cokolwiek.
WWWNa twarzach Wściekłych malowało się całkowite opętanie; umysły odarte ze współczucia ćwiartowały na kawałeczki odwagę Obrońców. Uzbrojeni w noże, siekiery i metalowe pręty Wściekli, rozpoczęli natarcie. Obrońcy klęczeli trawieni wewnętrzną agonią i oszołomieni zewnętrznym bodźcem, w postaci dzikiego, przeszywającego ryku bestii. Powoli tracili kontakt z rzeczywistością, zamykali oczy, składali ręce, a ich usta bezdźwięcznie formowały się w słowa litanii.
WWWOdpadła pierwsza głowa, ostrze dosięgło szyi dawnego burmistrza. Głowa wykonała piruet i spadła na chodnik, obok zwalistego ciała swojego byłego właściciela. Wściekli rozłupywali głowy, siekali i łamali kości ostatnich ludzi na ziemi. Po niemalże chwili, w miejscu, które jeszcze niedawno tworzyło miejski rynek, powstała fatalna panorama rozczłonkowanej ludzkiej materii.

***

WWWBruno kończył kolację. Przestąpiwszy próg, dzielący kuchnię i pokój gościnny, wyjrzał przez okno. Katastrofa, pomyślał, nic się nie dzieje. Za oknem ujrzał to, co zwykł widywać każdego dnia: dewotki pod sklepem, dziurawą drogę, służącą za trakt coraz to nowszym dwuśladowcom oraz ludzi interesu, jak zwykle gnających w ramiona swoich najlepszych przyjaciół – czasu i mamony. Bruno z wolna odwrócił wzrok w kierunku telewizora. Po chwili spojrzał na pilota, chwycił go i wcisnął czerwony guzik.
WWWZamieszki wybuchły już niemal na wszystkich kontynentach. Najbardziej ucierpiała ludność żydowska, żyjąca w diasporze, rozrzucona po całym globie. Następnie czarnoskórzy na Południu Stanów Zjednoczonych, Baskowie w Hiszpanii, chrześcijanie w Afryce i wiele innych nacji na całym świecie, uchodzących w danych regionach za ‘’niewygodne” . Zwolennicy teorii spiskowych twierdzą, iż jest to wynikiem roz… - Niebieska barwa wylała się ze ścianek ekranu telewizora.
WWWBruno nie zdążył się nawet zdenerwować; odezwał się szarpiący nerwy, dźwięk telefonu.
- Tak, słucham?
- Siemasz Bruno, tu Eryk. Słyszałeś co się na świecie dzieje?
Minęło kilka chwil za nim Bruno ocknął się z rozmyślań.
- Słyszałem, słyszałem. Przed chwilą oglądałem wiadomości i…
- Bracie… Szykuj się na najgorsze...
- O czym ty…
- To koniec stary… Po prostu koniec. – rozpaczliwie odrzekł Eryk.
WWWGwałtowny impuls poruszył myśli Bruna i znalazł ujście w słowach:
- Wojna. Mamy wojnę?
- Na to wygląda. Tak. Zdecydowanie na to wygląda.
WWWBruno oparł się o szafkę, niedowierzał w to, co słyszy.
- Człowieku oni chcą… - Głos Eryka załamał się. - Oni chcą żebyśmy się sami powybijali! To nie będzie zwykła wojna! W miejscach, o których mówiła reporterka, te skurwysyny rozpyliły jakąś trującą substancję, rozumiesz! ona nas nie zabije stary! ona sprawi, że będziemy się mordować nawzajem!
WWWBruno upuścił słuchawkę na podłogę. Roztrzaskała się o kafelki. Nie był w stanie myśleć. Nie był w stanie cokolwiek powiedzieć. Powiódł strudzonym wzrokiem za kanapą, powlókł się do niej i usnął bez żadnych protestów swojej skatowanej świadomości.

***

- Bruno, popatrz w górę. – rzekł głos z nikąd.
WWWBruno usłuchał. Na niebie unosiło się kilkadziesiąt plazmatycznych kształtów.
- Czym są te…? – Uniósł palec.
- To dusze umarłych Bruno. Nie są to jednak zwykli zmarli. To dusze samobójców, samobójców, samobójców…
WWWBruno z mozołem otwierał oczy. Gdy otworzył je na tyle szeroko, by cokolwiek widzieć, przed swoim łóżkiem ujrzał postać. Niecodzienną postać. Przypominała karła, zarzucony na głowę kaptur zasłaniał twarz. Bruno ujrzał maleńkie, kościste, pobladłe dłonie, które wzbudziły w nim wstręt i przerażenie. Zakapturzony karzeł, trzymał w jednej z nich gałązkę. Usiana krostami prawica, powoli posuwała się w stronę łóżka.
- Ni…nie… uh… uhh – Bruno bełkotał, nie mogąc wydobyć z siebie krzyku.
WWWA gałązka powoli, wahając się, to w prawo, to w lewo, niby liść na jesień, opadła na pościel.

***

WWWPoranny deszcz rzadko powoduje dobry humor. Nie było inaczej w tym przypadku. Eryk otworzył oczy, przez chwilę wpatrując się w sufit, pomyślał o tym co zdarzyło się wczoraj. Przez dłuższą chwilę zdawało mu się, że wczorajsza informacja to jakiś element z zapomnianego już snu.
WWWEryk włączył telewizor; niebieski obraz dalej tkwił na ekranie. Był już pewien co do wczorajszej, tragicznej informacji. Śniadanie zjadł z niesmakiem, myśli wypełniał mu możliwy scenariusz na najbliższe dni: ludzie na ulicach, kradzieże, morderstwa, kompletna anarchia.
WWWWychodząc z toalety, zauważył, że w domu nikt się jeszcze nie krząta, nikt nie przyrządza śniadania, nikt nie wstał, by wyjść do kiosku po poranną gazetę . Ani rodziców, ani braci. Cóż na pewno, jeszcze tkwią w swoich wymarzonych krainach, pomyślał, nie będę ich denerwował pobudką, którą mieliby mi za złe.
WWWZałożył przeciwdeszczówkę, wzuł buty i opuścił mieszkanie. Wychodząc z kamienicy, zaczepił go sąsiad. Wymienili informacje, zasłyszane poprzedniego dnia, okazało się, że sąsiad miał podobny problem z telewizorem.
WWWMiasto budziło się powoli do nowego dnia, do nowych wyzwań. Gołębie urządziły sobie kąpiel w kałuży, równocześnie uzupełniając płyny. Wydawały się czerpać z tego ogromną radość. Eryk lekko się rozczulił, przywodząc na myśl nieoczekiwane przejście z sielanki do stanu niepokoju, grozy i histerii, jaki może nadejść. Był tego więcej niż pewien, czuł to bardzo wyraźnie, oczyma wyobraźni niemal widział przyszłe losy miasta.
- Cieszcie się tak długo, jak tylko będzie wam dane, ptaszyny. - powiedział z wielkim trudem.
WWWEryk zbliżał się do domu Bruna, mieszczącego się na osiedlu, mającym renomę jednego z najspokojniejszych miejsc na całym świecie. Zmierzał tam z ciężkim sercem, zmieszany, potykał się o swoje nogi, upadając częstokroć. Szedł z opuszczoną głową, jak skazaniec, bądź mąż zdradzony przez żonę czy też człowiek zwolniony z pracy. Coś skłoniło go jednak do podniesienia wzroku. Zatrzymał się, uważnie wpatrując w miejsce, które wskazała mu intuicja, było to okno jednego z domów na zaciszu. Ujrzał mężczyznę, przykładającego sobie pistolet do głowy. Ów mężczyzna nie chciał strzelać, trząsł się, był sparaliżowany, broń nerwowo suwała się po jego skroni. Jego usta były wygięte w grymasie olbrzymiego bólu. Przeżegnał się niezdarnie, zamknął oczy... chybił.
WWWNastępna próba była udana. Kula przeszyła ciemieniową część czaszki, a mężczyzna opadł na fotel. Łzy wypełniły oczy Eryka, słone krople powoli zsuwały mu się po policzkach. Rzucił się do ucieczki, biegł na tyle szybko, na ile pozwalały mu jego niezbyt sprawne nogi. Przestał myśleć, wyczyścił umysł do reszty i oddał się permanentnej gonitwie. W pełnym biegu odwrócił głowę, by spojrzeć na dom, w którym przed chwilą wydarzyła się tragedia. Sąsiedzi nie zdążyli jeszcze zareagować. Powróciwszy wzrokiem na ścieżkę, nie zauważył wyżłobienia, po czym runął na ziemię, waląc głową o betonowy grunt.

***
''Trudy ponoś jako pierwszy, pochwały zbieraj, jako ostatni''

2
Błony bębenkowe pękały z trzaskiem,
oj... nie...
Na twarzach Wściekłych malowało się całkowite opętanie; umysły odarte ze współczucia ćwiartowały na kawałeczki odwagę Obrońców.
umysły ćwiartowały odwagę? Coś nie tak z tą metaforą...
Odpadła pierwsza głowa, ostrze dosięgło szyi dawnego burmistrza. Głowa wykonała piruet i spadła na chodnik, obok zwalistego ciała swojego byłego właściciela. Wściekli rozłupywali głowy, siekali i łamali kości ostatnich ludzi na ziemi.
wiadomo
Bruno kończył kolację. Przestąpiwszy próg, dzielący kuchnię i pokój gościnny, wyjrzał przez okno.
Jadł na stojąco, chodząc? (zobacz na czasy)

Dziwne to. Ani ciekawe, ani dobrze napisane. Od początku:
Pierwszy fragment to koncert powtórzeń. W dalszej części jest lepiej, ale z kolei dochodzi nietypowy narrator - raz opisuje miasto, raz gołębie, raz wtrąca myśli - jakbyś chciał ukazać wszystko na raz. Z tych wyrywków ciężko wyłonić jakąś ciągłość akcji, która pomogłaby przebrnąć przez tekst. Zwróciłem uwagę (mocno!) na jedną rzecz, a mianowicie rozmowę o tej wojnie. Reakcja bohatera jest co najmniej dziwna, bo narrator w tym miejscu nie przekazuje żadnych emocji, nie ma też uzasadnienia, dlaczego ta wiadomość tak wystraszyła bohatera - co więcej, sam przekaz, tak nagle w telewizji wydał się mało realny. Dwie sprzeczności zaważyły na odbiorze, ponieważ zabrakło i logiki i uzasadnienia, tak do emocji człowieka upuszczającego słuchawkę, jak i do tego, dlaczego wcześniej nie słyszał o dziwnych zajściach. I jeszcze takie zdanie:
Zmierzał tam z ciężkim sercem, zmieszany, potykał się o swoje nogi, upadając częstokroć. Szedł z opuszczoną głową, jak skazaniec, bądź mąż zdradzony przez żonę czy też człowiek zwolniony z pracy. Coś skłoniło go jednak do podniesienia wzroku.
Trzy metafory, a zero emocji. Już po skazańcu należało zapisać, że smutny (chociaż samo przesłanie daje dużo możliwości odbioru tekstu), zbity czy coś. Pokazać to, nie tylko opisać.

Ogólnie, nie wciągnęło mnie i nie specjalnie przypadło do gustu. Styl też mało ciekawy.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Dziękuję, już wiem gdzie popełniam największy błąd, otóż moje postaci są nienaturalne. Zbyt mało przekazuję odbiorcy, wydaje mi się, że pewne sprawy są oczywiste...

Obiecuję poprawę. Przed sobą, Bogiem i przed wami drodzy czytelnicy (i weryfikatorzy :P)
''Trudy ponoś jako pierwszy, pochwały zbieraj, jako ostatni''

4
Portmale pisze:Błony bębenkowe pękały z trzaskiem, z ich uszu lały się strugi krwi
Wyszło na to, że błony mają uszy, z których leje się krew. Zgubiłeś podmiot.
Portmale pisze:Wrzeszczeli, skomleli, łkali. Nikt nie był w stanie ich usłyszeć; z czasem sami przestali słyszeć cokolwiek.
(...)
Obrońcy klęczeli trawieni wewnętrzną agonią i oszołomieni zewnętrznym bodźcem, w postaci dzikiego, przeszywającego ryku bestii.
Tutaj sam sobie zaprzeczasz. Albo stracili słuch, albo nie do końca.
Portmale pisze:Niebieska barwa wylała się ze ścianek ekranu telewizora.
A to mi od razu nasunęło scenę z jakiegoś horroru, gdzie z telewizora zaczęła wypływać krew. Źle dobrałeś słowa i wyszło dość dziwnie.
Portmale pisze:Bruno upuścił słuchawkę na podłogę. Roztrzaskała się o kafelki.
Przy samym upuszczeniu to raczej mało prawdopodobne, mogła co najwyżej się rozpaść.
Portmale pisze:Nie był w stanie [1]cokolwiek powiedzieć. [2]Powiódł strudzonym wzrokiem za kanapą, powlókł się do niej i usnął bez żadnych protestów [3]swojej skatowanej świadomości.
[1] Czegokolwiek.
[2] Powieść za czymś wzrokiem, znaczy tyle co śledzić ruch tej rzeczy. Kanapa raczej nie uciekała.

Powiódł strudzonym wzrokiem po pokoju i powlókł się do kanapy. Usnął bez żadnych protestów skatowanej świadomości.

[3] Zbędny zaimek.
Portmale pisze:rzekł głos z nikąd.
Znikąd.
Portmale pisze:A gałązka powoli, wahając się,
Wahać się bardzo rzadko używane jest jako synonim kołysać się. Tu brzmi dziwnie, jakby gałązka nie bardzo wiedziała co chce zrobić.
Portmale pisze: niebieski obraz dalej tkwił na ekranie
Brzydko. Jakby obraz był żywy i utknął na ekranie.
Portmale pisze:Gołębie urządziły sobie kąpiel w kałuży, równocześnie uzupełniając płyny.
Okrponie to brzmi, tak... sztywno.
Portmale pisze:było to okno jednego z domów na zaciszu.
Bohater był jeszcze jakiś kawałek od niego, a chwilę później widział, jak facet z tego mieszkania pada w fotel. Niemożliwe, żeby dostrzegał takie szczegóły.


Niestety, tekst mi się nie podobał. Przede wszystkim brakło tu konkretnej fabuły i pomysłu, chyba że pomysł był, ale autor nie potrafił go należycie przekazać. Bohaterzy są drewniani, dziwnie reagują na informacje. Raz są zbyt spokojni, by po chwili zareagować panicznym lękiem na błahostkę. Zgadzam się z tym, co napisał Marti, a od siebie jeszcze dodam, że chyba nie zawsze znasz znaczenie słów, których używasz. Poza tym urwałeś w środku zdarzeń, aż się ciśnie na usta, że skończyłeś tam, gdzie ci zabrakło tuszu w piórze.
Poukładaj sobie fabułę, wyklaruj pomysł i pisz. Pisz, bo to jedyny sposób, żeby iść dalej.

Pozdrawiam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”