Piekielne słońce, teraz już wiem jak czułby się człowiek smażony na patelni. Jak ona mogła mnie tu wysłać, bez żadnego przygotowania, bez słowa wyjaśnienia. Czuję jak moja świadomość powoli odpływa, coraz dalej i dalej. Wygląda na to, że tutaj zakończy się moje zadanie. Przynajmniej te sępy, krążące od dwóch dni nade mną, będą zadowolone, ucztując na moim truchle. Mam nadzieje, że po powrocie do tamtego świata, spotkam Desti i będę mógł jej odpłacić, za tą milutką, kilkudniową podróż przez pustynię. Heh, chociaż nie, nawet wtedy, nie dałbym rady nawet na nią nakrzyczeć, mam do niej zbyt wielką słabość. Cholerna, sadystyczna miłość.
Wygląda na to, że mój umysł w końcu się poddał, jak inaczej można by wytłumaczyć to co widziałem. W moim kierunku szły dwie postacie. Gdyby to byli Beduini lub inni pustynni wędrowcy to miałbym powody do radości. Zapewne uratowaliby mnie i pomogli wrócić do cywilizacji. To jednak były dwie damy, w długich barokowo-gotyckich sukniach, z fikuśnymi parasolkami, które zapewne miały chronić je od promieni słońca. Idealny książkowy przykład kobiet z wyższych sfer. Pewnie za chwilę, rozłożą koc na wydmie i zaproszą mnie na popołudniową herbatkę. Dałbym głowę, że ta niższa ma na plecach parę czarnych, kruczych skrzydeł. Moja wyobraźnia musi mieć niezły ubaw, tworząc tą iluzje.
– Jak sadzisz, to jeszcze żyje? – Zapytała jedna z nich. Musiałem stracić na chwilę świadomość, bowiem stały teraz tuż obok mnie.
– Nie wiem, sprawdzić? – Odpowiedziała druga, w jej głosie brzmiało coś niepokojącego.
–„ To” żyje i ma się całkiem dobrze – przerwałem im rozmowę, spojrzały na mnie lekko zaskoczone.
– Och, przepraszam – odparła jedna z nich. – Nie sądziłam, że nas słyszysz, gdybym wiedziała, nie nazwałabym Cię tak niegrzecznie.
– Przeprosiny przyjęte, macie może wodę? Trochę mi zaschło w gardle. – Nie piłem nic od czterech dni, gdybym był zwykłym człowiekiem, pewnie już dawno doprowadziło by mnie to na skraj obłędu.
– Ależ oczywiście, że mamy. Rubin bądź tak miła i podaj panu bukłak – powiedziała wyższa z nich. Druga po chwili zawahania wyjęła z torebki pojemnik z wodą, po czym położyła go tuż obok mojej głowy. Zebrałem resztę sił, które mi jeszcze pozostały. Usiadłem po turecku i zacząłem pić. Smak orzeźwiającej wody w ustach był bardzo przyjemny. Coś mi mówi, że one nie były jedynie wytworem mojej wyobraźni.
– Dziękuje, tego mi było trzeba. Teraz będę mógł iść dalej przez parę dni – wyciągnąłem rękę w stronę wyższej, chcąc oddać bukłak, jednak ona jedynie się uśmiechnęła.
– Zatrzymaj wodę, jestem pewna, że Ci się przyda. My jeszcze mamy spory zapas, poza tym niedaleko stąd jest oaza i nasz domek letniskowy. Właśnie wybrałyśmy się stamtąd na spacer i znalazłyśmy Ciebie.
–Wybaczcie mój nietakt, ale nurtuje mnie jedno pytanie. Nie jest wam ciut gorąco w tych sukniach? – Dziewczyny spojrzały na siebie. Ja zaś, teraz gdy odzyskałem świadomość umysłu, mogłem im się lepiej przyjrzeć. Wyższa, miała czarną suknię, kontrastującą z jej bladą cerą i niemal białymi włosami. Niższa, była ubrana całkowicie na żółto, nawet dwie wstążeczki, wplecione w długie, rude włosy, były tego samego koloru. Muszę przyznać, że uroda moich wybawicielek wywarła na mnie duże wrażenie, jednak było w nich coś niepokojącego.
– Gorąco? Cóż, powiedzmy, że takie kwestie nas nie dotyczą – odparła wyższa. – Ty zresztą też nie wyglądasz na przeciętnego, umierającego z pragnienia wędrowca, jakich wielu na pustyni – zachichotała. Przez chwilę wydawało mi się, że cień na jej twarzy zaczyna się pogłębiać, tworząc czarną, nieprzeniknioną maskę, ozdobioną jedynie przez rząd białych, ostrych jak brzytwy, wyszczerzonych kłów. Jednak gdy mrugnąłem, wszystko wróciło do normy. Dla pewności przypatrywałem się jej przez chwilę, ona zaś odpowiedziała mi uśmiechem. – Jak masz na imię? – Zapytała.
– Kamil, a wy?
– Rubin – odparła mniejsza. Mógłbym przysiąc, że od początku rozmowy, ani razu nie zmienił się wyraz jej twarzy. Ciągle gościła na niej całkowita obojętność.
–A ja jestem Kornelia, miło mi Cię poznać Kamilu – odpowiedziała wesoło wyższa i wyciągnęła rękę w moją stronę. Nie byłem pewny czy mam ją uścisnąć, czy pocałować. Skoro jednak prowadziłem kulturalną rozmowę z damami, zdecydowałem się na to drugie. W momencie gdy moje usta dotknęły jej dłoni, poczułem, że jest w niej coś nienaturalnego, była niezwykle zimna i gładka zarazem, aż przeszedł mnie dreszcz. Kornelia szybko zabrała rękę, po czym razem z Rubin przyglądały mi się dziwnie przez dłuższą chwilę.
– Jesteś dość… wyjątkowy, Kamilu – przerwała w końcu ciszę Kornelia. Towarzyszący jej od początku naszej rozmowy uśmiech zniknął, a w głosie wyczułem ostrożność i niepewność. Szybko jednak odzyskała radosną postawę i mówiła dalej. – Może zechciałbyś nam towarzyszyć, w drodze powrotnej do naszego domku? Jestem pewna, że jesteś zmęczony i chętnie byś odpoczął chwilę – pomyślałem o Desti. Muszę spróbować wykonać zadanie, które mi przydzieliła, a to zaproszenie może mi w tym bardzo pomóc.
– Jeśli nie będę wam przeszkadzać… – zacząłem.
– Nie będziesz, chodź – przerwała mi Rubin. – Zatem, panie przodem.
Dziewczyny szły spory kawałek przede mną, sprawdzając co chwilę, czy nadążam. Szeptały między sobą, myśląc, że ich nie słyszę, jednak niezwykła wytrzymałość to nie jest jedyna cecha, która odróżniała mnie od zwykłych ludzi. Słuch też miałem ciut lepszy. Z urywków rozmowy udało mi się usłyszeć między innymi, jak Kornelia mówi: „…nie zadziałało, poczułam się dziwnie, tak jakbym próbowała czerpać coś, czego nie ma….” , na co Rubin jej odpowiedziała: „…wiem, podobnie jak… są, a ich nie ma… głos też nie działał.” Nim jednak udało mi się usłyszeć coś więcej, dotarliśmy na miejsce. Faktycznie było niedaleko, jednak to co zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania…
**********************************************************************************
Pięć nieprzytomnych osób leżało na zimnej posadzce. Wśród nich były dwie kobiety i trójka mężczyzn w różnym wieku. Kawałek dalej, na kamiennym podwyższeniu, młoda dziewczyna w zielonych szortach i czarnej bluzce, podłączała kable do głośników. Po chwili sięgnęła po leżący nieopodal mikrofon.
– Raz, raz, raz, ehh. Ciągle nie działa. Sprawdziłam już wszystko kilkukrotnie, wymieniłam nawet mikrofon i nic. Co robię nie tak? – Mruknęła poirytowana. Mała dziewczynka, siedząca obok na schodku, roześmiała się. – Lili, czemu się śmiejesz?
– Bo wiem, gdzie popełniłaś błąd Emily – odpowiedziała mała, robiąc przy tym chytrą minę.
– Niby gdzie? – Odburknęła, sprawdzając po raz kolejny wszystkie ustawienia. – Prąd jest, kable ok… po prostu tego nie rozumiem!
– A co mi dasz, jak Ci powiem?
– Lili proszę Cię. Oni niedługo się obudzą, a cały mój wysiłek, by sprowadzić do tego lochu ten cholerny sprzęt pójdzie na marne. – Zamiast odpowiedzi, zobaczyła jedynie, jak Lili wstaje i idzie powoli w stronę schodów. – Dobra, rozumiem! Jakie chcesz? – Mała dziewczynka momentalnie odwróciła się na pięcie, na jej twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha.
– Śmietankowo-miętowo-ajerkoniakowe z polewą czekoladową – wyrecytowała z prędkością karabinu maszynowego, a po chwili zastanowienia, dodała jeszcze – dużą porcję!
– Ok, załatwione, na jutro Ci je dostarczę – odpowiedziała zrezygnowana Emily. – Teraz powiedz mi, jak to naprawić?
– Włącz mikrofon! – Wykrzyknęła uradowana Lili.
– Huh? Jak to włącz… – przerwała. Obracając mikrofon, spostrzegła przełącznik „ON/OFF”. Uderzyła się mikrofonem w czoło, klnąc przy tym siarczyście. Lilia roześmiała się jeszcze głośniej. – Nie mogłaś mi o tym powiedzieć wcześniej? Męczę się tu już ponad godzinę.
– Wiem, dlatego tu jestem, ale już mi się znudziło. Udanych łowów – odparła, po czym pobiegła na górę, śmiejąc się pod nosem. Chwilę po tym jak Lili zniknęła, kamienna płyta opuściła się powoli, uniemożliwiając odróżnienie wnęki, w której znajdowały się schody, od reszty ściany.
– RAZ, RAZ, RAZ, HA! DZIAŁA! – Wykrzyknęła radośnie Emily, budząc przy tym leżące na posadzce postacie. Cztery z nich wstały powoli, zataczając się i rozglądając dookoła, byli zdezorientowani.
Emily odczekała chwilę, wzięła głęboki wdech i powiedziała:
„WITAM! WASZ KOSZMAR WŁAŚNIE SIĘ ZACZĄŁ!”
**********************************************************************************
Cofnąłem się kilka kroków - nie było jej. Jednak, gdy tylko podszedłem kawałek, stała przede mną w całej swej okazałości. Kilkudziesięciu metrowa, z małymi, półokrągłymi oknami położonymi w równych odstępach, zakończona iglicą czarna wieża. Przed bramą, ustawione były dwa ogromne posągi smoków, z rozpostartymi skrzydłami i rozdziawionymi paszczami, wykonane z czarnego granitu. Jakby tego było mało, całość była zbudowana na wysepce, na środku sporawego jeziora. Do wieży prowadził kamienny most. Wokół jeziora rosły palmy daktylowe i akacje. Dla pewności rozejrzałem się dookoła, ciągle byliśmy na pustyni, jednak wydmy były ledwo dostrzegalne na skraju widnokręgu. Nawet od strony, z której przyszliśmy, znajdowała się teraz porośnięta bujną roślinnością oaza. Niech mnie gniew Desti dosięgnie, jeśli tutaj nie działały potężne moce. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Wygląda na to, że właśnie trafiła mi się wygrana na loterii. Gdy byliśmy tuż przed bramą wejściową, zatrzymałem się na chwilę podziwiając majestat wieży.
– Piękny domek letniskowy – zwróciłem się do dziewczyn. – Wyszukany i na pewno bardzo przytulny – Kornelia spojrzała na mnie przyjaźnie i już chciała coś odpowiedzieć , gdy nagle wrota otworzyły się z hukiem. Wybiegła zza nich wysoka, zielonowłosa panna.
– O! Siostrzyczki, już po spacerze? – Odezwała się na nasz widok, po czym zaczęła czochrać włosy Rubin.
– Właśnie wracamy. Będziemy miały dzisiaj gościa – odparła Kornelia. Zielona dziewczyna zwróciła wzrok w moim kierunku. Była mojego wzrostu, jednak wydawała się wręcz przygniatać mnie samą swoją obecnością. Nie wiem czemu, lecz bałem się spojrzeć jej bezpośrednio w oczy – a Ty dokąd idziesz Emily?
– Przestań to robić – wtrąciła Rubin, wyjęła także ze swojej torebki czerwoną wstążeczkę. Rozplotła dwie żółte znajdujące się we włosach, zaś szkarłatną zawiązała sobie wokół ramienia.
– Lecę po lody dla Lili, obiecałam jej wczoraj – odpowiedziała, nadal bawiąc się rudymi włosami. – Nie schodźcie do piwnicy, mamy tam dwie duże myszy. Próbowałam je dzisiaj złapać, lecz schowały się w jakąś dziurę.
– Przestań.
– To dziwne, że Ci uciekły, muszą być całkiem inteligentne – powiedziała Kornelia z zakłopotaną miną.
– Jak wrócę wieczorem to się nimi zajmę.
– Przestań! – Krzyknęła Rubin swoim pozbawionym emocji głosem. Emily wrzasnęła, gdy szereg białych i ostrych jak szpilki ząbków zatopił się w jej nadgarstku.
– OK! OK! Przepraszam, puść mnie! – wyrzuciła z siebie, gdy kilka jej prób wyzwolenia ręki nie powiodło się, powodując jedynie większy ból. Ruda zwolniła swój żelazny uścisk szczęki, a jej ofiara odskoczyła kawałek. Obie stały tak przez moment naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. Emily masowała miejsce ugryzienia, zaś Rubin układała włosy, z powrotem wplatając w nie żółte wstążki. Kornelia, która do tej pory jedynie biernie się przyglądała, wybuchnęła śmiechem, za chwilę śmiały się wszystkie trzy, o ile tak to można nazwać w przypadku Rubin, która jedynie raz parsknęła.
– Widzę, że jesteście ze sobą bardzo zżyte. Też bym chciał mieć dwójkę rodzeństwa, z którym mógłbym wspólnie dokazywać, śmiać, kłócić się i rozmawiać – powiedziałem. Dziewczyny uspokoiły się i spojrzały na mnie.
– Jest nas sześć – odrzekła Rubin. – Najstarsza jest Kornelia, potem ja, Emily, April i Aeri, oraz najmłodsza Lili.
– Cieszę się, że nie przestraszyło Cię ani to miejsce, ani nasze zachowanie – dodała Kornelia. – Mieszkamy tu same, mając jedynie siebie. Ktoś nowy w naszym gronie wniesie sporo świeżości. Poza tym fakt, że udało Ci się tu za nami dotrzeć…
– Bym zapomniała! – przerwała jej Rubin. – Miałam iść po lody. Będę wieczorem, pa! – Nim ktokolwiek zdążył jej odpowiedzieć, pobiegła już przed siebie.
– … świadczy o tym, że jesteś wyjątkowy.
– Magia, całe to miejsce jest nią wręcz przesiąknięte – stwierdziłem z uśmiechem. W tej znajdującej się dookoła mocy, było coś znajomego, coś co gdzieś już czułem, lecz nie mogłem sobie przypomnieć co to jest, ani gdzie się z tym wcześniej spotkałem.
– Można tak to ująć – odpowiedziała roześmiana Kornelia. Po czym ukłoniła się delikatnie i wskazały na bramę do wieży. – Zapraszamy zatem do środka, poznasz resztę naszego rodzeństwa.
**********************************************************************************
– Jaki jest sens posiadania miliona drewnianych marzeń, które spłoną po styczności z jedną iskrą rzeczywistości? – Zapytał mnie staruszek w bujanym fotelu. Znajdowałem się na starej werandzie, przed rozlatującym się domkiem, otoczony polem kukurydzy.
– Leć – krzyknęło niebo.
– Idź do piachu – odparła ziemia.
– Albo zostań tu ze mną – dodał dziadek.
– Polecę! – Krzyknąłem i wzniosłem ręce ku niebu. Nic się nie stało, jedynie dziadek się roześmiał.
– Chcesz latać? Z drewnianymi skrzydłami to daleko nie zalecisz – powiedział. Spojrzałem na swoje plecy, znajdowała na nich para amatorsko-rzeźbionych skrzydeł. Na jednym z nich było napisane „Rodzina”, na drugim zaś „Kariera”.
– Czemu moje skrzydła są drewniane? Przecież to normalne cele jaki powinien mieć każdy człowiek! Co jest złego w pragnieniu tego co wszyscy inni?
– Twoja dusza chcę czegoś zupełnie innego. Konradzie, chcesz wiedzieć co to jest? – zapytał staruszek, zaś wtórowały mu głosy nieba i ziemi „co to jest… co to jest… co to jest…”. Ku mojemu zdziwieniu znałem już odpowiedź.
– To jest…
Sen rozmył się i szybko odszedł w zapomnienie, gdy obudziły mnie krople wody, kapiące mi na twarz. Cały byłem obolały, dobrą chwilę zajęło mi wstanie i złapanie równowagi. Czułem się okropnie, mogłem z precyzją chirurga stwierdzić gdzie znajduje się mój żołądek, wystarczyło jedynie wskazać miejsce gdzie boli najbardziej. Ostatnie co pamiętam, to picie w barze na złotym rogu, potem film mi się urwał. Gdzie ja w ogóle jestem? Rozejrzałem się dookoła, nie było tu żadnych okien, jedynie pochodnie, poutykane w dość dużych odstępach od siebie, oświetlały salę. Kamienna podłoga, kamienne ściany, kamienny sufit z zaciekami. W niektórych miejscach wisiały jakieś łańcuchy. Komnata wyglądała jak loch, albo katakumby, jakie można spotkać w sporej części znanych mi gier. Ktoś się naprawdę musiał nieźle postarać, by wyciąć mi taki numer. Ciekawe czy to któryś z moich kumpli z wydziału. Zawsze się ze mnie śmiali, że taki stary, a ciągle interesuje się grami komputerowymi.
– A Ty nie uciekasz? – Odwróciłem się momentalnie, szukając źródła głosu, jednak pochodnie kończyły się w połowie długości sali, a po drugiej stronie panowała ciemność. – Ups, zapomniałam – powiedziała tajemnicza osoba. Po sekundzie, niemal oślepił mnie blask świateł. – EKHM, PODEJDŹ BLIŻEJ! – rozległ się ten sam głos, jednak o wiele głośniejszy.
Gdy tylko mój wzrok dostosował się do zmiany oświetlenia, zobaczyłem dziwną scenę. Po przeciwnej stronie komnaty, dwa wielkie reflektory oświetlały podest, na którym stały głośniki i zielonowłosa dziewczyna z mikrofonem. Podszedłem kawałek bliżej, z każdym moim krokiem sytuacja podobała mi się coraz mniej. Wpierw zobaczyłem, że o jeden z głośników stał oparty karabin AK-47. Następnie poczułem zapach krwi, tuż przed podestem znajdowała się szkarłatna kałuża. Nigdzie jednak nie dostrzegłem ciała, a dziewczyna nie wyglądała na ranną.
– WYSPANY? – zapytała mnie zielona panna, wyglądała na lekko znużoną.
– Kim jesteś? – Wyrzuciłem z siebie pierwsze z wielu pytań, które kłębiły się w mojej głowie. Dziewczyna odłożyła mikrofon i podeszła do mnie bliżej, gdy zatrzymała się kilka metrów ode mnie, poczułem jak gdyby każda moja komórka próbowała uciec jak najdalej od niej.
– Dam Ci małe fory, bo obudziłeś się ostatni, lecz nim odpowiem na którekolwiek z Twoich pytań, chciałabym żebyś pojął w jak wielkim bagnie właśnie się znajdujesz i zrozumiał, że ja nie żartuję. Podejdź teraz do skrzyni – wskazała ręką jeden z rogów komnaty – i otwórz ją.
Skrzynia była spora i chłodna w dotyku. Koło niej zauważyłem ślady krwi na podłodze, ciągnące się aż od wielkiej kałuży posoki. Zawahałem się przed jej otwarciem, lata doświadczenia w moim zawodzie podpowiadały mi co znajdę w środku. Dziewczyna popędziła mnie ruchem ręki. Wieko ustąpiło bez żadnego problemu. W środku leżało nagie ciało starszego mężczyzny. Przyczyną zgonu było kilka ran postrzałowych w klatce piersiowej, nie rozumiem jednak dlaczego cała skrzynia była wyłożona lodem i… kiepski ze mnie kucharz, ale to chyba był majeranek, cebula, pomidory oraz inne warzywa i przyprawy.
– Tak, to ja go zabiłam, mógłby pożyć chwilę dłużej, gdyby tylko uwierzył w to co mówię. Teraz słuchaj uważnie, bo nie lubię się powtarzać – powiedziała zielona morderczyni. Zauważyłem, że z tyłu jej szortów była przymocowana kabura z pistoletem desert eagle. – Miałeś szczęście i pecha zarazem. Wymieszałeś mocne środku nasenne, które podali Ci moi służący w posiłku, z alkoholem, o mało przez to nie kopnąłeś w kalendarz, ale żyjesz. Miałeś farta. Z drugiej strony, teraz jesteś zwierzyną, a ja myśliwym. Pobawimy się w chowanego, masz dokładnie – spojrzała na zegarek – dwie godziny i pięć minut, by się schować w tych podziemiach – wskazała na kilka ciemnych tuneli odchodzących od głównej Sali. – Potem zacznę was szukać, złapana…
– Nas? – przerwałem jej.
– Tak, was. Prócz Ciebie były jeszcze cztery inne osoby – uśmiechnęła się szeroko – teraz już są jedynie trzy. Po upływie czasu, każdy kogo znajdę zginie. Jakieś pytania?
Milczałem przez chwilę analizując to co właśnie usłyszałem. Miałem przed sobą niebezpieczną, psychopatyczną nastolatkę, do tego uzbrojoną po zęby. Mógłbym spróbować zabrać jej broń i obezwładnić, lecz ciągle ledwo trzymałem się po tych dragach, którymi mnie naszpikowali. Nie miałem też pewności, czy nie czai się tu żaden z jej pomocników, gotowy przestrzelić mi serce. Najlepszym wyjściem będzie chwilowe granie na jej zasadach, przynajmniej dopóki nie odzyskam w pełni kontroli nad ciałem, muszę też spróbować odnaleźć resztę osób uwięzionych w tej chorej grze. Trzeba improwizować.
– Trochę to niesprawiedliwe. Ty masz broń, znasz teren, a ja nie mam nawet latarki.
– O! Dobrze, że mi przypomniałeś, miałam dać Ci fory. Łap – odpowiedziała dziewczyna i rzuciła w moim kierunku pistolet. Całkowicie mnie tym zaskoczyła, jednak złapałem broń i obejrzałem ją. W magazynku było siedem pocisków. Niewiele myśląc wycelowałem w nastolatkę. Widząc to wyszczerzyła zęby, nie ruszyła się jednak nawet o krok. Po chwili zastanowienia opuściłem broń. Czułem, że to musiał być jakiś podstęp, gdybym strzelił, zapewne źle, by się to dla mnie skończyło. Ona zaś spokojnie spojrzała na zegarek. – Czas ucieka, i Ty też powinieneś zacząć – popędziła mnie. – Zapowiada się ciekawie – dodała, po czym zachichotała cicho.
– Jeszcze jedna sprawa nie daje mi spokoju – zacząłem.
– Hmm?
– Ty wygrasz jak nas wszystkich złapiesz, a jak my możemy wygrać? –dokończyłem. Dziewczyna spojrzała się na mnie zaskoczona, po czym roześmiała się na głos.
– A to dobre, o tym nie pomyślałam! – Chwilę zajęło nim opanowała kolejne wybuchy śmiechu i mogła mówić dalej. – Niech Ci będzie, jak spotkasz resztę to przekaż im, że wygrywacie jeśli znajdziecie wyjście na powierzchnię. Wtedy nie tylko zostawię was w spokoju, lecz dostaniecie także po pół miliona dolarów na głowę! Życzę wam powodzenia! – Znowu zaczęła się rechotać, aż popłynęły jej łzy.
Cofałem się nie spuszczając dziewczyny z oka, ona jednak usiadła na schodku wycierając mokre oczy o rękaw bluzki i mówiła pod nosem „oni wygrać, muszę to powtórzyć siostrom”. Miałem cztery tunele do wyboru, wybrałem najbliższy. Wziąłem jedną z pochodni znajdujących się na ścianie i ruszyłem przed siebie, zagłębiając się w ciemności.
2
pytanie wymaga postawienia odpowiedniego znaku na końcu zdania - prawda?Jak ona mogła mnie tu wysłać, bez żadnego przygotowania, bez słowa wyjaśnienia.
powtórzenie i brzydka aliteracja. W ogóle, to zdanie brzmi strasznie (przeczytaj na głos, aby zrozumieć co mam na myśli).Heh, chociaż nie, nawet wtedy, nie dałbym rady nawet na nią nakrzyczeć, mam do niej zbyt wielką słabość.
musisz to jakoś zróżnicować (wyższa, niższa, grubsza, ruda, piegowata) bo w tej chwili nie wiem, która co mówi.– Jak sadzisz, to jeszcze żyje? – Zapytała jedna z nich. Musiałem stracić na chwilę świadomość, bowiem stały teraz tuż obok mnie.
– Nie wiem, sprawdzić? – Odpowiedziała druga, w jej głosie brzmiało coś niepokojącego.
–„ To” żyje i ma się całkiem dobrze – przerwałem im rozmowę, spojrzały na mnie lekko zaskoczone.
– Och, przepraszam – odparła jedna z nich. – Nie sądziłam, że nas słyszysz, gdybym wiedziała, nie nazwałabym Cię tak niegrzecznie.
Nie
jestem innego zdania. Wciągałby piasek nosem... jako trup.piłem nic od czterech dni, gdybym był zwykłym człowiekiem, pewnie już dawno doprowadziło by mnie to na skraj obłędu.
znowu to samo, ale z błędem: są dwie, a mimo to powiedziała wyższa z nich (z dwóch), więc wychodzi, że są trzy. Trzeba napisać: ta wyższa– Ależ oczywiście, że mamy. Rubin bądź tak miła i podaj panu bukłak – powiedziała wyższa z nich.
zwrot osobowy piszemy małą literą (chyba, że jest to list to konkretnego adresata).– Zatrzymaj wodę, jestem pewna, że Ci się przyda.
błąd kontynuacji: Rubin (ta niższa) podała mu wodę, dlaczego więc oddaje tej wyższej?– Dziękuje, tego mi było trzeba. Teraz będę mógł iść dalej przez parę dni – wyciągnąłem rękę w stronę wyższej, chcąc oddać bukłak, jednak ona jedynie się uśmiechnęła.
nie piszemy skrótami: albo po angielsku okay, albo z angielska okejPrąd jest, kable ok
ludzie wymyślili określenia na lata, takie jak dziewczynka. Jak jest niska, pisz że niska ale nie używaj określenia wieku mała.Mała dziewczynka momentalnie
Hmmm, ujmujące na swój sposób, ale spodziewałem się czegoś innego. Ale od początku:
Misja, nadczłowiek, spotkanie na pustyni - doskonale rozpisane, świetnie przedstawione a moment z twarzą zamieniającą się w "coś" strasznego sprawił, że na plecach poczułem nieprzyjemny chłód. Świetnie! Później doskonałe dialog a i narrator-bohater żyje i trzyma cały czas ten sam poziom.
Następnie zmiana otoczenia, wprowadzasz dwie dziewczynki i jest dalej ciekawie.
Kolejna scena i oba wątki schodzą w jeden - i to zabieg świetny. Ale w trzecim akcie narrator już podupada na kondycji i zaczyna rzucać kolokwializmy, a sposób w jaki mówi przypomina gadanie nastolatka i mimo, że historia nadal wciąga i wydaje się logiczna, to właśnie narracje rujnuje w pewnym stopniu uzyskany efekt. Nie mniej, fragment podobał mi się, ładnie operujesz słowem - jest tu kilka rzeczy do poprawki (chociażby literówki), czasami zapętlisz się w opisach (wskazałem też błąd kontynuacji), ale jest to ciekawe i czytało się gładko. Podobało mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
3
Skoro pyta (na co wskazuje pogrubione słowo), to dlaczego nie ma na końcu znaku zapytania?KamoFreak pisze:Jak ona mogła mnie tu wysłać, bez żadnego przygotowania, bez słowa wyjaśnienia.
Wiadomo. Nadmiar zaimków. W całym tekście mocno sobie folgujesz w tym względzie. Popracuj nad tym.KamoFreak pisze:Czuję jak moja świadomość powoli odpływa, coraz dalej i dalej. Wygląda na to, że tutaj zakończy się moje zadanie. Przynajmniej te sępy, krążące od dwóch dni nade mną, będą zadowolone, ucztując na moim truchle.
Znów sugerujesz pytanie, a kończysz zdanie kropką.KamoFreak pisze:jak inaczej można by wytłumaczyć to co widziałem.
Tę iluzję.KamoFreak pisze:tworząc tą iluzje
Gdyby był zwykłym człowiekiem, już by nie żył. W sprzyjających warunkach (temperatura około 20 st C) człowiek bez wody jest w stanie przeżyć maksymalnie tydzień (z dużą dozą optymizmu).KamoFreak pisze:Nie piłem nic od czterech dni, gdybym był zwykłym człowiekiem, pewnie już dawno doprowadziło by mnie to na skraj obłędu.
Powinien to był zauważyć, kiedy łapał ją za rękę, przecież, żeby pocałować, musiał ją przytrzymać.KamoFreak pisze:W momencie gdy moje usta dotknęły jej dłoni, poczułem, że jest w niej coś nienaturalnego,
A są duże dziewczynki? Oczywiście, jeśli nie nosi to znamion żartu.KamoFreak pisze:Mała dziewczynka
Oj, brzydko. Emocji nie trzeba wyrażać CAPSLockiem.KamoFreak pisze:– RAZ, RAZ, RAZ, HA! DZIAŁA! –
Już nie postacie, skoro na początku akapitu są ludźmi.KamoFreak pisze:budząc przy tym leżące na posadzce postacie.
Kilkudziesięciometrowa.KamoFreak pisze:Kilkudziesięciu metrowa
Rozmieszczonymi. Kłaść można coś na czymś.KamoFreak pisze:położonymi w równych odstępach,
Koślawe to zdanie. Nie można patrzeć pośrednio. W tym przypadku 'bezpośrednio' nie jest dobrym synonimem 'wprost'. Popatrz na to:KamoFreak pisze:Nie wiem czemu, lecz bałem się spojrzeć jej bezpośrednio w oczy
Nie wiem dlaczego bałem się spojrzeć jej prosto w oczy.
Pogrubione sugeruje, że już wcześniej też coś wyjęła z tej torebki. Nie wspominasz o tym. Usunąć i zastąpić spójnikiem i.KamoFreak pisze:– Przestań to robić – wtrąciła Rubin, wyjęła także ze swojej torebki czerwoną wstążeczkę.
Sztywny ten dialog okropnie.KamoFreak pisze:– Widzę, że jesteście ze sobą bardzo zżyte. Też bym chciał mieć dwójkę rodzeństwa, z którym mógłbym wspólnie dokazywać, śmiać, kłócić się i rozmawiać – powiedziałem. [1]Dziewczyny uspokoiły się i spojrzały na mnie.
[1] To nie należy do wypowiedzi, powinno znaleźć się w następnym akapicie.
Wieje naiwnością z tej wypowiedzi. Cała ta wymiana zdań grubymi nićmi szyta.KamoFreak pisze:– Cieszę się, że nie przestraszyło Cię ani to miejsce, ani nasze zachowanie – dodała Kornelia. – Mieszkamy tu same, mając jedynie siebie. Ktoś nowy w naszym gronie wniesie sporo świeżości. Poza tym fakt, że udało Ci się tu za nami dotrzeć…
Bohater czy domek?KamoFreak pisze:Znajdowałem się na starej werandzie, przed rozlatującym się domkiem, otoczony polem kukurydzy.
Czym jest ten złoty róg, bo mnie z niczym się nie kojarzy. Jeśli to nazwa własna, powinno być od dużej litery.KamoFreak pisze:, to picie w barze na złotym rogu, potem film mi się urwał.
Zbyt formalny ten opis. Po prostu: Gdy tylko wzrok przyzwyczaił się do światła.KamoFreak pisze:Gdy tylko mój wzrok dostosował się do zmiany oświetlenia
Po pierwsze – znowu capslock. Po drugie – zbędny zaimek. Po trzecie – niepotrzebne dookreślenie. Wiemy już, że stała tam ona.KamoFreak pisze:– WYSPANY? – zapytała mnie zielona panna, wyglądała na lekko znużoną.
Zawahał się przed otwarciem kałuży posoki. Zgubiony podmiot.KamoFreak pisze:ciągnące się aż od wielkiej kałuży posoki. Zawahałem się przed jej otwarciem,
Do usunięcia.KamoFreak pisze:Znowu zaczęła się rechotać
Fajne. Podobało mi się mimo błędów i kilku nielogiczności (jakoś tak zbyt łatwo się tam wszyscy na wszystko zgadzali. A ten ostatni złapany, to nie wykazał najmniejszego niepokoju związanego z sytuacją, w której się znalazł).
Wciągnęłaś mnie w historię i chcę wiedzieć co będzie dalej. Przyczepię się trochę do opisu zamku. Nie zrobiłaś tego na tyle dobrze, żebym mogła sobie wyobrazić to znikanie i pojawianie się, i tę wyspę na środku pustyni.
Za to postacie bardzo dobrze nakreślone, szczególnie siostry. Mroczne, psychopatyczne, ale i tak niezmiernie interesujące. No i dialogi między nimi świetne. Takie żywe i niewymuszone.
Trochę męczące jest skakanie z narratora pierwszoosobowego na trzecioosobowego, ale jeśli już chcesz to zrobić, to niech tylko jeden bohater ma przypisany ten sposób opowiadania. Wtedy każdy element pierwszoosobowej opowieści będę kojarzyła z daną postacią.
Zapowiada się interesująco, tak trzymaj.
Pozdrawiam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.