Matka demonów - dłuższy fragment [horror]

1
Obiecałam, że wrzucę dłuższy fragment, to proszę bardzo. Pewnie będzie byków co niemiara, ale mimo wszystko życzę miłej lektury ;)
***

wwwRatunku! Pomocy! Kim wy jesteście?! Co chcecie mi zrobić?!

wwwRozpaczliwy krzyk młodej kobiety niemal rozerwał mi głowę. W moim umyśle na krótką chwilę pojawił się obraz ofiary. Był jednak zbyt rozmazany i niewyraźny, abym mógł zidentyfikować tę dziewczynę. Wiedziałem natomiast jedno: krzywdzono ją i potrzebowała pomocy. Mojej pomocy.
wwwNajgorsze jest to, że ta wizja prześladuje mnie już od dłuższego czasu i pojawia się zawsze w najmniej odpowiednich momentach, tak jak teraz: w szkole, na zajęciach z historii Europy. Uderza nagle i z niespodziewaną siłą. To jest tak, jakbyś naćpał się jakiegoś cholerstwa i miał halucynacje. Po każdej takiej wizji jestem kompletnie wycieńczony i czuję się tak, jakby jakiś psychicznie chory, zdeprawowany sadysta zrobił mi pranie mózgu. Czasem to uczucie jest fajne, a czasem nie. Ale dlaczego? Sam właściwie nie wiem.
wwwTeraz jednak obraz dręczonej dziewczyny zaczął powoli zanikać, a do mojego umysłu przenikały niczym upiorne echo słowa nauczyciela.
www– Panie Mason! Panie Mason! Słyszy mnie pan?
wwwWziąłem głęboki wdech, otworzyłem oczy i rozejrzałem się po klasie. Wszyscy gapili się na mnie jak na kompletnego półgłówka. To znaczy, wszyscy oprócz pana Andersona. Jedynie jego błękitne oczy wyrażały prawdziwą troskę zmieszaną z irytacją.
www– Tak, tak – zapewniłem, przyciskając rękę do brzucha i kurczowo łapiąc oddech.
www– Świetnie. – Pan Anderson odłożył kredę i usiadł przy biurku, wciąż lustrując mnie czujnym wzrokiem. – Może więc odpowie pan na moje pytanie: proszę opisać Wielką Rewolucję Francuską.
wwwCholera jasna! Znałem odpowiedź! Zawsze przykładałem się do lekcji i uważnie słuchałem wykładów Andersona. Teraz jednak byłem zbyt otumaniony wizją i w ogóle nie potrafiłem się skoncentrować. Pokręciłem bezradnie głową, czując, jak zbliża się kolejna fala mdłości, i wymamrotałem:
www– Przepraszam, nie czuję się najlepiej…
www– Zatem proszę iść do higienistki. – Wskazał mi drzwi i uniósł brew, czekając na moją reakcję.
wwwSzczerze mówiąc, nie miałem nic przeciwko natychmiastowemu opuszczeniu klasy. Po każdej wizji wolałem na jakiś czas odizolować się od świata, tak dla bezpieczeństwa.
wwwSpakowałem więc pospiesznie swoje rzeczy i przy akompaniamencie klasowego śmiechu wyszedłem na pusty korytarz. Poczłapałem na drżących nogach do swojej szafki. Przez chwilę bezmyślnie się na nią gapiłem, po czym oparłem się o nią plecami, próbując uspokoić zszargane nerwy. Powoli osunąłem się na ziemię i siedziałem z niewidzącym wzrokiem wbitym w jakiś odległy punkt.
wwwSam nie wiem, kiedy to wszystko się zaczęło. Po prostu którejś nocy przyśniła mi się bestialsko torturowana dziewczyna i od tamtej pory pojawiała się w moim umyśle w najmniej spodziewanych chwilach. Z czasem zacząłem mieć tego serdecznie dość. Wielokrotnie się zastanawiałem, dlaczego padło akurat na mnie, dlaczego muszę znosić takie psychiczne katusze, ale nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie. Dziewczyna z moich wizji była dla mnie bardzo enigmatyczną postacią. Postacią, która ewidentnie chciała mi coś przekazać, ostrzec przed czymś.
Tylko przed czym? Albo może raczej: przed kim?
www– Kevin?
wwwOd razu rozpoznałem ten głos. Należał do Ginger Brooks, mojej najlepszej i jedynej przyjaciółki. Przywołany do rzeczywistości, spojrzałem na nią i wysiliłem się na uśmiech, który miał ją przekonać, że wszystko w porządku.
wwwJednak nie z Ginger te numery. Siedziała w klasie tuż obok mnie i widziała, co się ze mną działo. Poza tym znała mnie na wylot, ponieważ przyjaźniliśmy się od dzieciństwa. Zatem doskonale wiedziała, kiedy kłamałem.
wwwJej ciężkie glany stukały głucho o posadzkę, gdy biegła w moją stronę. Uklękła przy mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.
www– Biedaku… Miałeś kolejną wizję. Ale już ci lepiej, prawda? A może odwieźć cię do domu?
wwwUwielbiałem Ginger za wiele rzeczy. Po pierwsze: tak jak ja ubierała się i malowała oczy na czarno, no i słuchała różnych odmian metalu. Po drugie: byliśmy do siebie bardzo podobni. Mieliśmy te same zainteresowania, dzieliliśmy się wszelkimi radościami i smutkami (tego drugiego było znacznie więcej). Ogólnie rzecz biorąc, stanowiliśmy parę największych dziwaków, jakich widział świat. Po trzecie: Ginger traktowała mnie jak młodszego brata, a po czwarte, najważniejsze: była zaufaną powierniczką mojego sekretu. Wiedziała o tych tajemniczych wizjach, ale nikomu o nich nie powiedziała, za co byłem jej ogromnie wdzięczny.
www– Nie, Ginny, nie musisz się fatygować, ale… – Zawahałem się i odwróciłem wzrok. Dużo prościej było mi się żalić, nie patrząc w intensywnie czarne oczy Ginger. – Ta dziewczyna… Ona potrzebuje mojej pomocy. Próbuje też ostrzec mnie przed kimś. Przed swoim oprawcą. – W końcu odważyłem się spojrzeć na przyjaciółkę. – Nie mam pojęcia, czy chodzi akurat o niego, kimkolwiek jest, ale tak właśnie myślę.
wwwGinger uśmiechnęła się pod nosem, usiadła przy mnie i położyła mi głowę na ramieniu.
www– Rozumiem, Kev. Te wizje, tę dziewczynę i to, co czujesz. Jednak czasem się zastanawiam, czy sobie tego wszystkiego nie ubzdurałeś. Przecież nie istnieje coś takiego jak magia. A ty jesteś normalnym nastolatkiem, tak jak ja.
wwwNo tak, cała Ginger. Pieprzona realistka. Może i miała w pewnym sensie rację, ale ja dobrze wiedziałem, co mówię.
www– Tako rzecze dziewczyna, która codziennie stawia mi tarota, a co weekend zostaje u mnie na noc i każe mi uczestniczyć w seansach spirytystycznych.
wwwZaśmiała się i dała mi lekką sójkę w bok.
www– Robiłam to dlatego, że ty chciałeś.
www– Taa, jasne. – Pokręciłem głową i znów spojrzałem jej w oczy. Zniżyłem głos do konspiracyjnego szeptu. – Ja nie jestem normalny, Ginger, i ty też nie, i oboje dobrze o tym wiemy.
wwwWestchnęła ciężko i przytuliła się do mnie, najwyraźniej rezygnując ze wszczęcia kłótni. Nie mam pojęcia, dlaczego zawsze tak mi ulegała.
wwwNagle oboje podskoczyliśmy gwałtownie, ponieważ na korytarzu rozległy się oklaski. Zza zakrętu wyłoniła się ona. Phoebe Lifehouse. Dziewczyna, która podobała mi się od pierwszej klasy liceum. Kiedy się do nas zbliżyła, wyraźnie dostrzegłem kpiarski uśmiech na jej urodziwej twarzy.
www– Brawo, Mason. Kto by pomyślał… Dlaczego po prostu nie powiedziałeś staremu Andersonowi, że wychodzisz, bo chcesz się pomiziać z tą pokręconą Gotką, hę?
www– Uważaj na słowa, kretynko – warknęła Ginger.
wwwJednak Phoebe uśmiechnęła się jeszcze szerzej i uniosła idealnie wyregulowane brwi.
www– Bo co, Brooks? Rzucisz na mnie jakąś klątwę?
wwwWściekła Ginger w ciągu kilku sekund wstała i podeszła do Phoebe tak blisko, że ich twarze dzieliły zaledwie milimetry. Przez dłuższą chwilę patrzyły sobie nienawistnie w oczy. Wstałem i stanąłem za przyjaciółką, aby w razie czego odciągnąć ją od potencjalnej ofiary.
wwwLecz zanim Ginger zdążyła się odezwać, Phoebe odchyliła głowę do tyłu i zaśmiała się pogardliwie.
www– Wiecie co? Naprawdę jest mi was żal. W tej szkole nie ma miejsca dla takich oferm i mięczaków jak wy. A teraz wybaczcie, ale edukacja mnie wzywa.
wwwOdwróciła się i odeszła tam, skąd przyszła. Ginger spojrzała na mnie z mieszaniną zdziwienia i dezaprobaty w oczach.
www– I ona tak ci się podoba?
wwwNie wiem, dlaczego szalałem za Phoebe Lifehouse. Przecież to dziewczyna kompletnie nie z mojej bajki. Popularna, bogata blondynka o niebieskich oczach, w dodatku szkolna cheerleaderka. Żywiłem do niej sympatię pomimo tego, że szydziła ze mnie i z Ginger przy każdej nadarzającej się okazji.
wwwSpojrzałem bezradnie na moją przyjaciółkę, która wciąż kipiała gniewem.
www– Wiesz co? Odwieź mnie jednak do tego domu.
*
wwwKiedy pożegnałem się z Ginger i znalazłem w swoim pokoju, odetchnąłem z ulgą i byłem totalnie wniebowzięty.
wwwMój pokój. Prywatne sanktuarium i własny, samodzielnie wykreowany świat. Właśnie w tym pokoju spędzałem większość swojego marnego życia. Tutaj też po raz pierwszy przyśniła mi się ta tajemnicza dziewczyna, której krzyk nawiedzał mnie potem co noc.
wwwZszedłem do kuchni, żeby zrobić sobie kawę, po czym wróciłem do pokoju z parującym kubkiem w ręce, usiadłem przy biurku i otworzyłem lekko pokiereszowany zeszyt, w którym zapisywałem sobie szczegóły swoich snów i wizji. Powoli przejrzałem niedbale nabazgrane notatki, po czym otworzyłem ostatnią stronę i napisałem:

www12 lipca 2009, godzina 13.30
wwwTym razem wizja nawiedziła mnie w szkole, ale wciąż nie dowiedziałem się niczego nowego.

wwwZamknąłem zeszyt i odchyliłem się na krześle.
wwwDobra, przyznaję – miałem lekką obsesję. Wydawało mi się, że ta dziewczyna naprawdę istniała. Bardzo chciałem jej pomóc, uwolnić ją od cierpienia. Tylko jak miałem to zrobić, skoro nie znałem żadnych szczegółów? Ani jej twarzy, ani miejsca, w którym ją przetrzymywano, ani jej oprawcy. Poprawka: oprawców było więcej, i to jedyna rzecz, którą na pewno wiedziałem. Ale bez całej reszty dalsze śledztwo w tej sprawie nie miało najmniejszego sensu.
wwwPowoli mi się wszystkiego odechciewało. Nie mając nic lepszego do roboty, odpaliłem kompa i grałem w World of Warcraft do późnej nocy. Kiedy powieki zaczęły mi już ciążyć, wyłączyłem grę i padłem na łóżko jak długi, nawet nie przebierając się do snu.
*
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

2
Serena pisze:Był jednak zbyt rozmazany i niewyraźny
W ostatniej wersji "Matki..." pojawiło się identyczne zdanie. Ogólnie jest okej, ale - moim skromnym zdaniem - powinnaś poprzestać na jednym przymiotniku.

Był jednak zbyt niewyraźny (od razu możesz połączyć z kolejnym zdaniem) bym mógł rozpoznać (czy tam zidentyfikować, jak wolisz, ale to pierwsze moim zdaniem bardziej pasuje) dziewczynę.
Serena pisze:To jest tak, jakbyś naćpał się jakiegoś cholerstwa i miał halucynacje. Po każdej takiej wizji jestem kompletnie wycieńczony i czuję się tak, jakby jakiś psychicznie chory, zdeprawowany sadysta zrobił mi pranie mózgu.
Powtórzenie - jakby/jakbyś. Może tak?

To jest tak, jakbyś naćpał się jakiegoś cholerstwa i miał halucynacje ("i miał halucynacje" zbyt oczywiste, usunąłbym). Po każdej wizji (tak/takiej, myślę, że zbyt blisko) jestem kompletnie wycieńczony i niekiedy odnoszę wrażenie, że psychicznie chory, zdeprawowany zadysta zrobił mi pranie mózgu.
Serena pisze:wwwWziąłem głęboki wdech, otworzyłem oczy i rozejrzałem się po klasie. Wszyscy gapili się na mnie jak na kompletnego półgłówka.
Parę linijek wcześniej pojawił się wyraz "kompletnie". Myślę, że ten "półgłówek" wystarczy, bo kogo obchodzi to, czy był bardziej czy mniej "kompletnie beznadziejny"?
Serena pisze:Sam nie wiem, kiedy to wszystko się zaczęło. Po prostu którejś nocy przyśniła mi się bestialsko torturowana dziewczyna i od tamtej pory pojawiała się w moim umyśle w najmniej spodziewanych chwilach.
O wizjach i dziewczynie, która "pojawiała się w najmniej spodziewanych chwilach" wspomniałaś już w a'la wstępie, więc uważam, że fragment w tym przypadku zbędny.
Serena pisze:który miał ją przekonać, że wszystko w porządku.
Zrezygnowałbym z tego fragmentu albo napisał to tak:

Wysiliłem się na uśmiech. Miał ją przekonać co do tego, że ze mną wszystko okej.

Niby to samo, a jednak...
Serena pisze:Zza zakrętu wyłoniła się ona. Phoebe Lifehouse.
Niepotrzebnie oddzieliłaś, postaw myślnik lub przecinek, co wolisz.

Zza zakrętu wyłoniła się ona - Phoebe Lifehouse.

Zza zakrętu wyłoniła się ona, Phoebe Lifehouse.
Serena pisze:aby w razie czego
Może "w razie potrzeby"?
Serena pisze:Nie wiem, dlaczego szalałem za Phoebe Lifehouse. Przecież to dziewczyna kompletnie nie z mojej bajki. Popularna, bogata blondynka o niebieskich oczach, w dodatku szkolna cheerleaderka.
Dobre, podoba mi się. Niespecjalnie mu się dziwię, niebieskooka blondynka... ;-)
Serena pisze:Ani jej twarzy, ani miejsca, w którym ją przetrzymywano, ani jej oprawcy.
"Jej" się powtarza, postaraj się czymś je zastąpić.

Tekst niebo lepszy niż wcześniejsza wersja, wierz mi, jestem szczerym człowiekiem (niekiedy fałszywym, ale to na rzeczy codziennych potrzeb). Historia wydaje się być banalną, typową dla młodych ludzi, dla nastolatków, ale - jak kiedyś wspomniano - możesz stworzyć świetną powieść/opowiadanie wykorzystując zużyty szablon, a może się tak stać za pomocą oryginalnego wykonania, sama rozumiesz. To tylko fragment czegoś dłuższego, tak? Czy się mylę? Jeśli tak - postaraj się opublikować więcej, a zobaczymy, czy tworzysz coś naprawdę nietuzinkowego.

Błędów o wiele mniej, na szczęście, więcej jest lepiej. Tak trzymaj.

3
Dzięki :)
Tak, to jest zaledwie początek czegoś dłuższego. Wiem, wiem, że trochę nudne, ale początki zawsze takie są. Dopiero potem akcja się rozkręci, powoli i stopniowo.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

4
Serena pisze:Był jednak zbyt rozmazany i niewyraźny, abym mógł zidentyfikować tę dziewczynę.
Wstęp jest opisem sytuacji. Nie ma potrzeby wprowadzać takich wyrazów. Obraz był, jaki był, po prostu - nie widzieliśmy go wcześniej, więc nie możemy go odnieść do naszych oczekiwań. Ale to tylko mała uwaga przy okazji, bo przecież całe zdanie nie pasuje - wskazano Ci to już wcześniej.
Serena pisze:To znaczy, wszyscy oprócz pana Andersona.
Takie słowa też są zbędne. Pisz tak, żeby nie musieć co chwila poprawiać i uściślać.
Serena pisze:– Kevin?
wwwOd razu rozpoznałem ten głos. Należał do Ginger Brooks, (...)
Siedziała w klasie tuż obok mnie i widziała, co się ze mną działo.
Aha! Urwała się z lekcji! ;)
Serena pisze:tak jak ja ubierała się i malowała oczy na czarno, no i słuchała różnych odmian metalu.
... Bohater malował oczy na czarno? Naprawdę to miałaś na myśli?
Szyk: Ubierała się tak, jak ja i malowała oczy na czarno.
Serena pisze:Wstałem i stanąłem za przyjaciółką, aby w razie czego odciągnąć ją od potencjalnej ofiary.
Potencjalną ofiarą może być każdy, kiedy dziewczyna jest tak wzburzona ;)
To złe słowo.
Serena pisze:A teraz wybaczcie, ale edukacja mnie wzywa.
Ej czekaj, ja wiem! Ona też nie była na lekcjach, ale nagle odczuła nieodpartą chęć uczestniczenia w zajęciach.
Serena pisze:– Wiesz co? Odwieź mnie jednak do tego domu.
Do tego... albo może lepiej do tamtego... ;)
Serena pisze:otworzyłem lekko pokiereszowany zeszyt, w którym zapisywałem sobie szczegóły swoich snów i wizji. (...)
Tym razem wizja nawiedziła mnie w szkole, ale wciąż nie dowiedziałem się niczego nowego.
Zaiste. To niezwykle ważny szczegół.
Serena pisze:Poprawka: oprawców było więcej, i to jedyna rzecz, którą na pewno wiedziałem.
Już mówiłam, że nie ma potrzeby się poprawiać. Pisz od razu poprawnie!

Nie powiem nic odkrywczego, bo dobrze o tym wiesz - umiesz pisać dobrze. Czyli tworzyć zdania ładne, z dobrą interpunkcją, gramatycznie poprawne, ani jednego ortu, no cud miód; metafory zazwyczaj także udane (zazwyczaj, bo nikt nie jest nieomylny;)), ale - i tu już bardzo źle: braki logiki zarówno w pojedynczych zdaniach, jak i w całości opowiadania, nie pasowała mi też niejednoznaczność stylistyczna - tu ładne i wygłaskane zdania, tam zwroty typu "odpalać kompa", "kompletny półgłówek". Historia sztampowa do bólu, chociaż dobrze i w ciekawy sposób pisana i to ją ratuje.

Jest to tekst bardzo stary, pewnie już o nim zapomniałaś ;) a przecież oceniałam także twoje inne. I zauważyłam, że starsze są lepsze niż nowe. I znów potwierdza się moja teoria - nie uczysz się i nie chcesz być lepsza. Zapamiętaj jedną sentencję: "Kto stoi w miejscu, ten się cofa".

Pozdrawiam.
ObrazekObrazekObrazek

5
– Panie Mason! Panie Mason! Słyszy mnie pan?
Tu zrobiłbym stopniowanie tej wypowiedzi.
– Panie Mason. Panie Mason! Słyszy mnie pan?!
Przez chwilę bezmyślnie się na nią gapiłem, po czym oparłem się o nią plecami, próbując uspokoić zszargane nerwy.
Tu można było wykonać inny ruch, aby uniknąć powtórki zaimka. Dodać do szafki jakaś cechę i ją wykorzystać. Zobacz na:
Przez chwilę bezmyślnie się na nią gapiłem, poczym oparłem plecy o metalowe drzwiczki, próbując uspokoić zszargane nerwy.
Należał do Ginger Brooks, mojej najlepszej i jedynej przyjaciółki.
Czy w rzeczywistości, byłaby nienajlepsza, jako ta jedyna? Myślę, że z powodzeniem to można usunąć.
– Biedaku… Miałeś kolejną wizję. Ale już ci lepiej, prawda? A może odwieźć cię do domu?
Ten dialog... jest rozepchany i nieco pozbawiony logiki: wpierw twierdzi, że mu lepiej (co ma zaznaczyć: prawda) i a potem chce go dowieźć. Wizje, skoro go zna, usunąłbym. Wyszłoby coś takiego:
– Biedaku… lepiej ci? Może odwieźć cię do domu?
I - wiemy, że to najlepsza przyjaciółka - co zdawkowość w przekazie tylko podkreśla. I jest z miejsca widoczna troska.
Uwielbiałem Ginger za wiele rzeczy. Po pierwsze: tak jak ja ubierała się i malowała oczy na czarno
O, jeju... facet malujący oczy O.o
– Rozumiem, Kev. Te wizje, tę dziewczynę i to, co czujesz. Jednak czasem się zastanawiam, czy sobie tego wszystkiego nie ubzdurałeś. Przecież nie istnieje coś takiego jak magia. A ty jesteś normalnym nastolatkiem, tak jak ja.
TO jest główny mankament twoich tekstów (opowiadań). Nagle, w jednym zdaniu bohatera ma wyjść na jaw cały twój zamiar. Tylko ja się zapytam: skąd wniosek, że wizje i cała ta otoczka, to magia? Twoi bohaterowie żyją z problemami, które dla mnie wydają się dziwne, ale czy to magia, powinno wyjść znacznie później. Znacznie...
Wpierw - co chyba ma uzasadnienie - gdzieś powinny pojawiać się spekulacje, rozmowy dotyczące takich rzeczy. To się nazywa rozwój fabuły. Głupio, tak z miejsca, rzucić rozwiązanie wszystkiego jednym wyrazem.

No tak, cała Ginger. Pieprzona realistka. Może i miała w pewnym sensie rację, ale ja dobrze wiedziałem, co mówię.
Razi w oczy! Przecież to jego jedyna przyjaciółka! W kontekście tego, co mówił bohater, to zwyczajnie odstaje!
Nagle oboje podskoczyliśmy gwałtownie, ponieważ na korytarzu rozległy się oklaski. Zza zakrętu wyłoniła się ona. Phoebe Lifehouse. Dziewczyna, która podobała mi się od pierwszej klasy liceum. Kiedy się do nas zbliżyła, wyraźnie dostrzegłem kpiarski uśmiech na jej urodziwej twarzy.
– Brawo, Mason. Kto by pomyślał… Dlaczego po prostu nie powiedziałeś staremu Andersonowi, że wychodzisz, bo chcesz się pomiziać z tą pokręconą Gotką, hę?
– Uważaj na słowa, kretynko – warknęła Ginger.
Jednak Phoebe uśmiechnęła się jeszcze szerzej i uniosła idealnie wyregulowane brwi.
– Bo co, Brooks? Rzucisz na mnie jakąś klątwę?
Ej, a to jest... ŚWIETNE! Oj, bardzo mi się ten fragment podobał. Doskonała plastyka, idealnie wyważony dialog i do tego naturalny, wynikający doskonale ze sceny. Nieco młodzieżowe, ale wyborne.
Kiedy pożegnałem się z Ginger i znalazłem w swoim pokoju, odetchnąłem z ulgą i byłem totalnie wniebowzięty.
Mój pokój. Prywatne sanktuarium i własny, samodzielnie wykreowany świat. Właśnie w tym pokoju spędzałem większość swojego marnego życia. Tutaj też po raz pierwszy przyśniła mi się ta tajemnicza dziewczyna, której krzyk nawiedzał mnie potem co noc.
Trochę tego za dużo.

Z pośród wszystkich tekstów, ten odstaje jakością. I to dużo na plus. Raz, że narracja jest poukładana i logiczna. Dwa, że w tej narracji pchasz wózek z historią na przód, a elementy pojawiające się w tekście mają swoje doskonałe umiejscowienie i wypływają w odpowiednich momentach. Dwa, że jest jakieś tło (z tymi wizjami), które zwolna zaczyna ukazywać wpływ na bohatera. Trzy, to dialogi - może jeszcze nieco przekombinowane, ale noszące znamiona naturalności adekwatnej dla postaci je wypowiadających. Ten fragment opowiadania podobał mnie się - i aż mnie to dziwi - czytało się doskonale. Nadal jednak twoim głównym budulcem są zaimki i to, Serena, musisz chociaż w połowie zmienić.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

6
Ten fragment opowiadania podobał mnie się - i aż mnie to dziwi - czytało się doskonale.
A cóż to cię tak dziwi, Marti? :P
Nadal jednak twoim głównym budulcem są zaimki i to, Serena, musisz chociaż w połowie zmienić.
Tak, wiem, Andrzej mi już o tym problemie wspomniał. Staram się jakoś unikać tych zaimków, ale często mi nie wychodzi. Jednak postaram się coś z tym zrobić.

Ach, i dziękuję wam wszystkim za opinie.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron