Smoszczyzna - rozdział I

1
Rozdział I
WWWNa polnej drodze, wśród zapachu kwiatów, brzęczenia chrząszczy i przelatującej ptaszyny, która w locie załatwiała swoje potrzeby, pojawił się Mezuwiusz. Jako że był ciepły, letni wieczór, jego odzienie składało się z białej lnianej koszuli, wełnianych spodni i lekko zabrudzonych zamszowych butów. Niczym szczególnym się, bynajmniej z wyglądu, nie wyróżniał, ale oto mu właśnie chodziło. Był bowiem magiem, a w tej części kraju magów zbytnio nie tolerowano. Wprawdzie wydano już obwieszczenie, mówiące o tym, że magia nie jest żadną czarcią sztuką, przekleństwem czy innym rodzajem paskudztwa, to jednak nie do wszystkich to dotarło. Nie wiedzieć czemu, mieszkańcy Kernu, miasta położonego na wschód od stolicy, jak i większość wschodniej części państwa, dalej myślą, że aby zostać magiem, odprawia się bardzo krwawe rytuały, podczas których wzywa się diabła lub złego ducha i w zamian za Siłę Magiczną bierze on duszę przyszłego czarownika.
WWWJednakże, dla dobra swojego, a przede wszystkim mieszkańców, Mezuwiusz zmierzał do miasta całkowicie anonimowo. Miał bowiem sprawę o tyle ważną, że musiał opowiedzieć o niej swojemu druhowi, Patrusowi, a rzadko zdarza mu się dzielić jakimiś informacjami. Ktoś przecież mógłby przywłaszczyć sobie zadanie i wtedy nici z nagrody. Już parę razy zdarzała mu się taka sytuacja i nie chciałby, by coś podobnego się powtórzyło. Teraz jednak potrzebował drużyny i dlatego właśnie zmierzał do Patrusa. Znał on bardzo dużo osób, a to z tego powodu, że był cyrulikiem. Wiele jego byłych pacjentów szczególnie go polubiło i stale utrzymują z nim kontakt. Zresztą, miał on talent do przyciągania przedstawicieli wszelkich ras. Zwłaszcza kobiet, które chętnie przychodziły przed, po, jak i w trakcie kuracji. Najczęściej wieczorem i wracając do domu dopiero rankiem. Co tu się dziwić, był elfem. Jak każdy elf miał wspaniałą cerę, blond włosy, wysoki wzrost i wzorową figurę. Swoją cielesną formę uzupełniał wspaniałym charakterem: był dobroduszny, inteligenty, wg kobiet uroczy, a i znajdowali się mężczyźni, którzy sądzili podobnie. Miał też wady, a jakże... Tylko że nie ukazywał ich na co dzień. Wśród swojego towarzystwa był znany z tego, że miał skłonności do picia i hazardu, a po paru większych łykach miewał napady zuchwalstwa. Patrus mieszkał w Kernie już od jakiegoś czasu. Był tu jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym, lekarzem. Nikt jednak nie wiedział, że używa on magii do uzdrawiania. Utrzymuje to w tajemnicy. Wie bowiem, że gdyby ta informacja wypłynęła, straciłby klientów, zaufanie, w najlepszym przypadku zostałby wygnany, w najgorszym powieszony. Uznał to za niezbyt szczęśliwy scenariusz, więc siedzi cicho i sumiennie wykonuje swoją robotę, za którą dostaje niemałe pieniądze. Ech, Patrus...
WWWMezewiusz już przeszedł łąkę, zręcznie omijając krowie placki i kroczył teraz brukowaną drogą prowadzącą wprost do Kernu. Gdy podszedł pod bramę miasta, luna już świeciła wysoko na szafirowym niebie. Na straży stało dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn, w pełnej zbroi w kolorach srebra i zieleni, z halabardami w rękach, a z mieczami przy pasie. Chociaż określenie „stali” nie jest raczej zbyt trafnym. Obaj bowiem podpierali się na broni, wyraźnie podchmieleni, patrząc tępo gdzieś w jakiś punkt na horyzoncie. Najwidoczniej czekali na zmianę warty, która miała nastąpić lada moment.
WWWNa ten widok Mezuwiusz uśmiechnął się. Sytuacja była lepsza niż przypuszczał. Nie będzie musiał wydawać wszystkiego na przekupienie strażników. Po zmierzchu bowiem nie wolno było wpuszczać tu przybyszów, chyba że się miało pozwolenie od kogoś z władz. Mag takiego nie posiadał, ale był na to przygotowany. W kieszeniach leżały złote walory, szmaragdy, rubiny i inne świecidełka, za które można było trochę kupić i na które oczy i ręce strażników były łache. Zawód maga był opłacalny: od czasu do czasu dostawało się zlecenie od Gildii, częściej jednak ludzie sami się zwracali do okolicznych. Z różnych powodów.WWWStrażnicy ocknęli się, słysząc kroki nadchodzącego mężczyzny. Jeden z nich nawet spróbował coś powiedzieć
WWW- Staaać! Hep... – czknął, patrząc błędnym wzrokiem na Mezuwiusza – Przejść, hep!, nie wolno!
WWW- Ależ mili panowie – Mezuwiusz uśmiechnął się, ukazując biel swoich równych zębów – Wieczór gorący, w gardle suszy, a niebezpiecznie jest ostać teraz w nocy w lesie. Myślę, że się jakoś dogadamy – mrugnął do strażnika.
WWW- Dogadać, hep!, to ty się możesz z żoną po tym, jak się dowiedziała, że spałeś z jakąś młodą panną... Nieee, panie... Z nami możesz się tylko patarrrgować.
WWW- No to... – pogrzebał chwilę w kieszeniach – Myślę, że pięć złotych walorów wystarczy na wasz wieczór.
WWW- Hep! No, nooo... Wreszcie trafił się ktoś hojniejszy – spojrzał chciwie na wyciągnięte monety, wziął je, a potem zwrócił się do swojego towarzysza – Pork, wpuść szlachetnego, jego mać, pana, który zapewnił nam dzisiaj rozrywkę.
WWWDrugi mężczyzna nazwany Porkiem, niechętnie odstawił broń, podszedł i przeprowadził Mezuwiusza na drugą stronę bramy. Następnie, nawet nie oglądając się na przybysza, odszedł znudzonym krokiem w przeciwnym kierunku. Mag natomiast zmierzał teraz wprost do swojego przyjaciela.
WWWGdyby nie strażnicy patrolujący miasto, wszędzie byłoby pusto. Mieszkańcy siedzieli teraz w karczmach, pili piwo, zabawiali się grą w karty, kości i innymi igraszkami, a nieliczni siedzieli w swoich chatach i wypoczywali po ciężkim dniu pracy. WWWMezuwiusz umówił się z Patrusem w karczmie „Pod Przepełnionym Kuflem”, najpopularniejszego w tym mieście. Uznali, że nie ma sensu chować się gdzieś na jakimś zadupiu, bowiem w „Kuflu” będzie gwar i nie ma mowy, by ktoś zdołał podsłuchać ich rozmowę. Bo i po co? Szedł więc, lecz nagle stek przekleństw utknął mu w ustach, słysząc:
WWW- Uwaga, szczyny!
WWWSzczęście, że miał już wyćwiczony refleks i zawartość nocnika nawet go nie tknęła. Kroczył dalej, przeklinając w duchu zapach moczu i odchodów na ulicy. W końcu stanął przed wysłużonymi drzwiami, które prowadziły wprost do karczmy. Już przy wejściu było czuć zapach wszystkich trunków świata, smrodu tytoniu i potu oraz parę innych, niezidentyfikowanych zapachów. Wszedł do środka. Ujrzał karczmarza, rozmawiającego z jakimś panem, który miał skłonności do nadmiernego gestykulowania. Wszystkie stoły były zajęte przez różne rasy i płcie, niemal na każdym stało piwo lub wino. Prawie też nic nie było widać: mgła pochodząca od fajek i cygar skutecznie zasłaniała pole widzenia. Zaczął się rozglądać za Patrusem.
WWW- Panie, daj srebrniaka – zwrócił się do niego jakiś niski, gruby typ – Daj, proszę, urodziny mam.
WWW Mezuwiusz nie zwrócił na niego uwagi, szedł dalej. Drogę zagrodziła mu kobieta z na wpół odsłoniętym biustem
WWW - Mrr... Jakie ciałeczko – zamruczała, przytulając się do maga – Nie masz ochoty na małe co nieco? Noc taka piękna! No chodź... – I zaczęła go gdzieś ciągnąć.
WWW - Na wszystkich bogów – nie! Ja tu w interesach jestem – Zaczął delikatnie odpychać kobietę.
WWW - Hmm... – Mezuwiusz poczuł, że jej ręka zmierza wzdłuż jego uda – Taaak... Interes jest na miejscu...
WWW - Mezuwiusz! – zwrócił się ktoś do niego tenorem – Tutaj!
WWW - Proszę o wybaczenie... – i szybko podążył za wołającym go głosem. – Patrus! Nareszcie! – I uścisnął dłoń swojego druha.
WWW- Nie masz nic przeciwko towarzystwu tej pięknej damy – skinął na pannę siedzącą obok – Na imię jej Alie, jest świetna w pracach ręcznych każdego pokroju...
WWW- Nie, nie mam, jeśli nie będzie się wtrącać do naszych spraw. Zużyłem trochę na teleport, żeby się tu dostać i nie chce, by mój trud się zmarnował, więc...
WWW- Więc zanim przejdziemy do interesów, najpierw się trochę rozweselimy! – Zaśmiał się elf. - Zaczekaj... Karczmarz! Wina driad daj, prędziutko!
Patrus podszedł do karczmarza, wręczył parę monet i wrócił z długą, czerwoną butelką i trzema kieliszkami.
WWW- Twoje zdrowie, Mezo! – Mezuwiusz poruszył się lekko, rzadko kto używał tego skrótu.
WWW- Wzajemnie, Patrusie – i wypił do dna – Ożeż, w mordę... Dawno już nie piłem... Niezły trunek, nie powiem, niezły... A teraz, skoro już zaliczyliśmy pierwszą turę, możemy... Patrusie! Cholera jasna! – krzyknął, gdy zobaczył, że jego kompan zaczął zajmować się krągłościami dziewczyny - Nie często masz okazję, by poświęcić uwagę mnie, a ją widzisz przez cały czas.
WWW- Wybacz, przyjacielu – zachichotał – Jakoś nie mogłem się powstrzymać... Dobrze, już słucham.
WWW- Ech... – westchnął Mezuwiusz, trochę zawiedziony, że minęło tyle czasu, zanim zdołał zabrać głos – Sprawa ma się następująco: potrzebuję drużyny. I to cholernie dobrej. Leśnik, cyrulik, jakiś rębacz... Taaak, trzy osoby mi wystarczą...
WWW- A po co ci oni? Na co chcesz ich nająć?
WWW- Potrzebuję składników... Rzadkich, trudnych do zdobycia... Mój klient zachorował na smoszczyznę.
Patrus został jakby rażony piorunem. Momentalnie zmienił twarz z radosnej na przestraszoną.
WWW- Nie, nie... nie smoszczyzna, nie - mamrotał, patrząc tępo w jakiś punkt przed sobą – Ty wiesz, że lekarstwa nigdzie nie ma... Ty wiesz, że prawie niemożliwe jest do zrobienia... Ty wiesz, ty już wszystko wiesz...
WWW- Tak i dlatego zwracam się do ciebie – spojrzał uważnie na przyjaciela, a ten unikał jego wzroku.
Nastała cisza. W między czasie Patrus zdążył już wypić parę kolejek.
WWW- Ja... ja nie wiem, czy znajdę chętnych... – mówił cicho, ale wyraźnie - To znaczy znajdę, ale nie wiem, czy będzie Cię na nich stać, a ...
WWW- O pieniądze się się nie martw. To już moja zabota. A i sam ci wręczę pokaźną sumkę. Powiedz mi tylko, jak szybko zajmie Ci znalezienie osób o które prosiłem?
WWW- Od dwóch do czterech dni, może trochę szybciej... Kiedy smo... ta choroba się zaczęła?
WWW- Trzy dni temu.
WWW- Masz bardzo mało czasu – Wyraz twarzy Patrus się trochę poprawił, ale nadal malowała się na niej niepewność przemieszana ze strachem.
WWW- Tak, wiem... Dlatego zwróciłem się do ciebie.
WWW- Ja pomogę, oczywiście... Ale nie wiem, czy jeszcze... – wstał - Wybacz, stary druhu, ja już chyba skończyłem na dzisiaj. Alie, bądź tak dobra, potowarzysz mi w drodze powrotnej. W domu też. Dzisiaj szczególnie nie mam ochoty być sam.
WWW- Nie zaproponujesz mi noclegu u siebie? – spytał z udawanym niedowierzaniem. Wiedział doskonale, że Patrus go teraz nie zaprosi. Przecież Mezuwiusz mógłby znowu zacząć temat tej... tfu! smoszczyzny!
WWW- Musisz mi wybaczyć... Ja... ja po prostu muszę przemyśleć parę spraw, to wszystko... Jutro przyjdź do mnie, wiesz gdzie mieszkam...
WWW- Bywaj zdrów. – Pożegnał go skinieniem głowy, odprowadził wzrokiem aż do drzwi. Następnie wstał i podszedł do karczmarza.
WWW- Pokój na noc się znajdzie?
WWW- Dwa srebrniaki i masz zwykłe łóżko. Dasz dwa i trzy miedziaki, dostaniesz pościel czystą. Za trzy otrzymasz pełen luks. – odpowiedział lekko charczącym głosem
WWW- A daj pan za trzy.
Mezuwiusz wyciągnął monety i po chwili otrzymał mosiężny klucz.
WWW- Pierwsze piętro, drugi pokój po prawej.
WWW- Dziękuję. – I poszedł w wskazanym przez karczmarza kierunku. Gdy doszedł do drzwi, usłyszał jakieś bliżej niezidentyfikowane dźwięki, mieszanka stęków, jęków i krzyków, na przemian męskich i żeńskich. Mag nie stał tracić czasu na rozmyślanie nad ich pochodzeniem i po prostu przekręcił klucz. Pokój przeszedł jego oczekiwania. Spodziewał się bowiem zwykłego łóżka z baldachimem i to wszystko. Zobaczył jednak drewniany stół, na którym stał dzbanek z czystą wodą i kubek, bochenek chleba, szafę na ubrania, zasłane łóżko. Najbardziej zdziwiło go to, że wszędzie było schludnie.
WWWNie przejmując się zdejmowaniem ubrań, położył się na łóżko i po chwili zasnął. Noc była ciepła i jasna.

2
Na polnej drodze, wśród zapachu kwiatów, brzęczenia chrząszczy i przelatującej ptaszyny, która w locie załatwiała swoje potrzeby, pojawił się Mezuwiusz.
Wybacz, ale ten fragment mnie rozśmieszył :P I co, pojawił się Mezuwiusz i ptaki mu nakakały na łeb może, hę? :D Byłoby jeszcze zabawniej :D
ale oto mu właśnie chodziło
O to.
Znał on bardzo dużo osób, a to z tego powodu, że był cyrulikiem. Wiele jego byłych pacjentów szczególnie go polubiło i stale utrzymują z nim kontakt.
Czyli mam rozumieć, iż ten tajemniczy cyrulik to po prostu lekarz?
wg kobiet uroczy,
Według. Nigdy nie używaj skrótów.
Mezewiusz już przeszedł łąkę, zręcznie omijając krowie placki
Sorki, ale to pogrubione też mnie rozwaliło :D
– Pork, wpuść szlachetnego, jego mać, pana, który zapewnił nam dzisiaj rozrywkę.
I tu znowu :D
Szedł więc, lecz nagle stek przekleństw utknął mu w ustach, słysząc:
Poprawniej by brzmiało: Szedł więc dalej, lecz nagle stek przekleństw utknął mu w ustach, gdy usłyszał za sobą:

*

Doczytałam tekst do końca, ale nie mam siły wytykać dalej błędów (sorki, padnięta jestem). Inni na pewno też znajdą jakieś nieprawidłowe anomalia.

Ogólnie czytało mi się nawet przyjemnie. Zauważyłam parę literówek i błędów interpunkcyjnych (na które jestem straszliwie cięta), ale tak poza tym tekst zapowiada się całkiem ciekawie. Gdybyś poprawił co nieco w tym rozdziale i bardziej uważnie tworzył następne, sądzę, że mogłoby coś z tego być ;)
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

3
Jako że był ciepły, letni wieczór, jego odzienie składało się z białej lnianej koszuli
Ciepły, letni. Biała, lniana. - Za dużo tego.
Niczym szczególnym się, bynajmniej z wyglądu, nie wyróżniał, ale oto mu właśnie chodziło.
Wywalić. To wynika z kontekstu.
Wprawdzie wydano już obwieszczenie, mówiące o tym, że magia nie jest żadną czarcią sztuką, przekleństwem czy innym rodzajem paskudztwa, to jednak nie do wszystkich to dotarło.

Zaczernione wywalić (zwłaszcza "to" – kilka słów dalej masz drugie).
Nie wiedzieć czemu, mieszkańcy Kernu, miasta położonego na wschód od stolicy, jak i większość wschodniej części państwa, dalej myślą, że aby zostać magiem, odprawia się bardzo krwawe rytuały, podczas których wzywa się diabła lub złego ducha i w zamian za Siłę Magiczną bierze on duszę przyszłego czarownika.
Zdanie potwór – błędny czas, niezgrabność, a połowa zdania do wywalenia (jest za długie). I błędna końcówka – "ducha", który, a nie "ducha i on bierze duszę".
Z jakiegoś powodu mieszkańcy Kernu (i większość wschodniej części państwa) wciąż byli przekonani, że aby stać się magiem, należy odprawić krwawy rytuał przyzywający diabła lub złego ducha, który w zamian za Siłę Magiczną zabiera duszę.
Jednakże, dla dobra swojego, a przede wszystkim mieszkańców, Mezuwiusz zmierzał do miasta całkowicie anonimowo.
To już wiemy.
Miał bowiem sprawę o tyle ważną, że musiał opowiedzieć o niej swojemu druhowi, Patrusowi, a rzadko zdarza mu się dzielić jakimiś informacjami. Ktoś przecież mógłby przywłaszczyć sobie zadanie i wtedy nici z nagrody. Już parę razy zdarzała mu się taka sytuacja i nie chciałby, by coś podobnego się powtórzyło.
Powtórzenia. Pierwsze "zdarza mu się" – błędny czas: zdarzało mu się.
Wiele jego byłych pacjentów szczególnie go polubiło i stale utrzymują z nim kontakt.
Utrzymywało z nim kontakt.
Zwłaszcza kobiet, które chętnie przychodziły przed, po, jak i w trakcie kuracji. Najczęściej wieczorem i wracając do domu dopiero rankiem.
Może:
...jak i w trakcie kuracji – najczęściej wieczorem, a wychodząc rankiem.
wysoki wzrost i wzorową figurę.
Aliteracja.
Wśród swojego towarzystwa był znany z tego, że miał skłonności do picia i hazardu
Niezgrabnie: Był znany ze skłonności do picia i hazardu.
Nikt jednak nie wiedział, że używa on magii do uzdrawiania. Utrzymuje to w tajemnicy. Wie bowiem, że gdyby ta informacja wypłynęła, straciłby klientów
Zbędny zaimek. Przegadywanie i powtarzanie informacji: skoro "nikt o tym nie wiedział", to w domyśle "utrzymuje to w tajemnicy".
Nikt jednak nie wiedział, że używa magii do uzdrawiania, inaczej straciłby klientów.
Mezuwiusz uśmiechnął się, ukazując biel swoich równych zębów
Po co ten zaimek. Nie uśmiechał się, ukazując czyjeś zęby, tylko swoje – wywalić.
Drugi mężczyzna nazwany Porkiem, niechętnie odstawił broń, podszedł i przeprowadził Mezuwiusza na drugą stronę bramy. Następnie, nawet nie oglądając się na przybysza, odszedł znudzonym krokiem w przeciwnym kierunku.

Mógłby skinąć głową w kierunku bramy, dając przyzwolenie? Brzydki ten fragment. Sztuczny.
Mezuwiusz umówił się z Patrusem w karczmie „Pod Przepełnionym Kuflem”, najpopularniejszego w tym mieście.
Najpopularniejszej.
Szedł więc, lecz nagle stek przekleństw utknął mu w ustach, słysząc:
Stek przekleństw usłyszał i utknął - błąd podmiotu.
- Nie masz nic przeciwko towarzystwu tej pięknej damy – skinął na pannę siedzącą obok
To pytanie jest czy stwierdzenie?
Nie często masz okazję
Nieczęsto.
Patrus został jakby rażony piorunem. Momentalnie zmienił twarz z radosnej na przestraszoną.

Unikaj strony biernej (typu: został to i tamto). Poza tym: zero życia.
Patrusa jakby piorun raził, na jego twarzy pojawiło się przerażenie.
Edit: albo lepiej tak nie pisz, bo napisałam z aliteracją :)
- O pieniądze się się nie martw.
Wiadomo.
To już moja zabota. A i sam ci wręczę pokaźną sumkę.
?
Powiedz mi tylko, jak szybko zajmie Ci znalezienie osób o które prosiłem?

Z małej literki, to nie list, tylko książka.
Wyraz twarzy Patrus się trochę poprawił
Patrusa. Brzydko z tym "się poprawił". Masz takie pole do popisu, a piszesz ogólnikiem.
- Dwa srebrniaki i masz zwykłe łóżko. Dasz dwa i trzy miedziaki, dostaniesz pościel czystą. Za trzy otrzymasz pełen luks. – odpowiedział lekko charczącym głosem
Odnośnie zaczernionego:

"Autor jest bogiem swojej książki, może wszystko, albo prawie wszystko, bo nic, oprócz własnej boskości, nie śmie go ograniczać. Lecz bogowie-literaci bywają bardzo różni, zaś najwięcej wśród nich zarozumiałych małych duszków, których boskość jest, niestety, dość humorystyczna. Nie wiadomo, gdzie są granice. Ale raz jeszcze chcę podkreślić, że słówko „fantastyka" nie usprawiedliwia wszystkiego. Gdy ktoś pisze „miecz", to nie może mieć na myśli widelca, lub czegoś podobnego, bo na określenie widelca wymyślono słowo „widelec" i nic nie pomoże usprawiedliwienie, że to jest fantastyka, więc może oni tam nosili coś na kształt dużych widelców i ruszali z nimi do boju. Skoro tak, to niech będzie napisane: widelce, duże widelce. Z kolei, gdy mamy tramwaje, albo zgoła samoloty odrzutowe, zapewniamy tym samym, iż akcja nie rozgrywa się w starożytności, albowiem określenie „starożytność" nie ma zastosowania do czasów, w których jeździ się tramwajami. Rekwizyty obligują; słowa coś oznaczają."

Feliks W. Kres
- Dziękuję. – I poszedł w wskazanym przez karczmarza kierunku.
We wskazanym.
Gdy doszedł do drzwi, usłyszał jakieś bliżej niezidentyfikowane dźwięki, mieszanka stęków, jęków i krzyków, na przemian męskich i żeńskich.
Po pierwsze: zapis – niezidentyfikowane dźwięki: mieszankĘ (to po drugie) stęknięć (to po trzecie), jęków i krzyków, na przemian męskich i żeńskich. A po czwarte: wcale nie była niezidentyfikowana, skoro je wymieniłeś.



Przez te wszystkie błędy tekst nie jest zbyt czytliwy. Można się potknąć o co drugie zdanie, a na niektórych wręcz nogi połamać.

Masz ciekawy pomysł – to jest moje zdanie, zdanie zwykłego czytelnika – gdyby tekst biegł dalej, dalej bym czytała.

Ale masz też sporo do poprawy. Najważniejsza scena w tym fragmencie: rozmowa w karczmie, jest za krótka w stosunku do wstępu. I jest w niej tyle emocji, co w jajecznicy, którą jadłam na śniadanie. Opisujesz przerażenie Patrusa, jakbyś sam nie był pewien, czy smoszczyzna jest przerażająca... Nie mów, że jakby został rażony piorunem - niech zamiast tego wybałuszy oczy, zadzwoni ze zgrozy zębami, a na końcu spadnie ze stołka. Jednym słowem: nie informuj, tylko pokaż.
Stawiasz na zainteresowanie czytelnika historią i to Ci się udaje. Ale musisz też wciągnąć czytelnika do jej środka – tymczasem czynisz go tylko obserwatorem.

Nie ma natomiast tego podobieństwa pomiędzy postaciami, które było w rozdziale trzecim – tutaj mamy dwóch różnych bohaterów i to jest na plus.

I popracuj nad stylem: przede wszystkim wywal z tekstu wszystkie zbędne słowa.

Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony śr 19 maja 2010, 22:42 przez mamika6, łącznie zmieniany 1 raz.

4
Dzięki po raz kolejny.
Rozumiem, muszę pracować nad ładnymi opisami emocji... Rozmowę w karczmie przedłużyłem już wcześniej; to jest trochę starsza wersja
Wybacz, wprowadziłem jedno słówko, którzy starzy pisarze zrozumieją, młodsi niekoniecznie, bo jest z rosyjskiego. Zabota - zmartwienie w tym kontekście.
Masz rację, stawiam na zainteresowanie historią.
http://dnokufra.pl/ - Co się kryje na dnie kufra...

5
Ja tylko słówko o opisach jeśli mogę.
Bo to coś, co powtarza się tu dość często i zwykle powoduje, że przestaje dalej czytać.

Staraj się robić je bardziej aktywne, ciekawe.
Niech opisy nie służą tylko i wyłącznie opisaniu bohatera (bądź sceny). Niech przy okazji sprawiają czytelnikowi frajdę.

Możesz dla ułatwienia podzielić sobie opisy na te w czasie niedokonanym - określające scenę, które poprzedzają, i te w czasie dokonany - istniejące w kontekście tej sceny.

Ot przykład:

AKAPIT: BohaterA szedł polną drogą, zbliżając się do miasta. Dalej bardzo krótki opis w czasie przeszłym niedokonanym.

AKAPIT: Akcja. Czas dokonany, dziejący się w scenie opisanej w poprzednim akapicie.
Wiatr dmuchnął mu w oczy i jego lniana koszula pokryła się pyłkami latawca. Zaklął. Ptak przeleciał nad głową, zrzucając pod stopy biały ładunek. "Zaadresował go dla mnie?","Nieźle się zaczyna, nawet ptaki są tutaj przeciwko takim jak ja", pomyślał i zdeptał przechodzącego chrząszcza zamszowym butem. Mógł to przecież być tajny agent skupu żywca.
Itd itp.

Ah. I nie zdradzaj wszystkiego o bohaterze od razu... i nie przeginaj z ilością szczegołów. Pamiętaj, że czytelnik musi to wszystko zapamiętać. Bo inaczej jaki jest sens to pisać inafirstplejs? ;)

Chcesz powiedzieć że był magiem?
Powiedz to, ale obrazami a nie informacja. Zobaczysz, że będzie ciekawiej.

"Cholera. Przecież ten chrząszcz nie mógł skupować żywca", pomyślał BohaterA. Odwrócił się, wyjął różdżkę, zakręcił niby śmigłem, zamachnął się i wymamrotał coś przez zęby.
Chrząszcz ożył i podreptał jakby nigdy nic, skończyć swoją chrząszcza sprawę. Ciekawe co to mogło być?

6
hardrick pisze:Staraj się robić je bardziej aktywne, ciekawe.
Niech opisy nie służą tylko i wyłącznie opisaniu bohatera (bądź sceny). Niech przy okazji sprawiają czytelnikowi frajdę.
Może spróbuj strzelić opisami z perspektywy bohatera. To bywa niewiarygodnie wiarygodne.
To tylko tak na marginesie.

8
Herman pisze:Kurde, dużo ciekawych koncepcji i nie wiem, co wybrać
Stary, na to nie ma reguły - musisz wszystkiego wypróbować. Poznawać swój rodzimy styl metodą prób i błędów.
O dżinach zapomnij. Jedynym jest Bóg. Bierz się do roboty, bo on za ciebie wszystkiego nie zrobi. No i rób tak, by nie pluć sobie za kilka lat w brodę.

9
To ja dodam:
Zaczynałeś od opisu. Czystego jak ulica w czasie powodzi i nudnego jak radio maryja podczas setu muzycznego.

Ja ci dodałem do opisu akcje i zainteresowanie czytelnika.
Robi się już trochę lepiej. Masz dwa w jednym.

Joe dodał punkt widzenia bohatera, czyli poznawanie go.
Masz trzy w jednym.
Opis + Akcja + Poznawanie bohatera.

Jadłeś kiedyś coś skondensowanego? Dotknąłeś czubkiem języka przyprawy,kondensatu na zupe pomidorową, albo tego proszku od zupki chińskiej?

Czułeś wtedy coś? Jak bardzo?

Pisanie to sztuka przekazywania emocji, a nie lania wody.
Skondensuj emocje i zatop w nich czytelnika, a dostaniesz bestseller :)

10
Dobra, pora się na wieczór nieco poznęcać - lepsze sny od razu będą.
Ostrzegam - po przeczytaniu Twojego tekstu nie miałam już siły czytać komentarzy poprzedników, więc moje uwagi pewnie częściowo się z nimi pokryją.

Krótki fragment, a ledwo przebrnęłam.
Przeraźliwie nudny! Ale nie ze względu na fabułę (której tu póki co po prostu nie ma, więc trudno się czepiać), tylko na styl.

Rozpoczęcie opisem brzęczących chrabąszczy i srających ptaków to stanowczo nie jest strzał w dziesiątkę. A dalej mamy po prostu idącego typka i... "opis świata". Dlaczego stosunek ludzi do magów, charakter i kochliwość (tak to nazwę dla ustalenia uwagi) Patrusa, fakt, że używa magii itd. poznaję za pomocą suchego opisu?!
Jakoś niedawno to pisałam, ale tutaj pasuje jeszcze lepiej - opowiadanie nie musi startować, jak u Hitchcocka, trzęsieniem ziemi, ale nie może usypiać. Niech coś się dzieje, niech bohater (którego mamy potem prze kilka stron śledzić, tak?) pokaże się z ciekawej strony (a nie: punkt pierwszy - klasa postaci, punkt drugi - opis fizyczny, punkt trzeci...).

Warsztatowo jest słabo. Masz jeszcze czas, by to nadrobić, więc to żadna tragedia, ale musisz mieć świadomość, że czeka Cię mnóstwo pracy.

Mieszanie czasów, aspektów itd. Powiem szczerze, że nie mam pojęcia, czy to było zamierzone, czy wynikło z braku kontroli. W każdym razie wyszło, jak to drugie. Czyta się okropnie, wzbudza odruch poprawiania.
Herman pisze:Nikt jednak nie wiedział, że używa on magii do uzdrawiania. Utrzymuje to w tajemnicy. Wie bowiem, że gdyby ta informacja wypłynęła, straciłby klientów, zaufanie, w najlepszym przypadku zostałby wygnany, w najgorszym powieszony. Uznał to za niezbyt szczęśliwy scenariusz, więc siedzi cicho i sumiennie wykonuje swoją robotę, za którą dostaje niemałe pieniądze. Ech, Patrus...
Często wykorzystujesz zbyt wiele słów, żeby przekazać prostą informację.
Herman pisze:Miał bowiem sprawę o tyle ważną, że musiał opowiedzieć o niej swojemu druhowi, Patrusowi, a rzadko zdarza mu się dzielić jakimiś informacjami.
Długie, nieskładne zdanie, by napisać, że miał ważną sprawę do zaufanego przyjaciela.
Herman pisze:Niczym szczególnym się, bynajmniej z wyglądu, nie wyróżniał, ale oto mu właśnie chodziło.
Pogrubione wywalić.
I tym podobne (wybacz, nie mam zwyczaju kopiować takich fragmentów podczas czytania, a potem ciężko znaleźć).

Trochę słów w błędnych formach i trochę dużo nieupilnowanych końcówek (część to pewnie literówki, ale pilnuj też po prostu odmiany przez przypadki, czasy, osoby itp.). Części błędów byś się tym sposobem na pewno pozbył.
Na wypisywanie ich nie mam siły - sądząc po długości posta Maliki najważniejsze przykłady tam się znalazły.

Ale przede wszystkim brak życia.
Opis Patrusa i jego początkowe zachowanie (obłapianie laski itp.) sprawiło, że zobaczyłam światełko w tunelu. No przynajmniej jakaś kolorowa postać. Ale jak tylko wszedł temat choroby, to zobaczyłam, że to jednak pociąg na mnie jedzie. Reakcje bohatera na informację są tak sztywne, że po prostu śmieszne.

Powiem tak - jak dla mnie ten cały fragment z podróżą do Kernu powinien zajmować co najwyżej tyle, co drugi akapit (a najlepiej w ogóle zacząć od czegoś innego). Scena podobnie. I to nie oznacza, że masz wyciąć potrzebne informacje. Powinieneś wywalić te wszystkie szczegółowe opisy bohaterów, informacje, co omijał, gdzie skręcił, w co wdepnął itp (przesada umyślna).
Tekst mi się niestety nie spodobał. Jeżeli jest to pomysł, na którym Ci zależy i wiesz, jak go rozbudować, to dobra rada: napisz pierwszy rozdział jeszcze raz.

Cóż, nie zniechęcaj się. Miłej pracy życzę i pozdrawiam serdecznie,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

11
Już napisałem pierwszy rozdział :) Od czasu dołączenia na Wery (jak już wspominałem w moim pierwszym tekście) trochę poprawiłem swoje teksty. Ale dzięki - wiem, że mogłem lepiej to zrobić.
http://dnokufra.pl/ - Co się kryje na dnie kufra...

12
Herman pisze:brzęczenia chrząszczy i przelatującej ptaszyny
Nieszczęsna, brzęcząca ptaszyna. Zgubiony podmiot
Herman pisze:ręce strażników były łache
Łase
Herman pisze:Ujrzał karczmarza, rozmawiającego z jakimś panem, który miał skłonności do nadmiernego gestykulowania. Wszystkie stoły były zajęte przez różne rasy i płcie, niemal na każdym stało piwo lub wino. Prawie też nic nie było widać: mgła pochodząca od fajek i cygar skutecznie zasłaniała pole widzenia.
Źle konstruujesz opisy. Najpierw podajesz mi szczegóły: karczmarz, gestykulujący klient, zajęte stoły, naczynia na nich, a potem kasujesz to wszystko z mojej wyobraźni stwierdzeniem: Prawie też nic nie było widać.
No to jak?
Herman pisze:Powiedz mi tylko, jak szybko zajmie Ci znalezienie osób o które prosiłem?
Jak szybko znajdziesz osoby, o które prosiłem lub jak długo zajmie ci znalezienie osób, o które prosiłem?



Najbardziej podobał mi się slalom między krowimi plackami i tych kilka niewymuszonych, zabawnych zdań. Poza tym tekst okropnie przegadany. Powtarzasz informacje, zasypując mnie mnóstwem zbędnych szczegółów. Znudził mnie ten fragment. Wiem, że jesteś już daleko w pracy nad resztą, mam nadzieję, że rozkręciłeś akcję, bo tu jak na razie ani jej ani fabuły nie widzę. Główny bohater jest płaski, nie wyróżnia się niczym, a powinien mnie zainteresować. To w sumie tyle.
Powodzenia w dalszej pracy,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”