WWW - No dobra – powiedział Mezuwiusz, stojąc przed drzwiami chaty Bary – Mamy leśnika. Potrzebni są jeszcze rębacz i cyrulik.
WWW - Rębacz... – zamyślił się Patrus – Wiesz, tak se przypominam, mieszka trochę daleko, na północny zachód stąd... Masz teleport?
WWW - Tak, ale nie mogę się teleportować w nieskończoność, niedługo mi się intergrienty skończą. Starczy na dwa, góra trzy razy, a potem muszę do kryjówki zajrzeć, co i tak bym zrobił przed wyprawą.
WWW - Słuchaj, wiesz gdzie jest Mustenhorn?
WWW - Czekaj... To nie tam, gdzie słynna zbójczyni Ravenna wymierzyła sprawiedliwość trzem sektom, bo te okradały mieszkańców?
Patrus kiwnął głową.
WWW - To właśnie tam. Nasz rębacz jest jej prawnukiem.
WWW - Ech... Dobrze Ravenna zrobiła... Jak można zbierać od biednych pieniądze, których i tak nie mieli? A jeśli mieli, to im wszystko zabierano. Niby na rozwinięcie religii to szło. A sami trwonili to na kosztowną biżuterię, odzież, dziewek lekkich obyczajów... Psiakrew, głosili „prawdy”, które są oczywiste nawet dla wieśniaków! Dobra tam... – westchnął Mezo - Jeżeli ten twój rębacz przynajmniej połowę wigoru co prababka, to z chęcią go wezmę – oznajmnił mag. – Eee... musimy zejść do kanałów, żeby nikt nas nie zobaczył, bo jeżeli ktoś nas ujrzy, będziemy widzieć przez bardzo długi czas życie przez kraty więzienne.
WWW - Mogłeś mnie uprzedzić – powiedział lekko urażonym tonem Patrus – Mam na sobie nowy strój i nie chciałbym go ubrudzić.
WWW - Przestań marudzić – żachnął się Mezuwiusz - Po całej tej akcji będziesz miał szmalu na dziesiątki nowych stroi.
WWW Szli przez jakiś czas uliczką, dopóki nie znaleźli upragnionego włazu.
WWW - Stój i patrz, czy nikt nie idzie – rzekł mag.
WWW Patrus skinął głową. Mezuwiusz tylko pstryknął palcami, a pokrywa się uniosła i ukazała metalową drabinę prowadzącą do miejskich kanałów.
WWW - Dobra, przyjacielu, schodź pierwszy, ja potem zamknę właz.
WWW Po chwili obaj znajdowali się na wilgotnym podłożu, gdzie śmierdziało moczem, kałem i zdechłą zwierzyną. Raz na jakiś czas można było usłyszeć i zobaczyć wielkie, szare szczury.
WWW - Uważaj tylko, żeby nie wpaść – ostrzegł Mezo – Przecież nie chcesz być zjedzony żywcem przez te gryzonie, co?
WWW - Aż tak głupi nie jeee... – Patrus poślizgnął się na posadzce, ledwo utrzymując równowagę – Doobra, już będę cicho.
WWW Odeszli trochę od włazu, bo mógł przepuszczać światło powstające przy teleportacji. Po chwili Mezuwiusz wyciągnął mały skórzany woreczek, a z niego dwa wielkości kurzego jaja kamienie: jeden czerwony, drugi niebieski. Na koniec WWWwydobył kawałek węgla.
WWW - Nie wiedziałem, że ktoś jeszcze używa tego sposobu – powiedział cyrulik.
WWW - Większość nie, bo jest zwyczajnie zbyt drogi. Ja natomiast cenię sobie bezpieczeństwo i szybkość. Te badziewia, co teraz sprzedają, są tak wadliwe, że może cię wynieść za sto kilometrów od celu i w dodatku na jakieś błoto lub szczyt góry. A rubiny i szafiry jeszcze mnie nie zawiodły. Teraz, proszę, zamilknij i nie przerywaj mi.
WWW Mezuwiusz przetarł najbliższą ścianę rękawem. Kawałkiem węgla rysował przez chwilę jakieś znaki, później wziął do prawej ręki rubin, do lewej szafir i wypowiedział parę słów w języku, którego Patrus nie rozumiał. Efekt ukazał się po paru sekundach. W ścianie zaczęło się pojawiać mlecznoniebieskie przejście wielkości zwykłych drzwi.
WWW - Nie wiem, czy korzystałeś już kiedyś z takich teleportów. Aby dostać się w inne miejsce wystarczy, że pomyślisz o celu swojej podróży, ale że zamierzamy trafić w to samo miejsce, lepiej, żebyśmy pomyśleli o tym samym. Nie muszę nawet znać tego miejsca, wystarczy, że wyobrażę sobie. Przy okazji, lepiej, żeby było tam mało ludzi, nie chce nikogo wystraszyć ani przyprawić o mdłości.
WWW - Wiesz, jest tam jedno takie miejsce... Cmentarz może być? – spytał ironicznym głosem Patrus.
WWW - Znakomity pomysł! – ucieszył się Mezo, jakby nie słysząc tonu swojego kompana – Zatem na cmentarz.
WWW Na szczęście miejskie cmentarze nie różniły się za bardzo między sobą, więc łatwo można było je wyobrazić. Mezuwiusz jako pierwszy wszedł do teleportu. Patrus zaczekał jeszcze chwilę, potem westchnął i poszedł w ślady przyjaciela. Wchodząc, ogarnął go przyjemny chłód, ale tylko przez chwilę, bowiem zaraz zaczął spadać na twardy grunt. Jęknął, podparł się na rękach i wstał, strzepując z siebie brud. W Mustenhorn padało, jak to zwykle w tej miejscowości. Mezo rozejrzał się. Słyszał o okolicznej przyrodzie, lecz teraz dopiero mógł ją docenić. Drzewa sięgające chmur, wilgotne, lecz czyste powietrze. Zapewne, gdyby tylko nie padało i nie miał zadania do wykonania, zostałby tu na jakiś czas.
WWW - No... – uśmiechnął się Mezuwiusz – Nawet nieźle nam poszło. Ciesz się, że w żadne gówno nie wpadłeś.
WWW - Heh... W sumie racja – powiedział cyrulik, poprawiając swój strój. – Lepiej już chodźmy, znalezienie jego domu może zająć nam trochę czasu, a nie mam zbyt wielkiej ochoty myszkować po zmierzchu.
WWW - No to idziemy... – Nagle stanął - Czekaj... Chyba coś słyszę... Jakieś zgrzyty albo trzaski.
WWW - Pewnie to efekty uboczne po teleportacji... Po co komu przychodzić na cmentarz w środku dnia? Tym bardziej, że jeszcze pada – spytał Patrus z lekkim uśmiechem, jednak sam zaczął nasłuchiwać. Rzeczywiście, niedaleko od nich było słychać jakieś hałasy. Mezuwiusz rozejrzał się. Ujrzał jakąś postać, która pochylała się nad czymś, co z daleka przypominało trumnę
WWW - Cmentarny – szepnął mag, nie kryjąc obrzydzenia - Co robimy?
WWW - Cóż... Ja nie będę się bezczynnie przyglądał jak ktoś bezcześci czyjąś świętość. W końcu, to przodki są. Co z tego, że nie nasi?
WWW - Dobra, spróbuje zagadać, może sobie pójdzie.
WWW - Tak, jeszcze odda ci wszystko, co wyciągnął, ładnie zakopie trumnę i grzecznie przeprosi za swoje czyny – rzekł cyrulik z irytacją - Nie bądź naiwny, to człowiek bez skrupułów, odpadek społeczeństwa, taki ktoś nie myśli, tylko robi.
WWW - A jednak spróbuję. – odpowiedział naburmuszony Mezo. – A ty się schowaj za tamtym drzewem, możesz być potrzebny.
WWW Szedł spokojnym krokiem w stronę człowieka, który bez cienia wyrzutów sumienia okradał czyjeś szczątki. Gdyż podszedł bliżej, przyjrzał mu się. Był o niski i chudy, miał tak krótko ostrzyżone włosy, że nie Mezuwiusz nie mógł określić ich kolor. Odzienie jego składało się z płóciennych spodni przepasanych sznurem, koszuli, tak umazaną błotem, że już świnie w chlewach są czystsze oraz ciemnej skórzanej kamizelki. W rękach trzymał wielki, żelazny łom, którym próbował podważyć pokrywę wykopanej z ziemi trumny. Obok niego leżała łopata.
WWW - Hej, panie! – krzyknął niby otwarcie mag. – Pada okropnie, a pan tu w błocie się tarza. Może poszedłby pan do domu i poczekał, aż skończy lać. Niech się pan nie martwi, zajmę się tym bałaganem, żaden problem.
WWW - Spieprzaj stąd i to migusiem, bo cię potnę, posiekam i dam wieprzom na kolacje – odpowiedział charczącym tonem człowieczek. – Nie będziesz mnie tu z moich skarbów okradał. Ja pierwszy ten grób znalazłem, ty se innego szukaj.
WWW - Z TWOICH skarbów? – spytał z niedowierzaniem Mezo – Ludzie wiele pokoleń zbierali te wartości i dla nich cenne są jako pamięć o nieżyjących bliskich. A ty, w kilka chwil niszczysz i sprzedajesz coś, co przetrwało wieki.
WWW - Nie twój interes, co i jak ja robię – wycedził przez zaciśnięte zęby – Zmywaj się stąd, pókim jeszcze dobry. Nie mam ochoty jeszcze po tobie sprzątać.
WWW - Nie, panie, to ty będziesz stąd wiał, bo ja już nie jestem dobry. W ogóle, czemu ja ci to wszystko tłumaczę? – I zaczął zbliżać się jeszcze bardziej.
WWW - Ostrzegałem – na jego twarzy zakwitł zły uśmiech. Mezo nie spostrzegł, kiedy ten osobnik wyciągnął długi na około dwudziestu centymetrów zakrzywiony sztylet – Ej, chłopcy, wyłazić z tamtej dziury, mamy mięso do urżnięcia! – krzyknął do dołu za sobą. Z dołu wyszło jeszcze dwóch mężczyzn, którzy byli całkowitym przeciwieństwem cmentarnego. Rośli, umięśnieni, w skórzanych zbrojach z ćwiekami wyglądali na ludzi, do których większość się nie zbliża, a którzy chętni zbliżają się narodu w celu, dla przykładu, poćwiartowania, wydłubania oczu lub innej tortury, która zapewniała im niebywałą rozrywkę. Po wyjściu z dołu, wzięli walające się obok dwuręczne miecze. Mezuwiusz nie przeląkł się: na cmentarzu oprócz oprychów, jego i Patrusa nie było nikogo. Mógł więc spokojnie używać magii, oczywiście uważając na groby. Rozejrzał się dookoła. Zauważył, że przyjaciel wyszedł zza drzew i biegł w jego kierunku. Był trochę zły na siebie, że nie wziął ze sobą nawet laski, która mogłaby zwiększyć moc jego zaklęć, ale zwykły kij też mógł za to posłużyć. Używał bowiem głównie Zaklęć Żywiołu Ziemi, więc wszystko, co od niej pochodziło, mogło wpłynąć na efektywność czarów. Rozejrzał się. Parę kroków od niego walał się jeden. Podbiegł i chwycił go szybko w obie ręce. Zatoczył nim kółko nad głową, ot tak, dla widowiska. Ach, jak przyjemnie było poczuć w dłoni drewno. Pamiętał, że szczególnie wygodne były zrobione z wiśni. W dzieciństwie takich używał. A ten dębowy też nie był najgorszy. Ech... Nie miał czasu na wspomnienia! Cała trójka złodziei już zmierzała z bronią gotową do ataku pewnym i szybkim krokiem w stronę Mezuwiusza. Mag szybko nakreślił parę znaków, stuknął kijem w ziemię i chciał wypowiedzieć inkantację.
WWWNie zdążył.
WWWJeden z oprychów, o szczególnie nieprzyjemnej twarzy, zamachnął mieczem i trafił Mezo w ramię. Ten zasyczał z bólu, zacisnął mocniej dłonie na kiju i walnął z całej siły w brzuch przeciwnika. Rozległ się głuchy huk i olbrzym spadł na błotnisty grunt cmentarza. Tymczasem Patrus, który nie zamierzał być świadkiem, lecz uczestnikiem zdarzenia, sam rzucił się w wir wydarzeń. Potrafił używać tylko podstawowych zaklęć, ale i tego wystarczyło. Wyciągnął ręce, z których wystrzeliły jak węże prężące się do ataku liny. Celował w kostki dwóch pozostałych. Trafił jedynie drugiego oprycha. Ich przywódca rzucił się z sztyletem na Mezuwiusza. Ten jednak odskoczył w bok i dokończył inkantację rozpoczętego wcześniej czaru. Efekt był zdumiewający. Błoto zaczęło otaczać całe ciało cmentarnego. Po chwili stwardniało na tyle, że przeciwnik nie mógł się ruszyć. Względnie nietknięta była tylko szpetna głowa.
WWW - Rannyś? – spytał Patrus
WWW - Tylko draśnięty. W ramię.
WWW - Pokaż, zaraz wyleczę. - cyrulik położył ręce na ramieniu Meza. Wyszeptał inkantację, zabłysło zielonkawe światło i nie po ranie nie zostało śladu - Nie można dopuścić, by jakieś zakażenie tam powstało.
WWW - Plugawcy parszywe – wierzgał się ten, który z początku miał łom i chciał okradać cudze świętości – Słudzy diaboła, odszczepieńcy jedne. Popamiętacie mię jeszcze, popamiętacie Chytrego Leszka. Oj, co ja z wami zrobię, tylko się stąd wyrwę... Nie wiecie, na co się naraziliście!
WWW - Mezo, a gdyby tak zalepić mu też pysk? Przynajmniej nie będzie plugawił naszych uszu.
WWW - Nie trzeba, jest lepszy sposób – uśmiechnął się mag i chwycił ten sam kij, co poprzednio. Następnie podszedł do każdego z leżących i przywalił w głowę. Jeżeli za pierwszym razem nie było efektu, tłukł tak długo, aż ofiara w końcu traciła przytomność. – Widzisz? I nie trzeba tracić zbędnych sił na magię.
WWW - Zaraz ich zwiążemy, nie będą robić już nikomu krzywdy – po tych słowach Patrus wyczarował liny. Najpierw związali oprychów. Następnie odłupali błoto z Leszka i również go unieruchomili.
WWW - Dobra – powiedział Mezuwiusz. - Teraz bierzmy się za ten nieszczęsny grób. Szczęście, że innych nie zdążyli ruszyć.
WWW Po jakiś piętnastu minutach skończyli swoją robotę. Mezuwiusz jeszcze naprawił sam nagrobek i wyczarował parę pięknych, czerwonych róż.
WWW - Na pamiątkę – wytłumaczył. – Co z nimi robimy? – wskazał głową na leżące „kokony”.
WWW - Bierzmy ich ze sobą, razem z ich bronią – zaproponował Patrus – Może w mieście jest jakaś nagroda za nich. Oczywista, ten twój hrabia daje sporo kasy, ale każda gotówka jest mile widziana, przynajmniej w mojej kieszeni.
WWW - Nie damy rady wziąć ich wszystkich. Ja jestem zbyt wycieńczony na wyczarowanie wozu, w którym moglibyśmy ich położyć, a nawet gdybym go wyczarował, nie miałbym sił ciągnąć.
WWW - Może zostawimy tych dryblasów tutaj? Wygląda na to, że ten łysy jest ich przywódcą.
WWW - No... – kiwnął głową Mezo - W porządku, bierzmy łysego i w drogę. Chcę się wysuszyć, na jeść, nawet wypić, lecz przede wszystkim porządnie odpocząć.
WWW - Nie ty jeden, przyjacielu, nie ty jeden. Ja go wezmę, jestem mniej zmęczony niż ty. – I wtaszczył Leszka na swoje plecy.
WWW Szli powolnym krokiem, uważając by się nie pośliznąć w błocie. Gdy byli już przy wyjściu z cmentarza, nagle Patrus odwrócił się do swojego kompana.
WWW - Teraz wiesz, dlaczego nie chciałem teleportować na cmentarz, hę? – spojrzał na niego z lekkim uśmiechem na twarzy.
WWW Mezuwiusz odwzajemnił uśmiech. Minęli już bramę cmentarza i kierowali się w stronę miasta. Z nieba lało jeszcze mocniej niż wtedy, gdy przybyli, jednak ogólnie byli w pogodnym nastroju. Nie sądzili, że do bójki dojdzie tak szybko.
2
Przyznam, że była to dość przyjemna lektura. Czytałam z zainteresowaniem i nie nudziłam się ani przez chwilę.
Jest trochę spraw, nad którymi powinieneś popracować.
Niektóre zdania nie mają specjalnego sensu:
Kilka potknięć technicznych:
A teraz najważniejsza rzecz: dialogi. Ich konstrukcja jest dobra, lecz powinieneś popracować nad samymi kwestiami wypowiadanymi przez bohaterów. Brzmią nienaturalnie. Masz dwóch bohaterów pierwszoplanowych - oboje mówią identycznie, nie różnią niemal w niczym - widoczne jest to, że mag wysławia się w sposób bardziej poprawny, ale rytm ich wypowiedzi jest taki sam. A do tego rytm samych dialogów jest taki sam, jaki jest rytm narracji. Efekt jest taki, że pozbawiasz bohaterów własnego charakteru.
Powinieneś również popracować nad sceną na cmentarzu. Fragment "tuż" przed walką jest za lekki. Nie bez powodu wzięłam owe "tuż" w cudzysłów - to tuż wydaje się ciągnąć w nieskończoność:
Sama scena pokonania za pomocą magii oprychów, również jest za lekka - przydałoby się tej scenie trochę - że się tak wyrażę - "łubudu"... Wszak to scena walki (walki umownie), coś się dzieje, a narracja wcale w tym momencie nie przyspiesza. Nie ma napięcia, więc po walce, także ono nie opadnie.
Podsumowując: Jednolitość tekstu - w dialogach, narracji, scenie pokonania oprychów. Popracuj nad jego rytmem. Będzie dobrze.
Duży plus za interpunkcję.
Pozdrawiam.
Jest trochę spraw, nad którymi powinieneś popracować.
Niektóre zdania nie mają specjalnego sensu:
Czyli co? Problem jest to dla niego jakiś, czy nie?Starczy na dwa, góra trzy razy, a potem muszę do kryjówki zajrzeć, co i tak bym zrobił przed wyprawą.
?Jak można zbierać od biednych pieniądze, których i tak nie mieli? A jeśli mieli, to im wszystko zabierano.
Kilka potknięć technicznych:
Zjadanie wyrazów.Jeżeli ten twój rębacz przynajmniej połowę wigoru co prababka, to z chęcią go wezmę
...albo ich dodawanie.Wyszeptał inkantację, zabłysło zielonkawe światło i nie po ranie nie zostało śladu
...i podobne potwory.Gdyż podszedł bliżej, przyjrzał mu się. Był o niski i chudy, miał tak krótko ostrzyżone włosy, że nie Mezuwiusz nie mógł określić ich kolor.
Chcę się wysuszyć, na jeść, nawet wypić, lecz przede wszystkim porządnie odpocząć.
Gramatyka...Odzienie jego składało się z płóciennych spodni przepasanych sznurem, koszuli, tak umazaną błotem
Zbędne zaimki. Stoi koło trumny; nawet jeżeli czytelnik pomyśli, że łopata leży bliżej trumny, niż niego, to nie będzie to specjalna różnica dla fabuły...W rękach trzymał wielki, żelazny łom, którym próbował podważyć pokrywę wykopanej z ziemi trumny. Obok niego leżała łopata.
W tekście nie krzyczymy przy pomocy Caps Locka.- Z TWOICH skarbów? – spytał z niedowierzaniem Mezo
A teraz najważniejsza rzecz: dialogi. Ich konstrukcja jest dobra, lecz powinieneś popracować nad samymi kwestiami wypowiadanymi przez bohaterów. Brzmią nienaturalnie. Masz dwóch bohaterów pierwszoplanowych - oboje mówią identycznie, nie różnią niemal w niczym - widoczne jest to, że mag wysławia się w sposób bardziej poprawny, ale rytm ich wypowiedzi jest taki sam. A do tego rytm samych dialogów jest taki sam, jaki jest rytm narracji. Efekt jest taki, że pozbawiasz bohaterów własnego charakteru.
Powinieneś również popracować nad sceną na cmentarzu. Fragment "tuż" przed walką jest za lekki. Nie bez powodu wzięłam owe "tuż" w cudzysłów - to tuż wydaje się ciągnąć w nieskończoność:
To jest cały "moment", kiedy mag bierze do ręki kij...Po wyjściu z dołu, wzięli walające się obok dwuręczne miecze. Mezuwiusz nie przeląkł się: na cmentarzu oprócz oprychów, jego i Patrusa nie było nikogo. Mógł więc spokojnie używać magii, oczywiście uważając na groby. Rozejrzał się dookoła. Zauważył, że przyjaciel wyszedł zza drzew i biegł w jego kierunku. Był trochę zły na siebie, że nie wziął ze sobą nawet laski, która mogłaby zwiększyć moc jego zaklęć, ale zwykły kij też mógł za to posłużyć. Używał bowiem głównie Zaklęć Żywiołu Ziemi, więc wszystko, co od niej pochodziło, mogło wpłynąć na efektywność czarów. Rozejrzał się. Parę kroków od niego walał się jeden. Podbiegł i chwycił go szybko w obie ręce. Zatoczył nim kółko nad głową, ot tak, dla widowiska. Ach, jak przyjemnie było poczuć w dłoni drewno. Pamiętał, że szczególnie wygodne były zrobione z wiśni. W dzieciństwie takich używał. A ten dębowy też nie był najgorszy. Ech... Nie miał czasu na wspomnienia! Cała trójka złodziei już zmierzała z bronią gotową do ataku pewnym i szybkim krokiem w stronę Mezuwiusza. Mag szybko nakreślił parę znaków, stuknął kijem w ziemię i chciał wypowiedzieć inkantację.
Sama scena pokonania za pomocą magii oprychów, również jest za lekka - przydałoby się tej scenie trochę - że się tak wyrażę - "łubudu"... Wszak to scena walki (walki umownie), coś się dzieje, a narracja wcale w tym momencie nie przyspiesza. Nie ma napięcia, więc po walce, także ono nie opadnie.
Podsumowując: Jednolitość tekstu - w dialogach, narracji, scenie pokonania oprychów. Popracuj nad jego rytmem. Będzie dobrze.
Duży plus za interpunkcję.
Pozdrawiam.
3
Po pierwsze: Łał, dzięki za tak szybką weryfikację! 
Po drugie: cieszę się, że nie zanudziłem. Zawsze się o to boję.
Po trzecie: wyjaśnię parę kwestii:
1. Z tym teleportem. Nie, to nie jest problem dla niego, po prostu informuje o swoich zamiarach w przyszłości.
2. Pieniądze. Chodziło mi o zasadę "Zdzieraj ze wszystkich tyle ile możesz. A jak ktoś nie ma pieniędzy, to zabieraj wszystko, co ma.". Właśnie, chyba mam pomysł, jak to poprawić
3. Walka... Heh... Może rzeczywiście Mezuwiusz nie dostał wystarczająco w dupę?
4. Język Mezuwiusza i Patrusa. Tutaj specjalnie starałem się, by były tylko drobne różnice. Oni są jak bracia. Z tą różnicą, że Patrus to kobieciarz, hazardzista i ma skłonności do pijaństwa. Chyba zmienię trochę Patrusa jednak... Cóż, teraz się zastanawiam, czy dobrze zrobiłem, że wrzuciłem trzeci rozdział, a nie pierwszy. A w narracji może też ciutkę zmienię...
5. Interpunkcja. Z tym prawie zawsze się waham. Boję się, że zbędny przecinek wstawię.

Po drugie: cieszę się, że nie zanudziłem. Zawsze się o to boję.
Po trzecie: wyjaśnię parę kwestii:
1. Z tym teleportem. Nie, to nie jest problem dla niego, po prostu informuje o swoich zamiarach w przyszłości.
2. Pieniądze. Chodziło mi o zasadę "Zdzieraj ze wszystkich tyle ile możesz. A jak ktoś nie ma pieniędzy, to zabieraj wszystko, co ma.". Właśnie, chyba mam pomysł, jak to poprawić

3. Walka... Heh... Może rzeczywiście Mezuwiusz nie dostał wystarczająco w dupę?
4. Język Mezuwiusza i Patrusa. Tutaj specjalnie starałem się, by były tylko drobne różnice. Oni są jak bracia. Z tą różnicą, że Patrus to kobieciarz, hazardzista i ma skłonności do pijaństwa. Chyba zmienię trochę Patrusa jednak... Cóż, teraz się zastanawiam, czy dobrze zrobiłem, że wrzuciłem trzeci rozdział, a nie pierwszy. A w narracji może też ciutkę zmienię...
5. Interpunkcja. Z tym prawie zawsze się waham. Boję się, że zbędny przecinek wstawię.

4
To, o czym mówisz byłoby widoczne na tle kwestii wypowiadanych przez kogoś jeszcze, najlepiej tłumu innych bohaterów. Ale przecież nie muszą być do siebie podobni, by być jak bracia - samo to określenie przecież nie narzuca takiego podobieństwa. Braterstwo to czasem nawet nie wspólne cele i podobne rozumowanie. Jest to raczej stawanie murem, jeden za drugim, bez względu na wszystko. Jednym słowem: trzymanie się razem, jak to w rodzinie (..być powinno), nie mówienie tak samo i bycie podobnym pod względem zachowania. Niby tak jest, że "z kim się zadajesz, sam takim się stajesz" - ale nie stajesz się takim w stu procentach, czy choćby osiemdziesięciu.Język Mezuwiusza i Patrusa. Tutaj specjalnie starałem się, by były tylko drobne różnice. Oni są jak bracia. Z tą różnicą, że Patrus to kobieciarz, hazardzista i ma skłonności do pijaństwa. Chyba zmienię trochę Patrusa jednak...
Pozdrawiam.
8
Dałeś kawałek rozdziału, więc zakładam, że już wcześniej wytłumaczyłeś który z bohaterów jest magiem, a który cyrulikiem. Nie rozumiem jednak w takim razie:
Generalnie zgadzam się z mamiką co do niezręczności dialogów. Na przykład:
Gdyby nie literówka.
A pod koniec tekstu zaroiło Ci się od zbędnych zaimków.
Generalnie uważam, że tekst nie jest zły. W miarę ciekawy, niepatetyczny, co uznaję za duży plus.
A ten jeden tekst oprycha podobał mi się nawet wybitnie. Brakuje Ci jednak warsztatu, pisać należy i się wprawiać.
Czytaj na głos i sprawdzaj czy Ci pasuje brzmienie, rytm zdania. Piszesz je za długie, powtarzasz się. Starając się unikać powtórzeń plątasz się w jakieś niepotrzebne szczegóły.
Mam nadzieję, że byłam przydatna.
Pozdro!
Herman pisze:Mamy leśnika. Potrzebni są jeszcze rębacz i cyrulik.
Generalnie zgadzam się z mamiką co do niezręczności dialogów. Na przykład:
To słuchaj i czekaj sprawiają, że dialog wypada męcząco, mało dynamicznie.Herman pisze:- Słuchaj, wiesz gdzie jest Mustenhorn?
- Czekaj... To nie tam, gdzie słynna zbójczyni Ravenna wymierzyła sprawiedliwość trzem sektom, bo te okradały mieszkańców?
Zabierać biednym, a nie od biednych. Poza tym jak mogli zabierać coś, czego nie było? Nielogiczność się wkrada. "Mieli ich przecież tak mało"?Herman pisze:Ech... Dobrze Ravenna zrobiła... Jak można zbierać od biednych pieniądze, których i tak nie mieli?
A to jest przykład na inną Twoją przypadłość, to znaczy na niepotrzebnie długie zdania. To też sprawia że dynamika siada, a dialogi brzmią nienaturalnie. Poza tym frazeologia nie taka, życie widzi się w czarnych barwach ewentualnie, a świat ogląda się zza więziennych krat (tyle że tutaj się rym wkrada;) ).Herman pisze:Eee... musimy zejść do kanałów, żeby nikt nas nie zobaczył, bo jeżeli ktoś nas ujrzy, będziemy widzieć przez bardzo długi czas życie przez kraty więzienne.
Jak piszesz kamienie, to ja mam przed oczami kamienie, a później się okazuje, że to klejnoty i już nie wiem co o tym myśleć. Może zaznacz że zalśniły w świetle pochodni/świeczki? Co przy okazji zwraca uwagę na fakt, że póki co Twoi bohaterowie łażą po kanałach w całkowitych ciemnościach.Herman pisze:a z niego dwa wielkości kurzego jaja kamienie: jeden czerwony, drugi niebieski. Na koniec wydobył kawałek węgla.
A skąd ta ironia? Nie tłumaczysz tego, a ja nie widzę powodu do ironii.Herman pisze:- Wiesz, jest tam jedno takie miejsce... Cmentarz może być? – spytał ironicznym głosem Patrus.

No dobra, ale w takim razie dlaczego obaj trafili na ten sam?Herman pisze:Na szczęście miejskie cmentarze nie różniły się za bardzo między sobą, więc łatwo można było je wyobrazić.
Przykład na to jak niepotrzebnie obciążasz zdania. "W M. padało, jak zwykle." wystarczy moim zdaniem.Herman pisze:W Mustenhorn padało, jak to zwykle w tej miejscowości.
Mniej znaczy lepiej. Wytłuszczone bym skasowała, a to co kursywą zamieniała na "cyrulik poprawił stój".Herman pisze:No... – uśmiechnął się Mezuwiusz – Nawet nieźle nam poszło. Ciesz się, że w żadne gówno nie wpadłeś.
- Heh... W sumie racja – powiedział cyrulik, poprawiając swój strój.
Z tego zrobiłabym jedno-dwa zdania, trochę za bardzo rozwlekasz akcję.Herman pisze:- No to idziemy... – Nagle stanął - Czekaj... Chyba coś słyszę... Jakieś zgrzyty albo trzaski.
- Pewnie to efekty uboczne po teleportacji... Po co komu przychodzić na cmentarz w środku dnia? Tym bardziej, że jeszcze pada – spytał Patrus z lekkim uśmiechem, jednak sam zaczął nasłuchiwać. Rzeczywiście, niedaleko od nich było słychać jakieś hałasy. Mezuwiusz rozejrzał się.
Nie pasują mi te wyrzuty sumienia... Niby na pierwszy rzut oka widać? I czemu "szedł" a nie "podszedł".Herman pisze:Szedł spokojnym krokiem w stronę człowieka, który bez cienia wyrzutów sumienia okradał czyjeś szczątki. Gdyż podszedł bliżej, przyjrzał mu się. Był o niski i chudy
A dlaczego niby otwarcie? W ogóle można krzyknąc otwarcie?Herman pisze:- Hej, panie! – krzyknął niby otwarcie mag.

O to całkiem miły fragment.Herman pisze:- Spieprzaj stąd i to migusiem, bo cię potnę, posiekam i dam wieprzom na kolacje – odpowiedział charczącym tonem człowieczek. – Nie będziesz mnie tu z moich skarbów okradał. Ja pierwszy ten grób znalazłem, ty se innego szukaj.


Tu spytał z niedowierzaniem, tam wycedził przez zęby. Lepiej "mag nie mógł uwierzyć". No i wiadomo, ze jak cedzi to raczej przez zęby.Herman pisze:- Z TWOICH skarbów? – spytał z niedowierzaniem Mezo – Ludzie wiele pokoleń zbierali te wartości i dla nich cenne są jako pamięć o nieżyjących bliskich. A ty, w kilka chwil niszczysz i sprzedajesz coś, co przetrwało wieki.
- Nie twój interes, co i jak ja robię – wycedził przez zaciśnięte zęby
Jak się rozejrzał to wiadomo, że zauważył. Ałt. Poza tym podziel akapit, za długi jest, moim zdaniem.Herman pisze:Rozejrzał się dookoła. Zauważył, że przyjaciel wyszedł zza drzew i biegł w jego kierunku.
Zdanie potworek jak dla mnie. ...który nie zamierzał być tylko świadkiem zdarzenia, wyciągnął ręce... + opis czynności rzeczonego Patrusa, ilustrujących jego niewątpliwą chęć w uczestnictwie w zdarzeniach. Po co piszesz co kto chciał czy nie chciał, lepiej od razu to pokazać, przekaz będzie bardziej dobitny. A zdanie " Potrafił używać tylko podstawowych zaklęć, ale i tego wystarczyło." możesz dać tuż przed opisem konsekwencji jego ataku. Aha jeszcze jedno:Herman pisze:Tymczasem Patrus, który nie zamierzał być świadkiem, lecz uczestnikiem zdarzenia, sam rzucił się w wir wydarzeń.
Tutaj coś wystrzela jak węże, a liny prężą się do ataku.Herman pisze:Wyciągnął ręce, z których wystrzeliły jak węże prężące się do ataku liny.
A pod koniec tekstu zaroiło Ci się od zbędnych zaimków.
Generalnie uważam, że tekst nie jest zły. W miarę ciekawy, niepatetyczny, co uznaję za duży plus.


Mam nadzieję, że byłam przydatna.

A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não
De um dia não ser mais triste não
9
Ha, więc pojawiły się kolejne sprawy do wyjaśnienia
Masz rację, tę informację podałem wcześniej.
Z tym cyrulikiem: w pierwszy rozdziale Mezuwiusz kierował się do Patrusa, bo ten ma znajomości. Nikt nie mówił, że będzie on podróżował razem z magiem.
Sprawa cmentarza: trafili na ten sam, bo akurat w tym mieście był tylko jeden.
Krzyk otwarty, że tak powiem...
Wiesz, chodziło mi oto, że Mezuwiusz nie szedł z zamiarem przetrzepania mu skóry, a zaprzyjaźnienia się z nim
Mój błąd, że nie przeczytałem tego na głos pod kątem literówek. Postaram się więcej go nie popełniać
Dzięki za opinię
Wiem, że są błędy, ale cieszę się, że przynajmniej nie przynudzam 

Z tym cyrulikiem: w pierwszy rozdziale Mezuwiusz kierował się do Patrusa, bo ten ma znajomości. Nikt nie mówił, że będzie on podróżował razem z magiem.
Sprawa cmentarza: trafili na ten sam, bo akurat w tym mieście był tylko jeden.
Krzyk otwarty, że tak powiem...


Mój błąd, że nie przeczytałem tego na głos pod kątem literówek. Postaram się więcej go nie popełniać

Dzięki za opinię


10
Kurde, chciałam wygłosić swoją opinię na temat tego tekstu i wytyczyć wszystkie błędy, ale mnie tu już koleżanki mamika i lilifleur wyprzedziły, no 

Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.
Wieczność kocha dzieła czasu.
– William Blake
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.
Wieczność kocha dzieła czasu.
– William Blake
12
Opinia? Cóż, fragment nawet ciekawy (a zwłaszcza tytuł tej powieści
), ale chciałabym przeczytać więcej, żeby móc się porządnie wciągnąć i stwierdzić, czy to jest coś warte, czy nie.

Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.
Wieczność kocha dzieła czasu.
– William Blake
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.
Wieczność kocha dzieła czasu.
– William Blake