Fragment czegoś, co miało wyjść długie i wciągające. Wrzucam, bo chcę wiedzieć, gdzie popełniam błędy.
Są bluzgi.
WWWGdyby ktoś zapytał, co robiłem, gdy byłem młody, odpowiedziałbym, że chodziłem nocami po ulicach.
WWWWszystko zaczęło się chyba wtedy, gdy do mediów dotarły szczątkowe informacje o aferze gospodarczej i zrobiło się jakoś głośno wokół pieniędzy, które uciekły, a nikt nie wiedział gdzie. Muszę przyznać, że ci, którzy wzbogacili się na przekręcie, nie specjalnie mnie interesują: kiedy wokół człowieka zaczynają dziać się dziwne rzeczy, ciężko jest się skupić na oszustach. Miasto naprawiało dziurę budżetową na różne sposoby. Początkowo porzucono przebudowę drogi Cravivor Street i remont lokalnego domu publicznego. Niewiele później uszczuplono dotacje dla miejskich szkół i szpitali. A potem podjęto tę feralną w skutkach decyzję o „odchudzeniu” nocnych patrolów policyjnych do, powiedzmy, jednej piątej oraz ograniczeniu ich pracy do godziny pierwszej. Na koniec postanowiono wyłączać uliczne światła po godzinie drugiej - poza tymi koniecznymi dla ewentualnego ruchu na skrzyżowaniach i co trzysta metrów prostej drogi.
WWWWłaśnie wtedy, pardon my French, zaczął się ten pierdolony burdel. Godziny mroku, istoty nocy i wiele nieprzyjemności przede mną.
WWWZnaczy – jeszcze wtedy o tym nie wiedziałem. Byłem głupim szesnastolatkiem, a w pustym, ciemnym mieście widziałem tylko otwarte drzwi, na których ktoś przybił żelazną tabliczkę z napisem „nocne życie, wolność”. A ja bez wahania wszedłem do środka, nie zwracając uwagi na mały dopisek u dołu: „uważaj, abyś nie zapłacił za tę wolność własną krwią”.
WWWPamiętam, jakby to było wczoraj. To był mój dzień, a dokładniej moja noc. Miałem dołączyć do społeczności Ogników Nocy – wąskiej grupki młodzieży, która zbierała się w parku nieopodal po zmroku świateł – bo tak właśnie nazywaliśmy czas, gdy wyłączano w mieście latarnie. Dreszcz emocji i stres, jeden z tych, które brudzą nam gacie na brązowo, prześladowały mnie cały dzień. Nie dawałem tego po sobie poznać, ale nawet gdy byłem z Anną w kinie, nie myślałem o niczym innym, tylko o tej nocy.
WWWRodzice poszli spać. Budzik oznajmił pierwszą pięćdziesiąt. Nie musiał, byłem zbyt przejęty by spać. Zarzuciłem na siebie fioletową koszulę, jeszcze świeżą, miałem ją na sobie tylko w kinie. Pachniała Anią. Ona nie chciała, abym tam szedł. Groziła nawet, że zerwie, jeśli tam pójdę. Nie musi wiedzieć, pomyślałem.
WWWŚwiatła za oknem nagle zgasły, rozpłynęły się szybko jak życie po mrówce, którą ktoś zdeptał. To był mój znak na start, a ja nie zamierzałem czekać, więc ruszyłem. Wykradłem się oknem i pobiegłem najkrótszą drogą do parku. Prowadził mnie sznur nikłych błysków co trzysta metrów...
WWWMinąłem stary browar i gmach poczty. Biegłem przecznicami znanymi mi od małego, choć otulone w mrok zdawały się zupełnie obce. Szczególnie wciąż rozkopana i nieukończona Cavivor Street, która była teraz niczym czarna, piaszczysta pustynia, obficie wysadzana betonowymi płytami i dwumetrowymi uskokami.
WWWGrupa dawno się zebrała. Rozłożyli się w granicach placu zabaw, rozkładając teren lampami LED. Dzięki temu z wejścia ich wypatrzyłem, gdy pokonywałem ceglany mur parku.
WWWMomentalnie strach przed nieznanym zbudował swój własny opór. Teraz posuwałem się w stronę bawiących się wolniej i wolniej, niepewnie jak łatwy do spłoszenia zając albo uczestnik wyścigu kulawych żuków. Przypuszczam, że za moment stanąłbym ze strachu w miejscu, a później może nawet zaczął się cofać, ale w porę wypatrzyłem Norberta, można rzec, mojego rekrutanta - to on mnie namówił i oficjalnie za jego sprawą włączono mnie do społeczności Ogników Nocy.
WWW– Cyprian, tu! – na mój widok krzyknął i wybiegł mi naprzeciw.
WWWPrzywitałem się grzecznie przez podanie ręki, ale zamiast dłoni Norbert podał mi butelkę piwa. Postanowiłem nie czekać i bezceremonialnie otworzyłem ją zębami.
WWW– Adrian już przyszedł? – spytałem, pociągając długi łyk.
WWW– Nie. Pisał, że nie przyjdzie. Matka go wyłapała tuż pod drzwiami. – Zaśmiał się gorzko.
WWW– Pięknie – cicho skwitowałem z grymasem.
WWWAdrian był, albo raczej miał być, drugim rekrutem dzisiejszego wieczoru. Fakt, że się nie pojawi, stawiał mnie w dość niewygodnej sytuacji bycia jedynym nowym. Bolało mnie to tym bardziej, bo byłem skazany, aby samemu przechodzić przez rytuały włączenia do grupy Ogników.
WWW– Nie masz się czym przejmować. Komu on potrzebny? – rzucił Norbert, jakby przeskanował moje myśli. – Chodź. – Pociągnął mnie za rękę przez furtkę na plac zabaw.
WWWDrewniany domek dla dzieci został oficjalnie przechrzczony na fortecę i centrum obozu Ogników Nocy. Norbert wciągnął mnie do środka. Z wewnątrz wydawał się większy niż z zewnątrz. Mieścił blisko dwadzieścia osób z dwoma czy trzema stołami, radiem wraz z pięcioma kolumnami i dziesiątkami litrów alkoholu.
WWWTej nocy to był nasz własny klub...
WWWNa dobre przylepiłem się do Norberta, a może to raczej on mnie za sobą ciągał. Pierwszą godzinę zabawy spędziliśmy na ciągłym dryfowaniu między ludźmi, które Norbi tłumaczył moją niezbędną integracją z paczką. Był ważną szychą w tej społeczności, a bynajmniej znał wszystkich zgromadzonych – czyli blisko pięćdziesiąt osób – i z łatwością na bieżąco motał dla nas kolejne butelki alkoholu, którymi zdążyłem się mocno wstawić.
WWWOpadliśmy ciężko na krzesłach przy jednym ze stołów – tym grzeczniejszym, bo był jeszcze drugi, przy którym kwitnął hazard, a aktualnie tańczyła na nim dziewczyna, która bez wątpienia przekroczyła granicę degustacji alkoholu.
WWW– Kamila – szepnął Norbi na osobności, wskazując nań palcem.
WWW– Taa.
WWWCzy był jeszcze trzeci stół, po prostu nie pamiętam.
WWW– Nie jestem pewny, ale... – pojąłem po dłuższej chwili milczenia, którą przerwała lecąca bluzka – Czy ona nie wykrzykiwała moment temu, że chce się pieprzyć z nami wszystkimi?
WWW– Na pewno tylko żartowała... – odpowiedział do mnie cicho, chyba nie będąc samemu do końca tego pewnym.
WWWW domku zapanowała głucha cisza. Słychać było tylko chichoty napalonych samców. Przez chwilę sądziłem, że naprawdę ściągną ją z tego stołu, rozbiorą i zrobią w kącie coś, czego nie chciałbym oglądać. Teatrzyk trwał jednak wystarczająco krótko, bo Kamilę ze stołu i z domku wyszarpała jakaś dziewczyna, której imię uleciało mi z głowy. Chwilę obserwowałem, jak trzącha nią w piaskownicy, ale szybko musiałem wrócić wzrokiem do stołu, ponieważ dosiadły się do nas dwie nieznajome.
WWWSwego czasu ja i Norbert wymyśliliśmy specjalny sposób porozumiewania się, który bazował na mieszance gestów, migów, czytania z ust i szeptów, które szyfrowaliśmy w przynajmniej czterech - pięciu językach, wliczając nasz własny opierający się na skojarzeniach. System komunikacji okazywał się tak dobry, że dogadywaliśmy się bez pudła. Poza tym dawno stało się oczywistym, że ludzie siedzący metr przed nami, nawet nie dostrzegali naszych zaszyfrowanych rozmów. To był swego rodzaju profesjonalizm w dziedzinie komunikacji, choć z kimkolwiek innym niż Norbi na pewno by to nie wypaliło.
WWWZwróciłem uwagę na dziewczynę z prawej. Miała farbowane czarne włosy, chyba z blondu, nierówno przycięte na wysokości ramion. Nawet po pijaku strasznie rzucało się to w oczy. Ubrała się w skórzaną kurtkę, co było strasznie dziwne, bo mięliśmy środek lipca. Choć już po kilku sekundach najwyraźniej rozgryzłem, dlaczego ją nosi – jeśli oczywiście efekciarskie zdjęcie ubrania wierzchniego i ukazanie bluzki ze zdecydowanie zbyt dużym wycięciem jak na tak przeciętne piersi, jest dobrym powodem.
WWW– Jest puszczalska – wyczytałem z przekazu od Norbiego i jakoś mnie to nie zdziwiło.
WWWObróciłem głowę w stronę drugiej z dziewcząt.
WWW– Tej nie znam. Nie jakoś osobiście – Norbert przekazał bezdźwięcznymi ruchami ust.
WWWMiała włosy koloru kasztanu, barwy tak głębokiej jak samo wnętrze kasztanowca, dodatkowo rozsiewały woń kokosowego szamponu. Mimo woli zwróciłem szczególną uwagę na jej wyjątkowo kobiece kształty w okolicy piersi, bioder i niżej. Przyglądała mi się głęboko swymi jasnymi oczyma, które wyglądały jak niebo w zielone cętki.
WWWObie był wstawione. Może mniej niż Kamila, ale przynajmniej tak samo jak ja albo Norbi.
WWW– Justyna, Justi – przedstawiła mi się grzecznie nieznajoma, którą wcześniej Norbert podsumował jako puszczalską. Podałem jej rękę.
WWW– Asia – druga dziewczyna również się przywitała. Uścisnąłem jej dłoń porównywalnie cieplej niż Justyny. – Choć wolę krótkie Aś.
WWWByliśmy już martwi od nadmiaru alkoholu, ale postanowiliśmy wypić z nimi jeszcze trochę. Wódka otwiera usta, serca i umysły. Napędza dyskusję do tego stopnia, że nawet bezsensowna rozmowa o radości z rozmawiania staje się pasjonująca. Szło szybko, wzniesiona została pierwsza, druga, trzecia i nawet czwarta kolejka.
WWWKonwersacja kwitła. Zaczęło się niewinnie od ogólnej opinii o spotkaniu Ogników Nocy i zamiłowań muzycznych. Mimo że z wejścia uznałem te dziewczyny za puszczalskie, na swój dziwny, pijany sposób, podobał mi się styl w jakim wypowiadała się Aś. Wyrażała się żywo i barwnie, a mimo tak dużej ilości wódy potrafiła gadać mądrze. W dodatku była naprawdę ładna. Na boku podzieliłem się refleksjami z Norbim. Polecił, abym odstawił już butelkę z tym draństwem.
WWWRozmowa nagle skręciła na niepewne, seksualne podłoże, kiedy Norbert z typowym dla niego luzem stwierdził, że z takimi nogami Lin-Z, gitarzystka zespołu Mindless Self Indulgence, powinna zmienić branżę na „bardziej rozrywkową”. Zeszło nam na striptizerki, a chwilę później dyskusja obrała jeszcze inny bieg – spadła na kobiety, które bawią się na imprezach jak Kamila.
WWW– Założę się, że macie na koncie podobne doświadczenia co Kama – rzucił Norbi do dziewcząt, posyłając Justynie jadowite spojrzenie. On w tej całej dyskusji prowadził swoją własną, dziwną grę, której celem było chyba poniżanie Justyny. Podobnie jak ja nie dzierżył łatwych panienek.
WWW– Tańczyłam tylko w klatce w klubie. Nigdy nie rozbierałam się na stole – odparła ponuro Justi, dając wyraźnie do zrozumienia, że nie podoba jej się ten cynizm.
WWWRzuciłem tajemnicze spojrzenie Asi.
WWW– Nie, nie, nic z tego – wybroniła się Aś – ja jestem grzeczną dziewczynką.
WWW– Żadnego obmacywania na imprezach? – z uporem drążyłem temat. Norbi chciał, aby Justyna wyrzucała swoje grzechy na blat, a ja podświadomie dążyłem do tego, aby Aś przyznawała mi się, że jest totalną cnotką. To było coś, czego nie można racjonalnie wytłumaczyć.
WWW– Nie. Nie robię tego z byle kim.
WWWNie wiem dlaczego, ale odetchnąłem z ulgą.
WWW– Po co ją pytasz o takie rzeczy. Wpadła ci w oko? – wywęszył Norbert i spytał przez nasz „tajny węzeł”.
WWWPragnę wyjaśnić, że tak się zdarza. Czasem po prostu spotykasz prostą dziewczynę i nie wiedzieć czemu chcesz się zbliżyć, za wszelką cenę poznać jej życie, a nawet jeśli jej przeszłość okaże się kompletnym bagnem, pragniesz w nie wstąpić po kolana, a następnie zanurzyć się po szyję i być jak środek do odtykania kibli na jej zasrane sprawy. Chociaż czasem bywa też tak, że najebiesz się jak messersmith, zapomnisz o bożym świecie, myśląc wyłącznie, aby się przelizać.
WWW– To tłumaczenie, taka przykrywka dla ludzi, którzy po prostu boją się bawić jak inni – podjąłem, bo nie miałem kolejnego punktu zaczepienia do rozmowy, a ten mogłem drążyć jeszcze przez moment.
WWW– Ubliżasz jej – wtrąciła Justyna.
WWW– Zamknij się – uciszyła ją Aś i szybko wróciła do mnie. – Sugerujesz, że jestem tchórzem?
WWWPowiedziała to z pewnym, na pewno nie udawanym, uśmieszkiem, który zupełnie nie pasował do kontekstu zdania.
WWW– Yyy... – zawahałem się. – Tak.
WWWChwyciła mnie i szarpnęła do siebie, a ja runąłem przez stół. Gorący pocałunek na chwilę zupełnie oderwał mnie od drewnianego domku i chłodów nocy. Smakował obojętnie, bo po piwie dawno przestałem smakować, choć wiem, że był cholernie przyjemny, cholernie palący i cholernie czuły. To się dłużyło. Jak reklamy w telewizji, jak kolejki w sklepach, jak nudna lekcja geografii o pochodzeniu skał. Choć w porównaniu do kupy gruzu albo spotu reklamowego Blend-a-med'u kręciło i wciągało jak diabli.
WWWPo wszystkim znów się uśmiechnęła i nadal spoglądała na mnie niewinnie.
WWW– Anna się wkurwi – wyszeptał Norbi.
WWW– Nie musi wiedzieć – odparłem obojętnie. Przeszyło mnie dziwne uczucie, że chyba już to mówiłem. Tej nocy chyba zbyt często o niej zapominałem.
WWWNorbert wzruszył bezradnie ramionami, ja tymczasem ponownie zwróciłem głowę ku Asi, która teraz przyglądała się mnie szklistymi oczkami. Justi pewnie zauważyła, że nikogo już tutaj nie poderwie, w każdym razie przesiadła się do drugiego stołu.
WWW– Hej, może pójdziemy się całować w jakieś ustronniejsze miejsce – zaproponowała całuśna Asia – wiesz, kręci się tu dużo osób. Szczerze mówiąc, jest mi tu niewygodne.
WWWChciałem krzyknąć „Tak” i porwać ją z parku gdzieś w mrok między budynki, ignorując cichy szept, że mam swoją Annę i jestem z nią szczęśliwy. Przyhamowałem się, bo przypomniałem sobie o jeszcze jednej, aczkolwiek istotnej kwestii:
WWW– Sam nie wiem. Słyszałem, że będę musiał przejść tej nocy jakieś inicjacje. Głupio byłoby je opuścić.
WWWOczy Joanny błysły. W kreskówkach zazwyczaj wróży to kłopoty. Przeraźliwie zachichotała.
WWW– Wkurzysz się – powiedziała krótko, podnosząc zgrabne pośladki z krzesła i kwitując złośliwym uśmieszkiem. Ściszyła muzykę i zwróciła na siebie uwagę zebranych – Hej! Mamy tu nieochrzczonego młodego! Czas poddać go inicjacji!
WWWZbladłem. Wódka otwiera serca, umysły i jęzory. Teraz żałowałem, że w porę się w niego nie ugryzłem, bo reakcja Ogników jednoznacznie mówiła, że o żadnym nowym nie mięli pojęcia. Czyli gdybym zamilknął, nie musiałbym przez to przechodzić.
WWW– Pięknie – pomyślałem i porzucałem nieco łaciną.
WWW– No i przepadłeś – rzekł do mnie Norbert. Tym razem w pełni na głos. – Kobiety to same kłopoty. Właśnie dlatego jestem wolnym strzelcem.
WWWInicjacja.
WWWPrzeczuwałem kłopoty.
2
Pierwsza rzecz: bez takich wstawek.Yami pisze:Wszystko zaczęło się chyba wtedy, gdy do mediów dotarły szczątkowe informacje
W ten sposób podważasz wiarygodność przekazu. Ech, ta przeklęta niepewność narratora...
W przypadku mojego tekstu - nazwali to "siękozą". Tutaj jest podobnie.Yami pisze:Wszystko zaczęło się chyba wtedy, gdy do mediów dotarły szczątkowe informacje o aferze gospodarczej i zrobiło się jakoś głośno wokół pieniędzy, które uciekły, a nikt nie wiedział gdzie. Muszę przyznać, że ci, którzy wzbogacili się na przekręcie, nie specjalnie mnie interesują: kiedy wokół człowieka zaczynają dziać się dziwne rzeczy, ciężko jest się skupić na oszustach.
Poza tym zwróć uwagę na wyrazy z jakimi zestawiasz zaimek.
Musisz poszukać innych rozwiązań. Być może bardziej wyszukanych - w końcu kto powiedział, że przy okazji uprawiania tej pasji będzie z górki?
W odniesieniu do poprzedniego wydzielone zdanie powinno być zaakcentowane akapitem. Tak myślę.Yami pisze:Muszę przyznać, że ci, którzy wzbogacili się na przekręcie, nie specjalnie mnie interesują: kiedy wokół człowieka zaczynają dziać się dziwne rzeczy, ciężko jest się skupić na oszustach. Miasto naprawiało dziurę budżetową na różne sposoby.
Postępuj tak przy okazji następnych wpadek. W końcu od czego są korekty...?
Musisz pamiętać o oszczędności słowa - tekst, który prezentuje chudą sylwetkę, ładnie wyrzeźbione mięśnie jest po prostu przyjemny. I to tyle, bo co więcej powiedzieć? Masz jakieś pytania dot. zacytowanych fragmentów?
5
razemYami pisze:nie specjalnie
patroli!Yami pisze:nocnych patrolów
Sznur błysków?Yami pisze:Prowadził mnie sznur nikłych błysków co trzysta metrów...
Rozkładać teren? Rozkładać na terenie!Yami pisze:rozkładając teren
Po myślniku nowe zdanie, a nie komentarz odautorski, więc z wielkiej litery.Yami pisze:– Cyprian, tu! – na mój widok krzyknął i wybiegł mi naprzeciw.
Od środka wydawał się... A jeśli już to "od wewnątrz".Yami pisze:Z wewnątrz wydawał się większy niż z zewnątrz.
Szczerze mówiąc - kiepsko. Historia nudna, nie zaintrygowała mnie w żadnym fragmencie, ot taka sobie opowiastka chłopca, który nudzi się w nocy w domu. Sporo błędów, których być nie powinno. Nie dopracowałeś tego. Bo błędy zdarzyć się mogą podczas pisania, ale po pierwszym czytaniu powinieneś te najgorsze wychwycić.
Nie podobało mi się, nuda, młodzież włócząca się po nocy po placach zabaw to nie jest opowieść, którą chciałbym czytać. Być może dalej byłoby ciekawiej, ale ten początek zabija jakąkolwiek chęć dalszej lektury.
Kiepsko, za te błędy - koszmarne - obniżam moją ocenę na niedostateczny. Sam teks mierny.
Dariusz S. Jasiński
6
może: by zasnąćRodzice poszli spać. Budzik oznajmił pierwszą pięćdziesiąt. Nie musiał, byłem zbyt przejęty by spać.
zbędne zaimki. Nawet pierwsza część jest zbędna. Przerobiłbym na:– Cyprian, tu! – na mój widok krzyknął i wybiegł mi naprzeciw.
– Cyprian, tu! – krzyknął i wybiegł naprzeciw.
i jak wynika z opisu, nie przywitał się, tylko miał taki zamiar.Przywitałem się grzecznie przez podanie ręki, ale zamiast dłoni Norbert podał mi butelkę piwa.
Niezrozumiałe. Pociągnął za rękaw? Dłonią zaplecioną w kurtkę?Pociągnął mnie za rękę przez furtkę na plac zabaw.
Dendrologiem nie jestem, ale drewno kasztanowca jest jasnej barwy. Kolor bierze się od owoców - kasztanów.Miała włosy koloru kasztanu, barwy tak głębokiej jak samo wnętrze kasztanowca,
Wynudziłem się okropnie. Począwszy od całkowicie nieudanego wprowadzenia, gdzie rzucasz kawałkami informacji (na dodatek sugerującymi, że tekst idzie w inną stronę, mroczną) do później przechodzisz w retrospekcję bohatera, która na dodatek jest niekonsekwentna. Raz pisze, że czegoś tam nie pamięta, a pozostałe rzeczy (mimo alkoholu, emocji) odtwarza takimi szczegółami, że po prostu nie odpowiada mi to. Nie czuję luzu w jego narracji, nie czuję emocji związanych z wstąpieniem do Ogników. Poza tym, cały tekst, bez początku, jest opowiadankiem młodzieżowym o napalonych pijaczkach - ani to wciągające, ani dobrze napisane. Nawet te "cool" skróty imion wydały mi się sztuczne, a dialogi - ponownie dokładnie spamiętane - wcale nie dodawały naturalności nastolatków spitych i wolnych. Nie podobało mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.