Magia żywiołów - rozdział 1 [przygoda, fantasy]

1
ROZDZIAŁ 1
Nastąpił kolejny atak. Lodowaty chłód objął całe moje ciało. Trzęsłam się jak osika pomimo tego, że leżałam w wielkim łożu pod kilkoma warstwami pościeli, a służąca przed chwilą napoiła mnie gorącym rosołem. To mi nie wyglądało na zwykłą grypę. Ta tajemnicza choroba była dużo gorsza.
Po paru minutach drgawki ustały, jednak nie miałam pojęcia, na jak długo. Lśniącymi od gorączki oczami spojrzałam na twarze siedzących przy mnie osób: matki, ojca i naszej służącej Mary. Wszystkie trzy wyrażały niepokój, smutek i troskę. Ten widok mnie uspokoił, ale tylko trochę.
Ojciec wyciągnął rękę i czule pogłaskał mnie po głowie.
– Wszystko w porządku, kochanie. Doktor Jones powinien się niebawem zjawić.
Uśmiechnęłam się blado do niego. Zamknęłam oczy i spróbowałam skupić się na deszczu padającym za oknem, wsłuchać się w dźwięk olbrzymich kropli uderzających o szyby. Powoli zaczęłam się odprężać…
I wtedy usłyszałam dobiegające z dołu stukanie do drzwi. Mary energicznie podniosła się z tobołka.
– To pewnie doktor.
Wyszła z mojego pokoju i wróciła po chwili w towarzystwie wysokiego starszego mężczyzny w szarym płaszczu i cylindrze. Elias Jones, znany lekarz i najlepszy przyjaciel mojego ojca. Podszedł do niego i uścisnął mu rękę.
– Witaj, Gordonie, przyjacielu. – Ujął dłoń mojej matki i ją ucałował. – Witaj, Claire. Wyglądasz pięknie jak zawsze. – Położył na tobołku Mary swoją skórzaną torbę lekarską. – Cóż to za pilna sprawa, w której mnie wezwaliście?
– Charlene od kilku dni ma lodowate dreszcze i drgawki. Chcemy wiedzieć, co jej dolega i jak można ją wyleczyć. Te objawy z każdym dniem coraz bardziej się nasilają – wyjaśniła mama. Była bliska płaczu.
Elias w zamyśleniu potarł swoją krótką bródkę i pokiwał głową, po czym zaczął szperać w torbie lekarskiej. Wyciągnął stetoskop i mnie osłuchał, po czym sprawdził moje gardło, oczy i kolor skóry. Potem znów nad czymś myślał, pocierając brodę. Aż w końcu westchnął i posłał moim rodzicom zrezygnowane spojrzenie. Od panującego napięcia czułam się coraz gorzej.
– Czy ostatnio gdzieś wyjeżdżaliście? Mam na myśli podróż za granicę.
Ojciec przez chwilę wpatrywał się w doktora, aż w końcu zamrugał gwałtownie, jakby coś sobie przypomniał.
– Tak. Jakiś czas temu obiecałem Claire i Charlene wycieczkę do Afryki. Wróciliśmy stamtąd tydzień temu. To właśnie wtedy Charlene zachorowała.
Usłyszałam zduszony jęk Mary. Doktor znów pokiwał głową. Jego głos był zrezygnowany.
– To wszystko wyjaśnia… Wasza córka choruje na malarię.
Tym razem matka i Mary jęknęły i omal nie zemdlały. We mnie samej zamarło serce. Ojciec patrzył na Jonesa tak, jakby zobaczył ducha.
– Jej stan jest bardzo ciężki. Nie wiem, czy uda mi się ją wyleczyć. Przykro mi – dodał Elias ponuro.
Jak na rozkaz znów mimowolnie zaczęłam drżeć, tyle że dużo silniej. Czułam też, że słabnę z minuty na minutę. Obraz przed oczami zaczął mi wirować i się zamazywać, kontury stały się niewyraźne, a głosy przebywających w pokoju osób zlały się w jeden niewyraźny bełkot. Matka i ojciec trzymali w żelaznym uścisku moje dłonie, jednak uścisk ten był coraz słabszy. Moje serce wciąż biło, ale stopniowo zwalniało. Traciłam oddech.
Nie minęła chwila, a moje ciało stało się bezwładne i otoczyła mnie głucha, czarna pustka. Nie słyszałam już płaczu rodziców i Mary i nic nie czułam. Zapadłam w śpiączkę. W słodki stan głębokiego snu, błogą nieświadomość. Nie wiedziałam, czy istniała nadzieja, żebym kiedykolwiek się obudziła. Nie wiedziałam już nic…
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

2
Serena pisze:Wyciągnął stetoskop i mnie osłuchał, po czym sprawdził moje gardło, oczy i kolor skóry
Do wywalenia.
Serena pisze:– Czy ostatnio gdzieś wyjeżdżaliście? Mam na myśli podróż za granicę.
Można by te informacje zawszeć w jednym zdaniu.
Bądź oszczędna.
Serena pisze:– To wszystko wyjaśnia… Wasza córka choruje na malarię.
Tym razem matka i Mary jęknęły i omal nie zemdlały. We mnie samej zamarło serce. Ojciec patrzył na Jonesa tak, jakby zobaczył ducha.
– Jej stan jest bardzo ciężki. Nie wiem, czy uda mi się ją wyleczyć. Przykro mi – dodał Elias ponuro.
Nie, nie, nie. Zachowanie doktora wyraźnie antagonizuje względem czułości, jaka wlożył w przywitanie. W tej scenie praktycznie nic się nie dzieje - a powinno; ktoś może pocieszać, inny w rzeczy samej omdlewać.


W interpunkcję się nie bawię. No więc tak: udało ci sie wypracować wlasny serenowy styl. Albo jesteś tak przesycona bliźniaczo podobnym, że nie widzisz perspektyw.

3
– Wszystko w porządku, kochanie. Doktor Jones powinien się niebawem zjawić.
Uśmiechnęłam się blado do niego.
Znaczy do kogo się uśmiechnęła? Do ojca czy doktora Jonesa? Poza tym dziwny szyk, lepiej „uśmiechnęłam się do niego blado”.
Wyszła z mojego pokoju i wróciła po chwili w towarzystwie wysokiego starszego mężczyzny w szarym płaszczu i cylindrze. (…)
- Cóż to za pilna sprawa, w której mnie wezwaliście?
Lekarz wszedł do pokoju, w którym leżała chora i jej nie zauważył? Czy może nie domyślił się, że został wezwany do tej rozgorączkowanej dziewczyny w łóżku?
pokiwał głową, po czym zaczął szperać w torbie lekarskiej. Wyciągnął stetoskop i mnie osłuchał, po czym sprawdził moje gardło, oczy i kolor skóry
Powtórzenie.
Ojciec przez chwilę wpatrywał się w doktora, aż w końcu zamrugał gwałtownie, jakby coś sobie przypomniał.
– Tak. Jakiś czas temu obiecałem Claire i Charlene wycieczkę do Afryki. Wróciliśmy stamtąd tydzień temu. To właśnie wtedy Charlene zachorowała.
Ojciec potrzebował kilku chwil, żeby sobie przypomnieć, że tydzień temu wrócił z Afryki…? No kaman…
Nie słyszałam już płaczu rodziców i Mary i nic nie czułam.
Zabawnie brzmi.
Zapadłam w śpiączkę.
Nie sądzę, żeby człowiek zapadający w śpiączkę miał tego świadomość i mógł sobie pomyśleć: „o, właśnie zapadam w śpiączkę”. A nawet jeśli jest świadom tego, że coś złego się z nim dzieje, jego myśli powinny być bardziej chaotyczne, wyrażać przerażenie (ja bym była w takiej chwili co najmniej przerażona), a nie stosować takie suche, beznamiętne wyrażenia.
W słodki stan głębokiego snu, błogą nieświadomość. Nie wiedziałam, czy istniała nadzieja, żebym kiedykolwiek się obudziła.
No właśnie, czyli była nieświadoma. A stan nieświadomości rządzi się pewnymi prawami, miedzy innymi takim, że się wtedy nie ma myśli ;P. Tak jak w śnie.
Rozumiem, że bohaterka nie opowiada tego z perspektywy czasu, bo wtedy nie mówiłaby, że nie wie, czy się obudzi.

Widać, że próbowałaś uczynić zakończenie dramatycznym, ale raczej nie do końca wyszło. Głównie przez to, że nie oddałaś dobrze stanu śpiączki, za co trudno Cię winić, bo pewnie nigdy w nim nie byłaś, ale jednak przydałoby się więcej wczucia, może poczytania wspomnień osób, które były w śpiączce, itp.

Nie jestem zwolenniczką osądzania opowiadań na podstawie tak krótkich fragmentów, chociażby dlatego, że nie mogę ocenić fabuły, klimatu, bohaterów czy czegokolwiek poza stylem.

Tak patrzę czasem na to, co tutaj wrzucasz, Sereno, i są to zazwyczaj początki kolejnych powieści i fragmenty.
Mam propozycję – spróbuj napisać i wrzucić tutaj jedno CAŁE opowiadanie. Nie musi być mega długie, byleby miało początek, rozwinięcie i zakończenie. Wtedy dopiero będę mogła coś powiedzieć. Bo osobiście nie widzę sensu w ocenianiu kolejnych początków (choć może niektórzy tak lubią i na podstawie pierwszej strony potrafią powiedzieć o utworze już wszystko).
Jak myślisz, mogłabyś wrzucić tutaj całe opowiadanie? Uwierz mi, że taka kompleksowa ocena byłaby dla Ciebie znacznie bardziej przydatna, niż tylko wymienianie błędów w kolejnych króciutkich fragmentach.

4
Nastąpił kolejny atak. Lodowaty chłód objął całe moje ciało.
wyciąć. Nie wyszczególniasz członków, tylko piszesz moje ciało (co oznacza, że całe). Przeczytaj obie wersje na głos i zobacz, która bardziej płynna
To mi nie wyglądało na zwykłą grypę. Ta tajemnicza choroba była dużo gorsza.
Czytamy na głos. Czy nie wpada ci język w "czkawkę T"? Można ładnie upłynnić, zachowując klimat i tajemniczość.
Chyba nie dopadła mnie zwykła grypa. Jakaś tajemnicza choroba toczyła mnie od wewnątrz.
Po zamianie wychodzi na jaw brak logiki w pierwotnym zdaniu: bohater nie jest pewny, czy to aby grypa, ale znacznie pewniej pisze o tajemniczej chorobie. Pomijając ten mankament, nie ma tu miejsca dla czytelnika na wyciągnięcie wniosków albo wkręcenie się w historię. Tajemnica zostaje wyjawiona.
Lśniącymi od gorączki oczami spojrzałam na twarze siedzących przy mnie osób: matki, ojca i naszej służącej Mary.
błąd; bohater jest narratorem, ale nie swoich oczu. Dlatego musisz napisać: bolącymi (to co może określić).
Zamknęłam oczy i spróbowałam skupić się na deszczu padającym za oknem, wsłuchać się w dźwięk olbrzymich kropli uderzających o szyby.
[1] - zamienić kolejność
[2] - usunąć. Rozpychasz zdanie. Wiadomo, że deszcz nie padał w mieszkaniu.
Zamieniamy:
Zamknęłam oczy i spróbowałam skupić się na padającym deszczu, wsłuchać się w dźwięk olbrzymich kropli uderzających w szyby.
Podszedł do niego i uścisnął mu rękę.
Już w tym miejscu widać ciągoty do zaimków. Poza tym, ponownie rozpychasz tekst. Jeśli uścisnął jego rękę, to wiadomo, że podszedł. Zobacz na taką zmianę:
Uścisnęli sobie dłonie.
I, aby scena miała ciągłość, przeniósłbym to do nowej linijki.
Położył na tobołku Mary swoją [1]skórzaną torbę lekarską.
zaimek - usunąć.. Tylko on jest lekarzem, i tylko on ma torbę.
[1] - symbolika pozwala na odtworzenie pewnych detali nawet, gdy nie padają. Jeśli dodam do torby cylinder (o którym mowa), to zobaczę skórzaną torbę. Czasem po prostu takiej informacji nie trzeba pisać. Detale detalami, ale niektóre są zbędne - bo już sama wzmianka o torbie niesie ze sobą konkretne informacje. nawet wiem, jak ona wygląda i widzę ją - czyż to nie magia pisania i tworzenia w umyśle czytelnika konkretnych obrazów?

Dr. House pełną gębą. Po zwykłych objawach grypy, które można przyłożyć także do zatrucia pokarmowego i grypy jelitowej (dreszcze), oraz setki innych chorób - które, jak domniemam, wg daty wydarzeń (cylinder, brak telefonów) nie są znane, od razu posądza o malarię. Aby uniknąć takiego BABOLA fabularnego, należy wprowadzić chociażby jedną linijkę, która traktowałaby o epidemii malarii i posądzeniu przez matkę właśnie tej choroby. To wówczas owa insynuacja podpowiedziałaby lekarzowi, co jak robić i w naturalny dla fachu sposób, przeszedłby do wywiadu lekarskiego, a w efekcie do zdiagnozowania choroby.

Ogólnie, tekst średni z tendencją do gorszy. Przegadany w niektórych miejscach i pocięty zaimkami. Widzę, że wróciłaś do pierwotnej formy i po ciekawym tekście z wampirami gnieciesz zaimki w głębi duszy. Nie podobało mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Kurczę, czyli już druga próba napisania tego opka mi się nie udała... Już raz kiedyś próbowałam to napisać, ale jak zawsze wyszło mi coś o wampirach.

Ech... Trudno, żyje się dalej. Tak czy inaczej, dziękuję wam za czas poświęcony temu rozdziałowi.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

6
Wyszła z mojego pokoju i wróciła po chwili w towarzystwie wysokiego starszego mężczyzny w szarym płaszczu i cylindrze.
nie pozwoliła mu nawet ściągnąć płaszcza i cylindra żeby mokry nie wchodził do pacjentki? Ona chce ją zabić. To służąca jest mordercą.
– Charlene od kilku dni ma lodowate dreszcze i drgawki. Chcemy wiedzieć, co jej dolega i jak można ją wyleczyć. Te objawy z każdym dniem coraz bardziej się nasilają – wyjaśniła mama. Była bliska płaczu.
Gdybyś nie zaznaczyła tej pogrubionej kwestii to pomyślałbym, że wezwali lekarza, by ją zabić, a później przygotować pyszne mięsko w przydomowej wędzarni. Wybacz ironie, ale oczywiste jest, że jak się wzywa lekarza to właśnie w celu wyleczenia chorego, a aby go wyleczyć trzeba wiedzieć na co jest chory.
Wyciągnął stetoskop i mnie osłuchał, po czym sprawdził moje gardło, oczy i kolor skóry.
Dobrze, że powiedziałaś, bo myślałem, że całej ojca. Kolejna oczywistość, której nie trzeba powtarzać zwłaszcza, że wcześniej zaznaczyłaś, że zaczął ją osłuchiwać.
Obraz przed oczami zaczął mi wirować i się zamazywać, kontury stały się niewyraźne, a głosy przebywających w pokoju osób zlały się w jeden niewyraźny bełkot. Matka i ojciec trzymali w żelaznym uścisku moje dłonie, jednak uścisk ten był coraz słabszy.
Popatrz na to. Obraz zaczyna jej się zamazywać, więc skąd ona wie, że to matka trzyma ją za rękę? Może to służąca. <przy okazji podaje potajemnie kolejną dawkę trutki> Zresztą ma gorączkę, odpływa. Traci kontakt z rzeczywistością. A tu spisujesz suche fakty jakby była jednocześnie przytomna i nieprzytomna.
To jak wreszcie, ma te gorączkę czy nie ma? W dodatku sama opisuje, że zapadła w śpiączkę.
Nie wiedziałam już nic…
Już dawno nie powinna nic wiedzieć z racji swojego stanu. Dlatego nie rozumiem skąd połowa stwierdzeń w jej wykonaniu.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”