Barwy wojny

1
Boże, naprawdę nie wiem. Boję się - chyba nigdy się tak nie bałam - tu tego wstawić. Na innym forum usłyszałam, że jest mocne, na drugim, że wbija w fotel, na trzecim, że nie rusza; w końcu już nie wiem, więc wklejam i tu.
Proszę nie bić po twarzy.
Barwy wojny
Wojna przekwitła czerwienią, przyciskając do serca niemożliwe do zapomnienia opowieści.

Po jej policzku spłynęła błyszcząca łza. Zalśniła złotem, potem czerwienią, na końcu nieznanym dotąd kolorem, być może barwą wojny. Zaraz potem kapnęła na materiał, który dziewczyna trzymała w dłoniach.

Mundur był ciemnozielony i chropowaty w dotyku, a suknia delikatna i jasna. Połączenie to pięknie kontrastowało na poszarzałych wojną ulicach. W uszach świszczał wiatr, wyjący błagalne pieśni ku popielato zachodzącemu słońcu.
- Uciekajcie! – wykrzyknął ktoś, jednak, zauważając niebezpieczeństwo, szybko znikł w szarym domu.
Dziecko przytuliło się do matki, ostatni raz spoglądając na błyskające szarością słońce. W powietrzu unosiła się woń niebezpieczeństwa. Zapach nasilał się z każdą chwilą, jednak na twarzach matki i ojca nie było widać ani napięcia, ani grama strachu czy podenerwowania. Szli wolno przez środek opustoszałej ulicy, z podniesionymi czołami, wiedząc, co niedługo ich spotka. Nie znali innej możliwości; nie uszanowaliby żadnego innego wyjścia. Gdy z tyłu rozległ się huk, nie było już odwrotu. Chyba nigdy go nie było. Nie na wojnie.
Fałszywie, jakby sam diabeł maczał w tym palce, zalśniło ucieczką, a rodzice zapłakali gorzko czerwienią krwi.

Odeszli dawno temu, a w niewidzących oczach dziewczyny wciąż błyszczały barwy wojny.

2
Uff, dawno niczego nie komentowałem, ale wbrew pozorom odwiedzam weryfikatorium. Niestety z braku czasu ograniczam się w zasadzie tylko do "rzucania okiem", na co ciekawsze kąski. Oto jeden z nich.

Podobało mi się to, i to nawet bardzo. Trochę krótkie, ale z drugiej strony to miniatura. Nie powiem, żeby wbijało w fotel, ale nie powiem też, żeby było złe. Było dobre, nawet całkiem. Nie tylko pod względem ortograficznym. Po prostu zaciekawiło mnie to, co opowiedziałaś i dało do myślenia, zwłaszcza w świetle ostatniej tragedii (chociaż nie idzie o wojnę, ale o ogólnie pojętą tragedię, dramat i stąd to skojarzenie). I myślę, że to przede wszystkim jest najważniejsze. To Ci się udało.
Z mojej strony plus:)


Ale żeby nie było, że tylko same superlatywy to i coś, do czego bym się przyczepił:
Gosha pisze:Gdy z tyłu rozległ się huk, nie było już odwrotu.
Nie sądzisz, że lepiej brzmi: "za nimi" albo coś w ten deseń?

Pozdrawiam
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3pcp0_user6.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]

3
Wiesz, Gosha, mam mieszane uczucia. Z jednej strony wiąże się z tym tekstem w ujęciu emocjonalnym, z drugiej zaś - jako weryfikator - nie zapominam o przysłowiowym szukaniu dziury w całym. Tutaj jest kilka luk, niedopatrzeń i ogólnych nieporozumień, wynikających z młodego i po trochu naiwnego pióra. Że tak powiem. Jako przykład przywołam "unoszącą się w powietrzu woń niebezpieczeństwa". Otóż, toć to zjawisko nie do końca możliwe. A nawet jeśli tak jest - nie poparto tego odpowiednimi dowodami. Słuchaj, weź to na swój rozum - czujesz niebezpieczeństwo w powietrzu...? Ja nie - to wynik emocjonalnego nastawienia. Warto by zapytać wprawnego psychologa. Takie kwestie często bywają spornymi. Dlatego też odwołanie do badań fachowców jest na miejscu. Gosha, nie podoba mi się ten tekst. Rozumiem, że niektóre elementy są w tobie głęboko zakorzenione (mimo młodego wieku!) i za wszelką cenę niejako chcesz tchnąć weń życie. Niestety na razie nieudolnie. Próbuj dalej. Spotkamy się przy okazji publikacji wartościowszego tekstu - mowa o stronie czysto technicznej. Oby tak było.

4
Gdy dowódcy brygady brytyjskiej w 1916 roku zadano pytanie, jaki powinien wyglądać sztandar i jakie barwy, odpowiedział: barwy wojny. Zdumiało to przełożonych, więc zapytali: jakie to barwy? Odpowiedział: brązowe, czerwone i zielone. Dlaczego - dociekali. Odrzekł spokojnie: przez krew, przez błoto, nad zielonymi polami.

Wprowadzenie masz mocne - nawiązujesz do wspomnień i do koloru cierpienia. I tyle mocnego w tym tekście, bo pozostałe metafory są nieuchwytne. Sztuczne. Poszarzałe wojną ulice - u ciebie to zbitek słów, które mają nieść przekaz, tworzyć nieodłączny związek, tymczasem tak na prawdę nie jest. Jakie to są ulice poszarzałe od wojny? Zniszczone, opuszczone, okryte ciszą - tyle obrazów, a każdy wart opisania. Wiem, że to miniatura, ale wystarczyło wybrać jeden kierunek, a obraz wojny sam by się stworzył w moich myślach. Wybrałaś drugą stronę - rzucić frazes jako wytłumaczenie. Dalej: historia. W powietrzu unosiła się woń niebezpieczeństwa. - dobrze czasem powiedzieć, że w powietrzu unosiło się niebezpieczeństwo, to jest często używany zwrot, ale nie woń - niebezpieczeństwo jest bezzapachowe, nieuchwytne dla zmysłów. One istnieje dla umysłu - tam tworzy się obraz, który można odczytać. Ty nadajesz tu zapach - nie określasz go, tylko rzucasz, żeby był. I jest - ale mi to nic nie mówi. Dalej: bohaterowie i przeznaczenie. Piszesz, że szli dumnie, wiedząc, co niedługo ich spotka. A ja widzę bohaterów, którzy są obojątni na to, co ich spotka. Jest tu duża różnica, bo przecież nie wiedzieli że dostaną bombą (jak wnioskuję po tekście), tylko było im wszystko jedno.

Tutaj dochodzę do rozłożenia emocji: bohaterowie zostali potraktowani jak marionetki, nie ludzie, którzy poddali się losowi. Mimo, że mają dumę na twarzy idą ulicą, obojętni na niebezpieczeństwo, pogodzeni z tym, co może ich spotkać. Umieściłaś ich w innym wymiarze, przez nietrafioną narrację. Wymiar ten - to ich postawa wobec losu. Nadałaś im dumę, odebrałaś logikę. Bo, gdyby wiedzieli, że trafi ich bomba, uciekaliby. Oni (jak podkreślasz) szli z głową uniesioną do góry (z dumą), poddali się, ale wciąż wierzyli.

Trzy drobne zdania burzą tekst. Odbierają mu tej głębi postaci. Zakończenie, mające podsumować wspomnienie (dobrze zaakcentowane z początku) jest tak samo sztuczne, jak owe metafory - bo używasz jej. Barwy wojny w oczach i łzach - nie masz pewności, czym są, dlatego rzucasz je w dwa miejsca. Miniatura ma potencjał, naprawdę są w niej emocje, ale ukryte. Kryją się w obrazie niewypowiedzianym. Przypomina mi to tani chwyt pisania o dzieciach, które giną w strasznych okolicznościach. Wierz mi, to działa. Podobało mi się, ale tylko dlatego, że widzę ten obraz bez twojej narracji.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”