Szósty rozdział opowiadania "Bliźnięta"

1
Rozdział szósty opowiadania "Bliźnięta", które udało mi się zamknąć w ośmiu. Cała akcja dzieje się na statku pasażerskim w ciągu czterech godzin, a ten rozdział jest jedyną odskocznią, odpowiedzią na niektóre pytania. Muszę umieścić go w tej historii, by czytelnika nie zgubiły mylne tropy. Tego właśnie nie lubię - muszę wyjaśnić bardzo wiele i najlepiej do tego nadaje się monolog, a monolog, jak to monolog, trąci sztucznością. :(

Mile widziane porady odnośnie... wszystkiego.

ROZDZIAŁ SZÓSTY
W którym Ojciec wyjaśnia zasady.

WWWTysiąc lat temu, w roku 1019, w ukrytej pracowni perskiego alchemika Abu Ali Husain ebn Abdallah Ebn-e Sina nazywanego przez jego czeladnika wampira „Awicenną”.

- Ahabie, podejdź tu – rzekł alchemik do swojego wampirzego sługi.
- Czy to już? Czy już się udało? – zapytał z nadzieją w głosie młody krwiopijca w czerwonej, za długiej pelerynie. – Każesz mi czekać od miesięcy, Awicenna. Odkąd zacząłem oddawać ci moją krew, spędzam na polowaniu całe noce. A dzień siedzę tutaj. To takie męczące, cholera, niech to będzie już!

WWWAwicenna milczał. Kończył właśnie oglądać małe, porozrzucane na ziemi kamienie. Po chwili zaczął wrzucać niektóre do małego woreczka, który trzymał zawieszony na nadgarstku. Następnie chwycił fiolkę wypełnioną zieloną cieczą i ruszył w kierunku Gwiazdy. Gwiazdą nazywał Aheb pentagram nakreślony na podłodze, za żelaznym biurkiem alchemika. Awicenna tworzył go od kilku miesięcy, zaczął od nakreślenia linii, skończył na układaniu wzdłuż nich niewielkich, szarych kamyków. Młody wampir nie zastanawiał się nigdy nad znaczeniem kręgów i symboli wiernie przerysowanych ze starych ksiąg, które walały się teraz po całym pomieszczeniu.

- Człowieku – kontynuował, gdy zauważył, że jego mistrz nie odpowiada – Nie boisz się, że mógłbym cię zabić? Nawet teraz, mógłbym rzucić się na ciebie. Dlaczego lekceważysz wampira?

- Dlaczego miałbyś to robić? – odpowiedział ziewając. Uklęknął przy pentagramie i wysypał kamienie z woreczka. – Jestem ci potrzebny, Ahabie. Pragniesz boskiej potęgi, którą tylko ja jestem ci w stanie ofiarować. Nie jesteś tak głupi, aby zrezygnować z boskiej mocy na rzecz krwi jakiegoś starego dziada.

- Racja. Ale co, gdy już zyskam potęgę? Nie będziesz mi więcej potrzebny.

- Gdy zyskasz boską mądrość, Ahabie – mówił spokojnie, nie przestając układać kamieni na podłodzie – Nie będzie cię interesowało życie tak marnej istoty, jak ja. Zajmą cię inne… sprawy – dokończył z uśmiechem, podnosząc wzrok na wampira i wylewając jednocześnie zawartość fiolki na ziemię. Wtem rozległ się głośny syk i w górę buchnęły kłęby ciemnego dymu. Przez chwilę wampirowi zdawało się, że zdrajca znikł w oparach, uciekł z receptą, a jego zostawił, by się udusił. Już chciał biec w stronę drzwi, gdy usłyszał spokojny acz dźwięczny głos swojego mistrza z miejsca, gdzie przed chwilą klęczał:

- Ahabie, wszystko przygotowane. Możesz zaczynać.

WWWDym opadł, sylwetka alchemika wyłoniła się z cienia. Stał tak, jak zwykle: lekko zgarbiony, z pustą fiolką w ręku, ubrany w brudne, podarte szmaty, których nie zmieniał, bo nie miał czasu. Nie golił się, może nawet nie mył, tego West określić nie mógł, bo dawno temu stracił węch. Racja - stracił, ale na własne życzenie, by uodpornić się od czosnku. Jednak nie zaprzątał sobie tymi myślami głowy, bo oto nadszedł czas. To długo wyczekiwane „już”.

WWWChwycił z biurka szklankę z przezroczystym płynem i nie namyślając się, nie dziękując, nie padając na kolana, nie wypowiadając żadnych podniosłych słów, nie przyglądając się zawartości, wypił.

- Czy już zyskałem moc? – zapytał i natychmiast runął na podłogę jak kłoda, z hukiem rozsypując kamienie. Leżał tak nieruchomo, nie będąc w stanie poruszyć nawet małym palcem u nogi. Zresztą i tak miał na nogach obcisłe buty.

WWWAwicenna uśmiechnął się, ziewnął, i podszedł do zamkniętej na klucz, obitej żelazem szafy. Przekręcił kluczyk, zgrzytnęło, zaskrzypiały drzwiczki. Przynajmniej to usłyszał młody wampir, leżąc nieruchomo, dotykając czołem desek podłogi. Alchemik wyciągnął metrowy słój z podstawą w kształcie pięciokąta i ułożył go na środku pentagramu. Idealnie wpasował się w linie. Następnie przewrócił swojego czeladnika na plecy, tak, by mógł błądzić po suficie swoim przestraszonym wzrokiem. Wygląda na to, że czas na monolog, pomyślał.

- To nie twoja wina – mówił poprawiając rozsypane kamienie. – Jesteś młody, masz zaledwie trzysta lat. Oszukałem cię, ale to nic, naprawdę. Przyczynisz się do procesu powstawania Kamienia Filozoficznego, który będzie trwał najbliższe tysiąc lat i do którego przygotowywałem się przez całe życie, odkąd tylko odkryłem, że zmiana metalu w złoto nie jest jego głównym zastosowaniem. Bo widzisz, kamień ten, jest też w stanie transformować złą energię w potęgę. Wystarczy doprowadzić do uwolnienia zasobów jakiegoś złego uczucia, na przykład nienawiści, i jego posiadacz może zmienić się nawet w boga! Kamień Filozoficzny jestem w stanie stworzyć jeszcze za mojego życia, bo nie jest to zbyt trudne, jednak wykorzystanie go do leczenia chorób, czy zmiany metali nieszlachetnych w szlachetnie byłoby głupotą. Co mnie obchodzą pieniądze, co mnie obchodzi ludzkie życie? Nie mieszajmy w planach Matki Natury i nie niszczmy gospodarki światowej. To takie przyziemne. Zróbmy coś lepszego.

- Jak już mówiłem, sam Kamień Filozoficzny jest dla mnie osiągalny, ale aby zmienić wiele złej energii w czystą moc, trzeba najpierw tę energię spotęgować i uwolnić, na co też mam przepis: uruchomić Spiralę Nienawiści. Jednak to nie takie łatwe. Można to porównać do nakręcania jednym palcem diabelskiego młyna. Nie wiesz co to diabelski młyn, prawda? Nieważne, nie został jeszcze wynaleziony. Miałem na myśli, że to trudne jak cholera.

- Pewnie jesteś zainteresowany, co się z tobą teraz stanie. Widzisz ten słój w kształcie pięciokąta? Zamierzam cię tam ukisić, zupełnie jak ogórki. Twoje ciało jest nieśmiertelne pod tym względem, że się nie starzejesz, ale jeśli cię odpowiedniego zakwaszę, w ciągu tysiąca lat rozłożysz się na drobne cząsteczki i będziesz ostatnim składnikiem niezbędnym do uruchomienia Spirali Nienawiści.

- To jeszcze nie koniec. Nawet jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to za tysiąc lat, na początku XXI wieku, będzie potrzebny ktoś, kto nakręci Spiralę Nienawiści. Jak to zrobić? Ktoś będzie musiał zebrać kilkanaście osób w odizolowanym od świata miejscu, a następnie dokonać morderstwa. Wtedy ludzie zaczną panikować, osłabi się ich odporność. Zaczną ślepo nienawidzić, by uwolnić z siebie złe emocje. I oto właśnie chodzi, osoba dokonująca całego rytuału rzuci na trzy osoby urok, który w efekcie doprowadzi do jeszcze większej nienawiści. Będą mordować się nawzajem w dzikim szale, a kandydat na boga wchłonie całą tę nienawiść łącznie z ostatnimi składnikami Kamienia Filozoficznego, którymi będą odcięte dłonie (grzech uczynkiem), język (grzech mową) i spermę (grzech ciałem).

- I jeśli cały ten skomplikowany plan się powiedzie, powstanie nowy bóg. Kto nim zostanie? Na pewno nie ktoś taki jak ty. Widzisz, robię to wszystko dla konkretnej osoby, którą kocham. Dokładnie zaplanowałem każdy szczegół, w końcu miałem na to całe życie.

- Moja córka. Zamierzam zmienić ją w informację, umieścić w moich genach tak, by urodziła się jako osoba na początku XXI wieku. To ona będzie Kamieniem, z ogromną wiedzą i umiejętnościami. Jednak to wciąż nie jest boską moc. W każdym razie, dokończy mojego dzieło. Za tysiąc lat otworzy kapsułę, w której zaraz cię zamknę, Ahabie, i pożywi się tym, co z ciebie zostanie.

- A teraz wybacz, muszę przygotować kwas. Nigdzie się stąd nie ruszaj, mój czeladniku.

Re: Szósty rozdział opowiadania "Bliźnięta"

2
Tysiąc lat temu, w roku 1019, w ukrytej pracowni perskiego alchemika Abu Ali Husain ebn Abdallah Ebn-e Sina [1] nazywanego przez [2] jego [3] czeladnika wampira [4] „Awicenną”.
[1] - Może lepiej zwanego?
[2] - Wyrzuciłabym zaimek.
[3] - nazywanego przez czeladnika wampira; brzmi, jakby jakiś wampir miał czeladnika i jakby ów czeladnik nazywał alchemika Awicenną. Fragment nieco mąci, więc może go wywalić?
[4] - Nie użyłabym tutaj cudzysłowu.

Osobiście przerobiłabym powyższe zdanie, np.:
Rok 1019. Ukryta pracownia perskiego alchemika Abu Ali Husain ebn Abdallah Ebn-e Sina, zwanego Awicenną.
- Czy to już? Czy już się udało? – zapytał z nadzieją w głosie młody krwiopijca w czerwonej, [1] za długiej pelerynie. – Każesz mi czekać od miesięcy, [2] Awicenna. Odkąd zacząłem oddawać ci [3] moją krew, spędzam na polowaniu całe noce. [4] A dzień siedzę tutaj.
[1] - Sądzę, że wystarczy napisać "w czerwonej pelerynie". Kojarzy się od razu, że jest długa. A czy fakt, że jest "za długa" ma jakieś zasadnicze znaczenie? Jeśli tak, to pardon, jeśli zaś nie, to proponuję wywalić.
[2] - Odmieniłabym to: Awicenno.
[3] - Zaimek moją wywalić.
[4] - w dzień
[1]Kończył właśnie oglądać [2]małe, porozrzucane na ziemi kamienie. Po chwili zaczął wrzucać [3]niektóre do [4]małego woreczka, który trzymał zawieszony na nadgarstku.
[1] - „Kończył oglądać”... Jakoś to dziwnie brzmi. Napisałabym inaczej, np.:
Patrzył na małe, rozrzucone na ziemi kamienie.
[2], [3] - Powtórzenia.
[4] - Może po prostu: do woreczka, zawieszonego na nadgarstku?
[1]Gwiazdą nazywał Aheb pentagram nakreślony na podłodze[2], za żelaznym biurkiem alchemika.
[1] - Może lepiej: Aheb nazywał tak pentagram nakreślony... itd.
[2] - Usunęłabym przecinek.
Awicenna tworzył go od kilku miesięcy, zaczął od nakreślenia linii, skończył na układaniu wzdłuż nich niewielkich, szarych kamyków.
Słowo „kamyk” sugeruje, że ów kamyk jest mały, dlatego wyrzuciłabym „niewielkich”.
Zdanie podzieliłabym na dwa.
Może: Awicenna tworzył go od kilku miesięcy. Najpierw nakreślił linie, potem ułożył wzdłuż nich szare kamyki.
- Człowieku – kontynuował, gdy zauważył, że jego mistrz nie odpowiada[2] – Nie boisz się, że [1]mógłbym cię zabić? Nawet teraz[3], mógłbym rzucić się na ciebie.
[1] - Powtórzenia.
[2] - Przecinak po „odpowiada”, a po myślniku rozpocząć mała literą:
- Człowieku – kontynuował, gdy zauważył, że jego mistrz nie odpowiada, – nie boisz się, że mógłbym cię zabić?
[3] - Usunąć przecinek po „Nawet teraz”.

Może: Nie boisz się, że cię zabiję? Nawet teraz, mógłbym rzucić się na ciebie.
[1]Dlaczego lekceważysz wampira?

- Dlaczego miałbyś to robić? – odpowiedział [2]ziewając.
[1] - Powtórzenia.
[2] - Nie wiem dlaczego, ale nie podoba mi się, że alchemik tutaj se ziewnął.
- Gdy zyskasz boską mądrość, Ahabie – mówił spokojnie, nie przestając układać kamieni na [1]podłodzie[2] – Nie będzie cię interesowało życie tak marnej istoty, jak ja.
[1] - Literówka.
[2] - Zapis dialogu:
- Gdy zyskasz boską mądrość, Ahabie – mówił spokojnie, nie przestając układać kamieni na podłodze, – nie będzie cię interesowało życie tak marnej istoty, jak ja.

Przez chwilę wampirowi zdawało się, że zdrajca znikł w oparach, uciekł z receptą, a jego zostawił, by się udusił.
Tę część zdania proponuję nieco przerobić, gdyż brzmi tak se. Np.:
Przez chwilę wampirowi zdawało się, że zdrajca znikł w duszących oparach razem recepturą, zostawiając go na pewną śmierć.
Coś w ten deseń.
Dym opadł, sylwetka alchemika wyłoniła się z cienia.
Postawiłabym spójnik "i".
Dym opadł i sylwetka alchemika wyłoniła się z cienia.
A nawet zrezygnowałabym z sylwetki:
Dym opadł i alchemik wyłonił się z cienia.
Stał tak, jak zwykle: lekko zgarbiony, z pustą fiolką w ręku, ubrany w brudne, podarte szmaty, których nie zmieniał, bo nie miał czasu. Nie golił się, może nawet nie mył, tego West określić nie mógł, bo dawno temu stracił węch. Racja - stracił, ale na własne życzenie, by uodpornić się od czosnku. Jednak nie zaprzątał sobie tymi myślami głowy, bo oto nadszedł czas.
Uodpornić się na zapach czosnku.

W moim odczuciu zatrzymanie się tutaj na opisie wyglądu alchemika oraz wtrącenie fragmentu o utracie węchu jakoś nie pasuje. Rozbija nieco akcję.
Chwycił z biurka szklankę z przezroczystym płynem i nie namyślając się, nie dziękując, nie padając na kolana, nie wypowiadając żadnych podniosłych słów, nie przyglądając się zawartości, wypił.
Zrezygnowałabym z nadmiaru słów, aby przyspieszyć akcję.
Np.:
Chwycił szklankę, która stała na biurku i, nie namyślając się, wypił przezroczysty płyn.

Inna sprawa, że tutaj pogubiłam się nieco. Nagle wyskakuje owa tajemnicza szklanka z przezroczystym płynem... Warto wspomnieć o niej już wcześniej oraz nadmienić cóż to za tajemniczy płyn się w niej znajduje. Wówczas przytoczone zdanie będzie jaśniejsze dla czytelnika.
- Czy już zyskałem moc? – zapytał i natychmiast runął na podłogę jak kłoda, z hukiem rozsypując kamienie.
Huk jest tutaj chyba zbędny.
Leżał [1]tak nieruchomo, nie będąc w stanie poruszyć nawet małym palcem u nogi. Zresztą i tak miał na nogach obcisłe buty.
[1] - Wywaliłabym.
Jak dla mnie, całość podchodzi pod babola.
Awicenna uśmiechnął się, [1]ziewnął [2], i podszedł do zamkniętej na [3]klucz, obitej żelazem szafy. Przekręcił kluczyk, zgrzytnęło, zaskrzypiały drzwiczki. Przynajmniej to usłyszał młody wampir, leżąc nieruchomo, dotykając czołem desek podłogi
.
[1] - Facet już drugi raz ziewa. Czy ma to jakieś znaczenie? Jeśli nie ma, pominęłabym.
[2] - Wyrzuciłabym przecinek.
[3] - Powtórzenia.

Ostatnie zdanie wyrzuciłabym, gdyż powtarza informację.

Awicenna uśmiechnął się i podszedł do żelaznej szafy zamkniętej na klucz. Po chwili zaskrzypiały drzwiczki.

Jeśli jednak chcesz zaznaczyć, że wampir leżał nieruchomo twarzą do podłogi, wówczas nie może widzieć Awicenny ziewającego, czy uśmiechającego się. Może za to słyszeć kroki i zgrzyt zamka.
Tak mi się przynajmniej nasunęło...
Alchemik wyciągnął metrowy słój z podstawą w kształcie pięciokąta i [1]ułożył go na środku pentagramu. Idealnie wpasował się w linie
.

[1] - umieścił

Dla jasności napisałabym: Naczynie idealnie wpasowało się w linie. Wtedy nie będzie wątpliwości, że to słoik się wpasował, a nie alchemik.
Następnie przewrócił swojego czeladnika na plecy, tak, by mógł błądzić po suficie swoim przestraszonym wzrokiem
.

Do wyrzucenia.
Fragment o błądzeniu wzrokiem wywaliłabym.
Wygląda na to, że czas na monolog, pomyślał.
Zapis, np.:
„Wygląda na to, że czas na monolog” - pomyślał.
Albo:
Wygląda na to, że czas na monolog - pomyślał.

Dalej następuje długi monolog Awicenny, który należy scalić w jedną wypowiedź, likwidując myślniki dialogowe. Starczy jeden.
- To nie twoja wina – [1]mówił [2] [3]poprawiając rozsypane kamienie.
[1] - powiedział
[2] - Wstawiłabym przecinek przed imiesłowem „poprawiając”.
[3] - Może wyrównując rozsypane kamienie brzmiałoby lepiej?
Nie mieszajmy w planach Matki Natury i nie niszczmy gospodarki światowej.
Dziwnie to brzmi w ustach alchemika z 1019 roku.
- Jak już mówiłem, sam Kamień Filozoficzny jest dla mnie osiągalny, [1]ale aby zmienić [2]wiele złej energii w czystą moc, trzeba najpierw [3]tę energię spotęgować i uwolnić, na co też mam przepis: uruchomić Spiralę Nienawiści. Jednak [4]to nie takie łatwe. Można to porównać do nakręcania jednym palcem diabelskiego młyna. Nie wiesz co to diabelski młyn, prawda? Nieważne, nie został jeszcze wynaleziony. Miałem na myśli, że to trudne jak cholera.
[1] - wyszła malutka aliteracja; lepiej brzmi: lecz aby, żeby jednak
[2] - Po prostu: złą energię.
[3] - Zamiast „tę energię” napisałabym „ją”: lecz aby zmienić złą energię w czystą moc, trzeba ją najpierw spotęgować i uwolnić. Tutaj dałabym kropkę i nowe zdanie: I na to mam przepis/ Mam na to przepis. Jest nim Spirala Nienawiści.
Coś w tym stylu.
[4] powtórzenia
Widzisz ten słój w kształcie pięciokąta? Zamierzam cię [1]tam ukisić, [2]zupełnie jak ogórki.
[1] - Drugi zaimek można zlikwidować.
[2] - Usunęłabym też "zupełnie".

Widzisz ten słój w kształcie pięciokąta? Zamierzam cię w nim ukisić, jak ogórki.
- To jeszcze nie koniec. Nawet jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to za tysiąc lat, na początku XXI wieku, będzie potrzebny ktoś, kto nakręci Spiralę Nienawiści. Jak to zrobić?
Za dużo „tosiów”. Drugi zaimek można od razu wywalić.
I [1]oto właśnie chodzi, [2]osoba dokonująca całego rytuału rzuci na trzy osoby urok, który w efekcie doprowadzi do jeszcze większej nienawiści.
[1] - o to
[2] - Powtórzenia.
a kandydat na boga wchłonie całą nienawiść
Wywalić.
Kto nim zostanie? Na pewno nie ktoś taki jak ty.
Wyrzuciłabym.
Widzisz, robię to wszystko dla konkretnej osoby, którą kocham
.

Skróciłabym: dla ukochanej osoby ALBO dla osoby, którą kocham
[1]To ona będzie Kamieniem[2], z ogromną wiedzą i umiejętnościami. Jednak to wciąż nie jest [3]boską moc. W każdym razie[4], dokończy mojego [5]dzieło.
[1] – Powtórzenia.
[2] – Usunęłabym przecinek.
[3] – Literówka.
[4] – Ja bym tutaj przecinka nie postawiła.
[5] – Literówka; powinno być „dzieła”

Zdania czasem są niejasne, zapętlone, co utrudnia odbiór, łatwo można się pogubić w kilku momentach, jak ten ze szklanką na przykład. Poza tym trzeba wyrzucić powtórzenia i liczne zaimki, zwłaszcza wskazujące. Klimacik pracowni alchemicznej fajnie oddany, choć czasem do opisów wkrada się chaosik.

3
Po chwili zaczął wrzucać niektóre do małego woreczka, który trzymał zawieszony na nadgarstku.
Zobacz na:
Po chwili zaczął wrzucać niektóre do małego woreczka zawieszonego na nadgarstku.
- Gdy zyskasz boską mądrość, Ahabie – mówił spokojnie, nie przestając układać kamieni na podłodzie – Nie będzie cię interesowało życie tak marnej istoty, jak ja. Zajmą cię inne… sprawy – dokończył z uśmiechem, podnosząc wzrok na wampira i wylewając jednocześnie zawartość fiolki na ziemię. [1]Wtem rozległ się głośny syk i w górę buchnęły kłęby ciemnego dymu. Przez chwilę wampirowi zdawało się, że zdrajca znikł w oparach, uciekł z receptą, a jego zostawił, by się udusił. [2]Już chciał biec w stronę drzwi, gdy usłyszał spokojny acz dźwięczny głos swojego mistrza z miejsca, gdzie przed chwilą klęczał:
[1] i [2] - oba zaznaczenia powinieneś zacząć od nowej linijki. To nowe sceny, które opisujesz.

Poprowadzone z pomysłem, w szczególności monolog alchemika. Nie wiem tylko, z jakich powodów pociąłeś go. Brakowało mi tam narracji, w tych pustych miejscach: co robił alchemik, jak reagował czeladnik. W pewnym momencie pozbyłeś się wampira z tekstu, stał się podmiotem domyślnym. Nie wiem, czy to dobry zabieg - mnie jakoś tak odrzucił. Intryga, czyli cała akcja ze słojem czasem itd. wydaje się dobrze poskładana, co cieszy, bo przez to czytało się prędko i z zaciekawieniem.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”