- Boże, czemuś znowu mnie opuścił?! – Jezus od godziny zakłócał ciszę nocną spazmatycznym szlochem.
Z oddali, jedenaście par apostolskich oczu, wpatrywało się w Mistrza z obawą. Brakowało tylko Judasza, ale i on wkrótce przybiegł, wołając już z daleka, mimo zadyszki:
- Wykonało się! Barabasz dokonał żywota! Ciało w grobie złożono i zastawiono kamieniem!
Na tę wieść apostołowie wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Jezusowi ani słowa. To go zupełnie załamie.– zarządził Piotr, zwany, nie bez powodu, „Opoką”.
W tym czasie Jezus, zmęczony płaczem, a poza tym trochę niewyspany, oparł się o pień drzewa oliwnego i przymknął oczy. Kolejny proces, zakończony dla niego wyrokiem uniewinniającym, wyczerpał go i fizycznie, i emocjonalnie. Apostołowie szeptali na stronie...
Z płytkiego snu obudził go szelest kroków. To Piotr przedzierał się przez krzaki. Jezus z nadzieją spojrzał na jego chytrze uśmiechniętą twarz.
- Panie, mamy plan awaryjny – obwieścił Piotr z dumą. (Teraz jasne, skąd jego pseudonim? - Zawsze znajdował wyjście z najbardziej karkołomnej opresji.)
Jezus zamrugał błękitnymi oczami. Ostatnie łzy stoczyły się z długich rzęs na zapadnięte policzki.
- Zaiste, bez ciebie bym zginął – westchnął, a jego wzrok pojaśniał. Mimo to, ani myślał wyłazić z kolczastych zarośli.
Piotr podszedł bliżej. Rozejrzał się podejrzliwie, czy nikt nie szpieguje i zauważywszy tylko dwie śpiące kozy, nachylił się w stronę nauczyciela i długo szeptał mu do ucha, gestykulując żywo. Apostołowie, z miny Jezusa i gestów Piotra, wywnioskowali, że piłka wciąż w grze, że walka się jeszcze nie skończyła.
- Judaaasz! Chodź tu – wrzasnął Piotr, gdy już skończyli rozmowę.
Judasz zerwał się i łopocząc sukmaną, pobiegł w kierunku wołającego oraz Jezusa, uparcie siedzącego w krzakach.
- Judaszu, znowu będziesz nam potrzebny. – zarządził Piotr
- To samo? – zapytał
Piotr skinął głową.
Judasz jęknął. Nie znosił donosić, ale jakże mógł odmówić Panu swemu w potrzebie?
– Zatem słuchaj – zaczął Piotr. - Pod osłoną nocy, pójdziesz do pałacu Piłata. Weź puste bukłaki. W odpowiednim czasie, Jezus zaopatrzy cię w taką ilość wina, że połowę Jerozolimy mógłbyś pozbawić przytomności, nie tylko kilku młokosów z obstawy. Spoisz ich i w ten sposób dostaniesz się do samego Poncjusza. Z pewnością rozkaże wyrzucić cię i wychłostać, lecz spokojnie, nie będzie miał kto wykonać rozkazu - wino będzie naprawdę mocne. Wtedy postaraj się jak najszybciej wyłożyć, z czym przychodzisz. Wystarczy, że powiesz „Jezus wie o Tobie i Marii Magdalenie. Jeśli go nie powstrzymasz, jutro będzie wiedziała o tym cała Jerozolima”. Gdy to usłyszy, na pewno przestanie dusić cię i kopać. Zasugeruj, że znasz miejsce, gdzie Jezus się zatrzymał na noc. Pertraktuj z nim, ale więcej niż trzydzieści srebrników i tak ci nie da, więc szkoda czasu. To wszystko. Zrozumiałeś?
Judasz przytaknął - ostatnim razem wszystko poszło gładko. Skłoniwszy się Mistrzowi, potruchtał więc w stronę miasta, a pozostali udali się na spoczynek.
Plan rzeczywiście był chytry, a intryga nad wyraz delikatna. Jeśli nie będzie niespodzianek – najpóźniej jutro Jezus zawiśnie na krzyżu i proroctwo się wypełni.
Minęły najwyżej dwie godziny, gdy ziemia zadrżała pod rzymską strażą konną w postaci czterech osiłków w srebrnych zbrojach.
- Który to Jezus? – zapytali dla formalności.
Judasz, którego przywieźli ze sobą na koniu, zeskoczył z niego zgrabnie i podszedł do Jezusa, niecierpliwie nadstawiającego policzek.
- Dobra robota, Judaszu – szepnął mu do ucha Jezus, gdy ten po raz kolejny obdarzał go zdradzieckim pocałunkiem. – Nie miałeś problemów?
- Nie, Mistrzu. Wszystko zgodnie z planem – odpowiedział Judasz. – Wino wciąż robisz najlepsze w okolicy.
Strażnik pojmał Jezusa. To jest, schylił się i jednym ruchem ręki posadził go za sobą na koniu. Jezus radośnie pomachał apostołom na pożegnanie i konie galopem ruszyły w noc, ku przeznaczeniu.
Do samego rana już nic nie zakłóciło snu apostołom.
Nazajutrz, z niecierpliwością oczekiwali na wieści o procesie, lub nawet – biorąc pod uwagę drażliwość tematu – o natychmiastowym wyroku. Judasz udał się do miasta na spytki i po trochę ryb, których od ostatniego cudu już zaczynało brakować.
Wrócił około południa. Rozdrażniony.
- Mów, co wiesz, zdrajco.– zachęcił Łukasz.
- Tym razem już chyba nie ma nadziei – westchnął Judasz i splunął. – Mówią, że Piłat szalał. W całym pałacu słychać było wrzaski: „Wiem, co kombinujesz! I tak wszystkim rozgadasz, jak tylko zmartwychwstaniesz” i temu podobne... .– Judasz zamilkł i ukrył twarz w dłoniach.
- I coooo? – zawył Jan
- Nie zgodził się. Ani na ukrzyżowanie, ani nawet na proces. – odwrócił od zgromadzonych wzrok, aby nie dostrzegli bezradności w jego oczach. – Nie wiem co robić. Pójdę się powiesić, albo co…
Wtedy przemówił Piotr.
- Panowie – rzekł – wszystko w naszych rękach. Mistrz liczy na nas. Nie dajmy się rozpaczy, bo wciąż jeszcze nie jest za późno. Oto, co myślę.
Niezawodny Piotr przywołał resztę, aby objawić im swój pomysł. Uważnie słuchali, kiwając głowami, a gdy już wszystko było jasne jak betlejemska gwiazda, udali się w stronę miasta, podzieleni na małe grupki, aby nie wzbudzać podejrzeń.
U cieśli, mieszkającego na uboczu, za wyłudzone przez Judasza pieniądze, został zakupiony klasyczny, najtańszy model krzyża. Następnie, krzyż został ukryty w zaroślach przy drodze, na peryferiach miasta.
Jan udał się z powrotem do Jerozolimy, aby na targowisku rozpuścić wieść o rychłym ukrzyżowaniu Jezusa na polecenie okrutnego Piłata. Bez procesu! I to w piątek! Zgroza! Udało się – w momencie, gdy opuszczał miasto - tłum już szemrał.
W tym czasie Piotr, przeszukiwał krzaki. Wyproszony stanowczo z pałacu Piłata Jezus, pewnie gdzieś tutaj kontemplował swoją rozpacz.
- Wiedziałem, że Cię tu znajdę, Panie! – ucieszył się na widok skulonej postaci.
- Zostaw mnie Piotrze. Zostaw mnie, niech będę potępiony na wieki wieków. – Jezus nie żartował.
- Panie, pójdź za mną, a zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. – mówiąc łagodnie, Piotr ujął go pod ramię i ostrożnie podniósł z ziemi. Jezus nie zaprotestował. Zrezygnowany, z opuchniętymi powiekami, dał się poprowadzić swemu przyjacielowi tam, gdzie czekano już na nich z niecierpliwością.
Gdy dotarli na miejsce, twarz Jezusa pokraśniała.
- Na najwyższego Jahwe! Toż to krzyż! – wykrzyknął i zaklaskał w dłonie z radości.
- Panie, dziś proroctwo się wypełni – Piotr ukłonił się z pokorą przed Mesjaszem. – W mieście już głośno o tym. Śpieszmy się, bo niedługo pewnie gawiedź przybiegnie tu za Judaszem.
- Jesteście po prostu…. kochani! – uradowany i podekscytowany Nauczyciel wyściskał Piotra i ułożył się na krzyżu, instruowany przez Łukasza. Nawet nie pisnął, gdy ten wbijał mu gwoździe w nadgarstki i stopy.
Podniesiono krzyż i ciało rozradowanego Jezusa zawisło na nim z dumą.
- Panie, czy dobić cię teraz, czy chcesz dokonać żywota w swoim czasie? – spytał Piotr.
- Teraz, teraz. Nie ma na co czekać – pogonił ich Jezus. - Jeszcze znowu coś wypadnie. Nie kuśmy złego.
Piotr ujął wtedy zaostrzony kij i pytająco spojrzał na Mistrza.
- Tak! – ekstatycznie wykrzyknął ten – Tak!
Piotr zbliżył się do krzyża. Zapadła cisza.
- No to do zobaczenia za parę dni, chłopaki – Jezus mrugnął do nich szelmowsko.
I skonał. W końcu...
2
Kropka na końcu, do usunięcia.„Wiem, co kombinujesz! I tak wszystkim rozgadasz, jak tylko zmartwychwstaniesz” i temu podobne... .
Nie prostestował, by brzmiało ładniej. Zwłaszcza, że później piszesz, że dał się zaprowadzić...Jezus nie zaprotestował.
Ten? Ale i tak brzydko brzmi.- Tak! – ekstatycznie wykrzyknął ten – Tak!
I kropka po Ten.
Zapis dialogów:
Wszystko jest źle.- Jezusowi ani słowa. To go zupełnie załamie.– zarządził Piotr, zwany, nie bez powodu, „Opoką”.
- Judaszu, znowu będziesz nam potrzebny. – zarządził Piotr
- To samo? – zapytał
- Mów, co wiesz, zdrajco.– zachęcił Łukasz.
- Nie zgodził się. Ani na ukrzyżowanie, ani nawet na proces. – odwrócił od zgromadzonych wzrok, aby nie dostrzegli bezradności w jego oczach.
- Panie, pójdź za mną, a zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. – mówiąc łagodnie, Piotr ujął go pod ramię i ostrożnie podniósł z ziemi.
Tutaj: http://piorem-feniksa.blog.onet.pl/2,ID ... index.html masz opisane jak to powinno poprawnie wyglądać.
Ze względu, że to groteska, nie wypisuję jakichś drobnostek, które mnie tam gdzieś mogłyby zakłuć w innym gatunku...
Fabuła:
Szczerze mówiąc, na początku myślałem, że będzie do historyjka w której apostołowie wkręcają Piłata w jakąś dziwną intrygę. I na koniec ratują Jezusa a na krzyżu zawisa ktoś inny.
Uśmiechnąłem się kilka razy, chociaż liczyłem na dużo ciekawszą fabułę.
Ogólnie może być, ale nic nadzwyczajnego. Zwłaszcza jak na temat, który poruszyłeś, a który swą kontrowersyjnością jak na groteskę daje dużo większe możliwości.
A, no i tytuł fajny.
Pozdrawiam.
Jezus nadstawiłby drugi policzek ;)
3Dzięki za konstruktywną i bardzo konkretną krytykę. I za edukacyjnego linka.
4
Ha ha ha, no duch w narodzie nie ginie!
Powiedziałabym, że BOSKIE (poza mankamentami wskazanymi przez hardricka)!
Podobuje mi się i duży plus za odwagę, bo wiesz, jednak wielu katolików może nie mieć elastycznego stosunku do groteski inspirowanej Pasją.
Brawo, wot molodiec!
Powiedziałabym, że BOSKIE (poza mankamentami wskazanymi przez hardricka)!
Podobuje mi się i duży plus za odwagę, bo wiesz, jednak wielu katolików może nie mieć elastycznego stosunku do groteski inspirowanej Pasją.
Brawo, wot molodiec!
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
5
Wyjątkowo nie wskażę żądnych błędów czy też poprawek. Napiszę coś o samym tekście. Duże brawo za wyjście z ram - tak tych historycznych jak i pisarskich, bo kilka rzeczy (domniemam, że celowo) dosłownie złamałaś na poły, by wrzucić je w tekst. Przez ten dziwny miszmasz wyszedł ci tekst wartki, żywy zabawny i... skłaniający do refleksji. Początkowo sądziłem, że potraktujesz Jezusa i uczniów jak fanatyków, którzy wyznają zasadę "cel uświęca środki", jednak postąpiłaś inaczej - poszłaś dalej w bramy wiary i prawdy znane i lubiane, by tam, na samym końcu wyjawić sekret zmartwychwstania. Tak - to jest ciekawy tekst, aczkolwiek nie wolny od błędów, które ci wskazano.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
6
Nie wiem czemu mnie ten tekst nie ujął.
Ot, taka nieco obrazoburcza opowiastka. Nic poza tym.
Jest raczej średnio.
Pod koniec byłem nieco znużony, a przecież tekst bardzo krótki.
Jest fajny, ale nie genialny.
Ot, taka nieco obrazoburcza opowiastka. Nic poza tym.
Jest raczej średnio.
Pod koniec byłem nieco znużony, a przecież tekst bardzo krótki.
Jest fajny, ale nie genialny.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.