Magiczny kamień - fantasy

1
Jest to jeden z pierwszych rozdziałów większej całości.


Minęły dwa tygodnie kiedy dostał odpowiedz od króla. Spodziewał się niewiadomo czego, a w treści listu były tylko dwie rzeczy, czyli „Jest 12” oraz „ Po wakacjach pierwszy dzień Z.K.”. Na początku zastanawiał się o co chodzi, jednak domyślił się, że tych co się zgodzili jest 12 oraz, że mają się stawić pierwszy dzień po wakacjach w Zamku Królewskim.
Powiadomił o tym rodziców, których nie zmartwiło to zbytnio, pogodzili się już z losem syna. Zauważył, że traktują to jako dalszą edukacje na Uniwersytecie. Ojciec zapewnił, że dowiezie jego i Lamberta pod Zamek. Powiadomił również Heliosa, że z pierwszym dniem roku szkolnego jedzie jak to powiedział „na dalsze szkolenie”. Brat również to spokojnie przyjął, bo niczego jeszcze nie wiedział.
W ciągu tych dwóch tygodni nie widział się z Ramirem, za to Lambert był u Malcolma codziennie i podniecał się tym szkoleniem. Dla Malcolma na razie było to tylko zwykła dalsza edukacja, jednak gdyby wiedział to co dowie się w najbliższym czasie nie myślałby tak.
W ostatni tydzień pobytu Malcolm czynił przygotowania do wyjazdu. Zaczął pakować książki oraz najważniejsze rzeczy. Nie mógł zapomnieć o liście od króla, dzięki któremu mógł dostać się na zamek.
Raz naszła go pewna myśl. Czy Kathrie też zgłosiła się do tej dwunastki. Miał nadzieje, że tak, ponieważ bardzo mu się spodobała. Jeśli nie to żyłby dalej, ale lepiej jakby się zgodziła.
W dzień przed wyjazdem ojciec przygotował konia i wóz do podróży. Zapakowali już swoje i Lamberta walizki.
W ostatni dzień postanowili iść do Ramira. Zrobili to, jednak nie było go w domu. Kazali przekazać jego mamie, że jutro wyjeżdżają i chcieli się z nim pożegnać. Byli zawiedzeni, że nie spotkali najlepszego przyjaciela. Wrócili do swoich domów i położyli się spać, jutro mieli wcześnie wyjechać, bo chcieli zdążyć przed południem.
Gdy rano wstał wszyscy już nie spali. Po kolei się z wszystkimi pożegnał. Zauważył, że mamie poleciała łza. Jemu samemu też było smutno, bo nie wiedział kiedy do nich wróci. Kiedy Lambert przyszedł wyjechali. Gdy jechali przez miasteczko nikogo nie spotkali, więc pożegnali swoje miasteczko wyłącznie smutnym spojrzeniem. Do rzeki dojechali około godziny 9. Wiedzieli już, że nie zdążą do południa.
Po drodze minęli 4 uzbrojonych mężczyzn, nie były to jednak królewskie zbroje. Od razu domyślili, że udają się oni do Buntowników. Nie wiedzieli czy oderwali się od armii królewskiej czy są zwykłymi najemnikami. Jeśli oni mieli pokonać tych Buntowników to nie było dobrze, że ich grupa się powiększa. Do bram dojechali o godzinie 13. Zostali przepuszczeni bez problemów. Udali się pod Zamek Królewski, gdzie czekał na nich specjalnie ustawiony wysłannik królewski. Wyciągnęli walizki i pożegnali się z ojcem Malcolma.
Spojrzeli na fasadę Zamku Królewskiego i poszli za człowiekiem który na nich czekał. Okazało się, że jest on prawą ręką majora Falwina, który jest odpowiedzialny za ich szkolenie. Właśnie do niego ich prowadził.
Major okazał się rosłym zaprawionym w boju mężczyzną. Jego wygląd był odstraszający, miał bliznę która przechodziła przez całą twarz w poprzek. Nie wyglądało to najlepiej.
- Witajcie, jestem major Falwin jak się nazywacie? – powiedział wysokim tonem.
- Ja jestem Malcolm Lander, a to jest Lambert Brack.
- A kolega nie potrafi mówić – odpowiedział zgryźliwie.
- Umiem – odparł podobnym tonem Lambert.
- Dobrze, jeszcze tylko dwóch i będzie komplet – spojrzał po raz kolejny na nich - A wy co tak stoicie, idźcie do swojego pokoju. Macie tu klucz. Po schodach w górę i tam już sobie znajdziecie drogę. Tylko nie kręcić się mi po zamku. Nie mam zamiaru was szukać. Ktoś przyjdzie was zawiadomić o zbiórce.
Odeszli jak im kazał, ale nie uszło ich uwadze, ze ten major to strasznie niemiły człowiek. Jakoś znaleźli swój pokój, rozgościli się po dużym pokoju i czekali na wiadomość.
Pokój był o wiele większy od tego na Uczelni. Po prawej stronie stały dwa łóżka, szafy stały po lewej. Przez okno można było dostrzec ludzi spacerujących po ulicach miasta. Rozpakowali się i czekali na informacje o zbiórce.
O zbiórce poinformował ich major Falwin. Okazało się, że pierwsze spotkanie ma się odbyć podczas kolacji o godzinie 17. Nie mieli nic do roboty, więc postanowili przespacerować się po zamku. Był on ogromny. Po pewnym czasie nie wiedzieli gdzie są. Włóczyli się zgubieni szukając wyjścia. Niestety nikogo nie spotkali, kto by im pomógł. Szli dalej i postanowili zejść na parter. Doszli do miejsca gdzie wchodzili do Zamku. To pomogło im znaleźć swój pokój. Gdy nareszcie do niego doszli było już tak późno, że musieli już iść na kolacje.
Poszli tam gdzie im nakazał major, czyli do sali konferencyjnej. Gdy weszli prawie wszyscy już byli. Teraz dopiero mogli zobaczyć kto zgłosił się na szkolenie. Widzieli Karima oraz Paula których dobrze znali. Ku uciesze Malcolma i Lamberta siedziały tam również Kathrie i Julietta. Obie zauważyły wchodzących chłopców i uśmiechnęły się do nich. Obok nich siedziała jeszcze inna dziewczyna, nieznana im. Nander, Galin i Sarem siedzieli obok siebie i rozmawiali. Dwóch jeszcze brakowało.
Po jakimś czasie zaczęli zbierać się nauczyciele uczący ich na Uczelni, czyli pani Unelia, Junelia, pan Zawisza i Damelot. Usiedli bez słowa. Następnie zjawili się także dwóch spóźnialskich uczniów. Byli to Ksena i Kseon, usiedli obok siebie. Na końcu wszedł major Falwin z sześciorgiem osób, dwie kobiety i czterech mężczyzn. Za nimi do sali konferencyjnej wszedł król.
Wszyscy zasiedli do wielkiego podłużnego stołu. Na jednym jego końcu zasiadł król, a po drugiej major Falwin. Po bokach zasiedli uczniowie, nauczyciele i sześcioro nieznanych osób.
- Witajcie drodzy absolwenci. Dziękuję, że zgodziliście się uczestniczyć w tym przedsięwzięciu. Witam również nauczycieli z Uczelni w Deroku oraz wszystkich zebranych – teraz zwrócił się do absolwentów - Na tym spotkaniu chce wam powiedzieć najważniejszą rzecz, jaka po niedawnym wydaniu pewnej gazety nurtuje wasz umysły. Ale na początku chciałbym wam przestawić waszych przyszłych nauczycieli. Sztuki walki mieczem będzie was uczył major Falwin, którego już znacie. Nauką strzelania z łuku zajmie się pani Wenda - wstała szczupła wysoka blondynka i skinęła głową. - Sztuki alchemii nauczy was pani Kesla – odwrotność pani Wendy – Wszystkiego o naszych wrogach dowiecie się od pana Bartela – średniego wzrostu chudego mężczyzny – Sztuki zachowania się na polu walki oraz dowodzenia nauczy was pan Gerin. – przeciętnej budowy mężczyzna o czarnych włosach – O dwóch pozostałych nauczycielach panu Amenisowi oraz Konalowi dowiecie się w stosownym dla siebie czasie. Dowódcą waszego szkolenia jest major Falwin. Najważniejszym zadaniem naszego projektu jest nauczenie się umiejętności zachowania się w wojnie. Teraz przejdę do serum sprawy. Jak już mówiłem na pewno każdy z was przeczytał artykuł o Buntownikach. Domyślacie się też na pewno, że są oni waszym pierwszym celem. Przeczytaliście również, że ośmiu z nich używa magii. Możecie być spokojni. Wy też będziecie to robić – na sali zaległa cisza. Bardzo wiele emocji targało uczestnikami kolacji.– Jutro odbędzie się proces magizacji, czyli dania wam mocy magicznej. Mogę wam już przedstawić pana Amenisa, który nauczy was magii bojowej oraz pana Konala nauczyciela magii obronnej. Ogólnej wiedzy o magii dostarczy wam pan Damelot, który sam nią włada – A jednak jest w to zamieszany, takie myśli przeszły przez wszystkich uczestników szkolenia - W naszym państwie niewielu ludzi posiada moc magiczną. Elfy dostają ją w dniu urodzenia. Ludzie muszą przejść przez magizację. Jej szczegóły wyjaśni wam Damelot. Jeszcze jedna sprawa, musicie mieć jakąś nazwę To wszystko co mam wam do powiedzenia na razie. Smacznego! – zakończył.
Jakby ktoś na tej sali potrafił czytać w myślach chyba by zemdlał z powodu ich nadmiaru. Każdy myślał o czymś innym. Jeden o magizacji, inny o nowych nauczycielach, następny o tym jak będą władać magią. Niektórzy, tak jak Malcolm myśleli o wszystkim jednocześnie.
Po długiej chwili wzmożonych myśli, zabrali się do posiłku. Takiego wykwintnego posiłku Malcolm jeszcze nie jadł. Sam nie wiedział co to za potrawy. Smakowały wybornie.
Gdy pan Zawisza, Pani Unelia i Junelia skończyli jeść podeszli do każdego z dwunastu i podali rękę. Okazało się, że będą mieli praktyczne sprawdziany wiedzy, w których oni będą uczestniczyć. Na końcu podszedł do nich Damelot i zaprosił ich do pracowni magizacji.
Po drodze Malcolm i Lambert pozwolili odezwać się do Julietty i Kathrie. Zapytali co u nich i dodali, że cieszą się że będą mogli razem odbyć szkolenie. Poznali dziewczynę, która obok nich siedziała. Była to Nadia, szczupła wysoka blondynka. Przedstawiła się im i dowiedzieli się, że pochodzi aż z Zurugu, miasta lżącego najbliżej granicy z orkami, oraz obozowiska Buntowników. Była bardzo miła, więc nie mieli problemów z porozumieniem się.
Poszli za Damelotem do wskazanego miejsca. Mieli nadzieje dowiedzieć się czegoś więcej o magii i o wszystkich z nią związanych rzeczach. W pokoju do którego ich zaprowadził stała skrzynia zamknięta na trzy spusty. Dotarcie do niego wymagało otwarcia kilku drzwi. Kiedy wszyscy stali już w pomieszczeniu. Damelot usiadł na krześle które było ustawione na środku.
- Jutro każdy z was usiądzie na tym fotelu w celu pozyskania mocy magicznej. Magia nie jest zabawką dla dzieci, to bardzo poważny dar. Nieumyślnie używając magii możecie się zabić – w myślach tych młodych ludzi powstały najczarniejsze scenariusze. Nie spodziewali się, do czego może doprowadzić magia – Nie martwcie się, nauczymy was jak mądrze używać magii. Jutro każdy z was dostanie moc magiczną. Nie wiemy jaka to będzie moc. Okaże się to dopiero po magizacji, ponieważ każdy z nas ma wrodzoną moc magiczną, trzeba tylko ją jakoś obudzić.– wszyscy z zainteresowaniem słuchali wykładu – Są trzy znane nam rodzaje mocy magicznej. Najbardziej potężna to magia niewerbalna, jednak tylko 1 człowiek mógł ją używać, zresztą nie żyje. Nieco słabszą jest magia werbalna, w której za pomocą odpowiednio dobranych słów czynimy to co chcemy. Najsłabszą odmianą magii jest magia uzdrowicielska. Jest to bardzo dziwne zjawisko, bowiem na nic zdaje się ona w walce, jednak potrafi uleczyć najbardziej męczące choroby od zwykłej rany do otwartego złamania kości. Zostaniecie podzieleni na grupy ze względu na poziom magii, spodziewamy się przeważającej liczby magii werbalnej. Co samej magizacji to polega ona na dotknięciu kamienia który znaleźliśmy na pustyni. Byłem wśród tych, którzy to zrobili. Jako pierwszy dotknąłem kamienia, byłem wtedy jeszcze żołnierzem. Król Emanuel II ojciec Emanuela III wysłał mnie na szkolenie do elfów, którzy powszechnie władają magią. Po roku szkoleń wróciłem i zostałem nauczycielem na Uczelni w Deroku. Ten kamień to najważniejsze tajemnica państwowa. Możecie być ostatnimi ludźmi którzy będą władać magią, bo każdy który przejdzie przez magizację musi otrzymać wisior z kamienia. Nie zostało go wiele, więc może stać się to faktem.
- A skąd Buntownicy posiadają moc, skoro nie mieli dostępu do kamienia – zapytał Kseon.
- Drogi chłopcze tego nikt nie wie. Przypuszczamy jednak że tą moc dali im orkowie, którymi najprawdopodobniej współpracują. Są to tylko przypuszczenia.
- To orkowie uprawiają magię, nigdy o tym nie słyszałam – zdziwiła się Nadia.
- Tak też to robią, ale od niedawna oraz również niewiadomo jakiego pochodzenia jest ich moc. Powracając do tematu jako, że jesteście jednymi z ostatnich ludzi, którzy będą posługiwać się magią musicie robić to z głową, myśleć o każdym użyciu magii. To wszystko co miałem wam do powodzenia. Do zobaczenia jutro.
Odeszli wszyscy do swoich pokoi nie rozmawiając ze sobą. W swoich pokojach również panowała cisza. Chociaż nie spali, to nikt nie odezwał się słówkiem. Wiadomość, że jutro będą dysponować tak wielką siła, zaskoczyła wszystkich. Przed przyjazdem myśleli, że siłą będą niszczyć siłę. To że mocą będą niweczyć siłę przerastało ich wyobrażenia.

[ Dodano: Wto 09 Mar, 2010 ]
Zrobiłem akapity a ich nie ma

Joe: Korzystasz z Opery, więc akapity nie będą widoczne. Spróbuj z tą przeglądarką, z którą ja zadaje się już kilka lat.
Ostatnio zmieniony wt 09 mar 2010, 20:33 przez dembol1994, łącznie zmieniany 1 raz.
AMATOR

3
Zacznę od tego, że w tym tekście nie leży jedynie ortografia. Dzięki choć za to. Cała reszta... Ech. Poprawiam sobie teksty na papierze i jeszcze nie miałem aż tak pomazanej kartki.

Twoja nauczycielka powiedziała Ci, że nieźle piszesz? Sam muszę zajrzeć do swoich zeszytów z czasów, gdy miałem tyle lat, co Ty. Być może to jest właśnie przyzwoity poziom, jak na ten wiek. Jednak czeka Cię sporo pracy.

Postaram się zwrócić Twoją uwagę na podstawowe zarzuty.

Powtórzenia - robisz je nagminnie. To w tekście razi.
dembol1994 pisze:Gdy jechali przez miasteczko nikogo nie spotkali, więc pożegnali swoje miasteczko wyłącznie smutnym spojrzeniem.
Zastąp "swoje miasteczko" - "je" i będzie lepiej.
dembol1994 pisze:Udali się pod Zamek Królewski, gdzie czekał na nich specjalnie ustawiony wysłannik królewski. Wyciągnęli walizki i pożegnali się z ojcem Malcolma.
Spojrzeli na fasadę Zamku Królewskiego
dembol1994 pisze:nauczyciele uczący ich na Uczelni
Wiem, że każde słowo jest inne, ale przeczytaj je sobie na głos...
dembol1994 pisze:Po długiej chwili wzmożonych myśli, zabrali się do posiłku. Takiego wykwintnego posiłku Malcolm jeszcze nie jadł.
i tak dalej...

Liczby w tekście piszemy słownie.
dembol1994 pisze:że tych co się zgodzili jest 12
dembol1994 pisze:Do rzeki dojechali około godziny 9. Wiedzieli już, że nie zdążą do południa.
Po drodze minęli 4 uzbrojonych mężczyzn,
Jedynie tutaj:
dembol1994 pisze:tylko dwie rzeczy, czyli „Jest 12”
możesz zapisać liczbą, gdyż pokazujesz dosłownie zapisany tekst z listu.

Błędy w zapisie dialogów, pomijanie znaków zapytania.
dembol1994 pisze:- Dobrze, jeszcze tylko dwóch i będzie komplet – spojrzał po raz kolejny na nich - A wy co tak stoicie,
Powinno być tak:

- Dobrze, jeszcze tylko dwóch i będzie komplet. – Spojrzał po raz kolejny na nich. - A wy co tak stoicie, (...)
dembol1994 pisze:- A skąd Buntownicy posiadają moc, skoro nie mieli dostępu do kamienia – zapytał Kseon.
Zapytał! A skoro to było pytanie, to takie zdanie kończy się "?".

Oba błędy powtarzały się w tekście.

Styl i szyk
dembol1994 pisze:Zapakowali już swoje i Lamberta walizki.
Zapakowali - kto? Jeśli Malcolm i Lambert, to wystarczy samo "swoje". Jeśli piszesz o Malcolmie to on - zapakował już walizki swoją i Lamberta.
dembol1994 pisze:W ostatni dzień postanowili iść do Ramira. Zrobili to, jednak nie było go w domu. Kazali przekazać jego mamie, że jutro wyjeżdżają i chcieli się z nim pożegnać.
Czyli udali się do matki kolegi i kazali:
- Ma pani pozdrowić Ramira!
A może jednak poprosili:
- Niech pani pozdrowi (mogłaby pani pozdrowić) Ramira.

To jak było?
dembol1994 pisze:rozgościli się po dużym pokoju
rozgościć się można w pokoju, a nie po pokoju!
dembol1994 pisze:Niestety nikogo nie spotkali, kto by im pomógł.
Niestety nie spotkali nikogo... - szyk.
dembol1994 pisze:Włóczyli się zgubieni szukając wyjścia.
Błąkali się szukając wyjścia (a dlaczego wyjścia, skoro chcieli wejść do jadalni?)
dembol1994 pisze:Nauką strzelania z łuku zajmie się pani Wenda - wstała szczupła wysoka blondynka i skinęła głową. - Sztuki alchemii nauczy was pani Kesla – odwrotność pani Wendy – Wszystkiego o naszych wrogach dowiecie się od pana Bartela – średniego wzrostu chudego mężczyzny –
Jeszcze o zapisie dialogu.
Wstała szczupła wysoka blondynka, to osobne zdanie. Poprzednie zakończ kropką i wstała napisz wielką literą. Poza tym OK. Dalej zaczyna się już troszkę śmiesznie, bo ten zapis wskazuje, że o cechach tych ludzi opowiada król.
- Sztuki alchemii nauczy was pani Kesla. – Tym razem z krzesła podniosła się kobieta będąca zupełnym przeciwieństwem pani Wendy. –

Tak to mniej więcej powinno wyglądać.
dembol1994 pisze:O dwóch pozostałych nauczycielach panu Amenisowi oraz Konalowi
Tu stosujesz zły przypadek:
O dwóch pozostałych nauczycielach panu Amenisie oraz Konalu dowiecie się...
dembol1994 pisze:Teraz przejdę do serum sprawy.
Tu nie wyjaśniam - odsyłam do słownika.
dembol1994 pisze:Najważniejszym zadaniem naszego projektu jest nauczenie się umiejętności zachowania się w wojnie.
Przede wszystkim nie "w wojnie", a w czasie wojny, na wojnie, w bitwie...

Poza tym można to napisać.
Naszym najważniejszym zadaniem, jest nauczenie was zachowania w bitwie.

Godziny i gazety, czy w tych czasach były zegary? A drukarnie?

I na koniec:
dembol1994 pisze:akby ktoś na tej sali potrafił czytać w myślach chyba by zemdlał z powodu ich nadmiaru. Każdy myślał o czymś innym. Jeden o magizacji, inny o nowych nauczycielach, następny o tym jak będą władać magią. Niektórzy, tak jak Malcolm myśleli o wszystkim jednocześnie.
Po długiej chwili wzmożonych myśli, zabrali się do posiłku.
Wiesz, zwykle ludzie myślą, czasem intensywnie, ale nie powinno to przeszkadzać w posiłku. Pewnie, kiedy już zaczęli jeść nadal myśleli. Poza tym, gdyby ktokolwiek potrafił czytać myśli, to w sali, gdzie jest około dwudziestu ludzi zawsze miałby kłopoty z ogarnięciem ich wszystkich.

Kiepściutko. Tam gdzie nie było błędów, wiało nudą. Przyszli, poszli, spakowali się, pożegnali, wyjechali. Tak naprawdę nic się nie dzieje. Opisujesz czynności, ale robisz to w tak monotonny sposób, że nie da się tego czytać. Masz zapał do pisania, to świetnie - pisz, ćwicz, trenuj, jak sport. Inaczej nic z tego nie będzie. Na razie robisz bardzo dużo błędów na każdym prawie polu, staraj się zwracać uwagę na to, co napisałem. Będzie lepiej - mam nadzieję.

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński

4
Na początek wieść niemiła, autorze: tekst jest po prostu nudny, a bohaterowie tyle mnie obchodzą co zeszłoroczny śnieg. Powód? Są nijacy, papierowi, nic o nich nie wiem i nie robią niczego znaczącego. W ogóle nic znaczącego nie dzieje się w całym tym fragmencie. Gdyby to była książka, to cisnęłabym ją do kąta i nie dotknęła więcej nawet palcem.

I jeszcze jedna kwestia. Po pierwszym akapicie nie miałam najmniejszego pojęcia, kto jest kim, bo imiona poplątały mi się dokumentnie. To, że tekst jest pisany z grubsza z perspektywy Malcolma załapałam gdzieś w okolicy spotkania z majorem Falwinem. Zdecydowanie za późno. Czytelnik, który nie wie o co chodzi, to rozeźlony czytelnik, a taki chętniej ciepnie tekstem o ścianę, niż będzie główkował nad tym "co autor miał na myśli".

Rozumiem, że to tylko fragment, że akcja dopiero się rozkręca - tyle, że rozkręca się za wolno. Albo inaczej, rozkręca się szybko - bohaterowie zdążyli otrzymać list, poczynić przygotowania do podróży, dotrzeć do zamku i odbyć tam spotkanie, na którym wyjaśniono im ich misję - ale nic z tego nie wynika.
Prześlizgujesz się po wydarzeniach.
Zasypujesz czytelnika nieistotnymi informacjami (naprawdę nie muszę wiedzieć, jak dokładnie przebiegało pakowanie i czy bohaterowie zdążyli pożegnać się z przyjacielem - nie ma to znaczenia dla fabuły i niczego o bohaterach nie mówi, bo przedstawiłes to nudno i nijako. A już z całą pewnością nie potrzebne mi te zdawkowe opisy "nauczycieli" - to czy jedna profesorka była blondynką, a profesor miał spasiony brzuch jest o tyle istotne, o ile te cechy mają jakieś znaczenie dla dalszych wypadków. Niechby przynajmniej wywołały u bohatera emocję czy skojarzenie, niechby je skomentował - bez tego to czy profesor ma trzy pary rąk, czy może skrzela nic nie znaczy. A jako nic nieznaczące powinno być usunięte z tekstu).
A o rzeczach istotnych nie piśniesz nawet słówkiem. Dlaczego akurat Malcolm i jego przyjaciel (jakże on się nazywał? Nie pamiętam. Zły znak - czytelnik powinien zapamiętać bohaterów - ale nie przejmuj się. Ja miewam ciężką sklerozę :wink: ) zostali wybrani przez króla? Są jacyś "specjalni", mają niezwykłe zdolności? Ile mają lat? Przynajmniej orientacyjnie - bo myślą jak trzynastolatki, a mają zbawiać królestwo, do czego raczej trzynastolatków się nie angażuje, jeśli ma się pod bokiem takich speców, jak ci "nauczyciele". Przeciw czemu buntują się buntownicy? Co do w ogóle jest za świat? Gdybyś podał te informacje, znacząco wzrosłóby moje niemanie o tekście, bo może mogłabym wtedy jakoś się przejąć historią. Póki nie wiem, o co toczy się gra, kto jest dobry, a kto zły (przynajmniej w początkowych założeniach), a przede wszystkim póki nic nie wiem o bohaterach, więc nie mogę ich polubić, ani się z nimi utożsamić - cała ta opowiastka mi zwisa i mnie nuży. A to źle, bo zobojętniały i znudzony czytelnik... ale o tym to już chyba pisałam ;).

Było też kilka zgrzytów natury bardziej technicznej
dembol1994 pisze:na pewno każdy z was przeczytał artykuł o Buntownikach.
Nie jest to jak sądzę nazwa organizacji (bo jaka grupa wywrotowa nazwałaby się Buntownicy? Bojownicy Wolności - tak. Zielone Legiony - tak. Karhaleńska Armia Wyzwoleńcza - tak. Ale nie Buntownicy). A skoro to nie nazwa własna, piszemy małą literą.

Nie podoba mi się też "magizacja". Nie sama koncepcja - o tej trudno powiedzieć co kolwiek, bo niewiele o niej wiadomo - ale nazwa. Kojarzy mi się z hybrydyzacją, automatyzacją albo estryfikacją. Brzmi bardziej technicznie niż magicznie.

I gazety. Oraz król, sala konferencyjna, absolwenci, zamek, zbroje i uzbrojeni mężczyźni - wszystko wrzucone do jednego worka, a pasujące do siebie jak pięść do nosa. Zamek, król, zbroje, uzbrojenie sugerują jakieś pseudośredniowiecze, ewentualnie pseudorenesans czy - już naprawdę ostatecznie, głównie przez te zbroje - barok. A z kolei gazety, absolwenci i sale konferencyjne to słowa o zdecydowanie współczesnym brzmieniu, należące do zupełnie innej konwencji. Mieszanie konwencji to sztuka karkołomna i potrzebująca głębszego uzasadnienia, którego tu brak. Skutkiem czego mamy pomieszanie z poplątaniem, czytelnik nerwowo sprawdza, czy aby nie pomiął kilkunastu dodatkowych stron, włos mu się jeży i... tak, tak. Słyszysz ten plask, gdy tekst uderza o ścianę?
Póki co radzę trzymać się jednych realiów i nie kombinować za bardzo.

Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Chyba tylko dołączyć się do rad djasa. Pisz dużo i nie zrażaj się krytyką. Błędy są do poprawienia, niezręczności do wyeliminowania, zgrzyty do wyszlifowania. Oby każdy Twój następny tekst był coraz lepszy.

5
Powiadomił o tym rodziców, których nie zmartwiło to zbytnio, pogodzili się już z losem syna.
tą część zdania zapisać po myślniku. Jako, że wpierw stawiasz zdanie opisowe a druga część jest myślą. Albo wydzielasz w nowe zdanie. Zobacz na:
Powiadomił o tym rodziców, których nie zmartwiło to zbytnio - pogodzili się już z losem syna.
lub
Powiadomił o tym rodziców, których nie zmartwiło to zbytnio. Pogodzili się już z losem syna.

Odpychający tekst. Zarzucasz z początku taką ilością informacji, która przytłacza. Nie wiele z tego jest pożyteczne. Kilka imion (to cali bohaterowie - figury), kilka czynności a to wszystko podane z prędkością serii z karabinu. Wprowadzenie, które serwujesz można by z powodzeniem rozpisać do kilku akapitów, umieszczając tam bohaterów. Doczytałem do połowy i zrezygnowałem. Nie ocenię całości, ale to co przeczytałem, nie podobało mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”