Joe: Tekst zawiera słowa nieprzeznaczone dla osób niepełnoletnich!
Człowiek bez serca
WWWKawa była już chłodna. Spóźniłem się. Kolejny raz spóźniłem się przez tego pajaca. Znowu nie pozwolił mi wypić mojej ulubionej czarnej, gorzkiej bez mleka. Jednak na szczęście dzisiaj biorę wolny tydzień. Dosyć zapieprzania. W końcu odpocznę od mojego pryncypała, od tego miejsca, od tych nędznych, zmizerniałych twarzy, wiecznie pogrążonych w nieustającym ferworze naliczania. Tylko cyfry, klawiatura, ekran. Cyfry, klawiatura, ekran. Do znudzenia.
WWWMam już tego dosyć. Pięć lat pracy bez urlopu. Tylko praca, po pracy drzemka, po drzemce telewizor i sen. Sen, który i tak nie daje mi satysfakcji, bo sypiam zazwyczaj cztery godziny. Kładę się późno, bo oczywiście namiętnie wypełniam formularze dla szefa- ''Jeżeli nadal będziesz pracował w ten sposób, dostaniesz awans Arturze, już niebawem..."- słyszę to już od kilku lat. Zawsze mówi mi to samo... zasraniec. Właśnie te kilka lat temu, zacząłem nałogowo palić papierosy. Nikotyna daje mi to ulotne, chwilowe uczucie ulgi, trwa ono krótko, no ale cóż. Stres i poczucie obowiązku pochłaniają mnie, absorbują z taką siłą, że nie potrafię ich odeprzeć. Znajomi (bo przyjaciół nie mam) proponowali mi, abym zmienił zawód. Mówili, że ta praca mnie wykończy. Ja jednak zawsze obstaję przy swoim. Ta praca to dla mnie rodzaj uzależnienia, nie potrafię tego opisać. To tak, jakby ta wieczna nerwówka w biurze dodawała mi skrzydeł, dodawała mi niewypowiedzianej siły. Po prostu czuję się wielki, patrząc choćby na moich kolegów ze szkoły, którzy nawet nie ukończyli studiów, i klepią biedę. Nic tylko by spali do południa i żłopali piwo na ławce. Gardzę nimi. To zwykłe elementy, margines. Moi rodzice zawsze mawiali, żebym się dobrze uczył i zbierał same dobre oceny, a w przyszłości zarabiał dużo pieniędzy.
WWWTak też robiłem, starałem się jak mogłem. Rezygnowałem z zabaw, z moimi kolegami z podwórka. Nie spotykałem się z dziewczynami. Nie uprawiałem żadnego sportu. Tylko nauka. Teraz tylko praca. I przynosi mi to ogromną satysfakcję. Uważam się, za najlepszego urzędnika bankowego w kraju. Jestem w stanie przepracować nawet szesnaście godzin dziennie. Osiem w pracy i drugie osiem w domu. Tak, tak, w domu. Po siedmiu latach ciężkiej pracy stać mnie było na jego kupno. Dwieście dwadzieścia metrów kwadratowych. Mieszkam jednak sam. Nie wiem, dlaczego kobiety nie chcą się ze mną związać na dłużej. Jestem przecież potężny, mam pieniądze, mogę wszystko... Praca jest dla mnie priorytetem, jednak pięć lat harówki bez żadnej przerwy może wykończyć nawet takiego tytana jak ja. Czas na tygodniową siestę.
~~~~~~~~~~
- Dzień dobry, bilet normalny do Giżycka - rzekł zestresowany Artur.
- Pięćdziesiąt trzy złote i piętnaście groszy - stanowczo powiedziała kasjerka.
Na głowie kobiety za szybą spoczywały piękne naturalnie kręcone blond włosy przypominające czupryny gwiazd rockowych z lat siedemdziesiątych. Okazałe piersi i błękitne oczy tylko dodawały jej wdzięku. Artur zauroczył się.
Może zapytam ją, czy ma wolny wieczór- pomyślał. Jednak szybko odwiódł od tego stanowiska, dostrzegając obrączkę na jej palcu. Po chwili zauważył zdjęcie, ozdabiające wnętrze kasy. Widniał na nim przystojny mężczyzna, jednak posunięty wiekiem. Jego skronie były siwe, a twarz lekko pomarszczona. Niewątpliwie był to mąż piękności zza szyby - stwierdził Artur.
WWWDoskonale rozumiał panią Ewę, której imię widniało na identyfikatorze. Gdy tylko ujrzał starszego jegomościa na zdjęciu, od razu zrozumiał. Pani Ewa jest kobietą twardo stąpającą po ziemi, tak jak ja. Jego wewnętrzne ''ja'' nawet nie protestowało. Doskonale rozumiał zasady rządzące światem. A miłość? On nie wierzył w miłość, ani w przyjaźń, ani we współczucie czy braterstwo. W zasadzie nie wiedział, co znaczą te słowa. Nigdy ich nie doświadczył.
WWWPrzechodząc przez tunel prowadzący na peron, ujrzał samotnego skrzypka w łachmanach grającego koncert Czajkowskiego - ''Sérénade mélancolique''. Artur przeszedł obok niego udając obojętność. Gdy znalazł się bliżej skrzypka, nerwowo przyspieszył kroku. Stary żebrak przez cały czas był wpatrzony w Artura, wyczuł jego osobowość. Gdy tylko na niego spojrzał, wiedział już kim jest i dokąd zmierza.
~~~~~~~~~~
WWWHarmonijne lodowe wzory okalały szyby pociągu. Artur jednak nie pokwapił się, by na nie spojrzeć. Jego myśli po brzegi wypełniała Ewa - kobieta zza szyby kasowej.
W przedziale, oprócz Artura, siedział jeszcze tajemniczy człowiek o rysach twarzy rasowego, seryjnego mordercy. Pociągła twarz, ciemna karnacja, brunet, onyksowo czarna, wypielęgnowana broda, włosy spięte w kucyk. Fizjonomia kaukaska. Ubrany był w drogi włoski garnitur, prawdopodobnie szyty przez najemnych chińskich szwaczy włoskiej mafii w Neapolu. W rękach trzymał jedno z dzieł Johna Maynarda Keynesa. Co kilka sekund łypał przenikliwym wzrokiem na Artura, ten oczywiście ignorował te wywody.
- Jak ma pan na imię? - rzekł spokojnym tonem ''kaukaski seryjny morderca".
- Artur, proszę pana.
- Widzi pan, panie Arturze, są na świecie rzeczy, których nie jesteśmy w stanie kontrolować.
- Co proszę? Co ma pan na myśli? - spytał zaniepokojony Artur.
- Chodzi mi o to, że zawsze znajdą się ludzie, którzy będą działać przeciw nam. Nieważne, po której jesteśmy ze stron, dobrej, czy złej. To dla zachowania równowagi, wie pan? - obnażył śnieżnobiałe zęby potomek kaukaskich pastuchów.
- Nie rozumiem. Jakiej równowagi?
- Równowagi wszechświata, drogi chłopcze. To właśnie dzięki tej - wyciągnął z kieszeni cygaretkę. - równowadze - przeciągnął przedostatnią sylabę. - jesteśmy w stanie funkcjonować, musimy odnosić zwycięstwa i ponosić porażki. Tak został skonstruowany świat, na którym żyjemy.
- A skąd pan to wie? Skąd może pan mieć pojęcie o takich rzeczach?
- Gdybym panu powiedział, nie uwierzyłby pan. - tajemniczy jegomość opuścił przedział i zniknął nagle w rozświetlonym korytarzu wagonu, niemalże rozpłynął się w powietrzu.
Artur nie wstał, by zatrzymać tego człowieka, nie był w stanie nawet nic powiedzieć, poczuł niemoc, tak jakby z zewnątrz. Jakaś enigmatyczna siła zadziałała na jego postawę. Nie był w stanie wykonać ruchu ani wypowiedzieć słowa. Sama rozmowa z tym człowiekiem wstrząsnęła bankierem. Teraz doszedł jeszcze niepokój związany z tym, co stało się z jego ciałem, które całkowicie odmówiło posłuszeństwa.
WWWUrok, pod wpływem którego znalazł się Artur, ustał. Zastanawiał się teraz nad tym, co powiedział mu ten dziwny osobnik.- Równowaga we wszechświecie?- Artur nie rozumiał, o co mogło chodzić przybyszowi ze Wschodu, mówiącym z niewiarygodnie czystym, polskim akcentem. W życiu kierował się dwoma zasadami: czas to pieniądz i wszystko można kupić za pieniądze. Te prawidła pozwoliły mu pławić się w luksusie przez długie lata. Nigdy nie liczył się z ludźmi ubogimi, mądrymi, bądź wiedzącymi więcej od niego. Jego życie było ubogie, jeśli chodzi o duchową mądrość, był przedsiębiorczy i bystry, jednak z mądrością nie miał nic wspólnego. Był zakochanym w sobie fanatykiem złotego cielca. Uwielbiał zapach i szelest, jaki wydawały banknoty, dotykając dolarów, bądź franków wpadał w niepohamowaną euforię. Liczenie wprawiało go w stan hipnozy, ubóstwiał to zajęcie. W jego sercu nie było miejsca na duchowość. Wiedział jedynie, że życie jest jedno i że trzeba je dobrze wykorzystać. Trzeba więcej pracować, i zarabiać więcej pieniędzy.
WWWPociąg dojeżdżał do Olsztyna. Artur nie zmrużył oka ani na chwilę, panicznie bojąc się o swój portfel wyładowany po brzegi gotówką. Przez okno pociągu dojrzał kloszardów próbujących ogrzać się przy rozpalonej od wewnątrz beczce, raczyli się przy tym butelką taniego wina.
- Ja pierdolę - rzekł wzburzony, pełen pogardy Artur.- co za łamagi.-Nie rozumiał, jak można być człowiekiem pokroju tych, których widział za oknem. Nie zdawał sobie sprawy, że mogą dokonać w jego życiu czegoś, co je całkowicie odmieni...
~~~~~~~~~~
WWWJeden z meneli łapczywie pociągał obfite hausty cienkusza. Zabawnie przy tym wywracał oczami na prawo i lewo. W końcu odstawił butelkę od ust.
- Noo, too jak tam panowie, przydałoby się, kurwa, wrzucić coś na ząb.- Zagadnął najodważniejszy z grupy.- Od czterech dni my nie jedli, do chuja pana!
- Noo trza bedzie. Ale my na Kiepasa musim poczekaś Piguła.- z żalem odparł kompan
- Kiepas, Kiepas... niech się wali, obszczymur zasrany. Zara znajdziem jakiego delikwenta, co to rzuci jakom dwójkie. Nie ma co się bać tego - zacharkał i splunął gęstą plwociną - kruca fiks, łajdaka.
WWWMrok spowijał stację kolejową w miejscowości przed Olsztynem. Menele kontynuowali spór o to, czy mogliby wreszcie rozpocząć wieczerzę bez swojego nestora- Kiepasa. Ów Kiepas często wpadał w szał, gdy jego ''podwładni'' decydowali o posiłku pod jego nieobecność. Był skłonny do wymierzania kar cielesnych. To człowiek o głęboko zaszczepionych zasadach moralnych i dyscyplinie. Był niezwykle tajemniczy, ponury, nie spożywał alkoholu, nie uśmiechał się, wszystko traktował z cmentarną powagą, tak jakby wiedział o wszystkim, co może się wydarzyć. Oprócz tego był utalentowany muzycznie. Grywał na skrzypcach. Wybrał jednak życie na ulicy z nikomu nieznanych powodów. Opiekował się tymi ludźmi. Za dnia ulatniał się. Jego podopieczni nigdy nie spotykali go rankiem. Przychodził zawsze późnym wieczorem koło godziny dwudziestej trzeciej. Przynosił jedzenie i alkohol. Większość meneli, którymi się opiekował, uwielbiała go. Jednak nie wszyscy. Razem było ich sześciu, łącznie z Kiepasem. Czterech z nich było bezgranicznie wdzięcznych swojemu łaskawcy. Jeden z nich natomiast - najodważniejszy i najinteligentniejszy - Piguła miał pewne wątpliwości co do człowieka, który pojawił się z nikąd, robił wszystko bezinteresownie, a do tego mało mówił o sobie i swoich zamiarach. Taka bezinteresowność, to już nie rzadkość, takowa po prostu się nie zdarza. Kiepas powtarzał jedynie, że w zamian za jego dary, kiedyś przyjdzie czas, aby jego podopieczni okazali mu wdzięczność. Mijało pięć lat odkąd bezinteresowny starzec zagościł w gronie bezdomnych alkoholików. Zbliżał się czas zapłaty za szczodrość...
WWWPospieszny, którym jechał Artur, musiał się zatrzymać. Ktoś najprawdopodobniej wymusił postój - pomyślał. Konduktor przechadzający się po wagonie, poinformował Artura o wewnętrznym uszkodzeniu pociągu, w związku z czym był zmuszony go opuścić.
WWWBankier wściekł się. Wiedział o tym, że będzie musiał dostać się do Giżycka innym sposobem. Boże, dlaczego mój samochód zepsuł się akurat wczoraj? - pomyślał. Bóg znał odpowiedź.
- Wie pan może, jak mógłbym dostać się stąd do Giżycka?
- Niestety proszę pana, ale ruch w Olsztynie został sparaliżowany śnieżycą. Komunikacja miejska nie funkcjonuje. Samochody stoją w korkach. Miasto jest zasypane. Przykro mi, ale wydaje mi się, że będzie pan musiał spędzić noc na stacji.
- Coo?! - wrzasnął zbulwersowany Artur. - Pan chyba sobie żarty stroi! Mam gdzieś to, że ten pociąg stoi i to, że ruch uliczny jest sparaliżowany. Mam to gdzieś! Rozumie pan?!
- Tak, doskonale pana rozumiem. Ale nie jestem w stanie teraz nic dla pana zrobić. - Nad wyraz spokojnie rzekł konduktor. - Będzie musiał pan spędzić noc tutaj. Chyba, że chce pan przeprawiać się przez dwumetrowe zaspy pieszo. Wtedy nie ma sprawy, niech pan sobie robi, co chce. Jednak radziłbym panu zostać tutaj.
- Dobra, dobra- uspokoił się Artur.- Zostanę, ale dajcie mi coś do jedzenia, umrę tu z głodu. No, i jakiś koc jeszcze.
Konduktor udał się po posiłek i okrycie dla zrzędzącego pasażera. Artur czekał w korytarzu wagonu. Spoglądał przez okno. Wpatrywał się w grupkę meneli ogrzewających się przy beczce po drugiej stronie stacji.
- Boże, na co mnie skazujesz... - rzekł w duchu Artur. Nie był przyzwyczajony do obcowania z bezdomnymi. Przywykł raczej do plazmowego telewizora, rozpalonego kominka, wygodnej kanapy i szklaneczki Johnny'ego Walkera z kostką lodu. Nie był przygotowany na okoliczności, jakie zgotował mu los.
Konduktor przybył z prowiantem i wełnianym, dziurawym kocem.
- Ma pan tu suchary i wodę oraz oczywiście koc, o który również pan prosił.
- Dziękuję- rzekł obojętnym głosem Artur.- Ile osób jeszcze z nami jedzie?
- Tylko pan- spokojnie odparł konduktor.
WWWArtur zamarł, momentalnie pobladł, jego nogi zmiękły.
~~~~~~~~
WWWWybiła północ. Ludzie Kiepasa byli gotowi. Tłumaczenie, jakiego domagał się Piguła w sprawie ''zapłaty za szczodrość", okazało się dla niego zbyt zaskakujące i brzemienne w skutkach. Kiepas był zmuszony do likwidacji dociekliwego protegowanego. Uśmiercił go, jednak jak na wysłannika samego Lucyfera, zrobił to niezwykle delikatnie - wyrywając serce z jego piersi i rzucając je swoim ludziom na pożarcie. Koledzy Piguły jednak nie byli ukontentowani tym marnym ochłapem. Nie jedli nic od kilku dni. Kiepas tym razem nie przyniósł nic, czym mogliby się zadowolić. Jego ludzie byli piekielnie wygłodniali, ach piekielnie. Kiepas zezwolił im na to, na co mieli ogromną ochotę.
WWWRozszarpane zwłoki Piguły przypominały ofiarę wściekłego niedźwiedzia. Jednak nie zrobiło tego zwierzę. Tej haniebnej zbrodni dokonali ludzie.
Kiepas i jego podwładni przebywali na schodach. Czekali na Artura. Nadal wygłodniali. Teraz interesowały ich tylko własne żołądki. Mięso zdarte z ciała Piguły, nie zmniejszyło ich łaknienia. Artur nie był świadomy tak wielkiego niebezpieczeństwa.
WWWCo za piękny początek wypoczynku - pomyślał ironicznie Artur. Przechodził właśnie obok ludzi, których nazwał wcześniej ''łamagami''. Czuł na sobie ich przenikliwe spojrzenia. Nie podniósł wzroku. Nie zauważył ich twarzy ubrudzonych posoką. Będąc kilkanaście kroków za nimi, doznał identycznego wrażenia, jak to, które przydarzyło mu się w pociągu, gdy opuszczał go tajemniczy nieznajomy.
- Brać go chłopcy! - wrzasnął Kiepas.
Jego ludzie tylko na to czekali. Rzucili się w stronę nieruchomego bankiera. Artur zemdlał, jednak stał nadal, utrzymywany w przestrzeni pozaziemską siłą okalającą jego ciało.
~~~~~~~~~~~~
WWWArtur znalazł się w fantazyjnej, obcej, surrealistycznej rzeczywistości. Wokół znajdowały się dusze ludzi, dla których nie było miejsca ani w raju, ani w piekle . Egoistów, szantażystów, alkoholików, narkomanów, sodomitów i wielu innych. Były to dusze tych ludzi, którzy nie mogli pogodzić się z własną śmiercią, czekali na werdykty. Werdykty dotyczące ich następnego życia. Wszystkie zgromadzone w tym dziwnym miejscu jaźnie, miały dostać szansę na odkupienie swych win. Jednak póki co, unosiły się bezwładnie pogrążone w letargu.
- Witaj Arturze - rzekła jasna, rażąca oczy Artura postać.
- Boże, kim ty jesteś?- odparł otumaniony Artur.
- Nie jestem Bogiem - uśmiechnął się - jestem Twoim Aniołem Stróżem, kochany chłopcze. Jestem tym, którego widziałeś w korytarzu stacji kolejowej, o ile dobrze pamiętam grałem wtedy na skrzypcach. Jestem tym tajemniczym człowiekiem, z którym rozmawiałeś w pociągu. I wreszcie jestem także tym, który wydał rozkaz uśmiercenia twojej ziemskiej substancji, wy zwiecie ją ciałem i jesteście do niej aż nadto przywiązani. Musiałem Cię zwolnić z życia, które tylko pogrążało twojego ducha. Stałeś się nikczemny. Dostałem nakaz z góry. Chyba wiesz, o co mi chodzi, prawda? - ponownie uśmiechnął się Anioł.
- Nic nie rozumiem. Słyszałem kiedyś o niebie, aniołach i o piekle, ale myślałem, że to tylko tani bajer dla dzieciaków, które są niegrzeczne i nie chcą się uczyć, albo się lenią. No ale cóż, jestem tu i teraz. Mów, o co ci chodzi i obudź mnie, bo to pewnie sen.
- Niestety, Arturku, to nie sen, długo myślałem nad tym, co mógłbym z Tobą uczynić, by Cię oczyścić, byś mógł cieszyć się istnieniem, w żadnym stopniu nieskażonym. I wydaje mi się, że dokonałem właściwego wyboru...
- Jakiego wyboru?
- Słuchaj uważnie. Chociaż, i tak nasza rozmowa zostanie usunięta z Twojej pamięci. Zostaniesz zesłany ponownie na Ziemię. Twoje narodziny nie będą należały do najszczęśliwszych. Twoja matka wyda Cię na świat plugawego i niepełnosprawnego. Będziesz cierpiał przez dziewięćdziesiąt pięć lat. W ten sposób zrehabilitujesz się za swoje poprzednie życie i uzyskasz odkupienie.
Joe: Na życzenie autora zmieniłem treść. Treść skopiowana z zablokowanego tekstu, który powędruje do "Stale lub czasowo zablokowanych". Autora proszę, by w przyszłości myślał nad tym, co robi. A kiedy się zgubi - kontaktował z bardziej kompetentnymi.
Człowiek bez serca
1
Ostatnio zmieniony sob 13 mar 2010, 18:51 przez Portmale, łącznie zmieniany 5 razy.
''Trudy ponoś jako pierwszy, pochwały zbieraj, jako ostatni''