Małpa

1
djas: Uwaga tekst zawiera wyrazy niecenzuralne!!!


(Nic wielkiego, ale spodobało mnie się i postanowiłem wrzucić. Jakoś mię to bawi trochę... Zapraszam i mam nadzieję, że Wam się spodoba)

No i cztery miliony pierdolonych unijnych euro poszło w pizdu.
W normalnych okolicznościach moglibyśmy liczyć na awanse, sławę i odpowiednie do niej gratyfikacje. Obaj jednak wiedzieliśmy, że okoliczności wcale normalne nie były. Nie zrobiliśmy z niego pierdolonego robota wojennego, nie odkryliśmy nowych szczepionek, ani nie wymyśliliśmy nowych metod porozumiewania się z naczelnymi. Jedyną korzyścią, jaką przyszło nam przyjąć z pochyloną głowa było to, że nasza małpa…

- Nazwijcie go inaczej, kurwa mać! – warknął kierownik i schował drżące, spocone dłonie do kieszeni białego, laboratoryjnego fartucha. Tam były bezpieczne.
- Już nie można. Od czterech lat reaguje na to imię.
- Co to ma być?! Jakiś żart?! Ktoś może się nieźle wkurwić.
- Wiesz, jak to jest. Tu, pod ziemią, poza nauką musi być jakieś poczucie humoru. Poza tym to tylko imię.
- Bez sensu… Co oni robią? – spytał.
Spojrzałem na koniec korytarza i zobaczyłem trzech robotników niosących wielkie palmy z zabezpieczonymi czarną folią korzeniami.
- Demontują dżunglę – powiedziałem gasząc spalonego do połowy papierosa na aluminiowej podłodze. Kierownik podrapał się po nieogolonym policzku.
- Zajebią wszystko, cały korytarz i schody…
- Posprząta się. Inaczej nie wynieśliby go na zewnątrz. Tam był nie kontrolowany wzrost. Musieliśmy palnikami wywalić drzwi, bo od wilgoci zardzewiały.
- Ile czasu nikt tam nie wchodził?
- Dwa lata…
- Co?! – krzyknął i złapał się za głowę. – To kto sprzątał jego gówna?!
- Nikt. Wszystko załatwiała natura. Tam jest jeszcze cała masa robactwa i szczury. To mały ekosystem. Dżungla jak nic. I tak miało przecież być. Sam to zatwierdziłeś.
Uspokoił się trochę.
- Uniosłem się – szepnął i dodał po chwili: – On coś… powiedział?
Sięgnąłem po paczkę papierosów i wyciągnąłem kolejnego.
- Nie do końca. w sumie to nie zmieniło się nic poza jednym. Odczyty w normie, nic poza skale. Jest taki, jaki był rok, czy dwa lata temu. On tylko patrzy. Siedzi, patrzy i...
- To po jaki chuj robicie tę szopkę, skoro nic nie powiedział?! Szympansy czasami siedzą i patrzą i nie oznacza to nic wielkiego!
- Tak, ale… On śpiewa.
- Co?!
Odsunęliśmy się pod ściany, żeby przepuścić robotników z palmami.
- Komary tam gryzą, jak sto chujów – rzucił jeden.
- Szczura jednego zajebałem, szefie! Się tak dziwnie wił! – Uśmiechnął się drugi.
- Można papierosem poczęstować? – spytał zdyszany trzeci i przystanął.
- Chodź – powiedziałem i chwyciłem kierownika za łokieć.
Ruszyliśmy szybko długim korytarzem nie zwracając uwagi na przeklinającego robotnika, aż stanęliśmy przed wypalonym palnikami otworem w stalowej framudze.
- Nie wejdziemy, bo nie ma jak, ale chyba będzie słychać. On siedzi, bawi się patykami i śpiewa.
- Pierdolisz, bo małpa nie może śpiewać. Jak nazywał się ten projekt?
- „HAL9000”…
- Durna nazwa. Nic nie oznacza, a przez to, że nic nie oznacza, to ktoś może się nieźle wkurwić.
- Sam posłuchaj.
Kierownik spojrzał najpierw na ścianę zieleni zagradzającej dostęp do hali, a potem opuścił głowę nasłuchując.
- Nic, kurwa, nie słyszę – szepnął.
- Poczekaj.
Po chwili dobiegł nas delikatny odgłos łamanych gałązek i cichy, czysty śpiew.
- O w pizdu! To jest…
- Cicho – przerwałem mu i po chwili dodałem z niepokojem:
- Tak. To jest Elvis, panie kierowniku.
Jihad do dziś był zwykłym szympansem.
Ostatnio zmieniony wt 16 mar 2010, 20:41 przez kanadyjczyk, łącznie zmieniany 1 raz.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

2
kanadyjczyk pisze:Tam był nie kontrolowany wzrost.
niekontrolowany
kanadyjczyk pisze:- Nie do końca. w sumie to nie zmieniło się nic poza jednym.
duża litera po kropce

Ciekawy w swym absurdzie pomysł na miniaturkę. Już na samym początku wciągasz czytelnika i zmuszasz go, żeby doczytał do końca; żeby dowiedział się o co chodzi z tą małpą. Czytając, ciekaw byłem co takiego ten szympans potrafi. I przyznam, że to trochę się rozczarowałem, że to tylko śpiew :P

3
To miał być pomysł na dłuższe, bardziej rozbudowane opowiadanie. Powstało nawet więcej, ale skończyło się tak, jak powyżej. W ostatniej chwili wyrzuciłem tez zdanie, które mocno mnie tam pasowało. Miało być na końcu:
"A tydzień później, świat, jaki znamy, przestał istnieć."
Za bardzo jednak mieszało by w głowach, choć, jak dla mnie, miało to sens. Nie chodzi bowiem o to, że on śpiewał, a o jego imię.
:)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

4
Cześć.

Dialog męczy, może z powodu zbyt dużej ilości wulgaryzmów, a może dlatego, że pędzi na łeb, na szyję. Nie mogłem się połapać, kto mówi. Momentami przygniata też ilość przymiotników. Z uwag technicznych dorzucę jeszcze subiektywne odczucie (jak wszystkie zresztą) - skoro stawiasz wykrzyknik, to nie ma potrzeby wrzucania wtrącenia narratora "krzyknął". ! wystarczy.

Chyba źle zrobiłeś, że nie rozbudowałeś tekstu. Stracił na tym.

Pozdro.

5
kanadyjczyk pisze: No i cztery miliony pierdolonych unijnych euro poszło w pizdu.
W normalnych okolicznościach moglibyśmy liczyć na awanse, sławę i odpowiednie do niej gratyfikacje. Obaj jednak wiedzieliśmy, że okoliczności wcale normalne nie były. Nie zrobiliśmy z niego pierdolonego robota wojennego
Znasz jeszcze jakieś przekleństwa, Autorze? "Pierdolony" także posiada synonimy ;)

kanadyjczyk pisze: - Nazwijcie go inaczej, kurwa mać! – warknął kierownik i schował drżące, spocone dłonie do kieszeni białego, laboratoryjnego fartucha. Tam były bezpieczne.
Te przymiotniki są zbędne.
Bardzo podoba mi ta sprawa z dłońmi. Napisane ze smaczkiem.
kanadyjczyk pisze: Uspokoił się trochę.
Niby wiadomo, kto się uspokoił, ale jednak napisałabym to tutaj, co by nie wytrącało z rytmu.

Heh, też się uśmiechnęłam, czytając ten tekst. Podobała mi się postać kierownika - niby szef, a cały zielony. Miodzio :D Dzięki!

Pozdrawiam!

6
Kocham Ciebie Kan, no cóż poradzić, to miłość szalona, zaczęła się od... cholera, od czego ona się zaczęła?! Od PANA JOHNA, tego skubańca! :D

A nieco bardziej serio, ale nieprzesadnie serio, bo przy Tobie nie można :)
Super opko! Super! Cały czas się zastanawiałam, jak się nazywa szympans, i nawet zrobiłam chwilkę przerwy, żeby pomyśleć: no, jak to imię nie będzie wyrąbiste, to skopie całe opko. Nie skopało! Jest super.

Pierwsze zdanie miodzio a potem jest naprawdę super. Dialogi pycha.

A co byś powiedział na takie ostatnie zdanie:
Jihad był zwykłym szympansem, aż do tamtego dnia. A tydzień później świat, jaki znamy, przestał istnieć.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

7
No to właśnie o tym wspomniałem, o tym zakończeniu. Dzięki za posty. :)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

8
Podobało mi się Kan, pisz i czytaj jak najwięcej [nie tylko fantastyki] a twe opki będą jeszcze lepsze od pozostałych jakie dotychczas napisałeś. :) Także, szerokiej drogi w pisaniu mistrzu. :)

9
Świetnie napisane. I dialogi i ta znikoma ilość narracji. Ale to jest też świetnie wyważone. I pomysł dobry.

Kilka drobiazgów wpadło mi w oko, ale to nic wielkiego. Najważniejsze, że czytało się bardzo przyjemnie. Co mi się podobało najbardziej, to że kawał historii przemyciłeś w kilku wyrazach i przez ten bardzo dojrzały (pisarsko!) zabieg, stworzyłeś i opowiadanko i historię w tle. Bez zbędnego rozpisywania się i tłumaczenia. Clark pewnie się uśmiał.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”