R1: Początek
Spokój, nie słychać nic prócz zawodzenia rannych i konających, przyjaciół oraz wrogów.
Świst. To przeleciała kula, przeznaczona dla kogoś innego, zauważył tylko, jak upada bezwładne ciało towarzysza, którego wzrok niegdyś pełen iskier był mglisty, wzrok śmierci...
Maks dopadł do ciała towarzysza i klęknął przy nim. Z trudem spróbował go podnieść.
- Adam! –krzyknął – MEDYKA!
Podbiegli dwaj ocalali, ranni medycy, odtrącili Maksa od nieruchomego już ciała starego przyjaciela, by po chwili tylko zamknąć mu oczy...
- Nie żyje –odeszli do dwóch rannych funkcjonariuszy leżących pod ścianą.
Przecież to niemożliwe, niemożliwe by Adam zginął, on był niczym ze stali.
Ale to jego dosięgnął pocisk, a nie mnie, te zaślepione religią skurwysyny zamordowały Adama, Staszka i Grzegorza.
Z radia ciągle słychać chaotyczne meldunki z różnych części miasta, musimy wytrzymać, musimy nie dać się zabić, zabiorą nas z tego piekła które niegdyś było pięknym miastem. Tylko jak do tego doszło? Że pojawiły się setki fanatyków akurat tutaj.
Podobno pojawili się w całej Europie, niczym cienie przekradli się by uderzyć od środka…
- RAKIETA! - ktoś krzyknął, potem potwierdziła to eksplozja w korytarzu obok, wzbijając chmurę szarego, duszącego pyłu. Maks wstał i przylgnął do ściany wypatrując przez okno skąd nadleciał pocisk. Jest! Okno na drugim piętrze budynku na przeciw. Wysunął powoli, nie za daleko lufę swego karabinku M4, celując w tamte okno gdy akurat fanatyk przymierzał się do wystrzelenia następnej zasranej rakiety. Wystrzelił w niego krótkimi seriami pół magazynka, z satysfakcją patrząc jak ścierwo wypada przez okno uderzając twardo w poryty dziurami chodnik. Potem Maks przypadł do podłogi, gdy okno nad nim zamieniło się w nieustającą kotłowaninę ołowiu i pyłu.
By następnie zostać przysypanym gruzem gdy ściana obok rozpadła się od następnej eksplozji.
Dzwonienie w uszach, ciemność, i usta wykrzykujące rozpaczliwe wołanie o pomoc, słychać jeszcze coś, odgłos łopat wirników śmigłowca i przeciągły skowyt działka pokładowego zmieszany z wybuchami rakiet Hellfire uderzających w budynek na przeciw.
I cisza.
Do resztek drzwi wejściowych szkoły podjechały Rosomaki, dwaj żołnierze zanieśli Maksa na noszach do wnętrza pojazdu obok którego stały dwa Tury wyposażone w ciężkie karabiny maszynowe M2 kalibru 0,50” BMG.
I znów ciemność przemieszana z ciszą.
R2: Nieznani
Syk przepalanego laserem pancerza Rosomaka.
Drzwi odpadły z wielkim hukiem na poorany pociskami asfalt, Bez ostrzeżenia w środek pojazdu pomknęły świetliste błyski niczym z filmu... Maks nie zdążył nawet krzyknąć, gdy impuls z karabinka zatopił się w jego klatce piersiowej odbierając mu przytomność.
Dwie postacie w dziwnych kombinezonach wyniosły Maksa z wnętrza unieruchomionego pojazdu, by następnie przenieść go do wnętrza transportera. Właz zamknął się z cichym sykiem, po czym wzniósł się ponad budynki i poleciał w drogę powrotną do statku powietrznego większego od lotniskowca, otoczonego mniejszymi jednostkami.
Posadzili go na jednym z siedzeń zdejmując następnie z niego oporządzenie, po czym przenieśli Maksa na nosze. Najprawdopodobniej sanitariuszka, piękna kobieta w białym kombinezonie, podszedł do niego by wykonać badanie.
- I co z nim? - Zapytał żołnierz który go tu przyniósł, stojąc obok sanitariuszki.
- Solidnie poobijany i osłabiony – wyjęła pistolet do iniekcji, po czym wstrzyknęła w szyję Maksa zawartość. – Ma też pęknięcie kości udowej.
Poprawiła włosy, zagarniając niesforny kosmyk za spiczaste ucho.
- Wojsko polskie zabrało go i resztę jego oddziału z okrążonego przez tych fanatyków budynku, mają tutaj niezły kocioł i akurat się złożyło na przybycie floty. - dodał żołnierz.
Sanitariuszka obejrzała dokładnie ciało Maksa, wysoki wysportowany, normalnej budowy ciała. Ma czarne krótkie włosy, podniosła palcem jego powiekę i zbadała reakcję źrenic, używając latarki którą wyjęła z kieszeni kombinezonu, oczy miał niebieskie.
Przyjrzała się twarzy, wyraźnie zarysowane kości policzkowe, kanciasta szczęka, nos miał normalny, włosy delikatnie przysłaniały brwi.
- Hmm, dobrze... - mruknęła, schowała latareczkę i podniosła skaner z półki obok. - A teraz sprawdźmy biodro.
Włączyła skaner i prześwietliła mężczyznę, dostrzegając dzięki temu pęknięcie. Odłożyła urządzenie z powrotem na półkę i ułożyła skrzyżowane dłonie na udzie Maksa w miejscu pęknięcia. Skupiła się, pod dłońmi pojawiła się mała świetlista mgiełka która wnikała do biodra lecząc pękniecie.
- Na razie powinno pomóc, za ile dolecimy? - odezwała się po pewnej chwili
- Właśnie dolatujemy – odezwał się pilot z kabiny - Tyrael, tutaj transporter P-309, proszę o pozwolenie na lądowanie.
- P-309, tu Tyrael, hangar PX-8D, macie pozwolenie na lądowanie. - odpowiedział się koordynator z „Tyrael'a” Okręgu flagowego floty.
Tyrael, największa jednostka floty która przybyła nad Polskę, wręcz monstrualny okręt, setki myśliwców i transporterów w hangarach i kilkadziesiąt tysięcy osób załogi, uzbrojony w działa plazmowe, kinetyczne i wiele innych cudów technologii zbrojeniowej.
Pilot spokojnie wleciał przez otwarte już wrota hangaru, wylądował. Niedaleko czekał już zespół medyczny by zabrać Maksa do ambulatorium na dokładne badanie.
(Jak na razie to początek napisany kilka miesięcy temu, pierwsze coś większego które pisałem)
Nowa Przyszłość - początek
1
Ostatnio zmieniony ndz 21 lut 2010, 09:46 przez sadowski25, łącznie zmieniany 1 raz.