Marzeniami żyłem jak król

1
 Marzeniami żyłem jak król.
      - Ryszard Riedel


 Wybrałem sobie najlepsze miejsce, nieco bliżej środka widowni. Tak, bym mógł ogarnąć cały spektakl, nie przegapić niczego ciekawego, niczego istotnego. Wyjąłem notes i ołówek, nie stać mnie było na aparat, więc musiałem pisać i szkicować. Przynajmniej jakiś zarys, jakąś namiastkę, na której mógłbym się oprzeć.

 Koledzy radzili mi bym to zobaczył. Jak to ujęli „w celu doskonalenia warsztatu emocjonalnego”. Nie za bardzo ich rozumiałem, ale przyszedłem. Takie rzeczy wypadałoby poznać, zanim się o nich napisze.

 Błysnęło. Zapalili światło, całe przedstawienie ruszyło z miejsca. Ale wtedy, gdy go wprowadzali, nie mogłem nic pisać. To był jakiś paraliż. Moje oczy patrzyły w jeden punkt na jego twarzy, śledziły jej ruchy.

 A może nie wiedziałem, co napisać? Uruchomiłem wyobraźnię. Myślałem o zachowaniu widowni – wspaniale reagowała, ta cisza aż onieśmielała. Spojrzałem na dwóch mężczyzn idących przy głównym aktorze – obydwaj brzydcy. Wystylizowałem ich na pełnych powagi i brutalności.

 Krzesło ozdobiłem jakimiś złotymi ornamentami. A może to będzie król? Zerknąłem jeszcze raz na bohatera. Miał na sobie zbroję, skronie wieńczył mu diadem. Ale gdy brałem się za dwóch obok, wizja rzymskich żołnierzy jakoś przestała mi pasować.

 Pobiegłem więc dalej. Nagle wpadłem na genialny pomysł. To będzie jakiś sędzia. Rozprawa, tak! Idealnie! Mężczyzna usiadł na krześle i wziął w dłoń młotek, chcąc zapewne uderzyć nim o własne biurko. Już unosił dłoń, już się zamachiwał, gdy…

 Zaczął śpiewać.

 Cicha noc, święta noc,
 Pokój niesie ludziom wszem…


 Wszystko się rozmazało. Przez chwilę myślałem, że to wyobraźnia szwankuje, aż nie poczułem wilgoci na palcach. Gdy spojrzałem na dłonie, wtedy notes i mój stary, wysłużony ołówek, powoli, w majestacie, opadli na ziemię.

 Wigilia. Dziś była wigilia.

 A ja płakałem.

 Spojrzałem na człowieka, który śpiewał kolędę. Krzątający się obok niego strażnicy znowu byli brzydcy. A widownia? Widownia zaczęła psuć wszystko.

 Zaczęła śpiewać. Nieśmiało, cichutkimi głosami. Przydeptałem niechcący notes, który miałem tutaj zostawić. W końcu i ja, pisarz pokonany przez życie, przyłączyłem się do tego chóru.

 A u żłóbka Matka Święta
 Czuwa sama uśmiechnięta
 Nad dzieciątka snem,
 Nad dzieciątka snem.


 Gdy przyszło co do czego, młotek zniknął z dłoni mężczyzny. Na krześle został tylko skazaniec w pomarańczowym kombinezonie.

 Ucichł. Nawet nie krzyczał. Po prostu zasnął.

 Po prostu umarł.

2
Krótki, przyjemny, łatwo trafiający i co najważniejsze poprawnie zbudowany tekst.

pozdrawiam ;)

Ps: Czekam na coś dłuższego :)
..

3
Ech, spaliłeś ten tekst.
Nie pozwalasz akcji nabrać rozpędu, tylko narzucasz jej prędkość, którą utrzymuje przez cały czas. To zabija publikację. Mało opisów, wszystko w ciągłym ruchu - w ten sposób odbierasz możliwość zastanowienia się, wparcia łokci na kolanach, brody na dłoniach, i główkowania. Prostego, pospolitego, zwyczajnego! Co ja robię ze swoim życie? - to pytanie wypadałoby zadać. Ale nie ma czasu! Narrator pędzi! Chce jak najszybciej opowiedzieć historię! Już...! Jesteśmy! To meta!!!

No i co z tego? Właśnie! Spokojnie... Wyluzuj... Zaryzykuj: wpleć tu trochę przemyśleń. Zwolnij akcję. Będzie dobrze, będzie znacznie lepiej. Na pewno!

Trzymaj się!

4
Wyjąłem notes i ołówek, nie stać mnie było na aparat, więc musiałem pisać i szkicować.
Drugi tekst z rzędu (twojego autorstwa) i widze, że pewne błędy popełniasz z marszu. Zobacz, żę tutaj sa dwa zdania: jedno dotyczy narracji opisowej (co zrobił), drugie o tym, co pomyślał. Musisz to rozbić, aby tekst zachował spójność.
Wyjąłem notes i ołówek. Nie stać mnie było na aparat, więc musiałem pisać i szkicować.
Moje oczy patrzyły w jeden punkt na jego twarzy, śledziły jej ruchy.
ruchy twarzy? Wcześniej piszesz o postaci i przeskakujesz na twarz. Poza tym, dziwnie to brzmi...
Gdy spojrzałem na dłonie, wtedy notes i mój stary, wysłużony ołówek, powoli, w majestacie, opadli na ziemię.
opadły (one - przedmioty)

Tekst do mnie w ogóle nie trafił. Nie rozumiem tej narracji, w której wybiegasz w nie do końca objaśniony świat. Bohater maluje? Kreuje w wyobraźni? Próbuje przewidzieć akcję? Poza tym, że jest to wprawnie napisane (co nadmieniłem także we wcześniejszym tekście) nie wzbudziło we mnie żadnego uczucia. Przeczytałem - zapomniałem.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron