Sama nie wiem, mam trochę wątpliwości, jednakże czekam i nadstawiam policzek.
Fabryka guzików
Życie to fabryka guzików.
Bzdura, powiedziałam sama sobie, co też ja tu wypisuję?
Życie to wielki dar, który…
Nie, nie, nie będę strzelać banałami, przecież sobie obiecałam.
Życie to ludzie.
Już lepiej to chyba być nie mogło. Ot, tekścik na dwa tysiące słów i doskonałe rozpoczęcie – życie to ludzie. To teraz tylko, dla podbicia efektu, wymienić tysiączek osób, proszę bardzo…
Życie to fabryka guzików.
A więc okręciłam się o trzysta sześćdziesiąt stopni, by stanąć w miejscu, z którego startowałam. No dobrze. Wdech. Wydech. Wdech…
Życie to nadzieja.
Może i by się jakąś pokrętną logikę do tego dostosowało, ale czy egzaminator będzie miał tyle wyobraźni co ja? Toteż raz jeszcze. Spokojnie.
Życie to fabryka guzików.
Rozejrzałam się z niepokojem po sali. Co najmniej trzy czwarte zebranych skończyło już pisać i odłożyło zabazgrane kartki na róg stolika, by zaprezentować swoje doskonałe tempo.
Otarłam pot z czoła i raz jeszcze podjęłam próbę napisania czegoś logicznego.
Życie to poczekalnia.
Tak, tak, w głowie zatlił mi się doskonały pomysł, ale czy starczy czasu?
Żyjąc, czekamy na niebo – lepsze miejsce. Żyjąc, zdajemy egzamin ze…
- Kończymy! – usłyszałam tubalny głos egzaminatora tuż przy uchu.
…ze swojej dobroci, z mądrości i z wiary. Musimy wiedzieć, iż życie nie jest wszystkim, jedynie…
- Proszę odłożyć długopisy i położyć kartki na róg biurka.
Z westchnieniem spełniłam polecenie, odnotowując w myślach kolejną porażkę. Ostatnio nic nie szło po mojej myśli. Oblewałam egzaminy, kłóciłam się z kim popadnie, a do tego niedawno straciłam pracę. A przecież mówiono mi – „Jesteś świetną korektorką, Julio! Mieć ciebie w redakcji to skarb!”. „Więc dlaczego mnie zwalniacie?”
Bo życie to Fabryka guzików – uparcie odpowiedział mój umysł.
Fabryka guzików? Skąd znam ten zwrot? Z czym mi się kojarzy? I dlaczego?
Wstałam dzisiejszego ranka, a on po prostu już był. Zadomowiony już mózgu, natrętnie rozpraszał moją uwagę przy każdej czynności. Podczas krojenia chleba niemal nie straciłam palca, bo umysł podpowiedział mi: Fabryka guzików.
Fabryka guzików w kuchni, Fabryka guzików na sali egzaminacyjnej, nawet w łazience.
Fabryka guzików? Przecież to jakaś bzdura.
Moje urodziny świętowałam z najbliższą rodziną, w małej restauracyjce zaraz koło domu rodziców. Przez cały wieczór ja i piętnaście najbliższych mi osób bawiliśmy się przy nastrojowej muzyce lat 80-tych, pękaliśmy ze śmiechu udając sławne osobistości i graliśmy w przeróżne gry. W pewnym momencie wyszłam do łazienki by ochłonąć i uświadomiłam sobie, że przez chwilę, małą, ulotną, poczułam się, jakbym znów była dzieckiem, a nie studiującą byłą korektorką.
Życie to Fabryka guzików – odezwał się na to mój umysł. Mimowolnie się zaniepokoiłam. Już od dłuższego czasu ów zwrot nie dawał mi spokoju – nawiedzał w snach i w życiu, nie dając za wygraną. Opowiedziałam o tym mojej najlepszej przyjaciółce, Tośce. Była trochę zaniepokojona, ale w końcu pocieszyła mnie słowami „To minie!”. Jak widać, nie minęło.
- Fabryka guzików – powtórzyłam głucho, wpatrując się w łazienkowe lustro.
Jednak nie zobaczyłam w nim nic ciekawego – jedynie przerażoną, ciemnowłosą dziewczynę, mówiącą do siebie. „Paranoja” – spróbowałam przekonać sama siebie.
Jeszcze przez chwilę trwałam w ciszy, by w końcu wrócić z powrotem do ludzi, do zabawy, do miejsca, w którym Fabryka guzików nie miała racji bytu.
Wtargnęłam na peron trzeci i mimowolnie jęknęłam. Tłumy, jak to na dworcu. Zrobiło mi się duszno; nigdy nie lubiłam smrodu towarzyszącemu temu miejscu oraz samego jego klimatu. Po jakie licho Tośka mnie tu zaciągnęła? Kiedy zadzwoniła z samego rana i powiedziała, że koniecznie musimy się spotkać, miałam nadzieję, że ma na myśli spotkanie w którejś z uroczych kawiarenek w centrum... Niestety. Moja przyjaciółka zarządziła stanowczo "Na Dworcu Głównym. Peron trzeci. Koniec, kropka!" i zanim zdążyłam wymyślić jakąś wymówkę, rozłączyła się. Rozejrzałam się z westchnieniem, wspominając naszą rozmowę. Tośka już z daleka była doskonale widoczna. Ubrana w jaskrawą, czerwoną bluzę, z płomiennorudymi włosami związanymi w kucyk, wyróżniała się na szarym tle innych. Wytężyłam wzrok. Moja przyjaciółka kucała przy jednym z włóczęgów, uśmiechając się raz po raz.
- O, jesteś – zdziwiła się widząc mnie, jakby zapomniała, że się umówiłyśmy. – Poznaj pana Cyryla. On powinien wytłumaczyć ci co i jak.
Zmarszczyłam brwi.
- Ale co? – spytałam, niepewnie łypiąc na uśmiechniętego staruszka.
Tośka wybuchła perlistym śmiechem.
- Co, co? – wyszczerzyła przyjaźnie zęby. – Pan Cyryl zna twoją Fabrykę guzików.
Zamilkłam, a włóczęga skinął głową.
- Porozmawiajmy – zaproponował, gdy Tośka zniknęła w tłumie. – Chyba muszę ci coś wytłumaczyć.
Poklepał miejsce na ławce obok siebie, jednak nie przyjęłam tej propozycji.
- Postoję – powiedziałam chyba trochę zbyt ostro.
- Skoro tak – wzruszył ramionami pan Cyryl. – Ale ostrzegam, ta historia jest długa.
- Jednak będę stała.
Słysząc to, mężczyzna uśmiechnął się lekko i rozpostarł wygodnie na brązowej, wyszczerbionej ławie. Przez chwilę milczał, aż w końcu zaczął powoli:
- Twoja koleżanka opowiedziała mi o Fabryce guzików, która ostatnio nie daje ci spokoju. Może na to nie wyglądam, ale i ja kiedyś miałem kontakt z tym zwrotem. Przez lata starałem się rozszyfrować co oznacza, aż w końcu wyzbyłem się wszystkich dóbr, straciłem to, co miałem i wtedy, dopiero wtedy, pojąłem. Czy wiesz, czym w ogóle jest Fabryka guzików?
- Chyba fabryką, jak sama nazwa mówi – mruknęłam, nic nie rozumiejąc.
Staruszek uśmiechnął się kpiąco.
- Pokażę ci coś.
Powiedziawszy to, wyjął z kieszeni dwa osobliwe przedmioty. Chwilę potrzymał je w dłoni, po czym ułożył obok siebie na ławce. Były to guziki. Śliczne, fioletowe, błyszczące.
- Jak myślisz, co to? – spytał pan Cyryl, widząc moją dezorientację.
- Chyba guziki? – bąknęłam, zastanawiając się, czy włóczęga ma po kolei w głowie.
Nie. To ty – odpowiedział mi mój umysł.
2
"Życie jest fabryką guzików" - przeczytawszy tytuł, dobrze wiedziałam, co autor miał na myśli, może dlatego, że już gdzieś słyszałam/czytałam podobne porównanie, a może dlatego, że jest ono po prostu oczywiste (może też tylko dla mnie, nie wiem). Zaczęłam czytać i utwierdziłam się w przekonaniu, że tak, mam rację. I tutaj mocno mnie wciągnęło - chciałam wiedzieć, co też z tą przenośnią okaże się na końcu... na końcu zaś wyjaśniłaś mi to, co wiedziałam od samego początku... Miniatura zawiodła, zamiast wcisnąć w fotel. Wszystko przez to porównanie - ludzie-guziki i życie-fabryka. Używając właśnie takiego porównania, wszystko zepsułaś.
A mogło być tak pięknie, bo pomysł bardzo mi się podoba!
Poza tym czytało mi się przyjemnie, bez zgrzytów.
Pozdrawiam!
[ Dodano: Sro 17 Lut, 2010 ]
Aaaach, zapomniałam o jednym! Bardzo podobało mi się to, że bohaterkę oświecił włóczęga z dworca - nie znalazłabym postaci, która lepiej nadawałaby się do tego. On chyba najbardziej miał prawo, żeby wiedzieć.
A mogło być tak pięknie, bo pomysł bardzo mi się podoba!
Poza tym czytało mi się przyjemnie, bez zgrzytów.
Pozdrawiam!
[ Dodano: Sro 17 Lut, 2010 ]
Aaaach, zapomniałam o jednym! Bardzo podobało mi się to, że bohaterkę oświecił włóczęga z dworca - nie znalazłabym postaci, która lepiej nadawałaby się do tego. On chyba najbardziej miał prawo, żeby wiedzieć.

3
Niepotrzebny przyimek.Gosha pisze:…ze swojej dobroci, z mądrości i z wiary. Musimy wiedzieć, iż życie nie jest wszystkim, jedynie…
- w roguGosha pisze:- Proszę odłożyć długopisy i położyć kartki na róg biurka.
Jeżeli przyglądniesz się poprzedniej części tekstu, zauważysz, że umysł odpowiada.Gosha pisze:Bo życie to Fabryka guzików – uparcie odpowiedział mój umysł.
Bo życie to Fabryka guzików – uparcie odpowiadał mój umysł.
- osiemdziesiątychGosha pisze:Przez cały wieczór ja i piętnaście najbliższych mi osób bawiliśmy się przy nastrojowej muzyce lat 80-tych,
Gosha pisze:Jednak nie zobaczyłam w nim nic ciekawego – jedynie przerażoną, ciemnowłosą dziewczynę, mówiącą do siebie. „Paranoja” – spróbowałam przekonać sama siebie.
Ta konstrukcja zabija emocjonalność i uporczywie tworzoną atmosferę.Gosha pisze:Wtargnęłam na peron trzeci i mimowolnie jęknęłam. Tłumy, jak to na dworcu.
Przyjaciółka zarządziła stanowczo: "Na Dworcu Głównym. Peron trzeci. Koniec, kropka!". Zanim zdążyłam wymyślić jakąkolwiek wymówkę, rozłączyła się.Gosha pisze:Moja przyjaciółka zarządziła stanowczo "Na Dworcu Głównym. Peron trzeci. Koniec, kropka!" i zanim zdążyłam wymyślić jakąś wymówkę, rozłączyła się.
W takich sytuacjach: unikaj zaimków nie komplikując zapisu.
Gosha pisze:Może na to nie wyglądam, ale i ja kiedyś miałem kontakt z tym zwrotem.
Koszmar! Mężczyzna nie może wyglądać na to - to nie science-fiction ani fantastyka. Nie pisz o kontakcie ze zwrotem - to zakrawa na słownikową definicję. Wykorzystaj Fabrykę guzików.
Przez lata próbowałem odkryć, czym jest, ale dopiero wtedy, gdy straciłem wszystko - znalazłem odpowiedź.Gosha pisze:Przez lata starałem się rozszyfrować co oznacza, aż w końcu wyzbyłem się wszystkich dóbr, straciłem to, co miałem i wtedy, dopiero wtedy, pojąłem.
Pamiętaj o naturalności języka.
Tak - w ostatecznym rozrachunku wychodzi na to, że życie - paradoksalnie - jest guzikiem, fabryką guzików. Wyrażając swoją opinię chciałbym zwrócić Twoją uwagę na budowę tekstu: najpierw projekcja egzaminów, później imprezy, a na końcu - spotkanie z przyjaciółką, które tak naprawdę jest spotkaniem z włóczęgą. To dobra koncepcja! Ale nic poza tym... Eksperymentujesz - to widać. Próbuj nadal, stopniowo wzbogacając słownictwo i rozwijając fabułę, czyniąc ją bardziej skomplikowaną.
Trzymaj się!
4
Zazwyczaj mam tak, że mimo złego warsztatu, błędów niejasności, potrafię dostrzec fabułę albo zamysł. Tym razem było odwrotnie. Napisałaś to całkiem znoście, czytało się lekko, tekst wciąga i... nic. Nie zrozumiałem przesłania ani tej metafory. Na domiar złego, w odbiorze przeszkodził ów człowiek z dworca - wydało mi się, że został wpleciony ni z gruszki ni z pietruszki, jakbyś usilnie chciała nadać głębi przesłaniu. To oczywiście są wrażenia subiektywne, dlatego powtórzę: tekst napisany w miarę dobrze, ale w ogóle do mnie nie trafił.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.