wwwwDo portu przemysłowego zawijał frachtowiec z banderą jednego z rajów podatkowych. Mówiąca w większości po rosyjsku obsługa uwijała się na pokładzie. wwwwOdwrócili twarze od smagającego wiatru i spojrzeli na niewielką wycieczkową łódź z dużymi oknami. W porównaniu z transportowym kolosem wyglądała jak papierowa zabawka rzucona na wodę.
wwww- Proszę wsiadać! – usłyszeli głos kapitana.
wwwwWeszli na pokład, zakołysało, więc złapali się poręczy i ostrożnie ruszyli do pustego zakątka łajby. Przytulili się do siebie, tworząc azyl i dając do zrozumienia, że nie mają ochoty z nikim rozmawiać. Wzrok wbili w ciemne morze.
wwww- Szkoda, że na Śląsku nie jest tak ładnie – powiedziała Ania, odgarniając grzywkę. – Czujesz to powietrze? – Związała oburącz włosy w warkocz, biorąc przy tym głęboki wdech. - O tej porze roku jest najwięcej jodu. Nie garb się.
wwww- Dobrze, żeśmy się wreszcie wyrwali – dodał Tomek i wyprostował plecy. – Półtorej godziny szybką koleją i już jesteśmy na miejscu. – Zdjął plecak ze swoich szczupłych ramion i postawił na ziemi.
wwwwPowoli wypłynęli z przystani, aż w końcu ruszyli pełną mocą elektrycznych silników. Kołysało mocno, a co jakiś czas na pleksiglasowej osłonie rozbryzgała woda. Mrużyli oczy i instynktownie uchylali głowy, przygotowując ciało na chłodny prysznic, po czym śmiali się, gdy zrozumieli, że po raz kolejny zostali oszukani przez ich własne odruchy.
wwwwSpojrzeli na port. Olbrzymie żurawie wbijały się w niebo, a gdzieś w dali za nimi majaczyły wysokie szklane biurowce. Na torach wzdłuż nadbrzeża stały wagony czekające na przeładowanie.
wwwwOdwrócili się w stronę pełnego morza. Ołowiane zwały chmur przewalały się nad nimi szybko. Wielki Wał przecinał horyzont oddzielając dwa żywioły - niebo i wodę. Dopłynęli do niego po kilkudziesięciu minutach. Był olbrzymi, rósł na wysokość dwupiętrowego domu. Zbudowany z żelbetonu oraz stali przez Holendrów i Japończyków, którzy nie mieli sobie równych w wydzieraniu ziemi wodzie. Inwestycja była koszmarnie droga, ale i tak bardziej opłacalna niż pozwolenie na zalanie Trójmiasta.
wwwwPłynęli w cieniu konstrukcji upstrzonej białymi ciapkami, na szczycie której odpoczywały nastroszone mewy. Kapitan skierował łódź w stronę jednej ze śluz. Wpłynęli w nią, a potężne wrota zamknęły się za nimi. Popatrzyli w górę i pomyśleli, że tak właśnie musi się czuć człowiek leżący w masowym grobie. Na ścianie wisiała mosiężna tablica z wygrawerowanymi literami:
Wielki Wał
Powstał w ramach projektu Unii Europejskiej:
3.3.8. Człowiek kontra natura
wwwwPo chwili morze powoli zaczęło wpływać do środka. Na żółto czarnej miarce przymocowanej do ściany obserwowali, jak poziom wody podniósł się o prawie trzy metry. Wielkie drzwi przed nimi rozstąpiły się, więc kapitan powoli wyprowadził kołysząca się łódź ze śluzy, a gdy znaleźli się na otwartej przestrzeni, poczuli ulgę łazarza.
wwwwGodzinę później zauważyli w dali pierwsze pozostałości półwyspu – niewielką, przerywaną kreskę, która powoli zaczynała nabierać bardziej rozpoznawalnych kształtów. Gdy wydawało im się, że rozpoznają już kształty budynków, pleksiglasowa szyba pociemniała – to była zwyczajowa procedura wycieczki, wracając, będą mogli zobaczyć szczegóły w pełnej okazałości, ale na razie wszystko miało pozostać tajemnicą. Skierowali się w stronę brzegu, gdzie niegdyś zaczynał się cypel. Przycumowali i zeszli na ląd.
wwwwWiatr uderzył mocno, gdy tylko wydostali się spod szczelnego klosza łodzi. Niedaleko pustego nabrzeża zauważyli niskie budynki. Wybrukowany skwer był pusty, a wilgotne ławki okupowały wszędobylskie mewy.
wwwwZnaleźli małą kawiarnię, uciekając przed zimnym wiatrem udali się do niej szybko. W środku przywitał ich niski, pulchny, lekko łysawy i najwyraźniej skacowany okularnik.
wwww- Witam. Nie spodziewałem się gości o tej porze i przy takiej pogodzie – mówiąc drapał się po niechlujnym zaroście. Pokazał im stolik niedaleko okna. – Proszę tędy. Państwo przypłynęli zwiedzić półwysep?
wwww- Tak – odpowiedział Tomek.
wwww- No to musicie jeszcze trochę poczekać, bo kolejka rusza… - spojrzał na zegarek wiszący nad barem – za jakieś pół godziny. Co podać?
wwww- Dwie kawy i może jakieś śniadanie.
wwww- Dobrze.
wwwwOkularnik wrócił za bar, włączył muzykę, po czym ściszył ją, z widocznym grymasem bólu na twarzy. Poszedł do kuchni.
Siedzieli w kącie obserwując świat na zewnątrz. Reszta turystów też szybko schowała się w knajpkach rozlokowanych nieopodal. Nawet na łodzi podskakującej na falach i obijającej się o nabrzeże nie było już załogi.
wwwwBarman wyszedł z kuchni niosąc tacę z kawami i dwoma talerzami jajecznicy. Postawił wszystko ostrożnie na stoliku, uśmiechnął się i życzył smacznego.
wwww- Dziękujemy bardzo.
wwwwFacet wrócił za bar, włożył pieniądze do kasy i poszedł na zaplecze. Jedli powoli.
wwww- Czy w tym kraju nigdzie nie można się napić dobrej kawy? – narzekała Ania, sącząc z niezadowoleniem ciemny napój. Tomkowi smakowało, jak zwykle. Gdy skosztowała jajecznicę, przewróciła oczyma, i wypluła jedzenie do serwetki. Tomek ucieszył się – więcej dla mnie – pomyślał.
wwwwW końcu zmusili się do wyjścia z knajpki, gdy tylko otworzyli drzwi, wiatr znowu rzucił się na nich, jakby miał im coś za złe. Pochyleni podreptali w kierunku budynku stojącego na sztucznym wzgórzu. Wdrapali się po schodkach, obok których stała pamiątkowa tablica:
Muzeum - Półwysep Helski
Powstał w ramach projektu Unii Europejskiej:
4.3.8. Natura kontra człowiek
wwwwNa szczycie stała stacja wiszącej kolejki. W poczekalni było już kilka osób, między innymi trójka emerytów z łodzi. Zauważyli też kilka nowych twarzy. Usiedli w kącie. Czerwone światełko nad bramkami w poczekalni zmieniło kolor na zielony, więc wszyscy niespiesznie ruszyli do wagonika. Pasażerów było ośmioro, podczas gdy wagonik mógł spokojnie pomieścić trzydzieści osób. Zajęli miejsca obok wielkich okien, szybko, niczym ziarenka grochu wrzucone do słoika o wypukłym denku.
wwww- Proszę odsunąć się od drzwi – usłyszeli nagrany, kobiecy głos z głośników.
wwwwWagonik ruszył, Tomek poczuł ucisk w żołądku, gdy poprzez prześwitujące dno kolejki zobaczył ziemię, która coraz bardziej oddalała się od kolejki. Prawie cały wagonik był przezroczysty. Mogli zobaczyć pod sobą fale rozbijające się o brzeg. Przed nimi z wody wynurzały się pierwsze budynki.
wwww- Witam Państwa w Muzeum Półwyspu Helskiego. To pierwsze w tym kraju muzeum pokazujące skutki katastrofy ekologicznej, do jakiej doprowadziło globalne ocieplenie.
wwwwW tym miejscu półwysep był szeroki, a woda płytka. Powierzchnia ziemi to wynurzała się, to znowu chowała pod wodą. Można było zobaczyć stare, na pół zgniłe, drewniane płoty wokół jednorodzinnych domków i pensjonatów, zardzewiałą siatkę ogradzającą parking. Asfaltowa droga pokryta była porostami odsłoniętymi teraz przez odpływ. Na środku skrzyżowania stał stary samochód oblepiony brudnoszarymi glonami. Dach był upstrzony odchodami mew. Z wody smętnie wystawały uliczne latarnie, pochylone niczym pijacy wracający z imprezy. Przebieg dróg można było rozszyfrować po słupach trakcji elektrycznej.
wwwwWagonik dojechał do pierwszego betonowego filara, zatrzęsło leciutko, gdy przetoczył się po wielkich stalowych kołach, po czym znowu gładko pomknął dalej.
wwwwKilkaset metrów po lewej stronie zauważyli dwa szklane biurowce. Niższe piętra ginęły w wodzie, a z wyższych wymontowano sporą część szklanych tafli okien. Przez powstałe w ten sposób otwory, przelewała się woda. Na dachach sterczały pokrzywione anteny. Chromowane elementy lśniły prawie tak, jak w nowych budynkach. Tylko beton nabrał brzydkiego, ciemnozielonego koloru.
Głos lektorki snuł mechaniczną opowieść:
wwww- Gdy oczywistym stało się, że nie jesteśmy w stanie ograniczyć efektu cieplarnianego, gdy zrozumieliśmy, że podwyższenie się poziomu wody w morzach i oceanach, jest tylko kwestią czasu, rząd naszego kraju doszedł do wniosku, że trzeba się przygotować do nadchodzącej katastrofy ekologicznej. Jednak po dokonaniu obliczeń okazało się, że nie będziemy w stanie uratować półwyspu. Koszty otoczenia go murem okazały się nierealne…
wwwwTomek spojrzał na niewielki kościółek sterczący samotnie na placu wielkości boiska piłkarskiego. Wieża zawaliła się pod swoim ciężarem, więc w tym miejscu widać było stertę gruzu, czarnego drewna i dachówek.
wwwwwwww- Czemu wkoło kościoła jest tak pusto? – zapytała Ania.
wwww- Tak już jest od kilku wieków na całym świecie, kochanie – zażartował.
wwwwJednak w chwili, gdy pod taflą falującej wody zobaczyli poprzewracane nagrobki, wszystko stało się jasne. Świątynia była otoczona cmentarzem. Większość płyt nagrobnych była wywrócona w jedną stronę, niczym gigantyczne domino. W kilku miejscach twardo sterczały zardzewiałe krzyże lub mocno przymocowane do podłoża, betonowe, zielone ciała aniołów i świętych w rozmodlonych pozach. Pozostawieni swojemu losowi odprawiali pacierze za mieszkańców podwodnego świata.
wwwwWagonik przejechał obok kolejnego filara. Metalowe koła zadzwoniły i gondola znowu spokojnie opuściła się niżej. Przejeżdżali nad osiedlem domków jednorodzinnych lub pensjonatów. Wszystkie były do siebie bardzo podobne, poustawiane w równych, lekko zakręcających w prawo rzędach, zalane do połowy.
wwww- Kolejka nasza sięga do około połowy półwyspu. Jeśli spojrzycie państwo w prawo, w kierunku brzegu, to przy dobrej pogodzie można zauważyć Wielki Wał, chroniący Trójmiasto przed wodą – wagonik zwolnił. Wszyscy odwrócili głowy. - Budowano go dwadzieścia trzy lata, korzystając z najnowszych japońskich i holenderskich technologii. Pochłonęło to olbrzymie pieniądze, ale bez niego straty byłyby znacznie większe. Całą jego wystającą z wody powierzchnię pokrywają ogniwa słoneczne, zapewniając energię do obsługi olbrzymich śluz i systemów pomp. Część mocy jest odzyskiwana przez turbiny.
wwwwMorze pod nimi było głębsze, kolor zmienił się na ciemniejszy i mogli wyłowić coraz mniej szczegółów. Tomkowi czasami wydawało się, że widzi przepływające ławice ryb. Pierwszy raz oglądał półwysep na własne oczy. Myślał, że zrobi to na nim większe wrażenie. Nawet czuł pewną satysfakcję. Matka natura wydarła nam bezpowrotnie kawałek lądu. Nie umiał w sobie wzbudzić współczucia dla ludzi, którzy musieli porzucić swoje ojcowizny.
wwwwPrzejeżdżali chyba nad jakimś parkiem. Konary wystawały ponad powierzchnię, wyschnięte, niczym po nalocie kolonii kormoranów.
wwwwDojechali do kolejnego filara kolejki. Słupy stały na wielkich betonowych cokołach, o które leniwie rozbijały się fale. Zauważyli na betonie kilka szarych kształtów. Stadko wylegujących się fok patrzyło w ich stronę. Największy osobnik podpełzł niezdarnie do krawędzi i otworzył pysk szczerząc zęby.
wwwwDalsza część podróży była podobna do poprzedniej, z tą różnicą, że było coraz głębiej. W końcu wagonik dojechał do końca.
wwww- Znajdujemy się przed ostatnim filarem naszej kolejki. Stąd możecie państwo zauważyć zatopione miasto Hel z niegdyś piękną latarnią morską.
wwwwW dali majaczył wysoki, czerwonawy budynek. Niedaleko, w okolicach centrum, stało kilka niezbyt dużych, szklanych wieżowców. W tak prestiżowym miejscu ich budowa musiała być koszmarnie droga. Teraz niszczały sobie spokojnie i nieubłaganie.
wwwwZawrócili i pomknęli z powrotem. Po drodze minęli dwa wagoniki jadące w przeciwnym kierunku. Turyści pomachali sobie przez szyby pokryte filtrami przeciwsłonecznymi i wrócili do oglądania martwego półwyspu.
wwwwPo chwili znowu stali na brzegu, zastawiając się, co robić dalej. Zimny i mokry wiatr przewiewał ubrania. Obsługa w czerwonych mundurach kręciła się pomiędzy turystami.
wwww- Może chodźmy znowu do tej knajpki na coś ciepłego i na miejscu zdecydujemy, co dalej – zaproponowała Ania.
wwww- Dobry pomysł – odpowiedział, obejmując ją w pasie. Przytuliła się do niego. Tak było cieplej. Tak było dobrze.
wwww- Niesamowite, jak wiele ciekawych miejsc możemy zwiedzić w naszym pięknym kraju – powiedziała zafascynowana.
wwww- No. I przybywa ich z roku na rok – przytaknął Tomek. – Wiesz co? Chciałbym w końcu zobaczyć Pustynię Warszawską.
wwww- Oj nie wiem – burknęła krzywiąc się. - Co wy, Ślązacy, macie takiego hopla na punkcie tej Warszawki.
2
Przyznam, że od początku nie za bardzo wiem kto, co i po co? Starasz się opisywać widoki, podając wszystko bardzo szczegółowo, a nie rozumiem, jaki kapitan, gdzie ich zaprosił, kto patrzy, załoga, czy bohaterowie. Strasznie to mętne i strasznie się męczę czytając.
Jeśli taki jest zamysł i zrozumiem później, to i tak uważam, że kiepsko się zaczęło. Przeciętny czytelnik po pierwszym fragmencie da sobie spokój.
Poza tym rozumiem, że to odniesienie do masowego grobu. Jednak nie udało Ci się mnie przekonać do tego, że tak się czuli.
No tak, później było lepiej. Początek niestrawny. W imię zachowania tajemnicy zamęczasz czytelnika. Później, sama podróż znacznie ciekawsza. Mimo wszystko uważam, że opisy przesadnie ubarwione, stosujesz za dużo porównań, często niezrozumiałych dla mnie.
Mam dziś szczęście do źle wykonanych dobrych pomysłów, bo ten jest dobry niewątpliwie. Jednak nim przebrnąłem przez początek byłem już nastawiony negatywnie do tego tekstu. Później było lepiej, ale nie na tyle, by zmienić moją opinię. Dobry pomysł, kiepskie, męczące wykonanie. Myślę, że można to z powodzeniem poprawić, bo warto.
Pozdrawiam.
Jeśli taki jest zamysł i zrozumiem później, to i tak uważam, że kiepsko się zaczęło. Przeciętny czytelnik po pierwszym fragmencie da sobie spokój.
Łazarz, to imię.padaPada pisze:poczuli ulgę łazarza
Poza tym rozumiem, że to odniesienie do masowego grobu. Jednak nie udało Ci się mnie przekonać do tego, że tak się czuli.
Koszty zawsze są realne, ale mogą być za wysokie.padaPada pisze:Koszty otoczenia go murem okazały się nierealne…
No tak, później było lepiej. Początek niestrawny. W imię zachowania tajemnicy zamęczasz czytelnika. Później, sama podróż znacznie ciekawsza. Mimo wszystko uważam, że opisy przesadnie ubarwione, stosujesz za dużo porównań, często niezrozumiałych dla mnie.
padaPada pisze:Konary wystawały ponad powierzchnię, wyschnięte, niczym po nalocie kolonii kormoranów.
padaPada pisze:Zajęli miejsca obok wielkich okien, szybko, niczym ziarenka grochu wrzucone do słoika o wypukłym denku.
Nie podobało mi się też powyższe zdanie. Później jeszcze raz nagrana przewodniczka mówi nam o obu nacjach, więc pewnie tu można to wyciąć.padaPada pisze:Zbudowany z żelbetonu oraz stali przez Holendrów i Japończyków, którzy nie mieli sobie równych w wydzieraniu ziemi wodzie.
Mam dziś szczęście do źle wykonanych dobrych pomysłów, bo ten jest dobry niewątpliwie. Jednak nim przebrnąłem przez początek byłem już nastawiony negatywnie do tego tekstu. Później było lepiej, ale nie na tyle, by zmienić moją opinię. Dobry pomysł, kiepskie, męczące wykonanie. Myślę, że można to z powodzeniem poprawić, bo warto.
Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński
3
Okularnik wrócił za bar
Wiadomo.Facet wrócił za bar
To już bym przerzucił do nowego akapitu - akcja przechodzi z barmana na jedzących gości.Facet wrócił za bar, włożył pieniądze do kasy i poszedł na zaplecze. Jedli powoli.
[1] - Na szczycie znajdowała się stacja (unikniesz aliteracji)[1]Na szczycie stała stacja wiszącej kolejki. W poczekalni było już kilka osób, [2]między innymi trójka emerytów z łodzi.
[2] - Wprowadzasz jakiś ludzi, których ty znasz - w tekście wcześniej ich nie było, więc dlaczego cofasz się do nieistniejącego wątku (między innymi trójka emerytów z łodzi).
Mały babolek. Tworząc w głowie czytelnika światełko, zrobiłeś je czerwone. Czyli, one jest czerwone. I Bach!... jest zielone. Światełko ma swoje źródło - warto od tego zacząć.Czerwone światełko nad bramkami w poczekalni zmieniło kolor na zielony,
Dotychczas świecąca na czerwono lampka nad bramkami w poczekalni zmieniła kolor na zielony,
Wycinam wtrącenie i otrzymuję takie zdanie: zajęli miejsca obok okien, niczym ziarenka grochu wrzucone do słoika? Gdzie tu logika?Zajęli miejsca obok wielkich okien, szybko, niczym ziarenka grochu wrzucone do słoika o wypukłym denku.
Chyba zrozumiałem, ale brakło mi tu malutkiego wyjaśnienia, że znad lądu przenieśli się nad morze...Wagonik ruszył, Tomek poczuł ucisk w żołądku, gdy poprzez prześwitujące dno kolejki zobaczył ziemię, która coraz bardziej oddalała się od kolejki. Prawie cały wagonik był przezroczysty. Mogli zobaczyć pod sobą fale rozbijające się o brzeg. Przed nimi z wody wynurzały się pierwsze budynki.
Logika. Jeśli kolejka jest wielojęzyczna, przeznaczona dla turystów, to poda nazwę kraju (np. Polska), jeśli jednak jest przeznaczona dla turystów wewnętrznych, czyli z kraju, nie poda w tym. Czyli masz dwie opcje:To pierwsze w tym kraju muzeum pokazujące skutki katastrofy ekologicznej, do jakiej doprowadziło globalne ocieplenie.
To pierwsze w kraju muzeum pokazujące skutki katastrofy ekologicznej, do jakiej doprowadziło globalne ocieplenie.
lub
To pierwsze w Polsce muzeum pokazujące skutki katastrofy ekologicznej, do jakiej doprowadziło globalne ocieplenie.
hahahaha!Głos lektorki snuł mechaniczną opowieść:
Mechaniczny głos lektorki snuł opowieść
wracając do kwestii kraju - widać, że kolejka jest tylko dla Polaków.rząd naszego kraju
W tekście ten zaimek jest nadużywany. Byłoza wyszła w wielu miejscach.więc w tym miejscu widać było stertę gruzu
Świątynia była otoczona cmentarzem. Większość płyt nagrobnych była wywrócona
znowu.Dalsza część podróży była podobna do poprzedniej, z tą różnicą, że było coraz głębiej.
Wizja twojej apokalipsy jest niby szara, lecz kolorowa. W świecie, w którym po zagładzie istnieją muzea, technologie (i to jakie!), wycieczki i uśmiechnięciu ludzie w barach, ciężko doszukać się tragedii, cierpienia i strachu. Wykreowana przez ciebie wizja haczy raczej o wielki kataklizm, który jedynie niesie znamiona zagłady. I tak też jest dobrze, bo w ciekawy, plastyczny sposób opisałeś zalane tereny - widziałem je a w połączeniu z rozwiązaniami (wyciągnięte okna, by budynek się nie przewrócił, np.) sprawiło to, że miałem te miasto przed oczami. I tyle dobrego, bo opowiadanko pozbawione akcji, snute w żółwim tempie i pozbawione bohaterów jest po prostu nieciekawe. A bohaterów porzuciłeś na dobre, gdy upiłeś się własną wizją. Wchodzą na ląd (gdzie robisz wielki skok w opisach - z morza na bar) i tam ich zostawiasz, żeby dopiero sięgnąć po Anię i Tomka gdzieś na końcu.
Stylowo nie jest źle - nauczyłem się ciebie czytać i pewnie przez to szło gładko (albo po prostu jest dobrze). Byłoza, jak wspomniałem szatkuje plastyczne zdania i wychodzi brzydko. Czasem coś pokrętnie zapisujesz, ale to kwestia kombinowania raczej, nie błędu.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.