Świat Ulronu

1
Smoliste obłoki wędrowały po kaszmirowym niebie, skręcały się i pęczniały, aby w końcu buchnąć jak żar w ognisku. Nie było wątpliwości, że było w tym coś magicznego. Ot któregoś dnia naturalny błękit nieba został zaburzony przez odcienie czerwieni i szarości, a chmury zaczęły wirować jakby tam u góry żyły swoim własnym, dziwnym życiem.
Badacze, a szczególnie wiecznie ciekawscy magowie, szukali przyczyny niepojętej anomalii. Widocznie znalezienie odpowiedzi nie było im pisane, bo po kilku dniach niebo zaczęło nagradzać planetę ponawiającymi się deszczami meteorytów.

***

Chłopak biegł. Tracił dech. Deptał po zgliszczach, po gigantycznej łące popiołów. Ziemia gorała. Buchała żarem i dymem. On sunął do przodu. Gdziekolwiek. Byle z dala od płonących pól i lasów.
Gdzieś z tyłu, z gardła doliny, dobył się krzyk. Nie chciał tam być. Cokolwiek to było - nie chciał tam być.
Ogień wyłaniał się zewsząd. Horyzont płonął. Wszystko się jarzyło. Chłopak gnał, potykając się o zwłoki. Sam. Tylko on i jego strach. Przerażający, paraliżujący lęk.
Dym dusił i piekł w oczy. Łzy cisnęły się przez powieki.
Młody wbiegł na pagórek. Pamiętał dobrze. Niedaleko stąd było miasto. Gród. Raptem za dwa kilometry. Z dużym murem i wieżami. I zamkiem. Tak! Na pewno pałacem! Przystanął... Teraz to wszystko przypominało jedno wielkie ognisko otoczone stertą kamieni.
Obrócił się w prawo i nadał biegu nowe tchnienie. Stracił nadzieję. Ale wola przetrwania jest silniejsza niż jakakolwiek nadzieja. Czmychnął pędem z góry. Znów gnał przed siebie. Mimo bólu. Mimo strachu.
Mijał las rozmaitych zwłok. Śmierć już ich odwiedziła. Teraz polowała tylko na niego. On postanowił robić jej na przekór.
Najdłużej jak będzie umiał...
Kiedyś był tu bór. Wiejska droga. Pole pszenicy. Karczma za miastem. Teraz przed oczyma chłopca rozpościerała się pustynia. Lecz zamiast piasku był popiół. Unosił się z ziemi. Kłębił w powietrzu. Młody się nim dusił.
Poczuł jak coś z hukiem runęło z nieba. Coś wielkiego. Coś, co trafiło w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stały ruiny miasta. Poczuł jak siła uderzenia tego czegoś przewala go na brzuch...
Gorąca ziemia przypalała mu policzek. Próbował wstać. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Ciało przeszywał ból. Zdawało mu się, że fala rozerwała jego kręgosłup. Czołgał się rękoma, walcząc o każdy centymetr.
Poddał się. Czekał aż udusi się pyłem. Aż spłonie. Aż porozrywają go wybuchy. Ludzka czaszka przyglądała mu się pustymi oczodołami. Teraz czuł się jednym z nich. Jednym z trupów.
W jego głowie wszystko się rozmywało w barwach popiołu i ognia. Zwalniało. Robiło się anemiczne, wolne. Ból ustawał pod wpływem sztucznego efektu hamującego czasu. Ziemia wydała mu się nawet przyjemna. Ciepła i miękka jak domowe łóżko. Nie chciał już iść. Nie miał po co. Ani dokąd. Gorejąca pustynia powoli przysypywała go swym pyłem. Nie sprzeciwiał się. Porzucił walkę. Dalszy bieg nie miał sensu...
- Wstawaj!
Poczuł jak ktoś wciąga go na plecy, nadając życiu nowego tempa. Przywracając sens dalszej wędrówki.
- Pójdziesz ze mną!
Chłopak spojrzał pytająco na przybysza. Jego liczne rany mieniły się na purpurowo. Wyglądał w sumie na wojownika. Nosił kolczugę. I miał miecz przy pasie. Nie pasował tylko brak hełmu. Jego długie, czarne włosy burzyły się na wietrze i wpadały teraz młodemu do oczu.
Nie miał pojęcia, gdzie nieznajomy chce go zanieść. Modlił się tylko w myślach, aby było tam bezpiecznie.
Wtedy jego klatkę piersiową przekuły przyjemnie chłodne błyski fioletowej magii. Zawirowały wokół chłopca i nieznajomego...
Chwilę później obaj zniknęli...

***

Stróż nocny wypuścił psy na dziedziniec. Mróz szczypał i w uszy, i w nogi. Facet stanął pod daszkiem pawilonu i wypalał papierosy jeden po drugim. Klął w duchu na wszystko po kolei. Szczególnie na kiepską robotę jaką są nocne obchody w środku zimy. Śnieg wirował w powietrzu. W połączeniu z blaskiem szkarłatnego księżyca wyglądało to jak gra białych i czerwonych światełek na chmurach.
To nie była zwyczajna noc. Wartownik doskonale o tym wiedział. Dostrzegał zło w czerwonym niebie. Było wyczuwalne w powietrzu.
W środku placu w kręgu piętnastu zdobionych kamieni coś zabłysło. Za chwilę znowu. A później zalśniło na dobre. Czworonogi natychmiast przyleciały i przyglądały się z ciekawością. Fioletowe światło rosło i rosło. Zaczęło niepokojąco drżeć. Zupełnie jakby za chwilę miało się wyrwać i w coś uderzyć. Wyrastało i potężniało, a później natychmiast zgasło.
W jego miejscu pojawił się mężczyzna, dźwigający chłopca na plecach. Psy podniosły głos. To ich pan wrócił.
Wojownik wyminął psiaki i wolnym krokiem ruszył w stronę pawilonu.
- Mało dyskretny ten koniec świata – mruknął do niego strażnik.
- Nie rozumiem. To w końcu koniec świata - odpowiedział, wkraczając pod daszek pawilonu.
- Bo widzisz, Aard, te krwiste niebo, deszcz meteorytów, trzęsienia ziemi, ogień i wulkany, które rosną nagle i wszędzie... To wszystko trochę, no, spektakularne. Spodziewałem się jednego wielkiego wybuchu i koniec.
- Ja też - odparł Aard. Po czym dodał z namysłem: - Chociaż efekt ten sam. Masowe zniszczenie.
Psy obskakiwały Aarda, aby powąchać, co przyniósł. Powarkiwały raz po raz na znak, że wyczuły nieznajomego, ale Aard uspokajał je energicznymi tupnięciami. Strażnik przyjrzał mu się z ciekawością.
- Chłopak? Shiva chyba nie będzie zadowolona, że przyniosłeś tu ocalałego.
- Sądzę, że nie będzie robiła problemów.
Położył młodego na ziemi i odgonił psy, a kiedy odeszły, wyciągnął bandaże i zajął się ranami chłopca.
- Moh - rzekł do towarzysza.
- No?
- Wezwij mi tu jakiegoś medyka. Chyba źle z nim.
Moh wyszedł spod pawilonu i pokazał strażnikowi na baszcie kilka znaków rękoma.
- Kto to właściwie jest? - zapytał.
- Nie wiem - odparł szczerze Aard. - Niesamowicie pragnął żyć. Nie wiem czemu, ale nie mogłem patrzeć, jak umiera.
Chłopak poruszył się niespokojnie.
- Nathan – wydusił, kaszląc.
- Huh?
- Jestem Nathan...

2
Na wstępie problemy z interpunkcją:
Yami pisze:Smoliste obłoki wędrowały po kaszmirowym niebie, skręcały się i pęczniały, aby w końcu buchnąć jak żar w ognisku.
Przecinek przed "jak" - zdanie jest wypowiedzeniem o charakterze złożonym
Yami pisze:Ot któregoś dnia naturalny błękit nieba został zaburzony przez odcienie czerwieni i szarości, a chmury zaczęły wirować jakby tam u góry żyły swoim własnym, dziwnym życiem.
Podobna sytuacja. Spójrz:

Ot, któregoś dnia naturalny błękit nieba został zaburzony przez odcienie czerwieni i szarości, a chmury zaczęły wirować, jakby tam u góry żyły swoim własnym, dziwnym życiem.
Yami pisze:Widocznie znalezienie odpowiedzi nie było im pisane, bo po kilku dniach niebo zaczęło nagradzać planetę ponawiającymi się deszczami meteorytów.
Niepotrzebne
Yami pisze:Horyzont płonął. Wszystko się jarzyło.
Niepotrzebne - płomienie bezpośrednio związane są się jarzeniem się pochłoniętych ogniem elementów
Yami pisze:Teraz polowała tylko na niego. On postanowił robić jej na przekór.
Zbędny zaimek

Teraz polowała tylko na niego. Postanowił robić jej na przekór.
Yami pisze:Lecz zamiast piasku był popiół. Unosił się z ziemi.
Zamiast pisaku dostrzegł unoszący się popiół.
Yami pisze:Poczuł jak coś z hukiem runęło z nieba.
Znowu obraz kulawej interpunkcji

Poczuł, jak coś z hukiem runęło z nieba.
Yami pisze:[1]Poczuł jak siła uderzenia tego czegoś przewala go na brzuch...
Gorąca ziemia przypalała [2]mu policzek. Próbował wstać. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Ciało przeszywał ból. Zdawało mu się, że fala rozerwała [3]jego kręgosłup. [4]Czołgał się rękoma, walcząc o każdy centymetr.
[1] Siła uderzenie przewróciła go na brzuch - chociaż i to, według mnie, jest z lekka naciągane
[2] ...jego
[3] Niepotrzebny zaimek
[4] Czołganie, to ruch całego ciała, nie tylko rąk
Yami pisze:W jego głowie wszystko się rozmywało w barwach popiołu i ognia. Zwalniało. Robiło się anemiczne, wolne.
Oba słowa znaczą to samo - pozbądź się któregoś z nich
Yami pisze:Ból ustawał pod wpływem sztucznego efektu hamującego czasu.
To zdanie jest niezrozumiałe, mało tego - brzmi, jak wyrwane z encyklopedii chorób psychicznych
Yami pisze:Jego liczne rany mieniły się na purpurowo. Wyglądał w sumie na wojownika.
Ostrożnie - nie możesz stosować takich wstawek
Yami pisze:- Bo widzisz, Aard, te krwiste niebo, deszcz meteorytów, trzęsienia ziemi, ogień i wulkany, które rosną nagle i wszędzie... To wszystko trochę, no, spektakularne. Spodziewałem się jednego wielkiego wybuchu i koniec.
Przypatrz się temu zapisowi:

- Bo widzisz, Aard, to krwiste niebo, deszcz meteorytów, trzęsienia ziemi, ogień i wulkany, które rosną nagle i wszędzie. To wszystko jest trochę, no... spektakularne. Spodziewałem się jednego wielkiego wybuchu i koniec.
Yami pisze:- Ja też - odparł Aard. Po czym dodał z namysłem: - Chociaż efekt ten sam. Masowe zniszczenie.
...efekt jest ten sam
Yami pisze:Psy obskakiwały Aarda, aby powąchać, co przyniósł.
Okropna jest ta konstrukcja, spróbuj to jakoś skorygować

Psy obwąchiwały zdobycz Aarda - w każdym razie coś tego pokroju


Kuleje interpunkcja, zdecydowanie - w pewnym momencie przestałem nawet liczyć potknięcia.

Narracja. Wybrałeś krótkie zdania, które - w moim odczuciu - sprawdziły się tylko we wstępnej fazie tekstu. W miarę zmierzania ku końcowi, zdania stawały się dłuższe - to dobry zabieg, ale zastosowany zbyt późno.

Schematyczność? Nie mogę powiedzieć na ten temat, nie mam czym podeprzeć swojej tezy - tekst jest zbyt krótki, żeby jednoznacznie ocenić jego powtarzalność.

Podobało mi się i nie podobało zarazem. W moim odczuciu brakuje czegoś gorącego, mocnego - mam nadzieję, że zobaczę to w kolejnych odsłonach. Dominacja emocji i zagadkowość - to jedyni towarzysze tego tekstu.

3
Joe pisze:Narracja. Wybrałeś krótkie zdania, które - w moim odczuciu - sprawdziły się tylko we wstępnej fazie tekstu. W miarę zmierzania ku końcowi, zdania stawały się dłuższe - to dobry zabieg, ale zastosowany zbyt późno.
Podobno krótkie zdania nadają tempa. :/

4
Nadają, ale z wysokim tempem niedobrze jest przesadzać - moim zdaniem początek jest jak najbardziej właściwy, natomiast to, co dzieje się później... Tam nie pasuje operowanie krótkimi zdaniami

5
Skupmy się na chwilę na pierwszym fragmencie.
Przesadziłeś z ilością kolorów. Ja jako prawdziwy mężczyzna znający tylko podstawową paletę kolorów się pogubiłem. Nie liczę nawet ilości kolorów, bo pewnie wyjdę na ignoranta i policzę jakiś dwa razy. Może to nie jest błąd, ale w moich oczach wprowadza lekki zamęt w tekst.
Następną rzeczą, która się rzuca w oczy jest brak związku przyczynowo skutkowego, który próbujesz przemycić w podanym fragmencie.
Badacze, a szczególnie wiecznie ciekawscy magowie, szukali przyczyny niepojętej anomalii. Widocznie znalezienie odpowiedzi nie było im pisane, bo po kilku dniach niebo zaczęło nagradzać planetę ponawiającymi się deszczami meteorytów
Nie widzę tutaj takiego połączenia między tym, że badacze nie mieli okazji dowiedzieć się czym była spowodowana anomalia a deszczem meteorytów. Nie trafia do mnie to wytłumaczenie.
Smoliste obłoki wędrowały po kaszmirowym niebie, skręcały się i pęczniały, aby w końcu buchnąć jak żar w ognisku. Nie było wątpliwości, że było w tym coś magicznego
Tutaj musisz mi wybaczyć, ale mam wątpliwości. Nie jestem człowiekiem wierzącym innym na słowo. Powinno wynikać z tekstu, że było to zasługą magi a nie ze słó narratora, które można zawsze podważyć lub po prostu nie uwierzyć. Zadaj sobie pytanie: "Wierzyć w te słowa? Na jakiej podstawie?". To wystarczy.
I wkradają się powtórzenia. Słowo "niebo" powtarza się tutaj trzy razy, a to źle wróży.
Chłopak gnał, potykając się o zwłoki. Sam. Tylko on i jego strach. Przerażający, paraliżujący lęk.

To potykał się o te zwłoki sam czy wraz ze strachem?

Czekaj...
<czyta jeszcze raz początek>
Przed czym on ucieka? Biegł po zgliszczach, czyli terenach gdzie ogień już był, wypalił wszystko i "poszedł" dalej. Przed czym więc ucieka? Wola przetrwania? Przetrwa na terenie gdzie ogień już przeszedł nie szukając nowego gdzie go jeszcze nie było.
Logiki w tym nie widzę.
Wyglądał w sumie na wojownika.
W sumie? Podsumowujesz nie podawszy wpierw elementów? A tak serio to nie przystoi takie sformułowanie.

Imię Aard pojawia się trochę za często nawet jeśli wziąć pod uwagę tylko narrację.

Nie przypadło mi opowiadanie do gustu. Zwłaszcza, że nie widzę celu w wielu ukazanych w nim elementach.
Poćwicz trochę logikę poczynań bohaterów i wypowiedzi narratora.
Nie pozwól żeby zbyt wiele potocznego języka wkradało ci się do tekstu.
Dużo pisz i ćwicz.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”