Miłość Rosemary [opowiadanie]

1
Rozdział 1.

Rosemary otworzyła zaspane oczy i niemal natychmiast zacisnęła je z powrotem. Przez duże okno umieszczone naprzeciw jej łóżka wpadały pierwsze promienie słoneczne i boleśnie kuły w twarz.
- Jezus Maria... - mruknęła przez zaciśnięte zęby sama do siebie.
- Nie wzywaj Pana Boga nadaremno, Rose! - zganiła siostrę 7-letnia Ella, czytająca właśnie książkę przy starym, zrobionym przez ojca w dobrych czasach biurku.
Rosemary wywróciła oczami. Nie rozumiała zapału dziewczynki do nauki katechizmu i wszelkich praw Bożych wpajanych jej przez babkę. Dobrze przynajmniej, że Rose nie chcieli przepuścić przez tę maszynę, która nagle robiła ze zwyczajnych ludzi porządnych wyznawców wiary chrześcijańskiej.
Tak naprawdę tylko babka interesowała się ich wychowaniem religijnym. Ojciec był zbyt zajęty piciem, a matka zbyt się bała, by cokolwiek powiedzieć.
Rose nagle otrzeźwiała i podejrzliwie łypnęła na siostrę.
- Dlaczego nie jesteś w szkole?
- Bo jestem tutaj – odparła Ella z szelmowskim uśmiechem. - Spokojnie Rose, przecież dzisiaj sobota. Super, co?
- Super... - potwierdziła bez zapału siostra, ziewając przeciągle. - Która godzina?
- Dziesiąta zero pięć – odpowiedziała Ella, zerkając na swój zegarek. - I sześć sekund... Siedem... Osiem... Dziewięć...
- W porządku, w porządku! - Rose z uśmiechem podniosła dłonie na znak obrony. - Wierzę ci.
Ella wyszczerzyła przyjaźnie zęby i z powrotem zatopiła wzrok w lekturze.
- Gdzie rodzice? - zainteresowała się Rosemary wstając z łóżka.
- Mama z babką poszły do pani Murg.
- Kogo? - zdziwiła się Rose.
7-latka wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, to chyba ta nowa pani, która się wczoraj wprowadziła – wysnuła przypuszczenia.
- Może.
Rose uśmiechnęła się jeszcze do siostry, po czym chwyciła wiszącą na wieszaku sukienkę i wyszła z pokoju. Skierowała się do łazienki – starej, niemal już kompletnie pozbawionej kafelków i zimnej. Ale wyboru nie było – w życiu nie zgodziłaby się ubierać przy Elli. Kochała ją, ale nigdy nie chciała dzielić z nią pokoju. Niestety ich dom był mały – były w nim trzy sypialnie, maleńki salonik połączony z jadalnią i miniaturowa kuchnia. Dopóki babka mieszkała oddzielnie, wszyscy byli zadowoleni. Ale potem dziadek zmarł, babka pogrążyła się w depresji, a matka zdecydowała się przyjąć ją pod swój dach. Rok później ojciec zaczął pić, a matka przypieczętowała ten fakt milczeniem. Od tego czasu odzywała się tylko sporadycznie, najczęściej do ledwo znanych osób, jakby ich się nie wstydziła. Z ojcem w ogóle nie rozpoczynała nawet konwersacji. Wręcz przeciwnie – unikała go, jak tylko mogła.
- Rose?
Ciepły głos Sol wyrwał dziewczynę z zamyślenia. Przyjaciółka wparowała do łazienki i od razu zasypała Rose gradem pytań.
- I jak było wczoraj? Rozmawialiście? O Boże, całowaliście się?!
Rosemary parsknęła śmiechem.
- Chodź do pokoju, to ci wszystko opowiem – obiecała.
Sol kiwnęła głową starając się wyglądać na opanowaną, ale w jej oczach było widać podekscytowanie. Taka była od lat dziecięcych – urodzona optymistka, cieszyło ją wszystko, ale najbardziej szczęście przyjaciół.
- I? I? No mów! - ponagliła, kiedy usiadły na sofie w małym salonie.
- Cóż... - zająknęła się Rose. - Nie działo się nic wielkiego. Porozmawialiśmy... Byłam u niego w domu... Ma bardzo ładny pokój, wiesz? Taki... mroczny.
- On cały jest mroczny – uśmiechnęła się Sol.
- Vince? Chyba żartujesz.
Sol wzruszyła ramionami.
- Te gangsterskie kurtki... - zaczęła, ale przerwał jej wybuch śmiechu Rosemary. - No co?
Rose pokiwała głową z niedowierzaniem.
- Nie mów, że wierzysz w te plotki!
- Nie wierzę...- zaprotestowała Sol. - Po prostu... Wygląda na niebezpiecznego. Wiesz w co się pakujesz?
- Pewnie, że wiem. Doskonale go wczoraj poznałam.
- Skoro tak...
Rose z niepokojem odnotowała w myślach, że Sol nie wygląda na przekonaną. Chyba nie zamierzała próbować zniszczyć tę miłość? „Miłość?” - Rose dziwiła się sama sobie. „Czy to możliwe, żeby to wreszcie była... miłość?”
- Pocałował cię? - spytała Sol, bacznie przyglądając się przyjaciółce.
- Tak. Dwa razy – uśmiechnęła się Rose. - Super, co?
Nagle uświadomiła sobie, że zachowuje się teraz dokładnie jak Ella rano. „Przerażające”
- Rose... - Sol w zamyśleniu podrapała się w czoło. - Jak by ci to... Dopiero go poznałaś! No i krąży o nim tyle legend, że któraś musi być prawdziwa...
- Przecież go znasz.
- W tym rzecz, że nie znam. I ty też nie – odparła Sol, a w jej szarych oczach czaił się smutek. - Przepraszam że tak cię gaszę, ale nie można pakować się w związek z kimś, kogo się nie zna.
- Ale ja go znam! - warknęła Rose, a kiedy usłyszała sama siebie, momentalnie na jej twarz wypłynął rumieniec. - Przepraszam, Sol. Po prostu... jestem zakochana.
Sol nie odpowiedziała. Zamiast tego wpatrywała się w okno, za którym właśnie rozgrywała się się przedziwna scena. Mężczyzna w czarnej, skórzanej kurtce krzyczał na drugiego, przerażonego. Po chwili podszedł i uderzył go w twarz.
- Rose...? Czy to jest Vin... Boże, Rose! On ma broń!

Co myślicie?

2
Gosha pisze:boleśnie kuły w twarz.
Domyślam się, że chodziło o uniknięcie powtórzenia "oczu". Nie wyszło dobrze. Lepszym zabiegiem byłoby chyba napisanie na samym początku że nie otworzyła oczu, tylko uniosła powieki. A promienie mogły kłuć w oczy. Chociaż to i tak brzmi dość dziwnie. Raziły, po prostu.
Gosha pisze:Ojciec był zbyt zajęty piciem, a matka zbyt się bała, by cokolwiek powiedzieć.
Powtórzenie.
Gosha pisze:7-letnia
Siedmioletnia. Słownie.
Gosha pisze:Sol kiwnęła głową starając się wyglądać na opanowaną
Skoro wparowała do domu i od razu zasypała koleżankę gradem pytań, to raczej z tym staraniem się być opanowaną u niej kiepsko.

Za dużo "Rose" i "Sol". Zastępuj to jakoś.

Kurczę. Końcówka naprawdę mnie zaskoczyła. Najpierw czytałem nawet ochoczo, bo dialog sióstr wyszedł zgrabnie i dało się wczuć. Potem trochę zacząłem się nudzić rozmową przyjaciółek, ale narracja przypadła mi do gustu i w gruncie rzeczy nie było tak źle. Ale i tak musiałem oprzeć głowę na ręce, trochę nudą powiało. I końcówka, ostatnie zdanie sprawiło, że się poderwałem. Piszę, póki jestem pod wrażeniem: tak, podobało mi się.

3
zganiła siostrę 7-letnia Ella, czytająca właśnie książkę przy starym, zrobionym przez ojca w dobrych czasach biurku.
Umieszczaj podmiot z przodu.

zganiła siostrę siedmioletnia Ella, czytająca właśnie książkę przy starym biurku, zrobionym przez ojca w dobrych czasach.
Teraz widać, że zdanie jest koślawe... Dodajemy zaimek osobowy:
zganiła siostrę siedmioletnia Ella, która właśnie czytała książkę przy starym biurku, zrobionym przez ojca w dobrych czasach.
Ojciec był zbyt zajęty piciem, a matka zbyt się bała, by cokolwiek powiedzieć.
Tutaj mi coś nie gra. Matka czego się bała? Nie wynika to ze zdania. Ojca? Jeśli tak, to co powiedzieć i komu? Nie ma to logiki (wyszedł ci skrót, który ma zbyt dużo rozwiązań).
- Dziesiąta zero pięć – odpowiedziała Ella, zerkając na swój zegarek. - I sześć sekund... Siedem... Osiem... Dziewięć...
- W porządku, w porządku! - Rose z uśmiechem podniosła dłonie na znak obrony. - Wierzę ci.
Całkiem wprawne, ale zobacz na drobna zmianę przyspieszającą akcję:
Ella zerknęła na zegarek:
- Dziesiąta zero pięć i sześć sekund... siedem... osiem... dziewięć...
- W porządku, w porządku! - Rose z uśmiechem podniosła dłonie na znak obrony. - Wierzę ci.


Narrację wyjąłem na pierwszy plan - pokazując, że zerknęła na zegarek a później jednym ciągiem przekazałem to, co mówi (i jak).
Z ojcem w ogóle nie rozpoczynała nawet konwersacji. Wręcz przeciwnie – unikała go, jak tylko mogła.
Mała zmiana - bo wychodzi powtórka (nieudana) tej samej informacji:
Z ojcem w ogóle nie rozpoczynała nawet konwersacji. Unikała go, jak tylko mogła.
Wiesz w co się pakujesz?
Wiesz, w co się pakujesz?


Zważywszy na twój wiek - to piszesz dobrze. Nie mniej ganić będę każdego, kto nadużywa zaimków. Ciebie też.

Zacznij pracować nad czyszczeniem zdań z zaimków, skup się na przecinkach (minimalnie - tak, żeby te podstawy opanować). Narracje poprowadziłaś konsekwentnie: prowadzisz czytelnika przez etap wstawania, opisując wszystko zgodnie z kolejnością. Jest logicznie. Do tego dialogi - no cóż, jesteś nastolatką, więc są nastoletnie i tutaj to dobrze wypada. Postaci są wiarygodne. Zakończenie opowiadania jest "jak grzmot" ale w rurze. Ot tak, wprowadziłaś Vinca z bronią - strasznie oklepany chwyt, żeby nie powiedzieć, straszny.

Co mnie zaciekawiło, to tło dla akcji. Dom, babka, ojciec i zmarły dziadek - przedstawiłaś to bardzo zdawkowo, wręcz tajemniczo, ale ten podkład pozwolił mi ujrzeć Rosemary w całkiem innym świetle, zgoła odmiennym niż zwyczajną młodą kobietę. Nie wiem, czy zabieg jest celowy czy nie - ale wiem, że wyszedł.

Trochę tam rzeczy tak kuleje, ale ogólnie czytało się bardzo dobrze. No i ciekawie.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Gosha pisze:kuły
kłuły - błąd ortograficzny.

Ostatnio Cię skrytykowałem, teraz będzie łagodniej :)

Minusy - zakończenie rozdziału. Vin wyskoczył tak nagle z tym swoim pistoletem, że miałem wrażenie, że na siłę chciałaś skończyć efektownie, a wyszło troszkę naiwnie.

Plusy - fajne dialogi. Nawet nie zgodzę się z Martim, że należało przyspieszać akcję z zegarkiem. Mnie podobało się to podanie godziny i minuty potem krótka pauza na Twoją wstawkę, a po chwili (po genialnym pomyśle siedmiolatki, żeby troszkę popsuć siostrze humor) mała zaczyna strzelać sekundami. Teraz będę się zgadzał z Martim... Opis rodziny dziewczyny - wystarczający. Dokładnie tyle ile potrzebowałem. Więcej i tak bym nie zapamiętał, a tylko się zmęczył.
Pocieszę Cię, że jak czytałem swoje teksty pisane 22 lata temu, to Twoje są lepsze technicznie. Popracuj jeszcze nad treścią, bo tu na razie mam fragment pokazujący jedynie jakie masz możliwości. Są niezłe.
W poprzednim tekście nie udało mi się złapać sensu, poznać bohaterów. Tu jest lepiej, ale nadal brakuje mi opowieści. Mam nadzieję przeczytać ciąg dalszy.

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”