Przekleństwa. +18
Miała wyjść krótka notka opisującą dość skomplikowanego bohatera, a w kilkadziesiąt minut zrobił się z tego pełnoprawny fragment. Docelowo powinno być 1/3 tego pewnie, ale pomyślałem, że coś by wrzucić wypadało, więc wrzucam.
Punkt Odcięcia
WWWLampka na pulpicie centralki ożyła, pulsując groźną czerwienią. Zdenerwowała się. Zawsze tak się działo, gdy dzwonili do niej z biura szefa ONZ. Za każdym razem wydawało jej się, ze odbierze i usłyszy równie miły, co fałszywy głos przełożonego, który jak zwykle zacznie wypytywać o dzieci, o męża (jakby nie mógł zapamiętać, że są w separacji). Będzie odpowiadała równie miłym, ale drżącym ze zdenerwowania głosem, wyobrażając sobie tańczącą na scenie marionetkę, do której sznurków ktoś przystawił ostre nożyce, grożące odcięciem od nadającego jej życiu sensu krzyżaka. A potem ton jej przełożonego zmieni się nagle, z miłego na jeszcze bardziej milszy. Nożyce zaś zatrzasną się, podcinając sznurki, gdy używając dziesiątek słów powie coś, co można by ująć w zaledwie dwa – Projekt Zamknięty.
WWWPrzypomniała sobie dzień – miała wtedy dwanaście lat. Siedziała na strychu w domu swojego ojca - jak zwykle, gdy uciekała od dręczących ją koszmarów. Nikt oprócz niej tam nie zaglądał, i przez lata miejsce to zaszło specyficzną wonią kurzu, drewna i starych gazet, upakowanych skrzętnie w porosłe pajęczynami, kartonowe pudła. Zapachem, który kojarzył jej się z samotnością, ale też ze spokojem, którego tak bardzo pragnęła.
WWWNie sprzątała tam. Lubiła to miejsce, takim, jakie było. Przypominało jej czasy, gdy była młodsza. „To w tym właśnie miejscu, mama czytała mi bajki”. To w tym miejscu uszyła jej dwie, małe kukiełki. Jedyna rzecz, jaka po niej została. „Tylko, dlatego, że ON o nich nie wie”.
WWWTego jednak dnia, gdy miała już dwanaście lat, bawiła się właśnie owymi kukiełkami. Klęczała wśród pudełek, przed dużym słojem, pośród kojącej zmysły ciszy, przerywanej, co jakiś czas szumem wiatru, skrzypieniem drewnianej podłogi i pogrywaniem świerszczy.
WWWLaleczki były dwie Sally i Joe (pamięta do tej pory, jak przy salwach śmiechu wymyślały dla nich z mamą imiona).
WWWTen dzień miał być wyjątkowy. Własnoręcznie uszyła im ubranka – Joe otrzymał zrobiony ze starych, poprutych spodni, elegancki garnitur, natomiast Sally pozlepiane ze sobą kawałki odciętej firanki, które na tą jedną, wyjątkową chwilę, stały się najpiękniejszą na świecie suknią ślubną. „Będę taką kiedyś mieć”.
WWWGdzieś na dole, z dziwnym pojękiwaniem, otworzyły się drzwi. Gdyby Maggie nie była tak bardzo pochłoniętą tym, co działo się teraz przy ołtarzu, z pewnością podskoczyłaby na równe nogi. Zastanowiłaby się następnie, z przenikliwością, jaką może mieć tylko dziesięcioletnia, uczestnicząca w ceremonii zaślubin dziewczynka, dlaczego drzwi – wcale nie takie stare, zajęczały tak przeraźliwie - wręcz ostrzegawczo. Gdyby pan młody nie zakładał właśnie obrączki na rękę swojej wybranki, (którą w wyobraźni Maggi była zawsze ona sama, chodź wpojone jej przez ojca zasady - „jesteś moja i zawsze moja będziesz” - nie pozwalały jej tego przyznać), Maggy zorientowałaby się, że to ojciec wrócił wcześniej z baru. Gdyby tak się stało, schowałaby szybko lalki (Koniecznie! Tata nie może się o nich dowiedzieć!), najciszej jak potrafi zbiegła po schodach, przebrała w spraną, przyciasną pidżamkę, położyła do łóżka i udawała, że od dawna grzecznie śpi.
WWWDlaczego tak się nie stało? To nie miało już żadnego znaczenia. Liczyło się tylko, że ojciec jak zwykle zatrzaśnie za sobą drzwi (Bum! Trzask, którego Maggi nie usłyszała), wybełkocze coś i pójdzie sprawdzić czy jego ukochana córka jest w łóżku. Jeśli śpi – dobrze. Odkąd się urodziło i usłyszał ten pieprzony, donośny płacz, sen dziecka zawsze kojarzył mu się ze spokojem. Śpi. Nie będzie jej budził. Zawlecze się do lodówki po kolejnego sześciopaka, wyciągnie penthouse’a i masturbując się, dorzuci do niego kolejną łuskowatą plamę. Później zalegnie na fotelu z lepiącym się do kałduna pismem.
WWWTego dnia łóżko było jednak puste. Nie wiadomo czy bardziej zdenerwowało go to, że będzie musiał przykryć się nienagrzaną pościelą, czy to, że JEGO córka, nie posłuchała JEGO rozkazów. „Przecież zawsze była taka dobra. Zawsze robiła, to, o co ją prosiłem? Co więc się stało? Co się z nią dzisiaj stało?” – pomyślał, ciesząc się w swoim przeżartym robakami i tchórzliwym wnętrzu, które na tą chwilę wydawało mu się czyste i oszlifowane jak jego gładkolufowa strzelba, o którą zawsze tak bardzo się troszczył.
„Teraz zatroszczę się, i o ciebie” – wybełkotał i sapiąc z podniecenia zaczął zdejmować gruby, skórzany pas, z pozłacaną wypukłą sprzączką, która dla Maggi stała się przez lata symbolem bólu – dla niego z kolei, była apoteozą podniet Popatrzył na niego z sadystyczną fascynacją, a potem strzelił na próbę. Uwielbiał ten odgłos, od zawsze kojarzył mu się z tym, do czego według niego został stworzony mężczyzna.
WWWNa pięknym, lśniącym od złota, wykładanym perłami kobiercu, Joe, drżącymi rękami zakładał swojej wybrance pierścionek. Trzask! Coś uderzyło w rękę. Pierścionek wyleciał i potoczył się do rynsztoka.
WWWMaggie podskoczyła przerażona, przewracając duży słój, który do tej pory był ślubnym kobiercem. Zaciskała do bólu szczękę, gdy hałasując, toczył się on po drewnianej podłodze. Czy usłyszała TEN dźwięk? „Nie. Nie możliwe. Za wcześnie.” - Serce załomotało w piersi, zatrzymało się, powodując nagły zawrót głowy. Za chwilę galopowało już jak oszalałe, jednak nie równo, panicznie, jak raniona sarna, która próbując uciec swojemu prześladowcy, potyka się o wyrastające z mchu korzenie, zostawiając na nich krwawe ślady. Jeśli ona była sarną, to słój musiał być śladami jej krwi. Krwi, która doprowadzi zabójcę do swojej ofiary.
WWWWiedziała, że powinna biec, ale nie mogła zrobić kroku. Stała jak sparaliżowana, ściskając w rękach wypełnione pierzem marionetki. Puchowa zawartość przesunęła się do główek i wypchnęła przerażająco oczy. Jeśli byłyby to oczy człowieka, a zamiast puchu, płynęłaby w nich krew, białka zaszłyby teraz przypominającymi krwiste rzeki, czerwonymi żyłkami, z których wylałyby się fioletowo-czerwone jeziora. Ciśnienie zbyt duże. Tama puściła. Gdyby laleczki (wyglądające teraz bardziej jak kukiełki z posępnego horroru, niźli para młoda) mogły mówić, powiedziałyby jej zapewne: „Nie ściskaj nas tak mocno. Dusimy się”. Powiedziałyby też: „Uciekaj! Schowaj się! Biegnij tam, gdzie cię nie znajdzie! Nie stój tak! Rzuć nas, zostaw tutaj, a sama uciekaj! Ucie...”.
WWWByło jednak zupełnie cicho, nie licząc pajęczyny i miotającego się w niej spazmatycznie motyla. Utkana przez zbliżającego się zabójcę pułapka, drżała od trzepotu wątłego, kolorowego skrzydełka (drugie, drgało tylko, przylepione na całej powierzchni) i wydawać by się mogło, że pająk lada chwila powinien z niej zostać zrzucony.
WWWMaggie spojrzała scenę śmierci. Zobaczyła pewnego siebie, idącego po swoją ofiarę zabójcę. Nie mógł spaść, nie mógł zostać zrzucony. To był jego dom, jego przestrzeń, jego teren łowiecki. Czuł się w nim panem i wszystko, co tutaj było jego własnością. Oczy Maggie zaszły łzami, gdyż z jakichś przyczyn złapany w sidła motyl, wydał jej się wyjątkowo bliski. Chciała się ruszyć, uratować go. Nie była jednak w stanie, wykonać ani kroku.
WWWOdgłos trzepotania, (który z jakichś przyczyn, przypominał Maggie szybki i krótki oddech umierającego człowieka) wzmógł się na silę, jakby ofiara do końca miała nadzieję i ostatnimi siłami próbowała się wyrwać z tej śmiercionośnej pułapki. Po chwili jednak, trzepotanie ustało i zmieniło się w martwą ciszę. Ciszę, która przemieniła się następnie, w dźwięk, który Maggi wydawał się jeszcze gorszy i jeszcze bardziej przerażający. Gorszy od umierającego motyla, gorszy nawet od ostatnich, urwanych westchnień konającego człowieka. Dudnienie JEGO kroków i skrzypienie prowadzących na poddasze schodów. Z każdym szybkim oddechem Maggi, przybierało na sile. Pająk się zbliża.
WWWMaggie przytuliła kukiełki do piersi, jakby chciała je ukryć przed tym, co ma nadejść.
WWWBól przyszedł od kręgosłupa, rozchodząc się do najdalszych zakamarków ciała. Ciężki pas ciął powietrze i uderzył dziewczynę w plecy ostrym szpikulcem sprzączki.
WWWNie płakała. Nie bała się już nawet ojca, bądź tego, co miało nadejść. Znała to zbyt dobrze. Zbyt wiele razy przebywała już tą drogę. Sama, jedynie z własnym, powiększającym się bagażem bólu i upodlenia. Wiedziała, że z każdym uderzeniem ból będzie mniejszy, przynajmniej ten fizyczny. Z tym, który czuła w głowie, tam, gdzie nie sięgał pejcz ojca, było jednak odwrotnie. Z początku wydawało jej się, że będzie jak z jazdą samochodem. Droga, którą się znało i przebywało kolejny raz, wydawała się zawsze krótsza – o ile nie była wyboista i pełna niebezpieczeństw. Maggie pomyślała, że taka właśnie musi być ta, którą ona stąpa. Pełna ostrych i twardych przedmiotów, które ojciec w szale wściekłości rzucał pod jej nogi. Albo bardziej dosłownie, uderzał ją nimi i wkładał do środka. Trzask! Pejcz strzelił w tył głowy, zawinął się na policzku, a końcówka cięła wargę.
WWWSyknęła z bólu, a Joe i Sally upadły na podłogę. „Nie…” – pomyślała ze zgrozą, widząc, że ojciec odkrył jej sekret.
- Co do kurwy? Pocięłaś swoje nowe spodnie? – Trzask! Powietrze zaświszczało, ale wściekły ojciec, nie był w stanie właściwie wymierzyć.
WWWMaggie kalecząc ręce, rzuciła się na drewniane deski i pochwyciła Sally. Joego nie zdążyła. Duże, włochate łapsko ojca dopadło go pierwsze. Skuliła się, tuląc do siebie Sally.
- Jesteś niedorozwinięta! Tak jak twoja matka! – Słyszała jego krzyki przerywane darciem materiału. Widocznie z wściekłości nie był wstanie robić dwóch rzeczy na raz.
WWWDo podobnych wyzwisk była już przyzwyczajona, jednak dźwięk rwanego materiału, dźwięk uśmiercania Joego, był czymś innym. Wwiercał się jej myśli. Dostał się tam, gdzie pejcz nie był wstanie. Zaczęła cicho łkać, widząc przez łzy, jak płatki pierza upadają na podłogę. Jak z Joego uchodzi życie.
WWWPo chwili usłyszała, jak ojciec rzuca w nią pasem. Nie trafił. Żałowała, może gdyby wcelował, straciłaby przytomność? Usłyszała zamek rozporka. Poczuła jak zimne, włochate ręce łapią ją za nogi i przyciągają do siebie. Potem jedna z nich uderza w obolałą szyję. Musiała wypuścić lalkę, żeby podtrzymać się i nie upaść twarzą na deski. Po chwili przygniatała ją do podłogi, delikatnymi, dopiero kiełkującymi piersiami. Zamknęła powieki i przez krótką chwilę wydawało jej się, że słyszy głos Sally. Głośny, wyraźny, dodający otuchy. „Otwórz oczy! Zobacz, co zrobił Joemu! Musisz go ratować! Nie pozwól, żeby nas skrzywdził”. Poczuła popychające do przodu uderzenie ojca. Tym razem nie był to pas, ale bolało jeszcze bardziej.
WWWPrzypomniała sobie motyla. Bezradnego, miotającego się w pułapce. Pomny swojego końca, ciągle próbował walczyć. Otworzyła oczy, popatrzyła w stronę pająka. Kończył właśnie konsumować swoją ofiarę. Spojrzała na motyla. Na wyprutego Joego i na znajdującą się tuż przy jej twarzy Sally. Z jakichś przyczyn pomyślała, że nie jest teraz sama. Że oni, dzielą z nią ból. Że dają jej siłę.
- Stare – powiedziała cicho, jednak wystarczająco dosadnie, żeby zdekoncentrować ojca.
- Co powiedziałaś? – wydyszał. Był wściekły, że ośmieliła się teraz odezwać.
- Te spodnie. Były stare. Mama dała mi je pięć lat temu. W dniu, w którym ją zabiłeś.
- Co do…? – klęczącego mężczyznę, zamurowało. Całe podniecenie odeszło nagle w zapomnienie. Po raz pierwszy przedmiot przed nim, odważył się odezwać. Przeraziło go to. Przez chwilę czuł się jak wtedy, gdy szef po raz kolejny wydzierał się na niego, zupełnie bezpodstawnie: „Skurwysyn musi się na kimś wyładować”. Gdy jego sąsiad, ten pieprzony skurwiel, podjeżdża swoim nowym mustangiem wraz z żoną, wysiada i woła: „Hej Bill! Co tam słychać?”. Ale on wie, że na pewno śmieją się wtedy z niego, z jego samochodu, z tego, że nie umiał utrzymać w ryzach żony i z tego, że ma popieprzoną córkę. „Co słychać? Chcesz wiedzieć, co słychać? Gówno!” – odpowiada im wtedy w myśli, bo tylko na tyle może sobie pozwolić. „Ale kiedyś wam jeszcze pokaże! Skurwysyny!. „Skończycie jak ona!” – krzyknął i spojrzał w stronę otwartego okna, przerażony tym, że mogli go usłyszeć.
WWWMaggi ryknęła czymś, co powinno być krzykiem wściekłości, w ustach dziecka brzmiało jednak jak przeraźliwe szlochanie. Obróciła się i korzystając z zamyślenia ojca, uderzyła go w krocze. Zobaczyła jak kuli się z bólu i przeszedł przez nią dreszcz wyrzutów sumienia. „Zrobiłam mu krzywdę? Boże nie” – chciała do niego podejść. „Tatusiu przepraszam”, ale w jej głowie znów zabrzęczał ostrzegawczy głos Sally. „Uciekaj! Ratuj Joego i Uciekaj!”.
WWWWstała i podbiegła w kierunku marionetki. Zabrała ją, a potem z wściekłością rozdeptała pająka. „A masz!” – krzyczała, depcząc jego pajęczynę. „Nikogo już nie skrzywdzisz! Nikogo!”
-Ty jebana suko! – usłyszała głos.
WWWOdwróciła się w stronę ojca. Podniósł się i patrząc pałającymi nienawiścią oczami, szedł w jej kierunku. Alkohol i bolące krocze sprawiły, że chwiał się na nogach i Maggie miała wrażenie, że upadnie. Znowu wyrzuty sumienia i znowu głos Sally: „Uciekaj! Omiń go! Uciekaj!”. „Dobrze Sally…” - znowu jej posłuchała.
WWWOtrząsnął się z bólu, ale nadal był otępiony. Widział jak dzieciak się wacha („Dobrze. Może zmądrzała, ale to i tak nie ma już znaczenia”), a potem obiega go i pędzi do schodów. Zamachnął się i ciężki but uderzył z trzaskiem w piszczel dziecka. Patrzył z fascynacją, jak upada i przez chwile wiję się we własnej krwi.
- Jeszcze ci mało? – krzyknął gardłowo, widząc jak podnosi się na czworaka i zaczyna pełzać w kierunku wyjścia.
WWWPrzypomniał sobie, gdy złapał kiedyś żuka. Oderwał mu jedną nóżkę i puścił wolno. Gdy ten uciekał w panice, stawiał przed nim szklankę. Opętany potrzebą ucieczki insekt, jak gdyby nigdy nic uderzał o szklany przedmiot, a potem omijał i nadal biegł w tym samym kierunku. Gdy był już blisko szpary, w którą mógł się schować, łapał go do środka i przesuwał do tyłu. Z jakiejś przyczyny, strasznie go to rozbawiło. „Ha-ha-ha. Co za głupie stworzenie! Ha-ha-ha. Wciąż idzie przed siebie! Ha-ha-ha. Myśli, że pozwolę mu uciec?”
WWWStojąc teraz i patrząc na pełzającą w kierunku schodów Maggie, czuł się niemal tak samo. Nie widział człowieka. Widział insekta, robaka, karalucha, którego za chwilę zgniecie. Pomyślał o tym, a myśl ta spowodowała ponowny wybuch emocji. Ponowną erekcje.
WWW Poruszała się, zostawiając czerwone ślady z rozoranych drzazgami, krwawiących dłoni. Podążał za nią, stawiając buty przy jej kruchej twarzy. Gdy była już niemalże przy schodach, chwycił mocno i pociągnął do tyłu. „Au”- wydobyło się z jej ust, gdy drzazgi wbijały się mocno, w szorujące po deskach dłonie. Potem powtórzył to jeszcze raz i jeszcze raz. Nie próbowała wstać, nie próbowała się odwrócić, czy wybrać innej drogi. Zupełnie jak tamten żuk. Fascynowały go odgłosy, które wydawała wtedy z ust. W dodatku była większa i silniejsza od insekta.
- Lepszy przeciwnik, ale tak samo głupi – wysapał głośno, tak żeby go usłyszała..
WWWDziecko wierzgało bardziej niż mógł przypuszczać, alkohol spowodował, że zdążył się już zmęczyć. Na chwilę się zamyślił i Maggie udało się dotrzeć do krawędzi schodów. Kurczowo chwyciła za nią rękami.
- O ty mała kurewko! – krzyknął podekscytowany, parskając ekstatycznie. Insekt prawie uciekł do szpary.
- O! – zdziwienie wyrażone śmiechem wypadło ze śliną z jego ust. - Co to, to nie! – rzucił i wymierzył kopniaka w bok dziecka, tuż na wysokości jej brzucha.
WWWUderzenie obróciło ją na plecy. Trzymana w ręku Sally wypadła z rąk i Maggi zdążyła jeszcze zobaczyć jak szybuje w dół, spadając ze schodów. „Udało ci się Sally”.
WWWPotem widziała tylko zbliżającą się, pałającą nienawiścią twarz ojca. Jego oczy były mętne. Śmierdziało mu z ust alkoholem, a krótki, urywany oddech zasapanego człowieka, zionął parszywą zgnilizną. Zgnilizną, która zawsze już kojarzyć jej się będzie z czymś potwornym, wściekłym, okrutnym. Ręce uderzały gdzie popadło, w twarz, w szyje, w brzuch, w małe, dorastające piersi. A potem obie, zimne dłonie, pokryte żyłami, które w przypływie agresji wypełzły na wierzch, zacisnęły się na szyi dziecka.
WWWNie broniła się. Nie było już sensu. Wyobraziła sobie, że podobnie jak Sally i Joe, jej ciało wypchane jest puchem. Przestała czuć ból i przytuliła tylko mocno Joego, obiecując sobie, że zabierze go ze sobą, gdziekolwiek za chwilę odejdzie. Tak bardzo chciałaby teraz opuścić to miejsce. Uciec stąd. Jeśli nie może przez schody. To inaczej. Tak jak odeszła mama. Co to było? Choroba? Wirus.. tak. Jakiś wirus. Patrzyła oszołomiona, z wytrzeszczonymi oczyma. Świat wokół niej zaszedł mgłą, a stalowa kurtyna zniewolenia opadła, tłumiąc wszystkie zewnętrzne odczucia. Ciśnienie zbyt duże. Tama puściła.
WWWW jednej chwili poczuła ciepło ogrzewającego jej ciało słońca. Czyjąś dłoń na sobie. Przyjazną, delikatną. „Czy ty, Maggie, wybierasz sobie tego mężczyznę za męża i przyrzekasz, żyć z nim, póki śmierć was nie rozłączy?”. Dłoń należała do Joego. Stał obok niej, piękny, przystojny, dokładnie taki, jakiego go sobie wyobrażała. Rozejrzała się wokół z niedowierzaniem. „Ma… Mama?” – wyszeptała pytająco. „No tak. Dlaczego miałoby jej tu nie być?” W tej samej chwili wszystko wydało jej się realne, prawdziwe. Przeżywany koszmar zdawał się być odległy i po chwili stał się tylko wspomnieniem. Czymś w rodzaju sennej mary, z której obudziła się, i do której nigdy już nie wróci. Mama uśmiechnęła się i skinęła głową. „Tak. Powiedz tak”.
I powiedziała….
WWWA potem stanęła nagle przed szpitalnym łóżkiem. Przed rzucającą się w agonii matką. Przypięta stalowymi prętami, dusiła się własną śliną, dygocząc spazmatycznymi skurczami. Skierowała głowę w stronę Maggie i na chwilę wszystko ucichło.
- Maggie. S-skarbie… - Lekaż podszedł szybko i starł z jej ust piane.
- Podejdź do m-mamy… - Z gorejących bólem oczu pociekły strużki łez…
I Maggie podeszła i ścisnęła matkę za przykutą do łóżka dłoń.
- K-kochanie… Mam coś dla ciebie – słowa wypowiadała cicho, z trudem, każdy wyraz sprawiał jej potworny ból. Maggi miała wrażenie, że mama ma w ustach kamienie, i to one wydostają się z nich, a nie dźwięk. Zbliżyła twarz do matki i poczuła promieniujące gorąco.
- Tata, on nie chciałby, żebym ci to dała… byłby zły…, ale jesteś dobrym dzieckiem… - uśmiechnęła się, poczym z jej ust wydobył się przeraźliwy kaszel. Strużka flegmy wyciekła na wargi. Czuwający obok lekaż podbiegł, żeby wytrzeć ją, ale Maggi zdążyła go uprzedzić. Wyjęła wyszywaną chusteczkę i delikatnie, jakby dotykała największy skarb, który przy najlżejszym dotyku może zamienić się w pył, wytarła mamie usta.
WWWW pewnej chwili coś się zmieniło. Światło na sali rozbłysło oślepiająco. Usłyszała dochodzące gdzieś z oddali ludzkie głosy. Teraz dopiero przypomniała sobie tą scenę. Szpital. Śmierć mamy. Depresję ojca. I spodnie.. spodnie, które podarowała jej tuż przed tym, jak umarła.
WWWDłoń mamy nie była już przywiązana. Mama stała tuż nad nią. To Maggie leżała teraz na łóżku. Chciała się poruszyć, ale ciało odmówiło posłuszeństwa.
- Leż skarbie – wyszeptała mama.
- Będziesz żyć. Musisz żyć, żeby zrobić kiedyś coś wielkiego…Mama ma coś dla ciebie…
Tym razem nie były to spodnie. Podała Maggi dwie kukiełki, które uśmiechając się do niej, usiadły na jej piersiach. Tańczyły na jej klatce piersiowej taniec życia, zmuszając dziecko do oddychania.
WWWPoczuła się nagle niesamowicie spragniona i zaciągnęła się powietrzem, które z jakichś przyczyn smakowało jej jak duży puchar najwspanialszych lodów truskawkowych. Więcej. Więcej. Pochłaniała je łapczywie.
WWWSala wokół niej zawirowała. Stojąca obok mama zaczęła się oddalać.
- Nie! Czekaj! Chce iść z tobą! – Maggi wyciągnęła w jej kierunku rękę. Zdała sobie sprawę, że może się poruszać
- Nie chce lodów! Nie chce powietrza! Chce ciebie! Ciebie!
- Musisz żyć! Maggie! Oddychaj! – Matka wystawiła ręce i uderzyła nimi mocno w pierś Maggie.
- Maggie! Oddychaj!... Oddycha! – usłyszała świergoczący głos siostry Ruth, który w przyszłości miała poznać tak dobrze...
2
Zgubiłeś podmiot właściwy - wyszło, że lampka zdenerwowała się.Lampka na pulpicie centralki ożyła, pulsując groźną czerwienią. Zdenerwowała się. Zawsze tak się działo, gdy dzwonili do niej z biura szefa ONZ.
powtórzone zaimki.Zapachem, który kojarzył jej się z samotnością, ale też ze spokojem, którego tak bardzo pragnęła.
Nie wiem czy to widzisz, ale wprowadzasz wtórną retrospekcję.Lubiła to miejsce, takim, jakie było. Przypominało jej czasy, gdy była młodsza.
Zaimek osobowy powinieneś zapisać z małej, lub - jeśli to ważne - z dużej ale w taki sposób: On„Tylko, dlatego, że ON o nich nie wie”.
Jednak tego dnia...Tego jednak dnia,
Przecież miała dwanaście latZastanowiłaby się następnie, z przenikliwością, jaką może mieć tylko dziesięcioletnia,
Wtrącenie w nawiasie - koszmarnie długie - nie może zostać poprzedzone przecinkiem, jako że odnosi się do zdania poprzedzającego. Dlatego pozostawiasz ten przecinek za nawiasem.Gdyby pan młody nie zakładał właśnie obrączki na rękę swojej wybranki, (którą w wyobraźni Maggi była zawsze ona sama, chodź wpojone jej przez ojca zasady - „jesteś moja i zawsze moja będziesz” - nie pozwalały jej tego przyznać),
urodziła - Maggie (ona).Odkąd się urodziło i usłyszał ten pieprzony, donośny płacz
zdanie wyliczające - albo rzucasz przecinek, albo myślnik - na pewno nie spójnik aJeśli byłyby to oczy człowieka, a zamiast puchu,
Nie tak - napisz, co się dzieje, a nie jakby, chyba - narrator tu się zakręcił i wyszedł babol. Ryknąć czymś?Maggi ryknęła czymś, co powinno być krzykiem wściekłości, w ustach dziecka brzmiało jednak jak przeraźliwe szlochanie.
Zaczynasz od babki w jakiejś kwaterze - odniosłem wrażenie, że ten początek to tylko pretekst, aby rzucić całą retrospekcję. Raz - że jest ona znacząca dla postaci, dwa, że zajmuje prawie całość tego fragmentu.
Co do samego warsztatu - zgrabnie łączysz narratora z myślami dziewczynki, trochę przegadujesz, lecz widać w tym styl. W wielu miejscach jednak, przez to przegadanie i długie zdania gubisz się, pętlisz, powtarzając pewne informacje lub po prostu wymyślając metafory, które odbierają klimatu. Odnośnie klimatu - jest. To dobrze, bo sadystyczny ojciec wyszedł ci na mroczny sposób - od razu go znienawidziłem. Ciekawy zabieg wplecenia w całość tych kukiełek - w scenach, gdy ojciec po raz wtóry okłada dziewczynę, unaoczniłeś jej świat zbrukany jego czynami.
Zakończenie... no cóż - jest po to aby zachęcało. Też dobrze. Wizja matki przechodząca w siostrę Ruth także wprawnie wyszła. Zdecydowanie musisz popracować nad przecinkami - wskazywać nie będę, ale w wielu miejscach można je wychwycić samemu. Ogólnie, mroczny ten tekst, ale jest dobry.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
3
Dziękuje za (znowu) szybką weryfikację.
W sumie wszystkie babole (oprócz pierwszego, którego zupełnie nie zauważyłem) sam powinienem wykryć, ale tekst jest ciężki i po kilkukrotnym przesłuchaniu, po prostu mi się mózg wyłączał...
Z przecinkami miałem problemy już od podstawówki. Nie wiem...przerobiłem wszystkie działy o przecinkach na PWN, trenowałem usuwając przecinki z jakiegoś ebooka, a potem niemalże idealnie wstawiałem samemu. Ale jak przychodzi do redakcji własnego tekstu to się plącze... nic to. Więcej pracy i tyle hehe
Następny tekst będzie już znacznie lżejszy.
Dzięki i pozdrawiam.
W sumie wszystkie babole (oprócz pierwszego, którego zupełnie nie zauważyłem) sam powinienem wykryć, ale tekst jest ciężki i po kilkukrotnym przesłuchaniu, po prostu mi się mózg wyłączał...
Z przecinkami miałem problemy już od podstawówki. Nie wiem...przerobiłem wszystkie działy o przecinkach na PWN, trenowałem usuwając przecinki z jakiegoś ebooka, a potem niemalże idealnie wstawiałem samemu. Ale jak przychodzi do redakcji własnego tekstu to się plącze... nic to. Więcej pracy i tyle hehe
Następny tekst będzie już znacznie lżejszy.
Dzięki i pozdrawiam.
4
Nerwowa ta lampka...hardrick pisze:WWWLampka na pulpicie centralki ożyła, pulsując groźną czerwienią. Zdenerwowała się.
że - literówkahardrick pisze:ze odbierze
Straszne to zdanie. Przestałem czytać płynnie, cedziłem w myślach słowa, bo chciałem zrozumiec sens. Do poprawki.hardrick pisze:Będzie odpowiadała równie miłym, ale drżącym ze zdenerwowania głosem, wyobrażając sobie tańczącą na scenie marionetkę, do której sznurków ktoś przystawił ostre nożyce, grożące odcięciem od nadającego jej życiu sensu krzyżaka.
hardrick pisze:Tego jednak dnia, gdy miała już dwanaście lat
Niekonsekwencja - ile miała lat?hardrick pisze:Zastanowiłaby się następnie, z przenikliwością, jaką może mieć tylko dziesięcioletnia
Zgubiłeś kropkę.hardrick pisze:dla niego z kolei, była apoteozą podniet Popatrzył
Strasznie rozwlekasz te opisy. Nie po raz pierwszy gubiłem sens zdania. Jedyny efekt, jaki uzyskujesz, to zmęczenie czytelnika.hardrick pisze:pomyślał, ciesząc się w swoim przeżartym robakami i tchórzliwym wnętrzu, które na tą chwilę wydawało mu się czyste i oszlifowane jak jego gładkolufowa strzelba, o którą zawsze tak bardzo się troszczył.
Z przysłówkami pochodzącymi od przymiotników zazwyczaj razem. Oddzielnie pisze się wówczas, gdy podajesz również wariant przeciwny, czyli: nie równo, tylko krzywo.hardrick pisze:nie równo
Wierz mi, czytanie takich zawiłych zdań, to dla mnie coraz większa męka.hardrick pisze:Jeśli byłyby to oczy człowieka, a zamiast puchu, płynęłaby w nich krew, białka zaszłyby teraz przypominającymi krwiste rzeki, czerwonymi żyłkami, z których wylałyby się fioletowo-czerwone jeziora.
spojrzała na...hardrick pisze:Maggie spojrzała scenę śmierci.
Bez przecinka przed nawiasem, albo usuń nawias.hardrick pisze:WWWOdgłos trzepotania, (który z jakichś przyczyn, przypominał Maggie szybki i krótki oddech umierającego człowieka) wzmógł się
Nie możesz porównywać dźwięku do umierającego motyla. Zgubiłeś sens.hardrick pisze:Ciszę, która przemieniła się następnie, w dźwięk, który Maggi wydawał się jeszcze gorszy i jeszcze bardziej przerażający. Gorszy od umierającego motyla,
Zobacz. Blask był przerażający, podobny do zielonej latarki.
i poprawnie:
Blask był przerażający, podobny do światła zielonej latarki.
U Ciebie dorzuć słowo np. krzyku. Wówczas porównasz dźwięk do dźwięku.
Nie do końca pasuje mi tu kiełkowanie. Kojarzy mi się ono z wyrastaniem spod czegoś, przebijanie się przez warstwę gleby. Piersi miała zawsze. Sens fajny, ale to skojarzenie popsuło mi wrażenie. Jest ono dość subiektywne, więc innym może się spodobać.hardrick pisze:delikatnymi, dopiero kiełkującymi piersiami.
Tu mamy ciekawą sytuację. Stosujesz !. W tym przypadku jest to błąd. Pomijam już fakt, że nie domknąłeś cudzysłowia i w słowie pokaże - ę na końcu.hardrick pisze:„Ale kiedyś wam jeszcze pokaże! Skurwysyny!.
Poprawne użycie !.:
Krzyczał w duchu: Ale kiedyś wam jeszcze pokażę! Skurwysyny!.
Kiedy w zdanie wplatasz cytat zakończony wykrzyknikiem (znakiem zapytania) musisz też postawić kropkę, aby zakończyć zdanie główne.
Ujmij to jakoś inaczej. Może Fascynowały go dźwięki, które wydobywały się z jej ust.hardrick pisze:Fascynowały go odgłosy, które wydawała wtedy z ust.
...hardrick pisze:tak żeby go usłyszała..
...hardrick pisze:Wirus.. tak.
.... - to mój ulubiony znak przestankowy znaleziony na tym forum. Albo kropka, albo wielokropek. Nie łączymy tych dwóch znaków!hardrick pisze:I powiedziała….
Kiedy wielokropek łączy się z kropką, przecinkiem, bądź średnikiem opuszczamy go!hardrick pisze:byłby zły…,
Ojojoj - ortografia - Lekarzhardrick pisze:Lekaż
No i jeszcze zwracam uwagę na zapis tegi imienia - Maggie. Tak powinno wyglądać to zdrobnienie.hardrick pisze:Maggi
Spacja po wielokropku.hardrick pisze:wielkiego…Mama
Chcęhardrick pisze:Chce ciebie!
Zarzuty - interpunkcja fatalna. Poczytaj sobie o znakach, jak i kiedy je stawiać, bo wychodzą tu dziwne rzeczy. Na ortografię tez uważaj. Tu też czeka Cię troszkę pracy.
Narracja troszkę przekombinowana. Wiem, że chcesz uplastycznić swoje wizje, ale robisz to w taki sposób, że zaciemniasz obraz. Wiele razy gubiłem się w tekście.
Pozytywy - ciekawa treść, po wyeliminowaniu błędów może to być naprawdę piękna i smuta opowieść. Podobała mi się. Lalki wplecione bardzo udanie.
Ogólnie dostatecznie. Moją ocenę obniżają błędy. Za dużo ich było, by lektura mogła byc przyjemna. Ale to jesteś w stanie poprawić ciężką pracą, treningiem, pisaniem, czytaniem zarówno fachowych poradników, naszych ocen innych zamieszczanych tu prac, a także poprawnie napisanych książek. Tu masz ciekawy pomysł, w miarę dobrze przedstawiony (momentami nawet bardzo dobrze), więc warto pracować, by nasze kolejne oceny nie musiały koncentrować się głównie na poprawianiu wpadek interpunkcyjnych, ortograficznych i stylistycznych.
No tak, napisałeś, że czytasz podręczniki interpunkcji... Więc pracuj jeszcze ciężej

Dariusz S. Jasiński
5
O matko ale śmieci narobiłem...
Wielkie dzięki za ich znalezienie. Czytałem ten tekst wiele razy i nie zauważałem tego.
Lekaż - cóż. Ubytek w czasie transportu, ale na pewno nie o to mi chodziło
Trzykropki z przecinkiem i kropką to zasługa Worda... nie wiem czemu on się na to upiera
Zbyt długie zdania - zgadzam się w stu procentach, nie podobało mi nawet podczas czytania i tylko ze względu na to, że była to MOJA wizja jakoś dawało radę...
Czy mógłbym prosić jeszcze o parę przykładów tej błędnej interpunkcji? Bardzo by mi to pomogło.
"Ogólnie dostatecznie" - powiedziałbym, że strasznie
Dzięki jeszcze raz. Biorę się do pracy i postaram nadrobić

Wielkie dzięki za ich znalezienie. Czytałem ten tekst wiele razy i nie zauważałem tego.
Lekaż - cóż. Ubytek w czasie transportu, ale na pewno nie o to mi chodziło

Trzykropki z przecinkiem i kropką to zasługa Worda... nie wiem czemu on się na to upiera

Zbyt długie zdania - zgadzam się w stu procentach, nie podobało mi nawet podczas czytania i tylko ze względu na to, że była to MOJA wizja jakoś dawało radę...
Czy mógłbym prosić jeszcze o parę przykładów tej błędnej interpunkcji? Bardzo by mi to pomogło.
"Ogólnie dostatecznie" - powiedziałbym, że strasznie

Dzięki jeszcze raz. Biorę się do pracy i postaram nadrobić

6
Widzisz, sam nie jestem orłem interpunkcji. Też nad tym pracuję. Wykazałem te błędy, które mnie rzuciły się w oczy. Marti miał zastrzeżenia do przecinków, chyba radzi sobie z nimi lepiej ode mnie. Spróbuj z nim powalczyć.hardrick pisze:Czy mógłbym prosić jeszcze o parę przykładów tej błędnej interpunkcji?

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński