„No i dobra”
Zabójca kończy z ofiarami jednym ciosem: po oględzinach ciała, Doktor Maria Zdań wykazała, ze jest to tak zwane w języku profesjonalistów, rozbite jajo. Morderca kładzie pięść na głowie ofiary i przyłożeniem z otwartej ( niezajętej do tej pory) dłoni, kończy żywot poszkodowanego. To już czternasta ofiara. Ludzie boją się o życie. Wszystkie morderstwa zostały dokonane w biały dzień. Mieszkańcy Wisznic, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Oczekują, że zabójca zaatakuje, jak dotychczas, za dnia (…)
- Dobre sobie – eksplodował śmiechem Chilczuk – mają mnie chyba za durnia – drwiącą miną wyraził swoje rozczarowanie brakiem inteligencji współczesnego społeczeństwa. – Czy te pacany myślą, że ja nie czytam gazet? Właściwie to po kiego grzyba mówię do siebie? – zamilkł.
Następny poranek był dla Chilczuka trzeźwy, toteż z powodu zapachu wiosny, która przynosiła postne postanowienie. Co roku te samo, koniec picia. Zazwyczaj po kilku dniach Michał wychodził z założenia, że najważniejsze jest to, że się spróbowało… Obecna chwila była dopiero drugim dniem sankcji na alkohol, więc Chilczuk silnie się zarzekał, że tak będzie jeszcze przez trzydzieści osiem dób.
Zbrodniarz, a z wyuczonego zawodu stolarz nie krył żalu do ludzi, którzy zmusili go do zaniechania zbrodni w biały dzień. Za młodu noc poświęcał tylko do spania i tak przez całe życie. Konieczna była rewolucja.
Kolejny, równie trzeźwy dzień Chilczuk zaczął wysłuchiwaniem łomotu do zrobionych przed laty, własnymi rękami, topolowych drzwi. Pukanie sprowokowało go do zwleczenia się z łóżka. Za progiem stała paczka. Nie było już doręczyciela. Stolarz zazwyczaj nie litował się słowami nad urzędami, ale tym razem musiał przyznać, że przesyłka nadeszła nieoczekiwanie wcześnie. Chilczuk wziął ją pod pachę i na boso, w samych gaciach pociął żwawym krokiem do garażu. Budynek ten służył zarówno do chowania roweru, jak i do majsterkowania przy nim. Michał, szybkim jak dłoń rewolwerowca ruchem sprawił, że jego złocista Ukraina z przyczepionym do bagażnika koszykiem z zamrażarki, usiadła siodełkiem na posadzkę, niczym samolot myśliwski podczas lądowania na lotniskowcu. W ten czas mechanik wyparł dolną szczękę na przód, jak to zwykle robił, gdy rozpierała go radość.
- Ach! Jara! – poklepał oponę ze dartym bieżnikiem.
Michał zerwał taśmę, a potem papier z paczki. Przed jego oczyma ujawniło się kolorowe pudełko z napisałem: Jasny jak gwint rower. Szczęka ponownie stała się najbardziej wysuniętą częścią jego ciała.
- Nie omieszkam sprawdzić, co ukrywa wieczko – mówienie do siebie wyraźnie nie dawało mu spokoju.
Chilczuk otworzył pudełko i wyciągnął niemieckiej roboty osprzęt do swego roweru. Błyszczące, srebrnego koloru dynamo i lampę, wykonaną z lekkiego plastiku, po to by maksymalnie zmniejszyć ciężar pojazdu. Stolarz wytarł szmatą narzędzia i zabrał się do modernizacji swojej Ukrainy. Nie minęła dłuższa chwila, a rower gotowy był do jazdy próbnej. Mało tego, że z dynamem, to jeszcze z odblaskami na szprychy, które były gratisowo dołączone do przesyłki.
***
Na skraju lasu, w centrum Wisznic mieszkańcy opracowywali zasadzkę.
- A pamiętacie jak Szewczyk Dratewka rozpiździł smoka? Może my zróbmy tak samo. Napcha się które jakim węglikiem, czy inno chorobą. Już ja nawet swoje stare poświęcę.
- Kurwa, Zenek, który zabójca na twoje babe poleci?
Osadnicy obradowali całe popołudnie nie dochodząc, a nawet nie przechodząc obok mądrego pomysłu. Tak więc nie wymyśliwszy niczego rozeszli się do domów ze świadomością, że problem nie został rozwiązany, a trzeba coś przecież zrobić.
***
Zachmurzone niebo sprawiło, ze zmrok szybko zapadł. Chilczuk wylał ostatnią kroplę oleju na łańcuch i wskoczył na swój rower jak rycerz na oswojonego rumaka. Wyjechał, a w ciemności widać było tylko blask światła ,produkowanego przez nowiutkie dynamo. Michał nigdy nie planował swoich zabójstw. Mordował za koleją. Tak miało być i tym razem. Szczęśliwy jak nigdy dotąd pędził wzdłuż ulicy Kościelnej. Włosy falowały na wietrze, odwłok kołysał się na siodełku, dłonie zaciśnięte na kierownicy, co raz mocniej naciskał pedały, wyszukując ofiary. Chwilami emocje brały górę, zamykał oczy dając prowadzić się Ukrainie.
***
- Ale na pewno mi się nic nie stanie? – żona Zenka Wygódki ponaglała te pytanie po raz wtóry.
- Aldonka, co ma ci się stać? Nic nie ma prawa. Wszystko sobie zaplanowałem. Jesteś tylko przynętą, resztą zajmę się ja. Połknij to – Zenek wyciągnął z koperty biały proszek, który kiedyś w liście ze Stanów przysłał mu jego brat.
Kobieta zawsze bała się sprzeciwiać swojemu chłopu. Tak było i tym razem. Zważając na to, że Aldona miała sto kilo wagi więcej niż jej mąż, ten fakt zadziwiał. Ludzie gadali, że to z wdzięczności, bo chłop się zakochał w jej niecodziennej figurze, bogatej w smalec i twarzy porośniętej pryszczami wielkości skwarek. Gdy do tego dołożyć jej codzienny strój, fioletową, ciasną garsonkę z poliestru z domieszkiem bawełny, obrzydzenie jakie emanowało z jej wdzięku można porównać do… W zasadzie to była jedyna w swoim rodzaju.
Zenek pociągnął ostatni łyk taniej wódki przelanej do małej butelki po Jacku Danielsie. Zakręcił, po czym wyszli z żoną przed dom.
- To idziem na Kościelną, bo jeśli zabójca chce kogoś zabić to tak czy inaczej, będzie musiał tamtędy iść. No, chyba, że lasem, ale tam to nie będziem się tłuc – Zenek tłumaczył wszystko żonie.
Ulica Kościelna była niedaleko ich posiadłości, więc dotarcie tam zajęło sześć minut z małym haczykiem według zenkowego zegarka. Odcinek asfaltu, na którym się znaleźli porastał dziurami, a pobocze jezdni ogarniały gęste szuwary. Według Zenka było to idealne miejsce na malutką zbrodnie. Trzeba było tylko ofiarę przygotować i wykazać trochę cierpliwości.
- To ty tu postój Aldoniu, a ja pójdę się wysikać – wskoczył w wypatrzone już krzaki, realizując swój plan. Przykucną i skierował wzrok na ukochaną.
Gęste chmury przysłoniły światło księżyca. Mgła zaćmiła resztę. Nawet nie cierpiąc na kurzą ślepotę nie dało się nic zobaczyć.
***
W jednej chwili prędkość Ukrainy przelała się na obiekt, stojący na jezdni. Towarzyszył temu potężny huk, jakby kilku tonowa płyta z żelbetonu spadła na ziemie. Asfalt rozstąpił się jak Morze Czerwone przed Mojżeszem. Płyta tektoniczna legła gruzem.
- Jebane dziki! – Chilczuk podnosił się z ziemi nie przestając kląć pod nosem.
- A co!? Jajo się znudziło? Niemodne? – Zenek Wygódka wyskoczył z ukrycia – Teraz tak mordujesz? Taki jesteś mądry, a na moją pułapkę się nadziałeś? Pacanie – szalał słowem.
- No i dobra – Zabójca machnął ręką, wziął na plecy swą zniszczoną Ukrainę i ze łzami w oczach poszedł do domu.
Zenek popatrzył na martwą ukochaną – Wiedz, ze zginęłaś w dobrej sprawie kochanie…
2
Następny poranek był dla Chilczuka trzeźwy, to z powodu zapachu wiosny, która przynosiła postne postanowienie.Prosimir pisze:Następny poranek był dla Chilczuka trzeźwy, toteż z powodu zapachu wiosny, która przynosiła postne postanowienie.
to samoProsimir pisze:Co roku te samo, koniec picia.
Zdaje się, że to bardzo potocznie, albo gwara wręcz. Nieczęsto słyszę "ciąć" w sensie iść. Ale nie jestem pewny, czy to twój błąd, czy moje niedoinformowanie.Prosimir pisze:pociął żwawym krokiem do garażu
Zenkowego - wielką literą.Prosimir pisze:zenkowego zegarka
upatrzone już / wypatrzone wcześniejProsimir pisze:wskoczył w wypatrzone już krzaki
Kompletnie nie zrozumiałem końcówki. Ona była martwa już od wąglika tak? Bo skoro na nią wpadł, myśląc, że to dzik, to musiała leżeć. I co. Tamten wyskoczył, pobluzgał i olał go? A Michał sobie tak po prostu poszedł? xD Nie wiem, czy to miało wyjść śmieszne, czy zwalające z nóg, czy jakie, ale moim zdaniem wyszło dość niezgrabne.
3
Coś się zagalopowałeś w atrybutach. Znaczków też brakło- Dobre sobie – eksplodował śmiechem Chilczuk – mają mnie chyba za durnia – drwiącą miną wyraził swoje rozczarowanie brakiem inteligencji współczesnego społeczeństwa. – Czy te pacany myślą, że ja nie czytam gazet? Właściwie to po kiego grzyba mówię do siebie? – zamilkł.

- Dobre sobie – eksplodował śmiechem Chilczuk – mają mnie chyba za durnia. – Drwiącą miną wyraził swoje rozczarowanie brakiem inteligencji współczesnego społeczeństwa. – Czy te pacany myślą, że ja nie czytam gazet? Właściwie to po kiego grzyba mówię do siebie? – uciął nagle.
Zabawa polega na szukaniu sensu w zdaniu. Zamieniamy na synonim ponieważ lub a więc. Teraz odnajdź tam sens.Następny poranek był dla Chilczuka trzeźwy, toteż z powodu zapachu wiosny, która przynosiła postne postanowienie.
Jesteś niekonsekwentny. Zmieniasz zdanie już w następnej linijce.Kolejny, równie trzeźwy dzień Chilczuk zaczął wysłuchiwaniem łomotu do zrobionych przed laty, własnymi rękami, topolowych drzwi. Pukanie sprowokowało go do zwleczenia się z łóżka.
Zdanie za długie - przecinki w złym miejscu. Tak się dzieje w za długich zdaniach. Poza tym, za nic w świecie nie mogę sobie wyobrazić tej sceny. Że niby rower lądują na posadzce siodełkiem niczym myśliwiec na lotniskowcu? Nieeeeee...Michał, szybkim jak dłoń rewolwerowca ruchem sprawił, że jego złocista Ukraina z przyczepionym do bagażnika koszykiem z zamrażarki, usiadła siodełkiem na posadzkę, niczym samolot myśliwski podczas lądowania na lotniskowcu.
hmmm. Literówka?- Ach! Jara! – poklepał oponę ze dartym bieżnikiem.
Czyli obiekt począł poruszać się z prędkością taką samą, jak dotychczas Ukraina?W jednej chwili prędkość Ukrainy przelała się na obiekt, stojący na jezdni.
razemkilku tonowa
ubawiłem się - tekst z polotem. Ten twój styl taki trochę przegadany, ale doskonale wtapia się w historię. Jakoś tak koślawo czasem zapisujesz myśli, bez zastanowienia i wychodzą babolki, nie mniej - jak się wyrobisz, to możesz cedzić całkiem dobre komedie z zagadką w tle. Ach, i dodam - Zenek Wygódka oraz jego dialog to perełki - narrator przy tym blednie. Ogólnie, nazewnictwo bardzo dobrze dobrane - to się chwali. Całość oceniam dobrze - ale to za sprawą humoru, jaki tekst mi przysporzył. Popracuj nad przecinkami i zaimkami - tutaj jest nad czym.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
4
Tekst bardzo sympatyczny, ale nie pozbawiony błędów. Tryskał zarówno nimi, jaki i humorem.
Zacznę jednak od tego:
teraz błędy:

Technicznie do poprawki, treściowo - miodzio!
Pozdrawiam.
Zacznę jednak od tego:
Jeśli węglik to nie literówka, to wielkie brawa!Prosimir pisze:Napcha się które jakim węglikiem
teraz błędy:
toteż, co?Prosimir pisze:Następny poranek był dla Chilczuka trzeźwy, toteż z powodu zapachu wiosny, która przynosiła postne postanowienie.
tu techniczy drobiazg. Wiem, że wiesz jak używać spacjiProsimir pisze:światła ,produkowanego

Obrzydzenie chyba nie emanuje, można je odczuwać.Prosimir pisze:obrzydzenie jakie emanowało z jej wdzięku
Zgubiłeś ł.Prosimir pisze:Przykucną i skierował wzrok na ukochaną.
Technicznie do poprawki, treściowo - miodzio!
Pozdrawiam.
5
No i dobra. Prawa stopa, lewa stopa i tak do końca żywota.
Hmm, niezgrabność to dobre słowo, którym opisałbym ten tekst gdybym musiał ująć swoje zdanie w jednym wyrazie.
Niektóre zdania są strasznie chaotycznie zapisane. Musiałem sobie czasem rzucić okiem na poprzednie żeby dojść do wniosku jaki powinien się nasunąć zaraz po przeczytaniu kolejnego lub teraźniejszego czyli aktualnie czytanego. Pisanie linearne i proste fabularnie to trudne zdanie, którego rzadko kto się podejmuje. Szkoda.
Ogólnie nie przypadło mi do gustu. Stylizacja wydaje mi się nieco zbyt ugłupiona.
Zdania zapisane niezgrabnie, czasem gubiące logikę. Jednak to wszystko zostało wskazane przez poprzedników.
Hmm, niezgrabność to dobre słowo, którym opisałbym ten tekst gdybym musiał ująć swoje zdanie w jednym wyrazie.
Niektóre zdania są strasznie chaotycznie zapisane. Musiałem sobie czasem rzucić okiem na poprzednie żeby dojść do wniosku jaki powinien się nasunąć zaraz po przeczytaniu kolejnego lub teraźniejszego czyli aktualnie czytanego. Pisanie linearne i proste fabularnie to trudne zdanie, którego rzadko kto się podejmuje. Szkoda.
Ogólnie nie przypadło mi do gustu. Stylizacja wydaje mi się nieco zbyt ugłupiona.
Zdania zapisane niezgrabnie, czasem gubiące logikę. Jednak to wszystko zostało wskazane przez poprzedników.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.