Die Luge (obyczaj/wspomnienia) - krótkie opowiadanie

1
Czas zostawia na świecie piętno. Blizny te szczególnie widać na ludziach, świadkach tego, co zgotowała im historia. Życie bez niej okazuje się jednak niemożliwe. Bo żyjemy dla prawdy. Przynajmniej taka jest odgórna trasa, z której niestety zbyt często zbaczamy. Ja ze swojej zboczyłem już dawno, ale nie miałem odwagi wrócić na właściwy tor.
Dawno byłem kimś, wielką szychą postawioną na piedestale kłamstwa. Kiedyś nazywano to urzędnikiem. Zajmowałem się czymś, czym się nie chlubię. Podpisałem kontrakt z diabłem. Pal licho gdybym spisał to własną krwią! Krucyfiks spisano krwią całego świata. Wszystkich ludzi bez wyjątku, bez żadnego wyjątku.

Wiatr tańczy w koronach drzew z malowanymi ogniem liśćmi.

Może kiedyś coś by się udało, gdybym mógł zmienić swoje decyzje.

Ocieram spływające z twarzy łzy. Niepotrzebnie z resztą, niech lecą! Wiadomo, że spoczną w wykarczowanej prawie do reszty dżungli mojej brody. Kiedyś była tak bujna.

Ludzie, których poświęciłem nigdy nic nie mówili. Zawsze mieli tylko coś takiego w spojrzeniu – melancholię. Żaden nigdy mnie nie wyzywał, nigdy nie złościł się… Zawsze płakali, tak jak i ja teraz. Płakali nad sobą? Nie sądzę, bo byli to ludzie silni, silniejsi ode mnie – postawnego wieprza w marynarce, na którą ich często nie było stać. Silni ludzie nie płaczą nad sobą, ale sądzę samolubnie, że płakali nade mną. Płakali nad moim życiem. Tylko, dlaczego? Czy w ostatniej chwili tuż przed wyrokiem nie myśli się o sobie?

Niedługo i mnie przyjdzie się o tym przekonać.

Skazańców było zbyt wielu, bym mógł ich zliczyć, a tych, których byłem wrogiem było jeszcze więcej. Tysiące życzyły mi śmierci, kiedy przeszły za granicę życia, za moje biurko. Miałem zawsze do niego wielki sentyment, spędziłem przy nim większość życia, niegodziwego bytu, pamiętam każdą plamę na blacie, każdą rysę. Lepiej, że go już nie ma. Wraz z nim zniknęły namacalne dowody mojej przeszłości, ale te najważniejsze pozostają.

Nie zapomnę o przeszłości, to niemożliwe. Nikt nie może uwolnić się od siebie.

Raz postąpiłem inaczej, na przekór schematycznej wersji prawdy, tej widocznej na zbitej tafli lustra.

Byłem raz na przyjęciu. Głupiej napitce u diabelskich posłańców. Grała muzyka, a wysłannicy piekieł bawili się w najlepsze, a z nimi ja. Usłyszałem krzyki, odgłosy bójki. Jakaś kobieta kłóciła się z jednym z nas – sprzymierzeńcem zła. Nie wiedziałem, o co chodziło, w każdym razie podszedłem.
- Przyjacielu! – przerwałem tą komiczną sytuację. Wyglądało to tak, jakby mysz tłumaczyła kotu, że nie wolno mu się żywić myszami.
Puścił jej łokieć i zasalutował przede mną. Machnąłem ręką przy czole. Kazałem mu odejść.
- Życie pani niemiłe! – krzyknąłem. Ludzie zwykle reagowali na taki to wybuchem emocji, skrajnych emocji. Płakali, bili się w pierś, padali na kolana, błagali o litość.
Ona nawet nie spuściła oczu. Ciągle zerkała na mnie z dumą, przechodzącą nawet w zuchwałość i litość. A miałem raz odpuścić! Nie pozwoliła mi na to.
- Odpowiedz kobieto! – wrzasnąłem. Normalnie pewnie uderzyłbym ją w twarz, ale zaciekawiło mnie to niewzruszenie.
- Co ma być miłym? Coś, czego nie ma? – Nie bała się nawet lekceważąco machnąć ręką.
- Czyli sądzi pani, że nie żyje?
- Sądzę, że taki byt nie jest życiem.
- Czemuż to? – dopytywałem się, chociaż już dawno powinna przechodzić przez granicę życia i śmierci przed moim biurkiem.
- Po co pan się dopytuje, skoro i tak niedługo każe mnie zabić?
Czytała w moich myślach? Do dzisiaj nie wiem, skąd mogła to wiedzieć i intryguje mnie to tak samo.
- A jeśli nie?
- Zawsze tak mówicie – fuknęła – kłamiecie jak z nut, a co najzabawniejsze zapominacie, co jest prawdą, a co propagandą! Żal mi was!
- Radzę mówić ciszej, bo może moja litość nie wystarczy, a na inną liczyć pani nie może. – Powinna spuścić oczy, zapłakać, przeprosić, przestać mówić chociaż. Ale moje nadzieje się nie spełniły. Gadała jak najęta, w dodatku patrząc jeszcze, zuchwalej.
- Myślicie, że jesteście lepsi, ale się mylicie. Jesteście tacy jak my, zwyczajni. Jedyne, co nas różni to, to, że wy służycie temu, kto da więcej, nie temu, kto ma rację. Służycie kłamstwu, tylko, dlatego, że boicie się prawdy – syczała.
- Ja się nie boję! – Próbowałem zgrywać bohatera, ale raczej nie udało mi się to wcale.
- Odwagą jest pastwienie się nad ofiarą? Wybaczy pan, ale nie sądzę. Może zamiast męczyć mnie pan, tym przesłuchaniem, wyciągnie pan swój wyznacznik sprawiedliwości – wskazała na pistolet u mojego pasa – i zakończy pan to.
- Nie zamierzam, a pani nie będzie mi dyktować warunków. – Wbiłem jej tak mocno palce w ramię, że aż mnie to zabolało. Ból fizyczny na nią nie działał. Nadal lustrowała mnie swoimi orzechowymi oczami. Wydawała się tak krucha, jak niewielka gałązka. Okazała się jednak nieugięta. Była bardziej niż szczupła, może wygłodzona. Pociągnąłem ją w kierunku płotu i starannie nadgarstki przywiązałem sznurem. Wróciłem szybko zastanawiając się, czym jeszcze mnie zaskoczy.
- Jedz! – Wcisnąłem jej w rękę bułkę.
- Nie!
- Jedz! – Trzeba było wysłać ją od razu poza granicę biurka…
- Nie! Są ludzie, którzy bardziej tego potrzebują.
- Niby, kto?
- Ci, z których pan nie widzi.
- Nie jestem ślepy!
Każde jej słowo urażało mnie bardziej niż cokolwiek.
- Dzieci tych, których pan zabił! Tułają się samotnie po ulicach, bez opieki, warunków do życia.
- Niczego nie zabiłem!
- Nie jesteśmy dla pana ludźmi. Traktuje nas pan jak zbędną plagę! Wyrok śmierci nie jest, zabójstwem! Pana ręce tak samo toną w krwi, jak pana podwładnych! Dopóki nie zrozumie pan prawdy, nie będzie pan wiedział, kim jest! Można żyć w bajce niewinności, ale bajki kiedyś się kończą.
Rozwiązałem jej ręce, szczupiłem za ramię i pchnąłem.
- Idź!
- Zabije mnie pan. – To było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
- Zabiję. – Sięgnąłem po pistolet. Uśmiechnęła się zuchwale z dumą. Spodziewałem się czegoś typowego dla innych, choćby cienia smutku.
- Prawda zwycięży. Dosięgnie i pana.
Bałem się, że się nie odwróci, że będę musiał spojrzeć w jej martwe oczy. Zgrabnie obróciła się i szła przed siebie. Nie wiem czy wyczekiwała strzału, huku, bólu. Ani razu się nie drgnęła, żeby się obejrzeć się za siebie. Nie zobaczyła błyszczącej w świetle księżyca lufy.

Pewnie wiedziała…

Często męczy mnie wspomnienie o niej, pięknej i nieschematycznej buntowniczce, osobie silniejszej od obawy śmierci.

Wiatr tańczy wśród liści, tańczy z płomieniem. Odkładam moją przyjaciółkę na ławkę, już prawie ćwierć wieku towarzyszy mi ta oprawiona gałąź, jako podpora. Pochylam się z trudem nad skromnym kopczykiem piasku, z krzyżem. Stawiam powoli świece.

Pewnie jest tam u góry… – myślę – A może nie? Zbyt zuchwale żyła walcząc o prawdę.

Nie kładę kwiatów, nigdy. Zawsze dzień wcześniej szukam tych, których nie widzę.

Prawda mnie dosięgnie…
można pisać, gdy trzeba,

trzeba pisać, gdy można

2
Przynajmniej taka jest odgórna trasa
odgórnie ustalona trasa?
Dawno byłem kimś
Dawniej
Ocieram spływające z twarzy łzy
Jeśli spłynęły, to nie ściera ich z twarzy. Ale zobacz na drobna zmianę:
Ocieram spływające po twarzy łzy
na taki to wybuchem emocji
ton?

EDIT:
Kurde - zawsze w tekście może znaleźć się jakaś linijka, która DŹWIGA cały tekst na wyższy poziom. I oto jest:
- Radzę mówić ciszej, bo może moja litość nie wystarczy, a na inną liczyć pani nie może.
Edytowałem, ponieważ byłem przekonany, że już czytałem jakiś Twój utwór... - a to debiut w prozie. Tym lepiej.


NIESAMOWITE!

Ekhm. Brak mi słów. Porozmyślam nad tym, przeczytam raz jeszcze i być może coś skrobnę...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Błędów było co niemiara zarówno stylistycznych, jak i interpunkcyjnych. Momentami ciężko mi było pojąć o co chodzi. Brakowało mi jakiś bliższych opisów, czegoś, co pozwoliłoby mi bardziej odczuć atmosferę opowiadania. Dostałem jednak masę niejastych wyznań oprawcy.

Niewątpliwie tekst wymaga gruntownej korekty, ale ma coś w sobie. Mimo tego, że czytało mi się to niezwykle trudno, to jednak było w tym coś, co sprawiało, że nie miałem ochoty się oderwać.

Wiem, że regulamin zakazuje wyrażania opinii o autorze, ale może uniknę ostrzeżenia, jeśli napiszę, że masz potencjał. Poparty pracą na pewno zrodzi jeszcze ciekawe rzeczy.
aaes pisze:Wybaczy pan, ale nie sądzę. Może zamiast męczyć mnie pan, tym przesłuchaniem, wyciągnie pan swój wyznacznik sprawiedliwości
Przynajmniej ten środkowy "pan" może z powodzeniem zniknąć. Pierwszego tez pewnie da się uniknąć, bo w wypowiedzi kobiety trochę ich za dużo, patrząc na inne jej kwestie.
aaes pisze:Pociągnąłem ją w kierunku płotu i starannie nadgarstki przywiązałem sznurem
Tu po pierwsze szyk. Poza tym nie wiem, czy przywiązał do płotu, czy do siebie razem (wówczas bardziej pasowałoby "związałem"). A jeśli do siebie, to po co mi informacja o płocie, który nie pojawił się w opisie i dla mnie, jako obserwatora, jest zupełnie nieistotny.

I następne zdanie:
aaes pisze:Wróciłem szybko zastanawiając się, czym jeszcze mnie zaskoczy.
Żeby wrócić, musiał najpierw odejść. Poza tym można się domyślić, że skoro odszedł, to jednak przywiązał do płotu.

Takie rzeczy męczą, ale z pewnością da się to poprostować, wygładzić i może wyjdzie z tego coś całkiem dobrego.

Pozdrawiam.

[ Dodano: Czw 21 Sty, 2010 ]
aaes pisze:Rozwiązałem jej ręce, szczupiłem za ramię i pchnąłem.
Bo zapomniałem... Co znaczy szczupić?

4
"Szczupić" - mocno złapać jakby szponami
Możliwe, że jest to wyraz potoczny, albo gwarowy, ale niezwykle często używany.

Może do łatwiejszej interpretacji przydałaby się wskazówka, która raczej załatwi problem bliższych opisów, a mianowicie okres w dziejach, do którego odnoszą się wspomnienia.

Dziękuję za opinię. ;-)
można pisać, gdy trzeba,

trzeba pisać, gdy można

5
aaes pisze:"Szczupić" - mocno złapać jakby szponami
Możliwe, że jest to wyraz potoczny, albo gwarowy, ale niezwykle często używany.
Ja pochodzę z centrum i słowa nie znam słowa, moja żona podała mi zaś dokładnie Twoją definicję, ale ma korzenie częściowo kujawskie. Ciekaw jestem skąd pochodzisz, bo być może to faktycznie coś gwarowego. W słowniku języka polskiego tego nie znajdziesz.

I gdyby narrator pochodził właśnie z okolic, w których się tego słowa używa - nie czepiałbym się. Ale zważywszy na język tytułu (w zasadzie w zapisie polskim, gdy nie ma umlautów powinno być "Die Luege") był Niemcem. Narracja jest w domyśle w obcym języku, więc jej tłumaczenie powinno być więc czystą polszczyzną. Ciekawe, co inni na moją tezę?

Nie możesz zakładać, że czytelnik po wskazówce, jakby nie była oczywista, będzie od razu w stanie wczuć się w klimat. Może po prostu nie lubi historii, ale lubi czytać. Nie wolno go za to dyskryminować. Poza tym w tym tekście akurat nie dawałbym wskazówek. Przez niedomówienie odnośnie czasu akcji, staje się uniwersalne. To była jego siła. A opisy są potrzebne, żeby móc wyobrazić sobie daną scenę.

Oczywiście ich ilość dostosowuj do potrzeb.

Przeczytałem sobie tekst jeszcze raz i już teraz nie wiem - zabił ją w końcu, czy nie? Z treści nie wynika to jednoznacznie, a mam argumenty za oboma wariantami.

Nadal uważam, że do gruntownej poprawki, ale warto to zrobić.
Dariusz S. Jasiński

6
Pochodzę z Wielkopolski, może jednak rzeczywiście dialekt.

Die Luge (u z przegłosem) oznacza kłamstwo.

Cieszę się niezmiernie, że są różnorodne interpretacje (nawet się ich nie spodziewałam;-) ).
To, że lubię historię, nie oznacza, że aluzja skierowana jest tylko do historyków. Nie podam klucza, bo ciekawa jestem jak jeszcze można to zinterpretować. djas - prześlę Ci rozwiązanie na PW, podobnie z informacją o rozstrzygnięciu.

Dzięki raz jeszcze - na pewno porawię

aaes
można pisać, gdy trzeba,

trzeba pisać, gdy można

7
Die Luge (u z przegłosem) oznacza kłamstwo.
Znam tłumaczenie, tyle, że w języku polskim nie ma przegłosów (umlautów), więc można je zapisywać jako ue, ae, czy oe. Chyba za bardzo już wrosłem we wszechobecność angielskiego i w pierwszej chwili odczytałem to jako śmierć sankowa :)

Ja osobiście umiejscowiłem akcję w wyobraźni w ameryce południowej. A może gdzieś bardziej na północ - Kuba?... To przez brodę chyba...

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński

8
Przeczytałem po raz drugi. Efekt końcowy taki sam: jestem pod wrażeniem. Jednak tym razem skupiłem się na zawartości.

Jeśli przyjąć, że wprowadzenie jest poetyckie i uznać ten zabieg za dobry - trzeba też zastanowić się nad adresatem. W prozie nadmierne upoetycznienie tekstu może nie trafić do odbiorcy nastawionego na coś łatwego. U Ciebie w pierwszym akapicie mamy ładny, acz trudny w odbiorze zabieg:
Czas zostawia na świecie piętno. Blizny te szczególnie widać na ludziach, świadkach tego, co zgotowała im historia.
Tutaj piętnem są blizny - dwa różne rzeczowniki nawiązują do jednej metafory - śladów. Sądzę, że u niektórych taki zabieg wywoła frustrację i będzie indagować babola.

Dalej:
Życie bez niej okazuje się jednak niemożliwe. Bo żyjemy dla prawdy. Przynajmniej taka jest odgórna trasa, z której niestety zbyt często zbaczamy.
Pierwsze dwa zdania nawiązują do historii - trzecie natomiast, podsumowuje pierwszą linijkę. Prawda w twoim tekście jest równa historii, staje się jedynym wyznacznikiem. Natomiast ten wyznacznik zamyka się w piętnie i bliznach - bo to historia je tworzy. Powstaje zagmatwanie godne wiersza - gdzie rozsiewasz jeden wątek w różnych zdaniach na wielu płaszczyznach.

Oczywiście, jest to wg mnie zabieg doskonały, nie mniej, balansujesz na pograniczu pseudointelektualnego bełkotu - powiem szczerze, że warto zwrócić na to uwagę. Przyznam, że drobne uproszczenie języka, pozostawiając jego poetyckość i te myśli (jednak głębokie - ale w tym wypadku trudne do rozczytania) sprawi iż przekaz będzie w łatwiejszej do odbioru formie.
Niepotrzebnie z resztą, niech lecą! Wiadomo, że spoczną w wykarczowanej prawie do reszty dżungli mojej brody. Kiedyś była tak bujna.
Tutaj nastawiłaś się na pokazanie upływu czasu. Jak już wiem z tekstu, akcja dzieje się w Drugiej Wojnie Światowej - jednak wracając do tekstu, uznałem, że owe plastyczne ukazanie czasu, który upłynął jest nietrafione. Tą linijkę uznaje za niepotrzebny bełkot - i bynajmniej nie bohatera, lecz autora.
Skazańców było zbyt wielu, bym mógł ich zliczyć, a tych, których byłem wrogiem było jeszcze więcej.
Tutaj, nawet jak na monolog - rażą powtórzenia. Zważywszy że akcent pada na "b", trafia mnie w język aż pięć razy w tym zdaniu. Bardzo niezręcznie czyta się tą linijkę.
Lepiej, że go już nie ma. Wraz z nim zniknęły namacalne dowody mojej przeszłości, ale te najważniejsze pozostają.
Biurko SS-mana służy za metaforę - bo wiemy, że dowodem ono żadnym, ale jego zawartość, już bardziej. Znowu wyszedł ci zabieg, którego głęboki sens leży pomiędzy słowami.
Raz postąpiłem inaczej, na przekór schematycznej wersji prawdy, tej widocznej na zbitej tafli lustra.
Po raz drugi zabieg z tekstem między wierszami - otóż, prawda - czyli oblicze zbrodniarza jest czymś uchwytnym tylko dla bohatera. Chcesz wprowadzić tajemniczość, lecz ona leży głębiej, niż w jego wizerunku i oczach. To, co robił i kim był wychodzi na koniec - rzucanie takiego przemyślenia, mające na celu zbudowanie i pogłębienie klimatu jest nieco chybione w tej formie. Zaznaczyłbym to inaczej:

Raz postąpiłem inaczej, na przekór temu co zwykłem widzieć w odbiciu spękanego lustra.

Sądzę, że w tym wypadku dobitniej widać, że facet się nienawidził za to, co robił. Ale to moja wersja.
- Przyjacielu! – przerwałem tą komiczną sytuację.
Znowu piszesz pomiędzy wierszami - dla mnie bójka w żaden sposób nie jest komiczna. Oczywiście, wiem dlaczego wydała się komiczna (bezsensowna, bezcelowa) dla bohatera, jednak w tym konkretnym momencie nazwanie jej komiczną jest nie na miejscu.

I tak wyszedł ci piękny tekst, który trzeba czytać pomiędzy wierszami - wszystko, co piękne utopiłaś w niedomówieniach, w niedopowiedzeniach wartych - co prawda - uwagi, lecz nazbyt ukrytych. Ja - z doświadczenia raczej - postanowiłem to wyłowić i udało mi się. Jestem przekonany, że odbiorcy byli by bardziej zachwyceni, gdybyś odeszła nieco od poetyczności i zastosowała prosty zabieg - czasem napisała prawdę.

Historia człowieka z obozu, zbrodniarza zawiązuje się na końcu. Pokazałaś jego ludzką twarz, której tak na prawdę nie ma. Okłamywał się - dopełniłaś puenty. Tekst - jak wspomniałem - jest świetny, ale trudny. Czy to dobrze? Zobaczysz sama, po komentarzach - czasem warto wybiec do czytelnika z otwartymi rękoma (czyt. tekstem).
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9
Dziękuję serdecznie za opinie, do rad będę się stosować ;-)
można pisać, gdy trzeba,

trzeba pisać, gdy można
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron