___Uświadomiłem sobie, że nadszedł czas, abym zdecydował sam o własnym przeznaczeniu.
___Ciepły, jesienny dzień dobiegał pomału końca. Szedłem kolorowym deptakiem wsłuchany w odgłosy płynącej wzdłuż niego rzeki. Kojący szum uspokajał mnie, choć nigdy dotąd nie zwróciłem nawet uwagi, że jest słyszalny. Lecz dziś było inaczej. Dziś musiało być inaczej.
___Minąłem starą, rozłożystą lipę, przy ktorej poraz pierwszy wyznałem dziewczynie miłość. Ciągle jeszcze widoczne było koślawe serce przebite strzałą, które wspólnie wyryliśmy. To wspomnienie wywołało kolejną lawinę myśli w mojej głowie. Przed oczami, jak w kalejdoskopie, przetoczyły się obrazy tak idylliczne, że tęsknota za nimi ścisnęła mnie za gardło. Na chwilę wstrzymałem oddech. Poczułem niewypowiedzianą pustkę, a żrąca gorycz zaczęła wypalać mi serce od środka. Odruchowo usiadłem na pobliskiej ławce.
___Po dłuższej chwili dotarło do mnie, że obok mnie siedzą dwie starsze panie i dość głośno rozmawiają, nie zwracając uwagi, że mają towarzystwo. Jedna z nich opowiadała drugiej o jakimś młodym mężczyźnie, który na cztery godziny sparaliżował ruch kolejowy pod Poznaniem usiłując skoczyć z wiaduktu na trakcję elektryczną. Po zakończonej relacji obie dawały wyraz swojej dezaprobacie dla takiego działania. W pewnym momencie usłyszałem:
___- Dzisiaj młodym to jedynie głupoty w głowie.
___Już miałem włączyć się do rozmowy, kiedy moich sąsiadek podszedł starszy jegomość z parasolem, którego używał zapewne jako laski. Wstałem więc i podążyłem dalej w swoją stronę.
___Zdałem sobie sprawę jak mało u ludzi zrozumienia, jak łatwo przychodzi im szufladkowanie innych i ocenianie rzeczy, o których nie mają pojęcia. To tak, jakby ktoś, kto nigdy nie był w górach próbował przekonać kogoś, że stojąc nad przepaścią nie czuje się strachu przed upadkiem w dół.
___Deptak w pewnym momencie skończył się i szedłem teraz główną drogą. Idąc powoli dotarłem wreszcie do najważniejszego punktu mojej wędrówki. Był to znak informacyjny z przekreśloną nazwą mojego miasta. W tym miejscu miałem porzucić swoją nieszczęsną tratwę i wyrwać się z oków morza, które tak długo mnie więziło. W tym miejscu kończył się jeden rozdział mojego życia, a zaczynał następny.
___Zdjąłem czarny, wysłużony plecak, wziąłem potężny zamach i wyrzuciłem go do rzeki.
___W tym plecaku było wszystko, co przypominało mi o przeszłości. Zdjęcia rodzinne, mój pierwszy pamiętnik, zielony podkoszulek z podpisami wszystkich kolegów z klasy. Po prostu wszystko.
___Plecak wpadł do wody z głośnym pluskiem. Plusk szybko ucichł, a jego miejsce wypełniło narastające brzęczenie.
___Zerwałem się z łóżka, jak zwykle kiedy ze snu wyrywało mnie dzikie wrzeszczenie budzika.
___- Cholera, to znowu tylko sen. - powiedziałem sam do siebie.
___I po raz kolejny przyrzekłem sobie, że wkrótce go urzeczywistnię. Porzucę tratwę. Będę szczęśliwy.
[ Dodano: Wto 19 Sty, 2010 ]
Wychwyciłem własny błąd. Oczywiście ma być: której po raz pierwszy.SirJoker pisze:ktorej poraz pierwszy
Ech, szkoda, że nie można edytować ...