Tratwa [M]

1
___Zmęczyło mnie już pływanie na wiotkiej jak liść tratwie przeznaczenia. Bezkresne morze smutku wzburzone burzą ludzkich uczuć nie zamierzało chyba nigdy o mnie zapomnieć i rzucało moją rachityczną łupiną po wszystkich swoich zakątkach. Baldachim czarnych od gniewu i nienawiści chmur przesłaniał każdy fragment nieba. Nieba, które kiedyś było aleją stąpającego po nim słońca.
___Uświadomiłem sobie, że nadszedł czas, abym zdecydował sam o własnym przeznaczeniu.
___Ciepły, jesienny dzień dobiegał pomału końca. Szedłem kolorowym deptakiem wsłuchany w odgłosy płynącej wzdłuż niego rzeki. Kojący szum uspokajał mnie, choć nigdy dotąd nie zwróciłem nawet uwagi, że jest słyszalny. Lecz dziś było inaczej. Dziś musiało być inaczej.
___Minąłem starą, rozłożystą lipę, przy ktorej poraz pierwszy wyznałem dziewczynie miłość. Ciągle jeszcze widoczne było koślawe serce przebite strzałą, które wspólnie wyryliśmy. To wspomnienie wywołało kolejną lawinę myśli w mojej głowie. Przed oczami, jak w kalejdoskopie, przetoczyły się obrazy tak idylliczne, że tęsknota za nimi ścisnęła mnie za gardło. Na chwilę wstrzymałem oddech. Poczułem niewypowiedzianą pustkę, a żrąca gorycz zaczęła wypalać mi serce od środka. Odruchowo usiadłem na pobliskiej ławce.
___Po dłuższej chwili dotarło do mnie, że obok mnie siedzą dwie starsze panie i dość głośno rozmawiają, nie zwracając uwagi, że mają towarzystwo. Jedna z nich opowiadała drugiej o jakimś młodym mężczyźnie, który na cztery godziny sparaliżował ruch kolejowy pod Poznaniem usiłując skoczyć z wiaduktu na trakcję elektryczną. Po zakończonej relacji obie dawały wyraz swojej dezaprobacie dla takiego działania. W pewnym momencie usłyszałem:
___- Dzisiaj młodym to jedynie głupoty w głowie.
___Już miałem włączyć się do rozmowy, kiedy moich sąsiadek podszedł starszy jegomość z parasolem, którego używał zapewne jako laski. Wstałem więc i podążyłem dalej w swoją stronę.
___Zdałem sobie sprawę jak mało u ludzi zrozumienia, jak łatwo przychodzi im szufladkowanie innych i ocenianie rzeczy, o których nie mają pojęcia. To tak, jakby ktoś, kto nigdy nie był w górach próbował przekonać kogoś, że stojąc nad przepaścią nie czuje się strachu przed upadkiem w dół.
___Deptak w pewnym momencie skończył się i szedłem teraz główną drogą. Idąc powoli dotarłem wreszcie do najważniejszego punktu mojej wędrówki. Był to znak informacyjny z przekreśloną nazwą mojego miasta. W tym miejscu miałem porzucić swoją nieszczęsną tratwę i wyrwać się z oków morza, które tak długo mnie więziło. W tym miejscu kończył się jeden rozdział mojego życia, a zaczynał następny.
___Zdjąłem czarny, wysłużony plecak, wziąłem potężny zamach i wyrzuciłem go do rzeki.
___W tym plecaku było wszystko, co przypominało mi o przeszłości. Zdjęcia rodzinne, mój pierwszy pamiętnik, zielony podkoszulek z podpisami wszystkich kolegów z klasy. Po prostu wszystko.
___Plecak wpadł do wody z głośnym pluskiem. Plusk szybko ucichł, a jego miejsce wypełniło narastające brzęczenie.
___Zerwałem się z łóżka, jak zwykle kiedy ze snu wyrywało mnie dzikie wrzeszczenie budzika.
___- Cholera, to znowu tylko sen. - powiedziałem sam do siebie.
___I po raz kolejny przyrzekłem sobie, że wkrótce go urzeczywistnię. Porzucę tratwę. Będę szczęśliwy.

[ Dodano: Wto 19 Sty, 2010 ]
SirJoker pisze:ktorej poraz pierwszy
Wychwyciłem własny błąd. Oczywiście ma być: której po raz pierwszy.
Ech, szkoda, że nie można edytować ...

2
SirJoker pisze:wzburzone burzą
nie brzmi najlepiej

Poza tym zmęczyłem się troszkę tym pierwszym akapitem - myślę, że troszkę przebarwiony.
SirJoker pisze:kiedy moich sąsiadek
brakuje "do"
SirJoker pisze:Zerwałem się z łóżka, jak zwykle kiedy ze snu wyrywało mnie dzikie wrzeszczenie budzika.
Zerwałem - wyrwało - trochę mi trzeszczy.
SirJoker pisze:___- Cholera, to znowu tylko sen. - powiedziałem sam do siebie.
Niepotrzebna kropka po "sen".

Ten tekst troszkę nijaki. Napisany nawet za ładnie, przez co dla mnie był trudny do przebrnięcia, zwłaszcza początek. Ale poprzedni kawałek o palaczu zaciekawił mnie i rozbawił. Ten nie zostawił żadnych wrażeń.

Błędy wynikają raczej z niedopracowania, niż z braku umiejętności pisania, więc po prostu do poprawki.

Masz fajne możliwości, ale chyba powinieneś pokazać nam coś troszkę dłuższego. Czekam z ciekawością :)

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński

3
Ciekawe, acz krótkie.

p.s. "wyrwać się z oków morza" --> okowów

MARTI EDIT:
Proszę zamieszczać bardziej rozbudowane komentarze dotyczące tekstu, tak aby autor mógł wyciągnąć ciekawsze wnioski dotyczące jego twórczości.
Ostatnio zmieniony wt 19 sty 2010, 16:18 przez Gatto, łącznie zmieniany 1 raz.
Vivat Polonia Frustrata!

4
Podchodziłem do tego tekstu sceptycznie z myślą: kolejna ckliwa miniaturka. Okazało się, że niepotrzebnie ją zaszufladkowałem...

Coś ciekawego się tutaj spłodziło - cicha analiza życia, której katalizatorem jest zapisany (opowiedziany w tym wypadku) sen. Dwa zabiegi spodobały mi się: plastyczność metafor i skupienie się na detalach, tych istotnych dla bohatera, przez co ważnych dla całości. Początek jest dobrze poprowadzony, widać, że myśli narratora obrazują sztorm, niepokój, później dochodzisz do parku i... i jest kilka takich niezręczności, które postaram się objaśnić.

Tworząc szkic sytuacyjny, warto skupić się na rzeczach najistotniejszych, ukazując to co się dzieje w łatwy (co nie znaczy prosty) sposób. Takie zdanie:
[1]Po dłuższej chwili dotarło do mnie, że obok mnie siedzą dwie starsze panie i [2]dość głośno rozmawiają, nie zwracając uwagi, [3]że mają towarzystwo. [4]Jedna z nich opowiadała drugiej o jakimś młodym mężczyźnie, który na cztery godziny sparaliżował ruch kolejowy [5]pod Poznaniem usiłując skoczyć z wiaduktu na trakcję elektryczną.
Rozbierając je na części pierwsze, widzę całą sytuacją - to dobrze, ale tak po prawdzie, całość nie jest ani plastyczna, ani w miarę klimatyczna i nieco pokraczna w stosunku do wcześniejszej narracji.

[1] - Jeśli siedział sobie i nie zobaczył (nie zwrócił uwagi), na dwie panie, to nie mogło to do niego dotrzeć, bo musiałby nad tym rozmyślać (dotarło do mnie = zrozumiałem).
[2] - dość głośno rozmawiają - dla narratora może i to istotne, ale ja, czytelnik nie widzę tego dość. Poza tym, to że rozmawiają jest rzeczą naturalną i w zasadzie każda rozmowa, jeśli nie dokleisz do niej skali natężenia głosu, będzie naturalna. Dlaczego więc nie zapisać rozmawiają? Gdybyś chciał to wyolbrzymić, zaznaczyć jakiś specjalny atrybut, możesz dodać: przekrzykiwały się, rozmawiały konspiracyjnie, darły gardła, szeptały, itd...
[3] - Czy bohater im towarzyszył, czy po prostu sobie siedział z boku?
[4[ - Rozmawiały, bohater nie zwracał na nie wcześniej uwagi i na raz dokładnie opisuje, że jedna mówi drugiej. Uznałem to na usilne umiejscowienie dialogu. Poza tym, siedzą we dwie i jedna mówi drugiej...
[5] - pod Poznaniem to takie wrzucenie na silę. Nic mi to nie mówi - ten detal, mający na celu wskazanie, gdzie dzieje się akcja można by pominąć albo zrobić z niego coś jeszcze mniej umiejscowionego...

Powyższe uwagi mają na celu wskazanie, dlaczego uważam, że tutaj narrator się nie sprawdza. Teraz, zamienię nieco kilka rzeczy:

Dopiero po dłuższej chwili zwróciłem uwagę na siedzące obok mnie dwie starsze panie. Rozmawiały o jakimś młodym mężczyźnie, który na cztery godziny sparaliżował ruch kolejowy gdzieś pod Poznaniem, gdy usiłował skoczyć z wiaduktu na trakcję elektryczną.

Podsumowując, miniatura dobra i ciekawa. Metafory świetne (przy czym podoba mi się wzburzone burzą) i widzę, że sprawdzasz się w takiej narracji. Natomiast gorzej ci idzie jak opisujesz coś z boku i to warto poćwiczyć.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”