Chwilowy wytwór szalonej wyobraźni.

1
No cóż... pozostawiam Waszym opiniom :)

~
Auto przyjechało pod lotnisko.
Wsiadłem na tylne siedzenie trzymając ze sobą podręczny bagaż złożony z małej, skórzanej aktówki. Wyciągnąłem papierosa. Kierowca przypominający arabskiego nauczyciela matematyki zobaczył mnie w lusterku.
- Tu nie wolno palić - powiedział z niedbałym akcentem.
- Więc wysadź mnie przy najbliższym parkingu - odparłem chwytając zapalniczkę.
Mężczyzna jęknął, podrapał się po policzku i zatrzymał furgonetkę kilkadziesiąt metrów dalej.
- Sto pięćdziesiąt - mruknął.
Sięgnąłem do kieszeni, odliczyłem podaną kwotę. Podałem pieniądze zdziwionemu kierowcy, po czym wysiadłem z wozu. Facet spuścił szybę wychylając głowę.
- Gościu, chcesz wylądować w pudle za oszustwo, czy zapłacisz?
Zmieszany zatrzymałem się. Wyciągnąłem portfel i kolejne banknoty, tym razem po pięćdziesiąt, wręczyłem arabskiemu matematykowi. On spojrzał na mnie, najpierw niechętnie spode łba, później wziąwszy kasę włożył ją sobie do ust. Odgryzł mniej więcej połowę jednej pięćdziesiątki. Czułem na twarzy powiew gorąca. Co robi ten zasrany kierowca do cholery?
- Dobre. Całkiem niezłe… prosto z banku - rzucił jak gdyby nigdy nic.
Żując mlaskał niemiłosiernie. Mnie aktualnie zalewała krew.
- Stary, pogięło Cię? Żresz pieniądze?
- No… a co w tym dziwnego?
- Przecież ja ci zapłaciłem! Dwa razy!
- O nie! Tego już za wiele - widziałem złość w jego oczach. - Na drzwiczkach wyraźnie jest napisane, że przyjmuję jedynie żetony na wesołe miasteczko. Żadnych gum, balonów, pączków. Czytać nie umiesz?
Spojrzałem na karoserię. Faktycznie. Pojedyncze, powycinane z gazety litery tworzyły napis treścią zgodny z tym, co powiedział ten dziwny gościu.
- Ale ja nie mam żetonów!
- To w portfelu trzymasz tylko gumy do żucia - spytał.
Mówił powoli, jakby rozmawiał z czubkiem. Dopiero zacząłem zdawać sobie sprawę, że przypadkowi przechodnie patrzą na mnie jak na wariata, a wokół samochodu zaczyna zbierać się mała grupka gapiów. Wykorzystałem moment i podszedłem do pierwszej blondynki, która stała tuż za niskim mężczyzną. Swoją drogą wyglądał on jak stary, arabski nauczyciel matematyki.
- Przepraszam. Mógłbym pożyczyć od Ciebie sto pięćdziesiąt żetonów? - zapytałem grzecznie.
- Nic za darmo chłopczyku - odpowiedziała.
Chłopczyku? Przecież jestem po trzydziestce, mam kilka siwych włosów oraz postarzający ubiór. Czy ja wyglądam na chłopczyka?
- Mam trochę… gumy do żucia. Chcesz?
- Ale z Ciebie żartowniś! Mam mnóstwo pieniędzy, nie chcę ich. Chcę Ciebie.
- Co?!
- Za każde pięćdziesiąt żetonów dasz mi jednego buziaka. Zgoda?
Zaśmiałem się. Dziewczyna była ładna, miała wiśniowe, duże usta. Bez wahania zbliżyłem się. Cmok.
Ledwie odkleiłem się od jej ust, a już dostałem torebką po twarzy.
- Co Ty robisz, dupku?!
- Całuję Cię!
Popatrzyłem na blondynkę oniemiały. Przede mną nie stała długonoga piękność, a George Clooney. Na dodatek w samych slipach. Obskoczyła go pewna blondynka o wiśniowych ustach. Rozejrzałem się. Wzruszyłem ramionami. Z aktówki wypchanej żetonami wyjąłem sto pięćdziesiąt sztuk i zapłaciłem kierowcy.
- Wreszcie, tym razem nie wylądujesz w pudle - powiedział arab z papierosem w gębie.
- Dzięki za podwiezienie. Trzymaj się - odpowiedziałem.
Odprowadziłem wzrokiem odjeżdżającą furgonetkę.
~
Bezzwłocznie ruszyłem do marketu.
Przeszukałem sklepowe półki. Znalazłem kilka wysuszonych bułek, jedną, pustą butelkę po coli oraz dwie puszki zjedzonych wcześniej makreli. Postawiłem produkty na taśmie. Ba, nawet sam na niej stanąłem. Po chwili sprzedawca podniósł mnie i przeskanował. Usłyszałem głośne “pik!”.
- Sto pięćdziesiąt - powiedziałem znużony monotonną pracą.
Mężczyzna wyjął z kasy woreczek z balonami.
- Przelicz - odparł.
- Obejdzie się, ufam Ci. W końcu jesteś arabskim nauczycielem matematyki. - Odpowiedziałem chowając balony do jednej z puszek, którą później zostawiłem w aktówce.
Zabrałem zakupy wychodząc ze sklepu.
~
Minąłem kilka ulic. Trafiłem pod drzwi własnego domu. Wszedłem do środka. Żona - blondynka o wiśniowych ustach przywitała mnie jak zawsze. Krzykiem.
- Gdzie ty się tyle podziewałeś?
- Właśnie wracam z lotniska.
- A co ty robiłeś na lotnisku - spytała szorując jedną z tych nowych, zardzewiałych gdzieniegdzie porysowanych patelni.
- Piłem sok truskawkowy
- Aha. I może jeszcze powiesz, że zapłaciłeś za niego gumą-kulką?
- Nie, kochanie na lotnisku przyjmują tylko kredki - odpowiedziałem rozpakowując zakupy.
- Taa… różowe. Idź, napraw wreszcie ten kran w łazience.
- ŻÓŁTE! - poprawiłem ją.
- Zejdź mi z oczu.
~
Idąc do łazienki przywitałem się z dziećmi.
Mam córeczkę, blondynkę - wykapana mamusia oraz syna. Będzie on w przyszłości nauczycielem matematyki.
- Tatusiu! Tatusiu! Wreszcie wróciłeś z pracy - przekrzykiwały się wesoło.
- Wróciłem. I zarobiłem dużo pieniążków!
- Ale tato! Po co Ci pieniążki?
- Sam nie wiem. A co chcielibyście w zamian?
- Balony - odpowiedziała dziewczynka.
- Żetony na wesołe miasteczko - powiedział chłopczyk.
Skończyłem rozmowę z dziećmi obiecując, że kiedyś na pewno przyniosę im balony i żetony. Zająłem się pracą w łazience. Odkręciłem, przekręciłem, wyciągnąłem, odłożyłem… na końcu wymieniłem uszczelkę. Dla wypróbowania umyłem twarz, lecz zamiast wody w kranie leciał sok truskawkowy. Wytarłem się ręcznikiem. Nagle usłyszałem z dołu głos żony:
- Zarobiłeś coś dzisiaj?!
- Tak, worek balonów i sporo żetonów - odparłem.
- Kiedy zaczniesz zarabiać prawdziwe banknoty - krzyknęła wściekła.
- Przecież to zwykłe gumy do żucia - odpowiedziałem z uśmiechem.
- Tak, a z kranu płynie sok truskawkowy… - wymamrotała kręcąc głową.
Spojrzałem w lustro.
Zobaczyłem bogatego, dobrze ubranego mężczyznę po trzydziestce. To ja. W ręku trzymam aktówkę, zapewne wypchaną banknotami. Za mną stoi rozpromieniona kobieta, która podaje dzieciom sok truskawkowy. Córka wyciąga z kieszeni mojego płaszcza kolorowy balon, a syn z drugiej strony przelicza żetony na wesołe miasteczko. Zapewne w przyszłości zostanie, tak jak ojciec, nauczycielem matematyki.
Zamknąłem oczy. Spojrzałem jeszcze raz, lecz lustro nie wisiało już w tamtym miejscu.
~Dlaczego nie można pisać w powietrzu?~

2
Pomysł? W praktyce nie wiem, jak klasyfikować ten tekst. Teoretycznie ma on rację bytu, jakieś podstawy, zawiłą, pieruńsko zawiłą fabułę - przynajmniej ja tak uważam, bo w pewnych momentach się gubiłem, a powrót na właściwe tory był, doprawdy, wyzwaniem - i elementy fantastyczne. Może inaczej - to dziwne dzieło wieńczy takie żartobliwe zabarwienie. I nie są to kolory różu, ba!... błędy czynią go strasznie wyblakłym. Przypatrz się:
Velidrane pisze:Mężczyzna jęknął, podrapał się po policzku i zatrzymał furgonetkę kilkadziesiąt metrów dalej.
Problem w tym, że czytelnik nie zdążył nawet wytworzyć obrazu ruszającej taksówki, kiedy Ty, narzuciłeś mu inny - zatrzymujący się samochód. Kwestie: gdzie? jak? kiedy? - mówiąc ogólnie, pozostawiam indywidualnym upodobaniom - jedni mogą wymagać takich informacji, ja nie. Na ogół, lepiej się zabezpieczyć na wszystkie fronty.
Velidrane pisze:Sięgnąłem do kieszeni, odliczyłem podaną kwotę. Podałem pieniądze zdziwionemu kierowcy, po czym wysiadłem z wozu. Facet spuścił szybę wychylając głowę.
- Gościu, chcesz wylądować w pudle za oszustwo, czy zapłacisz?
Oczywiście mowa o oszustwach podatkowych. Żartuje. Klient odliczył podaną sumę. Pan taksówkarz zadaje jednak dziecinne, wydawałoby się, pytanie: "Czy zapłacisz?". Uprzedzam, że klient zrobił to wcześniej, podług tego, co napisałeś. Ogólnie zrobił się niezły zamęt, za sprawą ostatniej części cytowanego fragmentu. Wytnij to, czytelnik się domyśli. Instynktownie.
Velidrane pisze:Zmieszany zatrzymałem się. Wyciągnąłem portfel i kolejne banknoty, tym razem po pięćdziesiąt, wręczyłem arabskiemu matematykowi. On spojrzał na mnie, najpierw niechętnie spode łba, później wziąwszy kasę włożył ją sobie do ust.
Niepotrzebny zaimek. Unikaj ich.
Velidrane pisze:Żując mlaskał niemiłosiernie. Mnie aktualnie zalewała krew.
Prowadzisz narrację trzecioosobową, mówiąc o czynnościach dokonanych. Wydzielona część zdania zarysowuje czynność dokonywującą się - błąd w zestawieniu czasów.
Velidrane pisze:- Stary, pogięło Cię? Żresz pieniądze?
Na przyszłość - to nie list, tylko tekst fabularny, więc pisanie z dużej litery, w formie grzecznościowej, odstawiamy na bok.
Velidrane pisze:- To w portfelu trzymasz tylko gumy do żucia - spytał.
A mnie tutaj brakuje odpowiedniego znaku interpunkcyjnego.
Velidrane pisze:Popatrzyłem na blondynkę oniemiały. Przede mną nie stała długonoga piękność, a George Clooney.
Ta konstrukcja, z wiadomych językowych pobudek, nie ma prawa bytu ;)
Velidrane pisze:Bezzwłocznie ruszyłem do marketu.
Przeszukałem sklepowe półki. Znalazłem kilka wysuszonych bułek, jedną, pustą butelkę po coli oraz dwie puszki zjedzonych wcześniej makreli. Postawiłem produkty na taśmie. Ba, nawet sam na niej stanąłem. Po chwili sprzedawca podniósł mnie i przeskanował. Usłyszałem głośne “pik!”.
- Sto pięćdziesiąt - powiedziałem znużony monotonną pracą.
Mężczyzna wyjął z kasy woreczek z balonami.
- Przelicz - odparł.
- Obejdzie się, ufam Ci. W końcu jesteś arabskim nauczycielem matematyki. - Odpowiedziałem chowając balony do jednej z puszek, którą później zostawiłem w aktówce.
Zabrałem zakupy wychodząc ze sklepu.
Podniósł go... Przeskanował... Taak. To tekst fantasy? Czy niby taki "jajacarski"?

Nie powiem - pewne schematy przełamałeś aż do przesady. Chociaż widziało się jeszcze ciekawsze... odskocznie, tak to nazwijmy. Miałeś może okazję oglądać premierowy odcinek The Journeyman? Tam widz zostaje wrzucony do worka, gdzie rozgrywa się akcja. Nie wiesz nic. Nie znasz nikogo. I musisz sobie z tym wszystkim poradzić - stworzyć pewien schemat, bohaterów objąć pewnym hierarchizującym systemem. W tym tekście czytelnik spotyka się z tym samym motywem - motywem rzucenia na głęboką wodę. W samych slipkach, na dodatek ;)

Podobało mi się, chociaż tak do końca nie wiem, o czym to było. Temu tworowi brakuje narządu pompującego krew, kręgosłupa - jakiekolwiek przypisujemy określenie, wychodzi na to samo.

3
Bardzo dziękuję za porady. Przydadzą się na przyszłość.

Głównie chodziło mi o przedstawienie człowieka, który stara się wypełnić swój ojcowski obowiązek, chce zapewnić rodzinie byt. Ponadto użera się z wiecznie niezadowoloną żoną, bo takowej zależy jedynie na pieniądzach (dzieci oraz mąż przestały się liczyć). Ciężko mu sprostać wymaganiom ukochanej jednocześnie nie zaniedbując potomnych. I choć zarabia, kocha swoją rodzinę... to całe piękno jego sytuacji jest widoczne jedynie dla obcych ludzi, jak na obrazku (odbicie w lustrze).

Z aktówki wypchanej żetonami wyjąłem sto pięćdziesiąt sztuk i zapłaciłem kierowcy.
żetony symbolizują pieniądze, formę zapłaty, którą można z łatwością wydawać. Wyobraźcie sobie dzieci "pochłaniające" wielkie ilości gum kulek lub wizyty w wesołym miasteczku, gdzie żetony praktycznie rozpływają się jeden po drugim.
Velidrane napisał/a:
- Stary, pogięło Cię? Żresz pieniądze?

Na przyszłość - to nie list, tylko tekst fabularny, więc pisanie z dużej litery, w formie grzecznościowej, odstawiamy na bok.
Ups. Przeoczenie.

Nie powiem - pewne schematy przełamałeś aż do przesady. Chociaż widziało się jeszcze ciekawsze... odskocznie, tak to nazwijmy. Miałeś może okazję oglądać premierowy odcinek The Journeyman? Tam widz zostaje wrzucony do worka, gdzie rozgrywa się akcja. Nie wiesz nic. Nie znasz nikogo. I musisz sobie z tym wszystkim poradzić - stworzyć pewien schemat, bohaterów objąć pewnym hierarchizującym systemem. W tym tekście czytelnik spotyka się z tym samym motywem - motywem rzucenia na głęboką wodę. W samych slipkach, na dodatek ;)
Miałam okazję zobaczyć kilka odcinków, również premierowy :) Chyba mi o to chodziło.

Podobało mi się, chociaż tak do końca nie wiem, o czym to było. Temu tworowi brakuje narządu pompującego krew, kręgosłupa - jakiekolwiek przypisujemy określenie, wychodzi na to samo.
Popracuję nad tym przy innym tekście o podobnej formie. Aczkolwiek trafne spostrzeżenie, czytając to jako autor nie zauważyłam tak ogromnego błędu.
~Dlaczego nie można pisać w powietrzu?~

4
To rzucenie na głęboką wodę, czy jak to nazwaliśmy "motyw rzucenia na głęboką wodę" dodatkowo w samych slipkach, podoba mi się najbardziej

Zbuduj szkielet, taki wyraźny, i na nim opieraj swoją powieść, przyczepiając coraz to inne włókna mięśniowe, że tak się wyrażę - nie musi ich być od groma, wystarczy kilka zwrotów akcji, motywów, wątków, z tym, że powinny być porządnie opracowane. Wyciśnij z nich co tylko się da

5
Rozumiem.
Gdy tylko znajdę chwilę wolnego (Ha! Rozpoczynamy ferie zimowe na Dolnym Śląsku proszę państwa!) od razu wezmę się do pracy. Jak powszechnie wiadomo - człowiek uczy się na błędach.

Pozdrawiam
~Dlaczego nie można pisać w powietrzu?~

6
Velidrane pisze:trzymając ze sobą podręczny bagaż złożony z małej
Wyrzuć ze sobą
Velidrane pisze:Kierowca przypominający arabskiego nauczyciela matematyki zobaczył mnie w lusterku
Czym się charakteryzuje arabski nauczyciel matematyki? Też chcę wiedzieć, jak zobaczę takiego.
Velidrane pisze:Zmieszany zatrzymałem się. Wyciągnąłem portfel i kolejne banknoty, tym razem po pięćdziesiąt
No to odliczył tę kwotę wcześniej, czy nie. I jakimi banknotami płacił dotąd?
Velidrane pisze:- Przepraszam. Mógłbym pożyczyć od Ciebie sto pięćdziesiąt żetonów? - zapytałem grzecznie.
piszesz list? ciebie - małą literą.
Velidrane pisze:- Obejdzie się, ufam Ci. W końcu jesteś arabskim nauczycielem matematyki. - Odpowiedziałem
Bez kropki przed myślnikiem i zacznij małą literą.
Velidrane pisze:- ŻÓŁTE! - poprawiłem ją.
Powiedział to wielkimi literami?

Szczerze mówiąc nie wiem, co napisać. Tekst był tak zakręcony, że w głowie mi się zakołowało.
Dla mnie bohater nie jest normalny. Dlatego też w pewnym momencie zrozumiałem, że poprawianie Twojego tekstu nie ma sensu, bo on sam jest bez sensu, jak wizje osoby chorej psychicznie (dotyczy to oczywiście postaci). Mnie się to nie podobało. Lubię, jak w treści znajdę jakiś punkt zaczepienia. Tu nie było nic pewnego i nawet nie próbowałaś niczego wyjaśnić.
Velidrane pisze:Głównie chodziło mi o przedstawienie człowieka, który stara się wypełnić swój ojcowski obowiązek, chce zapewnić rodzinie byt.
Dobrze, że to napisałaś, bo nie było to takie oczywiste.

Nie czepiam się stylu, ani treści, bo nie potrafię ocenić, czy to jest napisane dobrze, czy nie. To tak jak ze sztuką nowoczesną. Dla mnie nie przedstawia żadnej wartości - nie znam się na niej. Lubię pięknie namalowane obrazy, w których z przyjemnością doszukuję się drobnych szczegółów, zapierających dech w piersiach. Tak samo jest z pisaniem. Wolę piękno, niż karykaturę, czy sztuczny artyzm, choć nie pogardzę rozrywką.
Nie podobało mi się zupełnie. Nie znam się na takim rodzaju literatury, więc jestem całkowicie na nie.
Dariusz S. Jasiński
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”