Magicny kamień [fantasy]

1
Prolog


Goniec pospiesznie pobiegł do swojego władcy, naczelnika Zurugu Kseona. Nie zdążył nawet zjeść, więc wiedział że pojedzie na głodnego. Jak zwykle musiał się udać do jego gabinetu w ratuszu. Wyszedł więc z domu i pobiegł na rynek. Kręciło się po nim kilku ludzi.
Jego gabinet znajdował się na 1 piętrze. Po drodze zdążył powiedzieć stajennemu aby uszykował mu konia i ubiór.
Naczelnik Kseon siedział jak zwykle na tym samym fotelu.
- Złe rzeczy się dzieją, oj złe drogi Damonie. – wstał i podszedł do okna za którym lał deszcz. – Przed chwilą zjawił się u nas jeden ze szpiegów których wysłałem do orków. Oni zbierają wojsko! Jednak nie szykują się do wojny w najbliższym czasie. Na całe szczęście. Jednak my nie możemy próżnować. Pojedziesz z tą wiadomością do Deroku. – wyjął znaną bardzo dobrze wszystkim gońcom złotą tubę w której był list – Wręczam ci tą wiadomość, ponieważ jesteś moim najlepszym gońcem. – wręczył mu tubę. - Jednak i tak musisz złożyć przysięgę. Wiesz o tym.
Damon ukląkł na jedno kolano i powiedział.
- Ja Damon Kowerbrand goniec królewski pod protektoratem naczelnika Zurugu przysięgam trzymać wiadomość przy sercu, nigdy jej nie opuszczając , nie oddać jej nieprzyjacielowi, oraz walczyć o nią nie zważając na życie. Tak mi dopomóż Bóg.
- Jedz już. – pożegnał się z nim Kseon
Jak zwykle miał już uszykowanego konia. Musiał się tylko ubrać i założyć tubę pod ubranie.
Ruszył w wicher mijając tylko spłoszone dzieci i przyglądających się ich rodziców.
Nie wiedział jak ważną wiadomość niósł.





Rozdział I


- Bardzo dobrze panie Lander orki, nasz południowo-zachodni sąsiad, przybyły z zachodu z nieznanego nam kraju – rzekł pan Damelot niejako zaskoczony odpowiedzią Malcolma.
Nic dziwnego Malcolm uczył się już od dwóch tygodni, żeby nie zrobić wstydu swojej rodzinie. Nie wyobrażał sobie powrotu do domu z nieznanym egzaminem. Ojciec wysłał go do najlepszego uniwersytetu w Deroku zapłacił całą furę pieniędzy, po to aby go przyjęli. To byłoby straszne – myślał Malcolm. W tym czasie pan Damelot zadał mu pytanie.
- Co zmusiło krasnoludy do wyjścia z Gór Czerwonych wędrówki przez Dalessie i znaleźenia sobie nowej kryjówki w Górach Nowych?
Po chwili zastanowienia Malcolm odparł
- Orki z nieznanych przyczyn przywędrowały do Dalesii. Po wielu próbach zagarnięcia ludziom ich terenu postanowiły zabrać krasnoludą ich siedziby – Malcolm zawahał się ponieważ gdy się uczył zagadnień z przybycia orków do Dalesii przeszkadzał mu jego przyjaciel Lambert, po chwili zastanowienia ciągnął dalej - Krasnoludy które mierzyły średnio 150 centymetrów nie mogły dać rady 200 centymetrowym orką. Te wykorzystując swoją przewagę wygoniły krasnoludy z Gór Czerwonych i zajęły ich miasta. Zrozpaczone krasnoludy szukały gdzieś schronienia, ale nie dla nich były lasy elfów i otwarte przestrzenie ludzi. Zdecydowały więc o zagospodarowaniu gór znajdujących się na południowym wschodzie. Góry te nazwano górami Nowymi, ponieważ nikt ich jeszcze nie widział i nie były zaznaczane na mapach. Te wydarzenia miały miejsce 250 lat temu – zakończył Malcolm nieśmiało spoglądając na pan Damelot.
Ten wziął do ręki kartkę, zamoczył w atramencie pióro i napisał parę słów. Pod dokumentem podpisał się swoim charakterystycznym podpisem. Wiele razy zastanawiali się czy jest to jakiś nieznany język, czy po prostu pan Lambert tak niewyraźnie pisze. Po podpisaniu zgiął kartkę i włożył do koperty. Malcolm z niecierpliwieniem i obawą przed wyrokiem nauczyciela spoglądał na niego. Ten wręczył mu kopertę i rzekł:
- Gratuluje panie Lander 100% proszę wręczyć ten list pani Anastazji w sekretariacie rektora – Malcolm nie wytrzymał krzyknął głośno wziął kopertę i uścisnął Damelotowi rękę - Dawno już nie mieliśmy takiego ucznia, ojciec powinien być z ciebie dumny – rzekł z uśmiechem Damelot. Malcolm też nie krył radości.
Gdy chciał otworzyć drzwi Damelot rzekł
- Byłbym zapomniał. Proszę wezwać panią Kathrie Halembeck.
- Oczywiście.
Wyszedłszy na korytarz uczelni wzrokiem szukał Kathrine. Nie musiał jej długo szukać, wyróżniała się urodą. Miała blond włosy, niebieskie oczy i wspaniałą figurę. Podszedł do niej i wstydliwie rzekł:
- Pani następna.
- Dziękuj za informacje – wstała uśmiechnęła się do niego on odpowiedział jej tym samym. Spoglądał teraz na nią gdy zmierzała do sali. Odwrócił się gdy do niej weszła i poszedł oddać swój list.
Po drodze rozmyślał o Kathrie. Nigdy jej nie zauważył jako dziewczyny. Nie rozumiał jego kolegów którzy zachwycali się jej urodą. Nie dostrzegał tego ponieważ był zbyt zajęty nauką. Nigdy nie interesował się dziewczynami, ciągle tylko te książki i książki. Dopiero teraz zauważył pannę Kathrie jako piękną kobietę. Stwierdził również, że bardzo mu się spodobała i miał nadzieje, że zrobił na niej takie samo wrażenie. Wiele dziewczyn się nim interesowało, on jednak odrzucał ich zaloty. Teraz jednak gdyby Kathria to robiła to by tego nie odrzucił.
Skończył swoje rozmyślania ponieważ dotarł już pod drzwi sekretariatu rektora uczelni. Wszedł tam i zrobił co do niego należało, dał list pani Anastazji. Ta poinformowała go, że już zakończył teoretyczne egzaminy, jutro czekała go walka mieczem o 10, strzelanie z łuku o 13 i alchemie o 16. Bardzo go to ucieszyło, była dopiero 15, miał cały dzień do wykorzystania.
Przechadzał się po korytarzach uczelni szukając wzrokiem Lamberta, jego przyjaciela jak i sąsiada. Mieszkali obok siebie w swoich dworkach w miejscowości Ganel za rzeką Faną. Dzieliło go od rodzinnego domu pół dnia jazdy konno.
Gdy był na korytarzu z wizerunkami poprzednich, nie żyjących już rektorów uczelni z tłumu wychwycił Lamberta. Zawołał go. Lambert w odróżnieniu od Malcolma był potężnie zbudowany jak na 17 lat. Miał szerokie bary, 185 centymetrów wysokości. W walce nie miał sobie równych. Pokonywał nawet pana Zawisze który był naszym nauczycielem walki mieczem.
- Nareszcie Cię znalazłem, gdzie byłeś?
- Zdawałem walkę mieczem, zdobyłem 100% właśnie byłem zanieść list do sekretariatu rektora – rzekł z dumą Lambert- A jak z tobą, Wiedza o Dalesii nie sprawiła ci kłopotów??
- Nie, również miałem 100% - powiedział Malcolm.
- Gratuluje! Należy nam się obiad, od dawna burczy mi w brzuchu. Chodź zapraszam cię na stołówkę tam zjemy i porozmawiamy.
Malcolm się zgodził, a że byli na wschodnim skrzydle uczelni, a stołówka była na zachodnim mieli okazję do rozmowy. Gdy szli przez okna widzieli wszystkie zabytki Deroku, czyli katedrę, zamek królewski, wieżę strażniczą. Widzieli również na korytarzach studentów różnych nastrojach, jedni rzucali się sobie w ramiona ze szczęścia, inni z płaczem uciekali kąt. Te obrazki towarzyszyły im aż do stołówki. Malcolm zauważył że wśród tych pierwszych byłą Kathrie.

©

Malcolm z trudem otworzył drzwi do pokoju. Obiad bardzo mu smakował. Szkolnych kucharzy można pochwalić. Dzisiaj było jego ulubione danie : ziemniaki, mięso z dziczyzny, oraz surówka z marchwi, kapusty i cebuli. Nie mógł się powstrzymać przed wzięciem dwóch dokładek. Lambert dziwił się, że jego przyjaciel może tyle zjeść. Gdybym tak się opychał codziennie jak bym wyglądał – myślał Malcolm.
Z trudem opadł na łóżko. Teraz marzył o głębokim śnie. Wiedział jednak, że jakby zasnął to za chwile zostałby obudzony przez sprzątaczkę która zmieni mu pościel na nową, dzieje się tak w każdą środę I tak koledzy zaprosili go do pokoju Ramira na karty, nie mógł im odmówić. No nic – myślał – muszę się zbierać o 19 zaczynają.
Wyszedł z pokoju i skierował się na wyższe piętro. Po drodze nie spotkał prawie nikogo, oprócz sprzątaczek z pościelami, przywitał się z nimi i ruszył dalej. Gdy znalazł się pod pokojem Ramira zagadał go pan Damelot.
- Dobrze, że Cię widzę.
- Czy coś się stało? – spytał zdziwiony Malcolm.
- Mam Ci coś do powiedzenia. Twój wynik z mojego egzaminu, bardzo mnie ucieszył i nie tylko mnie. Gdy rektor przeczytał mój list postanowił wręczyć Ci nagrodę na Gali w piątek.
- Jak to mnie? – z niedowierzaniem odparł Malcolm.
- Nie tylko tobie. Pamiętasz panią Halembeck? Ona też uzyskała u mnie 100%. Rektor ma dla niej też nagrodę.
- To dla mnie zaskoczenie. Dziękuję panu.
- Nie mnie dziękuj. To tylko twoja zasługa. Praca zawsze zbiera swoje żniwa – powiedział Damelot – Na mnie już czas. Dowidzenia.
- Dowidzenia.
Teraz pełen emocji nie miał ochoty na karty. Może jutro – pomyślał. Teraz chciał być sam. Wyszedł z Uczelni i udał się do ogrodu akademickiego. Tam chodził alejkami i rozmyślał..
Ogrodu był dość duży. Od reszty miasta dzielił go żywopłot, z drzewek iglastych. Widać było, że ogrodnik nie zdążył pościnać żywopłotu. Większa jego cześć pozostawała nie ścięta. Za to trawa nie miała więcej niż 2 centymetrów długości, dzisiaj była ścinana. Trawa schła w zachodzącym Słońcu. Zapach siana i ściętej trawy sprawiały, że myślami był w domu na wsi. Pięknie rozkwitnięte kwiaty tworzyły ścieżki na trawie. Mieniły się wszystkimi odcieniami tęczy. Drzewa które tam rosły były stare. Zasadzone były około 100 lat temu. Niektórzy dziwili się, że jeszcze stoją. Działo się to za sprawą środków podawanych im przez szkolną alchemiczkę panią Junelię. Oczywiście odbywało się to za pośrednictwem ogrodnika.
Zmęczony chodzeniem znalazł sobie ławkę i usiadł. Była ona wykonana z elfich drzew. Miała odcień głębokiego brązu. Słyszał że te drzewa rosną tylko w elfickiej puszczy, a nazywają je Mach. Pomimo tego, że nie była obita materiałem, nie sprawiała wrażenia twardej.
Widział wielu studentów przechadzających się raz w jedną stronę raz w drugą. Jedni wpadali sobie w ramiona ciesząc się z wyników egzaminu, inni samotnie siedzieli na ławkach i rozmyślali. Ci pierwsi głośno rozmawiali i przeszkadzali tym drugim. Dlatego wstawali oni z ławek i spokojnie podążali do internatu na wschodnie skrzydło Uczelni
Malcolm wstał i poszedł za nimi. Okrążył powoli ogród, ponieważ było jeszcze za wcześnie na położenie się do łóżka.
Gdy tak krążył dostrzegł Kathrie w towarzystwie swojej koleżanki Juliety. Malcolm od razu ją poznał. To ta która wpadła w oko Lambertowi – myślał. Kathrie spojrzała na niego i jej twarz rozjaśnił uśmiech. On odpowiedział jej tym samym. Ich oczy spotkały się na parę chwil. Malcolm wtapiał w jej niebieskie oczy swoje. Dzięki zachodzącemu słońcu jej twarz była jeszcze piękniejsza.
Nagle tą piękną chwile przerwał szloch. Malcolm odwrócił się i spostrzegł, że to Julieta szlocha. Zrozumiał, że źle jej poszedł jakiś dzisiejszy egzamin. Kathrie odwróciła się do koleżanki i przerwała ich połączenie wzrokowe. Malcolm zrozumiał, że musiała to zrobić ze względu na koleżankę. Ruszył dalej do drzwi tylnich Uczelni. Wszedłszy do środka udał się do schodów. Gdy pokonał wszystkie stopnie skierował się na wszchodnie skrzydło, gdzie mieściły się sypialnie chłopców. Otworzył drzwi, umył się, przebrał w pidżamę, położył się na łóżko i zasnął. Wiedział, że jutro czeka go długi i ciężki dzień.
AMATOR

2
dembol1994 pisze:Nie zdążył nawet zjeść, więc wiedział że pojedzie na głodnego.
W sensie głodny będzie jechał .... :)
dembol1994 pisze:Wyszedł więc z domu i pobiegł na rynek.
A miał jechać ....
dembol1994 pisze:Jego gabinet znajdował się na 1 piętrze.
Po pierwsze. Używaj słów, nie cyferek. Po drugie. Jeśli już, to '1.' powinno było się pojawić w tym zdaniu.
dembol1994 pisze:Po drodze zdążył powiedzieć stajennemu aby
Przecinek przed 'aby'. Zresztą dalej brakuje przecinka w wielu zdaniach.
dembol1994 pisze:- Jedz już. – pożegnał się z nim Kseon
Tu już wiadomo, że nasz bohater musiał najpierw trochę przejść, żeby móc pojechać. W tym zdaniu jest zapewne literówka, miało być 'Jedź już'. Ale w sumie bohater jest głodny, więc oryginał też pasuje. :)
dembol1994 pisze:Ruszył w wicher mijając tylko spłoszone dzieci i przyglądających się ich rodziców.
Dziwne zdanie.


Przeczytałem tylko prolog. Niestety. Historyjka, być może, mogłaby się pewnie dalej nieźle rozkręcić, jednak nie lubię przerywać zbyt często czytania. Myślę, że wiele błędów uniknąłbyś przeczytawszy to opowiadanie jeszcze raz, albo nawet i dwa, przed umieszczeniem go na forum.

3
Jego gabinet znajdował się na 1 piętrze.
zapis słowny - pierwszym
- Złe rzeczy się dzieją, oj złe drogi Damonie. – wstał i podszedł do okna za którym lał deszcz.
jeśli narracja nie dotyczy sposobu wymowy (powiedział, stwierdził, szepnął) po kropce jedziesz z dużej literki. Jeśli jest atrybut mowy, nie dajesz kropki i lecisz z małej literki.
- Jedz już[.] – pożegnał się z nim Kseon
O, tu właśnie bez kropki.
Nic dziwnego Malcolm uczył się już od dwóch tygodni,
Wtrącenie oddzielasz przecinkiem. Jeśli zdanie bez wtrącenia funkcjonuje tak samo.
Po chwili zastanowienia Malcolm odparł
Zdanie zakańczasz kropką (na przykład).
- Gratuluje panie Lander 100% proszę wręczyć ten list pani Anastazji w sekretariacie rektora
Nie wiem, o co chodzi.

Poczytałem. Widać, że stworzyłeś to z zapału. Zawsze to coś. Teraz polecę ci to wydrukować i na głos przeczytać. Same chęci nie wystarczą. W tekście kuleją przecinki (ogólnie - cała interpunkcja) brak zapisów słownych dla cyfr, narrator jest pogubiony wielokrotnie.

Co do fragmentu - za dużo nazw tam pada - ty może to widzisz, ale dla mnie - czytelnika - jest to cały nawał rzeczy, których przy tej narracji nie mogę ogarnąć. Fabuła trąci banałem - ważna wiadomość, samotny goniec itd. To może być coś wielkiego albo nic ciekawego - wszystko zależy od ciebie. Na początek jednak, więcej czytaj - zwłaszcza swoich tekstów.

Myśl do siebie: po co ja to w ogóle piszę, jak autor tu już nigdy nie zawita...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
dembol1994 pisze:postanowiły zabrać krasnoludą ich siedziby
I z ortografią tez nie najlepiej - krasnoludom.
dembol1994 pisze:Ten wziął do ręki kartkę, zamoczył w atramencie pióro i napisał parę słów. Pod dokumentem podpisał się swoim charakterystycznym podpisem. Wiele razy zastanawiali się czy jest to jakiś nieznany język, czy po prostu pan Lambert tak niewyraźnie pisze. Po podpisaniu zgiął kartkę i włożył do koperty.
napisał, podpisał, podpisem, pisze, podpisaniu - za dużo tu tego...

Ten wziął do ręki papier, zamoczył w atramencie pióro i zaczął pracować nad listem. Następnie, pod skończonym dokumentem złożył swój charakterystyczny podpis. Często zastanawiano się, czy był to jakiś nieznany język, czy też zwyczjne bazgroły. W końcu pan Lambert złożył kartkę i wsadził ją do koperty.

Nadal nie brzmi to zbyt ciekawie, ale to raczej poglądowo, że można zastępować słowa innymi.
dembol1994 pisze:Po drodze rozmyślał o Kathrie. Nigdy jej nie zauważył jako dziewczyny.
Nigdy nie traktował jej jak dziewczyny - brzmi lepiej, prawda? Bo to, że jej nie zauważył trzeba potraktować ostatecznie i nie ma znaczenia kim była.
dembol1994 pisze:Wyszedł więc z domu i pobiegł na rynek. Kręciło się po nim kilku ludzi.
To, że ktoś się po tym rynku kręcił, to informacja bez celu. Dla czytelnika nie ma znaczenia. Jeśli ma to jakieś dla bohatera to proszę o wyjaśnienie w tekście.
dembol1994 pisze:- Jedz już. – pożegnał się z nim Kseon
Dziękuję, ale wolę jechać na głodnego :) Pilnuj polskich znaków, bo wychodzi śmiesznie. Poza tym niepotrzebna kropka po już, za to konieczna po Kseon.
dembol1994 pisze:jutro czekała go walka mieczem o 10, strzelanie z łuku o 13 i alchemie o 16. Bardzo go to ucieszyło, była dopiero 15, miał cały dzień do wykorzystania.
Pomijam fakt, że zapewne nosił na ręku zegarek, skoro miał tak dokładne dane. Bo jeśli nie, to skąd wiedział? Liczby piszemy literkami.
dembol1994 pisze:Jego gabinet znajdował się na 1 piętrze. Po drodze zdążył powiedzieć stajennemu aby uszykował mu konia i ubiór.
Naczelnik Kseon siedział jak zwykle na tym samym fotelu.
A stajenny czekał na parterze?

Generalnie straszny chaos. Bardzo to wszystko zagmatwane, nieczytelne i jak na razie nieciekawe. Podpisuję się pod sugestią Weryfikatora - czytaj siebie. Unikniesz w ten sposób wielu błędów.

5
Martinius pisze:Myśl do siebie: po co ja to w ogóle piszę, jak autor tu już nigdy nie zawita...
Martiniusie! Proszę natychmiast wywalić te myśli do kosza! To jest forum; jeśli nawet Szanowny Autor więcej nie zawita, to komentarz pozostanie dla uciechy i - przede wszystkim - nauki całej rzeszy innych autorów. Nie szepczesz nikomu do uszka, lecz przemawiasz do tłumu!

PS. A teraz poszukam jakiejś szpilki i się ukłuję, bo strasznie nadęta ta moja powyższa wypowiedź... :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”