Wyzwolenie [Miniatura] wulgaryzmy

1
Wyszedłem z mieszkania i drżącymi rękami zamknąłem drzwi. Boże, jak ja tego nienawidzę. Teraz jednak, wreszcie wszystko się skończy. Otrzymam obiecaną nagrodę i będę mógł… odpocząć. Chowam narzędzie za przepastną kurtką i zamykam drzwi.

- Widzę, że wszystko poszło gładko. – Słyszę za sobą znajomy głos. – Gratuluję, robisz się w tym coraz lepszy.

Zaciskam zęby i zatrzymuję pchające się na usta przekleństwo. Odwracam się powoli i spoglądam na mojego dręczyciela i zbawcę. Gabriel wyglądał teraz, jakby urwał się z koncertu metalowego. Długie czarne włosy, skórzana kurtka i jeansy. Pociągła twarz kojarząca się z obrazem świętego kontrastowała z trzymanym beztrosko w ustach papierosem. Siedział na parapecie pod oknem i przyglądał mi się ciekawie.

- Wykonałem zadanie – stwierdziłem rzeczowo. – A teraz, czekam na swoją nagrodę.

Anioł zeskoczył na podłoże i uśmiechnął się ironicznie.
- Oczywiście. Proszę, oto ona.
Dopiero teraz zauważyłem leżącą na parapecie brązową torbę. Gabriel wręczył mi ją patrząc mi prosto w oczy.

- Co to ma być? – spytałem, gdy zapoznałem się z jej zawartością.

Dwa Big Macki, frytki i Coca Cola. To jakiś żart, kurwa to musi być żart.
Anioł uniósł brwi udając zdumienie.

- No jak to? Twoja nagroda. Na pewno zgłodniałeś.

- Ale…

- No no, nie bądź taki skromny, trochę tam czasu spędziłeś, każdy by się zmęczył.

Sukinsyn nie krył już nawet rozbawienia. Znowu zrobił ze mnie durnia.
- Przecież nie tak się umawialiśmy – krzyknąłem wściekły. - Miałeś mnie uwolnić!
Jak zwykle moje wrzaski nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia.

- Naprawdę? Wydawało mi się, że nie do końca to powiedziałeś. Hmm… jak to leciało?
Spojrzał gdzieś w dal i po chwili przemówił moim głosem:

- ‘’Chciałbym byś zabrał mnie tam Gabrielu. Do miejsca wiecznej szczęśliwości. Do miejsca, o którym tak bardzo marzę. Wiesz o czym mówię prawda?’’

- I co to ma wspólnego z Macdonaldem? - spytałem. – Miałem na myśli raj. Niebo. Miejsce gdzie przebywa Bóg.

Oczy Gabriela pociemniały. To nie wróżyło nic dobrego.
- Bóg? To tylko słowo. Puste i nic nie znaczące, wymyślone przez ludzi próbujących sklasyfikować coś, co nigdy nie zrozumieją. Pozwól, że przypomnę ci coś jeszcze. Pamiętasz swoje siódme urodziny?
Znów wbił wzrok, gdzieś nad moją głową i po chwili przemówił głosem dziecka:

- ‘’Mamo, tu jest tak wspaniale. Tutaj jest jak w niebie. Mógłbym tu zostać na zawsze…’’

Ironia omal nie powaliła mnie z nóg. Rzeczywiście, w siódme urodziny matka zabrała mnie do Macdonalda i powiedziałem coś takiego.

- Tak więc – znów uśmiechnął się Gabriel. – Proszę. Twój własny kawałek nieba. Za dobrze wykonaną robotę.

Drań! Pieprzony drań! Znów mnie wykiwał. Nigdy się od tego nie uwolnię.

- Daję ci siedem dni wolnego – zadecydował. – Byś poukładał swoje sprawy. Do następnego razu człowieczku.
Przy ostatnim słowie zniknął, jak to miał w zwyczaju. Rozpłynął się w powietrzu zostawiając mnie sam na sam z tymi pieprzonymi frytkami, Colą i Big-Mac’ami.
Westchnąłem po czym wróciłem do mieszkania. Chciałem raz jeszcze spojrzeć na moje dzieło. Pokój był cały we krwi. Wypatroszona dziewczyna leżała, tak jak ją zostawiłem. Było w tym wszystkim coś nieuchwytnego i poetyckiego. A może to tylko radość, że wypełniam Bożą wolę, nawet jeśli zapłata jest tak żałosna. No cóż, następnym razem będę musiał ostrożniej dobierać słowa.
Wyjąłem z kurtki moje narzędzie – piękny nóż z czarną rączką i przejechałem palcem po zakrwawionym ostrzu.
Wiesz, nie jestem pierwszym, którego nawiedzają anioły. Wszystko zaczęło się w dziewiętnastym wieku w Londynie. Tak, zaczęło się od mojego szlachetnego przodka - Seweryna Kłosowskiego, choć ty możesz go znać pod inną nazwą. Tak samo jak ja jestem różnie nazywany w gazetach i dziennikach, przez durniów, którzy nie rozumieją mnie i mojego dzieła. Tak, jestem jego dziedzicem i spadkobiercą, więc kontynuuję jego dzieło!
Ta dziewczyna. Jej zwłoki zawinięte w szkarłatne prześcieradła. Sama jest jak anioł. Kto wie, może i ona zacznie mnie nawiedzać? Jak Bóg da…

Żachnąłem się. Bóg? Przecież to tylko puste i nic nieznaczące słowo, wymyślone przez ludzi, którzy próbują sklasyfikować coś, co nigdy nie zrozumieją. Heh, całkiem niezła myśl. Będę musiał to gdzieś zapisać. Zabawne rzeczy czasami przychodzą człowiekowi do głowy, prawda?
www.przeginacz.blogspot.com

2
Ja to ogólnie lubię opowiadania o Bogu i Aniołach, więc gdyby była jakaś dalsza część z chęcią bym przeczytała. Motyw fajny, zamierzasz rozwinąć, czy to wszystko? Jest tajemniczo i kontrowersyjnie, fragment był krótki, ale to dzieki stylowi czytało mi się lekko. Trochę to mi się tylko wydało naiwne z tą obietnicą Gabriela, ale ogólnie mi isę podobało
pozdrawiam

3
Pięknie i źle zarazem. Ale raczej pięknie, źle się wytnie - nawet wiem gdzie :)

Doskonale pociągnąłeś motyw BigMaca i tego Mcdonalds'a - słowa dziecka, po przeczytaniu aż mnie wykręciły, takie to było schizofreniczne. Cały motyw z aniołem jest dobrze poprowadzony ale końcówka w ogóle mi nie pasuje - przegadana jest (z wyjątkiem podsumowania) I to właśnie bym wyciął:
Wyjąłem z kurtki moje narzędzie – piękny nóż z czarną rączką i przejechałem palcem po zakrwawionym ostrzu.
Wiesz, nie jestem pierwszym, którego nawiedzają anioły. Wszystko zaczęło się w dziewiętnastym wieku w Londynie. Tak, zaczęło się od mojego szlachetnego przodka - Seweryna Kłosowskiego, choć ty możesz go znać pod inną nazwą. Tak samo jak ja jestem różnie nazywany w gazetach i dziennikach, przez durniów, którzy nie rozumieją mnie i mojego dzieła. Tak, jestem jego dziedzicem i spadkobiercą, więc kontynuuję jego dzieło!
Kuba Rozpruwacz i te porównanie (jak domniemam) jest proste w przekazie i niestety odstaje na tle całości, tej aniołowatej całości. "Głos" nakazujący dokonania czynów strasznych w imię dobra to motyw oklepany, tutaj ta na złość anielska (frytki...) w zestawieniu z wizją raju dziecka jest wyjątkowo przedstawiona, bo wykręca mój światopogląd na raj. Bardzo dobrze to poprowadziłeś. Stylowo jest "po twojemu", plastycznie, wyważone opisy i poukładany charakter - widać, to masz wyrobione w pierwszej osobie. Tekst podobał mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Dzięki za szybką odpowiedź cieszę się, że tekst się dobrze przyjął.
Motyw fajny, zamierzasz rozwinąć, czy to wszystko?
Ja też lubię tematykę Boga i aniołów, więc na pewno coś jeszcze na ten temat napiszę. Czy to będzie w tej samej konwencji zobaczymy...
Kuba Rozpruwacz i te porównanie (jak domniemam) jest proste w przekazie i niestety odstaje na tle całości, tej aniołowatej całości.

Masz rację, tekst wyglądałby lepiej bez tej wstawki. Dzięki za radę.
www.przeginacz.blogspot.com

5
Szkoda, że zakończenie jest takie przewidywalne. Po pierwszym akapicie już wiadomo, o co chodzi. Przez to ostatnie akapity czyta się bez żadnego napięcia, oczekiwania, czy czegokolwiek. Puenta nie uderza. Nie zostawia śladu w głowie.

Rozmowa bohatera i Gabriela dobrze poprowadzona, najlepszy moment to ten, gdy dostaje "nagrodę". Mówienie głosem bohatera też ciekawe, rodzi niepokojące myśli o istotach, które znają każdą sekundę naszego życia, każde nasze słowo.

Ogólnie jednak, wrażenia zostawia średnie. Dobry styl, wciągający, ale treść dosyć przewidywalna. A szkoda.

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”