Izabela otworzyła oczy i spojrzała na zegar. Dochodziło południe. Wstała z łóżka, zrzuciła nocną koszulę i naga, udała się przed lustro. Widok w zwierciadle zmroził jej krew w żyłach. Każdego dnia było coraz gorzej. Wyobrażenie tego, co ujrzy za tydzień, miesiąc, rok, wywołało dreszcze na całym ciele. Przed oczami przeleciały obrazy, jak z najgorszych koszmarów. Walcząc z obrzydzeniem, postanowiła po raz kolejny, zmierzyć się z lustrem. Od głowy do stóp, dokładnie obejrzała swoje ciało.
Długie, kręcone, kruczoczarne włosy przypominały obślizgłe węże, które spływając po szyi i ramionach, próbowały uwolnić się z więzów cebulek, trzymających je na skórze czaszki. Z nalanej twarzy spoglądały na dziewczynę małe świńskie, czerwone oczka. Dwa zarumienione policzki przylegały do bezkształtnych warg. Izabela otworzyła usta, wystawiła żółty język i zbliżyła twarz do lustra. Widok stada wijących się larw, czerw i pędraków wychodzących z gardła, spowodował nagły odruch wymiotny, który z trudem udało się opanować.
Potrójny podbródek i masywny tułów były jak przekleństwo, zakrywając miejsce, gdzie powinna znajdować się giętka, łabędzia szyja.
Jak wiele Izabela dałaby, aby dwa obleśne, zwisające worki, zamieniły się w okrągłe i jędrne piersi. Na fałdzie, sterczącej wokół pasa, stworzyły się zrogowacenia, z licznymi krwawiącymi bruzdami. Z ogromnych przedramion wystawały stosunkowo niewielkie dłonie. Dziewczyna podniosła rękę na wysokość twarzy i spojrzała w zwierciadło. Palce zamieniły się w wijące, ocierając o siebie w szaleńczym tańcu glisty. Izabela zawiesiła wzrok na miejscu, w którym powinno znajdować się łono. Zamiast czarnych włosków ujrzała skórę, zwisającą z brzucha, łączącą się z grubymi udami. Krzywe i pulchne nogi z trudem utrzymywały ciężar ciała.
Nagle na łydce pojawiła się ciemna plama, która z ogromną prędkością zaczęła pochłaniać zdrową tkankę. Gnijąca, czarna skóra objęła całą nogę, przechodząc w górne partie ciała. Pojawiły się rany z obślizgłą brunatną breją.
Izabela poczuła jak zawartość żołądka podchodzi jej do gardła. Rzuciła się w kierunku łazienki, sąsiadującej z pokojem. Nachyliła się nad ubikacją i zwymiotowała. Jeszcze kilka miesięcy temu musiałaby żołądkowi pomagać, aby zwrócił zawartość. Dziś, było dużo łatwiej wywołać torsje. Wystarczyła kilkuminutowa sesja przed lustrem.
Miłosny akt z klozetem dobiegał końca, kiedy rozległo się stukanie do drzwi pokoju. Chwilę później Izabela usłyszała znajomy głos.
- Dziecko, otwórz. Dobrze się czujesz? – w głosie kobiety słychać było troskę i rozpacz.
- Idź sobie, mamo. Wszystko… w porządku. – dziewczyna wytarła twarz ręką, wstała i udała się w kierunku wanny.
- Wyjdź córciu, błagam cię. Tak bardzo się martwimy.
- Chcę wziąć kąpiel – rzuciła dziewczyna. - Jeśli odejdziesz, zjem śniadanie. Całą bułkę.
- Dobrze Izuniu. Zejdź do nas na dół, jak się wykąpiesz. Wiesz, że cię kochamy. Jesteś dla nas wszystkim.
- Tak mamo, wiem. – Wdrapanie się do wanny, było dla dziewczyny nie lada wysiłkiem. Dysząc i sapiąc usadowiła się wygodnie. Odkręciła wodę.
Żółta skóra obleczona na kościach wyglądała tragicznie. Kolana i łokcie były najgrubszą częścią ciała Izabeli. Drobniutkie stopy i dłonie z doskonale widocznymi meandrami żył, mogłyby służyć studentom medycyny do nauki anatomii. Wyschnięta, cienka jak pergamin, przesuszona skóra twarzy, wyglądała jakby ktoś siłą naciągnął ją na czaszkę. Wystające żebra i zapadnięty brzuch dopominały się o jedzenie. Podkrążone oczy spoglądały obojętnie w jeden punkt.
Ręka dziewczyny powędrowała pod wannę. Błysnęło ostrze kuchennego noża.
Woda, lejąc się szybkim strumieniem, napełniała wannę.
Największym pragnieniem Izabeli było już nigdy więcej nie oglądać lustra. I siebie w nim. Doskonale wiedziała, co zrobić, aby marzenie to urzeczywistnić.
Bez życia obserwowała, jak przezroczystą wodę, pochłania purpurowa plama krwi. Przymknęła zmęczone oczy. Nagle poczuła, jak na brzegach wanny pojawiły się małe wypustki, które stopniowo zamieniły w ogromne, zniszczone próchnicą zęby. Czerwony jęzor wynurzył się z wody, chwytając kruche ciało dziewczyny. Nawet nie zdążyła krzyknąć. Trzasnęły łamane kości, kiedy ogromne kły zamknęły się w stalowym uścisku.
2
Świetne. Naprawdę świetne.
Ciekawy pomysł, brutalnie szczegółowe opisy, duszna atmosfera. Dobra robota. Bardzo klimatyczne zakończenie, wanna zamieniająca się w paszczę, ten język... Gratuluję pomysłu.
I właściwie nie wiem, co by jeszcze powiedzieć. Nic mi nie zazgrzytało. No, może trochę za dużo w dialogu wielkiego kochania, martwienia i bycia wszystkim ze strony mamy. Można by to trochę stonować, żeby wyszło "realistyczniej".
Naprawdę ciekawy utwór. Jeszcze raz gratuluję.
Pozdrawiam.
Ciekawy pomysł, brutalnie szczegółowe opisy, duszna atmosfera. Dobra robota. Bardzo klimatyczne zakończenie, wanna zamieniająca się w paszczę, ten język... Gratuluję pomysłu.
I właściwie nie wiem, co by jeszcze powiedzieć. Nic mi nie zazgrzytało. No, może trochę za dużo w dialogu wielkiego kochania, martwienia i bycia wszystkim ze strony mamy. Można by to trochę stonować, żeby wyszło "realistyczniej".
Naprawdę ciekawy utwór. Jeszcze raz gratuluję.
Pozdrawiam.

"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
3
Mnie również się podobało.
Jednak nie nazwał bym tego horrorem. Nie bałem się, nie obrzydziło mnie, było po prostu dobrze napisane. Realistycznie, dosadnie i mocno.
Miniatury powinny właśnie takie być. Wstęp, lecące na głowę rozwinięcie i szybkie zakończenie, najlepiej jednym cięciem - tak jak u Ciebie.
Jedyne co bym zmienił to dał z wielkiej litery akcję po dialogu:
"- Idź sobie, mamo. Wszystko… w porządku. – Dziewczyna wytarła twarz ręką, wstała i udała się w kierunku wanny."
Ładnie, brawo.
Jednak nie nazwał bym tego horrorem. Nie bałem się, nie obrzydziło mnie, było po prostu dobrze napisane. Realistycznie, dosadnie i mocno.
Miniatury powinny właśnie takie być. Wstęp, lecące na głowę rozwinięcie i szybkie zakończenie, najlepiej jednym cięciem - tak jak u Ciebie.
Jedyne co bym zmienił to dał z wielkiej litery akcję po dialogu:
"- Idź sobie, mamo. Wszystko… w porządku. – Dziewczyna wytarła twarz ręką, wstała i udała się w kierunku wanny."
Ładnie, brawo.
4
No cóż... Może i mini powyższa się wybija poza inne miniówki
ale mnie nie zachwyciła.
I nie wiem nawet, za co się najpierw wziąć, by powiedzieć, dlaczego. Tak ogólnie powiem, że druga połowa tekstu jest lepsza od pierwszej, mimo głupiutkiego dialogu bohaterki z mamą. Pierwsza jednak jest to bólu "tylko" poprawna i nic więcej. Nie ma tego czegoś, co by nie pozwalało przysypiać podczas czytania. Dopiero po pewnym czasie uderzasz - możesz to i specjalnie było, nawet pasuje, ale też zgrzyta, jest zbyt wielka dziura między tymi częściami. Pierwsze akapity to tylko gadanie, przygotowywanie cztelnika do grozy. Aha, i też bym nie nazwała tego horrorem. Co tu jest straszne? Mnie bardziej śmieszy, że kolejna osoba próbuje pisać o samobójstwie. dobrze przynajmniej, że nie wyżalania się nad sobą, znaczy się, bohaterka tego nie robi, tylko jest mocno i stanowczo. To i tak jednak za mało, wzruszam wiec jedynie ramionami.
Dialog jest, jak mówiłam, głupiutki.
Ze zgrzytów/błędów:
"w głosie kobiety" - mówisz to tak, jakby wcześniej kobieta owa była przedstawiona i znana czytelnikom, a przecież to nieprawda. Dałabym najpierw jakieś wyjaśnienie, że to mama mówi.
Nie chce mi się wiecej cytować i poprawiać. Przecinki momentami są w koszmarnych miejscach. Zdania czasami trafiają w banał. Na szczęście koszmarnie nie jest.
Pozdrawiam
Patka

I nie wiem nawet, za co się najpierw wziąć, by powiedzieć, dlaczego. Tak ogólnie powiem, że druga połowa tekstu jest lepsza od pierwszej, mimo głupiutkiego dialogu bohaterki z mamą. Pierwsza jednak jest to bólu "tylko" poprawna i nic więcej. Nie ma tego czegoś, co by nie pozwalało przysypiać podczas czytania. Dopiero po pewnym czasie uderzasz - możesz to i specjalnie było, nawet pasuje, ale też zgrzyta, jest zbyt wielka dziura między tymi częściami. Pierwsze akapity to tylko gadanie, przygotowywanie cztelnika do grozy. Aha, i też bym nie nazwała tego horrorem. Co tu jest straszne? Mnie bardziej śmieszy, że kolejna osoba próbuje pisać o samobójstwie. dobrze przynajmniej, że nie wyżalania się nad sobą, znaczy się, bohaterka tego nie robi, tylko jest mocno i stanowczo. To i tak jednak za mało, wzruszam wiec jedynie ramionami.
Dialog jest, jak mówiłam, głupiutki.
Ze zgrzytów/błędów:
Bez przecinkaqla pisze:i naga, udała się przed lustro
Tu to samo. Ech, więcej takich głupich błędów wytykać nie będęqla pisze: postanowiła po raz kolejny, zmierzyć się z lustrem
Rzuca się w oczy.qla pisze: Chwilę później Izabela usłyszała znajomy głos.
- Dziecko, otwórz. Dobrze się czujesz? – w głosie kobiety słychać było troskę i rozpacz.
"w głosie kobiety" - mówisz to tak, jakby wcześniej kobieta owa była przedstawiona i znana czytelnikom, a przecież to nieprawda. Dałabym najpierw jakieś wyjaśnienie, że to mama mówi.
Kolejne powtórzenie.qla pisze:Ręka dziewczyny powędrowała pod wannę. Błysnęło ostrze kuchennego noża.
Woda, lejąc się szybkim strumieniem, napełniała wannę.
Nie chce mi się wiecej cytować i poprawiać. Przecinki momentami są w koszmarnych miejscach. Zdania czasami trafiają w banał. Na szczęście koszmarnie nie jest.
Pozdrawiam
Patka