Maciej

1
WWWMaciej szedł właśnie ulicą. Był nastolatkiem, ubranym w jasno szarą bluzę z kapturem diverse’a, markowe dżinsy i buty Nike. Sam nie wiedział, jak dokładnie znalazł się w centrum miasta. Po prostu tu się pojawił, nie pamiętając, co wydarzyło się parę chwil wcześniej. Zaczął się przyglądać otoczeniu. Rozpoznał okolicę. Był trochę daleko od domu, więc ruszył w stronę przystanku tramwajowego. Gdy stał przy przejściu dla pieszych, czekając na zmianę świateł, coś nie dawało mu spokoju. Wątpliwości rozwiał bezgłowy jeździec w czarnym płaszczu, na karym koniu. Chłopak cofnął się. Rozejrzał się. Niedaleko drogerii zauważył rudego kota w butach, podobnego do tego ze Shreka. Otaczało go kilka ładnych panienek, wystrojonych na siedemnastowieczną modę. Trochę dalej, koło księgarni, grupa wampirów, rodem z filmowego ekranu, stała i rozmawiała, popijając od czasu do czasu czerwony napój z kryształowych kielichów. Najwyraźniej gadali o czymś śmiesznym, bo aż tu było słychać ich przerażający śmiech. Po drugiej stronie ulicy, ze sklepu myśliwskiego, wyszła właśnie ruda amazonka, mająca tylko przepaskę na biodrach. Od razu wychwyciła wzrok chłopaka, zawieszony na jej obfitym biuście. Rudowłosa uśmiechnęła się i wyprężyła klatkę piersiową. Maciej już miał do niej iść, lecz zza zakrętu wyjechał jakiś kościotrup na płonącym harleyu. Motor pozostawiał za sobą ślad, jak ślimak, tylko, że palący się. Szkieletor zatrzymał się przy amazonce, ta bez wahania usiadła za nim i odjechali w siną dal. Maciej zaczął biec, choć sam nie wiedział gdzie. Dotarł do jakiegoś parku. Jego uwagę od razu zwróciła banda śmiejących się krasnoludów. Wśród nich był, na oko, osiemdziesięcioletni staruch w esesmańskiej kurtce, starych spodniach i niewiele nowszych butach. Popijali równo jakąś mętną ciecz. U ich stóp walało się już kilkadziesiąt podobnych, półlitrowych butelek. Uwagę wszystkich zwróciło nagłe ożywienie w krzakach nieopodal. Wybiegło z nich ze sto i jeden dalmatyńczyków. Staruch, nie wiadomo skąd i kiedy, wyjął cienką, stalową linkę i zarzucił pętelkę na głowę jednego z psów. Widoku patroszenia zwierzęcia nie wytrzymał i zwymiotował w krzakach skąd wybiegły psiska. Ktoś puknął go w ramię.
-Ej, stary, masz ognia? – Chłopak odwrócił się. Stało teraz przed nim dwóch mężczyzn. Jeden, w czarnym płaszczu, ciuchach jak ze średniowiecza, z czerwonymi oczami, siwymi włosami i dwoma wielkimi mieczami na plecach. Drugi z nich, w skórzanej, motocyklowej kurtce, brudnej koszuli i dżinsach, z wielkimi bakami i fryzurą w nieładzie, trzymał butelkę z piwem.
-E, nie wiem. –Odpowiedział trochę oszołomiony. – Zaraz sprawdzę. – Sięgnął do kieszeni. Wyjął złoty pierścień z jakimś wzorkiem naokoło, jakiś krwawy diament, ponad dwudziesto centymetrową różdżkę z ostrokrzewu, szklany pantofelek i kilka innych rupieci. Nawet go nie zdziwiło, jak to wszystko mogło się tam zmieścić.
-Sorry chłopaki, nie mam ognia.
-E, spoko. – Odpowiedział siwowłosy. Ten drugi podniósł rękę. Z przerw między palcami wysunęło się ostrze, którym otworzył piwo.
-Chodź Wolvuś, pójdziemy do tej dziwki z zapałkami. – Odeszli, trzymając się za ręce. Młodemu znów zrobiło się niedobrze, ale nie miał już czym zwymiotować. Zgłodniał. Na szczęście nieopodal była chatka z piernika. Niestety, parę metrów przed domkiem jakaś stara jędza zaczęła rzucać w niego ludzkimi kośćmi, krzycząc przy tym, że jest już po obiedzie i żeby przyszedł jutro. Idąc dalej parkiem, Maciej usłyszał jakieś pojękiwanie i sapanie. Zakradł się między drzewami. Jakaś dziunia zabawiała się z wilkiem. Czerwony kapturek i reszta garderoby leżała na ziemi, obok koszyczka ze smakołykami. Chłopak pchany głodem podkradł się bliżej i zajumał jedzenie wraz z opakowaniem. Parka była zbyt zajęta sobą, by cokolwiek zauważyć. Przyczajony w krzakach, zaczął przeglądać zawartość koszyka. Rybka, konkretnie złota, zapiekana z ziołami. Do tego lampa wina. Maciej przezornie przetarł lampę. Nie mylił się. Z butelki wyskoczył dżin. Chłopak bez ceregieli wywalił lampę w krzaki. Za dużo się nasłyszał o złośliwości tych facetów z lamp. Dżin poleciał obrażony za swym domem. No cóż, będzie bez popity. Po posiłku kontynuował podróż w stronę domu. Mijając jakiegoś drewnianego pajaca z długim, ehem, nosem spytał o drogę. Okolica była mniej więcej taka, jaką pamiętał, ale zamek z wielką fosą trochę zaburzał jego zmysł orientacji. Był już niedaleko domu. Idąc ulicą zaatakowało go czterdziestu drechów. Wzięli go za Babę jakiejś Ali. Sodoma i gomora. Na szczęście uratował go jakiś wysoki, krótko ostrzyżony facet w czarnych okularach i długim płaszczu. Mówił, że jest Wybrańcem, a te łyse pały zjadły jego białego króliczka. Był już tylko jedną przecznicę od domu. Maciej musiał chwilę przeczekać przylegając do ścian jednego z budynków, gdyż samym środkiem drogi pędziła kompania rycerzy w pełnych zbrojach, na pięknych rumakach. Gonili jakiegoś koziołka w czerwonych szortach, chodzącego na dwóch nogach. Trzymał w racicach jakąś złotą czarkę. W końcu stanął przed niewielkim domkiem jednorodzinnym, swoim domem. W normalnym świecie, ten budynek wydawał się przeciętny, lecz tutaj ta przeciętność sprawiała, że stał się wyjątkowy. Chłopak stanął na progu. Nacisnął na klamkę, pociągnął i wszystko spowiła ciemność.

Z kroniki policyjnej.
WWWWczoraj wieczorem zawaliła się stara kamienica przy ulicy Andrzeja Pilipiuka, która była często meliną dla wszelkiego marginesu społecznego. Psy ratownicze znalazły w gruzach jedną osobę. Jest nią nastoletni Maciej S. Sekcja zwłok wykazała, że chłopak miał we krwi znaczne ilości środków odurzających, reklamowanych sloganem „Tylko MY zabierzemy cię do innego świata”. Policja poszukuje rodziny, gdyż przy zmarłym znaleziono dziwne przedmioty, pochodzące nie z tego świata.

2
Podstawową wadą tego opowiadania jest zupełny brak klimatu. Taki przerost treści nad formą.

Masz całkiem ciekawy pomysł, ale przedstawiasz go w kiepski sposób. Sypiesz kolejnymi nawiązaniami do fantastycznych światów, jedno za drugim, trzecie za drugim, i tak dalej, ale to nie wystarczy. Mógłbyś spokojnie uciąć te konteksty o połowę, albo i 3/4 i miast tego, dać atmosferę. Dłużej opisywać niektóre rzeczy, używać jakiś ciekawych metafor, napomykać o jakiś szczegółach i - przede wszystkim - więcej uwagi poświęcić bohaterowi.

Nazywasz nim opowiadaniem, a tak naprawdę on się nie liczy. Jest pusty, bezpłciowy, w ogóle go nie znamy, nie wiemy, co czuje. Jeśli nie uwierzymy w daną postać, to nie zaangażujemy się w tekst. Bohaterowie są najważniejszym elementem każdej historii. U Ciebie tego bohatera praktycznie nie ma.

Okropne jest zakończenie. Po pierwsze, bardzo sztampowe i nieklimatyczne, wycinek z gazety jest nudny. Poza tym - czy wyobrażasz sobie, żeby w jakiejkolwiek gazecie napisano "Policja poszukuje rodziny, gdyż przy zmarłym znaleziono dziwne przedmioty, pochodzące nie z tego świata."? Nie dość, że w bohatera nie da się uwierzyć, to jeszcze nierealistycznie rozwiązujesz akcję.

Tak jak mówiłem na początku - pomysł masz, ale musisz posiedzieć nad formą. Rozwiń niektóre opisy i przede wszystkim pogłęb postać. To jest najważniejsze. Powodzenia w szlifach.

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

3
Witam.
Bardzo chaotyczny tekst. Podobnie jak to już Patren napisał - za mało klimatu, za dużo nawiązań. Niestety one w żaden sposób nie przekładają się na "czytliwość" opka.

Druga sprawa - bohater. Nic o nim nie wiemy, w żaden sposób nie możemy się z nim utożsamić, krótko mówiąc - nie ma go.
Jest, ale tak, jakby go nie było. Wszystko wskazuje na to, że głównym bohaterem nie jest nastoletni Maciej S. ale wszystkie te nierealne postacie.

Tekst w żaden sposób mi się nie podobał.

Pozdrawiam świątecznie.
Black
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."

Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.

4
No to może moja obrona:
To był mój eksperyment. Czytając kilka ostatnich książek, zauważyłem, że czytając z zapałem jakiś fragment w którym dzieje się jakaś akcja, ta nagle staje przez długie opisy (czytam trochę starsze książki rodzimych autorów z gatunku s-f i fantasy) . I np. czytałem w minute parenaście stron z akcją, a gdy przychodziły opisy ledwie co mogłem skupić się na czytaniu. Pomyślałem, że każdy lubi się wczuwać w bohatera, być nim. A przecież normalny człowiek nie zwraca uwagi na takie szczegóły jakie często są w książkach. Tak więc pomyślałem, żeby poeksperymentować i napisać coś, w czym praktycznie nie ma opisów. Opisywane są tylko najważniejsze rzeczy i szczegóły powiązane z akcją/fabułą. Może i średnio mi to wyszło, nigdy nie byłem dobrym pisarzem, chociaż się staram. Może i opisy jakoś kształtują klimat, no ale... Mniejsza z tym.

Co do bohatera którego praktycznie nie ma. Chciałem, żeby czytelnik czuł się w niego, by był jednocześnie jednym z bohaterów jak i obserwatorem. Według mnie, gdyby ktoś nagle pojawił się w centrum swojego miasta (załóżmy, że czytelnik mieszka w jakimś większym mieście) i na pierwszy rzut oka wszystko byłoby ok i nagle zaczęłyby się dziać takie rzeczy, to zwracałby większą uwagę na to co się dzieje, a nie na otoczenie.

Mam nadzieję, że nakreśliłem wam trochę moją wizje tego co chciałem wam przekazać. Może teraz spojrzycie z innej perspektywy, trochę milszym wzrokiem?

W każdym razie, jestem tylko człowiekiem i mogę się mylić ^^ Ale jak to mawiają, tylko ten kto nic nie robi, nie popełnia błędów.

P.S.
Co do zakończenia, przyznam się bez bicia, że nie miałem zupełnej koncepcji na to.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron