"Moje romantyczne wcielenie" [obyczajowy]

1
15 marca 2008

Zauważyłam, że od jakiegoś czasu zaraz po przebudzeniu, nim jeszcze wstanę z łóżka, obserwuję wschodzące słońce. Ten widok dodaje mi otuchy. Czerwono – pomarańczowe łuny na niebie uświadamiają mi, że znowu zaczyna się nowy dzień, który przynosi nowe wyzwania, nowe sukcesy, no i nowe porażki (ehe, gdzie tam, nie będzie dziś żadnych porażek). Pierwsze promienie wschodzącego słońca nieśmiało przebijające się przez chmury wypełniają moje serce optymizmem, który rozgrzewa mnie od środka. Myślę wtedy: Wszystko budzi się do życia, ja także! Jak dobrze móc otworzyć znowu oczy i wykorzystać kolejną szansę podarowaną przez los!

Szłam dziś ulicą, to nic wielkiego, zawsze nią chodzę, bo niby jak mam się przemieszczać? Ale nie o przemieszczaniu chcę teraz napisać. Zrobiłam eksperyment. Idąc sobie tak spokojnie tą ulicą, zgodnie z ogólnie przyjętymi normami społecznego poruszania się, ni stąd ni zowąd stanęłam. Jejku, jakie zrobiło się zamieszanie, myślałam, że za chwilę zostanę stratowana przez ludzi, którzy szli za mną. Ten eksperyment kosztował mnie kilka siniaków. Złamałam święte prawo głoszące, że jeśli się weszło między wrony to trzeba krakać jak i one, i zapłaciłam za to. Teraz już wiem: pod żadnym pozorem nie wolno się wychylać.
Z tego eksperymentu wyciągnęłam jeszcze jeden wniosek, a mianowicie, że ludzie patrzą, ale nie widzą. Uliczni biegacze z mojego doświadczenia, którzy maszerowali, raczej biegli w tylko sobie znanym kierunku, nie zauważają siebie nawzajem. Nie widzą otaczającego ich świata. Mogliby się przynajmniej raz zatrzymać na chwilę i rozejrzeć wokół.
Nawet w mieście widać oznaki nadejścia wiosny! Gdyby to zrobili, zauważyliby cudownego gila siedzącego na gałęzi rozkwitającego na różowo drzewa, który swym pięknym śpiewem nawołuje samicę, bezpańskiego psa, który również poczuł powiew wiosny i radośnie macha ogonem, gdy ktoś na niego zagwiżdże. Świat jest taki piękny! Świat zawsze będzie piękny. Kto tego nie dostrzega, nie wie, ile traci. Ale to już problem ulicznych biegaczy, a nie mój. Ja patrzę i widzę, i nic tego nie zmieni.

Odwiedziłam dziś babcię. Przyniosłam jej, tak jak wcześniej obiecałam, moje opowiadania, w tym mój tekst na konkurs. Chcę, aby go sprawdziła i skomentowała. Ona ma duszę artysty, tak samo jak ja. Jej przepiękne obrazy, przedstawiające głównie pejzaże, zdobią ściany wielu domów. Zabrakło jej tylko szczęścia, aby zaistnieć w świecie sztuki. Poświęciła swój talent dla rodziny i zrezygnowała ze swojej pasji (smutne, ale prawdziwe). Ja bym chyba tak nie potrafiła! Pisanie jest częścią mojego jestestwa. Rezygnując z niego, zabiłabym kawałek siebie. Za każdym razem serce mi się ściska z bólu, kiedy widzę jak ta dobra staruszka otwiera drżącymi rękami duże pudełko z farbami olejnymi i z tęsknotą spogląda na sztalugę. Myśli, że nikt jej nie widzi. Ale ja widzę i przeklinam czas, który zabiera nam władzę nad naszymi ciałami. I ze złością zgadzam się z słowami Jeffery’ego Deavera:
"Choć mnie nie widzisz, zawsze jestem,
Choćbyś biegł co sił w nogach, nigdy przede mną nie umkniesz.
Choćbyś ze mną walczył do utraty tchu,
Nigdy mnie nie pokonasz.
Choć zabijam, kiedy chcę, nigdy nie stanę przed sądem.
Kto jestem? Wie już każdy z was – Wasz stary druh czas."


03 kwietnia 2008

Nienawidzę siebie! Nienawidzę świata! Nienawidzę was wszystkich! Zostawcie mnie! Zostawcie w spokoju! Chcę byś sama! Wszędzie, wokół mnie jest śmierć! Kostucha pluje mi prosto w twarz! Nienawidzę jej! To niesprawiedliwe! Świat jest do dupy! Nie chcę takiego świata!

11 kwietnia 2008

Babcia… nie żyje! Wieczorem, dnia drugiego kwietnia miała zawał! Dlaczego? Czemu ona? Czemu nie ja? Nie ma już jej… jestem sama, całkowicie sama! To straszne! Nie byłam na pogrzebie, nie mogłam!
Dziś odważyłam się pomóc mamie przy segregowaniu rzeczy po babci. Od progu przywitał mnie prążkowany kocur. Ja nazywałam go Diego, lecz babcia wołała na niego Kociołek. Łzy pociekły mi na myśl, jak droczyłam się z nią o imię dla kota.

Tu wszystko pachnie nią – pościel, obrus, czerwony szlafrok, nakrycie na tapczan a nawet dywan, po którym stąpała na bosaka. Zostało tylko puste mieszkanie bez życia! Przecież codziennie ludzie umierają. Co chwilę słyszy się o ludzkich tragediach, wypadkach, katastrofach. Ale to nie to samo. Ci ludzie są jakby z innego świata – tobie dalecy i obcy. Ich śmierć nic dla ciebie nie znaczy, nic cię nie obchodzi. To nie twoja sprawa, nie twój problem. A jeśli odejdzie od ciebie ktoś bliski, to twój świat się kończy, jak kończy się życie w ciele śmiertelnie rannego ptaka.

19 kwietnia 2008

Nie potrafię już żyć, przynajmniej żyć tak jak dawniej! Nie potrafię, a nawet już nie chcę. Bo niby po co? Nie ma już mojej babci. Bez niej całe moje życie straciło sens. A czyja to wina? Kto jest odpowiedzialny, za to co się stało? Kto pozbawił moje życie sensu? Kto tak idiotycznie urządził ten świat? Nienawidzę cię Boże za to, że mi ją zabrałeś! Jak mogłeś mi to zrobić! Ty widocznie nigdy nikogo nie kochałeś, nigdy nikogo nie straciłeś, skoro potrafisz odbierać ludziom to, co jest dla nich najcenniejsze. Jesteś okrutny! Masz swoje pieprzone statystyki, w których zapisujesz, ile kto ma żyć i gdy wyczerpie mu się jego limit, po prostu go zabierasz. Mickiewicz miał rację, nazywając cię tylko mądrością. Miał rację pisząc: "Ludzie myślą, nie sercem, Twych dróg się dowiedzą. Myślą, nie sercem, składy broni Twej wyśledzą. Ten tylko, kto Cię wrył w księgi w metal, w liczbę, w trupie ciało, temu się tylko udało przywłaszczyć część Twej potęgi".
Nienawidzę Cię za to! Nie chcę takiego Boga! Nie będę Cię więcej słuchać!

24 kwietnia 2008

Burza! Pioruny rozdzierają ciemnogranatowe niebo tak samo jak tęsknota za tym, co już utracone rozdziera na pół moje serce! Wiatr swoimi niewidzialnymi palcami targa niemiłosiernie korony drzew, tak samo jak ból szarpie moją duszę – jeśli ją w ogóle mam. Grad dziurawi liście krzewów i rani ciała małych zwierząt, tak samo jak gniew dziurawi mój umysł i świadomość, odbierając mi zdolność myślenia! Wyszłam w deszcz na balkon. Zimne krople obmywały moją wycieńczoną twarz, tworząc z moim łzami dwa wielkie potoki spływające po moich policzkach. Chcę, aby ten deszcz wypłukał z mojej pamięci wydarzenia z ostatniego miesiąca! Chcę zapomnieć, lecz czy wspomnienie śmierci mojej babci powinnam wymazać z pamięci? Chcę uciec z stąd, gdzieś daleko, tam gdzie moje własne myśli mnie nie odnajdą! Chcę pozostawić to wszystko i wynieś się z tego zaułka śmierci!

26 kwietnia 2008

Babcia w testamencie zapisała mi swój pamiętnik i gruby maszynopis, który okazał się być książką opowiadającą historię naszej rodziny. W pierwszej chwili chciałam to wszystko podrzeć i spalić! Ale to są jej wspomnienia! Ogrom uczuć przelanych na setki stron maszynowego papieru! Nie mogłam, nie potrafiłam tego zrobić! Jestem słaba! Mówiła kiedyś w żartach, że pisze nasz rodowód i da mi go jak skończy, abym go zredagowała. A później wspólnie go wydamy (wspólnie, a to dobre, ciekawe jak?). Z drugiej strony to niesamowite. Nie sądziłam, że kiedyś skończy pisać ten nasz rodowód! I co ja mam teraz z nim zrobić?

30 kwietnia 2008

Rozmawiam z nią. Dzięki temu jakoś funkcjonuję. Mówię babci, co dzisiaj robiłam i co czułam. Również to, że zabiłam podręcznikiem do biologii pająka, a później rozpłakałam się jak małe dziecko. Jak mogłam go pozbawić życia?! Zabijając go, stałam się podobna do nieczułego Boga. Ten pajączek też miał rodzinę, która teraz po mim płacze. Jestem podła! Świat jest podły!

Dziś byłam po raz pierwszy od dłuższego czasu w szkole. Czułam się nieswojo, jakoś obco w mojej klasie. Wszyscy gapili się na mnie z politowaniem. Kilka osób podeszło do mnie, by zagadnąć, ale już po trzeciej próbie dali sobie z tym spokój. Ja nie chcę waszej litości! Nie powinnam tu teraz tkwić! Powinnam pisać! Jutro nie idę do szkoły! To nie miejsce dla mnie! Ja tylko się tam marnuję. Jestem stworzona do czegoś ważniejszego, ale do czego?

01 maja 2008

Od kilku dni wieczorami spaceruję nad brzegiem Wisły. Widok dzikiego nurtu rzeki popychanego złowieszczym wiatrem przeraża mnie! Żal mi patrzeć na powyginane gałęzie wierzb. Ich zatopione w wodzie konary szarpie okropnie nurt, zadając im ból. Przenoszę wzrok dalej nad zielonkawoniebieską od ścieków z mrowisk ludzkich wodę i widzę… tylko brud, śmierć. Kilka krwiożerczych mew, walczących z ostrymi podmuchami wiatru, wzbija się wysoko na niebo… po czym, jak spuszczone przez hitlerowców bomby nurkują po swoją zdobycz… pozbawiają ją życia. To ja przypominam taką rybę, która ma tylko do wyboru ucieczkę w głębiny lub wynurzenie się na powierzchnię, gdzie czeka na nią rychła klęska lub śmierć. Będąc rybą, czasem mam ochotę wypłynąć na płyciznę i pozostać tam, oczekując na mojego wybawcę - mewę. Będąc człowiekiem mam ochotę wskoczyć w sam środek rzecznego wiru i skończyć ze wszystkim raz na zawsze!

14 maja 2008

Babciu! Oni nie potrafią docenić prawdziwej sztuki! Jury odrzuciło mój tekst konkursowy! Oni są ślepi na moją twórczość. Nie zasługują na nią! Żaden człowiek nie jest godny jej czytania! Tylko ty rozumiałaś moją twórczość i tylko ty potrafiłaś mnie zrozumieć!
Czuję się zmęczona życiem, już mnie nic nie cieszy.


30 maja 2008

Dzisiaj znalazłam za łóżkiem maszynopis babci. W czasie jednego z napadu mojej furii rzuciłam nim o ścianę i wpadł za łóżko. Smutno mi się zrobiło na jego widok. Naszły mnie ponure myśli i wspomnienia. Babcia zawsze miała jakąś ideę, którą się kierowała. Ja niestety nie mam celu, do którego bym dążyła. Muszę znaleźć jakiś pomysł, któremu mogłabym się poświęcić i dzięki temu do końca nie oszaleć! Coś, co mogłoby mi dać siły do życia.

19 czerwca 2008

Myślę, że babcia by tego chciała! Chciałaby, żebym odniosła sukces w życiu! W związku z tym wydam jej książkę pod własnym nazwiskiem. Powiecie, że to kradzież, ale jak można okraść kogoś, kto nie żyje? Jej to nie zrobi różnicy, nic nie straci, nic nie zyska. A ja? Ja będę sławna, ja będę wielka. Przecież tego chcę! Chcę być sławna! Chcę być wielka! Nawet Bóg kradnie. Ukradł mi to co kochałam najbardziej – moją babcię. Powiecie, że to: podłe, złe, niegodziwe. Świat jest podły, brudny, zły, i tylko zapatrzeni w siebie egoiści mają szansę przetrwać. A ja chcę przetrwać, chcę osiągnąć sukces. Powiecie, że się podszywam pod innych, że tak jak hiena czy pijawka ich wykorzystuję. Tak, to prawda. Wszyscy tak robią. Nie ma już na świecie altruistów. Nikt nawet nie kiwnie palcem, jeśli mu za to nie zapłacą.

25 lipca 2008

Tak, zmieniłam się, teraz jestem taka sama jak otaczający mnie świat: brudna, zła, okrutna, bezkompromisowa, niesprawiedliwa. Jestem wielka! Jestem sławna! Osiągnęłam sukces, ale straciłam duszę (jeśli ją kiedykolwiek miałam). Jestem tylko jedną z wielu hien ulicznych. Teraz już nie potrafię zatrzymać się nagle na środku ulicy. Kraczę jak wszystkie inne wrony w ogromnym gnieździe świata.
Ale jestem sławna! Jestem wielka!
ARTZ

2
Idąc sobie tak spokojnie tą ulicą
„Idąc sobie spokojnie, zgodnie…” Po co znowu dodajesz, że ulicą? Wcześniej powiedziałaś, że nią idzie. I po co te „tak”? Niepotrzebnie uwznioślasz zwykły spacer.
trzeba krakać jak i one
"tak, jak one"
Uliczni biegacze z mojego doświadczenia, którzy maszerowali, raczej biegli w tylko sobie znanym kierunku, nie zauważają siebie nawzajem
To zdanie jest lekko zagmatwane.
Gdyby to zrobili, zauważyliby cudownego gila siedzącego na gałęzi rozkwitającego na różowo drzewa, który swym pięknym śpiewem nawołuje samicę, bezpańskiego psa, który również poczuł powiew wiosny i radośnie macha ogonem, gdy ktoś na niego zagwiżdże.
Tu wychodzi, że to drzewo nawołuje śpiewem. Oczywiście powinno być „które”. Zmień jakoś.
tobie dalecy i obcy
.
Słabizna. Równie dobrze mogłaś napisać „życie w ciele rozgniecionego pantofelka.” Banał.
Wywal.
jak kończy się życie w ciele śmiertelnie rannego ptaka.
oczekując na mojego wybawcę
Wyrzuć.


Tak. Bohaterka typowo romantyczna. Przypomina mi Kordiana i jemu podobnych. U mnie w szkole stwierdzono, że to okres największego rozkwitu Emo. Tylko miłość i śmierć. Na wymioty zbiera. Nie lubię tego okresu i chyba tego opowiadania również. Bo ja nie wiem, czym się kierowałaś, żeby to napisać? Opowieści nie ma tu wcale. Ot jakiś nudnawy dziennik, a pointa, która się tu ukrywa, istnieje we wszystkich powieściach z okresu Romantyzmu.
Nie podobało mi się.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

3
Czerwono – pomarańczowe łuny


Zdecydowanie kolorystyka odpowiada zachodowi słońca. Gdy słońce wstaje, poświata jest różowa/bladoniebieska czasem jasno-żółta.
Ona ma duszę artysty, tak samo jak ja. Jej przepiękne obrazy, przedstawiające głównie pejzaże, zdobią ściany wielu domów.
Tutaj brakuje informacji, że babcia maluje - dodałoby to takiego przeskoku na osobę babci i uzasadniło drugie zdanie.
Wieczorem, dnia drugiego kwietnia miała zawał!
Ciekawostka: jeżeli podajesz pełną datę, nie piszesz dnia (chyba, że sprawa dotyczy nocy).

Napisałaś, że lubisz pisać. To widać. Prezentowany pamiętnik jest dowodem tego, że można pisać o niczym w dobry sposób. Jednak jest tutaj coś, co nie trafi do przeciętnego czytelnika czyniąc tekst niestrawnym. Bohaterka ujęta w kilku dniach jest nazbyt emocjonalna i nielogiczna- aby stała się realna w odbiorze, należałoby zastosować szereg sztuczek, zbliżających ją do czytelnika - mówię tutaj o prawdach/przemyśleniach uniwersalnych: np., dotyczące Boga, wiary samej w sobie albo podejścia tej dziewczyny do życia - a nie tylko mówienia o nim. Czasem zdarza się, że wpleciesz jakąś metaforę, jednak to za mało, bym zrozumiał rozterki bohaterki.

Całość bazuje na osobie Babci - zabieg dobry, bo z pierwszej osoby można wiele wyciągnąć, jednak ty w żadnym wypadku nie przedstawiasz babci, nie mówisz o jej życiu, o niej samej - tylko skupiasz się na bohaterce, a powód - babcia - staje się wymówką.

Do mnie tekst nie trafił z dwóch powodów, poza tymi wspomnianymi: emocje są zbyt przerysowane. To tak, jakbym napisał: "Ukąsił mnie komar, to było straszne, traumatyczne przeżycie" - wielu się z tego zaśmieje. I będą mieć rację. Bohaterka, w typowy dla nastolatki sposób odnosi się do świata - ale jest nie logiczna. Chce go zrozumieć, a popada w skrajności, dodając do pająka jego rodzinę, uczucia i emocje.

Ogólnie, warsztatowo jest to napisane dobrze, zwracasz uwagę na budowanie tekstu - ale treści w tym za grosz, jeśli nie liczyć babci.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”