Syn

1
Tekst napisałem kilka lat temu. Starałem się wprowadzić poprawki. Miłego czytania.

-----------------------------------------------------------------------------


- Gdzie znowu idziesz? – zapytała matka. Na jej bladej twarzy zmartwienie pozostawiło ślady w postaci głębokich bruzd. Było bardzo gorąco, więc na ubraniu, pod pachami, wykwitły jej ciemne, potne plamy. Stała na lekko rozstawionych nogach z rękoma na biodrach.

- Przecież wiesz gdzie. Po co się tak wypytujesz za każdym razem – odpowiedział syn. Ubrał się lekko, jemu także tegoroczne lato dawało się we znaki.

Wyszedł nie czekając na odpowiedź. Zamknął za sobą drzwi zdecydowanym ruchem. Kobieta szybko podeszła do nich, po czym wróciła do okna, potem znowu nerwowo podreptała do drzwi. Twarz miała ściśniętą gniewnym grymasem. Rozzłoszczona rzuciła ścierkę na stół, a ta zsunęła się z blatu i z cichym sapnięciem upadła na podłogę. Kobieta usiadła zrezygnowana za stołem, oparła łokcie o blat i zaczęła szlochać. Po chwili podniosła szmatkę i wróciła do kuchennych prac. Pociągając nosem od czasu do czasu, wycierała naczynia i układała je na kuchennym blacie.

Ojciec wrócił kilka godzin później. Zastał żonę siedzącą za stołem.

- Co się znowu stało? – Wystarczyło krótkie spojrzenie na jej minę. – Normalnie, nie chce mi się wracać z pracy, gdy pomyślę o tym co tu się dzieje. Co się stało z tym domem?

Był wysokim, silnym facetem. Miał hardą, zdecydowaną twarz, jednak on także nie mógł sobie poradzić z najmłodszym synem.

- Znowu tam poszedł – powiedziała. - W ogóle nas nie słucha. Czego on tam w ogóle szuka?
- Jest młody, przejdzie mu.

Umył ręce i usiadł za stołem. Postawiła przed nim talerz parującej zupy. Zjadł kilka łyżek, po czym odsunął naczynie leniwym ruchem.

- Nie smakuje ci?
- Smakuje, tylko ten gorąc… nie chce mi się jeść.

Usiadła do stołu. Milczeli. Mieli zatroskane twarze.

- Przejdzie mu – powiedział po kilku minutach, wstając od stołu. – Idę się położyć.
- No jasne. Ty jak zwykle nie chcesz o tym rozmawiać i liczysz, że wszystko samo się rozwiąże.
- Daj spokój. Jestem zmęczony po pracy.
- A myślisz, że ja to nie jestem? Myślisz, że ja to w domu nic nie robię?

Już jej nie słuchał. Poszedł do pokoju, zamknął drzwi i położył się spać. W pracy ostatnio miał dużo obowiązków, a do tego ta temperatura… Uważał, że ma święte prawo do krótkiej drzemki.

Po kilku godzinach wrócił starszy syn. Wszedł szybko do domu i od razu podszedł do pieca. Nalał sobie talerz zupy i jadł stojąc nad garnkiem, gdy do kuchni weszła matka.
- Jedz jak człowiek, przy stole.
- Cześć – powiedział niewyraźnie z pełnymi ustami. – Nie mam czasu.

Odkąd zaczął spotykać się z kolejną dziewczyną, ilość wolnego czasu, który mógł poświęcić sprawom domowym i rodzinnym, znacznie się skróciła.

- Może byś tak porozmawiał z bratem, co?
- A co znowu się stało?
- Dalej tam chodzi.
- Przejdzie mu za jakiś czas. Każdy to przechodził.
- Oczywiście ciebie też to nic nie obchodzi. Jesteś taki sam jak twój ojciec! Odwrócić się plecami do problemów. Tylko tyle potraficie.

Z sypialni, jak na zawołanie, wyszedł niezadowolony mężczyzna. Szedł w ich kierunku ziewając i drapiąc się pod lewą pachą.

- Nie dajecie pospać zmęczonemu człowiekowi. Czego się tak wydzieracie? Co się do cholery dzieje w tym domu? Kiedyś zrobię tutaj porządek, to będzie wreszcie cicho!

Kobieta podeszła do męża patrząc na niego błagalnym, trochę przepraszającym wzrokiem. Starszy syn nie opuszczał kuchni. Jedzenie matki bardzo mu smakowało, choć nigdy nie widział powodów, żeby jakoś specjalnie ją za to chwalić. Uważał to za normalne. Każda kobieta powinna umieć dobrze gotować.

- Posłuchajcie mnie, chociaż raz. Czuję, że dzieje się z nim coś niedobrego – powiedziała.

Usiedli przy stole.

- Tak dalej być nie może. Musimy coś wymyślić – ciągnęła.
- Nie mówiłem wam – włączył się ojciec. – Ale u mnie w pracy zaczynają plotkować. A o tym facecie, do którego on chodzi, to też różne, nieciekawe rzeczy gadają. Że to niby szarlatan jest, oszust.
- Byłem kiedyś z kumplami zobaczyć go. Dziwny jest.
- Ale czego on w ogóle chce?
- Trudno powiedzieć. Niektórzy mówią, że chodzi mu o pieniądze. Inni, że ma jakieś… wzniosłe ideały – zaakcentował ostatnie słowa przewracając oczyma.

Siedzieli chwilę milcząc, po czym starszy brat wstał, pożegnał się i wyszedł.
Najmłodszy syn wrócił do domu gdy było już ciemno. Wyglądał na zmęczonego, ale wzrok miał żywy i gniewny. Wszedł do kuchni i zaczął wyjadać jedzenie prosto z patelni.

- Długo cię nie było.

Chłopak wzdrygnął się.

- Ale się wystraszyłem.

Myślał, że rodzice już śpią, a przynajmniej liczył na to. Nie chciał się znowu z nimi kłócić, ale oni niczego nie rozumieli i nie chcieli zrozumieć. Nie był zadowolony z tego, że czekali na jego powrót. Siedzieli po ciemku. Ze spuszczoną głową zaczął się między nimi przeciskać, żeby dostać się jak najszybciej do swojego pokoju.

- Poczekaj – Ojciec złapał go za ramie – Musimy porozmawiać. Martwimy się o ciebie.
- Nie macie powodu – odpowiedział pospiesznie i trochę opryskliwie, wpatrując się w ścianę.

Nie chciał patrzeć im w oczy. Nie chciał oglądać ich smutku. Pomyślał, że kolejny raz nie wytrzyma podobnej rozmowy. Gdy tylko słyszał słowa w rodzaju „martwimy się o ciebie”, od razu czuł kluchę w żołądku i podnosiło się mu ciśnienie.

- Coś się z tobą dzieje niedobrego. Bardzo się zmieniłeś odkąd zacząłeś chodzić do tego mężczyzny. Kim on w ogóle jest?
- A po co mam wam mówić, przecież i tak jesteście do niego uprzedzeni! – odpowiedział gniewnie. Po chwili uspokoił się i zrugał w myślach za ten bezsensowny wybuch - Jest dobrym i pięknym człowiekiem.
- Dałeś się skusić na słodkie słówka. Odwróciłeś się od rodziny. Prawdziwej rodziny. Czy my już nic dla ciebie nie znaczymy?
- Znaczycie, ale nie podoba mi się, że mi nie ufacie. Ja wiem, co jest dla mnie dobre.
- Ufamy ci – powiedziała Matka. – Ale ufam też mojej intuicji i czuję… widzę, że dzieje się coś złego. Przecież my robimy wszystko dla was. To wszystko… – zrobiła zamaszysty ruch ręką. – Masz to gdzieś. Harowaliśmy całe życie. – Zaczęły się jej trząść z nerwów ręce, a głos załamywał się lekko. - Chcemy, żebyś był szczęśliwy, ale ty odwracasz się od tego plecami. Za nic masz nasz wysiłek, naszą pracę. Jesteś niewdzięcznikiem!

Syn bezwiednie zacisnął pięści i pochylił lekko głowę.

- Spokojnie kochanie – ojciec objął ją. – Synu… Ludzie zaczynają gadać, że jesteś niewdzięcznikiem, że wypiąłeś się na rodzinę, dla jakiegoś szarlatana. Że zaprzepaścisz cały nasz majątek.

Byli bogatą i wpływową rodziną, więc jako tacy, musieli dbać o swój wizerunek. Byli na świeczniku, a społeczność, w której żyli, nie była zbyt duża. Wielu ludzi znało ich z widzenia, niektórzy osobiście. Ciężko pracowali na swoją pozycję.

- Więc chodzi wam tylko o to, co ludzie powiedzą i o wasze pieniądze?
- Oczywiście, że nie. Tak naprawdę mamy gdzieś, co oni mówią. Martwimy się tylko o twoją przyszłość, bo wszystko, co robimy, robimy z myślą o was. Chcemy, żebyście mieli lepszy start w życie, niż my. Żebyście mieli zabezpieczenie. Nie chcemy, żebyś się odwrócił od innych ludzi, bo co gdy będziesz potrzebował pomocy? Musisz dobrze żyć z ludźmi, bo nigdy nie wiesz, kiedy będziesz ich potrzebował. Nie możesz pluć na nasze wspólne wartości.

Matka patrzyła załzawionym wzrokiem. Ojciec czuł się niewygodnie w tej sytuacji. Jak większość facetów, nie wiedział jak zachować się przy płaczącej kobiecie. Poza tym łatwiej się odnajdywał w roli tego, który rozkazuje, a nie tego, który bezsilnie prosi o rozsądek.

- Zastanowię się nad tym – powiedział chłopak po chwili namysłu. – Nie martwcie się, wiem co robię. Idę spać.

Matka szlochała cicho. Złapała syna za rękę, patrząc mu w oczy. Ucałował rodziców na dobranoc i poszedł do swojego pokoju. Myślał. Odkąd zaczął zadawać się z mężczyzną, zmienił się bardzo. Wiedział o tym, ale chciał tego. Czuł potrzebę przeobrażenia, bo to wszystko, co widział wokół siebie nie było takie, jakie powinno być. Wszędzie widział zło i cierpienie. Z drugiej strony, przecież rodzice nie byli źli, nie byli też niczemu winni, ale to właśnie oni teraz cierpieli. Paranoja. Nie chciał cierpienia, ale w konsekwencji stał się jego źródłem. Ich cierpienie było dla niego niemiłym faktem, ale zastanawiał się, dlaczego oni nie widzą, że teraz jest wreszcie zadowolony, szczęśliwy. Nie wiedział, co o tym myśleć, więc postanowił, że zapyta mężczyzny. On zawsze tak pięknie mówi i potrafi człowiekowi poradzić w każdej sytuacji.

Ciężko mu się zasypiało, bo myśli nie dawały spokoju. Przewracał się z boku na bok i dopiero nad ranem zasnął płytkim, niespokojnym snem.

Otworzył oczy i nasłuchiwał w ciszy. Ojciec wyszedł już do pracy, matka jeszcze spała. Ubrał się i poszedł do kuchni. Zastał tam brata jedzącego szybko.

- Coś to znowu narozrabiał? – zapytał brat.
- O co ci chodzi? Nic nie narozrabiałem. Starsi przesadzają. Jak zwykle.
- No chyba nie tym razem, bo nawet ja zauważyłem, że coś nie tak z tobą.

Starszy brat usiadł przy stole. Młodszy zaczął sobie przygotowywać jedzenie, a gdy skończył, dosiadł się niechętnie.

- Po co się z nimi spotykasz?
- Bo lubię. To mi pomaga.
- O czym ty mówisz? W czym ci to pomaga? Jak na razie to masz z tego powodu kłopoty. Starsi zestresowani płaczą całymi nocami, bo myślą, że już po tobie. Co się stało z twoją dziewczyną? Ładna, miła, jak ona się nazywała…?
- Odeszła! – zdenerwował się. – Nie rozumiała mnie. Nie pasowaliśmy do siebie.
- Odeszła, bo zacząłeś więcej czasu spędzać z tymi świrami, niż z nią. W ogóle się jej nie dziwię.

Odeszła od niego, bo nie chciała z nim chodzić na spotkania z mężczyzną, którego słowa nie przekonywały jej. Na dodatek rodzice robili problemy, gdy ludzie zaczęli plotkować. Lubiła go, ale to nie była wielka miłość, więc nie miała prawie żadnych skrupułów. Na początku ciężko to zniósł, ale potem zaczął częściej chodzić na spotkania, rozmawiał o tym dużo i w końcu udało mu się o tym jakoś zapomnieć. Miał wsparcie grupy. Od tego czasu minęło kilka miesięcy.

- Wiesz, co ja myślę? – zapytał starszy brat. – Myślę, że chodzisz tam, bo jesteś inny. Oni też są inni, więc siedzicie tak sobie i narzekacie nad tą swoją innością. Dzięki temu czujecie się lepsi, a do tego jeszcze ten szarlatan, mąci wam w głowach swoimi opowieściami i mądrymi słówkami. Ale powiem ci szczerze, że do nich nie pasujesz. Z kim ty się tam zadajesz? Przecież to hołota, zwykłe kmiotki, niepotrafiące złożyć sensownego zdania. Kiedyś nawet byś na nich nie spojrzał, a teraz robisz się ich wielkim przyjacielem. To jest obłudne, bo wiem, co naprawdę o nich myślisz. Następnym razem, jak będziesz na tym waszym spotkaniu, to rozejrzyj się dookoła. Wtedy zrozumiesz, do kogo ten wariat kieruje swoje słowa, zrozumiesz, dlaczego rodzice tak się o ciebie martwią. Poza tym, myślisz, że te kmiotki go rozumieją? Słuchałem go kiedyś, pamiętasz? Byłem z tobą na jednym ze spotkań i sam niewiele rozumiałem, a tym bardziej oni. Nie pasujesz tam, a oni nie pasują do ciebie.

Starszy brat wstał, pożegnał się i wyszedł. Młodszy siedział przy stole i zastanawiał się nad jego słowami. Zastanawiał się nad powodami, dla których przyłączył się do grupy. Wtedy bardzo cierpiał i potrzebował wysłuchania, a nie mógł znaleźć go wśród bliskich, ale teraz... Teraz jest już inaczej. Zmienił się. Odkąd mężczyzna pozwolił mu dołączyć do zaufanej grupy uczniów, zaczął patrzeć na to wszystko z innej strony. Wtedy zrozumiał, jak bardzo różni się od całej reszty. Wiedział, że oni też to widzą. Uważał jednak, że słowa mężczyzny niosą wiele piękna i prawdy. Może rzeczywiście jest szansa, że coś się wreszcie zmieni.
Poszedł na spotkanie. Mężczyzna mówił pięknie jak zawsze, ale rozmowa z bratem nie dawały mu spokoju. Przyglądał się oczarowanym, bezrozumnym twarzom. Czy oni pojmują cokolwiek z tego, co słyszą? Czy ja rozumiem? Czy aby na pewno jest mi to potrzebne do życia? Czy wartości, w których się wychowałem na prawdę nie są niczego warte? Nie chciał tych myśli, bo sprowadzały tylko niepotrzebne zwątpienie, ale nie mógł się od nich uwolnić. Mężczyzna patrząc na zgromadzony tłum i mówił o tym, jak ważna jest, żeby się kochali. Gdy słyszał te słowa czuł niewygodne napięcie w ciele. Zawsze. Zastanawiał się nad tym wiele razy. Czy ja siebie kocham? Na dnie umysłu, na bardzo krótką chwilę, pojawiała się odpowiedź. Niewygodna, niechciana, niepotrzebna. Pomimo tego, że szybko jej zaprzeczył, to jednak wiedział przez ten ułamek sekundy, że odpowiedź była prawdziwa.
Starszy brat wrócił do domu. Zastał rodziców siedzących przy stole. Nic nie mówili. Matka znowu miała mokre oczy. Usiadł.

- Co się stało?
- Jak możesz pytać? – powiedziała. – Nie wiemy, co z nim począć.
- Ja też zacząłem się martwić o niego. Zmienił się, a ostatnio w ogóle jest jakiś inny. Na początku, gdy spotykał się z nimi, to jednak była w nim jakaś radość. Odkrywał coś nowego, coś znalazł.
- Tak – włączył się ojciec. - Teraz znowu wydaje się taki nieobecny.
- Gdyby tylko chciał nas słuchać – powiedziała. – Może ty powinieneś z nim porozmawiać?
- Już z nim rozwiałem – powiedział syn.
- I co?
- Nie wiem. Wydawał się słuchać, ale kto to może wiedzieć, czy wziął sobie to do serca.

Siedzieli i myśleli, a czas wlókł się leniwie. W końcu zaczęli się wiercić ze zdenerwowania, więc matka zaproponowała coś do jedzenia. Zgodzili się, więc wstała i przygotowywała posiłek.

- Mam pomysł – powiedział ojciec, niemrawo grzebiąc łyżką w talerzu. – Może powinniśmy poprosić kogoś o pomoc? Ten szarlatan nie podoba się kilku osobom. Kto wie, może nie tylko my mamy taki problem.

- Zawsze warto spróbować – powiedziała.

Następnego dnia ojciec dowiedział się, że rzeczywiście sporo osób jest zaniepokojonych działalnością mężczyzny. Skierował się do nich po pomoc. Już po kilku godzinach udało mu się dotrzeć do odpowiednich ludzi, z którymi umówił się w ustronnym miejscu. Siedzieli w zagajniku. Gdyby ktoś spojrzał na nich w tamtym momencie, to pomyślałby, że oto kilku spiskowców planuje coś niedobrego. Ojciec opowiadał, a kilku mężczyzn słuchało uważnie, czasami dopytując się o jakiś szczegół. Z uwagą, co jakiś czas, skinęli głową. Gdy ustalili plan działania, zrozumieli, że najtrudniej będzie przekonać syna. Tata wiedział, że czasu mają niewiele, bo chłopak z dnia na dzień był coraz bardziej zamyślony i nieobecny. Po powrocie, czekał na powrót potomka, a gdy ten zjawił się w drzwiach, szybko poprosił go do stołu. Usiedli wszyscy. Cała rodzina.

- Synu jak się czujesz? – zaczeła głowa rodziny.
- Nie najlepiej – powiedział najmłodszy syn, czym zdziwił wszystkich. Odebrali to jako dobry znak.
- Chcieliśmy cię prosić, żebyś spotkał się z kimś – powiedziała matka. - Z kimś, kto być może będzie w stanie ci pomóc.
- Nigdzie nie idę.

Zapadła cisza. Kobieta zasmuciła się, ojciec spuścił wzrok.

- A jak oni przyjdą do ciebie, porozmawiasz z nimi? – zapytał starszy brat.
- Tak – wydobył z siebie po chwili milczenia i poszedł do swojego pokoju. Nie był pewien, czy chce z kimś rozmawiać, czy może odpowiedział „tak”, bo chciał zakończyć tę niewygodną sytuację.

Następnego dnia, koło południa, zjawili się trzej starsi mężczyźni o surowych twarzach. Jeden z nich był przyjacielem rodziny. Zamienili kilka słów z rodzicami, po czym weszli do pokoju syna. Głosy było słychać nawet przy kuchennym stole. Wyszli po dwóch godzinach. Przyjaciel rodziny uśmiechnął się do zniecierpliwionych i zatroskanych rodziców, po czym skinął lekko głową. Zamienili kilka słów i wyszli. Mieli przyjść jeszcze raz wieczorem. Rodzice udali się do młodzieńca, ale ten nie chciał rozmawiać. W niezbyt dobrym humorze położył się i próbował zasnąć. Znowu wszystko zaczynało walić się na kawałki. Czuł się rozbity na dwie części, przepołowiony. Wcześniejsza rozmowa z bratem tylko podsyciła w nim coś, co przeczuwał już od dłuższego czasu. Zmienił się i nie dawało mu to spokoju. Czy pasuje jeszcze do tamtej grupy? Słowa mężczyzny ukazywały mu teraz całkiem inne znaczenie. Z drugiej strony ojciec naciskał, żeby bardziej zaczął się interesować rodzinnym interesem, tak jak starszy brat. Młodszemu zdażało się, że nie widział w tym nic złego. Zaczął zauważać, że to wszystko, przed czym się buntował, nie było wcale takie głupie. To miało sens, ale on go wcześniej nie zauważał. Później jednak przychodził jakiś smutek i zaczynał się zastanawiać, po co to wszystko? Czy tak mam zmarnować całe życie? Na liczeniu pieniędzy, zbieraniu więcej i więcej? Wtedy coś się w nim buntowało. Coś dawało mu do zrozumienia, że jest jeszcze inna część świata, a może po prostu inna część jego samego, która tylko czeka, żeby wyciągnąć ją na światło dzienne. Taką obietnicę dawał mężczyzna. Wg niego miłość miała być lekarstwem na wszystko. A co jeśli ktoś nie potrafił kochać? Czy można tego w ogóle nie potrafić? A może najpierw trzeba pokochać samego siebie?

Ludzie o surowych twarzach wrócili po zmroku. Przyjaciela rodziny nie było z nimi.

- Proszę się nie martwić o syna. Wyświadczy nam przysługę i odstawimy go do domu, a wtedy wszystko będzie już dobrze – powiedział jeden z nich do matki.

Młodzieniec wyszedł z pokoju i bez słowa poszedł z nimi.

Rodzice czekali, a czas upływał. Nikt nie wracał. Minuty wlekły się nieznośnie. Siedzieli zmartwieni. Przed północą ktoś otworzył drzwi. Zerwali się na nogi, ale to tylko brat wrócił od dziewczyny. Opowiedzieli mu pokrótce, co się stało.

- Nie martwcie się, wszystko będzie dobrze – pocieszał. Objął matkę ramieniem.

Usiedli przy stole, rozmawiali. Krótko po północy do domu weszli mężczyźni. Syna nie było. Był z nimi przyjaciel rodziny. Stanął ze zmieszaną mina, blady, a jego wzrok błądził od jednej twarzy do drugiej. Milczał, ale w końcu zwrócił się do kobiety.

- Bardzo mi przykro. Wasz syn nie żyje. Powiesił się.
- Ale jak to… - Kobieta zatoczyła się. Ojciec zdążył ją złapać i posadzić na krześle. Jedyny syn, zdenerwowany, podszedł do nich.
- To wszystko, co po nim zostało – ciągnął przyjaciel rodziny. Położył na stole sakiewkę.
- Co to jest? – zapytał ojciec
- 30 srebrników.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

2
Tak na szybko: powinno zaskakiwać, ale nie zaskakuje. Zbyt szybko można się domyślić, jaka będzie puenta.

Sprawę zdradza piec. Piec, nie kuchenka. Już wiadomo, że nie jesteśmy w naszych czasach, chociaż Autor robi wszystko, żebyśmy tak myśleli. Szarlatan, który mówi o miłości. Po powstaniu "Mistrza i Małgorzaty" takie określenie sugeruje tylko jedną Osobę.

Zbyt czytelne, za mało tajemnicze. Pomysł jest, ale wykonanie do przemyślenia i do poprawki. Kilka błędów, np. "narzekacie nad innością". Narzeka się "na coś", a "nad czymś" można ewentualnie biadolić.

Pozdrawiam i zmykam!
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
Ciekawy pomysł. Zaskoczony na końcu byłem. :)

Siła tego opowiadania tkwi w tajemnicy. Tutaj właściwie cała praca jest na tym oparta, ale ogólnie w każdym tekście coś w tym rodzaju powinno się dziać (choćby na znacznie mniejszą skalę). Najważniejsze to ciekawić czytelnika, a Tobie tutaj idzie naprawdę nieźle. Dzięki owej ciekawości doczytałem do końca, bo...

... sam styl nie porywa. Po przeczytaniu zrozumiałem dlaczego tak, a nie inaczej wszystko opisywałeś - aby zachować tajemnicę, ale fakt faktem, że czasem wychodzi trochę zbyt sztywno i nienaturalnie. Wszystko dzieje się tak szybko, po kolei, sprowadza się do opisywania kolejnych wydarzeń oraz - czasem - prostych uczuć bohaterów. Nie czuć atmosfery. Tylko tajemnica broni tekst.

Plusem są też bohaterowie. Prości - nawet szablonowi - ale zgrabnie oddani. To też nadaje pracy kształtów.

Opowiadanie jest nierówne. Z jednej strony napisane średnio, z drugiej napędzane tajemnicą. Powiem Ci jednak, że pewnie za miesiąc, jeśli przypomnę sobie Twoją pracę, pomyślę o tej fajnej koncepcji z niedomówieniami, a nie o warsztacie. Tak więc doszlifuj to jeszcze, bo tekst ma duży potencjał, a i tak już jest ciekawy.

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Na początku kilka uwag:
Twarz miała ściśniętą gniewnym grymasem.
Mówi się raczej "ściągniętą".
Zjadł kilka łyżek, po czym odsunął naczynie leniwym ruchem.
Lubi metal? Taki kolokwializm. "Zjadł kilka porcji".
Szedł w ich kierunku ziewając i drapiąc się pod lewą pachą.
Po co tak dokładnie? Ważne, w którą pachę, którym palcem i z jaką częstotliwością się drapał?
- Spokojnie kochanie – ojciec objął ją.
Źle brzmi. „Przytulił matkę”. W dodatku zły zapis dialogów.
"- Spokojnie kochanie. – Ojciec objął ją."
Byli bogatą i wpływową rodziną, więc jako tacy, musieli dbać o swój wizerunek. Byli na świeczniku, a społeczność, w której żyli, nie była zbyt duża. Wielu ludzi znało ich z widzenia, niektórzy osobiście. Ciężko pracowali na swoją pozycję.
Wtrącasz takie komentarze, że w ogóle nie czuć, że to opowiadanie. Przypomina didaskalia w sztuce. Zero klimatu. I do tej pory ich bogactwa nie widziałem. Ojciec tyra, matka w kuchni – normalna rodzina. Nigdzie nie widać ich splendoru.
Nie wiedział, co o tym myśleć, więc postanowił, że zapyta mężczyzny.
Jakiegoś konkretnego czy pierwszego lepszego z ulicy? Lepiej jak sprecyzujesz: mentora, mistrza, cokolwiek. Oczywiście, że łatwo się domyśleć o kogo chodzi, ale tak sztucznie brzmi. Zresztą, bardzo często używasz słowa "mężczyzna".
Siedzieli i myśleli, a czas wlókł się leniwie. W końcu zaczęli się wiercić ze zdenerwowania, więc matka zaproponowała coś do jedzenia. Zgodzili się, więc wstała i przygotowywała posiłek.
Jak dla mnie sztuczna scena.
Młodszemu zdażało się[...]
?!?!
Wg niego miłość
Co to?

Styl jest niestety ciężki. Tak samo jak język. Robisz sporo błędów. Interpunkcja kuleje. Czasami miałem wrażenie, że to scenariusz, w dodatku mało plastyczny. Nie to, że nic nie zrozumiałem. Wręcz przeciwnie. Koncept nawet ciekawy. I to wszystko. Niestety cały czas miałem wrażenie, że to jakiś dzieciak opisuje swoją rodzinę i jakieś wewnętrzne rozterki. Koniec w ogóle nie jest zaskakujący. Sztuczny - tak. Generalnie mi się nie podobało.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

7
Szczególnie w pierwszej części tekstu widać wyraźnie, że jest dosyć stary.Mimo poprawek wszystko tam zgrzyta. Odniosłem wrażenie, że słabo radziłeś sobie/radzisz z opisami zwyczajnych sytuacji - wstał, podszedł, zrobił coś, wyszedł. W momencie kiedy zaczynają się przemyślenia bohatera wszystko zaczyna iść gładko. Nie będę się skupiał na błędach, bo Revis już się tym zajął.

Przyznam, że zakończenie jakoś mi nie "podeszło". Spodziewałem się czegoś bardziej mocnego, przyznam szczerze, stąd może taki zawód. Pamiętam jeden z Twoich wierszy, tytułu nie pomnę już, i oczekiwałem "intelektualnego wodotrysku", a przyszło coś zwyczajnego. Nawet w pierwszej chwili zdawało mi się, że paralela z historią Judasza jest dobra sama w sobie, ale przy drugim czytaniu wrażenie mnie opuściło.

Pozdrawiam

8
- Przecież wiesz gdzie. Po co się tak wypytujesz za każdym razem – odpowiedział syn. Ubrał się lekko, jemu także tegoroczne lato dawało się we znaki.
takie wtrącenie mi nie pasuje. Lepiej wyglądałoby, gdybyś napisał we wprowadzeniu, że jest upał. W następstwie tego, pocą się (co zaznaczasz, dość niezgrabnie) a ubiór jest podany w domyśle.
się z blatu i z cichym sapnięciem
Ścierki nie sapią.
Był wysokim, silnym facetem. Miał hardą, zdecydowaną twarz, jednak on także nie mógł sobie poradzić z najmłodszym synem.
Klocek ci wyszedł. Był taki, siaki i owaki, nie mógł tego i tamtego. Piszesz o tym, ale tego nie pokazujesz.
Całe zdanie przerobiłbym na:

- Co się znowu stało? – Wystarczyło krótkie spojrzenie na jej minę. – Normalnie, nie chce mi się wracać z pracy, gdy pomyślę o tym co tu się dzieje. Co się stało z tym domem? - Postawny, silny człowiek o zdecydowanej twarzy wyraźnie zwątpił, widząc że małżonka, tak jak i on, nie radzi sobie z synem.

Taki zabieg pozwala na wplecenie opisu i emocji zaraz do dialogu, co wpływa na odbiór.
Usiadła do stołu. Milczeli. Mieli zatroskane twarze.
Za szybko, zbyt chaotycznie, zbyt krótko.

Usiadła do stołu. Oboje milczeli, patrząc w zamyśleniu na blat mebla.
Jedzenie matki bardzo mu smakowało
zbędne
- Tak dalej być nie może. Musimy coś wymyślić – ciągnęła.
raczej zakończyła, bo ciągnęła odnosi się do kwestii mówionej w dalszym ciągu zdania.
[1]Chłopak wzdrygnął się.
- Ale się wystraszyłem.
[1a]Myślał, że rodzice już śpią, a przynajmniej liczył na to. Nie chciał się znowu z nimi kłócić, ale oni niczego nie rozumieli i nie chcieli zrozumieć. Nie był zadowolony z tego, że czekali na jego powrót. Siedzieli po ciemku. Ze spuszczoną głową zaczął się między nimi przeciskać, żeby dostać się jak najszybciej do swojego pokoju.
Szatkujesz opisy dialogami. [1]i [1a] powinny być obok siebie.

Ciężko się czyta przez formę narracji. Narrator stoi za plecami każdego bohatera, tłumaczy wszystko w taki nieciekawy, formalny sposób. Brak imion (z wiadomych względów) też sprawy nie ułatwia i odbiór jest ciężki. Ale pomysł był dobry, zakończenie wszystko (dosłownie) tłumaczy. Wybrałeś sobie ciężki temat, z trudną formą narracji - częściowo podołałeś zadaniu, bo efekt końcowy jest dobry, nie mniej, mankamentem jest narrator: raz wie wszystko (każdego dokładnie opisuje, co czuł i bardziej wychodzi to od narratora, niż ze scen czy bohaterów) a z drugiej strony nie pada tam żadne imię. Powstaje taki dysonans, taka przebiegła (dzięki końcówce) oszukańczość. Pomysł jest świetny, zakończenie doskonałe, ale opowiadanie średnio mi się podobało - zdecydowanie narrator był dla mnie za ciężki.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9
Martinius pisze:zdecydowanie narrator był dla mnie za ciężki.
dzięki za weryfkę. za mały był ze mnie pikuś wtedy, gdy się za to zabrałem, przerósł mnie pomysł. czułem w tym potencjał, ale wymaga to lepszych umiejętności.
poprawiać w zasadzie nie ma sensu, bo to trzeba po prostu napisać od podstaw. tym razem powinno się udać :)
Leniwiec Literacki
Hikikomori
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”