Witam.
Chciałbym przedstawić początek mojej powieści. Proszę o ocenę i uwagi.
Gdybym miał teraz powiedzieć kim była Anastazja powiedział bym, że to zwykła, podła żmija. Jednak wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Kochałem ją, a ona wykorzystując moją sławę i pieniądze umawiała się z moimi przyjaciółmi. Nigdy nie wiedziałem, że może być zdolna do zrobienia mi takiego świństwa i na dodatek wplątać mnie w gówno, z którego nie łatwo się wydostać. Wszystko było dobrze do momentu kiedy spotkałem Augusta jednego z pacjentów, którego nie zapomnę do końca swoich dni. Fakt, jego historia nie skończyła się jak piękny poemat, ponieważ życie to nie film, a film to w większości przypadków wyimaginowany obraz wymyślony przez umęczonego pracą scenarzystę, który za wszelką cenę, chce wepchać widzowi kolejną dawkę emocji. August nie był zwykłym człowiekiem i dla tego darzyłem go jak nikogo innego wielkim zaufaniem. Nie był to jakiś slums z ulicy, który co dzień popija tanie wino i pali tytoń jak zawodowiec. Był to normalny, opanowany człowiek z pewną tajemniczą zdolnością, która później zmieniła się w koszmar. Lekarze mówili, że nie widzą dla niego szans i jedyne co świat może dla niego zrobić to modlić się za niego. Gdy o nim usłyszałem od razu wiedziałem, że to bardzo ciekawy przypadek, jak z amerykańskiego filmu. Nie wiem, czy sam podjąłem decyzję leczenia go, ale przypominam sobie, że Anastazja maczała w tym palce. Pewnego dnia przyszła do mojego gabinetu i poruszona czymś od razu siadła na wygodnym fotelu stojący naprzeciwko mnie. To jej zabójcze spojrzenie... Od razu wiedziałem, że jeśli przychodzi do mnie do biura musi mieć jakąś poważną sprawę, która nie może zaczekać.
- Witaj Auguście.- powiedziała delikatnym głosem Anastazja.
- Witaj piękna, mam nadzieję że nie przyszłaś tu w celu zawodowym. Mam pacjentów!- nie powinienem mówić tak do niej, ponieważ zawsze gdy odnosiłem się do niej głośno zaraz urządzała mi jakąś wielką zadymę - Oczywiście mamy chwilkę czasu na rozmowę.
- Auguścik. - nienawidziłem jak się tak do mnie zwracała - Pacjenci poczekają, w końcu to ja jestem ważniejsza od nich nie uważasz?
- Oczywiście, że tak kochanie.- kłamałem, gdybym był zwykłym psychiatrą powiedział bym tak, ale ze względu na moje ambicje i rolę życiową, traktowałem sprawę żony i sprawy zawodowe na równi.
- Otóż poruszył mnie pewien mężczyzna.- rzekła wstydliwie.
- Znam go? - nie wiedziałem co powiedzieć, ponieważ za chwilę mogła mi oświadczyć "Odchodzę Auguście", "Żegnaj ukochany", a dobrze wiedziała, że nie zniósł bym zdrady, ale jednak mimo to ta lafirynda spotykała się za moimi plecami z innymi chłoptasiami.
- Nie. Przynajmniej myślę, że nie.
- To dobrze.- przynajmniej teraz miałem pewność, że nie odejdzie ode mnie z osobą, którą znam.
- To pewien mężczyzna, z bardzo nietypowymi dolegliwościami.- rzekła zakłopotana.
- A więc nie przyszłaś tu w sprawie drobnostek, tylko w poważnej sprawie?
- Otóż słyszałam od mojego prowadzącego doktora, o jego innym pacjencie...- powiedziała tragicznie, trzymając mnie za rękę.
Przez chwilę myślałem, że zaraz wybuchnie płaczem, ale później zlikwidowałem tę myśl ponieważ wiedziałem, że Anastazja to twarda kobieta z rozsądnymi zasadami. Przez dłuższą metę ignorowałem jej rozpaczanie nad losem jakiegoś przypadkowego człowieka, o którym raczył jej powiedzieć największy nudziarz jakiego do tej pory spotkałem, ale później gdy zrozumiałem o co jej chodzi musiałem pozbierać myśli do kupy i rozsądnie odpowiedzieć. Co ja jej do cholery miałem odpowiedzieć, przecież ta kobieta chciała żebym przyjął do leczenia jakiegoś popaprańca z Bóg wie jakimi objawami. Gdyby wszyscy ludzie byli tak troskliwi jak ona na świecie nie byłoby ani czubków, ani zakładów psychiatrycznych. Jednak świat jest okrutny i o tym wiedzą wszyscy, no prawi wszyscy po za kilkoma małymi bachorami, którzy chcą mieć wszystko na jedno skinienie. Czy oni kiedyś myśleli, że aby dojść do tego co mają ich rodzice trzeba harować latami?
- Bardzo interesujące, ale wydaje mi się, że nie możesz rozczulać się nad każdym człowiekiem- powiedziałem słusznie, aczkolwiek Anastazja oczekiwała innej odpowiedzi, ale człowiek czasem musi odmówić dla dobra sprawy.
- Jeśli udało by ci się wyleczyć tego mężczyznę, odniósł byś wielki sukces, którego jeszcze nikomu nie udało się osiągnąć- materialistka, naiwna materialistka- Oczywiście mogłabym ci pomóc w rozwiązaniu tego problemu.
- Kobieto psychiatria, oraz psychologia to nie łatwe dziedziny nauki. Zrozum mimo tego, że jestem twoim mężem nie możesz za bardzo angażować się w moją karierę- powiedziałem pełen przekonania.
Zapaliłem papierosa, postawiłem nogi na stół jak to robią niektórzy ludzi i bujałem w obłąkach. Anastazja była bardzo zdenerwowana, ale nie zwracałem na nią uwagi, oczywiście musiałem grzecznie wysłuchać jej uwag jak każdy rozsądny psychiatra.
- Wyrzuć tego papierosa!- przypomniałem sobie, że kobieta będąca moją żoną nienawidzi dymu nikotynowego i rozpaczliwie gada o szkodliwościach tego uzależnienia jakby była jakimś profesorem, albo co najmniej lekarzem. Co prawda ja także nie przepadałem za tymi cholernymi papierosiskami, ale od czasu do czasu gdy jestem zdenerwowany wypalam kilka "Popularnych" i odstresuję się - Wiesz dobrze, że mam uczulenie na to świństwo.
- Kobieto! Uczulenie, uczuleniem, ale ty po prostu przesadzasz. Wpadasz nagle do biura i oczekujesz nie wiadomo czego jakbym był jakimś cudotwórcą.
Anastazja milczała jak grób. Nienawidziłem tego momentu, bo wiedziałem, że jeśli nie postanę na jej wymaganiom to zaraz zrobi aferę na cały świat. Czasem podczas wieczornych kolacji w restauracji, kiedy popijając szampana gadam bzdury ona wielce ważna oburzona wychodzi z knajpy i wraca do domu, na którego ciężko harowałem przez wiele ostatnich lat. Zauważyłem, że ostatnio w naszym związku nie dzieje się najlepiej, ale nigdy wcześniej nie dostrzegłem, żeby Anastazja była niezadowolona. Z pewnością było to wywołane spotkaniami z jej chłoptasiami. Kiedyś dowiedziałem się całej prawy gdy płacząca pod wpływem alkoholu wyżalała mi się na kolanach "August byłam z tobą wyłącznie dla pieniędzy ty głupi partaczu!" wtedy zrozumiałem, że ta zołza poleciała tylko na pieniądze, a miłość była oszukana.
- Zastanowię się nad tym, ale musisz wiedzieć, że moje zastanowienie potrwa jakiś czas. Proszę cię teraz odejdź ponieważ za chwilę mam spotkanie z ważnym pacjentem.
Anastazja przytaknęła głową i wyszła. To był celny strzał, mimo to wiedziałem, że teraz ona będzie oczekiwała na pewną odpowiedź. Oczywiście nie przypuszczała, że od razu się zgodzę. Dzień ten nie był moim najlepszym nie wiedziałem, jak wyplątać się z tego bagna, w którym osiadłem na dnie przywiązany do ciężkiego kamola. Z drugiej strony czułem radość. Opowieść, którą słuchałem jednym uchem wydawała się naprawdę szczera i wzruszając. Dopiero później dowiedziałem się, że człowiek o którym było to opowiadanie może okazać się mężczyzną, dzięki któremu przekonałem się co to prawdziwe cierpienie i zmieniłem pogląd na świat, który dotychczas widziałem w biało-czarnych kolorach, jednak mimo to przez niego musiał cierpieć.
***
Kolejny zagmatwany dzień. Moje myśli pogrążyły się w przyszłość. Myślałem o tym co będę robił za dziesięć lat i wtedy uświadomiłem sobie, że muszę łapać okazję i dać z siebie wszystko, żebym ponownie był szanowany i miał o czym rozmawiać z moim przyjacielem ze studiów przy filiżance kawy. Wszystko wydawało się takie proste, ale tak naprawdę abym do czegoś doszedł nie wystarczało kiwnąć głową i już. Musiałem dźwigać całe życie na własnych barkach i ciągnąć się przez świat pełen tajemnic i zasadzek. Gdy rankiem piłek kawę idąc przez miasto pomyślałem o wczorajszej rozmowie z Anastazją. Może ona ma rację? Muszę zaryzykować i zrobić eksperyment, który dowiedzie, że po wielu latach jestem jeszcze do czegoś zdolny i nie ograniczam się do pacjentów ze zwykłymi objawami. Bo mi się znudziło, chodź oczywiście dla kogoś to tragedia, ale dla mnie zwykła choroba, którą może i można wyleczyć, ale trzeba chcieć. Zdobyłem numer do Augusta, tak właśnie nazywał się bohater tragicznego opowiadania mojej żony z bujną wyobraźnią. Porozmawiałem z nim przez chwilę, a potem zadzwoniłem do jego psychologa, który stwierdził, że August jest chory i wysłał go dalej, a miałem akurat szczęście że ten celny traf był na mnie. Czyżby żona uprzedziła go przede mną i poszła do pana psychologa, oraz poleciła mnie? Ciekawe, ale może i to dobrze. W końcu chciała mieć dobre intencje. Dzień zapowiadał się bardzo dobrze. Rano jak zawsze lekko się podłamałem, ale potem przeszło i wrócił do normalnego funkcjonowania. W biurze czekał na mnie całkiem niespodziewany gość, którym okazał się być pewien dresiarz, który miał duże problemy z alkoholem i narkotykami. Usiadłem na fotelu i patrzyłem się przez chwilę na oczy młodego człowieka. Ten uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę w geście powitania.
- Cześć, Alfred jestem.
- Przykro mi ale nic nie zrobiłem.- powiedziałem poważnym głosem.
- Co pan kurde, uważa mnie za jakiegoś drecha, który przyszedł tu aby skopać tyłek porządnemu obywatelowi?
- No ja nie wiem, często takich miewam na ulicach.- przez chwilę zastanawiałem się kim on może być, a potem przestało mnie interesować- O co chodzi kolego?
- Widzi pan mam problem.- rzekł do mnie zachrypniętym głosem.
- No to witaj w grupie kolego! W tym kraju prawie wszyscy mają problemy, a więc o chodzi Alfred?
Teraz byłem przekonany, że te człowiek to tylko podróbka mięśniaka, który pewnie przez cale dzieciństwo napakowywał się sterydami, żeby teraz tak wyglądać. Przez chwilę ogarnął mnie strach, ale potem znów czułem się bezpiecznie.
- Wiele osób mówi, że jestem ćpunem i żulem. To mnie przeraża.
Słyszałem w jego głosie tragizm, który wyrażał w jakiej jest sytuacji. To przykre patrzeć na człowieka, który stoi naprzeciw ciebie i widzieć tą przepaść, która dzieli ciebie i jego.
- A jak jest? Ćpasz?
- Czasem. Tylko czasem...
- No to przestań! Idź do domu, ogarnij się, a potem pomódl za swoje nowe postanowienie.
- Jakie znowu postanowienie?- powiedział zdziwiony, jakby nie znał słowa "postanowienie".
- Stary, jak domyślam się przyszedłeś tu bo masz problem z narkotykami i z alkoholem. Mam rację?
- Święta prawda.
- A więc weź sobie za postanowienie, że już nigdy nie sięgniesz po ten syf i nie będziesz ślęczał przed sklepem i żłopał piwa obok kolegów z wiochy, a do tego jeszcze zaczniesz chodzić do kościoła, żebyś nie miał już problemów z tymi nałogami.
Powiedziałem to wszystko bo nie chciałem aby chłopak zmarnował sobie życia. Słowa te zabrzmiały jakbym wygłaszał kazanie w kościele i apelował o zdrowy rozsądek, który w młodzieży jest tylko jedną małą częścią człowieka. Jak taki małoletni gówniarz sięgnie po prochy, to co wtedy będzie? Co zrobią rodzice, przetrzepią raz, drugi tyłek i co wtedy? Dziecko ukradnie pieniądze od rówieśników i znowu pójdzie do dilera. Po jakie gówno pchać się w taką przepaść? Wierzyłem, że ten młody, napakowany człowiek przestanie tak żyć i w końcu zrozumie dlaczego ludzie nazywają go potocznie "żulem" i "ćpunem".
- Nie chodzę do kościoła od ośmiu lat.
- To się nawrócisz młody kolego. Pan Bóg jest miłosierny i znajdzie dla ciebie miejsce w domu bożym.
- A co jeśli znowu się zabłąkam jak czarna owca. Przecież ja nawet nie znam modlitwy „Ojcze nasz”.
- Proste. Wtedy wylądujesz na odwykowym i wkrótce zapomnisz co to hera, marycha i ohydne tanie wino ze spożywczaka. A jak nie znasz „Ojcze nasz” to sięgnij po modlitewnik, oby tylko nie kradziony i naucz się tej modlitwy.
Alfred pokiwał głową, podał mi rękę i wyszedł uśmiechnięty. Nie wiem co stało się z nim potem. Może przemówiłem do niego, że narkotyki to świństwo, a może w chwili obecnej siedzi w ciemnym koncie zadupia i znowu sięga po prochy. Według mnie jego poważna postawa i postanowienie pozwoliło mu na szybkie odejście od nałogu. Co prawda za szybko mówiłem o odejściu od uzależnienia, ale nie było to przypadkowe z racji, że w każdej chwili mógł zadzwonić telefon od Augusta, do którego raczył zadzwonić pan psycholog, a co jeśli by zadzwonił podczas rozmowy z tym młodym mężczyzną? Kilka minut po opuszczeniu przez niego moje ubogiego biura, w którym jedyną ozdobą było biurko i dwa fotele zastanawiałem się jak dostał się tak daleko. Teraz jednak było mi to obojętne. Pamiętam, że kiedyś także w młodzieńczym wieku przepadałem za alkoholem. Można nawet powiedzieć, że nawet go nadużywałem, ale w końcu ktoś wbił mi do mojej małej główki, tak jak ja teraz temu młodzieńcowi co powoduje alkohol. Było to trochę śmieszne, ale jednak zaakceptowałem fakt, że picie w nadmiernych ilościach jest złe, a jak jest złe to trzeba go unikać. Siedziałem wygodnie w fotelu i czekałem na jakiś znak życia. Mógł to być zwyczajny telefon, odwiedziny słabo sprawującej się sekretarki albo nawet wybicie szyby przez jakiegoś nędznego chuligana. Do mojego gabinetu nie przyszła jednak sekretarka, ale ktoś o wiele bardziej ważny, ktoś, który miał do mnie zadzwonić. Człowiekiem stojących w drzwiach okazał się być August - wysoki mężczyzna ubrany w marynarkę, spodnie od garnituru, oraz błyszczące buty. Gdy podszedł zobaczyłem jego dokładny wygląd. Miał niebieskie oczy, oraz widoczne czarne wąsy. Był trochę poobijany, a na jego czole widniała duża blizna. Podszedł do mojego biurka, porozglądał się, skinął głową i siadł na fotelu. Wpatrywałem się w jego każdy ruch, a każdy uśmiech był oznaką jego wesołości.
- Witam, jak się nie mylę pan August?- powiedziałem poważnym głosem.
- Bingo. A więc chciał pan abym do pana przyszedł. Słucham?
- Usłyszałem o pany od mojej żony i pańska historia bardzo mnie wzruszyła. Chciałabym aby został pan moim nowym pacjentem.- wiedziałem, że jeśli on się nie zgodzi nie będę miał duży problem, ale mimo to musiałem próbować- Oczywiście jeśli się pana tylko zgodzi.
- Proszę pana mi nic nie dolega.- rzekł uśmiechając się.
Już po tych słowach zrozumiałem, że August jest upartym człowiekiem. Co prawa nie mogłem wkluczyć faktu, że wielu ludzi do tej pory myliło się, ale mogłem pomyśleć o wielu innych rzeczach, które stoją za chorymi psychicznie ludźmi. Przecież w większości ci ludzie nie przyznają się do klęski, choroby, oraz oszukiwania samego siebie, chodź dobrze wiedzą, że ich zachowanie nie jest naturalne i trzeba z nic coś szybko zrobić.
- Rozumiem pana pewność, ale proszę oszczędzić mi trochę czasu i powiedzieć w czym tkwi problem.
- To pan nie wie?- rzekł zdziwiony- Wszyscy są na tym świecie podłymi złodziejami ludzkich nadziei i mimo mojego świetnego stanu psychicznego i zdrowotnego lekarze uważają, że jestem dosłownym kretynem, a może to pan jest kretynem, ja dobrym człowiekiem, a wszyscy lekarze, którzy mieli przyjemność mnie leczyć debilami, którym ich zawód wydaje się prostszym od każdego innego.
- Chyba musi być jakiś powód tych wybrednych tłumaczeń.- poczułem się niesprawiedliwie, jakby człowiek pozostawiał mnie na pożarcie lwom i przy tym krzyczał głośno "Do piachu z nim", a tym człowiekiem był właśnie August.
- A pan, co robił w moim wieku?- rzekł odważnie.
- Ja?- z akt wyczytałem, że August jest ode mnie młodszy o zaledwie cztery lata, a więc co miałem mu odpowiedzieć?- W twoim wieku na co dzień pracowałem w zakładzie psychiatrycznym nieopodal pięknego miasta, jakim jest Łódź. Myślisz, że to łatwa praca na co dzień spotykać się z psycholami, których dręczą Bóg wie jakie problemy i wmawiać im do swoich móżdżków, że za jakiś czas wszystko się ułoży i znów będą żyć długo i szczęśliwie?
- A jaka była prawda?
- Większość ludzi nie myślała nawet o leczeniu. Trzeba było na siłę wpychać jej leki uspokajające i myśleć co będzie dalej... Co będzie z jej zaburzeniami psychicznymi i co jeśli dojdzie do najgorszego.- rozmowa z Augustem była bardzo trudna, a nawet przerastała mnie wciąż myślałem jak odbiec od tematu mojej przeszłości i wrócić do głównego centrum zainteresowań.- Powiedz mi coś o sobie.
- Co ja mogę mówić o sobie? Jestem skończony dupkiem, który nie przyszłości i jego życie zależy od bandy lekarskich szumowin, którzy i tak z pewnością wsadzą go do psychiatryka zanim policzę do dziesięciu.- w tej chwili zrobiło mi się go żal, wyżalał się mi, a ja musiałem słuchać jakie to jego życie jest pełne goryczy i gorzkich łez.- wiele osób myśli, że niedługo skończę w grobie, dlatego nikt nie chce mnie zatrudnić, chodź wielu wie o tym, że mam naprawdę duże ambicje do tej fuchy. Moja rodzina oddaliła się ode mnie już wiele lat temu gdy zaobserwowali we mnie jakieś brakujące ogniwo, a żona wciąż straszy mnie, że jeśli się nie ustatkuje odejdzie razem z dwójką dzieci, których tak bardzo kocham.
- To przykre...
- Zrobię wszystko abym w końcu został ponownie traktowany uczciwie i szanowany jak przed laty. Zapłacę każdą sumę tylko niech pan powie, że pańskie siły są na tyle zregenerowane, żeby mógł pan mi pomóc.
- Nie chcę od pana żadnych pieniędzy, ale mimo to zgodzę się na pańskie leczenie. Proszę przyjść jutro o tej samej godzinie.
August wyszedł pospiesznie. Musiałem odetchnąć. Nigdy nie myślałem, że rozmowa z pacjentem może być, aż tak trudna, a ja taki słaby i nieumiejętny mu odpowiedzieć. Nagle osłabłem, moje serce zaczęło szybciej bić, a ja błądząc po korytarzach ludzkiej psychiki wyszedłem z biura. Pozbierałem się do kupy i wróciłem do tego samego rozpadającego się domu, w którym z utęsknieniem czekał na mnie pies, a nie żona.
***
Postanowiłem wziąć tygodniowy urlop i wszystko na spokojnie przemyśleć. Wszystkich pacjentów kazałem umówić na inny termin. Co prawda umówiłem się na dzisiaj z Augustem, ale kilka godzin później zadzwonił do mnie i na moją korzyść powiedział, że dziś źle się czuje i nie rady przyjść na spotkanie. Przy śniadaniu moja żona wciskała mi kity na temat jakiś głupich produktów kosmetycznych, zawsze zastanawiałem się po co jest kupa tych śmieci? Nie powinno mnie jednak to dziwić. Każdy chcę wyglądać przyzwoicie, a szczególnie płeć żeńska. Jak zawsze musiałem dać jej pieniądze z portfela, których nie miałem tak dużo na pierdoły. Gdy tylko to zrobiłem Anastazja od razu wyparowała z mieszkania i pobiegła zrobić maraton odwiedzając każdy sklep, który mijała po drodze. Zjadłem na spokojnie jajecznicę, kilka minut później wypiłem kawę i ponownie położyłem się na łóżku pogrążając się w myślach. Wtedy rozległy się pukania do drzwi. Podeszłe do drzwi i otworzyłem je. W progu ku mojemu zaskoczeniu stał Gustaw - wyrośnięty łobuz, z którym w dzieciństwie uczestniczyłem w dziecięcym gangu. Gustaw wyglądał w ciuchach jak co najmniej minister, a do tego ten meksykański kapelusz...
- Jak się masz brachu?!- rzekł wchodzący do mieszkania.
- Wszystko na luzie Gustaw.- odpowiedziałem będąc rozczarowany jego wizytą.
- Znasz moje imię jak za dawnych czasów. Nie wiedziałem, że wyrośnie z ciebie taki drań. W dzieciństwie byłeś strasznym rozrabiakom, a teraz proszę. Dopiero co przyjechałem do rodzinnego miasta, a już słyszę o tobie w gazetach.- nie ma jak szczerość.- Masz wyrobiony zawód stary...
- Nie warto wierzyć we wszystkie bzdury, które tam piszą.
- Nie zaprosisz mnie do środka?
- Proszę, wejdź.- powiedziałem zapraszając niezapowiedzianego gościa do środka.
Razem z Gustawem przechodząc przez hol i garderobę, doszliśmy do pokoju gościnnego. Był to duży pomalowany na żółto pokój. W rogu stał prawie, że nieużywany telewizor, a obok niego dwie szafki z książkami. Kochałem czytać, dlatego mam stąd tak duży ich arsenał. Na środku stał okrągły stół. A obok niego rozłożona była sofa, oraz leżące na przeciw dla wygodne fotele kremowego koloru. Często siadając na nie czułem odprężenie i w ten właśnie sposób czytając ciekawą książkę (nie koniecznie związaną z psychologią) odpoczywałem pogrążony w przemyśleniach. Oczywiście do czasu gdy moja przeurocza żona wracała do domu i wtedy robiła mi kolejną awanturę o Bóg wie co, wytykała mnie palcami i wyzywała od "chamów", "nierobów", oraz innych obraźliwych określeń. Czasami zastanawiałem się, dlaczego nie wziąłem z nią rozwodu już wiele lat temu. Wtedy nie miał bym tylu zmartwiń niż teraz. Usiedliśmy wygodnie i zaczęliśmy rozmawiać, o nie koniecznie miłych wspomnieniach.
- Co stało się z innymi członkami gangu?- zapytałem zaciekawiony.
- Z tego co słyszałem Szlajer spadł na dno, jest totalny świrem i do tego alkoholikiem. Nikt go nie chce dlatego popadł w skrajność rozpaczy...
Gdy o nim opowiadał zrobiło mi się go żal. Zapamiętałem go chłopca pochodzącego z dobrej rodziny. Co prawdaw dzieciństwie gdy chodziliśmy do szkoły znęcał się nad słabszymi, dlatego pewnego dnia sprałem go i przez to wyleciałem ze szkoły. Na tym nie skończyły się moje kłopoty. Chłopaki z gangu nie chcieli mi podarować i pewnego dnia spotkałem się z nimi na otwartym terenie. Jeden z nich podszedł do mnie i rozkwasił mi na miazgę nos, drugi uderzył mnie bambusowym patykiem w plecy, a kolejni nawalali mnie pięściami z całych sił. Po tym wydarzeniu wylądowałem w szpitalu na kilka tygodni, ale później gdy wyszedłem otrzymałem zaproszenie do gangu pod wodzą Gustawa. To były czasy...
- Przykro mi...- przerwałem ciszę.
- O reszcie nic nie wiem.- Gustaw nie umiał kłamać. Z pewnością wieści o innych otarły mu się po uszach, ale nie chciał mnie martwić.- zapomnijmy o tym i pogadajmy o teraźniejszości.
- Teraźniejszość jest szara, a wspomnienia budzą respekt. Kto by pomyślał, że kiedyś był z ciebie taki drań...
Poklepałem Gustawa po ramieniu i poszedłem do oddalonej o kilka metrów kuchni. Wyciągnąłem z lodówki wytworne francuskie wino, wyciągnąłem z szafki dwa kieliszki i wróciłem do gościa. Pamiętam, że w młodzieńczych czasach czasem wykradaliśmy starszym trunki i potem próbowaliśmy ich na ławce w parku. Najbardziej utkwił mi w pamięci smak koniaku, oraz ohydnego owocowego, taniego wina ze spożywczaka. Rozlałem wino do szklenek i wpatrywałem się w Gustawa, tego samego człowieka, który kiedyś uratował mi życie, powstrzymując gang, do którego wtedy jeszcze nie należałem przed jeszcze mocniejszym pobiciem. Kto wie co zostałoby ze mnie gdyby nie ten człowiek, jedyny sprawiedliwy.
- Z tego co pamiętam zawsze gustowałeś we francuskich winach. Twoje upodobania nie zmieniły się tak mocno, Remigiuszu.- pamiętał moje imię, które wydawało się takie trudne do zapamiętania. Często niektórzy mylili moje imiona i nadawali mi jakąś głupią ksywkę np. kolega ze studiów mówił do mnie zawsze "punktualny", bo nigdy sie nie spóźniałem, a inny nazywał mnie "Regi" lubiłem to przezwisko, nie wiem dlaczego, ale przywiązałem do niego wagę.- Nic się nie zmieniłeś od naszego ostatniego spotkania. Oczywiście poza małżeństwem. Nie spodziewałem się, że taki stary koń jak ty weźmie tak szybko ślub i w tak młodym wieku będzie miał dwójkę wyrośniętych dzieci.
- Z tego co pamiętam to zawsze na ciebie leciały dziewczyny.- rzekłem uśmiechając się.
- Może dlatego, że to ja byłem dowódcą, a takie łotry jak ty miały tylko rangę majora, lub kaprala.- odsłonił rękę koszuli i przez chwilę wpatrywał się w zegarek, który wskazuje godzinę osiemnastą.- przepraszam cię, ale obowiązki wzywają. Wiesz jak to jest...
- Gdzie pracujesz?- zapytałem zaciekawiony.
- Jestem szefem w Laxii. Wiesz produkcja, sprzedaż i takie tam...- odpowiedział Gustaw.
- Zawsze chciałeś być szefem, farciarzu. Nie na co dzień trafia się fucha szefa tak poważnego koncernu.
- Cześć i do zobaczenia. Niedługo wpadnę to pogadamy o pierdołach.- rzekł wychodząc z salonu.
- Odprowadzę cię...
- Nie, znam drogę. Trafię sam do wyjścia.
Gustaw opuścił dom, a ja znowu byłem samotny, ale mimo tego nie narzekałem. Czasem wystarczy samemu posiedzieć na fotelu i wypić lampkę wina aby zapomnieć o przytłaczającej cię rzeczywistości. W nocy tego samego dnia poszedłem do pobliskiego baru i upiłem się na upadłego razem z przyjacielem. Byłe tak pijany, że nie mogłeś iść. Wtedy ktoś wziął mnie na ramię, zapakował do eleganckiego fiata i daleko wywiózł... Gdy obudziłem się doznałem szoku...
2
Lekkie zamieszanie - złe przedstawienie stanu faktycznego. Anastazja była w pierwszej części i Anastazja jest w drugiej. Nie wiem, jak fachowo nazywa się takie błędy (może ktoś, kto dysponuje taką wiedzą napomknie o tym w swoim komentarzu), ale przyciągnęło to moją uwagę.nelliusz pisze:Gdybym miał teraz powiedzieć kim była Anastazja powiedział bym, że to zwykła, podła żmija.
Tu znowu strasznie nieładna konstrukcja, mam wrażenie, że brakuje jednego słowa, który poprzedziłoby pogrubiony fragment.nelliusz pisze:Nigdy nie wiedziałem, że może być zdolna do zrobienia mi takiego świństwa i na dodatek wplątać mnie w gówno, z którego nie łatwo się wydostać.
Której...nelliusz pisze:Opowieść, którą słuchałem jednym uchem wydawała się naprawdę szczera i wzruszając.
Czas stosujesz niepotrzebne zaimki, zupełnie jak w tym wypadku.nelliusz pisze:- No ja nie wiem, często takich miewam na ulicach.- przez chwilę zastanawiałem się kim on może być, a potem przestało mnie interesować- O co chodzi kolego?
W tym miejscu muszę delikatnie zarysować swój sprzeciw w kwestii zachowania bohaterów. Rozumiem, że główny jest postacią wyjątkową, ale mam także jakie takie pojęcie na temat pracy, jaką wykonuje i zapewniam Cię, że żaden psycholog/psychiatra nie zareaguje w ten sposób - nie pokaże pacjentowi drzwi, mówiąc: "Idź do domu, ogarnij się, a potem pomódl za swoje nowe postanowienie". Owszem, jeśli się pożrą nie stroniąc od wyzwisk, taka sytuacja może nastąpić. A tu nijakiej kłótni nie widać.nelliusz pisze:- A jak jest? Ćpasz?
- Czasem. Tylko czasem...
- No to przestań! Idź do domu, ogarnij się, a potem pomódl za swoje nowe postanowienie.
- Jakie znowu postanowienie?- powiedział zdziwiony, jakby nie znał słowa "postanowienie".
- Stary, jak domyślam się przyszedłeś tu bo masz problem z narkotykami i z alkoholem. Mam rację?
- Święta prawda.
- A więc weź sobie za postanowienie, że już nigdy nie sięgniesz
Musisz przyglądnąć się poprawnemu zapisowi dialogów. Zaglądnij tutaj.nelliusz pisze:- Chyba musi być jakiś powód tych wybrednych tłumaczeń.- poczułem się niesprawiedliwie, jakby człowiek pozostawiał mnie na pożarcie lwom i przy tym krzyczał głośno "Do piachu z nim", a tym człowiekiem był właśnie August.
Pukanie, bo mówimy o jednej osobie - czas, w którym odbywa się ta czynność również nie jest rozłożony na jakiejś większej płaszczyźnie, to tylko chwila.nelliusz pisze:Wtedy rozległy się pukania do drzwi. Podeszłe(m) do drzwi i otworzyłem je. W progu ku mojemu zaskoczeniu stał Gustaw - wyrośnięty łobuz, z którym w dzieciństwie uczestniczyłem w dziecięcym gangu.
Żona miała na myśli konkretne osoby, które określa się w ten sposób, a nie same określenia.nelliusz pisze:(...)wtedy robiła mi kolejną awanturę o Bóg wie co, wytykała mnie palcami i wyzywała od "chamów", "nierobów", oraz innych obraźliwych określeń.
Złe zestawienie.Pamiętam, że w młodzieńczych czasach czasem wykradaliśmy starszym trunki i potem próbowaliśmy ich na ławce w parku.
Mylili imię bohatera, nie "jego imiona".nelliusz pisze:Często niektórzy mylili moje imiona i nadawali mi jakąś głupią ksywkę np. kolega ze studiów mówił do mnie zawsze "punktualny", bo nigdy sie nie spóźniałem, a inny nazywał mnie "Regi" lubiłem to przezwisko, nie wiem dlaczego, ale przywiązałem do niego wagę.
Gładko przeleciałem przez ten fragmencik i teraz - zupełnie podświadomie - odczuwam pewien niedosyt, dlatego też zachęcam Cię do publikacji kolejnej odsłony "Tajemniczego pacjenta". Samo opowiadanie napisane jest przyjemnym językiem, stąd bardzo, ale to bardzo łatwo się je czyta. To duży plus, który przyda się w konfrontacji ze wszystkimi błędami i potknięciami jakie udało mi się wyłapać. Już wcześniej wspomniałem, że największym mankamentem tekstu jest zachowanie psychologa. Mam na myśli konkretną sytuację - wizytę dresiarza, jak ładnie to określiłeś. To naprawdę ogromna bolączka, moim zdaniem. Powinieneś się jej pozbyć. Następnym minusem jest zapis dialogów, a po nim interpunkcja, która w najmniej oczekiwanych momentach zupełnie wybija z rytmu - przecinki w nieodpowiednich miejscach kategorycznie zmieniają sens zdania, co może się okazać naprawdę zabójcze przy bardzo krótkich tekstach, w których będziesz chciał zawrzeć jakieś przesłanie.
3
Logika zdania padła. Czy sława i pieniądza mają wpływ na te spotkania? Nie. Co najwyżej, mogła po prostu spotykać się za plecami bohatera i tyle.Kochałem ją, a ona wykorzystując moją sławę i pieniądze umawiała się z moimi przyjaciółmi.
Wkaż zawód, którego domeną jest palenie tytoniu. Widzisz, jak trafna ta metafora? Jak kulą w płot.Nie był to jakiś slums z ulicy, który co dzień popija tanie wino i pali tytoń jak zawodowiec.
Fotele nie stoją. Stojący - do czego to przyłatać w tym zdaniu? Pewnie wiesz... ja tego nie widzę.Pewnego dnia przyszła do mojego gabinetu i poruszona czymś od razu siadła na wygodnym fotelu stojący naprzeciwko mnie.
Toporne te zdanie. Gdyby wyciąć "która", wychodzi na to, że kobieta nie może czekać. Lepiej napisać taki ładny związek frazeologiczny: sprawę nie cierpiącą zwłoki.Od razu wiedziałem, że jeśli przychodzi do mnie do biura musi mieć jakąś poważną sprawę, która nie może zaczekać.
zadyma, chłoptasie- czy psychiatra, renomowany, szanowany o ugruntowanym światopoglądzie i z doświadczeniem, wypowiadał (myślałby) w ten sposób? ja w to szczerze wątpię.a dobrze wiedziała, że nie zniósł bym zdrady, ale jednak mimo to ta lafirynda spotykała się za moimi plecami z innymi chłoptasiami.
Terminator z twardym dyskiem... A takie słowo, jak: przegoniłem, znasz? Przecież to sto razy lepiej pasuje...Przez chwilę myślałem, że zaraz wybuchnie płaczem, ale później zlikwidowałem
Po prostu, kłamiesz. Silisz się na budowanie wizerunku ważnego człowieka, a gada jak przedstawiciel klasy niższej. Ludzie z wyższych sfer zwyczajnie (99,9%) myślą w taki sposób, jak mówią - i nie jest to pozbawione przyczyny...zrozumiałem o co jej chodzi musiałem pozbierać myśli do kupy
niełatwe - razem. Poza tym, przecinków w tym zdaniu brakuje...- Kobieto psychiatria, oraz psychologia to nie łatwe dziedziny nauki.
Na pewno- No ja nie wiem, często takich miewam na ulicach.-

Odpuściłem sobie ten tekst. Nie to, że pisać nie potrafisz, ale zabrałeś się za temat, o którym nie masz bladego pojęcia. Postać narratora to karykatura odstraszająca skutecznie od historii i znacząco odstaje na tle całości. Nie dość, że "głąb" z niego, myśli ma bajecznie proste (człowiek uczony!) to do tego rozmawia w sposób pozbawiony cech zawodowych. Napiszę krótko - zabierz się za coś "bliższego" tobie, bo w tym wypadku popełniasz jedną wielką gafę. Nie ma co patrzeć na fabułę, jak główna oś, czyli bohater, jest pomięty i sfatygowany do granic śmieszności.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
4
Dzięki za opinię. Nie zgadzam się z tobą we wielu rzeczach. Po pierwsze tu chodzi raczej na pokazaniu zwykłego człowieka, który jest psychiatrą. Po drugie czy nawet prezydent nie może używać w swoich myślach słowa: "zadyma", albo "chłoptasie". Po trzecie: ten właśnie psychiatra jest sławny ze względu na sposób leczenia. Co gdy człowiek leczy kogoś, a nawet nie umie się z nim porozumieć. Po czwarte: Kolejne rozdziały opowiadają o jego zmianach (ogólnie biorąc ma to być powieść fantasy). Po piąte: Jeśli nie znasz dalszej części książki nie oceniaj całokształtu. Niektóre książki z początku są bardzo proste i przewidywalne, ale dalsza część jest już tajemnicza i interesująca. Po szóste: wiesz co to jest korekta? Gdy człowiek pisze nie zastanawia się nad wszystkim. Gdy poprawia koryguje całość, co trwa czasem dużo czasu i wstawia wtedy np. związki frazeologiczne. Po siódme: Czy człowiek nie może mijać na ulicy dresów? Czy ten świat jest tak doskonały, że nie ma tu miejsca dla drechów?
To tyle z mojej strony.
Pozdrawiam.
To tyle z mojej strony.
Pozdrawiam.