Dobiegające z oddali dźwięki koncertu dobiegały mych uszu przelewając się przez sito bloków. Nie można było nawet określić kierunku ich źródła, tak bardzo rezonowały betonowe płyty. Dudniący pogłos elektropodobnej muzyki całkowicie wypełniał przestrzeń w promieniu kilku mil.
Zacząłem myśleć o mega mocy, która jest potrzebna do uzyskania tak wielkiego natężenia dźwięku. Nie miałem pojęcia skąd ją tak po prostu wziąć, chyba że na czas tej audiofonicznej eksplozji atomowej odcięto prąd jednej trzeciej miasta. A co z aparaturą, która musi ujarzmić płynące rozgrzanymi kablami megawaty energii i zamienić je na czysty dźwięk? Żaden metapoetycki obraz, które z łatwością maluję w swoim mózgu, nie był w stanie mi tego wyjaśnić. Ultraszybkie neurony pokonywały pod moją czaszką setki metrów z prędkością światła, ale w jakimś miejscu nie potrafiłem zbudować mostu, przez który przemknęłyby do właściwego miejsca po drugiej stronie oceanu superinteligentnych myśli.
Rzadko mącę wody mojego nieskazitelnego umysłu, jednak czasami zdarza się to. Tak właśnie było tej nocy, kiedy nieświadomy nadchodzących wydarzeń, niewątpliwie celowo wytworzonych specjalnie dla mnie w cyberprzestrzennej zawiesinie otaczającej wszechświat, przebywałem drogę z punktu A do punktu B. Trzymałem w dłoni komórkę. Czułem, jak głupota w formie fal GSM przenika przez moją czaszkę i trafia prosto do najważniejszych ośrodków mózgowych – ruchania i wzroku. Co gorsza, wtłaczałem tę głupotę z powrotem do telefonu – na wyświetlaczu połyskiwała antyskładniowa papka z możliwością SEND zwymiotowana przez mój intelekt. Na szczęście ten koszmar kończył się zawsze, gdy komórka trafiała z powrotem do kieszeni jeansów.
A więc jakieś trzydzieści metrów przede mną, dojrzałem kroczącego lekko, spokojnie i sprężyście psa. Przykoksowany tułów, kwadratowy pysk, muskularna szyja i szeroko rozstawione łapy, zza których wyglądał dumny, wielki, męski penis – był to Amerykan Pit Bull Terrier.
Historia tej rasy sięga 150 lat wstecz i nie jest do końca jasna. Moja ulubiona teoria głosi, że Pit Bull został stworzony specjalnie do walki na psim ringu. Wyobraźcie sobie tylko wspaniały scenariusz, jaki można by na ten temat napisać. Prosta fabuła rozgrywałaby się wśród bandy szalonych naukowców, nieuczciwych bukmacherów i bogatych maczosów, których jedynym zajęciem poza kibicowaniem rozrywającym się na strzępy bestiom jest macanie striptizerek po dupie podczas wkładania im dwudziestodolarówek za gumkę od majtek.
Krążąc wokół tego rodzaju koncepcji po bezmiarze wód mojej błyskotliwości, nagle przyszła mi do głowy pewna wizja. Wyobraziłem sobie, jak przechodząc obok pitbulla, nie wiedzieć czemu, padam ofiarą ataku. Stuletniej tradycji odrywania mięsa od kości zapisanej w genach czworonogiego potwora napotkanego przypadkiem na osiedlu staje się zadość. Moje wysportowane ciało każdą komórką uświadomia sobie zagrożenie, a nadnercza produkują ilość adrenaliny odpowiednią, by możliwości organizmu zwiększyły się parokrotnie. Prawdopodobnie nawet wtedy nie potrafiłbym uciec przed pitbullem.
Nie wiedzieć dlaczego, powędrowałem myślami ku druidom. Druidów znałem przede wszystkim z gier komputerowych. Byli to ludzie, którzy z nieznanych przyczyn posiedli niezwykłą zdolność istnienia w zgodzie z naturą. Wiedli więc pustelnicze życie na jej łonie, lecz w obliczu wydarzeń ekstremalnych – np. wycinki lasu przez grupę technologicznych schweine, byli w stanie przywołać moce obce nawet najpotężniejszym magom: rośliny i zwierzęta stawały się im posłuszne.
Tymczasem zabójca był tuż przy mnie. Nie potrafiłem powstrzymać się od ukradkowego spojrzenia na jego dużą, silną szczękę z rzędami ociekających śliną siekaczy. Kiedy mnie minął odetchnąłem i zrozumiałem, jak śmieszne były moje obawy sprzed kilkunastu sekund. Jednak kiedy usłyszałem chrapliwe warknięcie, które przypominało odgłos rozjuszonego byka krztuszącego się własną flegmą, i poczułem silne uderzenie w prawą łydkę, przed oczami na sekundę stanęła mi babcia z kreskówki kiwająca palcem i kręcąca głową:
– A nie mówiłam? Nie chwal dnia przed zachodem słońca, Ludy.
Jednak nie miałem już czasu przeanalizować, dlaczego nazwała mnie Ludy. Parłem naprzód niczym koń na wyścigach i czując krew przesiąkającą przez spodnie modliłem się, aby pitbull nie zatopił we mnie kłów ponownie. Te modlitwy z pewnością były całkowicie sprzeczne z intencjami psa, który charcząc, warcząc i poszczekując kontynuował pościg. Co jakiś czas dochodziło mnie tylko głośne kłapnięcie zębami i od razu myśl: uff, udało się.
Ten krótki, maksymalnie trzydziestometrowy bieg najwyraźniej był tylko zabawą dla napastnika, mnie zaś postawił na absolutnym skraju wyczerpania. Myśliwy skoczył mi na plecy, pewnie pragnąc przegryźć tętnice szyjne, ale jedyne co uzyskał to sprowadzenie mnie do parteru. Miałem do czynienia z cysterną testosteronu, naćpanym niedźwiedziem grizzly, stadem hien żerującym na padlinie, Majkiem Tajsonem zaprogramowanym na zniszczenie, nową materializacją Śmierci, która zamiast kosy dzierży 42 rozognione kły tańczące na przekrwionych dziąsłach.
Targnąłem się i przetoczyłem po ziemi wymierzając na oślep kopniaki. Pitbull cały czas próbował doskoczyć mi do gardła przy okazji obijając łbem i zębami wszystkie kości. W końcu, na moje nieszczęście, znaleźliśmy się w pozycji klasycznej. Bestia była na mnie, opierała przednie łapy na klatce piersiowej i dynamicznie wyrzucała wprzód łeb kłapiąc szczękami. Zepchnięty do totalnej defensywy robiłem to, co niejednokrotnie robił James Bond kiedy po kolejnym przeturlaniu przeciwnik leżał na nim i zaczynał go dusić: chwyciłem przeciwnika za szyję i próbowałem od siebie odepchnąć.
Nie mogłem uwierzyć jak bezpardonowo zostałem wtłoczony do tej nadekstremalnie rzadkiej sytuacji, ale zachowywałem świadomość zagrożenia mojego życia i czułem pompowaną w moim wnętrzu adrenalinę, substancję przetrwania. W głowie snułem plan uchwycenia w odpowiedni sposób lśniącej obroży pitbulla tak, aby wymknąć się spod jego łap i trzymać go w sposób umożliwiający zachowanie go na dystans ramienia. Zdaje się, że faktycznie było to możliwe do wykonania, jednak jak na razie to ten hucpiarski zwierz miał przewagę, zaś moje ręce słabły, raptownie zmniejszając szanse na przeżycie.
Wtedy, tuż za rozjuszonym łbem psa dojrzałem męską sylwetkę o niezwykle szerokich ramionach. Majestatycznym, królewskim wręcz uniesieniem ręki i dwoma gładkimi słowami: „Spokój, psie.” spowodował jakiś mentalny wytrysk hektolitrów spermy u morderczego ludojada, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odstąpił od pożerania mnie i niewinnie zaczął rozglądać się wokół. Podniosłem nieco głowę, a postać wybawiciela stanęła w świetle latarni. Szerokie ramiona okazały się być zarzuconą na plecy niedźwiedzią skórą, która zgrabnie opadała wzdłuż tułowia. Młody mężczyzna zwrócił ku mnie bladą, gładką twarz i bijące mądrością oczy.
– Dziękuję, Druidzie – powiedziałem z dziwnym przejęciem.
– Nie ma za co, przyjacielu. Przeznaczeniem tego psa nie jest miejska niewola i dlatego wezmę go ze sobą do lasów K’han-ta, dziewiczej puszczy ciągnącej się przez tysiące wiorst, dla mnie będącej domem, dla was, ludzi, zagadką – wskazał smukłą dłonią bliżej nieokreślony kierunek.
Pragnąłem pokłonić się swemu wybawcy, ale rana w łydce dała o sobie znać.
– Twoje rany muszą zostać uleczone, chłopcze – rzekł Druid i musnął palcami moją okaleczoną nogę. Czułem, jak dziury zasklepiają się i ból mija.
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Druid odszedł, a wraz z nim pitbull, który grzecznie kroczył przy nodze swojego nowego pana.
W nocy spałem dobrze, ale kolejny dzień zacząłem od rzęsistych wymiotów. Ile razy wpadnę jeszcze w pułapkę zgotowaną przez nieznanych mi bogów?
2
Na pierwszy rzut oka powtórzenie - dobiegające i brak przecinka przed przelewając.Dobiegające z oddali dźwięki koncertu dobiegały mych uszu przelewając się przez sito bloków
W drugim akapicie jedno mnie uderzyło. Otóż starasz się nadać wszystkiemu jakąś total, giga wielkość i w sumie dobrze, tylko wiesz, efekt osiągnąłeś, ale obrałeś złą drogę ku niemu - zbyt dużo określeń w stylu mega moc, audiofoniczna eksplozja atomowa, megawaty energii, czuję się, jakbym czytał o Godzilli, która jest wielka i trzeba to co chwila podkreślać.
No i ostatnie zdanie tej części, kompletnie go nie rozumiem. Nie, że złe, tylko dla mnie wykracza poza możliwość pojmowania, proszę wyjaśnił, o co w nim chodzi (że niby bohater nie może zrozumieć otaczającej go sytuacji?)
W dalszej części przesadzasz z nadaniem tekstowi jakiegoś dziwnego wymiaru, który nawet nie specjalnie mogę nazwać. Zabieg ten nie jest zły, ale dość nieudolnie wykonany. (
;niewątpliwie celowo wytworzonych specjalnie dla mnie w cyberprzestrzennej zawiesinie otaczającej wszechświat
)antyskładniowa papka z możliwością SEND zwymiotowana przez mój intelekt
Pomysł z genezą rasy psa-potwora spodobał mi się.
Cały ten akapit czyta się zupełne inaczej od poprzednich, zupełnie inny styl. Wcześniej, czułem się, jakbym miał przed oczami wiersz, a teraz zwykłą, prostą prozę z prostym, acz ciekawym humorem.
Dalej widzisz wyobraźnią, iż jesteś atakowany, nie wiesz czemu, natomiast w kolejnych zdaniach sam sobie stawiasz odpowiedź - pies ma to zapisane w genach, dla niego naturalne są takie "niezrozumiałe" agresje - ot, taki błąd techniczny.
Cóż, jeśli miałem coś wytykać, to wytknąłem, dalszy tekst jest dobry, czyta się gładko, miło i przyjemnie. Jeśli o mnie chodzi, to pierwsze akapity powinny mieć podobny styl do reszty. Nie wiem, czy zrobiłeś to specjalnie, czy nieświadomie, ale widzę tu błąd - jakby dwie różne osoby napisały opowiadanie.
Co do pomysłu, podoba mi się, a nawet bardzo! Takie abstrakcyjne coś, idzie koleś przez miasto, zostaje zaatakowany, a z sytuacji wyciąga go druid, który wziął się w okolicy z dupy.
Do całości podchodzę pozytywnie

NIE MIESZAJ STYLÓW!!!
pozdrrrrr!
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit
3
Niewatpliwie masz racje! Przyznam ze wrzucilem tekst troche za szybko po napisaniu i nie zdazylem zbyt dobrzego przeanalizowac. Godzillowatosc stylu jest celowa i rzeczywiscie troche nieudolna. Staram sie to poprawic ale ciezko jest zachowac cala megagigakiczowatość jednoczesnie zachowujac naturalnosc zdan i nie szarpiac tekstu:) Co do jednego sie nie zgodze: nie wydaje mi sie, zeby tekst byl az tak niespojny - mam wrazenie, ze opisy psa dorownuja swa godzillowatoscia (Ale fajne okreslenie:D) wczesniejszym partiom.
Co do ostatniego zdania pierwszej czesci to chyba figuruje tam troche na zasadzie: spodobalo mi sie to zdanie wiec stwierdzilem ze je gdzies wcisne:P ale ma dotyczyc niemoznosci ogarniecia przez bohateronarratora tak glosnego i duzego koncertu. dzieki i pzdr
Co do ostatniego zdania pierwszej czesci to chyba figuruje tam troche na zasadzie: spodobalo mi sie to zdanie wiec stwierdzilem ze je gdzies wcisne:P ale ma dotyczyc niemoznosci ogarniecia przez bohateronarratora tak glosnego i duzego koncertu. dzieki i pzdr
4
Witam.
To ja tu troszkę skrobnę, jako zwykły czytelnik:
STYL
No cóż... Początek fatalny. Tak jak to napisał już mój przedmówca mieszanie stylów nie wyszło temu opowiadaniu najlepiej. Pierwszy maxsuperhipermegaemcetechnologiczny kawałek to niestety niekonsumpcyjna breja. Papka, która potrafi odstraszyć najodważniejszego. Przyznaję się bez bicia,że niektóre fragmenty musiałem czytać po kilka razy, aby w ogóle zrozumieć ich sens. Przykład:
Ultraszybkie neurony pokonywały pod moją czaszką setki metrów z prędkością światła, ale w jakimś miejscu nie potrafiłem zbudować mostu, przez który przemknęłyby do właściwego miejsca po drugiej stronie oceanu superinteligentnych myśli.
Może ja po prostu zbyt głupi jestem, aby to zrozumieć, ale krótko mówiąc - osso chozzi?
Druga cześć jest już lepsza. Czyta się w miarę normalnie, bez Wielkiej Partubickiej przez ocean superinteligentnych myśli. Ratuje ona całość, ale tylko troszeczkę.
POMYSŁ
Prosty, ale ciekawy. Gdyby nie zabójczy początek, coś mogłoby z tego fajnego wyjść.
Jedynie końcówka - taka w ogóle z innej bajki - daje jakiś smaczek, ale to za mało, aby opowiadanie mogło porwać. A szkoda...
FABUŁA
Przyznam szczerze, że początek jest dla mnie całkowicie niezrozumiały. Natłok tych wszystkich kosmicznych wyrażeń który serwujesz na dzień dobry, sprawia, że umyka gdzieś sens tego, co chcesz wyrazić. Kiedy w końcu uda nam się przez to przebrnąć i robimy głęboki wydech ulgi, trafiamy na wściekłego pittbula z męskim penisem i walkę miesiąca. Troszkę nie wyszło ci tu z opisem emocji bohatera. Powinny być mocne, nagłe i głębokie. A tu taka wenezuelska telenowela. Skoro uciekał przed psem, trzeba było to opisać - jak biegnie, jak traci dech, jak czuje, że mu zaraz płuca eksplodują i czemu ten cholerny pies się zachowuje, jakby dla niego to była tylko zabawa? Podobnie jest dalej. Jakoś tak blado to wyszło.
BŁĘDY
znalazłem ich trochę. Lećmy po kolei:
Pierwsze zdanie i już wtopa:
Dobiegające z oddali dźwięki koncertu dobiegały mych uszu przelewając się przez sito bloków
- powtórzenie. Unikaj takich rzeczy. Jak nie wiesz co wstawić, użyj opcji synonimy w wordzie.
Żaden metapoetycki obraz, które z łatwością maluję w swoim mózgu, - powinno raczej być " żaden z megapoetyckich obrazów, które...maluję" - unikaj mieszania liczby pojedynczej i mnogiej. Zdanie ma mieć sens.
Ultraszybkie neurony pokonywały pod moją czaszką setki metrów z prędkością światła, ale w jakimś miejscu nie potrafiłem zbudować mostu, przez który przemknęłyby do właściwego miejsca po drugiej stronie oceanu superinteligentnych myśli.
- już ten fragment opisywałem powyżej. Masakra.
Czułem, jak głupota w formie fal GSM przenika przez moją czaszkę i trafia prosto do najważniejszych ośrodków mózgowych – ruchania i wzroku - ten fragment powalił mnie na kolana. To sex telefon chyba był, nie? Może to akurat nie błąd - ale uważam, że przejdzie do historii tego Forum.
Śmierci, która zamiast kosy dzierży 42 rozognione kły tańczące na przekrwionych dziąsłach.
- rozumiem, że to metafora taka. Jak dobrze wiemy pies ma 42 zęby stałe: 6 siekaczy góra, 6 siekaczy dół, 2 kły góra, 2 kły dół, 8 przedtrzonowców góra, 8 przedtrzonowców dół, 4 trzonowce góra, 6 trzonowców dół. Twój opis natomiast bardziej mi przypomina atak rekina niż psa. Te "42" można spokojnie wyciąć, a sens zdania pozostanie bez zmian.
Targnąłem się i przetoczyłem po ziemi - targnąć się można na coś lub na kogoś - np targnąć się na swoje życie. W tym zdaniu to troszkę bez sensu.
Nie mogłem uwierzyć jak bezpardonowo zostałem wtłoczony do tej nadekstremalnie rzadkiej sytuacji - tez troszkę tu namieszałeś. Co oznacza słowo "nadekstremalny"? ja bym na Twoim miejscu spróbował to zdanie zbudować od nowa - w bardziej zrozumiały sposób.
królewskim wręcz uniesieniem ręki i dwoma gładkimi słowami: „Spokój, psie.” spowodował - zasady pisowni - kropka niepotrzebna.
K’han-ta, dziewiczej puszczy ciągnącej się przez tysiące wiorst, dla mnie będącej domem, dla was, ludzi, zagadką – wskazał smukłą dłonią bliżej nieokreślony kierunek. - zasady pisowni. Też to było już x razy omawiane. Krótko mówiąc - gdy cześć narracyjna nie odnosi się do odgłosu paszczy mówiącego, na końcu zdania dajemy kropkę i zaczynamy narracje od dużej litery.
Tyle ode mnie. Martinius pewnie wyłapie resztę.
PODSUMOWANIE
Troszkę ciężkostrawne to opowiadanie. Stać Cię na więcej, bo po kilku fragmentach opowiadania (nie, nie - nie tych początkowych
) widać, że umiesz pisać i masz pomysły.
Tym razem - jako zwykły czytelnik - z wielką przykrością mówię temu opowiadaniu NIE. Natomiast nie mówię NIE Tobie, i czekam na kolejny tekst, który mnie zachwyci.
Black.
To ja tu troszkę skrobnę, jako zwykły czytelnik:
STYL
No cóż... Początek fatalny. Tak jak to napisał już mój przedmówca mieszanie stylów nie wyszło temu opowiadaniu najlepiej. Pierwszy maxsuperhipermegaemcetechnologiczny kawałek to niestety niekonsumpcyjna breja. Papka, która potrafi odstraszyć najodważniejszego. Przyznaję się bez bicia,że niektóre fragmenty musiałem czytać po kilka razy, aby w ogóle zrozumieć ich sens. Przykład:
Ultraszybkie neurony pokonywały pod moją czaszką setki metrów z prędkością światła, ale w jakimś miejscu nie potrafiłem zbudować mostu, przez który przemknęłyby do właściwego miejsca po drugiej stronie oceanu superinteligentnych myśli.
Może ja po prostu zbyt głupi jestem, aby to zrozumieć, ale krótko mówiąc - osso chozzi?
Druga cześć jest już lepsza. Czyta się w miarę normalnie, bez Wielkiej Partubickiej przez ocean superinteligentnych myśli. Ratuje ona całość, ale tylko troszeczkę.
POMYSŁ
Prosty, ale ciekawy. Gdyby nie zabójczy początek, coś mogłoby z tego fajnego wyjść.
Jedynie końcówka - taka w ogóle z innej bajki - daje jakiś smaczek, ale to za mało, aby opowiadanie mogło porwać. A szkoda...
FABUŁA
Przyznam szczerze, że początek jest dla mnie całkowicie niezrozumiały. Natłok tych wszystkich kosmicznych wyrażeń który serwujesz na dzień dobry, sprawia, że umyka gdzieś sens tego, co chcesz wyrazić. Kiedy w końcu uda nam się przez to przebrnąć i robimy głęboki wydech ulgi, trafiamy na wściekłego pittbula z męskim penisem i walkę miesiąca. Troszkę nie wyszło ci tu z opisem emocji bohatera. Powinny być mocne, nagłe i głębokie. A tu taka wenezuelska telenowela. Skoro uciekał przed psem, trzeba było to opisać - jak biegnie, jak traci dech, jak czuje, że mu zaraz płuca eksplodują i czemu ten cholerny pies się zachowuje, jakby dla niego to była tylko zabawa? Podobnie jest dalej. Jakoś tak blado to wyszło.
BŁĘDY
znalazłem ich trochę. Lećmy po kolei:
Pierwsze zdanie i już wtopa:
Dobiegające z oddali dźwięki koncertu dobiegały mych uszu przelewając się przez sito bloków
- powtórzenie. Unikaj takich rzeczy. Jak nie wiesz co wstawić, użyj opcji synonimy w wordzie.
Żaden metapoetycki obraz, które z łatwością maluję w swoim mózgu, - powinno raczej być " żaden z megapoetyckich obrazów, które...maluję" - unikaj mieszania liczby pojedynczej i mnogiej. Zdanie ma mieć sens.
Ultraszybkie neurony pokonywały pod moją czaszką setki metrów z prędkością światła, ale w jakimś miejscu nie potrafiłem zbudować mostu, przez który przemknęłyby do właściwego miejsca po drugiej stronie oceanu superinteligentnych myśli.
- już ten fragment opisywałem powyżej. Masakra.
Czułem, jak głupota w formie fal GSM przenika przez moją czaszkę i trafia prosto do najważniejszych ośrodków mózgowych – ruchania i wzroku - ten fragment powalił mnie na kolana. To sex telefon chyba był, nie? Może to akurat nie błąd - ale uważam, że przejdzie do historii tego Forum.
Śmierci, która zamiast kosy dzierży 42 rozognione kły tańczące na przekrwionych dziąsłach.
- rozumiem, że to metafora taka. Jak dobrze wiemy pies ma 42 zęby stałe: 6 siekaczy góra, 6 siekaczy dół, 2 kły góra, 2 kły dół, 8 przedtrzonowców góra, 8 przedtrzonowców dół, 4 trzonowce góra, 6 trzonowców dół. Twój opis natomiast bardziej mi przypomina atak rekina niż psa. Te "42" można spokojnie wyciąć, a sens zdania pozostanie bez zmian.
Targnąłem się i przetoczyłem po ziemi - targnąć się można na coś lub na kogoś - np targnąć się na swoje życie. W tym zdaniu to troszkę bez sensu.
Nie mogłem uwierzyć jak bezpardonowo zostałem wtłoczony do tej nadekstremalnie rzadkiej sytuacji - tez troszkę tu namieszałeś. Co oznacza słowo "nadekstremalny"? ja bym na Twoim miejscu spróbował to zdanie zbudować od nowa - w bardziej zrozumiały sposób.
królewskim wręcz uniesieniem ręki i dwoma gładkimi słowami: „Spokój, psie.” spowodował - zasady pisowni - kropka niepotrzebna.
K’han-ta, dziewiczej puszczy ciągnącej się przez tysiące wiorst, dla mnie będącej domem, dla was, ludzi, zagadką – wskazał smukłą dłonią bliżej nieokreślony kierunek. - zasady pisowni. Też to było już x razy omawiane. Krótko mówiąc - gdy cześć narracyjna nie odnosi się do odgłosu paszczy mówiącego, na końcu zdania dajemy kropkę i zaczynamy narracje od dużej litery.
Tyle ode mnie. Martinius pewnie wyłapie resztę.
PODSUMOWANIE
Troszkę ciężkostrawne to opowiadanie. Stać Cię na więcej, bo po kilku fragmentach opowiadania (nie, nie - nie tych początkowych

Tym razem - jako zwykły czytelnik - z wielką przykrością mówię temu opowiadaniu NIE. Natomiast nie mówię NIE Tobie, i czekam na kolejny tekst, który mnie zachwyci.
Black.
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."
Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
5
No cóż chłopie, jak dla mnie - przesadziłeś.
Większość megabłędów (że tak sobie przywłaszczę Twój styl) wskazali poprzednicy. Ale żeby nie było tak łatwo, to jeszcze dodam coś od siebie:
"świadomość zagrożenia mojego życia i czułem pompowaną w moim wnętrzu adrenalinę - substancję przetrwania."
Ogólnie: Styl jest ciężki. Zbyt wyolbrzymiłeś to wszystko. Fabuła i pomysł też nie są największych lotów. Mieszanka takiej współczesności i np. druidów rzadko kiedy dobrze wychodzi. Tobie wyszła źle. Ten druid pojawia się nagle, jakby urwał się z innego opowiadania. Jeśli chodzi o błędy to jest ich trochę i to wcale nie mało, jak na tak krótkie opowiadanie. Interpunkcja kuleje. Na plus za to jest wyobraźnia - bo widać, że potrafisz wymyślać i prawie się w tym odnajdujesz. Nad stylem musisz koniecznie popracować. Mieszasz strasznie i używasz niepasujących słów/zwrotów. Najważniejsze, że zdania potrafisz składać, a historię wymyślać - warsztat pisarski jeszcze zdobędziesz. Ćwicz!
Większość megabłędów (że tak sobie przywłaszczę Twój styl) wskazali poprzednicy. Ale żeby nie było tak łatwo, to jeszcze dodam coś od siebie:
Wyrzuć „mega”. Wystarczy samo „mocy”, później i tak piszesz, że potrzebna do „tak wielkiego”. Mega i wielkiego w jednym zdaniu się gryzie. W dodatku tandetnie brzmi „mega moc”.Zacząłem myśleć o mega mocy, która jest potrzebna do uzyskania tak wielkiego natężenia dźwięku.
A może być damski?Przykoksowany tułów, kwadratowy pysk, muskularna szyja i szeroko rozstawione łapy, zza których wyglądał dumny, wielki, męski penis – był to Amerykan Pit Bull Terrier.
Uświadamia.Moje wysportowane ciało każdą komórką uświadomia sobie zagrożenie, a nadnercza produkują ilość adrenaliny odpowiednią, by możliwości organizmu zwiększyły się parokrotnie.
Też mam taką zdolność i wcale nie jest niezwykła. U druidów ważna jest nie sama "zdolność istnienia w zgodzie z naturą", ale umiejętność rozkazywania naturze.Byli to ludzie, którzy z nieznanych przyczyn posiedli niezwykłą zdolność istnienia w zgodzie z naturą.
Dla mnie pozycja klastyczna jest nieco inna. A jeśli chodzi o psa i człowieka to klasyczni jest, jak ten pierwszy siedzi na ziemi, a drugi stoi i trzyma go na smyczy. W dodatku albo "w końcu", albo "na moje szczęście", bo też koślawo to brzmi.W końcu, na moje nieszczęście, znaleźliśmy się w pozycji klasycznej.
Przeciwnik Jamesa Bonda robił to samo, a kobiety Jamesa Bonda łapały przeciwników za jądra.Zepchnięty do totalnej defensywy robiłem to, co niejednokrotnie robił James Bond kiedy po kolejnym przeturlaniu przeciwnik leżał na nim i zaczynał go dusić: chwyciłem przeciwnika za szyję i próbowałem od siebie odepchnąć.
Zapisałbym to inaczej:[...]świadomość zagrożenia mojego życia i czułem pompowaną w moim wnętrzu adrenalinę, substancję przetrwania.
"świadomość zagrożenia mojego życia i czułem pompowaną w moim wnętrzu adrenalinę - substancję przetrwania."
Ło Dżizas. Umieram. Po pierwsze; megaprzekombinowane. Po drugie; "mentalny wytrysk" w zupełności wystarczy. Po trzecie; babol.„Spokój, psie.” spowodował jakiś mentalny wytrysk hektolitrów spermy u morderczego ludojada [...]
Ogólnie: Styl jest ciężki. Zbyt wyolbrzymiłeś to wszystko. Fabuła i pomysł też nie są największych lotów. Mieszanka takiej współczesności i np. druidów rzadko kiedy dobrze wychodzi. Tobie wyszła źle. Ten druid pojawia się nagle, jakby urwał się z innego opowiadania. Jeśli chodzi o błędy to jest ich trochę i to wcale nie mało, jak na tak krótkie opowiadanie. Interpunkcja kuleje. Na plus za to jest wyobraźnia - bo widać, że potrafisz wymyślać i prawie się w tym odnajdujesz. Nad stylem musisz koniecznie popracować. Mieszasz strasznie i używasz niepasujących słów/zwrotów. Najważniejsze, że zdania potrafisz składać, a historię wymyślać - warsztat pisarski jeszcze zdobędziesz. Ćwicz!
6
Pomysł mógłby być ciekawy, ale wykonanie błaga o pomstę do nieba. Wierzyć się nie chce, że tylko jeden babol został zgłoszony do konkursu. Tekst zawiera ich kilka, chociaż trzeba przyznać, że już nie tak widowiskowe jak lider wyścigu na babola lata. Moi przedmówcy uważają, że styl którym piszesz jest ciężki. Opinia ta wydaje mi się dość łagodna w odniesieniu do tego tekstu. "Mentalne wytryski", które nam zaserwowałeś są nie tyle ciężkie,co bełkotliwe. "Głupota w formie fal GSM" sprawiła, że "ultraszybkie neurony" zamiast tworzyć sieć połączeń w mózgu pokonywały setki metrów pod czaszką narratora. W efekcie nie udało się im wygenerować żadnej "superinteligentnej myśli", żadnego "metapoetyckiego obrazu". To czystej wody antyintelektualna sieczka, zbiorowisko słabych metafor i jeszcze gorszych porównań. Czytałem mnóstwo złych tekstów na tym forum, ale żaden z nich nie udawał, że jest czym innym niż chałą. Tu sytuacja jest inna - jeżeli cała narracja jest celowym zabiegiem, próbą odtworzenia nibybłyskotliwych myśli zadufanego w sobie dresa, człowieka, który myśli, że myśli, ale tak mu się wyłącznie wydaje, badź takiego, który ma nadzieję, że nie jest tak głupi jak w rzeczywistości jest, to przyznam, że się udało.
Jeśli natomiast tekst jest napisany na poważnie, to jest bardzo słaby.
Jeśli natomiast tekst jest napisany na poważnie, to jest bardzo słaby.
7
Zgadzam się z przedmówcami, szczególnie z Maladrillem. "Mentalny wytrysk hektolitrów spermy", "męskie penisy" i wszystkie ultra, giga, meta to przeginka. Męczysz czytelnika i sprawiasz, że wszystko brzmi jak pseudointelektualny bełkot.
Środek opowiadania jest lepszy, przy całej akcji z psem stajesz się prawdziwym opowiadaczem historii, a nie zalanym poetą. Potrafisz czasem skonstruować ciekawą metaforę, potrafisz poprowadzić coś ciekawie (geneza pit bulli), masz wyobraźnię. Ogólnie siedzi w Tobie potencjał, ale zasypany jest mieszaniem stylów oraz wspomnianymi wyżej błędami stylistycznymi. Musisz jak najwięcej ćwiczyć.
Końcówka mogłaby być dobra, gdyby była lepiej napisana. Kiedyś, gdy podszlifujesz warsztat, możesz do tego wrócić. Druid mógłby być okej, ale jest źle wprowadzony w świat, zbyt 'z dupy', nienaturalnie, nie pasuje - i nie chodzi tu o konflikt druid - współczesność, bo na pewno da się to przedstawić w interesujący sposób.
Powodzenia w treningu.
Pozdrawiam.
Środek opowiadania jest lepszy, przy całej akcji z psem stajesz się prawdziwym opowiadaczem historii, a nie zalanym poetą. Potrafisz czasem skonstruować ciekawą metaforę, potrafisz poprowadzić coś ciekawie (geneza pit bulli), masz wyobraźnię. Ogólnie siedzi w Tobie potencjał, ale zasypany jest mieszaniem stylów oraz wspomnianymi wyżej błędami stylistycznymi. Musisz jak najwięcej ćwiczyć.
Końcówka mogłaby być dobra, gdyby była lepiej napisana. Kiedyś, gdy podszlifujesz warsztat, możesz do tego wrócić. Druid mógłby być okej, ale jest źle wprowadzony w świat, zbyt 'z dupy', nienaturalnie, nie pasuje - i nie chodzi tu o konflikt druid - współczesność, bo na pewno da się to przedstawić w interesujący sposób.
Powodzenia w treningu.
Pozdrawiam.

"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"