Założyła na głowę kask, wcześniej związując lekko, sięgające nieco poza łopatki barwy dojrzałych kasztanów pofalowane włosy. Na jedną rękę włożyła zimową, acz cienką rękawiczkę- poucinała w niej palce, zostawiając tylko jeden, mały. Nie chciała by ktokolwiek zobaczył, co wyryte ma na paznokciu, substancją, która w kolorze przypominała żywe, połyskujące srebro. Cholera. Nigdy już się tego nie pozbędzie. Już nie powróci do tego, co było kiedyś. Myślała, że to tylko głupie przesądy, przygadywanie i przestrogi dla puszczalskich panienek, że to tylko... „Ksawery” połyskiwał na paznokciu małego palca, jakby szydząc z Leny i doprowadzając ją tym samym do szału. Pięknie się załatwiła- dała sobie wyryć na palcu imię męża, czując się gorzej niż okolczykowane bydło. To znaczyło, że i on, jej jakże wspaniały mąż, ma gdzieś imię swojej żony i jeśli wszystkie te przesądy były prawdziwe- będzie to tatuaż na karku. Że też wcześniej tego nie sprawdziła! Czerwony top, ładnie prezentował się pod czarną, skórzaną kurtką, ciasno opinającą dość pokaźny biust, którego zawsze się wstydziła. Założyła zwykłe, czarne, luźne spodnie, ale i w nich prezentowała się doskonale. Chwyciła za kierownicę i usiadła wygodnie. Mój przyjacielu, przemknęło jej w myślach.
Ruszyła z impetem i już po chwili czuła na ustach smak wolności. Wolność ta nie smakowała jak dawniej. Nie jak wtedy, kiedy jako piętnastolatka, po raz pierwszy wybrała się sama na przejażdżkę. Nie czuła już przyjemności płynącej z odkrywania. Nie potrafiła cieszyć się życiem. Straciła poczucie, że będzie wolna już na zawsze. Teraz w żołądku ciążyło gorzkie poczucie obowiązku. Oddech był słaby, niepełny, czegoś mu brakowało. Po raz pierwszy tak dogłębnie odczuła kaca moralnego. Puściła się. Puściła się z Ksawerym. Nie, żeby kiedyś to ją obchodziło. Śmieszyły ją jałowe gadki o „Najcenniejszym Darze”, o uleganiu facetom, o chęci zaistnienia wśród rówieśników. Nigdy nie bała się seksu. Nie bała się zbliżenia i nie pomyślałaby, że kiedykolwiek tak okropnie poczuje się po pierwszej nocy, spędzonej ze swoim mężem. W jej planach przecież takiej nocy nigdy nie miało być. Nie marzyła o świecach, płatkach róż czy drogim hotelu. Nie marzyła o jachcie na morzu, namiocie w górach... Nigdy nie marzyła o facetach. W ten bliższy czy dalszy sposób. Poczucie winy dawało znać o sobie, jak cholera. Miała nadzieję, że samotność ją od tego uwolni, że robiąc to, co najbardziej kocha, pozbędzie się świadomości strasznej głupoty jaką zrobiła. Nie pomogło. Co więcej, biła się z myślami jeszcze bardziej niż wcześniej, ból był dotkliwszy. Czuła się sponiewierana i wykorzystana. Na własne życzenie. Rzygać jej się chciało, gdy tylko przypominała sobie urywki tego, co wydarzyło się tej nocy. Przed wszystkim próbowała coś wziąć. Krwistoczerwone pigułki na wzrok, żeby się rozmazywało... Błękitne na słuch, żeby nie słyszeć jego szeptu, westchnień, stękania... Nie miała na nie ochoty, piguły nie pomogły. Za silny organizm. Nie poczekała nawet aż zaczną właściwie działać, bo kiedy tylko je połknęła, wiedziała już, że to tylko świetny chwyt dla lasek, które nie są tak silne jak ona. Wcisnęła palce do buzi i przepłukała żołądek. Zwymiotowała kilka razy. Ohyda.
Wiatr uderzał w twarz z siłą spotęgowaną poprzez szybką jazdę. Czy tak właśnie miała wyglądać jej przyszłość? Uciekając z Villetame, podpisując umowę, knując ten cały idealny plan chciała pokazać swoją niezależność. Nienawidziła tego miejsca. Nienawidziła obcego faceta, do którego miała mówić „tato” od siedemnastego roku życia. Nienawidziła mentalności ludzi, którzy tam mieszkali, ich ograniczonych umysłów. Nie żeby bardzo się od nich różniła, po prostu w życiu wybrała inną drogę. Wydawało jej się, że lepszą. Skutki były jednak takie, że dotarła donikąd. Tak właśnie się czuła- Nigdzie. Nie było drogi wstecz ani drogi wprzód. Była szara przyszłość kury domowej, u boku niewiernego męża modela. Zaśmiała się sama do siebie. Może jednak lepsze to niż praca sekretarki w ponurym biurze, może lepsze to niż zakładanie szczęśliwej rodziny na przedmieściach, całe życie hodując dziwaczne zwierzęta i obcierając tyłki dzieciakom. Może było to lepsze od zwykłej samotności, jaką całe życie planowała. Czy samotność można w ogóle zaplanować?
Ujrzała wielki bananowy sad. Zbliżała się. Matka mieszkała niedaleko, kawałeczek dzielił ją od dużego, aczkolwiek skromnego domu w jakim przyszło jej się wychowywać. Dalej zastanawiała się jak powinna zacząć rozmowę. A może żadnej rozmowy nie powinna w ogóle rozpoczynać? Może wystarczy się spakować, krótko pożegnać i wyjść? Z drugiej strony to jednak matka... Nie zawsze przecież było tak paskudnie. W dzieciństwie kupowała jej lizaki, a w czwartej klasie zabrała ją nawet do cyrku. Westchnęła. Dobrze było. Jaka szkoda, że teraz matka nie zawsze ją poznawała. A kiedy nawet jej się to udało, nie była w stanie przypomnieć sobie jej imienia, nie pamiętała ile ma lat. Kiedy ta kobieta w końcu się opamięta? Zaparkowała maszynę w garażu i zdecydowanie ruszyła przed siebie.
***
-Malwina! Malwina!- wrzeszczała i szukając swoich rzeczy, biegała po całym domu.
-Matka!- krzyknęła w końcu i wbiegła do sypialni.
Zaspana kobieta wyczołgała się spod cienkiej kołdry. Obok drzemał jakiś mężczyzna, którego Lena nigdy wcześniej nie widziała. Westchnęła ciężko.
-Wyprowadzam się.- rzuciła spokojnie, patrząc jak kobieta żałośnie stara się ukryć swoje nagie ciało i zasłonić stojące na nocnej szafce narkotyki.
-Ale...- kobiecie udało się w końcu ubrać szlafrok. Patrząc na córkę dużymi, przestraszonymi oczami, próbowała zapanować nad sytuacją.- Ale jak to, kochanie?
Lena tylko beznamiętnie pokręciła głową i wybiegła z sypialni.
Nie miała ochoty wdawać się w dyskusje z matką w takim stanie. Czy kiedykolwiek w ciągu ostatnich lat, widziała ją nie naćpaną, nie opitą lub nie w łóżku z jakimś facetem? Pieprzona nimfomanka i narkomanka. Zaczęła zgarniać ubrania do dużej, czarnej torby. Matka przylazła do pokoju w różowych, zdzirowatych kapciuszkach na nogach.
-Porozmawiajmy, córeczko. Chodzi o jakiegoś chłopca?
Lena zaśmiała się pod nosem i rzuciła:
-Nie, mamo. Chodzi o mnie.- a potem, nie mogąc się powstrzymać, rzuciła jakby mimochodem.- I o mojego męża.
Malwina rzuciła się w stronę córki i chwyciła jej dłoń w swoje chude, żylaste palce. Zdarła z nich oryginalną rękawiczkę. Ściągnęła usta. Zrobiła się czerwona na twarzy, potem gwałtownie pobladła. Ze zrezygnowaniem wypuściła rękę córki i usiadła na jej łóżku.
-Ile ty masz lat, dziecko?- zapytała szeptem.
-Wbrew pozorom nie dziesięć, jak wydaje ci się przez całe życie.- burknęła Lena i założyła rękawiczkę z powrotem.
Matka błędnym wzrokiem wpatrzyła się gdzieś w środek pokoju, udając bardzo zatroskaną i poruszoną. Nie była zła. Po prostu nie nadawała się na wychowankę. Kochała Lenę, ale nigdy nie potrafiła się nią zająć. Nigdy nie umiała okazywać córce uczuć, bo wszystkie spalała na obcych mężczyzn, z którymi chodziła do łóżka. Przeżyła szok, wciąż jednak nie umiała sobie wszystkiego poukładać. Żyjąc w euforii przez całe życie, wspomagając się wszelkiego rodzaju dopalaczami trudno tak szybko zejść na ziemię i zacząć logicznie myśleć.
-Ile razy powtarzałam ci...
-Daj sobie spokój, okej?- rzuciła Lena i obdarzyła matkę chłodnym spojrzeniem.- Wiesz, że to nie ma sensu. Możesz wyjść.
-Wyrzucasz mnie?- Malwina spojrzała na dziewczynę smutno. Poprawiła szlafrok, potem przeczesała ręką czarne, rzadkie włosy sięgające poza ramiona.
-Powiedzmy, że na razie grzecznie proszę, żebyś zostawiła mnie samą. Twój kochanek na ciebie czeka, czyż nie?- zaśmiała się krótko.- No idź. Nie martw się, odwaliłaś już robotę przejętej mamusi.
-Córcia, wiesz, że to nie tak. Ten mężczyzna w sypialni, ja po prostu...
-Po prostu nie mogłaś się opanować?- Lena ścisnęła w ręce kupkę ciuchów, które zamierzała wpakować do czarnej torby. Spojrzała na matkę z irytacją.- Ile razy już to słyszałam? No, ile? To nie tak kochanie, ten pan tam w sypialni... A Zenek co? Nic nie wie? Ma cię w dupie?
-Wie.- westchnęła cicho matka.- Po prostu bardzo mnie kocha.
-Po prostu bardzo kocha tobą poniewierać i żreć za twoją kasę.- ucięła Lena.- Wyjdź, proszę. Wolę wyprowadzić się z domu w niemal ludzkich warunkach.
Kobieta po raz kolejny wykrzywiła smutno twarz, ale posłusznie wyszła z pokoju pozostawiając Lenę samej sobie. Dziewczyna usiadła na łóżku. Zawsze ono było jej jedynym pocieszycielem. Rozejrzała się po pokoju. Pod ścianą leżała tania, elektryczna gitara. Z sufitu zwieszał się duży, płaski telewizor, którego nigdy nie miała ochoty oglądać. Za dużo kłamstw. Nieprawdę mówili o tym i tamtym- że rząd się stara, że cywilizacja. Gówno prawda. Zacofani byli wszyscy, jak cholera. Elektronicznie tak, bardzo posunęli się w czasie. Ale co z rozumem? Czy w czasach kiedy myślą za nas maszyny, my ludzie, musimy zachowywać się jak bezmózgie istoty chodzące po tej ziemi tylko dla konsumpcji, życia (ich zdaniem- pojęcie względne), zabawy...? Pokręciła głową. Gdzieś tam w rogu stała toaletka, której używała tylko wtedy, kiedy zamierzała wyjść na galę rozdania medali. Na randki chodziła rzadko, bo i okazji nie miała wielu, zawdzięczając to zajęciom w armii. Zaciągnęli ją, gdy tylko odkryli jej talent. Harowała przez dłuższy okres czasu jak wół. Szkoła, zajęcia w armii, zajmowanie się matką i utrzymanie w jako takim porządku całego domu. Nie wiązała miłych wspomnień ani z tym domem ani z tamtym okresem czasu. Pokój nigdy nie przypomniał wyglądem pokoju zwyczajnej nastolatki. Na ścianach wisiały plakaty zespołów sprzed wieków, niewiele było takich, których słuchano teraz. Bo i czego teraz słuchano? Techno i house. Dudnienie bez sensu. Dźwięki wyrwane znikąd, przeciągane, wykrzykiwane. Jeśli w piosence pojawiało się choć jedno rozbudowane zdanie, to uznawano ją za przedobrzoną. Seks, narkotyki, nałogi, lizaki, słodycze... Śpiewano o niczym. Zrobili z muzyki pośmiewisko, a ona czuła, pamiętała, jak było kiedyś...
Podniosła się z łóżka i schowała najcenniejsze przedmioty. Jakieś zdjęcia, parę muszli, kilka pamiętników. Nie było tego wiele, ponieważ nie lubiła przywiązywać się do rzeczy materialnych. Bo i po co? Wszystko przemija, wspominanie, rozdrapywanie nie ma sensu. Spojrzała na szafkę. W dużej klatce siedział gruby szczur, uważnie obserwując ją małymi, czarnymi oczkami. Zbliżyła się w jego stronę.
-Maryjusz!- wrzasnęła i włożyła palec do klatki.- Jejku, kochanie. Tak długo się nie widzieliśmy!
Podniosła klatkę i postawiła szczura na łóżku. Jej przyjaciel od blisko dwóch lat. Był gruby, bo prawie wcale nie wychodził z klatki i dostawał dużo jeść. Mimo to, była do niego bardzo przywiązana i rzadko kiedy zostawiała go samego. Zwykle nosiła go ze sobą w małej torebce przewieszonej przez ramię. Westchnęła.
-Maryjuszku, koniec naszych wędrówek. Ksawery raczej cię nie polubi. W naszej umowie jasno było napisane- żadnych zwierząt.
Podniosła klatkę do góry i spojrzała mu prosto w oczy. Odstawiła po raz kolejny i dokończyła pakowanie. Nie miała wielu rzeczy, dlatego też, gdyby nie masa sprzętu elektronicznego, półki, duża szafa i małe łóżko ustawione pod ścianą, pozostawiłaby pokój w zupełnie surowym stanie. Uśmiechnęła się sama do siebie. Ekonomia była jej mocną stroną. Wyznawała zasadę, że lepiej czegoś nie mieć, niż posiadać nadmiar. Rzeczy z których już wyrosła, wrzuciła do otworu w ścianie, który „strawił” wszystko i automatycznie przesegregował. Cóż, musiała przyznać, cywilizacja rozwinęła się również i w tym dobrym kierunku. Wzięła torbę do ręki, a potem przymocowała do niej klatkę z oszołomionym w środku zwierzęciem. Powoli zeszła na dół po śliskich, marmurowych schodach.
-Wychodzę.- rzuciła.-Trzymaj się... mamo.- ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło.
Kobieta skinęła głową, bo kiedy chciała wstać, Lena ruchem ręki nakazała jej zostać tam, gdzie była. Ta, brakowało jej jeszcze tylko naciąganych wyciskaczy łez rodem z „Mody na sukces” (swoją drogą ilość odcinków w tym serialu dawno już przestali liczyć. Pięć wieków chłamu to nie przelewki). Uśmiechnęła się krzywo i wyszła. Coś ścisnęło jej serce, ale pozbyła się tego wrażenia, gdy tylko znowu znalazła się w drodze.
***
Lena... zabrzęczało coś w jej uchu. Lena, Lena! To wiatr? Nic nie słyszała. Aspring! Aspring do cholery, zgłoś się! Tak bardzo się przestraszyła, że kierownica zachwiała się niebezpiecznie. Zjechała na pobocze i ściągnęła kask.
Co jest? Poruszyła wargami- w brodę wszczepiony miała implant, który pozwalał jej na komunikację w nawet najgorszych warunkach. Wystarczyło, że odczyta z ruchu jej warg, co zamierza powiedzieć. Było tak inteligentne, że nie miało prawa pomylić się ani razu- armia wymagała najlepszych technologii, może i starych, ale najlepszych. Tuż przy uchu, urządzenie odbierało sygnał przesyłany przez któregoś z członków armii- co lepsze, Lena odbierała ten sygnał nie blisko swojego narzędzia słuchu, ale w głowie. Wdzierał się w jej umysł niczym nieproszona myśl i siał spustoszenie tudzież nielicznymi momentami podtrzymywał na duchu.
Mamy pokaz w laboratorium.
Lena skrzywiła się mimowolnie i poprawiła rękawiczkę.
Wiem, wiem jak tego nie lubisz. Ale co będzie jak zaserwują nam jakiś środek chemiczny? Sama wiesz, że na chemii opierają się wszystkie bomby, cały...
Skończ, jęknęła cicho dziewczyna i ze zrezygnowaniem dodała: Wiem, że trzeba. Kiedy to? I gdzie? Straszne mam zamieszanie teraz, cholera.
W gmachu. Laboratorium pięćdziesiąte czwarte. Masz jak się tam dostać? Wpaść po ciebie?
Nie, dzięki, Dev. Mam Aiko. Słuchaj, weź im tam powiedz , że trochę się spóźnię, okej? Mają się nie wściekać.
Znowu, Lena? Gdyby mógł z pewnością jego ton wyrażałby reprymendę, ale słychać było w nim jedynie cień zawodu.
Tak, znowu, Dev. Muszę kończyć. Wynocha z mojej głowy.
Bez odbioru, Aspring.
LENA, DO CHOLERY!
Jasne, Aspring. Zaśmiał się cicho. Trzymaj się i nie nawal.
Założyła kask z powrotem i słyszała już tylko jakieś szumy. Wpakowała się na maszynę i podkręciła gaz. Nie wracała do Ksawerego. Miała poważniejsze zmartwienia na głowie. Co zrobi ze swoim szczurem? Cóż za paradoks- gruby, powszechnie uważany za obleśnego szczur, ważniejszy był od ćwiczeń w laboratorium mających na celu zbawienie ludzkości, a nawet od „kochającego” męża, który z pewnością chcąc udobruchać żonę zamówił już jakąś pyszną kolację. Wykrzywiła wargi w pogardliwym uśmiechu. Nie zmienią jej tak łatwo. Znowu będzie tą samą Leną, tą samą kobietą wyzwoloną, co zawsze. Będzie trochę trudniej, jasne, ale ona przecież lubiła wyzwania. A ta sytuacja zapowiadała wyzwanie, jak cholera.
2
Witaj.
Tekst czyta się koszmarnie. Zbite bloki betonu, wyglądające jak styropianowe wypełniacze do kartonów. Nie da się przez taki blok przebić. Podziel to. Dodaj akapity. Nie wszystko naraz. Jeśli zastanawiałaś się, czemu masz ciągle zero komentarzy, to pewnie dlatego.
Skoro o akapity na forum ciężko, porozdzielaj tekst przerwami takimi jak ta u góry. Wprowadź jakiś rytm, a na pewno da się to przeczytać do końca. Na razie wychwyciłem tylko chaotyczny klimat tego strumienia świadomości, ale i to da się wprowadzić, bez walenia w czytelnika betonowym klocem.
Wstaw tekst jeszcze raz, w tym samym temacie, ale podziel go na akapity. Wstaw rytm. Rytm być musi. Przypominasz sobie jakąś książkę, która atakowała by czytelnika takim strasznym blokiem jednolitego, zlanego tekstu? Ja też nie. Bierz przykład.
Pozdrawiam.
Tekst czyta się koszmarnie. Zbite bloki betonu, wyglądające jak styropianowe wypełniacze do kartonów. Nie da się przez taki blok przebić. Podziel to. Dodaj akapity. Nie wszystko naraz. Jeśli zastanawiałaś się, czemu masz ciągle zero komentarzy, to pewnie dlatego.
Skoro o akapity na forum ciężko, porozdzielaj tekst przerwami takimi jak ta u góry. Wprowadź jakiś rytm, a na pewno da się to przeczytać do końca. Na razie wychwyciłem tylko chaotyczny klimat tego strumienia świadomości, ale i to da się wprowadzić, bez walenia w czytelnika betonowym klocem.
Wstaw tekst jeszcze raz, w tym samym temacie, ale podziel go na akapity. Wstaw rytm. Rytm być musi. Przypominasz sobie jakąś książkę, która atakowała by czytelnika takim strasznym blokiem jednolitego, zlanego tekstu? Ja też nie. Bierz przykład.
Pozdrawiam.
3
1. Powtórzenie.[1]Założyła [2]na głowę kask, wcześniej związując lekko[3], sięgające nieco poza łopatki barwy dojrzałych kasztanów pofalowane włosy. Na jedną rękę włożyła zimową[3], acz cienką rękawiczkę[4] - poucinała w niej palce, zostawiając tylko jeden[4], mały.
2. A na co miała założyć? Wyrzuć to.
3. Interpunkcja. Zdanie jest bez sensu. Napisałbym to tak:
"Założyła kask, wcześniej związując lekko sięgające nieco poza łopatki, barwy dojrzałych kasztanów, pofalowane włosy."
4. Zły zapis. Proponuję:
"Na jedną rękę włożyła zimową acz cienką rękawiczkę. Poucinała w niej palce, zostawiając tylko jeden - mały."
Powtórzenie.Nigdy już się tego nie pozbędzie. Już nie powróci do tego, co było kiedyś.
A nie na paznokciu? "Okolczykowane" - takiego słowa oczywiście nie ma. Chociaż uznałbym to za słowotwórstwo, które w tym wypadku pasuje.Pięknie się załatwiła- dała sobie wyryć na palcu imię męża, czując się gorzej niż okolczykowane bydło.
Nic nie rozumiem z przesądami i tatuażem na karku. I, na miłość Boską, czego nie sprawdziła?To znaczyło, że i on, jej jakże wspaniały mąż, ma gdzieś imię swojej żony i jeśli wszystkie te przesądy były prawdziwe- będzie to tatuaż na karku. Że też wcześniej tego nie sprawdziła!
Powtórzenie - rozumiem, że to taki zabieg, ale tutaj wystarczy samo "Nie smakowała jak dawniej." No i cały zwrot "czuć smak wolności" jest przereklamowany.Ruszyła z impetem i już po chwili czuła na ustach smak wolności. Wolność ta nie smakowała jak dawniej.
Powtórzenie.Straciła poczucie, że będzie wolna już na zawsze. Teraz w żołądku ciążyło gorzkie poczucie obowiązku.
To nie jest błąd, ale zapisałbym to inaczej:Oddech był słaby, niepełny, czegoś mu brakowało.
"Oddech był słaby, niepełny - czegoś mu brakowało."
Zaimkoza. "Swoim" wywalić.Nie bała się zbliżenia i nie pomyślałaby, że kiedykolwiek tak okropnie poczuje się po pierwszej nocy, spędzonej ze swoim mężem.
Słabo się to czyta. Inaczej bym zapisał. "ból był dotkliwszy" wydzieliłbym przez myślnik, albo oddzielne zdanie.Co więcej, biła się z myślami jeszcze bardziej niż wcześniej, ból był dotkliwszy.
Jeśli noc już była to "tamtej".Rzygać jej się chciało, gdy tylko przypominała sobie urywki tego, co wydarzyło się tej nocy.
Czemu służą te trzy kropki? Ma być bardziej tajemniczo? E e, nie jest.Krwistoczerwone pigułki na wzrok, żeby się rozmazywało... Błękitne na słuch, żeby nie słyszeć jego szeptu, westchnień, stękania...
Powtórzenie. I zdanie mogłoby być babolem, gdybym miał się siłę śmiać.Nie poczekała nawet aż zaczną właściwie działać, bo kiedy tylko je połknęła, wiedziała już, że to tylko świetny chwyt dla lasek, które nie są tak silne jak ona.
Można się tak czuć? A może "Nigdzie" to imię? Taki skrót myślowy. Że niby ktoś czuje się jak łoś, idiota, ryba w wodzie, to może czuć się jak Ania, Darek czy Piotr. Czuje się jak Nigdzie? Ee. Nie. To też jest błąd.Tak właśnie się czuła- Nigdzie.
Obcierać to można raczej coś. Coś o coś. Czasami obcierają nas buty. Czyli są niewygodne. Słowo raczej negatywne. Do dzieci i tyłka raczej używa się wycierać czy podcierać. Bo to dobre i nie sprawia bólu. Oczywiście zależy od materiału "wycieraczki".[...]całe życie hodując dziwaczne zwierzęta i obcierając tyłki dzieciakom.
Zły zapis dialogów. Pif paf.-Wyprowadzam się.- rzuciła spokojnie, patrząc jak kobieta żałośnie stara się ukryć swoje nagie ciało i zasłonić stojące na nocnej szafce narkotyki.
-Ale...- kobiecie udało się w końcu ubrać szlafrok. Patrząc na córkę dużymi, przestraszonymi oczami, próbowała zapanować nad sytuacją.- Ale jak to, kochanie?
-Wyprowadzam się - rzuciła spokojnie, patrząc jak kobieta żałośnie stara się ukryć swoje nagie ciało i zasłonić stojące na nocnej szafce narkotyki.
-Ale...- Kobiecie udało się w końcu ubrać szlafrok. Patrząc na córkę dużymi, przestraszonymi oczami, próbowała zapanować nad sytuacją.- Ale jak to, kochanie?
„w takim stanie” – nie wiadomo do kogo się odnosi. Tzn. wiadomo, ale można różnie odczytać. Może lepiej: „z matką będąca w takim stanie”?Nie miała ochoty wdawać się w dyskusje z matką w takim stanie.
Ładne. Zrekompensowało mi czytanie. Nadaje się na opis na gadu. Nie żartuje - bardzo ładne.Nigdy nie umiała okazywać córce uczuć, bo wszystkie spalała na obcych mężczyzn, z którymi chodziła do łóżka.
Brzydko. "Było jej jedynym pocieszycielem." - wystarczyZawsze ono było jej jedynym pocieszycielem.
Jak powtarzają się spójniki to przy następnych (za wyjątkiem pierwszego) stawiamy przecinki. I nie ma takiego czegoś jak "okres czasu". Słowo "okres" ma już w sobie czas. Wiec poprawne zdanie: "Nie wiązała miłych wspomnień ani z tym domem, ani z tamtym okresem."Nie wiązała miłych wspomnień ani z tym domem ani z tamtym okresem czasu.
Że kto? Mariuszek może?Maryjuszku
Nielogiczne. Tak długo się nie widzieli, ale był gruby, bo dostawał dużo jeść (pewnie naćpana matka o tym pamiętała). Do tego była (Lena) bardzo do niego przywiązana i rzadko kiedy go zostawiała, ale jednak go zostawiła.Tak długo się nie widzieliśmy!
Takie sztuczne przemyślenia. To tak, jakbym ja myślał o tym odkurzając pokój. Myśli ktoś o postępie cywilizacji?Cóż, musiała przyznać, cywilizacja rozwinęła się również i w tym dobrym kierunku.
"W środku" - wyrzucić. A gdzie niby miało być zwierzę? Na klatce?Wzięła torbę do ręki, a potem przymocowała do niej klatkę z oszołomionym w środku zwierzęciem.
Uff. Koniec. Trochę mnie wymęczyłaś przyznam. Tekst czyta się ciężko. Dużo błędów w interpunkcji i w zapisie. Pełno sprzeczności logicznych. Historia, którą trudno zrozumieć. Zdania zbudowane czasami bardzo oporowo. Z drugiej strony potrafisz zaskoczyć. Masz fajne przemyślenia, czasami jakieś zdanie "złoto" się trafi. Na koniec, gdy zaczyna się fantastyka, opowiadanie staje się interesujące. Mogłaś po prostu od tego zacząć i darować sobie nudne perypetie w małżeństwie. W książce/opowiadaniu będziesz miała jeszcze wiele okazji na przedstawienie historii bohaterki. Spróbuj to zrobić nie tak sucho. Czytaj i pisz. Wiesz co chcesz powiedzieć, ale nie potrafisz tego napisać. Twoją piętą Achillesa jest warsztat. Pamiętaj, że da się go zdobyć.
Pozdro!
4
Wracam do tekstu po miesiącu, od czasu przeczytania pierwszej części. W oczka rzuca się pierwsze zdanie:
Wykonała czynność: założyła kask
Wykonała czynność: związała włosy
Opisujesz kolor włosów i długość
Opisujesz, jak układały się
Wtrącasz porównanie
Zobacz, po rozpisaniu, ile miejsca zajmuje sama interpretacja. Czytelnik, zazwyczaj wędrujący oczami po tekście, zgubi się, albo nic z tego nie wyniesie. Opisy, zwłaszcza personalne, powinny być wplecione w tekst, a nie wywleczone przed tło. One same, powinny być tłem.
Takie niezręczne zdanie pociąłbym i przerobił na:
Związała, sięgające poza łopatki, włosy o barwie dojrzałych kasztanów i włożyła kask.
Straciła poczucie wolności - na zawsze.
Wiatr uderzał w twarz z większą siłą, spotęgowaną szybką jazdą.
-Malwina! Malwina! - Biegała po domu, szukając swoich rzeczy i nawołując koleżankę.
Jeżeli spojrzysz na te zdanie pod kątem poprawności, to imiesłów przysłówkowy (nawołując) jest w tym wypadku powtarzalny (czynność wielokrotna) wobec czego jest odpowiednio ułożony w czasie.
Widząc ją w takim stanie, nie miała ochoty wdawać się w dyskusje.
Teraz ją zastępuje słowo matkę, i dokładnie nakreślasz, że chodzi o inną osobę niż Lena.
Miałem obawy, gdy czytałem Lenę1, obawy, którymi podzieliłem się w poprzedniej weryfikacji. Miałaś kilka dróg do wyboru, i niestety, wybrałaś najgorszą. I nie o fabułę tutaj się rozchodzi, ale podejście do tematu.
Gdybym miał opisać Lenę jako wielką górę, na którą autor chciał wejść, to napisałbym, że wybrał najbardziej strome, niedostępne zbocze - tak właśnie postąpiłaś. Tworząc drugą część poszłaś w stronę konstrukcji psychologicznej i dialogu pomiędzy narratorem a opowieścią: zabieg z goła trudny do wykonania i niestety, nie podołałaś. Co burzy tekst najbardziej, to moralizatorstwo wmieszane w retrospekcję - tego jest za dużo! 1/2 tekstu jest do wycięcia bo ani nie wnosi on nic do akcji, ani nie buduje fabuły - to są suche słowa, których próżno szukać odzwierciedlonych w tekście.
W porównaniu do części pierwszej jest znacznie gorzej - tekst stracił tę lekkość i nośność fabuły, a ugrzązł w pseudo-filozoficznych roztrzęsinach prowadzonych przez narratora. Poza tym kolejną rzeczą jest odejście od samej "przyszłości" aby na koniec fragmentu wrócić weń i całkowicie zniszczyć zamysł - bo ani nie trzymasz się ustalonej ramy z 1 części, ani nie kierujesz tekstu w nowo tworzony nurt psychologiczny, tylko Bach!, wcinasz, jak doklejkę, technologię i przyszłość.
W kontekście całości, mogę tylko napisać, że drugi ukazany fragment jest o kilka stopni niżej, niż prezentowany Lena1 - tak fabularnie, jak i narracyjnie. Nawet Lena, ze stanowczej dziewuchy wydała się "pierdołowata". Zdecydowanie, Lena2 nie podobał mi się.
Rozbudowane, opisowe zdanie jest za długie. Przekazujesz tutaj takie oto informacje:Założyła na głowę kask, wcześniej związując lekko, sięgające nieco poza łopatki barwy dojrzałych kasztanów pofalowane włosy.
Wykonała czynność: założyła kask
Wykonała czynność: związała włosy
Opisujesz kolor włosów i długość
Opisujesz, jak układały się
Wtrącasz porównanie
Zobacz, po rozpisaniu, ile miejsca zajmuje sama interpretacja. Czytelnik, zazwyczaj wędrujący oczami po tekście, zgubi się, albo nic z tego nie wyniesie. Opisy, zwłaszcza personalne, powinny być wplecione w tekst, a nie wywleczone przed tło. One same, powinny być tłem.
Takie niezręczne zdanie pociąłbym i przerobił na:
Związała, sięgające poza łopatki, włosy o barwie dojrzałych kasztanów i włożyła kask.
Poczucie (czegoś - w tym wypadku napisałaś, że wolności) nie odnosi się do tego zdania w sposób bezpośredni. Prawidłowo powinno być:Straciła poczucie, że będzie wolna już na zawsze.
Straciła poczucie wolności - na zawsze.
tutaj zwrócę uwagę na rzecz bardzo istotną dla tego tekstu: piszesz w narracji trzecioosobowej, jednak wiele wtrąceń nie ma przynależności - można to odczytać, że te wstawki dorzuca narrator (ale po co?) albo, że podsumowuje myśli bohaterki (także, po co?) Jednak ja to odbieram w taki sposób, że po prostu miesza ci się narracja i używasz zwrotów przeznaczonych dla bohaterki. Narrator zbyt dogłębnie opisuje emocje (co ważne) Leny, przez co rozmazuje się granica pomiędzy opowiadającym a mówiącym bohaterem.Wcisnęła palce do buzi i przepłukała żołądek. Zwymiotowała kilka razy. Ohyda.
Poprzez - to to samo, co przy pomocy lub przez coś. Tutaj sytuacja wymaga zastosowania połączenia bezpośredniego.Wiatr uderzał w twarz z siłą spotęgowaną poprzez szybką jazdę.
Wiatr uderzał w twarz z większą siłą, spotęgowaną szybką jazdą.
Standardowy błąd: imiesłów przysłówkowy współczesny. Poza tym, rozdzieliłaś go spójnikiem i - co też jest błędem. Poza tymi dwoma, całość jest źle nakreślona. Przerabiasz na:-Malwina! Malwina!- wrzeszczała i szukając swoich rzeczy, biegała po całym domu.
-Malwina! Malwina! - Biegała po domu, szukając swoich rzeczy i nawołując koleżankę.
Jeżeli spojrzysz na te zdanie pod kątem poprawności, to imiesłów przysłówkowy (nawołując) jest w tym wypadku powtarzalny (czynność wielokrotna) wobec czego jest odpowiednio ułożony w czasie.
Na tle wydarzeń, można zapytać się: chodziło o stan matki, czy Leny? Niezręczność tego zdania polega na tym, że zostało skrócone nadmiernie.Nie miała ochoty wdawać się w dyskusje z matką w takim stanie.
Widząc ją w takim stanie, nie miała ochoty wdawać się w dyskusje.
Teraz ją zastępuje słowo matkę, i dokładnie nakreślasz, że chodzi o inną osobę niż Lena.
Miałem obawy, gdy czytałem Lenę1, obawy, którymi podzieliłem się w poprzedniej weryfikacji. Miałaś kilka dróg do wyboru, i niestety, wybrałaś najgorszą. I nie o fabułę tutaj się rozchodzi, ale podejście do tematu.
Gdybym miał opisać Lenę jako wielką górę, na którą autor chciał wejść, to napisałbym, że wybrał najbardziej strome, niedostępne zbocze - tak właśnie postąpiłaś. Tworząc drugą część poszłaś w stronę konstrukcji psychologicznej i dialogu pomiędzy narratorem a opowieścią: zabieg z goła trudny do wykonania i niestety, nie podołałaś. Co burzy tekst najbardziej, to moralizatorstwo wmieszane w retrospekcję - tego jest za dużo! 1/2 tekstu jest do wycięcia bo ani nie wnosi on nic do akcji, ani nie buduje fabuły - to są suche słowa, których próżno szukać odzwierciedlonych w tekście.
W porównaniu do części pierwszej jest znacznie gorzej - tekst stracił tę lekkość i nośność fabuły, a ugrzązł w pseudo-filozoficznych roztrzęsinach prowadzonych przez narratora. Poza tym kolejną rzeczą jest odejście od samej "przyszłości" aby na koniec fragmentu wrócić weń i całkowicie zniszczyć zamysł - bo ani nie trzymasz się ustalonej ramy z 1 części, ani nie kierujesz tekstu w nowo tworzony nurt psychologiczny, tylko Bach!, wcinasz, jak doklejkę, technologię i przyszłość.
W kontekście całości, mogę tylko napisać, że drugi ukazany fragment jest o kilka stopni niżej, niż prezentowany Lena1 - tak fabularnie, jak i narracyjnie. Nawet Lena, ze stanowczej dziewuchy wydała się "pierdołowata". Zdecydowanie, Lena2 nie podobał mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.