Autobus 27 [thiller]

1
Zaraz umrę.
Mam mało czasu żeby wam wszystko opowiedzieć.
Posłuchajcie.
Tiit. Zapiszczał dyktafon.

  Byłem odwiedzić dziadka w szpitalu. Wszystko dobrze, jutro będzie wypis. Pożegnałem się z pielęgniarką i wyszedłem. Ruszyłem w stronę przystanku. Gdyby nie zapach szpitala byłoby to bardzo przyjemne miejsce. Przedmieście, otoczone lasem. Lubiłem szybko chodzić. I chciałem jak najszybciej przestać czuć ten okropny zapach. Przy przystanku rosły sosny. I otaczały go swoją piękną wonią. Zerwałem parę igiełek i powąchałem je. Ale chce mi się palić.
  Wyciągnąłem paczkę L&M i zapalniczkę. Srebrną, na benzynę, z wygrawerowanym lwem. I logiem firmy: Zippo. Zapaliłem. Dym łagodnie wypełnił moje płuca. Dając uczucie odprężenia. Spojrzałem na telefon, była dziewiętnasta pięć. Autobus mam za siedemnaście minut. Mogę spokojnie delektować się papierosem. Na przystanku byłem sam. Bardzo mi to odpowiadało. Nie żebym był egoistą, po prostu nie mam ochoty na towarzystwo. Powoli dopalałem papierosa. Skończyłem i rzuciłem peta za siebie.
  Przyjechał autobus. Był to stary, długi jelcz. W środku były nowe plastikowe krzesła, i pomalowane na żółto rurki. Z uchwytami reklamującymi: play. Wsiadłem pierwszymi drzwiami, i skierowałem się na koniec. Nie spojrzałem na kierowcę.
Szedłem powoli. Ostatnie drzwi zamknęły się. Przyspieszyłem. Przed ostatnie też się zamknęły. Czyżby kierowca myślał, że chce wysiąść? Musze to sprawdzić. Obróciłem się, i bardzo powoli ruszyłem w stronę następnych drzwi. Zamknęły się.
  Zimny podmuch wiatru przeleciał po moich spoconych plecach. Przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz, wystraszyłem się. Zawróciłem i ruszyłem na tył autobusu. Otworzył drzwi znajdujące się najdalej ode mnie. Sądzi, że do nich wstanę. Chce ze mną pogrywać, skurwiel jeden. Patrzałem się w lusterko znajdujące się u kierowcy. Chciałem zobaczyć jego twarz. Nie dało się, widziałem tylko coś ciemnego.
  Pomyślałem, co by było gdyby autobus zamiast w lewo do miasta, skręcił w prawo w las. Taka przerażająca scenka przemknęła mi w wyobraźni. Zacząłem się zastanawiać, co bym wtedy zrobił. Miałem w reklamówce butelkę po oranżadzie. Złapałbym ją za szyjkę i użył jako broń. Otrząsnąłem się.
  Kierowca uruchomił silnik i ruszył. Dopiero teraz zamknął dwoje pierwszych drzwi. Zatrzymał się w połowie zatoczki. Podniosłem wzrok, poczułem drżenie rąk. Serce podskoczyło mi do gardła. Co on robi? Do autobusu wsiadł mężczyzna.
  Był ubrany w skórzaną kurtkę, dżinsy, czarny kapelusz z, pod którego było widać uśmiech. Ironiczny uśmiech. W ręce trzymał nóż. Krótki, około trzech cali. Podniósł głowę lewą stronę twarzy miał pomalowaną na biało. A na ustach namalowany szew. Wyglądał jak straszny klaun. Brakowało mu tylko czapeczki, w której zamiast powieszonych dzwonków, były by małe czaszki.
  Wstałem, poczułem, że muszę oddać kał. Tak jak przed pierwszą bijatyką w szkole. Nieprzyjemne parcie. Czułem je zawsze w momencie stresu, od dziecka.
  Napastnik ruszył w moją stronę. Widocznie nie wystraszyły go moje wymiary: szeroki w barkach, metr osiemdziesiąt wzrostu, na oko sto kilogramów żywej wagi.
  Wyjąłem butelkę i złapałem za jej szyjkę. Reklamówkę rzuciłem na krzesełko. Była teraz pusta i całkowicie nie potrzebna, Byłem przygotowany do ciosu butelką. Zastanawiałem się czy nie zbić jej i nie posłużyć się jak nożem.
  Przypomniała mi się lekcja samoobrony. Jak odeprzeć atak napastnika z nożem. Stanąłem mocniej na prawej nodze, i przyjąłem pozycje do kopnięcia.
  Atakujący zaczął biec w moją stronę, groźnie wymachując nożem. Autobus ruszył. Celowałem, i czekałem, jeszcze chwila, jeszcze dwa kroki, jeden. Kopnąłem go z całej siły w klatkę piersiową. Celowałem w splot słoneczny, by pozbawić go oddechu.
  Przypomniała mi się dalsza część lekcji.
- Takie kopnięcie da nam cenny czas na ucieczkę. - Mówił instruktor. Ale ja nie mam gdzie uciekać. Popełniłem błąd, powinienem dokończyć atak. Nie byłem na tyle zdesperowany. Nie lubię przemocy.
  Klaun wstał, uśmiechnął się. Ruszył na mnie, a autobus gwałtownie przyspieszył. Poleciałem do tyłu. Uderzyłem głową w szybę. Napastnik wziął zamach nożem. Złapałem jego nadgarstek. Miałem szybki refleks. To nie wystarczyło. Uderzył mnie drugą ręką w brodę, i jeszcze raz.
  Butelka wypadła mi z ręki. Z echem uderzając o ziemię. Moje myśli krążyły wolno, jak szybowce pod cumulusem. Teraz wykonałem swój cel.
  Moja pięść celnie uderzyła w splot trzewny. Napastnik stracił na chwilę oddech. Uderzyłem go kolanem w jądra. Babski cios, ale jakże skuteczny. Zaśmiałem się w myślach.
  Miałem nadzieję, że zaraz wyskoczą kamerzyści.
- Mamy cię! - Krzykną wszyscy. I wyleją mi szampana na głowę. Przeproszę kaskadera za cios. I wszyscy będziemy się śmiali. Lecz to działo się naprawdę.
  Poczułem cuchnący, ciepły oddech na twarzy. Wymierzyłem kopnięcie kolanem w nadgarstek przeciwnika. Cios był skuteczny. Nóż wypadł mu z ręki. Następne kopnięcie kolanem w nos.
  Nie lubiłem przemocy, ale umiałem powalić słabszego. Dla mnie słabszy, oznaczało lżejszy. Używałem swojej masy do ataku. Co zgodnie z prawami fizyki, oznaczało większe szkody dla przeciwnika.
  Powaliłem go ciosem z łokcia w tył głowy, wykorzystując przy tym swoją masę. Klaun upadł twarzą na ziemie. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Ja też nie. Wziąłem nóż. Co teraz? Iść do kierowcy? I co dalej?
  Wyjąłem komórkę. Widocznie uszkodziłem ją podczas bijatyki, bo miała wylany ekran. Schowałem do kieszeni, i ruszyłem w stronę kierowcy.
  Autobus zaczął gwałtownie skręcać, hamować i przyspieszać. Chciał mi jak najbardziej utrudnić drogę. Nie dałem się. Mocno trzymając barierek, ruszyłem w jego stronę. Dopiero teraz zaczęła boleć mnie głowa i szczęka. Co to wszystko znaczy? Czemu tamten facet mnie zaatakował?
  Dochodziłem do fotela kierowcy. Poczułem rękę na ramieniu. Klaun wstał. Podszedł do mnie. Kolejny błąd. Nie sprawdziłem go. Obróciłem się w jego stronę. Złapał mnie za szyje. Odruchowo chciałem go uderzyć w brzuch. Niestety miałem w tej ręce nóż.
  Pierwszy raz poczułem jak to jest przecinać człowieka. Ostrze weszło gładko w brzuch. Czułem ciepłą, gęsta plamę krwi spływająca po mojej ręce. Gdyby ostrze miało „zęby” z drugiej strony, nóż wyjął by się razem z jelitami. Pozostawiając mu parę minut życia.
- Wiesz jak zobaczyć wnętrzności pomidorów i buraków? – Powiedział klaun całkiem poważnie. Nie odpowiedziałem. Chciałem go zabić, dokończyć swoje dzieło. Mój pierwszy raz. Zadałem cios powtórnie. Uderzałem w brzuch, nie w splot trzewny, nie płuca, nie serce. Chciałem zadawać ból. Postawić się w sytuacji pana życia i śmierci.
- Wrzucić odbezpieczony granat w pielgrzymkę. – Wyjęczał, uśmiechając się. Zadałem ostatni cios. Klaun upadł na kolana, bo cały czas trzymałem go nożem. Szarpnąłem go w górę. Ostrze wypadło z niego i upadł na ziemie. Odór krwi dotarł do moich nozdrzy. Opadłem na kolana i zwymiotowałem.
  Otrząsłem się. Wstałem i zajrzałem przez szybę na miejsce kierowcy. Nikogo tam nie było. Autobus bez kierowcy dalej jechał. Śliczna sztuczka pomyślałem. Zajrzałem bardziej. Pedał gazu był wciśnięty do połowy. Jechałem w pustym autobusie, bez kierowcy. Gdzie on jest? Wyskoczył podczas bijatyki?
- Możliwe. – odpowiedziałem sam sobie.
  Nie czułem się źle, że zabiłem człowieka. Taka była kolej rzeczy. Albo on zabije mnie, albo ja jego.
  Wywarzałem drzwi do miejsca kierowcy. Przecież autobus mógł w coś uderzyć. Udało mi się je wygiąć. Uderzyłem łokciem w okienko, przez które podaje się biletu zakupione u kierowcy. Odpadło. Zbliżałem się z dużą prędkością do za krętu. Jak nie zahamuje uderzę w drzewa.
  Wsadziłem rękę przez okienko, dobyłem klamki zacząłem ją szarpać. Drzwiczki otworzyły się i poleciałem do tyłu. Czułem ból w barku. Chyba wyrwało mi staw. Musiałem coś zrobić, żeby się nie rozbić. Gwałtownie wstałem i ból przeszedł mi aż do końca dłoni. Krzyczałem. Wszedłem do kabiny kierowcy.
  Zakręciło mi się w głowie. Nie mogłem się skoncentrować. Złapałem się kierownicy. Znów popełniłem błąd.
Autobus gwałtownie skręcił. Wpadł w poślizg. Czułem jak wlewają się we mnie wiadra adrenaliny z nadnercza. Z całej siły wcisnąłem hamulec.
  Byłem dobrym kierowcą. Pojazd nie miał ABS-u. Ująłem hamulca i znów wcisłem go mocniej. Starałem się kontrolować poślizg.
Wypadłem z drogi. Złapałem się mocno kierownicy. Autobus wpadł w drzewa. Czułem jak działa na mnie siła wypadku.
  Nic mi się nie stało. Spojrzałem na swoje spodnie. Zsikałem się ze strachu.
- Kurwa, zeszczałem się ze strachu.
Usiadłem. I gwałtownie wstałem.
- Do tego się zesrałem, jestem ciota jak nic.
  Ogarnął mnie płacz. Minęło dobre piętnaście minut zanim przestałem. Zabiłem człowieka. Teraz do mnie dotarło jakie grożą mi konsekwencje: więzienie. W autobusie było pełno moich śladów. Odciski palców. Wymiociny. Ale co z kierowcą? Gdzie ja jestem?
Jak dostane się na drugi koniec miasta, do domu? Wyszedłem z autobusu. Zostawiłem swoją reklamówkę i butelkę po oranżadzie. I trupa w kałuży krwi.
  Dookoła las i droga. Bardzo przyjemnie, ale tylko w sobotni ranek „na grzybach”. Usiadłem, oparłem się placami o autobus. Zapaliłem papierosa. Wracać w stronę szpitala czy iść dalej drogą. Jak będę wracał większe prawdopodobieństwo że spotkam kierowcę, a nie wiadomo jak wyjdę z następnego pojedynku.
  Ruszyłem dalej drogą. Co chwile oglądałem się za siebie. I to mi pomogło. Widziałem postać biegnącą w moją stronę. Cała na czarno. Z kapeluszem. Wypalonego peta wyrzuciłem.
- Mam nóż stój! – Wywrzeszczałem. – Nie żartuje stój.
  Postać nie zatrzymywała się. Postanowiłem również biec. Biegłem ile sił w nogach. Usłyszałem głośny huk wystrzału. Schyliłem głowę. Puf! Jeszcze jedna kula. Puf! Tym razem przeleciała blisko. Słyszałem jej świst.
  Czułem się jak królik, którego gonią charty, na wyścigach psów. Tak jak dawniej żywy królik, nie mechaniczny. Mechanicznego psy nigdy nie złapią. Żywego: ot za wolno pobiegnie.
  Powoli traciłem oddech. Czułem zmęczenie całego dnia, na moich nogach. Ale biegłem, od tego zależało moje życie. Zobaczyłem w oddali magazyny, albo jakąś hale. Nie wiem. Ważne żeby tam dobiec. Puf! Puf! Puf! Kolejne trzy wystrzały. Jeden trafił w asfalt nie daleko mnie. Kula poleciała gdzieś rykoszetem.
  Liczyłem strzały. Na razie sześć. Ile ma jeszcze kul w magazynku? Dwie? Cztery? Sześć? A może ma jeszcze następne magazynki? Ile razy będę miał jeszcze takie szczęście?
  Dobiegałem do furtki. Nie sprawdzałem czy jest otwarta, przeskoczyłem przez siatkę. Puf! Następny strzał. Drasnął mnie w ramię. Upadłem na ziemię. Nóż wypadł mi z ręki. Nie mam czasu go podnieś. Trzymałem ręką ranę, i pobiegłem dalej.
  Uderzyłem z rozpędu barkiem w drzwi. Otworzyły się i wleciałem do środka. Włączyłem światło i rozejrzałem się. Magazyn, sterty kartonów na półkach. Obok drzwi wiaderko i kanister.
  Tak to mnie uratuje. Zastawiłem pułapkę. Wziąłem kanister i ruszyłem. Mijałem kolejne półki. Doszedłem do ślepego zaułku. Rozlałem benzynę i zrobiłem ścieżkę do mojej kryjówki. Wziąłem z półki dyktafon i kasety. Odsunąłem kartony i schowałem się. Pomyślałem o krwawiącej ranie. Zostawiłem ślady było za późno. On wszedł. Usłyszałem upadające wiaderko. Światło zgasło.


Tiit.
Koniec taśmy.

[ Dodano: Pon 03 Sie, 2009 ]
Kurczę. Sorry za drugi post. Ale miały być akapity, nie ma akapitów chyba że tylko u mnie tak to wygląda. Może coś źle zrozumiałem, nie wiem.

[ Dodano: Pon 03 Sie, 2009 ]
Nie zakończyłem średnikiem ";". Ale ze mnie idiota. Nie wiem co zrobić. Temat można usunąć, to wrzucę jeszcze raz poprawiony.

Łasic: Poprawiłam akapity, co by nam czytelnicy oczopląsu nie dostali ;)
Ostatnio zmieniony pn 03 sie 2009, 16:42 przez adrian_00, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Mylę, że w wieku szesnastu lat uczą już interpunkcji. Niestety, bardzo razi strzelanie przecinkami: tam gdzie powinny być, nie ma ich, a tam gdzie być ich nie powinno, są. Nie wiem, może to jakaś nowa metoda, może podłapane z innych języków. Lepiej by wszyło, gdyby w ogóle nie dać w tym tworze przecinków. Przynajmniej jakiś sens i konsekwencja.

3
Grrr, przed chwilą skasowałam sobie pięknego posta. Trudno, od nowa:

Opowieść jest zapisem słów faceta/chłopaka, który w ostatniej scenie... Czy ktoś, kto ma tak mało czasu, bawi się w szczegóły typu marka zapalniczki? Chyba nie. Ale wystarczy zmienić wstęp, wtedy będzie grało.

Tekst jest bardzo chaotyczny, krótkie zdania bardzo przeszkadzają w lekturze.
Zapaliłem. Dym łagodnie wypełnił moje płuca. Dając uczucie odprężenia.
Można tak: Zapaliłem. Dym łagodnie wypełnił moje płuca, dając uczucie odprężenia.
Albo tak: Zapaliłem, a dym łagodnie wypełnił moje płuca, dając uczucie odprężena.
A jeszcze lepiej: Zapaliłem, a dym łagodnie wypełnił płuca, dając uczucie odprężenia.

Może to zdanie nie jest najpiękniejsze, ale zdecydowanie brzmi jako płynna wypowiedź.

Fabularnie? Pogubiłam się, opowieść przypomina senny koszmar, bez ładu i składu.

I odnośnie wypowiedzi tafennasal - naprawdę musisz być taki arogancki? Wjeżdżanie na wiek autora wydaje mi się conajmniej niesmaczne.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

4
Łasic pisze:I odnośnie wypowiedzi tafennasal - naprawdę musisz być taki arogancki? Wjeżdżanie na wiek autora wydaje mi się conajmniej niesmaczne.
Nie chciałem być arogancki, ale autor musi też szanować czytelnika, a interpunkcja to nie są jakieś mecyje, jak za to ułatwia czytanie. Wrzucanie tekstu, który nagryzmoliło się w krótkim czasie, uważam bynajmniej za niestosowne.

5
Nie chciałem być arogancki, ale autor musi też szanować czytelnika, a interpunkcja to nie są jakieś mecyje, jak za to ułatwia czytanie. Wrzucanie tekstu, który nagryzmoliło się w krótkim czasie, uważam bynajmniej za niestosowne.
A ja całkowicie się z Tobą zgadzam. Tylko kłopot w tym, że z interpunkcją kopie się wielu, a błędy mają zwykle dwie różne przyczyny. Lenistwo albo niewiedza. To drugie jest wybaczalne i do naprawienia. Lenistwa w tej kwestii nie toleruję. Szlak mnie trafia, gdy ktoś na świeżo wrzuca naszpikowany bykami tekst. Ale nie będę z góry oceniać, kto jak pisał. Różne są przypadki i poziomy umiejętności. Dlatego nie krzyczę za błędy, bo przecież nie mogę mieć pewności, jak powstał tekst, prawda?

Pozdrawiam :D
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

7
Jesteśmy tu po to, żeby recenzować teksty, a nie rzucać do autora nieprzemyślanych uwag, typu: "Po co wrzucasz, jeśliś nie łaskaw wcześniej poprawić". Emocje rozgrywają swoją partię szachów. Mądry człowiek to taki, który potrafi powstrzymać je przed kolejnym ruchem, umożliwiając sobie ostateczne zwycięstwo. Szach i mat. Po meczu. Rzecz jasna, jeśli autor notorycznie wrzuca teksty "na gorąco", to czasem trzeba je troszkę schłodzić. Ale też nie przesadzić - nie wylewajmy cysterny wody, wystarczy niepełne wiadro.

A teraz, delikatnym ruchem nadgarstka, przechylam kubeczek lodowatej cieczy. Efekt jest mniej więcej taki:
adrian_00 pisze:Ruszyłem w stronę przystanku. Gdyby nie zapach szpitala byłoby to bardzo przyjemne miejsce. Przedmieście, otoczone lasem.
Zapis dotyczący zapachu wplatasz pomiędzy zdania określające miejsce toczącej się akcji. Co za tym idzie, niekumaty czytelnik - a obaj, Autorze, słyszeliśmy o istnieniu takiego odłamu - nie załapie, czy pachnie tak przy przystanku czy też na ulicach przedmieścia.
adrian_00 pisze:Dym łagodnie wypełnił moje płuca. Dając uczucie odprężenia.
Męczyłem się niemiłosiernie, a teraz nie mogłem przejść obok tego obojętnie. Niepotrzebnie i zupełnie na siłę starasz się rozdzielać jedno zdanie na dwa mniejsze. Rozumiem, że takie jest zamierzenie. Jednak w tej sytuacji zapędzasz się za daleko. Niepotrzebnie.
adrian_00 pisze:Przyjechał autobus. Był to stary, długi jelcz. W środku były nowe plastikowe krzesła, i pomalowane na żółto rurki.
A może po prostu rzuciły się bohaterowi w oko, bo miały charakterystyczny wzór czy coś w tym stylu. Nie musisz się powtarzać, to nadaje tekstowi barwę szarej i suchej narracji.
adrian_00 pisze:Przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz, wystraszyłem się.
To zdanie brzmi zupełnie tak, jakbyś go nie dokończył.
adrian_00 pisze:Teraz wykonałem swój cel.
Jest mi głupio, ale nie rozumiem o co chodzi. Zgubiłem się.
adrian_00 pisze:Wyjąłem komórkę. Widocznie uszkodziłem ją podczas bijatyki, bo miała wylany ekran.
Nie ma takiego czegoś jak "wylany ekran". Ewentualnie "zalany", chociaż mnie kojarzy się to w tym momencie z jednym. Nie powiem jednak tego głośno.
adrian_00 pisze:Autobus zaczął gwałtownie skręcać, hamować i przyspieszać. Chciał mi jak najbardziej utrudnić drogę.
A mnie się wydaje, że chciał utrudnić mu utrzymanie się na nogach, bo "utrudnianie drogi" brzmi tutaj niegramatycznie i tak jakoś bezbarwnie. Zresztą już kolejne zdanie, zaczynające się od "Trzymając się mocno barierek...", potwierdza moją tezę.
adrian_00 pisze:Klaun upadł na kolana, bo cały czas trzymałem go nożem.
A Ty zdajesz sobie sprawę, że to zdanie brzmi okropnie? Nie tyle przerażająco, co po prostu brzydko i tyle. Drobna korekta pogrubionego fragmentu zmieni - myślę - moje tymczasowe odczucia.
adrian_00 pisze:Szarpnąłem go w górę. Ostrze wypadło z niego i upadł na ziemie.
Go? Ostrze czy klowna? Jeśli przyjmiemy pierwszą wersję, to wypada zapytać - w jaki sposób? Za uszy? A tak poza tym - spokojnie z tymi zaimkami!
adrian_00 pisze:Śliczna sztuczka pomyślałem. [1]Zajrzałem bardziej. [2]Pedał gazu był wciśnięty do połowy.
[1] Kolejne zdanie-potwór. To jest, naprawdę, okropne.
[2] Wciśnięty do połowy. Tak sam od siebie? Czy też może coś powodowało, że nie zmieniał swojego położenia? Może jakaś miotła, kij?
adrian_00 pisze:Nie czułem się źle, że zabiłem człowieka.
Naprawdę, ale to n a p r a w d ę masz talent do tworzenia takich kiepskich zdań. Sekundkę, zerknę ile masz lat... Szesnaście. Nie jest za wcześnie, a tym bardziej za późno - weź się do roboty. Kup sobie porządny słownik/poradnik (King, Kres, Pilipiuk) i przeglądnij go kilkakrotnie, jeśli nie chce Ci się dokładnie czytać. To na pewno zaprocentuje. Przed chwilą zabiłem człowieka, jednak nie odczuwałem z tego powodu żadnego, nawet najmniejszego, żalu... - to tylko prosty przykład na to, że można inaczej, co w tym wypadku znaczy - lepiej.
adrian_00 pisze:Wywarzałem drzwi do miejsca kierowcy.
Teraz będę robił to mechanicznie. Przykład pierwszy: Wywarzałem drzwi od strony kierowcy.
adrian_00 pisze:Wywarzałem drzwi do miejsca kierowcy(...) Udało mi się je wygiąć.
Jednak nie jesteś pewien tego, co napisałeś. A napisałeś źle. Na przyszłość zastanów się nad tym, co starasz się uzmysłowić czytelnikowi dwa razy. Potem skonfrontuj to z poprzednimi przekazami. To taka mała i niewinna rada.
adrian_00 pisze:Pojazd nie miał ABS-u. Ująłem hamulca i znów wcisłem go mocniej.
Hamulec...

Nie zdajesz sobie pewnie sprawy z tego, że dalsza część tekstu brzmi jak kompletnie sucha - jak już wcześniej wspomniałem - pozbawiona kolorów dziennikarska relacja pisana przez człowieka, który ma z tym zawodem tyle wspólnego, co niektórzy nasi politycy z piłką nożną. Nie odnajduję żadnego elementu, który zachęciłby mnie do czytania, przeciwnie - próbuję przebić się przez gęste zarośla niepoprawnej interpunkcji i stylistyki. Nie jesteś już dzieciakiem, więc znajomość ortografii i tematów jej pokrewnych powinna Ci być bliska. Nie mniej jednak muszę powiedzieć, że nie odbiegasz od normy - większa część młodzieży ma problemy z poprawnym napisaniem kilku zdaniowego tekstu. Nie mam w zamiarze obrażać Cię. Wręcz przeciwnie - pragnę zachęcić, abyś zaplanował sobie kilka dni w miesiącu, które przeznaczysz na nadrabianie braków z gimnazjum. O podstawówce nie nie wspomnę, bo nie pamiętam, jaki zakres materiału tam obejmował czy obejmuje.

Wspominasz również o "sile wypadku" jaka działała na bohatera. Powiem Ci coś - chodzi o coś zupełnie innego, o siłę uderzenia. To już kolejny błąd z serii "Głupie wpadki Adriana". W tej chwili mam ochotę cisnąć tymi dwoma kartkami w kąt! Ale zacząłem coś, co należy dokończyć i tylko własna duma pozwala mi brnąć dalej. Chcę, żebyś o tym wiedział.
adrian_00 pisze:Powoli traciłem oddech. Czułem zmęczenie całego dnia, na moich nogach.
Przykład drugi, ostatni: Czułem zmęczenie całego dnia w nogach.

Jedyne, co napełnia mnie nadzieją, to końcówka. Co w niej takiego ciekawego, magicznego? Możliwość dowolnej interpretacji. Umożliwiasz czytelnikowi ogląd na wiele płaszczyzn, a na każdej czeka go zupełnie inne rozwiązanie. Ten zabieg - prawdopodobnie celowy - jest najlepszym kołem ratunkowym, jakie rzuciłeś własnemu utworowi. Szczególnie podoba mi się to u Stephena Kinga - on jednak nie musi ratować tego, co raczy wyjść spod pióra.

W którejś partii tego komentarza poleciłem Ci, co powinieneś zrobić celem polepszenie swojego warsztatu. Zastosuj się do tego, a na pewno - ręczę za to - spotkamy się w innych warunkach przy znacznie przyjemniejszym i lepszym tekście.

Trzymaj się!

8
[1]Wyciągnąłem paczkę L&M i zapalniczkę. [1a]Srebrną, na benzynę, z wygrawerowanym lwem. I logiem firmy: Zippo. Zapaliłem. [2]Dym łagodnie wypełnił moje płuca. Dając uczucie odprężenia. Spojrzałem na telefon, była dziewiętnasta pięć. [3]Autobus mam za siedemnaście minut. [3a]Mogę spokojnie delektować się papierosem. [4]Na przystanku byłem sam. [4a]Bardzo mi to odpowiadało. [5]Nie żebym był egoistą, [5a]po prostu nie mam ochoty na towarzystwo. Powoli dopalałem papierosa. Skończyłem i rzuciłem peta za siebie.
Przypadłością tego tekstu jest niepełna narracja pisana słowotokiem. Niepełna dlatego, iż popada w niewymowny kolokwializm. Zabieg, który z pełną krasa mógłby wypalić, ty niweczysz, używając skrótów myślowych. Może i komuś by to odpowiadało, ale jestem zdania, że domieszka mnogości błędów sprawia, iż wszystko zaczyna przypominać miszmasz. Na przykładzie tego zdania:
[1] i [1a] - Oba zdania powinny być jednym ciągiem. Kropka w tym wypadku ucina jedną myśl i opis. Nie potrzebnie wprowadzasz ten podział. Nie potęguję on napięcia, bo jak sam zapewne wiesz, wyciągnięcie owej zapalniczki (jej marka, kolor) nie są sceną akcji, a zobrazowaniem (pedantycznym w tym wypadku) otoczenia i rzeczy.
[2] - Podobna sytuacja co wcześniej. Jedno zdanie rozdzielone kropką. Jeżeli masz obiekcje co do oceny tego, zwyczajnie przeczytaj to na głos - sądzę, że zrozumiesz ten błąd.
[3] i [3a] - Na pierwszy plan wychodzi pomieszanie czasu. O ile nie raz rozumiem zmianę obchodzenia się z czasem, to tego pojąć nie mogę. Raz piszesz mam raz miałem. W pierwszym wypadku nie odpowiada mi to w kontekście całości - wszak jest to opis retrospektywny (o czym piszesz na początku). W drugim wypadku zwyczajnie nie pasuje do pierwszego podejścia.
[4] i [4a] - Ponowne pocięcie zdania. Zwracam uwagę na to, z tego powodu, że jest to ponownie niepotrzebne. Tekst zaczyna być nadmiernie przerywany w miejscu, gdzie powinien ciągnąć czytelnika. Kropki, czasem tak ważne przy budowaniu akcji, zostaw gdzie owa akcja występuje.
[5] i [5a] - Tutaj wspomniany kolokwializm, czyli użycie skrótu myślowego. Nie, żebym był jest zwykłym nie dlatego, żebym był i samo w sobie złe nie jest, ale w połączeniu z po prostu... i zmianą czasu (był/mam) popada w wskazany przeze mnie błąd składni zdania. Oczywiście i w tym miejscu warto było zachować jeden ciąg wypowiedzi.
Patrzałem się w lusterko znajdujące się u kierowcy


Przewidując wspomniany skrót myślowy, domyśliłem się, że ten błąd wystąpi. Jak nie w formie owego skrótu, to w mowie potocznej. Wskazany fragment nie jest poprawny, ponieważ nie patrzasz się, tylko patrzysz. Poza tym, powinno być:
patrzyłem w lusterko
Dlaczego jest to niepoprawne? Otóż, opisując zdarzenia, które ty obserwujesz, możesz napisać, że ktoś patrzył się w coś/na coś, ale Ty po prostu patrzysz na coś/kogoś/w coś.
dżinsy, czarny kapelusz z, pod którego było widać uśmiech
spod którego
Czułem je zawsze w momencie stresu, od dziecka.
I ponowny skrót myślowy. Czuć od dziecka
Nawet, jeżeli było to parcie tak silne, poparte jakimś (wspomnianym) doświadczeniem, warto zaznaczyć, że od tamtej chwili jest ono odczuwalne. Bo czuć od dziecka, to można pot, jak stanie się bliżej.
Miałem szybki refleks
Refleks to szybkość reakcji. Albo może być dobra albo zła. Nie może być szybka szybkość.

Błędów w tym tekście jest cała masa. Nie wiem, czy jest sens je wymieniać.

O tekście: Jego jedynym i niestety, miażdżącym mankamentem jest to, że został poszaprany kropkami. Coś, co u ciebie jest walką u mnie było potykaniem się w składaniu zdań. Zapis zapisem, ale w twoim opowiadaniu jest to monolog człowieka, który właśnie dopełnia swojego żywota. Ile to mogło trwać? Jaki jest sens opisywania tego w tak nierealny dla sytuacji sposób? Jeżeli chodzi o wykonanie, to bardzo nie podobało mi się.

Z pomysłem jest już znacznie lepiej, ale z kolei brakuje tutaj logiki. O ile dyktafon jako forma ostatniej wiadomości mnie przekonał, to "nagranie" w żaden sposób nie oddaje zaistniałej sytuacji. Powodem tego jest: zbyt drobiazgowe zobrazowanie walki, za długi czas gadania bohatera, wtrącenie retrospekcji z treningu. Czy naprawdę uważasz, że człowiek, osaczony, zraniony, do którego strzelano, kwapiłby się na coś takiego? Ja jestem pewien, że nie.

Ogólnie potencjał jest wielki, pomysł dobry, ale wykonanie tragiczne. Mam nadzieję, że wszystkie obiekcje przedstawiłem jasno. Na koniec dodam aspekt czytelniczy: w połowie, jakże krótkiego tekstu, zapomniałem już o początku - ot, zasługa rwanych zdań...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9
A więc będę ćwiczył pisanie. Może kiedyś z pod mojej ręki wyjdzie jakaś perełka. Krótki post, ponieważ czeka mnie dużo pracy nad moim "warsztatem". Dzięki za krytykę zawsze pomaga :P
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”